Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Igor Madej
Pilne!
Igor Madej , 14 lat

Operacja albo usunięcie płuca! Trwa walka o 14-letniego Igora! Pomóż!

Życie naszego syna Igora to nieustanna walka. Walka, którą musiał zacząć, zanim nauczył się chodzić, czy mówić. Tetralogia Fallota to złożona wada serca, którą wykryto u syna zaraz po porodzie. Ostatnie badania wykazały, że lewa tętnica płucna Igora jest niedrożna i grozi mu usunięcie płuca! Jedyną szansą, żeby je uratować, jest wylot do USA na drogą i skomplikowaną operację. Prosimy o wsparcie dla naszego dzielnego syna! Igor przyszedł na świat 3 stycznia 2010 roku. Wszystko wskazywało na to, że jest zdrowym, silnym chłopcem. Niestety szybko radość w naszych sercach ustąpiła strachowi o życie syna… Po kilkunastu godzinach od porodu dowiedzieliśmy się, że syna cierpi na wadę serca o nazwie Tetralogia Fallota i czeka go kilka operacji! Trudno było w to uwierzyć, wiadomość spadła na nas tak nagle, byliśmy w szoku… Żadne badanie w trakcie ciąży nie wykazało nieprawidłowości… Nie mieliśmy jednak wyboru, musieliśmy rozpocząć walkę o życie i zdrowie syna. Już w czwartej dobie po porodzie Igor przeszedł pierwszą operację. Był wtedy taki malutki, taki bezbronny… Niestety zabieg nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. 24 stycznia odbyła się więc kolejna operacja! Synek zniósł ją bardzo źle… Miał ostrą niewydolność oddechową! Przez trzy tygodnie lekarze walczyli o jego życie… Udało mu się przetrwać najgorsze chwile i po dwóch miesiącach od porodu mogliśmy zabrać naszego kochanego synka do domu. Wiedzieliśmy, że nasza walka będzie długa, ale cieszyliśmy się, że w końcu mogliśmy być z naszym Igorem poza szpitalną salą. Na końcu roku wróciliśmy do szpitala. 30 grudnia 2010 odbyła się kolejna operacja. I tym razem nie obyło się bez komplikacji, ale zabieg zakończył się powodzeniem. To nie był oczywiście koniec naszej walki. Synek miał chwilę wytchnienia od kolejnych zabiegów chirurgicznych, mógł skupić się na rozwijaniu swoich umiejętności.  Dokładnie w trzecią rocznicę pierwszego zabiegu odbyła się długo przez nas wyczekiwana korekta wady. Był to dla nas niezwykle trudny dzień, ale wiedzieliśmy, że operacja jest konieczna. Na szczęście szybko mogliśmy głęboko odetchnąć, bo tym razem wszystko odbyło się bez komplikacji i mogliśmy wrócić do domu! W czerwcu 2013 wykonana została jeszcze angioplastyka balonowa lewej tętnicy płucnej. Mogliśmy wreszcie zacząć żyć trochę spokojniej i skupić się na poprawie rozwoju fizycznego Igora. Względny spokój trwał tylko 3 lata. W 2016 roku okazało się, że lewa tętnica nadal jest bardzo wąska, konieczny był kolejny zabieg. Problem stanowił także brak odpowiedniego rozwoju lewej nogi Igora. Badania wykazały, że powodem jest całkowicie niedrożna tętnica! I tak nasz syn po raz kolejny trafił na stół operacyjny… Miał dopiero 6 latek, a za sobą doświadczenia, które trudno byłoby znieść dorosłemu człowiekowi. A to oczywiście nie był jeszcze koniec… W listopadzie 2021 odbyła się kolejna operacja Igora, tym razem była to wymiana zastawki tętnicy płucnej i plastyka lewej tętnicy płucnej. Niestety podczas operacji doszło do uszkodzenia oskrzela! Od tego czasu nie pracuje ono prawidłowo, a Igor już dwukrotnie przebywał w szpitalu z powodu zapalenia płuc. Najgorsza wiadomość przyszła jednak pod koniec zeszłego roku. Lekarze powiedzieli nam, że lewa tętnica płucna całkowicie się zamknęła! Płuco jest ukrwione jedynie przez krążenie oboczne. Jeśli nie podejmiemy dalszych działań, niedługo będzie trzeba je usunąć!  Obecny stan cały czas jest dużym zagrożeniem dla Igora. Podczas zeszłorocznego pobytu w szpitalu przeszedł ciężką infekcję płuc. A wiemy, jak groźne mogą być tego typu zapalenia… Jakby tego było mało, ostatnie badania pokazały, że coś niepokojącego dzieje się również z prawą tętnicą płucną. Zwęża się i też może stać się niedrożna! Ratunek jest jeden. Niestety niewyobrażalnie drogi, ponieważ operacja nie jest refundowana. Jej koszt to ponad 7 milionów złotych! Musimy lecieć do kliniki w Stanford w USA, gdzie najlepsi na świecie specjaliści dokonają operacji rekonstrukcji naczyń płucnych. Da to Igorowi szansę na normalne życie, bez ciągłego zagrożenia…  Sami nie damy rady uzbierać takiej sumy. To niewyobrażalne pieniądze dla zwykłych ludzi, dlatego musimy prosić o pomoc w uratowaniu naszego syna! Chcielibyśmy, żeby mógł żyć jak każdy 14-latek, bez ciągłych wizyt w szpitalach, bez wiecznych ograniczeń, wynikających z choroby. Żeby jego przyszłość nie stała pod znakiem zapytania. Wierzymy, że razem nam się uda! Monika i Darek, rodzice ➡️ Strona Igora na Facebooku ➡️ Licytacje dla Igora (Allegro) ➡️ Licytacje na Facebooku ➡️ Reportaż w TVP3 Wrocław ➡️ Zbiórka dla Igora w gminie Długołęka (od 2:25)

262 770,00 zł ( 3,51% )
Brakuje: 7 208 507,00 zł
Marta Ostachowska
Marta Ostachowska , 17 lat

Skolioza powoduje okrutny ból! Nadzieją zagraniczna operacja! Pomóż!

Czujemy dumę, będąc rodzicami tak wspaniałej dziewczyny, jaką jest nasza córka. Kiedy pierwszy raz wzięliśmy ją w ramiona, zapragnęliśmy, by zawsze była zdrowa i szczęśliwa. Niestety, na jej drodze pojawił się okrutny wróg. Pogłębiająca się skolioza staje się coraz większym zagrożeniem. Marta od zawsze była ambitna. Najlepszym świadectwem tych słów jest mnogość jej zainteresowań. Trenuje gimnastykę sportową, śpiewa, tańczy, pływa. Stara się czerpać z życia jak najwięcej. Nie jest to jednak łatwe. Nasza córka zmaga się ze skoliozą trzeciego stopnia. Choroba szybko postępuje, próbując odebrać jej wszystko, co kocha. Każdego dnia Marcie towarzyszą ogromne bóle pleców. Niegdyś, jedynym sposobem, aby zminimalizować je chociaż na chwilę, było założenie gorsetu ortopedycznego. Wierzyła, że ciężką pracą jest w stanie cofnąć skrzywienie i uniknąć operacji.  Niestety, mimo jej determinacji, skolioza się pogłębiła. Jej dalszy rozwój może spowodować ucisk kręgosłupa na organy. Obecnie noszenie gorsetu powoduje poważne skutki uboczne, jakimi są problemy z oddychaniem i trawieniem. Kiedy Martę atakuje ból, jest zdana tylko na siebie. Bardzo trudno widzieć nam ją w tym stanie. Jedynym ratunkiem jest jak najszybsza operacja. Pomimo swojej sytuacji, Marta jest zawsze gotowa nieść pomoc innym. Podczas rehabilitacji oraz turnusów rehabilitacyjnych mobilizuje inne dzieci do ćwiczeń i walki z chorobą. Tłumaczy im, że nie należy wstydzić się noszenia gorsetu, daje im dużo empatii i nadziei na wyzdrowienie. Jest osobą bardzo wrażliwą, otwartą na pomoc bliźniemu i gotową do poświęceń. Od kiedy pamiętamy, Marta starała się pomagać innym, którzy znaleźli się w potrzebie. Często poświęcała czas, wysłuchiwała i starała się doradzić, pomóc i w razie potrzeby rozwiązać konflikt. Jest zawsze aktywna w środowisku szkolnym i angażuje się w różne inicjatywy. Wszyscy polscy specjaliści, do jakich się zgłosiliśmy, proponują Marcie usztywnienie całego kręgosłupa. W kraju nie ma innej metody leczenia tak postępującej skoliozy. Nie możemy się na to zgodzić. Zabieg odebrałby córce mobilność. Sprawiłby, że nasze dziecko musiałoby na zawsze pożegnać się ze sprawnością fizyczną, bezpowrotnie porzucając swoje pasje. Po latach intensywnych poszukiwań udało nam się znaleźć rozwiązanie. Trafiliśmy do jednej z mediolańskich klinik, gdzie Marta ma szansę na operację metodą, która nie usztywni jej kręgosłupa. Niestety, po fali radości przyszło uczucie smutku i niepewności. Koszt zabiegu jest ogromny. Jeśli zechcecie wesprzeć naszą ukochaną córkę w walce o jej zdrowie i sprawność, będziemy Wam ogromnie wdzięczni. Marta jest na początku swojego dorosłego życia. Skolioza nie może zniszczyć jej marzeń o pięknej przyszłości. Proszę, pomóżcie nam! Rodzice ➡️ Pilna operacja kręgosłupa - licytacje dla Marty

89 080,00 zł ( 19,35% )
Brakuje: 371 185,00 zł
Franciszek i Ewa Oczkowscy
5 dni do końca
Franciszek i Ewa Oczkowscy , 19 lat

Heroiczna walka o życie dzieci! Ta historia brzmi jak koszmar...

Prosimy, pomóżcie odwrócić straszny los… Ewie zagrażają konsekwencje przebytej sepsy, Franka atakuje guz mózgu. Nasze pozostałe przy życiu dzieci potrzebują pilnej konsultacji, dalszego leczenia i rehabilitacji! Nasze dzieci kochamy ponad wszystko, wspierając je, jak tylko możemy i walcząc od ponad trzydziestu lat o poprawę ich zdrowia… Ta walka jest nierówna, naznaczona chwilami zwątpienia i poczuciem ogromnej bezradności. Ostatnio jest też wielka rozpacz, bo w sierpniu w ubiegłym roku umarł nasz najmłodszy synek Jaś… Nie da się opisać, co czujemy. Nie da się policzyć morza wylanych łez. Wiemy już, dlaczego umarł nasz czternastoletni Jaś. Wiemy, dlaczego od urodzenia był tak ciężko chory. Powodem nie była wcale wada genetyczna, z którą się urodził, czyli galaktozemia, jak nam wmawiano, tylko dwie przebyte sepsy… Pierwsza sepsa została spowodowana zakażeniem w chwili urodzenia, kiedy to przez otwarty pępek przy cesarskim cięciu, do maleńkiego organizmu naszego syneczka wdarł się pseudomononas. To właśnie ta niebezpieczna, szpitalna bakteria, namnażając się błyskawicznie, uszkodziła mózg i układ nerwowy Jasia. Dlatego nasz chłopiec nie mówił, nie chodził, nie siedział, nie jadł samodzielnie, cierpiał na napady padaczkowe. Pseudomononas – to wszystko przez niego… To była przyczyna dzieciństwa naznaczonego strasznym cierpieniem… Kolejna sepsa, którą Jaś przebył w 2013 roku była następstwem pierwszej. Agresywna pałeczka ropy błękitnej kolejny raz rozrosła się w wielką kolonię, tym razem czyniąc spustoszenie w płucach i układzie oddechowym. Jaś już nigdy po tym nie mógł oddychać samodzielnie i żyć bez respiratora. Byliśmy przerażeni… Nasz synek gasł w oczach. Nie wytrzymując walki z czasem, nie tolerując trzykrotnie źle dobieranych antybiotyków, chorowały też inne narządy w organizmie małego chłopca. Gdy wdarło się zapalenie wsierdzia, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to właśnie ono będzie przyczyną śmierci naszego syna. Jasiowi podano kilka antybiotyków, zapewniając nas, że stan się ustabilizował. Dziś wiemy, że nie była to prawda. Pozapalne uszkodzenie serca stało się przyczyną śmierci – wykazała to sekcja, która odkryła blizny na sercu oraz aż do 4,5 cm poszerzoną tętnicę nad zastawkami. A galaktozemia? No cóż, nie miała z tym nic wspólnego… Podejrzewaliśmy taki stan rzeczy. Oboje z Tomkiem czytaliśmy przecież o galaktozemii wszystkie możliwe publikacje, jakie były dostępne w Polsce i za granicą. Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym z lekarzami. Niestety nikt nie chciał nam wyjaśnić, co jest przyczyną ciężkiego stanu klinicznego naszego dziecka. Im mocniej domagaliśmy się wiedzy, tym gorzej byliśmy traktowani. Kiedyś odesłano nas nawet na konsultację do szpitalnego psychologa, który miał czelność zapytać nas, po co właściwie chcemy wiedzieć, co dolega naszemu synowi… Szok i niedowierzanie. Choć podjęcie decyzji o przeprowadzeniu sekcji zwłok Jasia było dla nas bardzo trudne, postanowiliśmy zrobić to, po to, żeby nareszcie dowiedzieć się prawdy. Szkoda, że poznaliśmy ją dopiero po śmierci Jasia. Być może, gdybyśmy wcześniej znali przyczynę dolegliwości synka, udałoby się go uratować? To pytanie zostanie z nami już na zawsze. Teraz, kiedy już o wszystkim wiemy, musimy koniecznie pomóc Ewie, naszej jedynej córce, która również jako noworodek przechodziła sepsę. To było trzydzieści lat temu. Czy jesteście w stanie sobie wyobrazić, że jej stan przez dwa tygodnie utrzymywano przed nami w tajemnicy? My, jako młodzi, niedoświadczeni rodzice łatwo dawaliśmy się zwodzić. Nadszedł jednak moment krytyczny, gdy na ciele naszej córeczki pojawiły się wybroczyny. Już nie dało się ukryć, że z dzieckiem jest bardzo źle, że właściwie umiera… W desperacji zażądaliśmy wtedy przetransportowania jej do Centrum Zdrowia Dziecka. Udało się, dzięki temu życie Ewy zostało uratowane, co oczywiście nie oznacza, że skończyły się kłopoty. Żmudne, wieloletnie leczenie i rehabilitacja stało się naszą codziennością. Ewa do dziś mierzy się z różnymi powikłaniami neurologicznymi, ma trudności z mówieniem, drżą jej ręce, w szybkim tempie obniża się mineralizacja kości. Od kilku lat miewa też incydenty tachykardii serca. Leczyliśmy je dotąd u kardiologa w prosty, objawowy sposób. Teraz, mając wiedzę o przyczynie śmierci Jasia, jesteśmy bardzo przestraszeni. Jako doświadczeni rodzice wiemy, że Ewa funkcjonuje gorzej niż inni chorzy na galaktozemię. Dotąd trzymaliśmy się wersji, że to późna diagnoza o wadzie genetycznej jest przyczyna jej kłopotów zdrowotnych, ale teraz nie jesteśmy tego już tacy pewni. A jeśli sepsa uszkodziła także jej serce? Ewa potrzebuje natychmiastowych konsultacji. Ewa chce żyć. Choroba odebrała jej dzieciństwo i młodość. Nie chcemy, by odebrała jej życie… Jest jeszcze nasz Franek – nasz środkowy syn, u którego wykryto guza na podwzgórzu mózgu, przylegającego od tyłu na skrzyżowaniu nerwów wzrokowych… Jest to bardzo niebezpieczne, zagraża możliwości widzenia. Lekarze w Polsce nie chcą Franka operować, gdyż miejsce, w którym guz się umościł, odpowiada za równowagę całego organizmu i jest zaangażowane w wiele procesów neuropsychologicznych. Nasz synek prowadzi więc życie na bombie zegarowej, co jest dla niego i dla nas wszystkich bardzo trudne. Franek już dorasta, ma 17 lat, całe życie przed sobą. Zaczyna jednak coraz lepiej zdawać sobie sprawę z tego w jak ryzykownym położeniu się znajduje, szczególnie, że cierpi też na cukrzycę typu pierwszego, a do tego urodził się bez prawego przedramienia… To wszystko jest dla Franka bardzo trudne. O ile w sposób łatwy mówi o swoim życiu z cukrzycą i funkcjonowaniu bez ręki, dając innym siłę, inspirację i motywację do życia, tak temat guza ucina i wypiera... Tego po prostu jest za wiele. Jak można unieść te wszystkie zagrożenia? Boimy się. Choć bardzo chcielibyśmy już odpocząć, wiemy, że musimy kolejny raz stanąć do walki! Rozwiązań szukaliśmy długo, rozmawialiśmy z rodzicami dzieci o podobnych schorzeniach, całymi nocami przerzucając strony internetowe, poszukując informacji. Znaleźliśmy. Niemieccy lekarze z Tubingen University Hospital, specjalizujący się w leczeniu guzów podwzgórza mózgu, zgodzili się skonsultować Franka. Ewa też znajdzie tam dla siebie odpowiednie leczenie. Pojawiła się nadzieja. Miejsce mamy już zaklepane, cegiełka została wpłacona. Teraz musimy tylko zebrać pieniądze, żeby móc tam pojechać i… wygrać życie dla naszych dzieci. Musimy działać szybko. Liczy się każdy dzień. Pomóżcie nam, proszę, póki dla Ewy i Franka wciąż nie jest jeszcze za późno… Może dzięki Wam będziemy mogli dopisać do naszej trudnej rodzinnej historii, najlepsze z możliwych zakończenie? Może nasze dzieci, dzięki Waszej pomocy, będą żyły długo i szczęśliwie? Rodzice

481 202,00 zł ( 84,57% )
Brakuje: 87 776,00 zł
Milena Dereberya
Pilne!
Milena Dereberya , 13 lat

Mówili, że za 3 dni UMRZE❗️ RAK zabiera życie Milenki - samotna matka błaga o ratunek!

KRYTYCZNIE PILNE! Milenka walczy o życie! Za nią czteroletnia, wyczerpująca walka z nowotworem; dni upływające pod znakiem rozpaczy, bólu i ciągłego zmęczenia. Ostatnie miesiące to po prostu przeprawa przez piekło... Milenka bardzo boi się śmierci. Dziewczynka i jej mama, która wychowuje ją samotnie, błagają Cię o pomoc, by uratować małe życie! Mama Milenki: Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj... Lekarz nie owijał w bawełnę — powiedział, że moja córeczka za 3 dni umrze. Spadałam w przepaść, świat zniknął, przesłoniły go łzy... Nic nie widziałam, nie słyszałam. Padłam na kolana i tak już zostałam. Na kolanach na oddziale intensywnej terapii modliłam się do Boga o szansę na życie dla mojego dziecka! Milenka nigdy na nic nie chorowała... Była taką spokojną, grzeczną, skromną dziewczynką. Zawsze się dobrze uczyła — nigdy nie było mnie stać na korepetytorów, sama wychowuję córkę i 17-letniego syna, a ona sama, bez pomocy, dostała się do bardzo dobrej szkoły i dostawała najlepsze oceny. Kochała rysować, była bardzo aktywnym dzieckiem, zawsze miała wielu przyjaciół i cały czas się uśmiechała... Nie sądziłam, że jej uśmiech zastąpi grymas bólu... W marcu 2019 roku Milenka zaczęła skarżyć się, że bolą ją plecy. Bardzo długo lekarze nie mogli znaleźć przyczyny. Początkowo zakładano, że to choroba woreczka żółciowego. Diagnoza była niestety mylna i Milenka przeszła 2 miesiące nieudanego leczenia. Dopiero kiedy już prawie nie mogła wstać z łóżka, USG wykazało, że całe płuca są zalane płynem. W klatce piersiowej znaleziono ogromny guz. Nawet serce przemieściło się w prawo... Okazało się, że to nowotwór, neuroblastoma w IV stopniu zaawansowania! Wtedy padły te słowa, że Milenka nie przeżyje 3 dni... Chemioterapia rozpoczęła się niemal natychmiast. Nagle oddział onkologii, zapach szpitala, strachu i chemii... Milena poczuła się trochę lepiej, ale lekarze i tak byli kategoryczni —  powiedzieli, że rak jest tak zaawansowany, że córka nie przeżyje nawet roku... Modliłam się o cud... Niewiele pamiętam z tego okresu, tylko czas odmierzany kolejnymi kroplówkami z chemią, obchodami, rozmowami z lekarzem. Córeczka przeszła operację, niestety guza nie udało się całkowicie usunąć. Sprzedałam wszystko, co miałam, nie mamy już mieszkania, nie mamy samochodu... Zabrałam córeczkę do szpitala dziecięcego w Barcelonie, gdzie od lat leczy się dzieci z najcięższymi przypadkami neuroblastomy. Aby ratować życie Milenki, wywróciłam do góry życie syna i własne... Po wielu miesiącach koszmaru nastąpiła wymodlona przez nas remisja. Przez 9 miesięcy byliśmy w domu. Wszystko cieszyło jeszcze bardziej - kawa w fotelu, poranek we własnym łóżku, powrót córki ze szkoły. Niestety w kwietniu 2022 r. nastąpił nawrót – guz ponownie zaczął rosnąć, osiągnął rozmiary aż 10 centymetrów! Chirurdzy musieli rozciąć klatkę piersiową... Przez 5 długich godzin hiszpański zespół kardiochirurgów operował Milenkę; udało im się całkowicie usunąć guz. Lekarze tchnęli życie w Milę, kiedy nie było już na to szans... Niestety sytuacja nadal jest krytyczna. Córka jest w bardzo ciężkim stanie, dostaje immunoterapię połączoną z chemioterapią... Nie jest to leczenie refundowane, a od stycznia jego cena bardzo wzrosła. Jak zobaczyłam nowy kosztorys, niemal straciłam przytomność... Innego ratunku dla Milenki jednak nie ma! Milenka: Moje koleżanki ze szkoły zapytały mnie, jak to jest, mieć raka... Ja czuję się, jakby moje ciało było codziennie torturowane. Cierpienie to nieodłączna część choroby. Po czasie można się do niego przyzwyczaić... Po prostu boli Cię cały czas. Do leczenia znów włączono chemię, a przez ostatni rok mogłam już zobaczyć, jak wygląda życie, kiedy nie musisz co chwilę wymiotować. Po chemii nie mogę wstać z łóżka, nic nie jem, nie mam siły.  Czasem się zastanawiam, jak jest w niebie. Nie pytam jednak o to mamy, bo kiedy raz to zrobiłam, rozpłakała się. Najbardziej boję się, że to już... Że nigdy nie wrócę do domu, że też umrę i nie czeka mnie już nic więcej. Mama Milenki: Od 2021 roku żyjemy z dala od domu. Nie stać nas na to, żeby czasami tam przelatywać. Dostaję zasiłek na chore dziecko — z tych środków kupujemy jedzenie. Serce mi się kroi, bo mój syn jest daleko, ze względu na szkołę jest z moją mamą w domu. Żyją z jej emerytury. Jakkolwiek ciężko by było, nie mamy wyjścia. Milena już tyle zniosła... Przez ostatnie 4,5 roku praktycznie nie wychodzimy ze szpitali. Od czasu wznowy, kiedy rak powrócił i stał się jeszcze bardziej agresywny, wydaje się, że codziennie wchodzi na ring, aby odzyskać prawo do życia... Mama Milenki: Na dalsze leczenie nie mamy już pieniędzy. Tyle lat walki uczyniło nas żebrakami. Rachunek za życie jest ogromny... To jednak nasza ostatnia nadzieja. Błagam Cię o wsparcie mojej córeczki. Proszę, nie odmawiaj nam pomocy! Uratuj moją córeczkę! ➡️ Życie Milenki możesz też uratować przez udział w licytacjach - GRUPA: URATUJ ŻYCIE MILENKI - klik!

5 129 635,00 zł ( 93,42% )
Brakuje: 361 076,00 zł
Szymon Zelent
Pilne!
Szymon Zelent , 2 latka

Życie Szymonka wyceniono na 15 MILIONÓW❗️Pomóż, każda złotówka ma znaczenie...

Diagnoza spadła na nas nagle – zupełnie niespodziewanie. Zburzyła nasze dotychczasowe życie, w które wkradło się mnóstwo strachu, łez i rozpaczy... Walczymy o naszego synka, który cierpi na śmiertelną chorobę – Dystrofię mięśniową Duchenne’a. Nie możemy pogodzić się z tym wyrokiem! Życie Szymonka wyceniono na 15 MILIONÓW! Błagamy o pomoc… Szymonek urodził się w 2022 roku. Rozwijał się prawidłowo i był radosnym i zdrowym dzieckiem. Nic nie wskazywało, że chwilę później nasza szczęśliwa codzienność legnie w gruzach i zastąpi ją dramatyczna walka o życie synka... W czerwcu tego roku trafiliśmy do szpitala, ponieważ Szymek źle się poczuł. Miał biegunkę i wymiotował, dlatego podejrzewaliśmy wirusa lub grypę żołądkową. Sytuacja okazała się jednak inna, o wiele gorsza! Wyniki badań nie podobały się lekarzom, dlatego skierowali nas do innego szpitala w celu pogłębienia diagnostyki. Tam usłyszeliśmy informację, która sprawiła, że nasz świat runął, rozsypał się na kawałki... U naszego małego chłopca stwierdzono śmiertelną chorobę – Dystrofię mięśniową Duchenne’a! Zrobiliśmy badania genetyczne, które tylko potwierdziły przypuszczenia lekarzy. Byliśmy załamani… Każdego dnia wylewamy morze łez, nie możemy pogodzić się z tym, że nasze dziecko jest śmiertelnie chore! Ta choroba wyniszcza cały organizm! Zabija każdy mięsień, jeden po drugim… Nie możemy się jednak załamać, musimy walczyć o życie i funkcjonowanie naszego jedynego synka. Ratunkiem jest terapia genowa, której koszt zwala nas z nóg… To aż 15 MILIONÓW! Sami nigdy nie zdołamy uzbierać tak ogromnych pieniędzy. Jesteśmy zmuszeni prosić o pomoc… Po Szymonku jeszcze nie widać choroby – może chodzić, biegać, skakać, bawić się… Chcielibyśmy, żeby czas się zatrzymał, ale wiemy, że bez leczenia choroba będzie stale postępować, aż doprowadzi do najgorszego... Nie możemy na to pozwolić!! Bardzo prosimy o wsparcie. Tu chodzi o życie naszego ukochanego synka… Sami nie zdołamy go ocalić... Zrozpaczeni rodzice Licytacje - leczenie Szymona Ratujemy Szymonka! - nowytydzień Ratujmy życie małego Szymka! - supertydzieńchełmski

111 110,00 zł ( 0,69% )
Brakuje: 15 846 337,00 zł
Natalia Skrobek
Natalia Skrobek , 38 lat

„Wasz dom się pali!" – ta tragiczna wiadomość przerwała urlop Natalii i Pawła!

Wyjazd na urlop powinien zaczynać się i kończyć przyjemnie. Niestety, w przypadku Natalii i Pawła tak się nie stało. Po wakacjach nie mieli dokąd wracać… Ich dom zajął się ogniem! Tragedia wydarzyła się pod koniec sierpnia. Podczas wyjazdu z przyjaciółmi Natalia i Paweł dostali telefon od swoich sąsiadów, którzy przekazali im wstrząsającą wiadomość. Ich dom w Kozłowej Górze stanął w płomieniach! Według późniejszych ustaleń straży, pożar rozpoczął się od zapłonu falownika paneli fotowoltaicznych i rozprzestrzenił na garaż, a później naruszył dom. Na szczęście na miejscu szybko pojawiło się aż sześć zastępów straży pożarnej i udało się opanować ogień do takiego stopnia, że część domu ocalała. Dla nas, przyjaciół, najważniejsze jest to, że Natalia i Paweł byli bezpieczni i nikt nie odniósł obrażeń podczas pożaru. Straty materialne i koszty psychiczne są jednak ogromne… Ocena zniszczeń wciąż trwa, jednak już teraz wiadomo, że trzeba będzie odbudować w całości dach. Remont generalny będzie wymagał bardzo dużych nakładów finansowych, więc serdecznie prosimy, jeśli tylko możecie, dołóżcie swoją cegiełkę do odbudowy domu Natalii i Pawła. Dziękujemy! Bliscy i przyjaciele

12 607 zł
Marcin Lubieniecki
Pilne!
5 dni do końca
Marcin Lubieniecki , 37 lat

Walczę dla rodziny o każdy dzień❗️Pomóż mi pokonać GUZA MÓZGU❗️

Marcin to mój kochany mąż, a zarazem fantastyczny tata naszego synka Stasia. Nie spodziewaliśmy się, że nasze życie tak bardzo się zmieni, że będziemy musieli podporządkować naszą codzienność pod szpitalne wizyty, gdzie walkę rozpoczniemy z okrutnie trudnym przeciwnikiem – guzem mózgu.  W 2021 roku pojawiły się pierwsze objawy, które zmieniły całkowicie nasze życie. Marcin trafił do szpitala, gdzie miał wykonany tomograf komputerowy, który wykazał zmianę ogniskową w mózgu. Kolejnym badaniem był rezonans magnetyczny, mający powiedzieć, co się dzieje – niestety sami lekarze nie potrafili stwierdzić, z czym mają do czynienia.  Były różne przypuszczenia, że to zapalenie wirusowe lub choroba autoimmunologiczna. Po serii badań i oczekiwaniu na wyniki kolejnym krokiem była spektroskopia rezonansu magnetycznego. Dostaliśmy odpowiedź, że wróg, z którym przyjdzie nam się mierzyć, jest ogromny – GUZ MÓZGU. Skąpodrzewiak anaplastyczny, III stopień złośliwości. To właśnie wtedy zaczęła się walka o życie i sprawność Marcina. Po wielu rozmowach z lekarzami znaleźliśmy specjalistę, który zdecydował się operować męża w Polsce. Zabieg się udał, guz został wycięty... 23 lipca życie postanowiło zadać nam kolejny cios, poniżej pasa, powodujący bezsilność, brak możliwości złapania oddechu i powstrzymania olbrzymiej ilości łez – okazało się, że to glejak wielopostaciowy IV stopień złośliwości – najgorszy z możliwych! 23 marca 2022 roku, po kontrolnym rezonansie, nasz świat ponownie się zawalił... Nastąpiła progresja choroby u Marcina i guz odrósł znacznie większy niż poprzednio oraz pojawiły się nowe ogniska. Byliśmy załamani, ale dzięki Waszemu nieocenionemu wsparciu i pomocy przy poprzednich zbiórkach, 26 kwietnia mój mąż przeszedł operację, która uratowała jego życie!  Oprócz standardowego leczenia w Polsce, czyli chemio i radioterapii, Marcin podjął leczenie lekiem, który jest specjalnym inhibitorem, a jego zadaniem było zatrzymanie tego podstępnego wroga. Przez kolejne miesiące wydawało się, że nowotwór powoli staje się tylko przykrym wspomnieniem, niestety pod koniec sierpnia 2023 roku po konsultacji z jednym z najlepszych neurochirurgów okazało się, że glejak powrócił i znów chce odebrać życie Marcina! Kiedy słyszysz ponownie – guz odrasta – czujesz, że ziemia usuwa się spod nóg… Znowu zadajesz sobie pytanie "dlaczego?" Staraliśmy się żyć normalnie, chłonąć każdy wspólnie spędzony dzień, choć z tyłu głowy zawsze gdzieś była choroba, która postanowiła szybko o sobie przypomnieć… Mieliśmy zaledwie dwa tygodnie, by zebrać środki potrzebne na opłacenie operacji! Czas nie był naszym sprzymierzeńcem. Na szczęście dzięki dobroci Waszych serc szybko udało się zebrać całą sumę! Mój ukochany przeszedł operację, która zakończyła się pomyślnie.  Obecnie trwają konsultacje dotyczące dalszego leczenia onkologicznego. Niemniej jednak równocześnie chcemy kontynuować terapię dodatkowym lekiem, który hamuje rozwój nowotworu. To ten sam lek, który Marcin przyjmował przed wznową, jego cena wciąż jest dla nas nieosiągalna! Choroba zabrała nam plany i poniekąd marzenia, wciąż żyjemy z dnia na dzień, po ciuchu bojąc się, co przyniesie jutro. Każda najmniejsza szansa, że uda nam się uśpić guza jest dla nas nadzieją. Nadzieją i szansą na spędzenie wspólnych dni, tygodni, miesięcy i być może lat... Jedyne czego pragnę to, aby nasz ponad syn Staś miał tatę, który kocha go najbardziej na świecie. Dlatego tak bardzo prosimy o Waszą pomoc! Wiele razy udowodniliście nam, że łącząc siły, możemy zdziałać cuda. Wierzymy, że tym razem, nie będzie inaczej!    Kasia, żona Marcina 🎥  Zobacz poruszający serca film ➡️ Możesz pomóc, biorąc udział w LICYTACJACH

71 467,00 zł ( 58,97% )
Brakuje: 49 722,00 zł
Sofia Kolomytsewa
Pilne!
Sofia Kolomytsewa , 6 lat

DRAMAT – LECZENIE OSTATNIEJ SZANSY❗️Druga wznowa – RAK powrócił!

Druga wznowa!!! RAK powrócił, nie wierzę, że piszę te słowa, ale wczoraj podczas badań kontrolnych okazało się, że w małym ciele Sofii rośnie 3 cm guz, który zabija moją córeczkę… Lekarze mówią, że szansy na wyzdrowienie są, ale nie duże, ponieważ, to już 2 nawrot... Minęły 2 lata po ciężkim leczeniu, po tym horrorze… Sofijka dopiero zaczynała żyć i cieszyć się życiem. Moje serce jest złamane, chcę krzyczeć do całego świata, błagać o pomoc!!! Życie naszej córeczki znów zależy od pieniędzy, bez których nie będzie leczona, a guz nie zatrzyma się i zabierze ją nam na zawsze… Jesteśmy w Turcji, córeczka już zaczęła pierwszy cykl chemioterapii. Szpital wystawił rachunek na ponad 220 000 USD. Zaplanowane są 12 kursów chemioterapii raz radioterapia, leczenie planowane jest na rok. Załączam też nowe zdjęcia córeczki. Lekarze nie dają nam duża szans, ponieważ to już 2 wznowa, leczenie ostatniej szansy!! Miesiąc temu Sofiyka zaczęła gorzej radzić sobie na rehabilitacji, a tydzień temu zaczęła się źle czuć, nie miała sił, nie miała apetytu, leżała i oglądała bajki. Przestała chodzić i poruszać nogami. Każdej nocy budziła się z płaczem i krzykiem z bólu. Moje Serce czuło, że coś się dzieje z córeczką. Minęły 2 lata od zakończenia leczenia onkologicznego i co 3 miesiące Sofiyka przechodziła kontrolę onkologiczną. Wszystko było w porządku, aż do teraz... Przyjechaliśmy do Turcji do lekarza na badania i do końca wierzyliśmy w dobre wieści. Jednak tym razem ich nie dostaliśmy...lekarz poinformował nas, że RAK POWRÓCIŁ... Badania wykazały 3-centymetrowy guz z tyłu szyi, nad płucami Stałam i nie mogłam uwierzyć w to...kolejny raz spadamy w przepaść, w mroczną i przerażającą, pełną cierpienia i łez ...otchłań choroby nowotworowej... Kuracje ciężkimi lekami, zimne mury szpitala, korytarze i sale szpitalne w których z każdego zakątka wychyla się przerażenie, bezsilność, w których oddycha się powietrzem gęstym od ilości cierpienia i wylanych łez. To horror, który już przeżywaliśmy i który nasza mała dziewczynka, nasze jedyne dziecko musi przechodzić po raz kolejny... Dlaczego? Po co? Za co to spotyka naszą niewinną córeczkę? To pytania, na które nie znamy odpowiedzi, pytania, które rozrywają nasze serca na strzępy,  paraliżują ciało i umysł, obezwładniają. Kolejny raz musimy mieć siłę, musimy wstać, podnieść się z kolan i ratować naszą jedyną córeczkę. Lekarz powiedział, że jest szansa i musimy zrobić wszystko, aby ją wykorzystać... Dlatego nie możemy wracać już do domu, musieliśmy zostać w klinice i jak najszybciej rozpocząć leczenie, bo guz rośnie i zabija naszą jedyną córkę... Nie mamy nic, nie mamy czasu, nie mamy funduszy na opłacenie leczenia... Wszystko, co mieliśmy, zostało wykorzystane na rehabilitację Sofii. Tak bardzo wierzyliśmy w to, że rehabilitacja przyczyni się do sprawności naszej córeczki, że Sofia zacznie chodzić samodzielnie. Teraz wszystkie plany i marzenia runęły, odeszły w bliżej nieznaną przyszłość... Kolejny raz, stajemy do ciężkiej walki z bardzo trudnym przeciwnikiem jakim jest rak... Potrzebujemy Waszej pomocy, potrzebujemy pomocnej dłoni, potrzebujemy wsparcia i słów otuchy. Każda mama mnie zrozumie, teraz w moim sercu jest przepaść, ale muszę i będę silna dla mojej Sofijki, nie chcę, żeby widziała moje łzy i pytała, co się stało. Jak powiedzieć 6-letniemu dziecku, że aby ŻYĆ, musi ponownie, po raz 3 przejść przez to piekło?! Prosimy, dajcie szansę naszej Sofijce, bo zależy ona tylko i wyłącznie od tego czy pomożecie nam zebrać te ogromne pieniądze. Od tego ile osób o cudownych sercach stanie z nami w szeregu do tej walki... Sami jesteśmy bezsilni, a z Wami wszystko jest możliwe. Rodzice

559 075,00 zł ( 59,71% )
Brakuje: 377 095,00 zł
Julia Sławińska
Pilne!
Julia Sławińska , 3 latka

Milczy, choć chciałaby mówić... Pomóż pokonać zespół Retta❗️

Choć mówiły, teraz nie są w stanie wypowiedzieć słowa. Choć próbowały chodzić, choroba uwięziła je we własnym ciele. Są zagubione, błagalnym wzrokiem szukają pomocy, chciałyby żyć jak zdrowie dzieci. Milczące anioły – tak nazwano dziewczynki, które walczą z zespołem Retta. Wśród nich jest mała Julia – moja córeczka zdiagnozowana zaledwie kilka miesięcy temu.  Przez pierwszy rok życia byliśmy przekonani, że mamy zdrową córeczkę. Julia była jak inne dzieci – wesoła, ciekawa świata, pełna energii. Siadała, raczkowała, powoli uczyła się chodzić. Nic nie wzbudzało naszych podejrzeń, aż do tej jednej nocy, która już na zawsze odmieniła nasze życie… W środku nocy Julka zaczęła nagle się dusić. Nie mogła złapać oddechu. Wpadłam w panikę. Natychmiast wezwałam pogotowie. Trzymając Julkę w objęciach zobaczyłam, że robi się sina. Pomyślałam, że do czasu przyjazdu karetki Julka nie da rady, że odejdzie… Rozpoczęłam resuscytację. Do dziś nie potrafię opisać słowami, co wtedy czułam… Strach, lęk, przerażanie. Trudno mi wracać do tej chwili. Na szczęście córeczka do nas wróciła. Zabrano nas do szpitala pod dalszą obserwację. Niestety po tym wydarzeniu coś się zmieniło. Julka była inna… Bardziej osłabiona, mniej kontaktująca – zmieniła się. Początkowo myślałam, że to wina niedotlenienia mózgu. Lekarze nie podali mojej córce tlenu, gdy trafiłyśmy do szpitala. Z przerażeniem obserwowałam, jak Julka się zmienia w zupełnie inną dziewczynkę… Niestety, wykonane badania nie potwierdziły moich przypuszczeń i nie dawały odpowiedzi, co jest przyczyną. Skierowano nas do neurologa, który zasugerował zrobienie badań genetycznych. Diagnozę – zespół Retta – otrzymaliśmy w styczniu tego roku, po prawie 2 latach poszukiwań. W tamtym momencie to były dla nas dwa słowa, które nic nam nie mówiły. W tamtym momencie nie zdawaliśmy sobie jeszcze sprawy, z czym się mierzymy… Zespół Retta to bardzo rzadka choroba genetyczna. Dotyka wyłącznie dziewczynki, zamyka je w sobie, odbiera rodzicom. Chore dzieci tracą wszystkie nabyte umiejętności, pojawia się duży regres. Tracą wszelką sprawność fizyczną, kontakt z otoczeniem. Ich ciało musi walczyć z szeregiem problemów – kłopoty z oddychaniem, ataki padaczkowe, drgawki, choroby serca.  Dopiero gdy poznałam, czym jest ta choroba zaczęłam zauważać u Julii wiele nowych objawów. Kołysanie się, machanie rączkami, usilne wkładanie paluszków do buzi, brak koordynacji ruchowej czy wyrywanie własnych włosów.  To okrutna choroba, którą w tym momencie może spowolnić tylko jeden lek na świecie dostępny w USA. Ten lek to obecnie jedyna nadzieja, dla małych aniołków. Skutecznie nie dopuszcza do dalszego regresu, napadów padaczkowych i innych skutków choroby. Lek podawany jest w formie syropu, a jego dawkę oblicza się na podstawie wagi dziecka. Niestety trzeba za niego zapłacić niebotyczną cenę – jeden dzień leczenia kosztuje około 4 tysiące złotych. Jeden, a takich dni będzie naprawdę wiele… Gdy dziecko po raz pierwszy przyjmie dawkę NIE MOŻE już przerwać leczenia. Gdyby tak się stało nastąpi ogromny regres odzyskanych umiejętności i bardzo poważne konsekwencje. Lek ma pomóc Julce i innym dzieciom dotrwać do terapii genowej, nad którą obecnie trwają bardzo zaawansowane prace. Terapia będzie dla nas ogromną szansą na pokonanie choroby na zawsze, ale to może stać się dopiero za kilka lat... Nie wiemy, kiedy zostanie dopuszczona.  Musimy zapewnić Julce przynajmniej trzy lata leczenia, co wiąże się z ogromną sumą – zdecydowanie poza naszym zasięgiem. Nigdy nie będziemy w stanie zgromadzić tak wielkich pieniędzy, dlatego to Wasze wsparcie jest dla nas ostatnią nadzieją.  Proszę, błagam o każdą pomoc! Lek zatrzyma chorobę, a Julka będzie miała szansę zawalczyć o swoje życie. Jeśli możesz nam pomóc będę Ci bardzo wdzięczna. Każda złotówka ma znaczenie! Izabela, mama Julki ➡️ Licytacje dla Julki z zespołem Retta ➡️ Śledz losy Julki na TikTok ➡️ Nadia pomaga Julci chorej na Zespół Retta ❤️

258 955,00 zł ( 3,47% )
Brakuje: 7 187 853,00 zł