Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Julia Żeromska
Julia Żeromska , 14 lat

Choroba nie odpuści, musimy zawalczyć o odpowiednią terapię! POMOŻESZ?

Dziękujemy Wam za dotychczasowe wsparcie. Niestety, nasza walka z chorobą to maraton, dlatego z bólem serca musimy prosić o pomoc po raz kolejny... Nasza córka – Julia,  jest pierwszą polską pacjentką z zespołem Labrune’a. Obecnie każdego dnia walczy, by choć trochę normalniej żyć. Chodzi do szkoły razem z innymi dziećmi i pomimo choroby jest nadal pełnym energii dzieckiem. Dzieckiem, które bez specjalistycznej pomocy w każdej chwili może zgasnąć… Nasza historia: Julka do 7 lat rozwijała się jak każde zdrowe dziecko. Niestety, w 2017 roku z powodu nieprawidłowego wyniku rezonansu magnetycznego głowy trafiła do szpitala... Okazało się, że w głowie Julki są torbiele wywołane zespołem Laburne’a.  Konieczne było przeprowadzenie endoskopowej cystowetrykulostomii i założenie zbiornika Rickhama... Te słowa mogą wydawać się Tobie zupełnie niezrozumiałe, ale najgorsze są następstwa. Julia boryka się z deficytami koncentracji i fragmentarycznymi zaburzeniami procesów poznawczych, co niesie za sobą np. wolniejsze tempo pracy. Przez te znaczne przeszkody w funkcjonowaniu nasza córeczka potrzebuje ciągłej rehabilitacji. Opieka specjalistów potrzebna też jest ze względu na obniżone napięcie mięśniowe w prawej nodze i ręce.  Choroba zaatakowała niemalże wszystko. Ucierpiał również słuch i mowa. Na tę chwilę Julka podjęła trening słuchowy metodą Tomatisa. Korzysta również z hipoterapii. Znajduje się pod stałą opieką licznych poradni specjalistycznych. Każdy dzień to walka o życie, o normalność. By Julia mogła pójść do szkoły i spotkać się z przyjaciółmi, by mogła usiąść z nami w Wigilię do wspólnego posiłku, by rano przywitała nas swoim uśmiechem. Terapie, turnusy i rehabilitacje, to ogromne koszty, ale przede wszystkim szansa! Szansa na życie, szansa na normalne funkcjonowanie naszej kochanej córeczki. Wierzymy, że dzięki Twojej pomocy uda nam się zebrać potrzebną kwotę na dalsze leczenie córki. Z góry dziękujemy Ci za okazaną pomoc i otwarte serce!  Rodzice Julii

17 727,00 zł ( 24,87% )
Brakuje: 53 550,00 zł
Alan Sokołowski
Alan Sokołowski , 7 lat

Mięśnie, które nikną... Uratuj sprawność Alana!

Alanek ma dopiero pięć lat. Niepokojące zachowania i objawy skierowały nas ostatecznie na badania genetyczne, które wcale nie przyniosły ulgi. Mój maleńki synek mierzy się z dystrofią Duchenne'a – nieuleczalną, genetyczną i niszczą przyszłość chorobą. Alanek jeszcze porusza się o własnych siłach, jednak podczas dłuższych spacerów narzeka na silny ból – wtedy ratujemy się wózkiem. Na ten moment jedyną dostępną nam opcją spowalniającą postęp choroby jest stała i intensywna rehabilitacja. Tylko ona da mu nadzieję na jak najdłuższe zachowanie sprawności i samodzielności. Dla naszej rodziny to ogromne koszty... Jesteśmy 4-osobową rodziną, utrzymujemy się z niewielkiej pensji męża i zasiłków na dzieci. Koszty leczenia Alana znacznie przekraczają nasz domowy budżet. Bez pomocy, nie jesteśmy w stanie zapewnić naszemu dziecku niezbędnej opieki medycznej i rehabilitacji. Zbiórka to nasza szansa na ratowanie sprawności synka. Dystrofia Duchenne’a to choroba, która powoli zamyka umysł i duszę w ciele. Odbiera siły, głos, a ostatecznie oddech. Świadomość nieuleczalnej choroby to stanowczo za duży ciężar. Błagam, pomóżcie! Jedyna nadzieja w dobrych sercach ludzi. Aneta, mama Alanka

17 652 zł
Krzysztof Rewera
Krzysztof Rewera , 5 lat

Rozdzielony z bliźniakiem dodatkowym chromosomem – Pomóż Krzysiowi!

Krzyś wraz ze swoim bratem bliźniakiem przyszedł na świat w 2019 roku. To radośni, pełni życia chłopcy, jednak Krzyś urodził się z zespołem Downa – schorzeniem, które zostanie z nim do końca życia. Od początku staramy się zapewnić synkowi intensywną rehabilitację i odpowiednią opiekę lekarską. Krzyś dzielnie znosi trudy codziennego życia. Wiemy, że w przyszłości będzie narażony na wiele chorób wynikających ze schorzenia, jednak lekarze już wielokrotnie powtarzali, że dzięki rehabilitacji i terapii ma szansę na szczęśliwe życie! Od września planujemy posłać Krzysia do przedszkola integracyjnego. Obecną przeszkodą jest brak mowy, która występuje już u Kubusia – brata bliźniaka. Sama jego obecność sprawia, że Krzyś pnie się po stopniach rozwoju o wiele szybciej, jednak niestety nic nie zastąpi turnusów rehabilitacyjnych i intensywnych ćwiczeń ze specjalistami. Drugą przeszkodą, którą na ten moment udało nam się namierzyć, jest zez. Obecnie Krzyś nosi okularki, ale powoli przygotowujemy się do zabiegu korygującego. Potem czeka nas czas rekonwalescencji. Bardzo prosimy Cię o pomoc! Dobro wraca z podwójną siłą… Z całego serca wierzymy, że znajdzie się grono osób, które wesprze Krzysia w walce o lepsze jutro!!! Z góry dziękujemy! Rodzice Krzysia

17 636 zł
Radosław Pawłowski
Radosław Pawłowski , 26 lat

Otrzymałem nową szansę od losu! Straciłem nogę, ale życie zostało.

Moje szczęśliwe życie w ciągu zaledwie chwili zamieniło się w koszmar! Miałem wszystko, o czym marzyłem - kochającą żonę, piękną córeczkę, pracę, przyjaciół, pasje, zdrowie… Niestety to ostatnie zostało mi brutalnie odebrane!  Zawsze kochałem motoryzację, motocykle były moją największą pasją. Prędkość, pęd wiatru… Jedna z przejażdżek skończyła się jednak tragicznie… Obudziłem się w szpitalu. Chwilę potem usłyszałem, że konieczna była amputacja nogi. Był to dla mnie szok, byłem przerażony, że nic nie mogę zrobić, cofnąć czasu, zastygłem! Nie da się opisać, co człowiek czuje w takiej chwili. Wypadek - codziennie słyszysz dźwięk syreny alarmowej, kiedy karetka lub straż pożarna wyjeżdża do kogoś potrzebującego. Zawsze sobie myślisz, że ciebie to nie dotyczy. Że tak dramatyczne historie przydarzają się innym. Życie pisze jednak zupełnie inne historie... W jednej sekundzie zawalił mi się cały świat. Miałem tyle planów i marzeń do zrealizowania. Wiedziałem jednak, że się nie poddam, nie mogę! Mam dla kogo żyć, dla kogo się starać. Przede mną bardzo długa droga do samodzielności, o której tak bardzo marzę. Chciałbym kontynuować i rozwijać pasję, wrócić do aktywności fizycznej, do pracy. Chodzić z żoną na spacery, biegać z córką po parku… Muszę mieć siły i sprawność, żeby ją wychować. To mój ojcowski obowiązek i brak nogi nie może być żadnym usprawiedliwieniem. Z tego się nie da zwolnić, jak z niechcianej lekcji wf-u.  Bez odpowiednio dopasowanej protezy nie mam jednak szans na normalne życie. Jestem zmuszony prosić o pomoc, gdyż sam nie zdołałam uzbierać potrzebnej, astronomicznej kwoty. Dostałem ogromną szansę od losu, żyję. Nie wolno mi tej szansy zmarnować! Z Twoją pomocą moje życie może wyglądać inaczej! Radek --- Możesz pomóc biorąc udział w LICYTACJACH

17 627,00 zł ( 18,43% )
Brakuje: 78 012,00 zł
Barbara Zielińska
Barbara Zielińska , 71 lat

Mama dała mi życie, teraz ja próbuję ratować jej❗️Proszę, pomóż nam…

Nigdy bym nie pomyślała, że będę musiała ratować życie mojej ukochanej mamy. Spotkał nas koszmar, z którego nie da się obudzić. Spadła na nas bezlitosna diagnoza, na którą nie ma leku – szpiczak mnogi! Strach, łzy, niepewność. Niedawno to ja walczyłam z nowotworem, teraz ten wróg znów puka do naszego domu, chcąc zabrać to co najcenniejsze.  Ostatnie lata to dla naszej rodziny bardzo pechowy czas... W 2019 roku ja zachorowałam na nowotwór piersi. Chwilę po zakończeniu mojego leczenia raka wykryto u mojej mamy… Nie było dane nam odetchnąć, odpocząć, nabrać sił. Z jednej walki, zaciągnięto nas do drugiej.  Badanie histopatologiczne wykazało, że mamę zaatakował szpiczak mnogi! To okrutny nowotwór, który zatruwa cały organizm. Natychmiast rozpoczęto chemioterapię. Niestety, chemioterapia bardzo obciążała i osłabiała mamę. Pojawiało się mnóstwo skutków ubocznych. Mama przeszła 8 cykli chemioterapii oraz 10 cykli radioterapii. Z uwagi na skutki uboczne musieliśmy zwolnić. Efekt radioterapii nie daje ulgi w bólu, niewiele pomaga… Aby móc funkcjonować mama przykleja 2 razy w tygodniu silnie znieczulające plastry i zażywać tabletki przeciwbólowe. Lekarz hematolog zalecił w tej chwili jedynie badania kontrolne. Jednym słowem stanęłyśmy nieco w miejscu…  Obecnie szukamy leczenia i udziału w badaniach klinicznych. W dalszym ciągu potrzebne są środki na konsultacje ze specjalistami, dojazdy oraz suplementy, środki białkowe, dzięki którym mama ma więcej siły.  Jej organizm jest mocno osłabiony, a mój nadal nie zdążył się w pełni zregenerować. Obie potrzebujemy wsparcia i pewności, że nie zostaniemy same. Bo same sobie nie poradzimy.  Nowotwór, który wkradł się do organizmu mojej mamy, charakteryzuje się częstymi i nagłymi złamaniami kości i kręgosłupa. Ze względu na częsty, zły stan zadecydowano o przerwaniu chemioterapii. Obecnie musimy czekać na kolejny etap leczenia… Pragnę zebrać środki przede wszystkim na niezbędny sprzęt medyczny. W pierwszej kolejności na specjalny materac, odpowiedni pod zniszczony przez skutki nowotworu  kręgosłup.  Mama już nie porusza się samodzielnie, musi mieć pomoc innej osoby, lub chodzi o kulach. Każda złotówka sprawi, że jej codzienność będzie odrobinę łatwiejsza.  Błagam, nie pozostawaj obojętny, pomóż nam…  Ewa, córka

17 624 zł
Renata Drozdowska
Renata Drozdowska , 44 lata

Nie będę już w pełni sprawna, ale mogę być samodzielna!

Zaczęło się od braku czucia w nogach, potem był ogromny ból kręgosłupa. Nogi coraz częściej odmawiały mi posłuszeństwa. Dowiedziałam się, że mam dużego guza rdzenia kręgowego w odcinku lędźwiowym i drugiego w odcinku piersiowym. Od tej diagnozy zaczął się dramat… Niestety, choć trafiłam do szpitala, nikt nie chciał się podjąć operacji. Lekarze mówili, że ryzyko uszkodzenia rdzenia w trakcie operacji jest zbyt duże. Powiedziano mi wprost - lepiej stopniowo tracić władzę w nogach, niż od razu trafić na wózek. Ja nie chciałam się z tym pogodzić… Znalazłam profesora, który podjął się operacji. Po samym zabiegu czułam się o niebo lepiej. Kilka dni chodziłam sama, aż nagle w jednej chwili przestałam. Okazało się, że potrzebna będzie kolejna operacja. Półtora roku później znów trafiłam na stół, jednak zabieg zakończył się nieszczęśliwie - zrobił się krwiak z uciskiem na rdzeń. To doprowadziło do porażenia nóg. Od tamtego czasu poruszam się na wózku… Na początku było najgorzej - nie miałam władzy nad całym ciałem, jednak dzięki ciężkiej pracy sprawność zaczęła wracać. Jednak dotychczasowa rehabilitacja była prowadzona z ramienia NFZ i polegała tylko i włącznie na biernych ćwiczeniach, przez co mój stan znacznie się pogorszył... Dziś jakoś sobie radzę, mam wózek, jestem w miarę samodzielna. W tym, czego nie daję rady zrobić sama, pomagają mi mąż i dzieci. Największy problem mam ze spastyką nóg… Mam ograniczone czucie, które jednak dzięki intensywnej rehabilitacji wraca! Ta jednak kosztuje… Chciałabym znaleźć pracę, jednak w moim obecnym stanie będzie to bardzo trudne… Dlatego walczę o jak największą sprawność i samodzielność. Abym miała szansę chodzić o własnych siłach, potrzebuję długiej i intensywnej rehabilitacji w specjalistycznym ośrodku.  Dlatego zwracam się do wszystkich ludzi dobrej woli, którzy chcieliby i mogliby wesprzeć mnie choćby najdrobniejszą wpłatą w celu umożliwienia odzyskania sprawności. Za każdą okazaną mi pomoc i zrozumienie bardzo dziękuję. Renata

17 621,00 zł ( 28,57% )
Brakuje: 44 049,00 zł
Oskar Pyś
Oskar Pyś , 4 latka

By niepełnosprawność nie przekreśliła szans na samodzielność!

Już w czasie ciąży miałam przygotować się na każdy możliwy scenariusz. Kolejne badania wskazywały, że Oskar od początku może zmagać się z problemami. Niestety, dopiero po narodzinach okazało się, że będziemy musieli stawić czoła zupełnie innym wyzwaniom. Początkową rozpacz przekuliśmy w energię do działania, bo w tym momencie musimy zrobić wszystko, by uniknąć potwornych konsekwencji, do których może doprowadzić brak przedramienia i dłoni.  Na USG w połowie ciąży lekarz patrzył na mnie ze strapieniem w oczach. Swoje podejrzenia przekazywał ściszonym tonem, jakby miało to zmniejszyć mój strach przed tym, co może dotknąć moje dziecko. Podejrzewano, że Oskar będzie mierzył się z poważnymi problemami wynikającymi ze zniekształcenia główki. Byłam przerażona, bo konsekwencje mogły mieć wpływ na całą jego przyszłość. Nigdy nie zapomnę - kolejne gabinety, badania, rozmowy ze specjalistami w poszukiwaniu niewielkiej iskierki nadziei…  Jego przyjście na świat to mnóstwo emocji. Obawy, niepewność i ogromna nadzieja, że wszystkie przypuszczenia okażą się ogromną pomyłką. Była w tym jakaś iskierka prawdy, bo lekarze zdiagnozowali wadę spowodowaną tym, że jeszcze w życiu płodowym jedna z taśm owodniowych zacisnęła się na ramieniu mojego synka tak mocno, że nie wykształciło się przedramię ani dłoń. Patrzyłam na niego przerażona - trudno było mi sobie wyobrazić jego przyszłość. Wiele razy zadawałam sobie pytanie “dlaczego?”. Nie znalazłam odpowiedzi, ale postanowiłam całą energię skupić na walce o przyszłość i prawidłowy rozwój.  Intensywna rehabilitacja, kolejne konsultacje i szereg badań dały nam nadzieję na to, że jeszcze nie wszystko stracone. Niewykształcona rączka może zostać zastąpiona protezą, która pomoże zapewnić Oskarowi minimum samodzielności. Mój synek nie jest skazany na niepełnosprawność! Wiadomość o możliwości zakupu protezy podniosła nas na duchu, ale koszty już na starcie zwalają z nóg. Pierwsza proteza może kosztować 100-150 tysięcy złotych, a to dopiero początek wyzwań, które stawia przed nami choroba. Potrzebujemy pomocy, by nasz synek dostał szansę na walkę o sprawność.  Obecnie, intensywnie pracujemy nad pokonywaniem dysproporcji spowodowanych niewykształceniem przedramienia. Nie chcemy dopuścić, by już na tym etapie pojawiły się skrzywienia kręgosłupa czy skolioza. Ćwiczenia pod okiem specjalistów są częścią naszej rutyny.  Przed nami wiele lat trudnej pracy, odpowiedzi na trudne pytania i niepewność przed jutrem. Jesteśmy gotowi zrobić wszystko, by życie Oskara nie zostało całkowicie zdominowane przez chorobę. Podaj pomocną dłoń, by przyszłość nie oznaczała dla niego ciągu niekończących się barier… Dzięki Wam część z nich będziemy mogli pokonać. Wierzymy w moc dobrych serc! Rodzice

17 587 zł
Paweł Koniczek
11 dni do końca
Paweł Koniczek , 40 lat

Życie zniszczone przez wypadek... Ratujemy oko strażaka!

Wielokrotnie ryzykował swoje życie i zdrowie, żeby ratować innych, obce mu zupełnie osoby. Taka jest rola strażaka - wchodzić tam, gdzie nikt nie wejdzie. Dawać ludziom nadzieję, podnosić na duchu. Pokazywać całym sobą, że warto się poświęcić. Że tak po prostu trzeba... Dzisiaj sam potrzebuje wsparcia bardzo wymiernego - liczonego w dziesiątkach tysięcy dolarów... Często, gdy nasze życie układa się naprawdę dobrze, gdy wygląda tak, jak to sobie założyliśmy, gdy czujemy się szczęśliwi i spełnieni, potrafi wydarzyć się coś, co w jednej chwili wywraca je do góry nogami... Każdy z nas ma plany, każdy z nas marzy i ma nadzieję, że kiedyś te marzenia się spełnią. Niestety, czasem zdarzy się i tak, że nasze spokojne życie brutalnie przerywa jedna niespodziewana i niechciana chwila.  Paweł od lat spełniał się jako strażak, niestety w wyniku wypadku doznał poważnego urazu prawego oka. Nikogo nie trzeba przekonywać, jak ważny jest to narząd dla człowieka i jak trudno bez niego funkcjonować.   O niczym tak bardzo nie marzy, jak o tym, by wrócić do swojego życia sprzed wypadku, zarówno prywatnego, jak i zawodowego. Jego wielką szansą na to, że to marzenie uda się spełnić, jest operacja w Stanach Zjednoczonych. Jej koszt (ok. 30 tys. dolarów) jest dla niego ogromny, tak naprawdę bez Waszej pomocy nie do zdobycia, dlatego prosimy o wsparcie! Tylko w ten sposób Paweł może odzyskać wzrok w tym oku!

17 580,00 zł ( 14,01% )
Brakuje: 107 846,00 zł
Leoś Kuras
Leoś Kuras , 13 miesięcy

Lista diagnoz naszego synka zdaje się nie mieć końca... Prosimy, pomóż Leosiowi w walce o zdrowie!

Jesteśmy rodzicami 10-miesięcznego Leosia, który w swoim krótkim życiu przeszedł już bardzo wiele. Nasz mały wojownik zmaga się z wadą serca, Zespołem DiGeorge’a oraz infekcyjnym zapaleniem wsierdzia. Urodził się w 35. tygodniu ciąży jako wcześniak, ważąc 2490 gramów... Pierwsze około 2 miesiące spędził w szpitalu w Krakowie, gdzie przeszedł opaskowanie tętnic płucnych. Niestety, po tym zabiegu doszło do powikłań i o mały włos nie straciliśmy naszego Promyczka... Do tej pory Leoś spędza więcej czasu w szpitalu niż w domu. Jego słaby stan zdrowia wymaga stałego suplementowania wapna, magnezu, witaminy D3 oraz żelaza. Ze względu na złe wyniki badań morfologii, musiał już kilka razy mieć przetaczaną krew. 28 lutego 2024 roku przeszedł całkowitą korektę serca, co miało dać nam chwilę oddechu od operacji. Niestety, Leoś przeszedł bardzo ciężką sepsę, a na zastawce serca pojawiła się jałowa wegetacja. W ciągu miesiąca czeka go kolejna operacja. Chcielibyśmy zapewnić mu jak najlepszą opiekę specjalistyczną, aby mógł kiedyś żyć na podobnym poziomie fizycznym i psychicznym jak jego rówieśnicy. Czeka nas wiele pracy, ponieważ Leoś potrzebuje stałej opieki kardiologa, endokrynologa, immunologa, neurologa, pulmonologa, nefrologa, ortopedy oraz rehabilitacji oddechowej i ruchowej. Zespół DiGeorge’a może przynieść wiele różnych chorób, które mogą ujawnić się nawet w wieku dorastania. Bardzo długo wahaliśmy się, czy prosić o pomoc, ale w tej chwili nie mamy już wyjścia. Leczenie i rehabilitacja Leosia są bardzo kosztowne, a dodatkowo musimy często dojeżdżać prawie 200 km do Krakowa. Bardzo trudno jest nam udźwignąć tak duży ciężar finansowy samodzielnie... Prosimy o pomoc związaną z opłaceniem leczenia i rehabilitacji naszego kochanego synka. Wierzymy, że wspólnymi siłami uda się nam podarować Leosiowi szansę na lepsze jutro! Każda wpłata przybliży nas do celu i pomoże naszemu Promyczkowi wrócić do zdrowia. Z góry dziękujemy za każdą okazaną pomoc. Rodzice Leosia, Agata i Janek

17 575,00 zł ( 20,65% )
Brakuje: 67 532,00 zł