Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marcel Majek
Marcel Majek , 8 lat

Pomóż Marcelkowi sprawnie chodzić! Tak bardzo tego potrzebuje...

Z całego serca dziękuję Wam za całe okazane dotychczas dobro! To między innymi dzięki Waszemu wsparciu możliwa była operacja stópek Marcelka... Niestety, walka o zdrowie synka nadal trwa i po raz kolejny muszę prosić Was o pomoc. Nasza historia: Marcelek jest bardzo bystrym i uśmiechniętym chłopcem. Niestety, od urodzenia zmaga się z koślawością kolan i stóp, która jest uwarunkowana chorobą genetyczną – dysplazją wielonasadową.  Natychmiast rozpoczęliśmy intensywną rehabilitację. Jednak mimo ciężkiej pracy koślawość wciąż narastała. Nie było więc innego wyjścia – konieczne były dwie skomplikowane operacje. Pokładaliśmy w tych zabiegach całą nadzieję... Niestety, operacje nie przyniosły żadnego efektu.  Załamaliśmy się, a los wciąż nas nie oszczędzał... Parę lat temu po ciężkiej walce z nowotworem zmarł mój ukochany mąż. Troskliwy i cudowny tata Marcelka. W jednej chwili posypało się całe nasze życie. Nagle zostałam sama z dziećmi. W głowie pojawiły się dręczące pytania: co będzie dalej? Jak sobie poradzimy?  Wiedziałam, że bez sprawnej nogi, Marcel będzie niepełnosprawny do końca życia. Każda czynność stanie się dla niego trudna, a niekiedy całkowicie nieosiągalna... Nie mogłam do tego dopuścić.  Po wielu miesiącach poszukiwania pomocy, w końcu pojawiła się nadzieja, która stała się dla nas światełkiem w tunelu. Udało nam skontaktować się z Doktorem Paleyem – światowej sławy ortopedą, który specjalizuje się w leczeniu najcięższych schorzeń rąk i nóg. Doktor już na pierwszej konsultacji zdecydował, że podejmie się operacji obu kolan i stawów skokowych Marcelka. Operacja była bardzo kosztowna, jednak dzięki Waszej pomocy udało się zebrać niezbędne środki, a synek mógł przejść zabieg! Niestety, walka o sprawność Marcela to długi i wyczerpujący maraton. Synek ma wadę bioderka – jest podwichnięte i niezbędna jest kolejna operacja. Koszty są jednak ogromne i jako samodzielna mama nie jestem w stanie udźwignąć ich w pojedynkę.  Termin operacji jest wyznaczony na 6 sierpnia 2024 roku. Po samym zabiegu mojego synka czekają jeszcze długie tygodnie rehabilitacji. Jest to jednak jedyna szansa na sprawność i lepsze funkcjonowanie Marcelka w przyszłości.  Dotychczasowe leczenie synka, specjalistyczny sprzęt, wizyty u specjalistów, rehabilitacje – to wszystko już dawno wyczerpało nasze oszczędności. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie... Każda wpłata to krok w stronę zdrowia Marcelka. Justyna, mama

11 167,00 zł ( 14,13% )
Brakuje: 67 830,00 zł
Izabela Kostrzewa
Izabela Kostrzewa , 40 lat

Najpierw choroba zabrała jej syna, teraz sama walczy o swoje zdrowie...

Było mi już dane zaznać dobroci ludzkich serc… Waszych serc. Wielokrotnie okazaliście mi już wsparcie, wpłacając pieniądze na zbiórkę mojego ukochanego synka. Niestety Jacek odszedł, przegrał walkę z nowotworem, który wyssał z niego życie… Teraz ja sama muszę walczyć o swoje zdrowie. Moje życie od kilku lat to pasmo przerażających informacji… W 2019 roku dowiedziałam się, że choruje na stwardnienie rozsiane. To była informacja, która całkowicie zaburzyła naszą poukładaną codzienność. Ale to nie było wszystko, najgorsze miało dopiero nadejść. Trzy miesiące później usłyszeliśmy, że nasz synek choruje na nowotwór. Nie zastanawiałam się ani sekundy. Razem z mężem rozpoczęliśmy walkę o życie naszego jedynego dziecka. Odłożyłam na bok swoje problemy zdrowotne, włożyłam wszystkie moje siły i energię w walkę o Jacka. W międzyczasie choroba postępowała, próbując odbierać mi siły. Każda kobieta, będąca matką mnie zrozumie. Mimo że momentami brakowało mi tchu, biegłam dalej i się nie poddawałam. Szukałam lekarzy, najlepszych klinik. Łapałam się każdego sposobu na uratowanie mojego dziecka. W momencie, gdy życie mojego synka było zagrożone – nic innego się dla mnie nie liczyło. Niestety Jacuś odszedł. Pozostawił po sobie mnóstwo pięknych wspomnień i ogromną pustkę, którą ciężko czymkolwiek zapełnić. Nasze życie po jego odejściu były przepełnione smutkiem i gorzkimi łzami. Długo nie potrafiliśmy zrozumieć, dlaczego nas to spotkało. Z czasem jednak musieliśmy zacząć normalnie funkcjonować i uwierzyć, że synek trafił do świata, w którym nie ma cierpienia.  Gdy myśleliśmy, że powoli stajemy na nogi… po raz kolejny grunt nam się spod nich osunął. Dzień wcześniej miałam rozmowę o pracę. Wkrótce miałam zostać zatrudniona w świetlicy i opiekować się dziećmi… I właśnie wtedy, tego pechowego dnia poślizgnęłam się na ulicy i złamałam nogę. Czy to był nowy rzut choroby, przez który straciłam równowagę? A może czysty przypadek? Tego nie wiem. Złamanie okazało się na tyle skomplikowane, że jego skutki będę odczuwać do końca życia. Zostałam zabrana karetką do szpitala, w którym od razu przeszłam trudną operację. Lekarz poskładał moją nogę, wprowadzając śruby i pręty. Uprzedził mnie, że czeka mnie intensywna rehabilitacja i w późniejszej przyszłości – kolejna operacja usunięcia metali z nogi. Póki co tylko one sprawiają, że noga nie łamie się przy choćby najmniejszym kroku.  Obecnie nie jestem w stanie podjąć żadnej pracy. W codziennym funkcjonowaniu pomaga mi mąż, który jest przy mnie zawsze. Wspólnie walczyliśmy o życie Jacusia, teraz wspólnie walczymy o moje zdrowie. Tylko z jego pomocą mogę wyjść z domu, który opuszczam wyłącznie w konieczności wizyty u lekarza. Po domu poruszam się o kulach, co i tak sprawia mi ogromne trudności i nierzadko ból. Noga wymaga intensywnej rehabilitacji, która może potrwać aż pół roku. Dopiero w trakcie ćwiczeń lekarze będą w stanie stwierdzić, czy przynosi ona efekty i zaplanować operację usunięcia śrub i prętów. To pozytywna wizja mojej przyszłości. Jeśli nie będę uczęszczać na rehabilitację – czeka mnie dużo gorsza opcja.  Każdy dzień działa na moją niekorzyść. Ćwiczenia trzeba zacząć natychmiast, aby stan mojej nogi się nie pogarszał. Niestety to i tak nie koniec moich problemów. Od momentu otrzymania informacji o prawdopodobnym stwardnieniu rozsianym – żaden lekarz nie podjął się leczenia ani postawienia konkretnej diagnozy. Obecnie zostałam z niczym. Nigdy nie było mi łatwo prosić o pomoc. Gdy mój synek zachorował – byłam do tego zmuszona. Wszystkie moje osobiste blokady czy wątpliwości odsunęłam na bok i wyszło mi to na dobre. Okazaliście nam niesamowite wsparcie, wpłacając pieniądze na leczenie mojego dziecka. Teraz jest mi równie ciężko prosić o pomoc… Być może nawet jeszcze ciężej, bo chodzi o mnie samą. Niestety ze względu na to, że mąż sam utrzymuje naszą rodzinę, nie stać nas na rehabilitację, która jest bardzo kosztowna. Proszę Was, bo już niejednokrotnie Wasze wielkie serca okazały mi wsparcie…

11 139 zł
Mariusz Czekalski
Mariusz Czekalski , 50 lat

Choroba przykuła mnie do łóżka! Tylko z Wami znowu będę mógł chodzić…

Do ubiegłego roku wiodłem szczęśliwe życie u boku ukochanej żony i trójki wspaniałych dzieci. Nadszedł jednak dzień, który wywrócił nasze dotychczasowe losy do góry nogami… W lutym ubiegłego roku doszło u mnie do krwotoku podpajęczynkowego z syfonu lub rozwidlenia tętnicy szyjnej wewnętrznej. Moje życie było zagrożone, ale cudem zostałem odratowany...  Przez kilka dni byłem w stanie krytycznym i zagrażającym życiu. Następnie kilka tygodni spędziłem na oddziale intensywnej opieki medycznej. Gdy mój stan się unormował, zostałem przetransportowany do szpitala w Koninie, gdzie spędziłem ponad 2 miesiące.  Przez długi czas był ze mną utrudniony kontakt logiczno-słowny. W trakcie hospitalizacji byłem poddawany ćwiczeniom, mającym na celu przywrócenie mi komunikacji słownej. Po przebytym krwotoku wewnętrznym byłem jak typowa „roślinka”. Jednak dzięki wysiłkom lekarzy, rehabilitantów i najbliższej rodziny, mój stan mowy i kontakt z otoczeniem znacznie się poprawił.  Bardzo potrzebuję specjalistycznej rehabilitacji ruchowej oraz psychologicznej. Niestety od ponad roku jestem przykuty do łóżka i całkowicie uzależniony od moich opiekunów. Sam nie jestem w stanie zrobić nic! Mam porażenie czterokończynowe, więc nawet najprostsze czynności sprawiają mi ogromne problemy i dużo bólu.  Moim największym marzeniem jest móc znowu chodzić i być w miarę samodzielnym. Aby to się udało, prócz mojej silnej determinacji, potrzebne są ogromne środki finansowe, których z racji utraconej przez chorobę pracy, nie posiadam.  Zwracam się więc z prośbą o pomoc. Niestety w tej trudnej sytuacji potrzebuję dodatkowego wsparcia! Tylko z Wami znowu będę mógł chodzić… Proszę o szansę!  Mariusz 

11 132 zł
Joanna Marcinkowska
Pilne!
Joanna Marcinkowska , 47 lat

Każdy mój dzień to ból. Walczę ze złośliwym nowotworem!

Chciałabym, żeby pewnego dnia się okazało, że to wszystko to zły sen. Niestety, lata walki z chorobą pozbawiły mnie złudzeń. Moja codzienność to ból i cierpienie. Jestem pod opieką hospicjum domowego, jednak nie tracę nadziei. Chcę żyć jak najdłużej i zrobię wszystko, by przechytrzyć tę bezlitosną chorobę… Muszę przyznać, że moja choroba przyszła w najgorszym możliwym momencie – na początku pandemii. Gdy wyczułam guzek w piersi, natychmiast udałam się prywatnie do lekarza. Skierowano mnie na dalsze badania. Wszystko trwało bardzo długo: pobrano wycinek, czekałam na wyniki. Każdy dzień dłużył się w nieskończoność. W końcu pojawiła się diagnoza, która zwaliła mnie z nóg: nowotwór złośliwy piersi. Na taką wiadomość nie da się przygotować. Rozpoczęłam ratujące życie leczenie: mastektomię, chemioterapie i radioterapię. A tuż za rogiem czyhała kolejna tragedia… Czułam się coraz gorzej. W sierpniu ból był nie do zniesienia, a do tego straciłam czucie w nogach. Okazało się, że mam przerzuty do kości i doszło do złamania kręgosłupa! Tym samym otrzymałam informację, po której już nic nie było takie samo: nie ma możliwości wyleczenia. Przeszłam chemioterapię, w kolejnym roku mastektomię, radioterapię.  Są różne momenty. Leczenie całkowicie mnie wycieńczyło. Straciłam włosy, jednak wygląd to nic w porównaniu z bólem. W październiku 2023 roku nastąpiła kolejna progresja choroby w kościach. Przeszłam leczenie metodą cyberknife oraz radioterapię, po której bardzo źle się czułam. Problemy z chodzeniem, zadyszki… W końcu trafiłam do szpitala. Okazało się, że doszło do zatoru płucnego wskutek zakrzepicy.   Obecnie jestem leczona paliatywnie. Przyjmuję na stałe leki: przeciw zakrzepicy, na cholesterol, na wątrobę, kwasy omega, antydepresanty, leki na alergię, Będę przyjmować leczenie tak długo, jak mój organizm będzie mógł je znosić. Udaje mi się samodzielnie poruszać po domu, jednak bez wsparcia nie jestem w stanie udać się do lekarza, czy na zakupy. Odbywam fizjoterapię, by walczyć o sprawność i niezależność.  Chemioterapia jest refundowana. Jednak leki, specjalistyczne maści, wszelkie konsultacje lekarskie i dojazdy co miesiąc tworzą stos rachunków, które z ledwością udaje mi się opłacić. Dlatego tak ważne jest dla mnie Twoje wsparcie. Moja codzienność jest trudna, ale wierzę, że czeka mnie jeszcze wiele wspaniałych chwil. Joanna

11 131,00 zł ( 34,87% )
Brakuje: 20 784,00 zł
Nela Malanowska
Nela Malanowska , 15 miesięcy

Bezdechy i ataki padaczki są realnym zagrożeniem dla naszego dziecka! Pomocy❗️

Nie ma nic gorszego, jak strach o życie własnego dziecka! Niestety los doświadczył nas właśnie w ten okrutny sposób… W dniu narodzin, Nela trafiła do inkubatora z powodu tajemniczych bezdechów. Od tamtej pory każdy kolejny dzień dla niej i dla nas, to walka o jej życie, zdrowie i bezpieczeństwo. Dziecięcy uśmiech, który jest najpiękniejszym darem na świecie, u Neli często musi ustępować miejsca cierpieniu i bólowi… Córeczka została zdiagnozowana z lekooporną padaczką, co oznacza, że każdy dzień to dla niej walka z nieprzewidywalnymi atakami. Padaczka ma wiele postaci: drgawki czasem obejmują całe ciało, a czasem np. tylko rękę lub wargę. Nigdy nie wiemy, jak będzie wyglądał kolejny atak!  Największym zagrożeniem są jednak bezdechy, które występują nawet kilka razy w tygodniu! Nasza codzienność zamieniła się w jeden wielki strach o to, co będzie dalej! Niestety lekarze nie potrafią określić jeszcze źródła problemów i wytyczyć skutecznej formy leczenia...  Wszystko to sprawia, że rozwój psychomotoryczny Neli jest znacznie opóźniony. Nie ma dla nas rzeczy ważniejszej niż zapewnienie córeczce najlepszej możliwej opieki i rehabilitacji, które pomogą w pokonaniu tych wszystkich trudności. Dlatego zwracamy się do Was z gorącą prośbą o wsparcie. Zebrane środki zostaną przeznaczone na leczenie, rehabilitację i dalszą diagnostykę Neli. Każda złotówka będzie dla nas nadzieją, a każdy gest solidarności przyniesie ulgę w tej trudnej chwili. Dziękujemy, że jesteś z nami i z całą naszą rodziną! Rodzice Neli

11 130 zł
Łukasz Kaźmierczak
Łukasz Kaźmierczak , 32 lata

Łukasz uległ potwornemu wypadkowi! Potrzebna pomoc, by walczyć o jego przyszłość!

W maju 2021 roku życie mojego brata wywróciło się do góry nogami! Tego dnia Łukasz, znany wszystkim jako Kasper, uległ poważnemu wypadkowi w pracy! Od tamtej chwili trwa walka o powrót do sprawności! Pomóż, aby mogła trwać... Jak doszło do tego strasznego wypadku? Kasper spadł z wysokości 8 metrów w trakcie wykonywania swoich obowiązków w pracy, która polegała na instalacji paneli fotowoltaicznych na dachu. Niestety, były to pierwsze dni Kaspra w firmie, która nie zdążyła jeszcze dopełnić wszystkich formalności związanych z zatrudnieniem, a to oznacza, że Kasper nie miał jeszcze ubezpieczenia... Kasper pracował w wówczas w Niemczech, jednak został przewieziony do szpitala w Holandii. Po wypadku miał uszkodzone narządy wewnętrzne, połamane ręce (na które przechodził i wciąż będzie przechodził kolejne operacje), a także pękniętą czaszkę... W późniejszym czasie przeszedł zapalenie opon mózgowych oraz kilka infekcji, które znacząco pogorszyły jego stan. Kasper po wypadku stracił też pamięć i dopiero stopniowo wszystko sobie przypomina... Dobra informacja w tym wszystkim była taka, że nie połamał kręgosłupa i była szansa, że powoli, ale dojdzie do siebie. Cały czas była przy nim mama, która codziennie wspiera Kaspra w terapii. Mama uczy go też od nowa jeść, pić i liczyć... Dla matki widok własnego dziecka w takim stanie jest koszmarem! Przed bratem i całą naszą rodziną długa i wyboista droga. Kasper ma dopiero 29 lat. Przed sobą mnóstwo rzeczy do zrealizowania... Prosimy o pomoc, aby zapewnić mu jak najlepszą opiekę i rehabilitację i dać szansę na powrót do zdrowia po wypadku! Jan, brat Więcej o Łukaszu ➡️ KLIK

11 122 zł
Marcin Kościelniak
11 dni do końca
Marcin Kościelniak , 44 lata

Trzeci udar mógł zabić Marcina! To CUD, że przeżył! Wesprzyj go w walce o sprawność!

Marcin w swoim życiu przeszedł nie jeden udar. Niestety ten ostatni okazał się dla niego najcięższy i tragiczny w skutkach. W tych trudnych chwilach, gdy nie wiedziałam jeszcze jak dalej potoczy się los mojego ukochanego, chwytałam go za rękę i marzyłam, aby to wszystko okazało się wyłącznie złym snem. Niestety kiedy otwierałam oczy, widziałam tylko jego nieobecną twarz, a otaczała nas ogłuszająca cisza… Wszystko wydarzyło się dokładnie 18 lutego 2024 roku. Marcin tego dnia miał mieć wolne, jednak wezwano go do pracy. Wyszedł wczesnym rankiem – to była ostatnia chwila, gdy widziałam go zdrowego. Później wszystko zadziało się tak szybko. Gdy policja zapukała w moje drzwi, serce stanęło mi w gardle. Dali mi tylko szczątkowe informacje, o tym, że Marcin został znaleziony gdzieś na przystanku, koło auta, nieprzytomny i wyziębiony… Byłam w szoku! Mój mąż został w stanie ciężkim przetransportowany do szpitala. Miał masywny krwotok śródmózgowy, ostrą niewydolność oddechową oraz niedowład lewostronny. Lekarze poinformowali mnie, że jego stan jest agonalny. Kiedy usłyszałam, że mam się przygotować na najgorsze, nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Jeszcze kilka godzin wcześniej był cały i zdrowy, nic nie wskazywało na to, że może zaraz umrzeć! Dziś, gdy wracam myślami do tej chwili łamie mi się głos, a łzy same napływają do oczu… Kolejne sześć tygodni Marcin walczył o życie na OIOMie. Ten czas dłużył mi się w nieskończoność. Każdego dnia modliłam się o to, by przeżył. Mąż z całych sił walczył, chociaż na jego drodze pojawiało się wiele przeszkód. Musiał zostać podpięty do respiratora, przez co dostał zapalenia płuc. Następnie walczył z bardzo wysoką temperaturą i skaczącym ciśnieniem. Naprawdę bałam się, że go stracę! Wtedy zdarzył się CUD! Stan mojego męża stopniowo zaczął się stabilizować. Lekarze wybudzili go ze śpiączki farmakologicznej, następnie odłączyli od respiratora. Wiedziałam, że teraz najważniejszy jest czas. Dzięki pomocy znajomych i rodziny udało nam się przetransportować Marcina do ośrodka w Lubawie, gdzie objęty jest profesjonalną opieką wielu specjalistów.  Chociaż mąż jest tam od krótkiego czasu już widzę, że z każdym dniem odnosi kolejne sukcesy. Marcin zaczął ruszać rękoma i nogami, zgina palce u rąk, stara się nawiązywać kontakt wzrokowy, zaczyna reagować na polecenia rehabilitantów. Jeszcze jest za wcześnie, aby stwierdzić czy uda mu się wrócić do pełnej sprawności, ale wiem, że z całych sił będzie o to walczył! A ja razem z nim! Zdaję sobie sprawę, że rekonwalescencja Marcina będzie długa i niezwykle ciężka. A wysokie koszty leczenia, rehabilitacji, pobytu męża w ośrodku i wszystkich potrzebnych artykułów czy sprzętów nie ułatwiają sprawy. Dlatego z całego serca proszę o pomoc! Wierzę, że są na świecie anioły, które zechcą nas wesprzeć. Za każdy przejaw dobroci z całego serca dziękuję! Ewelina, żona Marcina

11 100 zł
Jadwiga Galica
Jadwiga Galica , 73 lata

Pomóżmy Jagódce w walce z Parkinsonem❗️ By żyła bez potwornego bólu❗️

Jadwiga, moja ukochana żona, osoba o wielkim sercu, niezwykle oddana rodzinie i przyjaciołom, kiedyś także pracy zawodowej, bardzo potrzebuje waszego wsparcia.  Z chorobą Parkinsona zmaga się od 2012 roku. Zanim jednak usłyszała diagnozę, była pewna, że te pierwsze objawy drżenia palców u prawej ręki, które pojawiły się w ostatnich dwóch latach jej zawodowego życia, przejdą, i że przede wszystkim, nie zwiastują tak poważnego schorzenia. Niestety wizyta u lekarza nie pozostawiła żadnych złudzeń. Rzeczywistość okazała się brutalna i mojej żonie przyszło stawić czoła tej bardzo podstępnej i nieprzewidywalnej chorobie Parkinsona. Wyleczyć się jej niestety nie da, ale można starać się zatrzymać jej postęp. Nasze wszystkie starania miały właśnie to na celu. Rozpoczęliśmy bardzo nierówną walkę z bardzo trudnym przeciwnikiem.  Pierwsza operacja mózgu (wszczepienia do mózgu stymulatora odpowiedzialnego za sprawność ruchową) została przeprowadzona w lutym 2019 r. Pół roku później konieczna była ponowna operacja (poprawka). W marcu 2020 r. Jagódka przeszła drugą operację mózgu, ale jej poprawka musiała być przeprowadzona w styczniu 2021 r.  W maju 2023 r. został wymieniony generator stymulatora, który niestety musiał rok później być zastąpiony nowym. Dziś Jagódka jest rehabilitowana trzy razy w tygodniu po 45 minut, a koszt jednej wizyty wynosi 100 zł. Poza rehabilitacją potrzebna jest opieka całodobowa. Jagoda samodzielnie nie wykonuje już żadnych czynności związanych z higieną, jedzeniem… Nie chodzi. Ma problemy z mówieniem. Nie może się nawet poruszać wózkiem, ponieważ nie jest w stanie wykonać żadnego samodzielnego ruchu.  Pomimo choroby i ciągłego, wielkiego bólu związanego z przykurczem mięśni, Jagoda stara się nie okazywać swojego cierpienia, nie narzeka, tylko od czasu do czasu, wydobywa z ogromnym wysiłkiem swój bezcenny uśmiech. Koszty związane z dostępem do odpowiedniej opieki medycznej, leków oraz rehabilitacji są bardzo duże. Coraz trudniej jest mi pokryć je samodzielnie. Chciałbym poszukać innych metod walki z Parkinsonem, ale jeszcze nie wiem, które pomogłyby Jagodzie. Wiem natomiast, że muszę mieć na nie środki. Dlatego proszę o wsparcie, które pomoże mi pokryć koszty prywatnej rehabilitacji, złagodzenia bólu oraz przygotowania się na dalszą walkę Jagody z Parkinsonem. Każda, nawet najmniejsza kwota, będzie ogromnym gestem dla Jagody, która tak bardzo kocha ludzi, życie i swoich bliskich.   Bardzo trudno jest mi prosić o Waszą pomoc, bo wiem, jak wielu ludzi też jej potrzebuje. Gdyby nie koleżanki z pracy mojej ukochanej Jagódki, które mnie do założenia tej zbiórki namówiły i przekonały, nie ośmieliłbym się na ten krok.  Wesprzyjmy wspólnymi siłami Jagodę w tej ciężkiej chorobie. Wojciech, mąż

11 100,00 zł ( 10,43% )
Brakuje: 95 283,00 zł
Edyta Prokopowicz
Edyta Prokopowicz , 49 lat

Zatrzymaj się na chwilę i... pomóż! Walczę z rakiem o swoje życie... Z Tobą mi się uda!

Dokładnie tu, gdzie jesteś – TERAZ. Zatrzymaj się na chwilę. Czasami życie wystawia nas na próbę i niesie ze sobą trudne sytuacje. Nie jesteśmy w stanie ich pojąć i to jest absolutnie normalne. Zamknij wtedy oczy i weź głęboki oddech. Zachowaj spokój i ufaj, że wydarzą się dobre rzeczy… Tak jak ja zaufałam dwa lata temu… Zwróciłam się wtedy do Was z prośbą o… życie. W największych koszmarach nie sądziłam, że przyjdzie mi o to prosić. Byłam świeżo co po otrzymaniu diagnozy: nowotwór złośliwy – guz lewego płuca z przerzutami do kości. Byłam też wtedy żoną Rafała, mamą Gabrysi i Jakuba oraz właścicielką Stefana – teriera szkockiego. I wiecie co? Nadal jestem! Wciąż mam niewiarygodne szczęście pełnić wszystkie te role!  Otrzymałam wtedy pomoc, która dosłownie „postawiła mnie na nogi". Połączenie leczenia konwencjonalnego z niekonwencjonalnymi metodami (wlewy dożylne, suplementy diety), na które wówczas zbieraliśmy, przyniosło pozytywne rezultaty, wzmocniło organizm i zatrzymało chorobę. Jestem Wam wdzięczna za każdy dzień dobrego życia! Nie jest łatwo tu wracać i ponownie prosić o pomocną dłoń. Nie mam jednak innego wyjścia, jeśli nadal chcę prowadzić życie, jakie do tej pory prowadziłam… Z powodu niewielkiego powiększenia guza przede mną kolejny etap. Czekam na kwalifikacje do radioterapii stereotaktycznej. Metoda ta polega na jednorazowym lub kilkukrotnym podaniu dużej dawki promieniowania, która ma doprowadzić do martwicy guza nowotworowego. Jak widzicie – nie poddaję się. W momentach krytycznego zwątpienia wybieram optymizm. Wtedy czuję się lepiej! Jeśli zechcesz mi pomóc utrzymać ten stan i dołożyć cegiełkę do mojego leczenia będę niezmiernie wdzięczna… Edyta Mój optymizm to również moja pasja, którą jest robienie zdjęć. Uchylam przed Tobą skrawek mojego dobrego życia: https://www.instagram.com/eddapro https://www.instagram.com/photo_edyta_prokopowicz/ Może będzie Ci ze mną miło? Serdecznie zapraszam.

11 094,00 zł ( 18,49% )
Brakuje: 48 900,00 zł