Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Dorota Muzalewska
Pilne!
Dorota Muzalewska , 2 latka

Uratuj serduszko Dorotki❗️Potrzebna PILNA operacja❗️

Prowadzimy ciężką walkę z niewydolnością serca naszej córeczki Dorotki. Ostatnie wyniki pokazały, że jest naprawdę źle... Lekarze z kliniki w Bostonie powiedzieli nam, że serduszko Dorotki jest już na tyle słabe, że córeczka musi jak najszybciej przejść kolejną operację! Koszty są ogromne, a czasu coraz mniej... Musimy ponownie poprosić Was o wsparcie! Nasza Dorotka urodziła się z bardzo skomplikowaną, rzadką i śmiertelną wadą serca. Diagnozę poznaliśmy jeszcze przed powitaniem córeczki na świecie. Od tego momentu robimy wszystko, żeby uratować jej życie. 25 sierpnia 2023, gdy Dorotka miała kilkanaście miesięcy, przeszła swoją pierwszą operację na otwartym sercu. Była to bardzo złożona, trwająca 10 godzin operacja, wiele tysięcy kilometrów od domu. Po operacji Dorotka długo dochodziła do siebie – lekarze przetrzymywali naszą córeczkę w uśpieniu dłużej niż zwykle, ponieważ bali się, czy jej serduszko podejmie pracę po tak rozległej przebudowie. Ale udało się! Później rozpoczęło się mozolne wracanie do pełni sił, by dwa tygodnie po pierwszej operacji usłyszeć, że potrzebna jest kolejna - reoperacja. Rozległa przebudowa małego serduszka okazała się dla niego wielkim ciężarem. Rana po pierwszym cięciu, jeszcze nie zabliźniona, została rozcięta po raz kolejny. Zaczęła się kolejna, trwająca 9 godzin - znów w nieskończoność - operacja. I tak Dorotka w dwa tygodnie przeszła dwie operacje na otwartym sercu. Ale znów się udało. I udało się to dzięki Wam! Dorotka miała w planach kilka lat błogiego dzieciństwa. Mieliśmy nadzieję, że kolejnym punktem leczenia córeczki będzie operacja wymiany rozrusznika za kolejne 5-6 lat. Niestety pół roku po operacji stan Dorotki bardzo mocno się pogorszył, kurczliwość i frakcja lewej komory dramatycznie spadły... Od tego momentu walczymy z niewydolnością serca. Szukając ratunku, odwiedziliśmy i dalej odwiedzamy wiele szpitali w Polsce, gdzie Dorotka przechodzi kolejne zabiegi. Córeczka przyjmuje całe mnóstwo leków, a ich koszt jest ogromny. To wszystko jednak za mało, musimy ponownie lecieć do Stanów na operację! Dlatego ośmielamy się prosić Was o wsparcie leczenia naszej córeczki. Będziemy walczyć o naszą Dorotkę do końca! Ale bez Waszej pomocy nie jesteśmy w stanie jej pomóc. A marzymy, żeby cała nasza rodzina żyła długo i szczęśliwie, żeby czas Dorotki i jej trójki rodzeństwa upływał na wspólnych zabawach. Już raz daliście nam nadzieję, w trakcie pierwszej zbiórki pokazaliście, jak wiele mogą ludzie, działając wspólnie. Wtedy udało nam się w ostatniej chwili uzyskać refundację z NFZ, dlatego środki, które musimy uzbierać teraz, są pomniejszone o kwotę z pierwszej zbiórki. Prosimy, pomóżcie nam w walce o zrealizowanie naszego największego marzenia – uzdrowienia serduszka naszej Dorotki! Tatiana i Adam Muzalewscy ➡️ Licytacje na serduszko Dorotki! ➡️ Strona na Facebooku: Nietypowe serce Dorotki 💚

291 034,00 zł ( 54,71% )
Brakuje: 240 881,00 zł
Kazik Sromek
Pilne!
Kazik Sromek , 2 latka

PILNE: Kazik kontra ŚMIERTELNA choroba❗️Uratujcie życie naszego małego synka!

BARDZO PILNA ZBIÓRKA! Kaziu, nasz malutki synek, cierpi na śmiertelną chorobą - dystrofię mięśniową Duchenne'a! Mięśnie w jego ciele słabną i powoli umierają... Utrata zdolności poruszania, połykania, oddychania - to wszystko czeka naszego synka, jeśli nie nadejdzie ratunek! Chorzy z dystrofią skazani są na wózek inwalidzki, respirator, umierają przedwcześnie. Ciężko nawet pisać te słowa, myśląc, że to spotka naszego Kazia... Nie możemy czekać, musimy walczyć! Jest lek, który może powstrzymać chorobę - niestety, dostępny jest tylko w USA, a jego cena jest gigantyczna. Potrzebujemy tysięcy ludzi o dobrych sercach, którzy zechcą przekazać wpłatę na naszą zbiórkę, by uratować życie Kazika. Prosimy o ratunek! 11 listopada - Dzień Niepodległości, świętowany przez wszystkich Polaków, dla nas jest świętem podwójnym. Tego dnia przyszedł na świat nasz cudowny syn, Kazik. Cieszyliśmy się naszym wyczekanym maleństwem... Nie sądziliśmy, jaki dramat dla nas i dla naszego dziecka szykuje niedługo los... Jak się później okazało, niebawem miała się rozpocząć dramatyczna walka o życie naszego dziecka. Wcześniej, w trakcie ciąży nic nie wskazywało, że rozwój Kazia może przebiegać nieprawidłowo. Kilka miesięcy - tyle trwała nasza bajka, w trakcie których beztrosko cieszyliśmy się dzieckiem, sobą, byciem rodziną. Później, niestety, w tę codzienność wkradł się strach... Niepokojące objawy zauważyliśmy, gdy synuś miał kilka miesięcy. Synek miał problemy z oddawaniem moczu. Podczas wizyty w szpitalu po zabiegu został dokładnie przebadany. W badaniach pewne parametry mocno zaniepokoiły lekarzy... Zaczęli szukać przyczyny. Po serii dodatkowych badań polecono nam zrobić badania genetyczne... Na wynik trzeba było niestety trochę poczekać. I my czekaliśmy, pełni niepokoju, ale też i nadziei, że to pomyłka, że być może badania nic nie wykażą... Przecież Kazik to radosne, uśmiechnięte dziecko, rozwija się dobrze. Do ostatniej chwili wierzyliśmy i żyliśmy nadzieją, że badania wyjdą negatywne… Niestety. 20 lutego 2024 roku. Wtorek. Telefon z Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach... Słyszymy, choć nie chcemy słyszeć, nie chcemy wierzyć. Załamanie i morze łez... Kazik, nasz ukochany synek, cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne'a. Genetyczną chorobę, która powoduje osłabienie i śmierć mięśni, w wyniku czego prowadzi do zaniku wszystkich funkcji życiowych... Natychmiast musieliśmy rozpocząć walkę o życie Kazia, który ma przecież dopiero roczek. Dziś wiemy, że w tej tragedii, która nas spotkała, mieliśmy o tyle szczęścia, że Kazik został zdiagnozowany naprawdę wcześnie. U większości chłopców - bo DMD dotyczy tylko chłopców, tylko oni cierpią na tę straszną chorobę - dystrofia zostaje zdiagnozowana dopiero wtedy, gdy mają kilka lat. Dotychczas zdrowe kilkulatki nagle zaczynają się przewracać, potykać, mieć problemy z chodzeniem... Potem siadają na wózku inwalidzkim i stopniowo dochodzi do atakowania kolejnych układów ciała. Dystrofia to zabójcza choroba, która atakuje i osłabia każdy mięsień, jeden po drugim… Zdarza się raz na kilka tysięcy urodzeń. Padło akurat na nasze dziecko... Dlaczego ważne jest to, że Kazik został zdiagnozowany wcześnie? Nie tylko od razu rozpoczęliśmy szukanie ratunku, leczenie i rehabilitację. W mroku tragedii jest światło nadziei - ostatnie lata są przełomowe w leczeniu DMD. W USA jest  już dostępna terapia genowa, która ratuje małych chłopców, chorych na dystrofię. Dostarcza organizmowi gen, odpowiedzialny za produkcję mikrodystrofinę, tym samym powstrzymując śmierć mięśni. Są dwa warunki - chłopcy muszą mieć maksymalnie 5 lat i mieć zachowaną umiejętność chodzenia! Niestety koszt terapii jest kolosalny - to kilknaście milionów złotych.  Bez pomocy zdobycie takiej sumy nie będzie możliwe, a od niej zależy życie naszego dziecka! Walka z dystrofią to też dodatkowe koszty. Do czasu przyjęcia terapii przez Kazia musimy zapewnić mu wszystko, co jest niezbędne na już! Synek uczęszcza na zajęcia WWR, by pomimo choroby móc funkcjonować, choć w jakimś stopniu, jak inne dzieci... Chwilami jest bardzo ciężko. Patrzymy, jak Kazik uczy się chodzić... Zamiast cieszyć się z pierwszych kroków, myślimy o tym, że choroba za kilka lat mu to wszystko odbierze... Musimy działać szybko. Bardzo się o niego boimy. Bardzo boimy się wyników badań, które już raz zwaliły nas z nóg. Gdy Kaziu przyszedł na świat, stał się naszym oczkiem w głowie. Nie możemy pozwolić, by zabrała nam go choroba! Musimy zrobić wszystko, by uratować synka. Bardzo potrzebna jest nam Wasza pomoc. Wierzymy, że nie trzeba poruszać nieba i ziemi, a wystarczy dotrzeć do ludzkich, wielkich serc, których jest przecież mnóstwo. Pomóżcie nam uratować dziecko, jesteście naszą jedyną nadzieją, nadzieją Kazia… Rodzice Kazia

328 966,00 zł ( 2,06% )
Brakuje: 15 628 484,00 zł
Nastusia Buryk
Pilne!
Nastusia Buryk , 7 lat

KRYTYCZNIE PILNE! "Mamusiu, czy ja umrę?" – Wznowa białaczki❗️

Choćbym wylała morze łez, sama nie jestem w stanie zmienić nic. Bezsilność rozdziera mi serce, ale mimo to, chcę wierzyć, że nadzieja jest mocniejsza niż oddech śmierci, który cały czas wisi nad moją małą córeczką… Błagam o ratunek dla Nastusi! Zaczęło się niewinnie – zmęczenie i niewielka temperatura. Myślałam, że to przeziębienie. Córka nie chciała jeść, była blada… Na ciele zaczęły pojawiać się siniaki. To był znak, że dzieje się coś strasznego. Pilny kontakt z lekarzami i godziny spędzone na badaniach. USG wykazało powiększenie wszystkich organów, a następnego dnia przyszły wyniki badań - ostra białaczka lifoblastyczna... Anastazja w trybie pilnym została zabrana do szpitala.  W szpitalu powiedzieli, że pojawienie się na oddziale jeden dzień później skutkowałoby śmiercią. Nastki nie byłoby z nami… Zostałaby ogromna pustka i żal. A tak mamy jeszcze szansę. Cień nadziei, że córeczka będzie żyć! Już po pierwszej chemioterapii zauważono skutki uboczne – pojawiły się szczeliny odbytu. Nastka nadal nie może siedzieć, a chemioterapia negatywnie wpływa na jej żołądek i wątrobę. Po zakończeniu pierwszego kursu okazało się, że sytuacja nie tylko się nie polepszyła, ale i pogorszyła. Teraz czeka na nią kolejna chemia i przeszczep szpiku od niespokrewnionego dawcy. Patrzę na córeczkę... Widzę te same oczka. Widzę delikatny uśmiech, choć ciężko o niego, bo moje maleństwo dużo śpi. Całuję ją w czoło, głaszczę po łysej głowie i z całych sił zaciskam zęby, by tylko się nie rozpłakać... Muszę być silna i dać z siebie wszystko. Za nas dwie! Mamy tylko Was. Tylko Wy możecie pomóc w ratowaniu życia tego małego cudu… Mama –––––––––––––– Historię Anastazji przeczytasz poniżej ⬇️

124 057,00 zł ( 8,65% )
Brakuje: 1 308 601,00 zł
Agata Budna
Pilne!
Agata Budna , 41 lat

Walczę o życie❗️ Proszę, pomóż mi wygrać!

Nigdy nie myślałam, że onkologia stanie się moją rzeczywistością. Nie sądziłam, że wydarzy się to teraz, kiedy jestem mamą – najważniejszą osobą w życiu mojej 6-letniej córeczki! Obowiązkiem matki jest żyć i wychowywać swoje dziecko, a ja nie wiem, co będzie ze mną za kilka miesięcy! Na zdjęciu widzicie mnie z córeczką, która będzie cierpiała najbardziej, jeśli ja przegram z tą straszną chorobą. W rękach trzymam diagnozę, która brzmi jak wyrok – nieoperacyjny rak żołądka. Staram się być dzielna dla mojej rodziny, ale serce mam rozerwane na kawałki. Nie jestem gotowa na to, by zniknąć z życia mojej rodziny. Chcę walczyć, ale ta walka kosztuje ogromne pieniądze!  Diagnoza pojawiła się niespodziewanie, nagle niszcząc spokojne życie całej naszej rodziny. Stabilne życie zmieniło się w wyścig. Każdy dzień wypełniają konsultacje, badania, złe informacje, chemia, leki. Trudno czasami wstać z łóżka, by kolejny dzień stawiać czoła tej rzeczywistości. Na rozpoczęcie pierwszej klasy prowadziłam córeczkę, ubrana w perukę. Chemia, łysa głowa, przepłakane noce to mała cena za to, że mogłabym wyzdrowieć.  Niestety, rak żołądka to bardzo trudny przeciwnik. Tak trudny, że dzisiaj, po pierwszym cyklu chemii wiem, że sama nie dam rady, nie pokonam tej choroby bez drogiego leczenia, specjalistycznych konsultacji i badań. Do tej pory czekałam na operację, która miała być początkiem drogi do zdrowia. Ostatnie badania zabrały mi tę największą nadzieję. Nowotwór nacieka na kluczowe tkanki i w obecnym kształcie nie kwalifikuje się do operacji.  Klasyczna chemia nie dała rady, potrzebne jest coś więcej, a za każdą dodatkową szansę na życie muszę zapłacić.  Mam 40 lat, cudowną córeczkę i partnera, dla których z całego serca pragnę żyć, głowę pełną marzeń, mnóstwo pasji do życia, optymizmu i samozaparcia do walki o siebie. Zawsze byłam niezwykle aktywna. Kocham sport, ruch i wszystko, co się z tym wiąże. Mimo choroby staram się żyć aktywnie i uczestniczyć w życiu mojej rodziny. Wiem, jednak że ten czas jest ograniczony, że jeśli nie stanę do walki, rak stanie się silniejszy ode mnie i przejmie kontrolę nad moim życiem. Nie mogę na to pozwolić.  Z całego serca proszę Was o wsparcie, bo dzięki Wam, darczyńcom, którzy we mnie wierzą, jestem silniejsza. To Wy sprawiacie, że nie chcę i nie mogę z siebie rezygnować. Marzę o tym, by ta straszna rzeczywistość stała się w moim życiu tylko mglistym wspomnieniem. W tej chwili toczę walkę zarówno z rakiem, jak i z czasem, bo każdy dzień może okazać się kluczowy dla mojego leczenia. Choroba nie zatrzyma się sama, dlatego w imieniu swoim i mojej rodziny, a zwłaszcza mojej córeczki, którą kocham ponad wszystko, proszę o waszą pomoc! Agata

99 738,00 zł ( 46,87% )
Brakuje: 113 027,00 zł
Natalia Krajna
13 dni do końca
Natalia Krajna , 5 miesięcy

PILNE❗️ Operacja już w grudniu! Ratuj maleńkie serduszko!

Przyjście na świat Natalki na świat to cud – nie towarzyszyły nam łzy wzruszenia, a strach i przerażenie, że ją stracimy! Jesteśmy załamani, bo nasze jedyne dziecko, musi przejść operację serduszka – termin jest już w grudniu! Błagamy o pomoc, każda złotówka się liczy! Już w trakcie ciąży dowiedzieliśmy się, że nasza córeczka urodzi się z bardzo poważną wadą – zespołem niedorozwoju lewej komory serca. Bez przerwy jeździliśmy na badania, żeby skonsultować przypadek Natalki z różnymi specjalistami. Myśleliśmy, że jesteśmy przygotowani. Ale na takie chwile nie da się przygotować… Trudno nam opisać słowami, co czuliśmy, gdy nasze malutkie, bezbronne dziecko zabrano na salę operacyjną. Po ratującej życie operacji konieczne było podłączenie sztucznego płuco-serca, ponieważ serduszko za słabo się kurczyło. Dzięki tej maszynie i staraniom lekarzy nasza córeczka przeżyła. Jednak minęły długie tygodnie, zanim Natalka zaczęła ponownie samodzielnie oddychać. Nasza córeczka po raz pierwszy zobaczyła swój dom dopiero po dwóch miesiącach. Przed wyjściem ze szpitala lekarze powiedzieli nam, że nasza córeczka jest cały czas w bezpośrednim zagrożeniu życia i musimy bardzo dokładnie ją obserwować oraz mierzyć saturację, która wynosi u Natalki 80-85. Byliśmy załamani tym, że córeczka będzie żyła z jednokomorowym serduszkiem, bo wiemy, że jest to tylko tymczasowe rozwiązanie. Natalkę w przyszłości czeka leczenie paliatywne, a w końcu i tak konieczny będzie przeszczep, by mogła żyć.  Poruszyliśmy niebo i ziemię, by znaleźć jakieś rozwiązanie… Skonsultowaliśmy się ze specjalistami z Genewy. Po zapoznaniu się z dokumentacją lekarze odpowiedzieli, że są w stanie dać naszej córeczce szansę na rozwój lewej komory serca. Prawdopodobnie będzie to leczenie dwuetapowe, a kosztorys za sam pierwszy etap dosłownie zwalił nas z nóg… Takiej kwoty się nie spodziewaliśmy… Najbardziej przeraża nas fakt, że mamy bardzo mało czasu! Termin operacji wyznaczono już na grudzień! Nawet gdybyśmy sprzedali wszystko, to nie zdołamy zebrać takiej kwoty! Prosimy Was o pomoc! Bez tej operacji nasza córeczka będzie skazana na liczne operacje, nieustanne pobyty w szpitalach, a na końcu skomplikowany przeszczep serca... Ratujcie ją! Rodzice ➡️ FB: Serduszko Natalki Krajna ➡️ Licytacje Rycerzy serca Natalki

1 849 401,00 zł ( 106,85% )
Krzysztof Węglarz
Krzysztof Węglarz , 59 lat

Krzysiek jest uwięziony we własnym ciele, lecz wiemy, że nas słyszy❗️Musimy walczyć dalej!

Krzysiek to człowiek o wielkim sercu, który zawsze niósł pomoc innym.  Minął już rok, odkąd świat się dla nas zatrzymał… Krzysiek – kochany mąż, tato, dziadek, wujek i przyjaciel doznał rozległego udaru niedokrwiennego mózgu lewej półkuli… Pomimo szybkiej interwencji lekarskiej doszło do dużego niedotlenienia mózgu i niedowładu prawostronnego... W drugiej dobie od wystąpienia udaru musiała zostać przeprowadzona operacja odbarczająca czaszkę w celu zmniejszenia obrzęku – tylko w ten sposób można było uratować życie Krzyśka. Kilka godzin po operacji pojawiły się ukrwotocznienia, w wyniku których wprowadzono go w stan śpiączki. Krzysiek musiał zostać podpięty do respiratora. Niestety, po kilkumiesięcznej walce na oddziale intensywnej terapii o jego życie sprawdził się czarny scenariusz… Nie wybudził się ze śpiączki ani nie odzyskał świadomości... W całym tym koszmarze jedynym promykiem nadziei stało się dla nas to, że gdy został odpięty od respiratora, zaczął oddychać samodzielnie przez rurkę tracheotomiczną – co zawdzięczamy zdrowemu sercu. W kwietniu Krzysiek otrzymał szansę od losu – przyjęto go na roczny pobyt w Klinice Budzik dla dorosłych w Warszawie. Rehabilitacja w ośrodku przynosi ciągłe korzyści, a stan ogólny Krzyśka jest stabilny. Dzięki codziennej rehabilitacji jest pionizowany i zabierany na salę rehabilitacyjną na wózku. Polepszył się u niego kontakt wzrokowy, wodzi oczami, zawiesza wzrok na osobie. Wiemy, że nas słyszy! Profesjonalna rehabilitacja sprawiła, że zaczął ruszać głową i jedną ręką, lecz tato wciąż jest uwięziony we własnym ciele…  Rehabilitanci walczą, aby jego ruchy były z każdym dniem bardziej świadome. Niestety, przed nim wciąż długa i kręta droga powrotu do zdrowia. Wiemy, że nie możemy zwolnić tempa, aby nie zaprzepaścić tego, co już osiągnął. W przyszłości planujemy umieścić tatę w prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym, aby jeszcze bardziej poprawić jego sprawność i komfort życia. Docelowo marzymy o przystosowaniu domu do jego potrzeb, aby – gdy tylko będzie to możliwe – mógł do niego powrócić. Wszystko to wiąże się jednak z zawrotnymi kosztami, których nie jesteśmy w stanie udźwignąć sami... Nigdy nie sądziliśmy, że znajdziemy się w sytuacji, w której będziemy musieli prosić Was o wsparcie. Wiemy jednak, że nie mamy wyjścia – to jedyna szansa na lepsze jutro dla Krzyśka. Zwracamy się do Waszych serc z gorącą prośbą o pomoc, gdyż dla taty jest jeszcze iskierka nadziei… Pamiętajmy – dobro powraca ze zdwojoną siłą  Rodzina Krzyśka

25 603 zł
Jasio Kaniewski
Pilne!
Jasio Kaniewski , 7 lat

7-letnie życie w szponach NOWOTWORU❗️URATUJ Jasia❗️

Nowotwór złośliwy - gdy usłyszeliśmy te słowa, otworzyły się wrota onkologicznego piekła! Zaczęła się walka, która trwa do dziś... Walka pełna strachu o życie, które dopiero się zaczęło. Jasio, mój malutki synek, ma 6 lat. Do połowy kwietnia 2023 roku jego życie wyglądało tak jak każdego innego dziecka. Bawił się, chodził do przedszkola, uśmiechał, poznawał nowe rzeczy, wszędzie było go pełno. Niestety choroba sprawiła, że życie synka i całej naszej rodziny przewróciło się do góry nogami... W lutym Jasio zachorował na zapalenie ucha... Wydawało się, że jest lepiej, niestety po miesiącu był nawrót wszystkich objawów.... Wizyta u pediatry i laryngologa wyciszyła chorobę. Wydawało się, że najgorsze już za nami, jednak tak się nie stało. Niestety zaraz po świętach Wielkanocnych Jasiowi zaczęło zezować lewe oczko. Po paru dniach znów wróciło zapalenie ucha. Jednak tym razem było jeszcze gorzej... Z uszka leciała krew. Wylądowaliśmy na SOR-ze, czując, że dzieje się coś niedobrego. Nie sądziliśmy jednak, że usłyszymy tak dramatyczne wieści. Po wykonanej tomografii komputerowej na SOR okazało się, ze Jasio ma guza w kości czaszki... Prosto ze szpitala w Chorzowie Jasio został przewieziony karetką do Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Tam zostały wykonane kolejne badania, Jasio przeszedł też na operację, aby pobrać wycinek do badania histopatologicznego... Czekaliśmy na wynik jak na wyrok, modląc się, aby nie był najgorszy... Niestety, po długim czasie oczekiwania padła diagnoza, która nas zdruzgotała. Guz kości podstawy czaszki Embryonal rhabdomyosarcoma - nowotwór złośliwy! Jasio musi się zmierzyć ze śmiertelnie groźnym przeciwnikiem... Zanim pojawiła się diagnoza, guz dalej dawał o sobie znać - oprócz nacieku w lewym uchu i zeza lewego oczka zrobił się ucisk na nerwy twarzowe po lewej stronie... Jasio miał paraliż ust po lewej stronie, paraliż języka... Zaciskało się gardło, synek krztusił się własną śliną, miał problemy z połykaniem pokarmów i płynów... Synek znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Lekarze powiedzieli, że grozi mu to, że przestanie połykać, a co za tym idzie zacznie mieć problemy z oddychaniem... 12 maja 2023 roku Jasio dostał pierwszą dawkę chemii, ratującej życie. Udało się powstrzymać atak guza, paraliż przestał postępować. Dziś żyjemy pod dyktando kolejnych dawek chemii... Jasio ma za sobą już 12 cykli, przed sobą jeszcze co najmniej 10 kolejnych. Synek przebył też terapię protonową w Krakowie, odbył 28 naświetleń.  Choroba to dla Jasia przerwa w dzieciństwie, w życiu społecznym. Jego odporność jest zerowa, więc nie chodzi do przedszkola, nie może się bawić na placu zabaw ani przebywać w dużych skupiskach ludzi. Stał się dzieckiem bardzo spokojnym i wyciszonym... Jego energia zniknęła przez przyjmowanie chemii, jest po prostu zdezorientowany. Ciężko jest się mu odnaleźć w nowej sytuacji, gdzie ciągle są badania, kłucia, kroplówki, ciągłe wizyty w szpitalu... Na leczenie dojeżdżamy do Warszawy, to prawie 240 kilometrów od naszego miejsca zamieszkania... Leczenie, w tym okulistyczne i dojazdy pochłaniają ogromne koszty. Gdy uda się pokonać nowotwór, synka czeka nadrabianie straconego czasu. Jasio walczy i chce żyć, żyć jak dawniej... Niestety choroba zabrała mu w tym momencie dawne życie, pełne wrażeń i zabawy... Walczymy o to, by nie zabrała mu nic więcej. Wierzymy, że synek pokona nowotwór i że już niedługo pozostanie tylko koszmarnym wspomnieniem, do którego nie chcemy wracać. Aby jednak tak się stało, potrzebujemy Waszej pomocy...

39 733,00 zł ( 74,69% )
Brakuje: 13 459,00 zł
Piotr Milczarek
Piotr Milczarek , 30 lat

🚨Strażak potrzebuje pomocy!

Piotr jest strażakiem! Do tej pory ten pełen pasji młody chłopak czerpał radość z niesienia pomocy innym. Każdy dzień był wyzwaniem, ale dzięki takim ludziom jak on, żyjemy bezpiecznie i czujemy, że możemy na kogoś liczyć! Życie napisało dla Piotra ponury scenariusz, a my musimy zrobić wszystko, by tym razem jemu pomóc... Jego życie w jednej chwili zmieniło się w wyniku wypadku, któremu uległ 27 kwietnia 2023 roku.  Wracając ze służby, był świadkiem wypadku samochodowego. Jako strażak i człowiek, który w życiu kieruje się zasadą, że nikogo nie wolno zostawiać bez pomocy, był jedynym, który pośpieszył z ratunkiem...  Mimo zachowania wszelkich środków ostrożności potrąciło go jedno z nadjeżdżających aut. Śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego przetransportował ciężko rannego Piotrka do szpitala w Koszalinie Przez pierwsze trzy tygodnie podłączony do respiratora walczył o życie, niestety nadal jest w śpiączce.  Musi podjąć długotrwałą walkę o powrót do zdrowia, ale droga do pełnego wyzdrowienia jest długa i trudna. Piotrek był wolontariuszem WOŚP, poza pracą w Państwowej Straży Pożarnej udzielał się w również w Ochotniczej Staży Pożarnej, jest honorowym dawcą krwi. Zawsze aktywny, uprawiający sport, wesoły i pełny życia. Gdyby wypadek nie stanął na jego drodze wziąłby udział w turnieju badmintona w Sianowie, bo badminton i siatkówka to jego ulubione sporty. Spełnionym marzeniem Piotra jest jego mieszkanie, na które sam zapracował. Po służbie tak samo jak feralnego dnia jechał do Koszalina, gdzie remontował zakupione z pomocą kredytu mieszkanie. Sam chciał wykończyć i urządzić swoje miejsce na ziemi... Nauczył się renowacji mebli, dając drugie życie „perełkom z PRL-u”. Piotr będzie potrzebował długoterminowej rehabilitacji, aby móc odzyskać sprawność.  Każda wpłata, jakkolwiek skromna, może znacząco przyczynić się do poprawy zdrowia i sprawności Piotra. Wsparcie finansowe pomoże naszemu synowi kontynuować leczenie i rehabilitację oraz przyniesie nam nadzieję na lepszą przyszłość. Rodzina i bliscy Piotrka

174 022,00 zł ( 81,79% )
Brakuje: 38 744,00 zł
Oluś Wildowicz
Oluś Wildowicz , 2 latka

2-latek z najgorszym nowotworem... Błagamy, ratuj nasze jedyne dziecko❗️

Na naszego jedynego synka spadła straszna diagnoza… Oluś choruje na przerażającą chorobę, Neuroblastomę IV stopnia… To jeden z najgorszych nowotworów wieku dziecięcego, wybierający tych najmłodszych, najbardziej bezbronnych, niewinnych… Błagamy o pomoc, żeby uratować życie Olusia! On ma tylko dwa latka, nie może przecież umrzeć… Jeszcze 16 maja 2024 – w drugie urodziny Olusia, nic nie zapowiadało, że za chwilę nasze życie wywróci się do góry nogami, że trafimy do onkologicznego piekła. Nawet w najczarniejszych snach nie śniło nam się, że dotknie ono nas i że będziemy musieli przez nie przejść.  W weekend po urodzinach pojechaliśmy do dziadków, aby wspólnie uczcić jego święto. Oluś bawił się jak zwykle, biegał, skakał, zaczepiał dziadka. Niespodziewanie zaczął wymiotować... Byliśmy przekonani, że to od wygłupów, jednak wymioty wróciły wieczorem, pojawił się stan podgorączkowy… Byliśmy przekonani, że to tylko zatrucie pokarmowe, że coś mu zaszkodziło, tym bardziej że następnego dnia objawy ustały, pozostał tylko stan podgorączkowy. W poniedziałek poszliśmy z synkiem do lekarza. Badanie przedmiotowe nie wskazywało na żadną chorobę, wszystko było w normie, brak infekcji. W przychodni wykonano jednak badanie CRP, którego wynik zaniepokoił lekarza… Dostaliśmy skierowanie na badanie USG jamy brzusznej. Badanie trwało długo, nie można było dokładnie zobaczyć, co znajduje się w przestrzeni zaotrzewnowej, ale COŚ tam było… Wtedy zapaliła się pierwsza lampka, że coś jest nie tak… Zlecono nam pilną konsultację z drugim lekarzem w celu potwierdzenia obecności znalezionej zmiany… Postawił on wstępną diagnozę - zdwojenie jelita lub guz lity. Nasz świat wtedy po raz pierwszy runął… Nie zastanawiając się długo, pojechaliśmy z wynikami badań do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Wszystko potem działo się w zawrotnym tempie.  Mnóstwo badań, biopsja szpiku kostnego, trepanobiopsja, każde wykonywane w pełnej narkozie ze względu na wiek Olusia. Szybko dowiedzieliśmy się strasznej rzeczy… Nasz mały synek ma w swoim brzuszku ogromnego guza o wymiarach 7x5x4,5cm!!! Otacza on pień trzewny i naczynia śledzionowe oraz naczynia nerkowe…  Byliśmy przerażeni, nie wierzyliśmy, że to dzieje się naprawdę. Nic go przecież nie bolało, a co miesiąc chodziliśmy do gastroenterologa ze względu na silną alergię pokarmową. Lekarz na każdej wizycie dokładnie badał Olusiowi brzuszek – nic nie wyczuł…  Zdecydowano się wykonać biopsję guza. Wydawałoby się, że to zwykłe pobranie tkanki. Niestety ze zwykłego zabiegu zrobiła się skomplikowana operacja, która trwała prawie 4 godziny! Były to najdłuższe chwile w naszym życiu – rodziców którzy, tak kochają swojego synka… Po niespełna tygodniu okupionym cierpieniem naszego dziecka, które codziennie, jeszcze przed rozpoczęciem jakiejkolwiek terapii było poddawane licznym i inwazyjnym zabiegom diagnostycznym (niemal codziennie Oluś był poddawany narkozie), usłyszeliśmy diagnozę: Neuroblastoma IV stopnia z przerzutami do kości biodrowych, udowych oraz piszczelowych! Nowotwór jest bardzo złośliwy, a przebieg choroby jest nieprzewidywalny z dużym prawdopodobieństwem nawrotów ze zdwojoną siłą…   Do dnia diagnozy okrutna choroba, która dotknęła Olusia była nam znana jedynie ze zbiórek i historii nieznanych dotąd osób, które wspieraliśmy. Nigdy nawet nie przemknęło nam przez myśl, że kiedyś to my usłyszymy tak przerażającą diagnozę, że będziemy patrzeć na cierpienie własnego dziecka i będziemy musieli prosić Państwa o pomoc finansową, by uratować synka. Olusia czeka bardzo długa i wyczerpująca terapia, która niestety nie daje gwarancji całkowitego wyleczenia. Aby zapomnieć raz na zawsze o tym piekle, jedyną szansą jest terapia w postaci szczepionki przeciw wznowie, którą wykonuje się tylko w USA, w klinice w Nowym Jorku. Koszt kuracji jest ogromny i wynosi około 2 milionów złotych! Nawet gdybyśmy sprzedali wszystko, co mamy, nie uzbieramy tak ogromnej sumy… Dlatego błagamy Was o pomoc! Synek dzielnie znosi pobyt w szpitalu, mimo że od chwili przyjęcia do CZD w Warszawie nie wyszliśmy do domu nawet na jeden dzień. Zostało wdrożone bardzo intensywne oraz złożone leczenie, składające się z kilku etapów: bardzo silnej chemioterapii, którą dostaje co 10 dni. Następnie czeka go bardzo skomplikowana operacja usunięcia guza, przeszczep szpiku, radioterapia oraz immunoterapia. Obecnie jesteśmy po drugiej dawce chemioterapii – 24-godzinnej! Niestety wątroba Olka została bardzo mocno nadwyrężona… Mamy jednak nadzieję, że wyniki poprawią się przed kolejnym cyklem. Nie tak powinno wyglądać jego dzieciństwo, w murach szpitalnych, z kablami podłączonymi do ciała, wenflonami, bólem i cierpieniem. Oluś powinien teraz być w domu, bawić się z rówieśnikami, śmiać. Wierzymy, że jeszcze tak będzie! Wspólnie pomóżmy wrócić naszemu synkowi do normalności, do domu, do beztroskiego dzieciństwa, do śmiechu i radości. Dlatego też zwracamy się do Państwa o pomoc w uratowaniu Olusia. Z góry dziękujemy za każdą wpłatę! Rodzice ➡️ Licytacje dla Olusia ➡️ Strona Olusia na Facebooku

2 128 170,00 zł ( 100,02% )