Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Szymon Laszko
Pilne!
Szymon Laszko , 10 lat

Rak kości zabiera mi synka❗️Z oddziału onkologii ja - tata - krzyczę o ratunek...

BARDZO PILNE! Mój synek walczy z RAKIEM! Kiedy blisko 9 lat temu przyszedł na świat, zrozumiałem, czym jest sens życia... Zrobiłbym dla niego wszystko. Oddałbym swoje życie, żeby jego mogło trwać... Nie sądziłem, że czeka go coś innego niż szczęśliwa przyszłość. W najgorszych koszmarach nie przypuszczałem, że moje dziecko zachoruje na RAKA, a ja będę musiał prosić o pomoc, by ratować jego życie... Szymon urodził się 23 czerwca 2014 roku, sprawiając mi najpiękniejszy prezent na Dzień Ojca. Kiedy wziąłem go w ramiona, takiego kruchego i bezbronnego, wiedziałem, że mam kogoś, dla którego warto codziennie wstawać rano... Kogoś, kogo będę kochać i kto będzie kochać mnie już zawsze. Wszystko, co robię od czasu jego narodzin, robię dla niego. Synek rósł jak na drożdżach, okazał się pogodnym, energicznym dzieckiem, które z uśmiechem wita każdy dzień. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, co nas czeka - koszmar raka, onkologia i walka o życie - zaśmiałbym się w głos, po prostu bym nie uwierzył... W listopadzie 2022 roku Szymka zaczęła boleć lewa nóżka. Myślałem, że po prostu gdzieś się uderzył albo nadwyrężył ją podczas gry w piłkę... Ból jednak nie ustępował. Pewnego grudniowego dnia obudził się i zaczął kuleć. Umówiliśmy go z żoną do lekarza. Myślałem, że wyjdziemy z gabinetu z receptą i w przeciągu kilku dni stan syna się poprawi, tak się jednak nie stało. Lekarze długo nie mogli zdiagnozować syna. Kazali nam zrobić kolejne badania... Potem kolejne. Stawiali różne diagnozy... Najpierw myśleli, że to choroba Perthesa, martwica kości, potem, że to zapalenie kości i szpiku... Lekarze wciąż nie mogli znaleźć odpowiedzi, a stan Szymona pogarszał się, synek przestał chodzić i bardzo, bardzo cierpiał... Gdy padło podejrzenie nowotworu, zdesperowany i bezsilny, wyjechałem z synkiem do szpitala w Izraelu... Wiedziałem, że tam, w najlepszym ośrodku, leczy się sporo dzieci chorych onkologicznie. Miałem ogromną nadzieję, że Szymek nie będzie jednym z nich... Niestety, po zrobieniu biopsji lekarze nie mieli dla nas dobrych wieści. Kostniakomięsak, osteosarcoma, nowotwór złośliwy kości - usłyszałem i zawalił mi się świat...  Ból, który czuję na myśl, że mój syn ma raka, jest nie do opisania... Na dodatek okazało się, że przez długie szukanie diagnozy nowotwór rozprzestrzenił się i dał przerzuty do płuc! Nasze życie wypełnił zapach chemii i szpitala... Patrzę na łysą główkę mojego synka i ze strachu niemal nie mogę oddychać. Czy wygramy tę walkę? Na raka umiera tyle dzieci... Czy Szymek ocaleje, czy będzie wśród nich? Synek jest już po jednej operacji usunięcia guza z prawego płuca i 3 kursach chemioterapii... Patrzenie, jak twoje dziecko jest podłączone do kroplówki z chemią, jest trudne. Nie obywa się bez skutków ubocznych. Tęsknota za zwykłym życiem to kolejne oblicze nowotworu. I strach... Za leczenie musimy płacić ogromne pieniądze. Sprzedaliśmy już dom... Sprzedam wszystko, byle tylko on żył! Zrobię wszystko, pójdę wszędzie... Dlatego jestem tu i błagam o ratunek. Synek w trakcie 4. kursu chemioterapii, szykuje się też do operacji na biodrze - czeka go usunięcie kości i wstawienie implantu. Szymek nie zostanie już piłkarzem, ale to nieważne - dla mnie najważniejsze jest, by żył! Potem planuje się jeszcze 8 kursów chemioterapii. Lekarze będą się zastanawiać, co z lewym płucem (na nich też są przerzuty), kiedy będzie dobry czas na kolejną operację. Synek jest w gipsie, nie chodzi, mama wozi go na wózku. Są w Izraelu sami... Przed nimi jeszcze kolejne miesiące walki o życie. Wszystkie pieniądze poszły na operację i na dotychczasowe leczenie synka, środki powoli się kończą, a musimy zapłacić za dalsze leczenie. Wiem, że bez pomocy nie damy rady. Proszę Cię, błagam, jak tylko może błagać zrozpaczony ojciec - pomóż nam! Daj mojemu synkowi szansę na ratunek... Michał Laszko - tata Szymonka

1 531 272,00 zł ( 99,81% )
Brakuje: 2 886,00 zł
Oluś Wildowicz
Pilne!
Oluś Wildowicz , 2 latka

2-latek z najgorszym nowotworem... Błagamy, ratuj nasze jedyne dziecko❗️

Na naszego jedynego synka spadła straszna diagnoza… Oluś choruje na przerażającą chorobę, Neuroblastomę IV stopnia… To jeden z najgorszych nowotworów wieku dziecięcego, wybierający tych najmłodszych, najbardziej bezbronnych, niewinnych… Błagamy o pomoc, żeby uratować życie Olusia! On ma tylko dwa latka, nie może przecież umrzeć… Jeszcze 16 maja 2024 – w drugie urodziny Olusia, nic nie zapowiadało, że za chwilę nasze życie wywróci się do góry nogami, że trafimy do onkologicznego piekła. Nawet w najczarniejszych snach nie śniło nam się, że dotknie ono nas i że będziemy musieli przez nie przejść.  W weekend po urodzinach pojechaliśmy do dziadków, aby wspólnie uczcić jego święto. Oluś bawił się jak zwykle, biegał, skakał, zaczepiał dziadka. Niespodziewanie zaczął wymiotować... Byliśmy przekonani, że to od wygłupów, jednak wymioty wróciły wieczorem, pojawił się stan podgorączkowy… Byliśmy przekonani, że to tylko zatrucie pokarmowe, że coś mu zaszkodziło, tym bardziej że następnego dnia objawy ustały, pozostał tylko stan podgorączkowy. W poniedziałek poszliśmy z synkiem do lekarza. Badanie przedmiotowe nie wskazywało na żadną chorobę, wszystko było w normie, brak infekcji. W przychodni wykonano jednak badanie CRP, którego wynik zaniepokoił lekarza… Dostaliśmy skierowanie na badanie USG jamy brzusznej. Badanie trwało długo, nie można było dokładnie zobaczyć, co znajduje się w przestrzeni zaotrzewnowej, ale COŚ tam było… Wtedy zapaliła się pierwsza lampka, że coś jest nie tak… Zlecono nam pilną konsultację z drugim lekarzem w celu potwierdzenia obecności znalezionej zmiany… Postawił on wstępną diagnozę - zdwojenie jelita lub guz lity. Nasz świat wtedy po raz pierwszy runął… Nie zastanawiając się długo, pojechaliśmy z wynikami badań do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Wszystko potem działo się w zawrotnym tempie.  Mnóstwo badań, biopsja szpiku kostnego, trepanobiopsja, każde wykonywane w pełnej narkozie ze względu na wiek Olusia. Szybko dowiedzieliśmy się strasznej rzeczy… Nasz mały synek ma w swoim brzuszku ogromnego guza o wymiarach 7x5x4,5cm!!! Otacza on pień trzewny i naczynia śledzionowe oraz naczynia nerkowe…  Byliśmy przerażeni, nie wierzyliśmy, że to dzieje się naprawdę. Nic go przecież nie bolało, a co miesiąc chodziliśmy do gastroenterologa ze względu na silną alergię pokarmową. Lekarz na każdej wizycie dokładnie badał Olusiowi brzuszek – nic nie wyczuł…  Zdecydowano się wykonać biopsję guza. Wydawałoby się, że to zwykłe pobranie tkanki. Niestety ze zwykłego zabiegu zrobiła się skomplikowana operacja, która trwała prawie 4 godziny! Były to najdłuższe chwile w naszym życiu – rodziców którzy, tak kochają swojego synka… Po niespełna tygodniu okupionym cierpieniem naszego dziecka, które codziennie, jeszcze przed rozpoczęciem jakiejkolwiek terapii było poddawane licznym i inwazyjnym zabiegom diagnostycznym (niemal codziennie Oluś był poddawany narkozie), usłyszeliśmy diagnozę: Neuroblastoma IV stopnia z przerzutami do kości biodrowych, udowych oraz piszczelowych! Nowotwór jest bardzo złośliwy, a przebieg choroby jest nieprzewidywalny z dużym prawdopodobieństwem nawrotów ze zdwojoną siłą…   Do dnia diagnozy okrutna choroba, która dotknęła Olusia była nam znana jedynie ze zbiórek i historii nieznanych dotąd osób, które wspieraliśmy. Nigdy nawet nie przemknęło nam przez myśl, że kiedyś to my usłyszymy tak przerażającą diagnozę, że będziemy patrzeć na cierpienie własnego dziecka i będziemy musieli prosić Państwa o pomoc finansową, by uratować synka. Olusia czeka bardzo długa i wyczerpująca terapia, która niestety nie daje gwarancji całkowitego wyleczenia. Aby zapomnieć raz na zawsze o tym piekle, jedyną szansą jest terapia w postaci szczepionki przeciw wznowie, którą wykonuje się tylko w USA, w klinice w Nowym Jorku. Koszt kuracji jest ogromny i wynosi około 2 milionów złotych! Nawet gdybyśmy sprzedali wszystko, co mamy, nie uzbieramy tak ogromnej sumy… Dlatego błagamy Was o pomoc! Synek dzielnie znosi pobyt w szpitalu, mimo że od chwili przyjęcia do CZD w Warszawie nie wyszliśmy do domu nawet na jeden dzień. Zostało wdrożone bardzo intensywne oraz złożone leczenie, składające się z kilku etapów: bardzo silnej chemioterapii, którą dostaje co 10 dni. Następnie czeka go bardzo skomplikowana operacja usunięcia guza, przeszczep szpiku, radioterapia oraz immunoterapia. Obecnie jesteśmy po drugiej dawce chemioterapii – 24-godzinnej! Niestety wątroba Olka została bardzo mocno nadwyrężona… Mamy jednak nadzieję, że wyniki poprawią się przed kolejnym cyklem. Nie tak powinno wyglądać jego dzieciństwo, w murach szpitalnych, z kablami podłączonymi do ciała, wenflonami, bólem i cierpieniem. Oluś powinien teraz być w domu, bawić się z rówieśnikami, śmiać. Wierzymy, że jeszcze tak będzie! Wspólnie pomóżmy wrócić naszemu synkowi do normalności, do domu, do beztroskiego dzieciństwa, do śmiechu i radości. Dlatego też zwracamy się do Państwa o pomoc w uratowaniu Olusia. Z góry dziękujemy za każdą wpłatę! Rodzice ➡️ Licytacje dla Olusia ➡️ Strona Olusia na Facebooku

2 113 146,00 zł ( 99,31% )
Brakuje: 14 514,00 zł
Mariusz Kocielnik
14 dni do końca
Mariusz Kocielnik , 39 lat

Udar podczas dziecięcych urodzin – walczymy o sprawność Mariusza❗️

W naszej rodzinie ciągle powtarzaliśmy: „kto jak kto, ale Mariusz zawsze spada na cztery łapy”. Co sobie zamierzył, to osiągnął. Był jak MacGyver – umiał dosłownie wszystko. Skąd czas przeszły? Bo Mariusza, jakiego wszyscy znamy i kochamy, obecnie z nami nie ma… Chcemy zrobić wszystko, aby do nas wrócił. Mariusz, a dla wszystkich, którzy go znają, Mario, ma 37 lat. Jest wspaniałym ojcem 5-letniego Piotrusia i 8-letniego Kacpra. Jest wspaniałym mężem, bratem, synem i przyjacielem. Pracowitym, kreatywnym, mądrym, lojalnym człowiekiem.  13 maja nasze spokojne, szczęśliwe życie runęło. Mariusz pojechał z najmłodszym synkiem na urodziny. Tam zemdlał i dostał przejściowego udaru niedokrwiennego, a zaraz drugiego, bardzo rozległego. Okazało się, że udar jest spowodowany dużym rozwarstwieniem tętnicy szyjnej! Skąd coś takiego?! Zawsze dbał o zdrowie, nie leczył się przewlekle… Lekarze pytali, czy miał jakiś uraz? Nic, o czym byśmy wiedzieli! Pojawiły się rozległe komplikacje. Lekarze robili wszystko, co mogli, jednak szczęście jakby Mariusza opuściło… Nie udało się usunąć skrzepu ani farmakologicznie, ani chirurgicznie – istniało zbyt duże ryzyko, że rozwarstwiona tętnica pęknie. Niestety, narastający obrzęk mózgu zagrażał jego życiu, dlatego przeszedł operację ściągnięcia płata czaszki i pozostawał w śpiączce farmakologicznej, z której mimo odstawienia leków nie wybudził się do tej pory… Mariusz cały czas pozostaje w stanie zagrożenia życia. Wiemy, że szkody, które wyrządziło niedokrwienie mózgu, są bardzo rozległe, ale walczymy o lepsze jutro. Dostaliśmy zgodę na to, by przenieść Mariusza do prywatnego ośrodka wyspecjalizowanego w rehabilitacji neurologicznej. Koszt 4 tygodni pobytu w tym ośrodku to aż 26 tysięcy złotych, a my już teraz wiemy, że rehabilitacja będzie bardzo długa. Do tego dochodzi specjalistyczne żywienie i wiele innych wydatków. Jeśli chcesz z nami zawalczyć o Mariusza, będziemy wdzięczni za każdą złotówkę. Mariusz nigdy się nie poddawał i my też się nie poddajemy! Walczymy o niego każdego dnia. Codziennie jesteśmy u niego całą rodziną. Czekają na niego dzieci, żona, rodzeństwo, rodzice, przyjaciele, jego biurko w pracy, jego plany budowlane. Czeka na niego prezent z okazji 10. rocznicy ślubu, którego nie zdążył otrzymać. To po prostu nie może skończyć się inaczej niż odzyskaniem przez niego świadomości. Jesteśmy zdruzgotani, ale cały czas mamy nadzieję, że jeszcze coś można dla Mariusza zrobić. Rodzina

199 174,00 zł ( 98,53% )
Brakuje: 2 954,00 zł
Michał Koston
Pilne!
10 dni do końca
Michał Koston , 18 lat

Potrzebna PILNA OPERACJA❗️Michałowi brakuje tchu i grozi niepełnosprawność❗️

To nie jest skolioza, którą powstrzyma czy zniweluje regularna rehabilitacja… Odpowiednie noszenie plecaka, czy właściwa postawa. Michał nieziemsko cierpi! Jego kręgosłup zwija się w literę „S”. Michał rośnie, a wraz z tym krzywi się jego kręgosłup… Musimy jak najszybciej zebrać środki na operacje! Michał ma 16 lat i niestety bardzo zaawansowaną skoliozę, którą da się powstrzymać tylko operacyjnie. Pierwsze oznaki skoliozy pojawiły się w wieku 10 lat. Pomimo podjęcia rehabilitacji oraz intensywnych, codziennych ćwiczeń skrzywienie się pogłębiało… Byliśmy bezradni.  Najszybszy przyrost nastąpił w okresie dojrzewania, podczas znacznego wzrostu Michała. W związku z tym nasz syn został sklasyfikowany do operacji. Niestety… Metoda dostępna w Polsce jest ryzykowna i niezupełnie funkcjonalna… Polega na całkowitym usztywnieniu kręgosłupa. Ta poważna ingerencja w kręgosłup wiąże się z dużym ryzykiem oraz bardzo skomplikowaną i długotrwałą procedurą.  Oprócz trwałego i nieodwracalnego usztywnienia wyjmuje się dyski międzykręgowe i doprowadza do spojenia kręgów! Powrót do aktywności trwa długo, jeśli w ogóle jest możliwy...   Michał bardzo lubi spacery, ale po dłuższym czasie odczuwa dolegliwości bólowe. Ćwiczenia są dla niego bolesne, ale konieczne, ponieważ bez nich dochodzi do różnych deformacji stawów i innych dysfunkcji.  Skolioza z każdym dniem zmniejsza pojemność płuc Michała! Kręgosłup naciska na narządy wewnętrzne! Jego choroba staje się śmiertelnie poważna…  Udało nam się nawiązać kontakt z lekarzem z Włoch, który chce podjąć się zoperowania Michała nowatorską metodą zwaną ASC - Anterior Scoliosis Correction. Jest to alternatywa dla operacji usztywniającej kręgosłup. Dzięki niej można zachować pełną elastyczność kręgosłupa. Przeprowadzana jest metodą mało inwazyjną (dwa małe otwarcia z boku pleców). Nie uszkadzają mięśni, nie wymagają transfuzji krwi!  Michał jest młodym chłopakiem — zależy nam na jego bezpieczeństwie i jak najszybszym powrocie do normalnego życia, do szkoły, do codzienności.  Niestety pozostają dwie ważne kwestie! W przypadku tak zaawansowanej skoliozy operację trzeba będzie przeprowadzić dwuetapowo. Najpierw redukcja skoliozy o około połowę, a po kilku miesiącach dalsza korekcja. Ponadto operacja nie jest refundowana przez NFZ, a koszty są ogromne.  Nie zbieramy na jedną, a na dwie operacje… Dlatego zwracamy się do Państwa o pomoc. W naszej sytuacji prosimy o jakąkolwiek formę wsparcia! Każda jest dla nas ważna, w tym  udostępnianie naszego apelu.  Sami nie zbierzemy tak ogromnej kwoty ratującej zdrowie naszego dziecka.  Nie chcemy czekać na najgorsze, widzieć jeszcze tragiczniejsze skutki skoliozy… Nie mamy już czasu! Rodzice Allegro charytatywni Licytacje Facebook O Michale media o Michale

812 186,00 zł ( 98,01% )
Brakuje: 16 407,00 zł
Liliana Dragon
Liliana Dragon , 6 lat

Autyzm to nie wyrok – walczymy o wyczekaną córeczkę!

Dziękujemy za Twoją pomoc przy poprzedniej zbiórce! Nasza córka dostała ogrom pomocy i szansę na lepszą przyszłość! Jednak autyzm nigdy nas nie opuści. Przed nami jeszcze wiele lat walki, rehabilitacji, turnusów i wizyt u specjalistów! Zostaniesz z nami?  ---- Nasza historia: Lila to nasze wymarzone i wyczekane dziecko. Po 10 latach niepowodzeń w końcu się udało. Radość, jaka towarzyszyła nam w czasie ciąży były nie do opisania. Czekaliśmy na pierwsze przytulenie naszego maleństwa. Nasza druga córeczka, nasz cud, nasze ogromne szczęście! Niestety od 7 miesięca życia Lila była rehabilitowana z powodu obnizonego napięcia mięśniowego. Prócz tego przez pierwsze 1,5 roku jej życia wszystko było w porządku. Rozwijała się jak jej rówieśnicy. W pewnym momencie jakby zaczęła gasnąć. Przestała mówić, naśladować dźwięki, zmniejszał się kontakt wzrokowy. Nie do końca wiedzieliśmy, co to może znaczyć. Z dnia na dzień martwiliśmy się bardziej. Po 2 urodzinach rozpoczęliśmy diagnostykę, konsultowaliśmy się u wielu specjalistów.  Gdy tylko dowiedzieliśmy się, że to autyzm, zaczęliśmy działać, szukać informacji i pomocy. Córka uczęszcza do przedszkola, gdzie rozpoczęła terapię integracji sensorycznej oraz zajęcia z neurologopedą. Mowa ruszyła, nie jest ona jeszcze bardzo wyraźna, jednak każdy postęp cieszy nas bardzo! Oszczędności życia zaczynają się kończyć, a my z mężem stajemy się bezradni. Utrzymujemy się z jednej pensji, ponieważ po urlopie macierzyńskim nie wróciłam do pracy, ze względu na jej stan zdrowia.  Każdy rodzic zrobi wszystko dla swojego dziecka. Marzymy, by Lila miała jak najpiękniejsze i jednocześnie najłatwiejsze życie, a autyzm na pewno nie ułatwi jej codzienności. Nieraz płakałam w poduszkę i zastanawiałam się, dlaczego my… Jednak po chwili słabości biorę się w garść i walczę! Wielokrotnie brałam udział w akcjach charytatywnych, nie mając świadomości, że kiedyś znajdziemy się z drugiej strony i też będziemy prosić o wsparcie finansowe dla naszej córeczki. Głęboko wierzę, że razem się uda! Pełna nadziei — mama Anna ➡️ Lilkę można także wspierać poprzez licytacje na Facebook'u

39 200,00 zł ( 98% )
Brakuje: 800,00 zł
Gosia Dyrenko
Pilne!
Gosia Dyrenko , 5 lat

Gosia walczy z ciężką chorobą❗️Pomóż!

Okrutna choroba sprawiła, że Gosia umierała z głodu! Wciąż trwa walka o zdrowie dziewczynki - pomóż zapewnić jej leczenie! Gdy lekarze kazali mi się żegnać z córką i pogodzić z tym, że umrze, ja się nie poddałam. Dzięki setkom Darczyńców o wielkich sercach udało nam się wyjechać z kraju na leczenie do Barcelony! To w Hiszpanii uratowano życie mojej córeczce, w końcu postawiono właściwą diagnozę i rozpoczęto leczenie! Teraz Gosia nie przypomina tej wychudzonej dziewczynki sprzed pół roku - za jej życie będę Wam wdzięczna do końca moich dni! Jednak to nie koniec. Leczenie trwa, dlatego z całego serca proszę o pomoc.  Nasza historia: Gosieńka urodziła się 10 lipca 2019 r. Ciąża przebiegła bez powikłań, nie wykryto patologii rozwoju jelit, córeczka dobrze się rozwijała, nie cierpiała na kolki, zawsze dobrze spała, bawiła się i rozwijała. Do czasu… 10 stycznia 2020 roku wieczorem zaczęła wymiotować na zielono. Zaczęły się badania, leczenie zatruć - taką wtedy diagnozę postawili lekarze na Ukrainie. Zapadła decyzja o operacji, ale ta się nie powiodła. Potem była kolejna i jeszcze następna… W końcu Gosia dostała sepsę, pojawiły się wrzodu żołądka… Od błahego wydawało się zatrucia, zaczęła się seria koszmarnych zdarzeń, a potem walka o życie mojego dziecka. Leczenie trwało rok, jednak nie przynosiło żadnych rezultatów. Raz za razem lekarze przygotowywali mnie na najgorsze… Nie zliczę, ile razy miałam żegnać się z córeczką… Mimo całego dramatu nie poddałam się. Zaczęłam szukać pomocy za granicą. I udało się! Dzięki wielu osobom o wspaniałych sercach z Ukrainy i Polski udało się zebrać środki na badania i leczenie w szpitalu San Juan de Deu w Barcelonie w Hiszpanii. Od 21 stycznia 2021 jesteśmy tutaj. Wykonano wiele badań, testów, a także analiz genetycznych. Włączono żywienie dojelitowe i pozajelitowe, leki na perystaltykę jelit. Wymioty występowały okresowo przez kilka miesięcy, nadmiar gazów i kału usuwano przez stymulację sondą gazową. W rezultacie wykonano podwójną gastrostomię.  Po otrzymaniu wyników analizy genetycznej i biopsji jelita cienkiego, które potwierdziły wady genetyczne w budowie jelita, podjęto decyzję o wykonaniu zabiegu ileostomii w celu swobodnego usunięcia gazów i kału w celu uniknięcia zastoju, infekcji i zatrucia.  Diagnoz postawiona w Hiszpanii brzmi: przewlekła ideopatyczna pseudoobstrukcja początku noworodka – rzadka choroba genetyczna, której nie można wyleczyć, ale można ją skorygować za pomocą stomii, leków, żywienia. Ponieważ tacy pacjenci ja Gosia potrzebują wsparcia poprzez żywienie pozajelitowe, córeczka przeszła operację zainstalowania systemu długotrwałego żywienia dożylnego „portokat”.  Przez cały ten czas z Małgosia współpracował fizjoterapeuta – efekty można zobaczyć na zdjęciach! W zeszłym roku tylko marzyłam o tym, by córeczka była w takim stanie jak dziś. To cud, który udało się sprawić dzięki Waszej pomocy!  Kolejnym celem, do którego dążymy wraz z lekarzami, jest stopniowe minimalizowanie potrzeby wsparcia pozajelitowego. Proces jest powolny, ale wierzymy, że tak się stanie i Gosia będzie mogła aktywnie rosnąć, rozwijać się, spędzać czas z dziećmi na świeżym powietrzu, na placach zabaw. Że pójdzie do przedszkola, szkoły, a jej życie w końcu będzie wyglądało normalnie... Dążymy do pełnego, długiego i szczęśliwego życia Gosi. Dlatego tak ważne jest, aby córeczka została w Hiszpanii, aby kontynuować leczenie przez co najmniej kolejne sześć miesięcy! Niestety, środki się wyczerpały. Nie jesteśmy w stanie opłacić kolejnych tygodni leczenia. Jako mama z całego serca proszę o pomoc w zebraniu środków na kontynuację leczenia mojej Małgosi w Szpitalu San Juan de Deu w Barcelonie. To tu ocalili życie mojej córki, to tu dają jej szansę na normalną przyszłość!  Mama Małgosi Irena, mama   16.11.2021: Zmniejszamy kwotę zbiórki! Decyzją rodziny ŚP. Ewy Wasiliwy, niewykorzystania kwota na leczenie dziewczynki została w części przekazana na leczenie Gosi. ➡️ Licytacje dla Gosi ➡️ Licytacje dla Gosi UK ➡️ Instagram Gosia Dyrenko

1 046 010,00 zł ( 97,07% )
Brakuje: 31 560,00 zł
Nathaniel Niesłuchowski
Nathaniel Niesłuchowski , 6 lat

Natanielek walczy z groźną chorobą❗️Potrzebna Twoja pomoc!

Do tej pory zawsze sądziłam, że jakoś damy radę, że inni mają gorzej, są bardziej chore dzieci… Ale w pewnym momencie już nie mogłam tak myśleć… Nie, gdy każdy z napadów padaczkowych może zabić mojego synka! Natanielkowi w Polsce nikt nie był w stanie pomóc. Nie wiemy, czy na świecie jest drugi, tak samo trudny przypadek. Tak ciężkiego przebiegu padaczki nie zna nikt… Leczenie w USA jest dla Natusia jedyną nadzieją na życie! Dziś już wiemy, że działa – musimy je kontynuować, nim padaczka wróci! Bardzo prosimy o pomoc dla naszego synka, by miał szansę na szczęśliwe dzieciństwo, bez lęku o życie. By nasza rodzina mogła zaznać spokoju i normalności… Do 1 roku życia wydawało nam się, że Natek rozwija się prawidłowo. Co prawda gdy miał 3 miesiące byliśmy u neurologa, bo zaniepokoiło mnie, że nie reaguje na nas. Lekarz jednak uspokoił moją matczyną czujność, mówiąc, że każde dziecko rozwija się w swoim tempie. I tak było z Natkiem – rozwijał się bardzo wolno. Ale potem przyszło coś znacznie gorszego… Historia Natalnielka z 1. zbiórki: Gdy synek skończył rok, miał pierwszy napad padaczkowy. Trafiliśmy do szpitala. Zaczął się koszmar… Od tego czasu napady i stany padaczkowe towarzyszyły nam już cały czas. Są straszne, przerażające. Trwają wiele godzin i nic nie jest w stanie ich powstrzymać! Trafiamy za każdym razem na OIOM, a tam podłączają go pod kroplówki – dostaje dawki jak dla dorosłych. A i to nie pomaga… Pokój synka zmienił się w szpital. Musielibyśmy być przy nim 24 godziny na dobę, a to przecież niemożliwe… Nie jesteśmy w stanie uchronić go przed kolejnymi atakami, bo przychodzą one niespodziewanie. Natanielek nie ma aury, nie wyczuwa, kiedy przyjdzie kryzys… A przyjść może w każdej chwili. Podczas snu, zabawy, zwykłego stania. Wtedy synek pada na ziemię, nie zawsze zdążymy go złapać. Musimy wtedy w ciągu 5 minut podać leki, często to niemożliwe. Muszę synka podłączyć pod koncentrator tlenu, żeby doczekał przyjazdu karetki.  Każdy długo utrzymujący się stan padaczkowy, a te trwają nawet do 7 godzin, nieprzerwanie, zatrzymuje i cofa wszystko, co udało nam się wypracować ciężką rehabilitacją. Nataniel, uśmiechnięty, rezolutny chłopiec, znowu musi uczyć się wszystkiego od nowa… Padaczka w każdej chwili może sprawić, że stanie się “roślinką”. Albo upadnie tak, że już nie da się go uratować… Podczas ataku Nataniel złamał już nogę, nos, rozciął wargi, rozbił zęby… Nie jesteśmy w stanie zliczyć, ile razy. Padaczka wciąż postępowała, a lekarze nie wiedzą dlaczego! Nie znają nawet jej pochodzenia… Wiemy, że synek ma wadę genetyczną, wadę rozwojową mózgu, ale nie wiemy, skąd wychodzą ataki. Każde badanie EEG pokazuje, jakby Natek nigdy padaczki nie przeszedł, a ataki były przynajmniej raz w tygodniu! Mikroataki – kilka dziennie…   Wysłaliśmy dokumentację medyczną synka do USA. Odpowiedzieli, że podejmą się diagnostyki i dalszego leczenia. Dostaliśmy też kosztorys, który nas przeraził… Dzięki pomocy wielu ludzi o wielkich sercach na zbiórce na Siepomaga.pl udało się zgromadzić całą kwotę! W lipcu 2023 roku wyruszyliśmy z Natkiem w wielką podróż po szansę na zdrowie i życie! Nie wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać. Nie mieliśmy jednak już nic do stracenia.  I stał się cud – bo ja inaczej nie umiem tego nazwać, choć ufam medycynie. Dzięki terapii w USA, od czasu powrotu do Polski, synek miał tylko jeden atak padaczkowy! A minęło już 5 miesięcy! Tak wyglądają ataki padaczki u Natanielka: Ostatni czas był niesamowity. Najlepszy w życiu… Nie musiałam już spać przy łóżku synka, zrywając się na każdy dźwięk. Natek zaczął więcej mówić, rozwijać się! Jest zupełnie innym dzieckiem, a my jesteśmy najszczęśliwszą rodziną na świecie!  Lekarze z USA powiedzieli, że taki stan może potrwać do 10 miesięcy. Oczywiście każdego dnia się boimy, że już wszystko się skończy, że padaczka wróci… Cieszymy się dlatego każdą chwilą, z wdzięcznością za ten czas bez padaczki. Pierwszy od wielu lat!  Na przyszły rok mamy zaplanowaną kolejną wizytę w USA, dalsze badania (by sprawdzić, jak zachowuje się mózg po terapii) i kontynuowanie leczenia. Potrzebujemy jednak znów Waszej pomocy, by móc wrócić do jedynego miejsca na świecie, gdzie mój synek dostał szansę i  nadzieję na życie! Nasi polscy neurolodzy (Natek jest pod opieką kilku) są w pozytywnym szoku. Mówią, że nie chcą nic ruszać, nic zmieniać w leczeniu w obawie, że padaczka wróci. Mamy cieszyć się każdą chwilą, gdy jej nie ma. Ale boimy się dnia, kiedy wróci… Dlatego musimy ponownie lecieć do USA! Jest mi bardzo ciężko, bo zawsze staraliśmy się sobie radzić sami. Żyjemy skromnie, ale dla dzieci robię wszystko, co mogę, by były szczęśliwe! Stanęliśmy pod ścianą, ale chcąc ratować własne dziecko, nie mamy innej możliwości. Dlatego z całego serca ponownie prosimy o pomoc dla Natanielka. Gdy mój synek gasł w oczach, nie zostawiliście go samego. Podarowaliście mu szansę na życie, którą Natek wykorzystał! Dziś żyje i się rozwija! Prosimy, pomóżcie nam jeszcze jeden raz, by ten stan mógł trwać – jak najdłużej. Kinga, mama Bycie rodzicem ciężko chorego dziecka to codzienna walka i ciągłe przekraczanie własnych granic. Pokazanie innym naszego życia za zamkniętymi drzwiami i proszenie o pomoc jest bardzo trudne. Dla synka zdecydowałam się pokazać światu naszą historię. Oczami matki walczącej o lepsze jutro swojego dziecka.  “Daj mi rękę i wznieśmy się do Miasta Aniołów, gdzie wolność jest” – to fragment piosenki, którą nagrałam dla mojego synka. Proszę, przesłuchajcie i udostępnijcie ją dalej:

153 842,00 zł ( 96,4% )
Brakuje: 5 733,00 zł
Marek Majewski
Pilne!
Marek Majewski , 65 lat

Guz mózgu to podstępny przeciwnik❗️Ratujemy życie Marka!

Dla nas jego życie jest bezcenne, ale dla lekarzy ma swoją cenę – jest to ponad 200 tysięcy złotych, które musimy zebrać jak najszybciej.  Wszystko zaczęło się niewinnie – sporadyczne nudności, wymioty. Marek  odwiedzał różnych specjalistów, głównie gastrologów, lecz żadne badania nie wskazywały na coś poważnego. Przez dwa lata nikt nie podejrzewał, że to mogą być objawy czegoś tak koszmarnego. Gdy objawy nie ustępowały, a do tego pojawiły się szumy w uszach, Marek zdecydował się na rezonans magnetyczny. Wynik badania zmienił  życie całej rodziny na zawsze. Radiolog poprosił Marka i jego córkę do siebie. W ciszy gabinetu, słowa radiologa brzmiały jak wyrok – dwa guzy... Nic nie wskazywało na to, że to może być rak, jednak rzeczywistość była inna. Dla Marka i jego rodziny to był szok. Córka zemdlała na wieść o diagnozie... Jeszcze chwilę wcześniej Marek był zdrowy, a teraz nagle znalazł się w samym centrum piekła. Lekarze nie chcieli podjąć się operacji, obawiali się, że może ona pogorszyć stan  Marka. Guzy były umiejscowione niebezpiecznie blisko pnia mózgu, co stwarzało ogromne ryzyko. Marek przeszedł pierwszą sesję chemioterapii. Włosy zaczęły wypadać, stracił na wadze, jego twarz stała się opuchnięta od sterydów, a ciało wygląda jak skóra i kości. Obecnie Marek jest w domu, kolejne dawki chemii będzie prawdopodobnie przyjmował w tabletkach. Psychicznie choroba również go dotknęła. Zawsze był aktywny, a teraz głównie śpi, jest przywiązany do łóżka. Rokowania są straszne, dlatego rodzina unika czytania statystyk, skupiają się na szukaniu wszelkich możliwych form terapii. Rozpoczęli zbiórkę pieniędzy na alternatywne leczenie w Niemczech, ponieważ w Polsce skończyły się możliwości. Na zdjęciach, widać dzieci Marka i jego żonę – pełni nadziei, mimo wszystko. W tej chwili jedyną terapią, która może ocalić Marka, jest leczenie za granicą. Można powiedzieć, że w Polsce leczenie nie daje większych perspektyw. Na szali jest życie ukochanego taty – to ogromna odpowiedzialność. Trafiliśmy na innowacyjną metodę leczenia nowotworów w Niemczech, w kolonii. Która oferuje terapię szczepionkami stymulującymi układ immunologiczny. Niestety nie jest to refundowane leczenie, a koszt jest ogromny – około 50 000 EUR. Jest to kwota poza naszym zasięgiem, dlatego zdecydowaliśmy się założyć tę zbiórkę. Prosimy o pomoc i wsparcie w tej trudnej walce o życie Marka. Każda wpłata, każde słowo otuchy, każda modlitwa jest dla nas bezcenna. Razem możemy dać mu szansę na lepsze jutro. Rodzina

201 571,00 zł ( 94,73% )
Brakuje: 11 195,00 zł
Michaś Macander
Michaś Macander , 4 latka

Pomóż Michałkowi lepiej zrozumieć świat i podaruj szansę na rozwój!

Życie mojego synka, Michałka, rozpoczęło się w dramatyczny sposób. Przyszedł na świat na skutek cichego rozejścia macicy, co prawdopodobnie doprowadziło do niedotlenienia. Do tej pory pamiętam wszechogarniający lęk o życie mojego dziecka…  Stał się cud. Michałka udało się uratować. Niestety, z czasem los po raz kolejny okazał się dla niego okrutny. U synka we wczesnym dzieciństwie zdiagnozowano spektrum autyzmu. Jest to całościowe zaburzenie rozwojowe, które utrudnia Michałowi codzienne funkcjonowanie.  Wszystko zaczęło się od opóźnionego wstawania na nóżki, potem zaczęłam dostrzegać brak rozwoju mowy i komunikacji. Coraz większą przeszkodą stawały się silne emocje syna, z  którymi nie umiał sobie poradzić, a także zaburzenia koncentracji i problemy z adaptacją. To wszystko sprawia, że dla Michałka każdy dzień jest ogromnym wyzwaniem. Synek potrzebuje stałego wsparcia terapeutycznego, lecz niestety – z powodu braku dostępności refundowanej pomocy specjalistów, możemy korzystać jedynie z prywatnych zajęć. Koszt z nimi związany jest jednak bardzo wysoki. Dlatego zwracamy się do Was z gorącą prośbą o pomoc.  Sami nie jesteśmy w stanie udźwignąć tak dużych kosztów rehabilitacji. Terapia jest jednak jedyną szansą na rozwój i lepszą przyszłość Michałka. Proszę – wyciągnij do niego pomocną dłoń.  Mama Michałka Licytacje: ➡️ Misie Michasia

70 539,00 zł ( 94,72% )
Brakuje: 3 930,00 zł