Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mariusz Wilk
Pilne!
Mariusz Wilk , 45 lat

Jedyna nadzieja, by wyrwać się ze szponów nowotworu❗️Proszę o wsparcie❗️

Nowotwór to nieproszona zjawa wdzierająca się na scenę, którą jest życie chorego. Bezlitośnie rzuca cień na każdy jego aspekt. Jest bezgłośnym drapieżcą wbijającym swoje szpony w ciało ofiary, siejąc w nim wielkie spustoszenie. Każdy zakamarek umysłu wypełnia mrokiem, odbierając radość, spokój oraz resztki nadziei. Codzienność z tą chorobą staje się walką na śmierć i życie. Światła na tej scenie gasną, a pozostaje tylko ciemność i jedno kluczowe pytanie... Czy czeka mnie śmierć?  Był rok 2020. Moje życie toczyło się spokojnym rytmem u boku żony i trójki wspaniałych dzieci. Dom, praca, praca, dom. Czas płynął swoim tempem, a ja cieszyłem się z obecności bliskich. Mijał tydzień za tygodniem w sielskiej atmosferze. Mógłbym porównać ten czas do ciepłego niedzielnego popołudnia. Niestety trwało to do momentu, gdy z moim zdrowiem zaczęło się dziać coś niedobrego... Trafiłem wtedy pod opiekę specjalistów. Po licznych badaniach jak opuszczenie gilotyny usłyszałem słowa, diametralnie zmieniające życie całej naszej rodziny – choruje Pan na nowotwór złośliwy jasnokomórkowy lewej nerki...  Pomyślałem wtedy, że to koniec mojego sielskiego życia, radości z zabawy z dziećmi, wspólnych wakacji i bycia podporą rodziny... Poczułem się bezbronny w obliczu choroby, ponieważ szpony nowotworu rozrywają marzenia, a ciężar jego obecności przygniata serce. Miałem wtedy wiele sprzecznych myśli w głowie od rezygnacji i strachu po wielką siłę walki. Kiedy po diagnozie przyglądałem się mojej rodzinie, poczułem, że nie mogę ich zostawić i zrobię wszystko, co w mojej mocy, by być przy nich jak najdłużej. Postanowiłem działać. Musiałem poddać się operacji usunięcia nerki, co było pierwszym krokiem w mojej walce z chorobą. Przez kolejne lata po operacji żyłem w ciągłym strachu i niepewności, regularnie poddając się badaniom kontrolnym. Niestety, w kwietniu tego roku, podczas rutynowej tomografii komputerowej, usłyszałem coś, co brzmiało jak wyrok – przerzuty do płuc i węzłów chłonnych śródpiersia. Jak się wtedy poczułem? Bezradny i zmęczony ciągłą walką o zdrowie... Tym bardziej że podjęcie paliatywnego leczenia chemioterapeutycznego, niestety nie przyniosło oczekiwanych efektów. Każdy dzień jest bólem fizycznym i emocjonalnym, a niepewność o przyszłość mojej rodziny paraliżuje całe ciało.  Konsultowałem moją sytuację z najlepszymi specjalistami onkologii w Polsce oraz za granicą. Wszyscy są zgodni, że moją JEDYNĄ NADZIEJĄ na zatrzymanie choroby i przedłużenie życia jest leczenie immunoterapeutyczne w klinice w Niemczech. To ostatnia szansa, aby móc dalej być ojcem i mężem, który z dumą patrzy, jak dorastają jego dzieci. Niestety, koszt tego leczenia jest dla mnie nieosiągalny. Pierwszy etap terapii to suma, której nie jesteśmy z żoną w stanie samodzielnie zgromadzić. Dlatego zwracam się  do Was z ogromną prośbą o wsparcie.  Pomóżcie mi walczyć o życie, abym mógł dalej czuwać nad przyszłością najbliższych. Wiem, że jeszcze nie nadszedł mój czas. Póki tli się nadzieja, będę walczył do końca. Dla żony i moich ukochanych dzieci... Mimo że wróg jest wyjątkowo silny, nie dając za wygraną, wierzę, że razem możemy go choć trochę obezwładnić i przywrócić odrobinę światła tam, gdzie on sprowadził ciemność. Mariusz

33 725,00 zł ( 8,3% )
Brakuje: 372 286,00 zł
Gaja Starecka
Pilne!
Gaja Starecka , 2 latka

Straszna choroba odbiera nam córeczkę❗️Gaja walczy z zespołem Retta – POMÓŻ❗️

Jestem dorosłym facetem – nie powinienem się bać, ale od kilku dni umieram ze strachu, że nie zdążę na czas… 20 maja 2022 roku na świat przyszła Gaja. Piękna, zdrowa dziewczynka – nasz długo wyczekiwany skarb. Choć od 5 lat jesteśmy rodzicami Olka, Gaja wniosła do naszej rodziny jeszcze więcej miłości i radości. Nie wiedziałem, że można tak kochać… Nie mogłem uwierzyć w moje szczęście – czułem, że mam już wszystko.   Byliśmy pewni, że córeczka jest zdrowa. W takim przekonaniu żyliśmy 9 miesięcy… Z czasem zaczęliśmy zauważać, że Gaja nie rozwija się, tak jak powinna. Nie próbuje siadać, nie umie raczkować ani pełzać. Jej stan zaczęliśmy konsultować z lekarzami, ale wciąż słyszeliśmy to samo. Mówiono nam, by dać córeczce czas, uspokajano, że nic złego się nie dzieje. Dziś wiem, że już wtedy choroba pustoszyła jej malutki organizm… A my żyjąc w niewiedzy, nie mogliśmy jej pomóc…   Od kiedy pojawiły się problemy ruchowe, Gaja pozostawała pod opieką fizjoterapeutów. Wspieraliśmy jej rozwój, jak tylko potrafiliśmy. Ale nie działo się nic… Ćwiczenia niewiele zmieniły. Szukaliśmy więc dalej, co może być powodem tak dużych problemów. Niestety, przez kolejne miesiące odbijaliśmy się od drzwi lekarzy. Córeczka miała już rok i trzy miesiące, a wciąż nie potrafiła chodzić. Próbowała raczkować, ale bardzo niechętnie i nieumiejętnie. Zrozumiałem, że to niemożliwe, by bez powodu na tym etapie nie potrafiła jeszcze tak wielu rzeczy…   Neurolodzy nie widzieli w jej wynikach nic złego. Spotykaliśmy się z niezrozumieniem. Podejrzewaliśmy, że problem może leżeć głębiej. We wrześniu chcieliśmy zrobić badania genetyczne. Niestety, moja żona usłyszała, że powinna leczyć się psychiatrycznie. Zdaniem lekarza doszukiwała się na siłę choroby u zdrowego dziecka. Ale kto znał lepiej Gaję niż my – jej rodzice, niż jej mama? Wiedzieliśmy, że coś jest nie tak…   Pewnego dnia natrafiliśmy na zbiórkę Lenki – dziewczynki z zespołem Retta. Czytaliśmy opis z zapartym tchem – to było, jakbyśmy czytali własną historię. Z każdym słowem rozumieliśmy, że naszej córeczce może dolegać to samo…   W grudniu na własną rękę zrobiliśmy kosztowne badania genetyczne WES, które miały to albo potwierdzić, albo wykluczyć. Na wyniki czekaliśmy do zeszłego wtorku. Przez ten czas stan Gajuni drastycznie się pogorszył. Można powiedzieć, że utraciliśmy córkę.   Gaja nie reaguje już na imię, z trudem łapie kontakt wzrokowy, jej oczka bezwiednie uciekają, zezuje. Nie rozumie, gdy się do niej mówi, często nie zwraca na nas uwagi. Prawie nie raczkuje, niekontrolowanie macha rączkami. Traci wszystkie wypracowane umiejętności. Moja ukochana córeczka znika z dnia na dzień, a ja stoję obok i nie mogę nic zrobić…   Wyniki potwierdziły najgorsze przypuszczenia – u Gai stwierdzono zespół Retta. Gdy pomyślę o tym, jak wiele cennego czasu straciliśmy, pęka mi serce. Gdybyśmy szybciej posłuchali naszej intuicji i zrobili badania już we wrześniu, być może nie doszłoby do takiego regresu. Nie potrafię się z tym pogodzić… Po prostu nie umiem.   Zespół Retta to bardzo rzadka choroba genetyczna, trudna do zdiagnozowania. Dotyka wyłącznie dziewczynki, zamyka je w sobie, odbiera rodzicom. Chore dzieci choć często potrafiły już wypowiedzieć pierwsze słowa, nagle tracą zdolność mowy, choć próbowały chodzić, tracą wszelką sprawność fizyczną… Ich ciało musi walczyć z szeregiem problemów – kłopoty z oddychaniem, ataki padaczkowe, drgawki, choroby serca. Z pozornie zdrowych dziewczynek zostają uwięzione we własnym ciele…   Patrzę na Gaję i pęka mi serce. Moja mała córeczka, nasz promyczek, zawsze taki uśmiechnięty… Dziś nie wie, co się dzieje, jest bardzo zagubiona. Choroba postępuje drastycznie – to również potwierdzili lekarze. Gaja zaczęła mieć napady padaczkowe. To bardzo niebezpieczne, ponieważ niosą one ryzyko zmian w mózgu… Na ten moment możemy powstrzymać rozwój choroby tylko w jeden sposób – podając horrendalnie drogi lek dostępny wyłącznie w Stanach Zjednoczonych. Lek produkowany jest w formie syropu, a jego dawkę oblicza się na podstawie wagi dziecka. W ciągu dnia Gaja powinna przyjąć 50 ml syropu, co kosztuje 1050 dolarów. Jeden dzień leczenia naszej córeczki będzie kosztować około 4200 zł. Jeden dzień…   A takich dni będzie znacznie więcej. Jeśli podamy Gai pierwszą dawkę, nie możemy pominąć już żadnej dawki. Od tego momentu Gaja po prostu NIE MOŻE przerwać leczenia. Musi przyjmować lek aż do momentu przyjęcia terapii genowej, która obecnie jest w bardzo zaawansowanym stadium badań.   Obecnie lekarze pracujący nad terapią podają już testowo lek dziewczynkom w Stanach Zjednoczonych. Wyselekcjonowany gen dostarczany do płynu mózgowo-rdzeniowego za pośrednictwem odpowiedniego wirusa zastępuje ten wadliwy, co całkowicie zatrzymuje postęp zespołu Retta. Wyniki są bardzo obiecujące! Terapia genowa jest ogromną nadzieją dla nas wszystkich…   Nie wiemy, jednak kiedy zostanie zarejestrowana. Do tego czasu musimy utrzymać Gaję w jak najlepszej formie. A to oznacza podawanie niewyobrażalnie drogiego leku, który co miesiąc będę musiał przywozić ze Stanów Zjednoczonych i równoczesne stosowanie wszelkich dostępnych form terapii wspomagającej, jak fizjoterapia, ukierunkowana rehabilitacja, zajęcia z neurologopedą. Do tego dochodzą regularne wizyty u wielu różnych specjalistów z zakresu neurologii, kardiologii czy gastrologii, bo zespół Retta powoduje spustoszenie w całym organizmie. Choroba rozwija się niezwykle szybko i podstępnie, a my jesteśmy świadomi, że Gajeczka musi przyjąć pierwszą dawkę leku w trybie natychmiastowym. Roczny koszt leczenia oscyluje w granicy 380 tys. dolarów! A koszt ten będzie rósł wraz z jej wagą. Przewidujemy, że leczenie może potrwać nawet 3 lata… Nigdy nie będę w stanie zgromadzić tak wielkiej sumy pieniędzy… Są to kwoty zwyczajnie nieosiągalne. Ale mimo wszystko, my nie tracimy nadziei, że uda się zgromadzić te środki, bo przecież walczymy o największą ze wszystkich wartości – życie naszego dziecka.   Nasze serca zawsze były otwarte na innych. Mamy nadzieję, że dziś, gdy sami znaleźliśmy w tak trudniej sytuacji, możemy liczyć na Wasze wsparcie…   Ja – tata chorej Gai, jej mama i starszy braciszek prosimy z całego serca o pomoc. Jeśli chcesz nas wesprzeć, ale zastanawiasz się, czy Twoja wpłata cokolwiek zmieni – zapewniam, że tak. Będziemy wdzięczni za każdą złotówkę. Proszę, opowiedz moją historię komuś bliskiemu, udostępnij zbiórkę w internecie, tak by dowiedziało się o niej jak najwięcej osób. Chciałbym usłyszeć, że to wszystko nieprawda. Chciałbym, by Gajunia była zdrowa, a diagnoza lekarzy to wielka pomyłka… Chciałbym po prostu się obudzić, a to wszystko, żeby okazało się koszmarem. Proszę, pomóż mi zawalczyć o moją córkę…  Adam – tata Gai, Julia – mama i Olek – starszy brat ➡️ Śledź losy Gai na Facebooku! ➡️ Zbiórkę Gai możesz także wspierać poprzez LICYTACJE! ✍🏻 dziendobry.tvn.pl - Mała Gaja walczy z zespołem Retta. Rodzice apelują o pomoc. "Nie mamy czasu" ✍🏻 WP parenting - "Ma syndrom "milczącego aniołka". Lekarz wysyłał mamę do psychiatry" ✍🏻 Fakt.pl - Podstępna choroba zamienia Gaję w "milczącego anioła". "A ja stoję obok i nie mogę nic zrobić…" ✍🏻 Onet - Gaja jest "milczącym aniołem". Potrzebuje kosztownej terapii. Ty też możesz pomóc! 🎥 Fakt: Materiał wideo na temat Gai 🎥 Dwuletnia Gaja cierpi na zespół Retta. Dzienna dawka syropu, który trzyma ją przy życiu, kosztuje 5000 złotych! ➡️ Gaja walczy z Zespołem Retta - TV Republika ➡️ Dzień Dobry TVN – "Milczące aniołki". Bez leczenia mała Gaja przestanie chodzić i mówić. Rodzice proszą o pomoc ➡️ Choroba, która zmienia dziewczynki w milczące anioły. Rzeczywistość dzieci chorych na zespół Retta – reportaż TVN  

1 381 051,00 zł ( 18,54% )
Brakuje: 6 065 757,00 zł
Grażyna Rygiel
Grażyna Rygiel , 76 lat

Nasza mama stoczyła dramatyczną walkę o życie! Teraz toczy kolejną – o sprawność! POMOCY!

W 2023 roku tuż przed świętami Bożego Narodzenia nasza mama zaczęła się gorzej czuć. Była osłabiona, jakby walczyła z przewlekłą infekcją. Pozostawała pod stałą opieką internisty. Zalecone leczenie nie pomagało, a kiedy do listy niepokojących objawów doszedł ból ucha, mama ponownie udała się do doktora. Kolejnego dnia po wizycie zaczęła się okropnie czuć... Wymiotowała, kręciło jej się w głowie, nie mogła wstać z łóżka. Wezwaliśmy pogotowie, które zabrało mamę do szpitala. Tam zaczęła się dramatyczna walka o jej życie! Wieczorem otrzymaliśmy informację, że mamę przyjęli na oddział chorób wewnętrznych, gdzie zostanie poddana diagnostyce. Razem z tatą byliśmy bardzo przejęci, jednak trwaliśmy w nadziei, że mama trafiła w dobre ręce. Nie spodziewałyśmy, że rano okaże się, że w nocy musiała przejść operację ratującą jej życie! To było jak najgorszy koszmar, z którego nie mogłyśmy się obudzić. Gdy zobaczyłyśmy mamę przypiętą do respiratora, w śpiączce, byłyśmy przerażone! Okazało się, że lekarze wykryli u mamy przewlekłego ropniaka podtwardówkowego. Jej stan bardzo ciężki. Wprost mówiono nam, że mamy się pożegnać, bo jej organizm może nie wytrzymać tak dużego obciążenia! Nasza mama jednak okazała się niesamowitą wojowniczką. Z wszystkich sił walczyła o swoje życie. Dwa miesiące spędziła na oddziale intensywnej terapii w śpiączce, jednak później jej stan zaczął się stabilizować. Tuż przed Wielkanocą było na tyle dobrze, że mogliśmy przetransportować ją do ośrodka rehabilitacyjnego. Tam udało się odpiąć mamę od respiratora – co było ogromnym sukcesem. Niestety w wyniku choroby doszło do porażenia 2 kończynowego oraz uszkodzenia podstawowych funkcji życiowych... Za naszą mamą już prawie 5 miesięcy intensywnych zajęć. Widzimy ogromne postępy. Mama jest karmiona PEGiem, jednak zaczyna też normalnie jeść, dużo z nami rozmawia. Niestety przy spustoszeniu dokonanym przez chorobę rehabilitacja wymaga znacznie więcej czasu. Następnym kamieniem milowym, jakże trudnym do pokonania, jest wstawanie i możliwość przesadzania się z łóżka na wózek, czy skorzystania z toalety… Chciałybyśmy bardzo, aby mama mogła wrócić do domu. Tata bardzo za nią tęskni i jest gotowy się nią zająć przy wsparciu osoby do pomocy. Tak jak sobie obiecywali wiele lat temu… W zdrowiu i chorobie. Jednakże, zanim to nastąpi mama potrzebuje dalszej wielopłaszczyznowej rehabilitacji, którą zapewnia jej ośrodek rehabilitacyjny. Niestety pobyt tam jest niezwykle kosztowny…  Do tej pory starałyśmy się pokrywać wszelkie potrzeby z własnych środków, jednak przestajemy dawać radę i musimy zwrócić się do Was z prośbą o pomoc! Droga rodzino, przyjaciele i wszyscy ludzie dobrych serc prosimy, nie zostawiajcie naszej mamy w potrzebie! Ona nigdy nie pozostawała obojętna na prośby innych o pomoc. Wierzymy, że dobro do niej wróci!  Córki Grażyny

19 355,00 zł ( 18,19% )
Brakuje: 87 028,00 zł
Adaś Orlik
Pilne!
Adaś Orlik , 2 latka

Chciałabym wybudzić się z tego koszmaru❗️ DMD to śmiertelna choroba, która zabija mojego synka!

"Synku mój, uszczęśliwiłeś mnie od pierwszych chwil, gdy tylko lekarz potwierdził Twoje istnienie, bicie Twojego małego serduszka, jak byłeś jeszcze małą „fasolką”. Miałam to szczęście dowiedzieć się od samego początku, że jesteś i się rozwijasz. Ciąża była spełnieniem mojego największego marzenia. Już uwierzyłam, że ktoś wysłuchał moich próśb, żebyś był zdrowy". Jednak cierpisz na chorobę genetyczną. Niestety bardzo ciężką. Zdiagnozowano u Ciebie Dystrofię mięśniową Duchenne’a (DMD). Patrząc na Ciebie, nie mogę uwierzyć, że choroba miałaby powoli odbierać wszystko, czego się do tej pory nauczyłeś, odbierając stopniowo siłę w nóżkach, potem w rączkach, a następnie tułowiu, płucach, serduszku skazując Cię na powolną agonię pod aparaturą. Jak matka  ma na to bezsilnie patrzeć… Chciałabym wybudzić się z tego koszmaru, ale nie mogę. Na co dzień staram się wypierać to, co Ci grozi, choć  doskonale wiem, co Ci grozi. Nie godzę się na to, nie chcę się godzić, ale wiem też, że nie mam na to wpływu. Uświadamiając to sobie, czuję się bezradna i zrozpaczona… Czuję się, jakby mój świat się rozpadł, bo nie takiej przyszłości chce matka dla swojego kochanego synka. Chciałabym uchronić Cię przed następstwami tej choroby, ale czuję bezsilność. Mimo, że próbuję być dobrej myśli, łzy same mi płyną w ukryciu… A potem patrzę na Ciebie i znowu nie wierzę, że miałoby Cię coś takiego spotkać. Jesteś takim radosnym dzieckiem. Dałam Ci życie i bardzo bym nie chciała, by było cierpieniem. Wiem, że mimo wszystko czekają nas szczęśliwe i radosne chwile. Przecież zaczniesz jeszcze mówić, czego choroba akurat nie powinna odebrać. Będziesz poznawać świat, który od początku bardzo Cię interesuje. Jeszcze dowiesz się wielu rzeczy, rozwiniesz swoje pasje, poznasz nowych ludzi, odwiedzisz wiele nowych miejsc. Musimy z tym wszystkim zdążyć, dopóki będziesz chodził, dopóki Ci wystarczy sił. Będę Cię we wszystkim wspierać, synku. Jestem po to, by Cię kochać. Bardzo Cię kocham i zrobię wszystko, byś jednak cieszył się życiem. Moja miłość do Ciebie dodaje mi sił do walki! Będę walczyć o Twoje zdrowie! Będę gonić za postępem medycznym. Będę robić wszystko, byś zdążył pokonać chorobę, by te czarne scenariusze, które co jakiś czas wkradają się do moich myśli, jednak się nie ziściły. Będę szukała wsparcia dla Ciebie na całym świecie. Może był w tym jakiś sens, że tak szybko Cię zdiagnozowano. Może dlatego tak długo na to czekałam, aż przyjdziesz na świat, byś właśnie urodził się w takich czasach, w których dogonisz postęp medyczny. Ale mimo to i tak płaczę. Zbieram siły na tę walkę, bo nigdy się z tym nie pogodzę. Muszę być dla Ciebie silna, choć czasem czuję się taka słaba…" Choroba może dotknąć każdego, bo gen odpowiedzialny za regenerację mięśni jest najdłuższym genem w organizmie człowieka, więc łatwo może dojść do jego mutacji, a konsekwencje są dramatyczne. Lek, na który zbieramy, nie jest przeznaczony dla wszystkich chorych na DMD. To zależy od danej mutacji. Adaś akurat jest w grupie pacjentów, którzy mogą go przyjąć. Inny lek dostępny w naszym kraju, który jedynie spowalnia postęp choroby, nie jest odpowiedni dla Adasia. Jedyną szansą dla niego jest właśnie terapia genowa, która kosztuje niemal 16 000 000 złotych! Koszt samego leku to 3.2 mln USD i nie obejmuje kosztów przelotu do USA, hospitalizacji, kilkumiesięcznego pobytu w USA w celu kontroli stanu zdrowia po podaniu leku ani rehabilitacji. Cel zbiórki został oszacowany na podstawie aktualnego kursu dolara i informacji o szacowanych pozostałych kosztach związanych z podaniem leku i będzie aktualizowany w zależności od znacznych zmian ceny leku i kursu dolara oraz od tego, jak postępować będzie gromadzenie pieniędzy z innych źródeł. Mamy też nadzieję, że cena leku spadnie, gdyż jeszcze inne koncerny farmaceutyczne pracują nad podobną terapią genową, ale nie wiemy, kiedy lek innych firm zostanie dopuszczony. Natomiast nie możemy na to czekać z założonymi rękoma, bo może się wtedy okazać, że Adaś będzie wtedy w wieku, w którym nie będzie się już kwalifikować na terapię genową. Gdybyśmy zebrali jednak za mało pieniędzy, to w większości zostaną one przeznaczone dla innego dziecka z DMD, a także na rehabilitację Adasia, która w miarę postępu choroby będzie najważniejszym czynnikiem utrzymującym go jak najdłużej przy życiu. Ta kwota jest poza naszym zasięgiem, a lek można podać w wąskim przedziale wiekowym. Im szybciej zostanie podany, tym mniej mięśni nasz Adaś straci. Mamy jednak nadzieję, że przede wszystkim zatrzyma postęp choroby. Bardzo prosimy o wsparcie i udostępnianie informacji o naszej zbiórce ludziom, którzy chcą pomagać. Każda wpłata się liczy. Mama ––––––––––––––––– Profil na Facebooku: KLIK Grupa licytacyjna na Facebooku: KLIK Profil na Instagramie: KLIK Profil na TikToku: KLIK https://radioszczecin.pl/1,468010,serce-i-muzyka-dla-adasia-orlika-wideo-zdjecia https://gs24.pl/muzyka-dla-orlika-specjalny-koncert-i-moc-atrakcji/ar/c1-18311095 https://szczecin.tvp.pl/76121161/potrzebne-15-milionow-zlotych-zbiorka-na- terapie-genowa-dla-malego-adasia https://radioszczecin.pl/395,3948,ma-na-imie-adas-reportaz-malgorzaty-furgi https://ikamien.pl/artykuly/42259/ https://gs24.pl/moc-dobra-w-kolczewie-pomoc-dla-adasia-orlika-ciagle-potrzebna/ar/c1-18391793 https://www.tvpolice.com.pl/artykul/6350,maly-adas-potrzebuje-wsparcia-dobrych-ludzi-bedzie-okazja-by-mu-pomoc https://szczecin.tvp.pl/75143358/30124-15-milionow-za-zycie https://fb.watch/plcbnaOGF6/ https://radioszczecin.pl/1,465520,konieczna-kosztowna-terapia-adas-w-potrzebie-moz https://radioszczecin.pl/125,15992,20122023 https://gs24.pl/chlopiec-ktory-goni-medycyne-adas-potrzebuje-15-milionow-zlotych/ar/c1-18188553 https://stargard.news/ponad-15-milionow-zlotych-tyle-kosztuje-zdrowie-adasia-spod-stargardu-35442/

1 603 340,00 zł ( 10,68% )
Brakuje: 13 396 660,00 zł
Oluś Wildowicz
Pilne!
Oluś Wildowicz , 2 latka

2-latek z najgorszym nowotworem... Błagamy, ratuj nasze jedyne dziecko❗️

Na naszego jedynego synka spadła straszna diagnoza… Oluś choruje na przerażającą chorobę, Neuroblastomę IV stopnia… To jeden z najgorszych nowotworów wieku dziecięcego, wybierający tych najmłodszych, najbardziej bezbronnych, niewinnych… Błagamy o pomoc, żeby uratować życie Olusia! On ma tylko dwa latka, nie może przecież umrzeć… Jeszcze 16 maja 2024 – w drugie urodziny Olusia, nic nie zapowiadało, że za chwilę nasze życie wywróci się do góry nogami, że trafimy do onkologicznego piekła. Nawet w najczarniejszych snach nie śniło nam się, że dotknie ono nas i że będziemy musieli przez nie przejść.  W weekend po urodzinach pojechaliśmy do dziadków, aby wspólnie uczcić jego święto. Oluś bawił się jak zwykle, biegał, skakał, zaczepiał dziadka. Niespodziewanie zaczął wymiotować... Byliśmy przekonani, że to od wygłupów, jednak wymioty wróciły wieczorem, pojawił się stan podgorączkowy… Byliśmy przekonani, że to tylko zatrucie pokarmowe, że coś mu zaszkodziło, tym bardziej że następnego dnia objawy ustały, pozostał tylko stan podgorączkowy. W poniedziałek poszliśmy z synkiem do lekarza. Badanie przedmiotowe nie wskazywało na żadną chorobę, wszystko było w normie, brak infekcji. W przychodni wykonano jednak badanie CRP, którego wynik zaniepokoił lekarza… Dostaliśmy skierowanie na badanie USG jamy brzusznej. Badanie trwało długo, nie można było dokładnie zobaczyć, co znajduje się w przestrzeni zaotrzewnowej, ale COŚ tam było… Wtedy zapaliła się pierwsza lampka, że coś jest nie tak… Zlecono nam pilną konsultację z drugim lekarzem w celu potwierdzenia obecności znalezionej zmiany… Postawił on wstępną diagnozę - zdwojenie jelita lub guz lity. Nasz świat wtedy po raz pierwszy runął… Nie zastanawiając się długo, pojechaliśmy z wynikami badań do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Wszystko potem działo się w zawrotnym tempie.  Mnóstwo badań, biopsja szpiku kostnego, trepanobiopsja, każde wykonywane w pełnej narkozie ze względu na wiek Olusia. Szybko dowiedzieliśmy się strasznej rzeczy… Nasz mały synek ma w swoim brzuszku ogromnego guza o wymiarach 7x5x4,5cm!!! Otacza on pień trzewny i naczynia śledzionowe oraz naczynia nerkowe…  Byliśmy przerażeni, nie wierzyliśmy, że to dzieje się naprawdę. Nic go przecież nie bolało, a co miesiąc chodziliśmy do gastroenterologa ze względu na silną alergię pokarmową. Lekarz na każdej wizycie dokładnie badał Olusiowi brzuszek – nic nie wyczuł…  Zdecydowano się wykonać biopsję guza. Wydawałoby się, że to zwykłe pobranie tkanki. Niestety ze zwykłego zabiegu zrobiła się skomplikowana operacja, która trwała prawie 4 godziny! Były to najdłuższe chwile w naszym życiu – rodziców którzy, tak kochają swojego synka… Po niespełna tygodniu okupionym cierpieniem naszego dziecka, które codziennie, jeszcze przed rozpoczęciem jakiejkolwiek terapii było poddawane licznym i inwazyjnym zabiegom diagnostycznym (niemal codziennie Oluś był poddawany narkozie), usłyszeliśmy diagnozę: Neuroblastoma IV stopnia z przerzutami do kości biodrowych, udowych oraz piszczelowych! Nowotwór jest bardzo złośliwy, a przebieg choroby jest nieprzewidywalny z dużym prawdopodobieństwem nawrotów ze zdwojoną siłą…   Do dnia diagnozy okrutna choroba, która dotknęła Olusia była nam znana jedynie ze zbiórek i historii nieznanych dotąd osób, które wspieraliśmy. Nigdy nawet nie przemknęło nam przez myśl, że kiedyś to my usłyszymy tak przerażającą diagnozę, że będziemy patrzeć na cierpienie własnego dziecka i będziemy musieli prosić Państwa o pomoc finansową, by uratować synka. Olusia czeka bardzo długa i wyczerpująca terapia, która niestety nie daje gwarancji całkowitego wyleczenia. Aby zapomnieć raz na zawsze o tym piekle, jedyną szansą jest terapia w postaci szczepionki przeciw wznowie, którą wykonuje się tylko w USA, w klinice w Nowym Jorku. Koszt kuracji jest ogromny i wynosi około 2 milionów złotych! Nawet gdybyśmy sprzedali wszystko, co mamy, nie uzbieramy tak ogromnej sumy… Dlatego błagamy Was o pomoc! Synek dzielnie znosi pobyt w szpitalu, mimo że od chwili przyjęcia do CZD w Warszawie nie wyszliśmy do domu nawet na jeden dzień. Zostało wdrożone bardzo intensywne oraz złożone leczenie, składające się z kilku etapów: bardzo silnej chemioterapii, którą dostaje co 10 dni. Następnie czeka go bardzo skomplikowana operacja usunięcia guza, przeszczep szpiku, radioterapia oraz immunoterapia. Obecnie jesteśmy po drugiej dawce chemioterapii – 24-godzinnej! Niestety wątroba Olka została bardzo mocno nadwyrężona… Mamy jednak nadzieję, że wyniki poprawią się przed kolejnym cyklem. Nie tak powinno wyglądać jego dzieciństwo, w murach szpitalnych, z kablami podłączonymi do ciała, wenflonami, bólem i cierpieniem. Oluś powinien teraz być w domu, bawić się z rówieśnikami, śmiać. Wierzymy, że jeszcze tak będzie! Wspólnie pomóżmy wrócić naszemu synkowi do normalności, do domu, do beztroskiego dzieciństwa, do śmiechu i radości. Dlatego też zwracamy się do Państwa o pomoc w uratowaniu Olusia. Z góry dziękujemy za każdą wpłatę! Rodzice ➡️ Licytacje dla Olusia ➡️ Strona Olusia na Facebooku

1 361 014,00 zł ( 63,96% )
Brakuje: 766 646,00 zł
Adrianna Warwas
Pilne!
Adrianna Warwas , 51 lat

Nierefundowane lekarstwo uratuje życie Adrianny. Jego koszt ścina z nóg!

Mam na imię Adrianna i walczę ze złośliwym nowotworem piersi. Wygrałam już wiele bitw o moje zdrowie. Do tej ostatecznej muszę użyć broni, która jest poza moim zasięgiem finansowym. Bardzo chcę żyć! Proszę o pomoc w opłaceniu nierefundowanego leczenia, które pomoże mi uniknąć kolejnych przerzutów. Diagnozę usłyszałam w lipcu 2023 roku — nowotwór piersi Z PRZERZUTAMI do węzłów chłonnych. Ciężko było mi w to uwierzyć. Regularnie się badałam, zaledwie 5 tygodni wcześniej przeszłam mammografię, która nie wykazała żadnych zmian! Natomiast badania histopatologiczne i PET pozwoliły wykryć aż 7 ognisk choroby!  Rozpoczęłam nierówną walkę o życie. Przeszłam cztery czerwone chemie, które wykończyły mój organizm… Z kolejnego, planowanego cyklu, już lżejszą chemią, mogłam przyjąć tylko 3 wlewy z 12. Przez 13 tygodni regularnie dojeżdżałam do szpitala, gdzie po zrobieniu niezbędnych badań, odsyłano mnie z kwitkiem. Jest Pani za słaba. Wątroba tego nie wytrzyma – ciężko było zagłuszyć najczarniejsze myśli, gdy za każdym razem słyszałam, że nie mam sił, by walczyć… Lekarze zadecydowali o operacji. Przez trudne umiejscowienie guza nie można było uniknąć radykalnej mastektomii z wycięciem węzłów chłonnych. Niestety, to nie koniec. Przede mną niezwykle trudny okres, w którym wszystko toczyć będzie się wokół najtrudniejszego dla pacjentów onkologicznych słowa: WZNOWY. Mam jednak ogromną szansę, by przeżyć jeszcze wiele lat. Należę do grupy pacjentek, których raka da się całkowicie wyeliminować. Niestety, program, który pozwalał na przyjmowanie lekarstwa w ramach funduszu zdrowia, skończył się. Muszę zatem przez 2 lata samodzielnie wykupować lekarstwo, które ratuje życie. Jego koszt powala… Z serca proszę o Waszą pomoc. Na myśl, że zostawię mojego wspaniałego męża oraz kochane dzieci, pęka mi serce. Chciałabym jeszcze kiedyś wsiąść na rower, zająć się moim ogrodem i mieć siły, by żyć aktywnie, jak wcześniej. Teraz jednak chciałabym PO PROSTU ŻYĆ. Adrianna

50 295,00 zł ( 32,83% )
Brakuje: 102 897,00 zł
Patryk Wysmyk
Pilne!
Patryk Wysmyk , 17 lat

❗️PILNE: Piąta wznowa nowotworu na dwa miesiące przed osiemnastką❗️RATUJMY PATRYKA❗️

Po wielu latach niesamowicie trudnej i wyczerpującej walki z nowotworem mój syn miał wejść w dorosłość zdrowy. Zostawić za sobą okrutną diagnozę. Zapisał się na prawo jazdy, miał rozpocząć przygotowania do matury. Ale neuroblastoma miała dla nas inne plany. Przerażający nowotwór znowu powrócił! To już piąta wznowa! BŁAGAM O RATUNEK DLA PATRYKA! Jego życie zostało wycenione na 5,5 miliona złotych… Choroba uderzyła z wielką siłą, są już przerzuty do kości i szpiku. Leczenie trzeba rozpocząć NATYCHMIAST! W tego potwora trzeba uderzyć jak najszybciej, zapobiec dalszemu rozsiewowi nowotworowych komórek. Inaczej stanie się najgorsze, a ja nie zobaczę, jak Patryk idzie na studia, jak dalej się rozwija… Nie! To nie może się tak skończyć! Musimy go uratować! Ogromny koszt leczenia obejmuje 8 miesięcy pobytu w Barcelonie. Kwota jest przerażająca… A to cena za życie mojego dziecka! Nie mamy jednak innej możliwości – musimy uzbierać środki. Nie ma innej drogi... To jedyne miejsce, które może pomóc Patrykowi! Musimy wierzyć, że jeszcze wszystko będzie dobrze! Od początku przypadek Patryka jest nietypowy… Zaczęło się w lutym 2016 roku od bólu brzucha. Syn miał wtedy 9 lat. Na USG lekarz zobaczył ogromnego, 14-centymetrowego guza, a nasz świat w jednej chwili rozsypał się jak zamek z piasku. Okazało się, że to złośliwy nowotwór w IV stadium, neuroblastoma!  Zazwyczaj atakuje malutkie dzieci, Patryk zachorował dosyć późno. Rokowania nie były optymistyczne… Potem były kolejne lata wlotów i upadków. Wydawało się, że już jest dobrze, a wtedy nowotwór wracał! Raz za razem...  Spokój i tym razem nie trwał zbyt długo. W grudniu 2023 badania kontrolne bardzo nas zaniepokoiły, znowu resztki guza zaczęły się "świecić" w badaniu. To oznaczało, że trzeba działać! Pod koniec lutego pojechaliśmy do Madrytu na protonoterapię. Leczenie okazało się skuteczne, na badaniu czysto! Wiosną zakwalifikowaliśmy się na terapię przeciw wznowie. Liczyliśmy, że to ochroni Patryka, że w końcu uda się zwyciężyć nowotwór. Niestety zdążyliśmy polecieć do Stanów po leki tylko raz, syn przyjmował je przez trzy miesiące. Kolejną wizytę mieliśmy zaplanowaną na najbliższy weekend, ale już nie polecimy… Badania obrazowe w Barcelonie pokazały, że jest bardzo źle! Wszystko wróciło tak szybko… Tym razem “świecą się” nie tylko resztki po guzie, ale też kości i szpik… Dlaczego ten okrutny nowotwór nie chce dać spokoju mojemu synowi? Od pierwszej diagnozy mija już 8 lat. Syn we wrześniu miał rozpocząć ostatni rok nauki w szkole średniej, przygotować się do matury. Myśleliśmy, że wejdzie w dorosłość zdrowy, w październiku czekają go osiemnaste urodziny. A teraz? Diagnoza zwaliła nas z nóg… Jesteśmy kompletnie rozbici... Fizycznie syn nie czuje się źle, lekarze byli tym zdumieni. Choroby póki co nie widać. Tym trudniej jest mu niestety psychicznie. Młody człowiek, który normalnie funkcjonuje, ma swoje pasje i zainteresowania, musi znowu poddać się wycieńczającemu leczeniu… Ale on potrafi walczyć! Wie, że nie ma innego wyjścia, trzeba działać! Nie może tylko przeboleć tego, że zostanie mu odebrane całe życie społeczne. Znajomi, szkoła, zainteresowania. Syn jest niezwykle aktywnym nastolatkiem. Potrafi rysować, malować, projektować. Jest umysłem ścisłym z ogromną wyobraźnią. Teraz to wszystko zostanie mu zabrane. Mamy nadzieję, że tylko czasowo! Innego wyboru niż wylot na leczenie do Barcelony nie ma. Kolejny raz Patryk musi poddać się chemioimmunoterapii. Niestety jego organizm po tylu latach leczenia jest coraz słabszy, ale nie mamy czasu, musimy działać teraz! Walka z nowotworem zabrała mu prawie całe dzieciństwo, dając w zamian nieporównywalnie więcej cierpienia, strachu i bólu… Co miał w głowie, jakie straszne myśli się tam pojawiały, pewnie nigdy się nie dowiem.  Patryk nie zasłużył na to, co zgotował mu los… Nowotwór zaatakował po raz 5 w chwili, gdy syn myślał, że już wygrał, gdy wrócił do normalnego życia. Z całego serca prosimy Was o ratunek dla Patryka! Bez Was nie będziemy mogli opłacić leczenia… Rodzice ➡️ Licytacje dla Patryka

230 895,00 zł ( 4,19% )
Brakuje: 5 269 105,00 zł
Tadzio Iwicki
Tadzio Iwicki , 2 miesiące

Wada serca synka nie pozwala nam spokojnie spać... Pomóż!

Gdy na świat przychodzi dziecko, dla rodziców zaczyna się zupełnie nowy rozdział życia – pełen miłości, nadziei i marzeń o przyszłości. Każdy uśmiech, każdy pierwszy krok, każdy dźwięk wydobywający się z małych ust jest skarbem, który pragnie się chronić. Ale co zrobić, gdy zamiast radości, przychodzi strach? Gdy zamiast pewności, że wszystko będzie dobrze, pojawia się przerażająca diagnoza? Nasz synek Tadzio od samego początku musiał stawić czoła wielkim przeciwnościom losu. Już podczas pierwszych badań prenatalnych usłyszeliśmy, że jego serduszko nie rozwija się prawidłowo. Niestety te informacje były tylko początkiem.  Jeszcze w czasie trwania ciąży wykonywano mi amniopunkcję, aby sprawdzić, czy genetycznie jest wszystko dobrze. Czekanie na wyniki badania genetycznego to jeden z najczarniejszych okresów w naszym życiu... Wynik okazał się nieprawidłowy – wykryto mikroduplikacje w chromosomie Xq28. Mutacja może powodować niepełnosprawność intelektualną albo problemy behawioralne np. autyzm. Z każdym kolejnym tygodniem ciąży pojawiały się nowe nieprawidłowości w rozwoju. Po narodzinach synka okazało się, że rzeczywistość przerosła nasze najgorsze obawy. U Tadzia zdiagnozowano zagrażającą życiu wadę serca! Słowa lekarzy zburzyły cały nasz świat, zmieniając codzienność w walkę o każdy kolejny oddech. Serce synka, które powinno być symbolem życia i siły, stało się źródłem największych obaw i cierpienia. Każde jego uderzenie, zamiast przynosić spokój, stało się nieustannym przypomnieniem o kruchości życia. Od urodzenia Tadzio musiał mieć podawany specjalny lek, który pozwalał mu oddychać. W szóstej dobie życia jego stan gwałtownie się pogorszył i trafił na oddział intensywnej opieki medycznej, gdzie konieczne było wspomaganie oddechu za pomocą respiratora. Tadzio przeszedł wtedy pierwszą operację swojego malutkiego serduszka, a każda minuta w szpitalu była dla nas jak wieczność. Po wielu tygodniach spędzonych na oddziale intensywnej terapii udało się nam wrócić do domu. Niestety, nie na długo... Cztery dni później znów trafiliśmy do szpitala. Spędziliśmy tam kolejne 3,5 tygodnia, walcząc o każdą chwilę spokoju i zdrowia dla naszego synka. Tadzio cierpi nie tylko z powodu wady serca. Istnieje także podejrzenie braku śledziony, co sprawia, że każda infekcja jest dla niego niezwykle niebezpieczna. Każda gorączka to dla nas potencjalna sepsa, która może zagrażać jego życiu. Żyjemy w ciągłym strachu o zdrowie naszego synka. Obecnie przebywamy w domu i próbujemy nadrobić czas spędzony w szpitalu. Tadzio potrzebuje intensywnej rehabilitacji, codziennego podawania leków i szczególnej opieki. Nasz kardiolog zaleca konsultację jego przypadku w specjalistycznym ośrodku, gdzie może pojawić się szansa na uratowanie dwóch komór serca Tadzia. Dlatego prosimy Was o pomoc. Potrzebujemy wsparcia finansowego na leczenie i rehabilitację. Nawet najmniejsza wpłata, może dać Tadziowi szansę na lepsze życie. Synuś jest naszym małym wojownikiem, ale nie poradzi sobie bez Waszego wsparcia.  Dziękujemy z całego serca za każdą wpłatę i udostępnienie! Mama Tadzia ➡️ Serduszko puka w rytmie Tadzia

96 609 zł
Oskar Rolka
Oskar Rolka , 20 lat

W wypadku uderzył głową w przednią szybę samochodu❗️ Potrzebne wsparcie❗️

Wszystko może się zmienić w jednej chwili. Naszą chwilą był czerwiec 2024 roku i powrót do domu po rodzinnym obiedzie. Ilość samochodów na drodze nas zmartwiła, zastanawialiśmy, się czy coś się stało, a potem zdaliśmy sobie sprawę, że przecież nasz syn Oskar wracał chwilę przed nami… Miał zaledwie 20 lat. Podczas wypadku Oskar uderzył w przednią szybę i doszło do poważnych uszkodzeń mózgu. Teraz syn znajduje się w stanie czuwania lub minimalnej świadomości, walcząc o każdy dzień. Oskar to młody chłopak pełen życia, marzeń i planów na przyszłość. Po ciężkiej walce w szpitalu teraz stoi przed kolejnym wyzwaniem – powrotem do zdrowia, który wymaga kosztownej neurorehabilitacji i intensywnej rehabilitacji ruchowej. Lekarzom udało się go wybudzić ze stanu śpiączki farmakologicznej i na szczęście życiu Oskara nie zagraża już niebezpieczeństwo, ale to nie koniec zmagań. Ale nikt nie jest do końca pewny, czy widzi i słyszy, co się dzieje wokół. Syn obecnie wciąż przebywa na oddziale intensywnej terapii. Choć jego stan jest stabilny, potrzebuje pilnie specjalistycznego ośrodka rehabilitacyjnego, aby mózg mógł się odbudować i odzyskać sprawność. Lekarze mówią, że jest nadzieja – mimo braku większej świadomości, Oskar między innymi otworzył oczy i porusza kończynami, co daje nam ogromną siłę, by walczyć dalej. Wiemy jednak, że przed nami długa i trudna droga. Koszty leczenia i rehabilitacji są ogromne, a my, jako rodzice, stajemy przed wyzwaniem, któremu sami nie damy rady sprostać. Dlatego zwracamy się do Was z gorącą prośbą o wsparcie. Każda, nawet najmniejsza, pomoc finansowa pozwoli nam zapewnić Oskarowi opiekę, której tak bardzo potrzebuje. Wierzymy, że wspólnie możemy dać mu szansę na powrót do zdrowia i normalnego życia. Wasza pomoc to dla nas światło w najciemniejszych chwilach. Rodzice

61 748 zł