Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Ryszard Lenart
Ryszard Lenart , 63 lata

Nasz tata w zaledwie tydzień stracił zdrowie i ukochany budynek! POMOCY!

Wszystko zaczęło się od niepokojącego bólu nogi, który z czasem stał się nie do zniesienia. Tata od 10 sierpnia 2024 roku był słaby, zauważyłyśmy, że jego stan zdrowia się pogorszył. Wiedziałyśmy, że nie ma czasu do stracenia, dlatego pojechałyśmy z tatą na SOR. Tam dostał skierowanie do neurologa, do którego udał się następnego dnia. Jego stan zdrowia cały czas się pogarszał i nagle, 13 sierpnia dostał ataku padaczki! Byłyśmy przerażone!   Tata trafił do szpitala. Tam pojawiła się kolejna niepokojąca dolegliwość – brak rzetelnego odbierania rzeczywistości. Zlecono kolejne badania a przez następny tydzień tata tylko leżał, jadł i pił… Nie było z nim normalnego kontaktu. Bardzo się bałyśmy, bo ta zmiana zaszła w ciągu zaledwie kilku dni! Lekarze rozkładali ręce z niemocy, nie wiedzieli co dolega naszemu tacie. Ostatecznie został przetransportowany do szpitala w Krakowie, gdzie do dziś trwa diagnostyka. Na razie wiemy jedynie tyle, że nasz tata zmaga się z zaburzeniami ośrodkowego układu nerwowego, co spowodowało niedowład lewostronny ciała i ograniczenie czynności mowy. Lekarze nie postawili jeszcze ostatecznej diagnozy i nadal szukają podłoża choroby. Koszty leczenia, rehabilitacji oraz codzienna opieka, wymagają znacznych nakładów finansowych, które nas przerastają. Szczególnie że to nie jedyna tragedia, która się u nas w ostatnim czasie wydarzyła… 21.08 2024 roku doszło do pożaru, przez który doszczętnie spłonął budynek gospodarczy wraz z całym sprzętem, który się w nim znajdował. To było ulubione miejsce taty, spędzał w nim większą część dnia majsterkując. Pomimo szybkiej interwencji straży pożarnej zniszczeniu uległy najważniejsze części budynku i całe wyposażenie…   W ciągu zaledwie jednego tygodnia nasz tata stracił zdrowie oraz ulubiony budynek, w którym pracował znaczną część swojego życia… Nie rozumiemy, dlaczego to wszystko przydarzyło się akurat jemu i z całego serca chcemy mu pomóc. Niestety same nie damy rady, dlatego z całego serca prosimy Was – wszystkich dobrych ludzi o wsparcie naszego taty w walce o zdrowie i odbudowanie tego, co zabrał mu pożar! Córki Ryszarda

24 251 zł
Pola Płudowska
Pola Płudowska , 5 lat

Wesprzyj walkę Poli o sprawność i samodzielność❗️

Córeczka miała urodzić się zdrowa! Niestety, okazało się, że ma ukrytą wadę, której nie pokazało badanie USG. Po porodzie ręce naszego maleństwa były sine i bardzo opuchnięte. Właśnie wtedy rozpoczęła się walka o sprawność Poli… Pola urodziła się z obustronnym brakiem kości promieniowej z hipoplazją kciuka. Jej małe rączki okazały się zdeformowane! To bardzo rzadka, wrodzona wada, która na zawsze naznacza życie dziecka. Byliśmy przerażeni! Lekarze ostrzegali nas, że córka będzie miała duże problemy z wykonywaniem codziennych czynności – trzymaniem przedmiotów, złapaniem się czegoś, a nawet zabawą.  Wiedzieliśmy jedno – nie poddamy się i zrobimy wszystko, żeby Pola mogła jak najlepiej funkcjonować. Córeczka ma za sobą już kilka operacji pod narkozą – stabilizację kciuka, dwukrotne założenie dystraktora i wydłużenie kości. Każdy zabieg to czas pełen lęku i wielu obaw… Przez moment mieliśmy nadzieję na poprawę, a sprawność Poli się zwiększyła! Jednak wszystko przepadło, gdy wzrost córki nabrał tempa. Szukaliśmy pomocy u wielu lekarzy, ale cały czas słyszeliśmy to samo – nie są w stanie nic więcej zrobić. Naszą córkę czeka AMPUTACJA kciuków i przeniesienie palca wskazującego w miejsce kciuka.  Nie mogliśmy się na to zgodzić! W końcu pojawiła się nadzieja – możliwość operacji w klinice doktora Paleya. Specjaliści ocenili, że uda się uratować lewy kciuk! Prawy niestety trzeba będzie amputować, jednak wyprostowanie nadgarstka ogromnie poprawi funkcjonowanie Poli.  Między naszą córeczką a sprawnym życiem stoi jednak przeszkoda, której nie damy rady pokonać sami. To ogromna kwota, którą musimy zapłacić za operację! Cena dwóch potrzebnych zabiegów to ponad 800 tysięcy złotych. To niewyobrażalna suma, która przekracza nasze możliwości finansowe... Nie możemy jednak się poddać, gdy na szali jest zdrowie i sprawność naszej ukochanej córeczki! Z całego serca prosimy Was o wsparcie walki o samodzielność Poli. Każda wpłata daje nam nadzieję na lepszą przyszłość! Rodzice

192 511,00 zł ( 22,62% )
Brakuje: 658 553,00 zł
Jaś Baron
Pilne!
Jaś Baron , 19 miesięcy

Pomóż uratować wzrok Jasia! Nie pozwól, by nastała wieczna ciemność❗️

Gdy nosiłam jeszcze Jasia pod swoim sercem, byłam przekonana, że urodzi się zdrowy. Chodziłam na kontrole, dbałam o siebie i każdego dnia wyczekiwałam naszego pierwszego spotkania. Niestety – gdy synek przyszedł na świat, rozpoczęła się moja walka o jego przyszłość. O to, by mógł widzieć… Bardzo proszę o pomoc! Początkowe wizyty lekarskie wskazywały, że ciąża przebiega prawidłowo i nie ma powodów do niepokoju. Jednak kolejne tygodnie diametralnie zmieniły wszelkie oczekiwania i w trybie pilnym trafiłam do szpitala, gdzie zaczęła się walka o podtrzymanie ciąży — życia i zdrowia mojego najukochańszego synka! W ciągu dwóch dni od przyjęcia na oddział na świat przyszedł mój cud – mój mały bohater Jaś. Byłam jednocześnie najszczęśliwszą i najbardziej przerażoną mamą. Nie słyszałam płaczu Jasia – jedynie ciche pojękiwanie. Cieszyłam się jednak, że jest ze mną, że przetrwał i dzielnie o siebie walczy! Urodził się przecież w 23. tygodniu ciąży. Jasiu oczka otworzył dopiero miesiąc po urodzeniu. Były przepiękne i bardzo duże. Miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, ale coś w stanie oczek Jasia bardzo się nie spodobało specjaliście. Zdecydował o przeprowadzeniu terapii laserowej. Gdy wróciłam z Jasiem do domu, myślałam, że jest niewidomy… Otworzył oczy dopiero po 2-3 dniach… Zauważyłam, że są zaczerwienione, dlatego natychmiast udałam się na kontrolę. Przed dłuższy czas lekarze zapewniali, że ze wzrokiem Jasia jest wszystko w porządku. Niestety z czasem okazało się, że synek przechodzi silny stan zapalny! Jednego oczka nie udało się już uratować… Z drugiego ściągnęli zaćmę… Dla tego oczka wciąż jest nadzieja! Zabieram Jasia na intensywną rehabilitację, by dać mu szansę na zobaczenie piękna tego świata. Marzę, by nastał w końcu dzień, w którym mój synek będzie mógł mnie zobaczyć, dowiedzieć się, jak wygląda jego mama i najbliżsi! By mógł bez przeszkód bawić się z rówieśnikami i doświadczać piękna otaczającego go świata… Niczego innego nie pragnę bardziej! Lekarz zapewnia, że mózg przesyła sygnał do jednego oczka, dlatego jest realna szansa, że Jasiu będzie na nie widział! Niestety, aby tak się stało – niezbędna jest intensywna rehabilitacja i dalsze leczenie. Wiem jednak, że sama nie dam rady mu tego zapewnić. Jest mi bardzo ciężko, ale muszę prosić o pomoc! Jasiu jest bardzo żywym, radosnym dzieckiem. Uwielbia szeleszczące zabawki, pomału zaczyna już raczkować, a ja nie mogę się doczekać momentu, aż zacznie chodzić. Zrobię dla niego wszystko! Bardzo Cię proszę, pomóż mi uratować jego wzrok! Bardzo chcę pokazać mu świat… Mama Jasia – Magdalena

149 707,00 zł ( 70,36% )
Brakuje: 63 059,00 zł
Grzegorz Chudziak
Grzegorz Chudziak , 9 lat

Grześ walczy z autoimmunologicznym zapaleniem mózgu❗️Pomocy❗️

Nasz synek od pierwszych miesięcy swojego życia musiał walczyć o zdrowie. Zmaga się z boreliozą oraz stwierdzonym w wieku 3 lat autyzmem. Niestety, z czasem Grześ otrzymał kolejną diagnozę, która sprawiła, że nasz świat się załamał… Synek rozpoczął terapię, jednak pomimo 2 lat starań nadal nie był w stanie nic powiedzieć, a jego stan cały czas się pogarszał. Niestety, do dziś nie mówi, komunikuje się poprzez sylaby. U Grzesia pojawiały się tiki, agresja, zachowania obsesyjne, rzucanie przedmiotami... Nie potrafił sobie poradzić z bólem ani nic nam powiedzieć, jednak my widzieliśmy, że coś jest nie tak. Zaczęliśmy badać synka na własną rękę, ponieważ lekarze wszystkie dotychczasowe problemy zdrowotne tłumaczyli autyzmem, nie podejmując dalszej diagnostyki. Dzięki naszej determinacji udało się znaleźć przyczynę trudności Grzesia. Zdiagnozowano u niego autoimmunologiczne zapalenie mózgu, w którym czynnikiem zapalnym jest borelioza. Choroba ta powoduje nieprawidłowości układu odpornościowego, który zamiast walczyć z infekcją – atakuje ciało synka, niszcząc zdrowe komórki i powodując zapalenie mózgu. Każda infekcja wirusowa bądź bakteryjna to regres w zachowaniu i rozwoju Grzesia. Od 4 lat staramy się sprostać kosztom związanym z leczeniem synka, jednak nie jesteśmy już w stanie udźwignąć tak dużego ciężaru finansowego samodzielnie. Ciągła suplementacja, kosztowne leki oraz dieta, która charakteryzuje się nietolerancjami pokarmowymi, niespożywaniem glutenu oraz nabiału to ogromny wydatek. Największe szanse na poprawę zdrowia Grzesia daje leczenie immunoglobulinami. Niestety, jest ono potwornie drogie – lekarze wycenili koszt terapii na prawie 300 000 zł. Z całego serca prosimy o pomoc dla Grzesia. Każda wpłata to dla niego krok w stronę zdrowia i szansa na lepszą przyszłość. Wierzymy, że dobro wysłane w świat – wróci do Was z podwójną mocą! Rodzice Grzesia

69 791,00 zł ( 21,86% )
Brakuje: 249 358,00 zł
Michalina Jakubiec
7 dni do końca
Michalina Jakubiec , 2 latka

Diagnoza, która zmienia całe życie... Trwa walka z Zespołem Retta❗️Pomóż Michasi❗️

W marcu 2024 wydarzyło się coś, co rodzic każdego chorego dziecka zapamiętuje już do końca życia. Moment, w którym pada okrutna diagnoza, która zmienia całe życie. Zespół Retta… To choroba, która odbiera dziewczynkom wszystkie umiejętności, kawałek po kawałeczku… Jedynym ratunkiem dla naszej Michasi jest koszmarnie drogie leczenie w USA. Prosimy o pomoc w uzbieraniu kwoty, która pozwoli marzyć o normalnym życiu dla naszej córeczki! Do niedawna żyliśmy w przekonaniu, że pokonanie przeciwności, z którymi mierzy się Michalinka, będzie łatwiejsze. Wszystko wskazywało na to, że córeczka cierpi na chorobę mięśni. Dlatego przeżyliśmy prawdziwy szok, gdy okazało się, że opóźniony rozwój Michasi jest wynikiem jednej z najrzadszych i najpoważniejszych chorób neurologicznych…  Dziś już wiemy, że bez leczenia nasze córka będzie gasnąć każdego dnia, a my nie będziemy mogli nic na to poradzić… To straszna perspektywa, gdy wie się, że każda ciężko wypracowana przez nią umiejętność, może zniknąć z dnia na dzień…  Przeciwnik, z którym walczymy to jeden z tych najcięższych, ale mamy nad nim tę przewagę, że został wykryty na wczesnym etapie. Jeśli szybko zareagujemy, mamy szansę uniknąć pojawienia się kolejnych objawów. Kwota leczenia jest jednak ogromna… Koszt tygodniowej terapii to 10 300 dolarów! Co rocznie daje nam aż 2,2 miliona złotych! Dlatego zdecydowaliśmy o założeniu tej zbiórki i poproszeniu Was o pomoc! Córeczkę zaczęliśmy rehabilitować od 5. miesiąca życia, z powodu występującego u niej obniżonego napięcia mięśniowego i opóźnień w rozwoju. Mimo wdrożenia intensywnej rehabilitacji, Michasi nie udawało się osiągać kolejnych kamieni milowych. Robiliśmy wszystko, żeby znaleźć odpowiedź, dlaczego nasza córka się nie rozwija. Lekarze sugerowali, że dzieje się tak przez chorobę mięśni. Dopiero po przeprowadzeniu badań genetycznych okazało się, że nie chodzi o schorzenie mięśni, a o groźną chorobę, Zespół Retta. To zmieniło wszystko! Teraz dzielimy czas na przed i po diagnozie... Perspektywa walki o sprawność Michasi za pomocą intensywnej rehabilitacji nas nie przerażała. Wiedzieliśmy, że będzie musiała znieść więcej niż jej zdrowi rówieśnicy, ale że dzięki naszemu zaangażowaniu wszystko będzie dobrze.  Niestety, Zespół Retta to nieporównywalnie większe wyzwanie. Zaburzenia związane z tą genetyczną chorobą obejmują niemal cały organizm, doprowadzając do głębokiej niepełnosprawności. Dziewczynki chore na Zespół Retta stopniowo tracą nabyte umiejętności oraz kontrolę nad swoim ciałem. Choroba zabiera im możliwość komunikowania się, samodzielnego przemieszczania oraz całkowicie uzależnia od pomocy najbliższych. Dziewczynki z Zespołem Retta określa się jako “Milczące Anioły” lub “Żywe lalki”... Michasia codziennie walczy z chorobą i dzielnie znosi rehabilitację. Jest pod opieką wspaniałych fizjoterapeutów, neurologopedów, neurologów oraz lekarzy z niemalże każdej specjalizacji. Uczy się jeść, pić, raczkować, samodzielnie siadać, komunikować się. Różnych rzeczy, które dzieci w jej wieku już umieją. Dbamy o Michasię i robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby jej pomóc. Niestety przeciwnik jest bezlitosny i mimo ciężkiej pracy naszej córki postępy, które osiągnie, mogą zostać utracone praktycznie z dnia na dzień… Tak naprawdę nie wiemy, co spotka nas kolejnego dnia… Regres może przyjść nagle, może pojawić się padaczka, a pewnego dnia przestaniemy mieć z córką jakikolwiek kontakt… Bardzo się tego boimy. Michasia jest najbardziej uśmiechniętym dzieckiem na świecie. Bardzo lubi spędzać czas ze swoją 4-letnią siostrą, Antosią. Marzyliśmy o tym, że niedługo nasze pociechy będą razem spędzać czas. Póki co nasza starsza córka musi cierpliwie czekać na to, kiedy będzie mogła pobiegać i poskakać razem z siostrą. A widzimy, jak bardzo tego pragnie… My wierzymy, że jeszcze kiedyś będzie to możliwe.  Wielką nadzieją dla nas oraz całej społeczności związanej z zespołem Retta jest terapia genowa, która jest w stadium badań. Naukowcy szacują, że będzie dostępna za około 2 lata. Ale my nie mamy czasu do stracenia! Do czasu pojawienia się leku, musimy utrzymać Michasię w jak najlepszej formie, tak aby terapia genowa miała szansę jej pomóc. Z całych sił apelujemy o pomoc do wszystkich ludzi dobrej woli. Prosimy, otwórzcie swoje serca. Wspólnie zatrzymajmy tę okrutną chorobę. Będziemy wdzięczni za każdą wpłatę i każde udostępnienie. Razem walczymy o Michasię! Roksana i Kamil – rodzice ➡️ Licytacje na Facebooku ➡️ Strona Michasi na Facebooku 📻 Audycja z Radia Łódź 🎥 Reportaż w Toya TV 🎦 Reportaż w TVP3 Łódź

649 927,00 zł ( 8,72% )
Brakuje: 6 796 881,00 zł
Adrianna Warwas
Pilne!
Adrianna Warwas , 51 lat

Nierefundowane lekarstwo uratuje życie Adrianny. Jego koszt ścina z nóg!

Mam na imię Adrianna i walczę ze złośliwym nowotworem piersi. Wygrałam już wiele bitw o moje zdrowie. Do tej ostatecznej muszę użyć broni, która jest poza moim zasięgiem finansowym. Bardzo chcę żyć! Proszę o pomoc w opłaceniu nierefundowanego leczenia, które pomoże mi uniknąć kolejnych przerzutów. Diagnozę usłyszałam w lipcu 2023 roku — nowotwór piersi Z PRZERZUTAMI do węzłów chłonnych. Ciężko było mi w to uwierzyć. Regularnie się badałam, zaledwie 5 tygodni wcześniej przeszłam mammografię, która nie wykazała żadnych zmian! Natomiast badania histopatologiczne i PET pozwoliły wykryć aż 7 ognisk choroby!  Rozpoczęłam nierówną walkę o życie. Przeszłam cztery czerwone chemie, które wykończyły mój organizm… Z kolejnego, planowanego cyklu, już lżejszą chemią, mogłam przyjąć tylko 3 wlewy z 12. Przez 13 tygodni regularnie dojeżdżałam do szpitala, gdzie po zrobieniu niezbędnych badań, odsyłano mnie z kwitkiem. Jest Pani za słaba. Wątroba tego nie wytrzyma – ciężko było zagłuszyć najczarniejsze myśli, gdy za każdym razem słyszałam, że nie mam sił, by walczyć… Lekarze zadecydowali o operacji. Przez trudne umiejscowienie guza nie można było uniknąć radykalnej mastektomii z wycięciem węzłów chłonnych. Niestety, to nie koniec. Przede mną niezwykle trudny okres, w którym wszystko toczyć będzie się wokół najtrudniejszego dla pacjentów onkologicznych słowa: WZNOWY. Mam jednak ogromną szansę, by przeżyć jeszcze wiele lat. Należę do grupy pacjentek, których raka da się całkowicie wyeliminować. Niestety, program, który pozwalał na przyjmowanie lekarstwa w ramach funduszu zdrowia, skończył się. Muszę zatem przez 2 lata samodzielnie wykupować lekarstwo, które ratuje życie. Jego koszt powala… Z serca proszę o Waszą pomoc. Na myśl, że zostawię mojego wspaniałego męża oraz kochane dzieci, pęka mi serce. Chciałabym jeszcze kiedyś wsiąść na rower, zająć się moim ogrodem i mieć siły, by żyć aktywnie, jak wcześniej. Teraz jednak chciałabym PO PROSTU ŻYĆ. Adrianna

80 090,00 zł ( 52,28% )
Brakuje: 73 102,00 zł
Julia Sławińska
Pilne!
Julia Sławińska , 3 latka

Milczy, choć chciałaby mówić... Pomóż pokonać zespół Retta❗️

Choć mówiły, teraz nie są w stanie wypowiedzieć słowa. Choć próbowały chodzić, choroba uwięziła je we własnym ciele. Są zagubione, błagalnym wzrokiem szukają pomocy, chciałyby żyć jak zdrowie dzieci. Milczące anioły – tak nazwano dziewczynki, które walczą z zespołem Retta. Wśród nich jest mała Julia – moja córeczka zdiagnozowana zaledwie kilka miesięcy temu.  Przez pierwszy rok życia byliśmy przekonani, że mamy zdrową córeczkę. Julia była jak inne dzieci – wesoła, ciekawa świata, pełna energii. Siadała, raczkowała, powoli uczyła się chodzić. Nic nie wzbudzało naszych podejrzeń, aż do tej jednej nocy, która już na zawsze odmieniła nasze życie… W środku nocy Julka zaczęła nagle się dusić. Nie mogła złapać oddechu. Wpadłam w panikę. Natychmiast wezwałam pogotowie. Trzymając Julkę w objęciach zobaczyłam, że robi się sina. Pomyślałam, że do czasu przyjazdu karetki Julka nie da rady, że odejdzie… Rozpoczęłam resuscytację. Do dziś nie potrafię opisać słowami, co wtedy czułam… Strach, lęk, przerażanie. Trudno mi wracać do tej chwili. Na szczęście córeczka do nas wróciła. Zabrano nas do szpitala pod dalszą obserwację. Niestety po tym wydarzeniu coś się zmieniło. Julka była inna… Bardziej osłabiona, mniej kontaktująca – zmieniła się. Początkowo myślałam, że to wina niedotlenienia mózgu. Lekarze nie podali mojej córce tlenu, gdy trafiłyśmy do szpitala. Z przerażeniem obserwowałam, jak Julka się zmienia w zupełnie inną dziewczynkę… Niestety, wykonane badania nie potwierdziły moich przypuszczeń i nie dawały odpowiedzi, co jest przyczyną. Skierowano nas do neurologa, który zasugerował zrobienie badań genetycznych. Diagnozę – zespół Retta – otrzymaliśmy w styczniu tego roku, po prawie 2 latach poszukiwań. W tamtym momencie to były dla nas dwa słowa, które nic nam nie mówiły. W tamtym momencie nie zdawaliśmy sobie jeszcze sprawy, z czym się mierzymy… Zespół Retta to bardzo rzadka choroba genetyczna. Dotyka wyłącznie dziewczynki, zamyka je w sobie, odbiera rodzicom. Chore dzieci tracą wszystkie nabyte umiejętności, pojawia się duży regres. Tracą wszelką sprawność fizyczną, kontakt z otoczeniem. Ich ciało musi walczyć z szeregiem problemów – kłopoty z oddychaniem, ataki padaczkowe, drgawki, choroby serca.  Dopiero gdy poznałam, czym jest ta choroba zaczęłam zauważać u Julii wiele nowych objawów. Kołysanie się, machanie rączkami, usilne wkładanie paluszków do buzi, brak koordynacji ruchowej czy wyrywanie własnych włosów.  To okrutna choroba, którą w tym momencie może spowolnić tylko jeden lek na świecie dostępny w USA. Ten lek to obecnie jedyna nadzieja, dla małych aniołków. Skutecznie nie dopuszcza do dalszego regresu, napadów padaczkowych i innych skutków choroby. Lek podawany jest w formie syropu, a jego dawkę oblicza się na podstawie wagi dziecka. Niestety trzeba za niego zapłacić niebotyczną cenę – jeden dzień leczenia kosztuje około 4 tysiące złotych. Jeden, a takich dni będzie naprawdę wiele… Gdy dziecko po raz pierwszy przyjmie dawkę NIE MOŻE już przerwać leczenia. Gdyby tak się stało nastąpi ogromny regres odzyskanych umiejętności i bardzo poważne konsekwencje. Lek ma pomóc Julce i innym dzieciom dotrwać do terapii genowej, nad którą obecnie trwają bardzo zaawansowane prace. Terapia będzie dla nas ogromną szansą na pokonanie choroby na zawsze, ale to może stać się dopiero za kilka lat... Nie wiemy, kiedy zostanie dopuszczona.  Musimy zapewnić Julce przynajmniej trzy lata leczenia, co wiąże się z ogromną sumą – zdecydowanie poza naszym zasięgiem. Nigdy nie będziemy w stanie zgromadzić tak wielkich pieniędzy, dlatego to Wasze wsparcie jest dla nas ostatnią nadzieją.  Proszę, błagam o każdą pomoc! Lek zatrzyma chorobę, a Julka będzie miała szansę zawalczyć o swoje życie. Jeśli możesz nam pomóc będę Ci bardzo wdzięczna. Każda złotówka ma znaczenie! Izabela, mama Julki ➡️ Licytacje dla Julki z zespołem Retta ➡️ Śledz losy Julki na TikTok ➡️ Nadia pomaga Julci chorej na Zespół Retta ❤️

530 789,00 zł ( 7,12% )
Brakuje: 6 916 019,00 zł
Rita Kawiorska
Rita Kawiorska , 3 miesiące

Rita urodziła się z połową serduszka❗️ RATUNKU❗️

O tym, że w malutkiej klatce piersiowej Rity bije tylko pół serduszka, usłyszeliśmy w 16. tygodniu ciąży. Już wtedy wiedzieliśmy, że przed nami długa i trudna walka o życie i zdrowie córeczki. Wiedzieliśmy też coś znacznie ważniejszego – że walczyć będziemy z całych sił i do samego końca! Nasza kochana Rita przyszła na świat z połową serduszka, czyli nieuleczalną i krytyczną wadą serca – HLHS. Tuż po narodzeniu, z powodu niewydolności oddechowej i bezdechów, córeczka trafiła pod tlen oraz przyjęła liczne, silne leki stymulujące pracę serduszka i płuc. Mimo to stan Rity nadal się pogarszał! Już po kilku godzinach od urodzenia, karetką na sygnałach, przewieziono ją na Oddział Intensywnej Terapii w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Jedyną szansą na ratunek Rity okazała się KRYTYCZNIE PILNA operacja serduszka. Jednak zbyt duży napływ krwi do płuc, a zbyt mały do krwioobiegu, zadecydował, że jej klatkę trzeba było otworzyć aż dwa razy! W siódmej dobie życia nasza kruszynka przeszła założenie bandigów na tętnice płucne, w celu ich zwężenia. Tydzień później odbyła się kolejna, wielogodzinna operacja na otwartym sercu metodą Norwooda. Lekarze wprowadzili Ritę w stan głębokiej hipotermii i podłączyli sztuczne płuco-serce. Robili wszystko, by małe serduszko naszej córeczki mogło dalej bić…   Po operacji Rita nie została zszyta, aby w razie komplikacji mieć bezpośredni szybki dostęp do serduszka. Przez dwie kolejne doby leżała uśpiona z otwartą klatką piersiową i widocznym bijącym serduszkiem… W okolice serca wszyto specjalne elektrody na wypadek potrzeby reanimacji. Przez kolejne dwa tygodnie Rita, z powodu niewydolności pracy serca  i płuc, była w stanie śpiączki farmakologicznej. Jedynie silne leki oraz respirator utrzymywały ją przy życiu… Gdyby nie nieskończona miłość i wiara w siłę naszej córeczki, nie wiemy, jak przetrwalibyśmy te chwile… Z czasem Rita podjęła samodzielne oddychanie i została przeniesiona na oddział kardiochirurgii i kardiologii, jednak TO DOPIERO POCZĄTEK WALKI O JEJ ŻYCIE! Już za kilka miesięcy i w kolejnych latach czekają ją kolejne, skomplikowane operacje serduszka, które stopniowo zmienią jej serce w jednokomorowe, a układ krążenia z ósemkowego w okrężny. Z racji, że serce jednokomorowe zużywa się dużo szybciej, w przyszłości Rita może potrzebować również przeszczepu serca! Wiele z najnowocześniejszych i najskuteczniejszych zabiegów i metod leczenia dostępnych jest tylko za granicą, co znacznie podnosi koszty ratowania córeczki. W walce z chorobą serduszka Rita będzie wymagała także skomplikowanych zabiegów, silnych leków, intensywnej rehabilitacji oraz zakupu specjalistycznych urządzeń medycznych wspomagających i monitorujących funkcje życiowe. Jednocześnie, z powodu porażenia nerwów krtani podczas operacji oraz długiej intubacji Rita całkowicie straciła głos i wymaga leczenia neurologopedycznego i laryngologicznego. To wszystko wiąże się z ogromnymi kosztami, z którymi będziemy mierzyć się jeszcze przez wiele lat życia naszej córeczki! Rita jest naszym największym darem – prawdziwą perełką! Jesteśmy dumni, że jesteśmy jej rodzicami! Jesteśmy wdzięczni za każdy dzień  i za każdą wspólną chwilę. Mamy nadzieję, że córeczka będzie miała szansę, by tak jak my cieszyć się życiem. Dlatego prosimy – zróbmy wszystko, aby uratować serduszko Rity! Dziękujemy za Wasze wsparcie! Ola i Tomek, rodzice

206 650 zł
Dominik Woźniak
Dominik Woźniak , 7 lat

Odnalazł rodziców i bezwarunkową miłość! Bez pomocy czeka go amputacja!

Adoptowaliśmy Dominisia kiedy miał 2,5 roku, groziły mu wówczas amputacja nóżki oraz pobyt w domu dziecka. Od dwóch lat tworzymy rodzinę, pokochaliśmy synka bezgranicznie, mimo że nasza droga jest trudna, kręta, pełna wyzwań, zmartwień, jest również po brzegi wypełniona miłością do ukochanego dziecka. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby trauma, której zaznał Dominiś w pierwszym okresie swojego życia odeszła w niepamięć. Pragniemy dla synka normalnego, beztroskiego życia pełnego miłości i szczęścia. W trudnych chwilach mamy siebie. Razem walczymy o pełną sprawność naszego dziecka. Nasz synek ma obecnie 4,5 roku, jego lewa nóżka jest krótsza aż o 18 cm! Dominiś przeszedł już dwie bardzo kosztowne i skomplikowane operacje. Dzięki Waszej pomocy, wsparciu finansowemu udało się wykonać rekonstrukcję wszystkich 3 stawów, a pod koniec lipca 2021 roku odbyła się operacja instalacji aparatu zewnętrznego, który służy do wydłużania kości. Jesteśmy w trakcie bardzo bolesnego etapu leczenia, który będzie trwał ponad pół roku, a spodziewany efekt to wydłużenie nóżki o 10 cm. To niestety nie jest koniec. Za niespełna pół roku Dominiczka czeka operacja usunięcia aparatu, będą wówczas potrzebne rehabilitacje i za jakiś czas kolejne operacje wydłużania kości. Dlatego ponownie prosimy wszystkich ludzi o wielkim sercu o pomoc w naszej ciężkiej walce o zdrową nóżkę dla naszego synka. Ratunek przed kalectwem jest niesamowicie kosztowny, szacowany koszt kolejnej operacji to ok.400 tys. zł Bez Waszej pomocy Dominiś nie ma żadnych szans! Za każdą pomoc z całego serca dziękujemy. Rodzice Dominiczka   –––––––––––––– Wspieraj Dominika na AUKCJACH –> KLIK

210 895,00 zł ( 63,31% )
Brakuje: 122 192,00 zł