Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Alanek Kozera
12 dni do końca
Alanek Kozera , 13 lat

Alanek cierpi na ultrarzadką chorobę genetyczną – potrzebna terapia komórkami macierzystymi❗️ RATUNKU❗️

Jesteśmy rodzicami Alanka, który cierpi na ultra rzadką chorobę genetyczną – mutację genu UBTF. Prawdopodobnie jest pierwszym dzieckiem w Polsce z taką przypadłością! Na świecie znaleźliśmy około 30 dzieci cierpiących na tę okrutną chorobę. Niestety, na dzień dzisiejszy jest ona nieuleczalna. W Stanach Zjednoczonych prowadzone są badania genu UBTF, lecz na razie nie odnaleziono lekarstwa. Jest możliwe jedynie leczenie objawowe… Przestanie samodzielnie jeść – to PEG, przestanie chodzić – to wózek inwalidzki... Oczywiście nie poddajemy się i szukamy wszędzie, gdzie się da możliwości, by choć trochę ulżyć mu w cierpieniu oraz poprawić komfort życia.  Alanek jest już nastolatkiem, funkcjonuje jednak jak półtoraroczne dziecko. Wszystkie czynności samoobsługowe trzeba wykonywać za niego. Nie zgłasza potrzeb fizjologicznych – nawet gdy jest głodny lub spragniony nie komunikuje tego w żaden sposób. Wszystko robimy „na wyczucie”. Nie jest to proste, ale radzimy sobie.  Syn ma duże problemy z chodzeniem, ma przykurcze mięśni kończyn dolnych oraz utyka na jedną nogę. Ogólnie jego postawa nie jest prawidłowa – jak siedzi na krześle, to się zsuwa na boki. Ma równie problemy z przełykaniem i pracą języka, obniżone napięcie jamy ustnej i wysoki próg bólu. Już od kilku lat nic nie mówi, jedynie czasem wydaje różne dźwięki. Nie umie pisać ani rysować, nie wspominając o innych czynnościach. Jego zabawa polega na noszeniu zabawek i wkładaniu ich do buzi. Uwielbia się przytulać i wygłupiać. Zawsze się śmieje, jak daje mu się całusy. Już dość dawno dowiedzieliśmy się o szansie dla naszego synka, jaką dają komórki macierzyste – najbardziej pierwotne komórki ludzkiego organizmu. Są one w stanie wytworzyć prawie każdy narząd i naprawić prawie każdą strukturę organizmu. Komórki macierzyste zostały pobrane od jego najmłodszej siostrzyczki. Od lekarza zapoznanego z przypadkiem naszego Alanka dostaliśmy namiary na klinikę na Słowacji, która zajmuje się transplantacją komórek macierzystych. Niestety, w Polsce nie ma możliwości ich przeszczepienia. Doktor już kontaktował się z kliniką i zgodzili się podać komórki macierzyste naszemu synkowi. Po zapoznaniu się z dokumentacją medyczną dali nam nadzieję na poprawę zdolności motorycznych, mięśni – a nawet zatrzymania postępu choroby! Koszt przeszczepu jest jednak bardzo wysoki – wynosi około 2500 euro. Do tej pory zawsze dawaliśmy sobie radę sami, jednak teraz po raz pierwszy doszliśmy do ściany. Prosimy Was o pomoc i danie Alankowi szansy na lepsze funkcjonowanie! Wierzymy, że może to być dla naszego synka początek przełomu, na który czekaliśmy już od tak wielu lat… Rodzice Alanka

41 050 zł
Szymon Zelent
Pilne!
Szymon Zelent , 2 latka

Życie Szymonka wyceniono na 15 MILIONÓW❗️Pomóż, każda złotówka ma znaczenie...

Diagnoza spadła na nas nagle – zupełnie niespodziewanie. Zburzyła nasze dotychczasowe życie, w które wkradło się mnóstwo strachu, łez i rozpaczy... Walczymy o naszego synka, który cierpi na śmiertelną chorobę – Dystrofię mięśniową Duchenne’a. Nie możemy pogodzić się z tym wyrokiem! Życie Szymonka wyceniono na 15 MILIONÓW! Błagamy o pomoc… Szymonek urodził się w 2022 roku. Rozwijał się prawidłowo i był radosnym i zdrowym dzieckiem. Nic nie wskazywało, że chwilę później nasza szczęśliwa codzienność legnie w gruzach i zastąpi ją dramatyczna walka o życie synka... W czerwcu tego roku trafiliśmy do szpitala, ponieważ Szymek źle się poczuł. Miał biegunkę i wymiotował, dlatego podejrzewaliśmy wirusa lub grypę żołądkową. Sytuacja okazała się jednak inna, o wiele gorsza! Wyniki badań nie podobały się lekarzom, dlatego skierowali nas do innego szpitala w celu pogłębienia diagnostyki. Tam usłyszeliśmy informację, która sprawiła, że nasz świat runął, rozsypał się na kawałki... U naszego małego chłopca stwierdzono śmiertelną chorobę – Dystrofię mięśniową Duchenne’a! Zrobiliśmy badania genetyczne, które tylko potwierdziły przypuszczenia lekarzy. Byliśmy załamani… Każdego dnia wylewamy morze łez, nie możemy pogodzić się z tym, że nasze dziecko jest śmiertelnie chore! Ta choroba wyniszcza cały organizm! Zabija każdy mięsień, jeden po drugim… Nie możemy się jednak załamać, musimy walczyć o życie i funkcjonowanie naszego jedynego synka. Ratunkiem jest terapia genowa, której koszt zwala nas z nóg… To aż 15 MILIONÓW! Sami nigdy nie zdołamy uzbierać tak ogromnych pieniędzy. Jesteśmy zmuszeni prosić o pomoc… Po Szymonku jeszcze nie widać choroby – może chodzić, biegać, skakać, bawić się… Chcielibyśmy, żeby czas się zatrzymał, ale wiemy, że bez leczenia choroba będzie stale postępować, aż doprowadzi do najgorszego... Nie możemy na to pozwolić!! Bardzo prosimy o wsparcie. Tu chodzi o życie naszego ukochanego synka… Sami nie zdołamy go ocalić... Zrozpaczeni rodzice Licytacje - leczenie Szymona Ratujemy Szymonka! - nowytydzień Ratujmy życie małego Szymka! - supertydzieńchełmski

146 800,00 zł ( 0,91% )
Brakuje: 15 810 647,00 zł
Maks Tomala
Pilne!
Maks Tomala , 17 lat

Żadne dziecko nie powinno tak cierpieć! Walka o Maksia trwa!

Nasz kochany synek Maksio od urodzenia choruje na ciężkie porażenie mózgowe. Walczymy o niego każdego dnia… Jego życie już tak wiele razy było w niebezpieczeństwie! Dzięki pomocy wspaniałych ludzi, którym los tak cierpiącego dziecka nie pozostał obojętny, rozpoczęliśmy leczenie w USA. Dla naszego synka to nadzieja na dłuższe i szczęśliwsze życie, bez bólu! Niestety, koszty wciąż rosną… Właśnie otrzymaliśmy kosztorys na niezbędne, półroczne leczenie pooperacyjne. Rehabilitacja pod opieką specjalistów w USA to dla Maksia konieczność. Ale cena zwala z nóg… Znów tu jesteśmy i prosimy, jako rodzice, o wsparcie dla naszego synka. Wierzymy, że i tym razem nam się uda… Pomimo ciężkiej choroby, nasz synek jest wspaniałym dzieckiem i daje nam ogromnie dużo szczęścia. Jako rodzice robimy co w naszej mocy, by skutki mózgowego porażenia nie zabrały nam dziecka. Maksio ćwiczy codziennie, żeby jego ciało nie przynosiło mu bólu. Jego codzienność nigdy nie będzie normalna, ale może być szczęśliwy! Żeby tylko nie bolało… To nasz cel. Zdrowy człowiek nie zauważa, że jego zwykłe umiejętności to nasze marzenie dla synka… Wstawanie, chodzenie, rozciąganie się. My ćwiczymy to w pocie czoła każdego dnia. Każda godzina rehabilitacji to dla Maksia trening porównywalny z najcięższymi ćwiczeniami dla sportowców. A on robi to tylko po to, by nie było skurczy, by tylko ból był mniejszy…  Porażone mięśnie są zdeformowane, tak samo jak kręgosłup, którego mięśnie nie były w stanie utrzymać w pionie. Synek potrzebował pilnej operacji, której podjęli się tylko lekarze w szpitalu St. Merys na Florydzie. Wtedy po raz pierwszy życie naszego dziecka zostało uratowane przed miażdżącym organy kręgosłupem – jego własnym! Jednak to nie koniec walki…  Wykrzywiony kręgosłup przez lata zdążył uszkodzić stawy biodrowe. Konieczne były dwie kolejne operacje… Jedną udało się przeprowadzić w kwietniu zeszłego roku, druga wciąż przed nami.  Dzięki wielu wspaniałym Darczyńcom udało się zebrać kwotę na ostatnią operację! Będziemy za to wdzięczni do końca naszego życia! Dziś jednak znów stajemy przed Wami z prośbą o wsparcie. Po operacji niezbędna jest rehabilitacja – równie ważna, jak sam zabieg! Będzie trwała kilka miesięcy w klinice Dra Paley. Jest niezbędna, by całe, wieloetapowe leczenie zakończyć sukcesem.  Tu jednak znów pojawiają się schody… Operacje w USA nie są refundowane, dlatego znów musimy zbierać sami. Ogromne pieniądze stają na przeszkodzie i tylko Wy możecie pomóc. Tylko w Was nasza nadzieja… Prosimy, pomóżcie Maksiowi jeszcze ten jeden raz. On już tak wiele wycierpiał. Chcielibyśmy po prostu wrócić do domu. Żeby tylko nie bolało, żeby nie cierpiał tak strasznie już nigdy więcej… Rodzice 09.01.24: Powiększamy kwotę zbiórki! Klinika Paley Institute wystawiła kosztorys na kolejny niezbędny zabieg operacyjny Maksia – to blisko 92 000 zł. O tę kwotę musimy powiększyć kwotę zbiórki. Walka trwa! ➡️ Maks Tomala - walka o życie bez cierpienia ➡️ Maks Tomala – profil na Facebooku ➡️ Licytacje dla Maksia ➡️ Tik-Tok MaksiuTomala jaw.pl: Maks Tomala nadal potrzebuje Waszej pomocy onet.pl: Pomóż Maksowi Tomali. Chłopiec potrzebuje skomplikowanej operacji porady.onet.pl: Kręgosłup wygiął się o 130 stopni i przygniótł płuco. "Marzymy o życiu bez bólu dla Maksia" *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową i może ulec zmianie. 

1 080 062,00 zł ( 50,12% )
Brakuje: 1 074 574,00 zł
Kaleria Semenowa
Pilne!
Kaleria Semenowa , 2 latka

W jej oczach RAK, w naszych sercach STRACH❗️Uratuj naszą Kalerię!

Czy jest gorszy dramat od śmiertelnej choroby dziecka? Od nowotworu, od garści włosków, zostających na poduszce, od krzyku pełnego cierpienia? Od patrzenia na własne maleństwo i słyszenia słów "rokowania", "rak", "przerzuty..." Tak, jest gorszy dramat - ratować innych, a nie móc uratować własnego dziecka...  Mojego męża i mnie połączyła miłość do służby na rzecz innych... Od zawsze wiedziałam, że chcę ratować ludzkie życia. Tę misję połączyłam z miłością do zwierząt... Jestem kynologiem, zajmuję się szkoleniem psów, specjalizujących się w poszukiwaniu ludzi. Wielokrotnie brałam udział w akcjach ratowniczych i wyjeżdżałam z nimi na poszukiwanie osób zaginionych. Podczas jednej z takich wypraw poznałam mojego męża. Jest strażakiem i ratownikiem. Często wyjeżdża na akcje - gasi pożary, pomaga likwidować skutki powodzi i wiele innych rzeczy. Choć niejednokrotnie naraża życie, ani na chwilę nie żałowaliśmy, że wybraliśmy taki zawód, ponieważ praca ratownika to powołanie. Tymczasem znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że my, ratownicy, nie możemy uratować swojego dziecka... Długo walczyliśmy o powiększenie naszej rodziny. Pierwszą ciążę poroniłam, wylaliśmy morze łez... Potem urodziła się nasza starsza córka. Pod koniec roku 2021 okazało się, że znów jestem w ciąży. Była to dla nas najpiękniejsza niespodzianka... Wiedziałam, że na jakiś czas będę musiała zrezygnować z pracy. Gdy pierwszy raz wzięłam córeczkę w ramiona, zrozumiałam, że zrezygnuję dla niej wszystkiego. Kaleria po grecku znaczy "piękno". Znalazłam to imię w jakiejś książce i bardzo mi się spodobało. Dla mnie córeczka jest nie tylko najpiękniejszą istotą na świecie... Wniosła w nasze życie tyle uczuć, rozpoczęła nowy, piękny rozdział... Obiecałam sobie, że zrobię wszystko, aby Kaleria miała piękne i szczęśliwe życie. Nie sądziłam, że za chwilę będę chciała jednego - tego, aby było zdrowe... W sierpniu, chwilę po tym, jak nasza malutka skończyła rok, zabrałam ją na badania okresowe. Mój urlop macierzyński dobiegał końca i Kaleria niedługo miała iść do żłobka. Niepokoiła mnie jedna rzecz - dziwny odblask, jasna planka na lewym oczku córeczki. Kiedy powiedziałam to okuliście, nie zapomnę widoku jego twarzy... Myślałam, że to może jakiś stan zapalny albo po prostu taka uroda Kalerii, nic innego mnie nie niepokoiło. "Pani córka ma nowotwór złośliwy, to siatkówczak" - usłyszałam i przez chwilę miałam wrażenie, że śnię, że to zdanie dotyczy kogoś innego. Dopiero gdy trafiłam z córeczką do szpitala, rozsypałam się na kawałki.  Okazało się, że w lewym oczku Kalerii jest guz, przez który córeczka przestała widzieć! Nowotwór złośliwy, siatkówczak to bardzo rzadki, agresywny nowotwór oczu... Nie tylko odbiera wzrok. Co najgorsze, może dać przerzuty do mózgu. Zaczęła się walka o życie. Kilka dni później byłam już w samym środku onkologicznego piekła... Praca, żłobek, codzienne życie - wszystko zniknęło. Liczyło się tylko to, że Kaleria jest chora. 22 września córeczka przyjęła pierwszy kurs chemii, potem kolejny i dwa zastrzyki do oka. Jestem przerażona, bo wiem, jakie powikłania może dać chemioterapia w przypadku tak malutkiego dziecka... Jeśli rak da przerzuty do drugiego oczka, Kalerii grozi całkowita utrata wzroku.  Patrzę na Kalerię i choć uważam się za silną osobę, czasami po prostu zaczynam płakać... Kaleria nie chce jeść, straciła sporo na wadze, wypadły jej włoski... Nie chce się bawić, stała się smutna, ciągle chcę być na rękach. Zaczęliśmy z mężem szukać ratunku. Znaleźliśmy go w klinice w Szwajcarii, tam córeczka dostanie chemię bezpośrednio do chorych oczek, co oszczędzi jej wielu skutków ubocznych... Tamtejsi lekarze są gotowi nam pomóc i uratować córce wzrok. Mówią, że jest szansa przywrócenie widzenia w lewym oczku. Musimy zrobić wszystko, by nasze maleństwo dostało tę szansę! Każda osoba jest w głębi duszy ratownikiem. I my szczerze wierzymy, że nam pomożecie. Prosimy o to z całego serca, w imieniu Kalerii i swoim. Julia, mama Kalerii  

192 056,00 zł ( 85,35% )
Brakuje: 32 944,00 zł
Agata Stępień
Pilne!
Agata Stępień , 40 lat

Walczę o życie dla moich córeczek – RAK mnie nie pokona❗️Proszę o POMOC❗️

Na początku chcę wszystkim ogromnie podziękować za wsparcie, jakie mi okazano podczas pierwszej zbiórki. Było to niesamowite! Zmobilizowało mnie do walki, którą toczę od 2020 roku z potężnym przeciwnikiem – nowotworem złośliwym jelita grubego z przerzutami. Diagnoza, którą usłyszałam była bezlitosna. Jak część z Was już wie, krótko po niej bardzo szybko przeszłam operację i podjęłam się półrocznej chemioterapii. Po tym czasie wydawało się, że wszystko będzie w porządku. I wtedy spadł na mnie straszny cios. PRZERZUTY! Na płucu wykryto zmianę, która bez cienia wątpliwości była złośliwa… Kolejna operacja, znowu chemia. Tym razem znosiłam ją fatalnie. Dostałam silnej neuropatii! Wykręcało mi ręce, kurczył mi się przełyk… Mogłam nie przeżyć… Leczenie było ciężkie i trwało długo, ale kolejny raz się podniosłam. Niestety, chwilę później los ponownie ze mnie zadrwił. Wykryto kolejny przerzut, na drugim płucu. Byłam załamana… Przeszłam trzecią operację. W Polsce zaproponowano mi ponownie to samo leczenie. Nie zaufałam… Po drugim przerzucie zdecydowałam się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Założyłam zbiórkę i dzięki Waszej pomocy wyleciałam do USA. Zrobiono mi tam badania na obecność komórek przerzutowych we krwi. Nie wykryto nowych komórek, dlatego leczenie zostało odroczone na czas kiedy pojawią się one ponownie. A ja nie mogę przecież bezczynnie czekać na kolejny przerzut, który mógłby okazać się śmiertelny! Postanowiłam działać dalej. Znalazłam klinikę tym razem w Niemczech. Specjaliści zajmujący się leczeniem nowotworów wiedzą, że moja nawracająca chorobą jest niestabilna i może napisać najgorszy scenariusz. Zaproponowali 2 cykle szczepień z komórek dendrytycznych. Leczenie wycenili na ponad 300 tys. złotych! Dzięki wpłatom z ostatniej zbiórki mogę opłacić już jeden cykl szczepień, który zaczynam 27 września. Drugi cykl wyznaczono na 28 października, ale niestety pieniędzy już nie wystarczy. Czasu mam naprawdę mało, dlatego po raz kolejny proszę Was o pomoc w zebraniu brakującej kwoty. Drugi cykl szczepień jest niezbędny do przeprowadzenia leczenia! Wasze dobre serca i wsparcie, którym tak chętnie się dzieliliście podczas ostatniej zbiórki przekonały mnie, że nie jestem sama. Dodały mi odwagi do walki z tą podstępną chorobą. Mimo trzech poważnych operacji, dwukrotnym leczeniu chemioterapią i masy cierpienia, jakie przeżyłam! Jestem wdzięczna za czas, jaki mam. Próbuję cieszyć się każdą chwilą spędzoną z córeczkami – 9-letnią Otylką i 6-letnią Amelką – rodziną i bliskimi. Nie wiem, jak skończy się leczenie i co przyniesie przyszłość, ale chcę patrzeć w nią optymistycznie, nie tracąc nadziei. Choć cena, jaką za to zapłaciłam i płacę nadal jest naprawdę ogromna! Nie wiem, co kryje kolejny życiowy zakręt… Pewne jest jednak to, że dopóki obejmują mnie małe rączki moich córeczek, to nigdy nie przestanę walczyć! Bo być obecną w ich życiu to zaszczyt i mój cel. Agata Stępień

12 995,00 zł ( 9,39% )
Brakuje: 125 303,00 zł
Aiyma Taalaibekova
Pilne!
Aiyma Taalaibekova , 3 miesiące

Krytycznie pilne❗️Przeszczep wątroby albo ŚMIERĆ❗️

KRYTYCZNIE PILNE! Mamy tylko 7 dni na uzbieranie 50 TYSIĘCY DOLARÓW na przeszczep wątroby naszej córeczki! W innym wypadku czeka ją śmierć… Błagamy o pomoc, sytuacja jest dramatyczna! 12. czerwca tego roku nasz świat runął... Świat, który razem z mężem tworzyliśmy dla naszej rodziny, marząc o tym, jak będą rosły i rozwijały się nasze dzieci. Wszystko się zmieniło, wszystkie marzenia i plany runęły w jednej chwili, gdy urodziła się nasza najmłodsza i tak długo wyczekiwana córeczka. Dziś walczymy o jej życie… Błagamy o Twoją pomoc! Już od pierwszej godziny życia pojawiła się u niej tak zwana "żółtaczka". Lekarze zalecili naświetlanie ultrafioletem i uspokajali nas, że u noworodków to częste zjawisko. Wypisali nas ze szpitala z żółtaczką i kazali obserwować. Od razu mnie to zaniepokoiło. Czułam, że coś jest nie tak… Pewnego dnia córeczka dostała gorączki. Przestraszyliśmy się i natychmiast zabraliśmy ją do szpitala. Tam przeprowadzono diagnostykę i od razu przekazano nam, że są podejrzenia choroby wątroby… Nie traciliśmy nadziei i czekaliśmy na szczegółowe badania. Ale potem ziemia usunęła się nam spod nóg… Usłyszeliśmy ostateczną diagnozę: atrezja dróg żółciowych typu 3…  Lekarze od razu nas poinformowali, że córeczka potrzebuje przeszczepu wątroby i to jak najszybciej! W naszym kraju takie operacje nie są wykonywane, więc byliśmy zmuszeni szukać pomocy w Turcji. Podano nam koszt operacji – to aż 50 TYSIĘCY DOLARÓW – kwota dla nas zupełnie nieosiągalna… Byliśmy w szoku – przecież nie zdobędziemy takich pieniędzy! Jesteśmy zwykłą rodziną, którą utrzymuje wyłącznie mąż… Nawet sobie nie wyobrażamy, skąd wziąć tak ogromną sumę, ale rozumiemy, że teraz życie naszej córki kosztuje dokładnie 50 000 dolarów… Mówi się, że za pieniądze nie kupisz tego, co najważniejsze, ale w naszym przypadku możemy kupić córce życie! A to jest najważniejsze, co istnieje na naszym świecie…  Ona jest taką małą istotą, a już znosi tyle bólu. Lekarze powiedzieli, że mamy maksymalnie 10 dni na ratunek.... Nasza rodzina nie jest w stanie zgromadzić tak dużej sumy, nie mamy nawet czego sprzedać. Każdego dnia śni mi się ten sam koszmar, w którym moja córka umiera w moich ramionach…  Mój najgorszy koszmar może stać się rzeczywistością już w tym miesiącu, jeśli nie zdążymy... Jak tylko brzuszek córeczki zacznie puchnąć, może umrzeć w każdej chwili! Jej stan pogarsza się z dnia na dzień... Mamy NAPRAWDĘ bardzo mało czasu. Błagamy, pomóżcie uratować nasze maleństwo... Zrozpaczeni rodzice

24 166,00 zł ( 11,24% )
Brakuje: 190 728,00 zł
Zofia Janusz
Zofia Janusz , 9 lat

Zosia potrzebuje operacji serduszka❗️

Zosia miała się urodzić i żyć tylko trzy dni… Los okazała się łaskawy, a tamte chwile mamy już dawno za sobą... Mama Zosi, w połowie ciąży, wykonała badania prenatalne. Prawdopodobieństwo wystąpienia wady genetycznej, to 1/6000. To bardzo mało. Ufff…uczucie ulgi. Dla pewności jeszcze wykonano test surowicy. Uznano, że rodzice mogą spać spokojnie. W takiej świadomości pozostali na kolejne kilka miesięcy. 32 tydzień. Okazuje się, że maluszek zaczyna spieszyć się z przyjściem na świat.  Podano sterydy, ale… podczas badań pojawiły się też pewne wątpliwości. W grę wchodziła wada serca. Diagnozę potwierdzono. Do wady serduszka doszła informacja o 21 chromosomie. Maluch urodzi się z Zespołem Downa. Rodzice usłyszeli słowa, które po dziś dzień bardzo bolą: „Jest to wada letalna. Państwa dziecko będzie żyło trzy dni, no może pięć. Wtedy jego serce przestanie bić”… Rodzice przez pięć kolejnych tygodni żyli w przekonaniu, że tak właśnie będzie. Że ich dziecko urodzi się po to, aby mogli je przywitać, przytulić…i pożegnać. Zosia urodziła się w niedzielę. Dzień jej odejścia w przybliżeniu wyznaczono na środę… potem przesunięto na piątek. Mama na własne życzenie wypisała się z porodówki, aby móc spędzić z nią całe życie. Życie, które liczone miało być w godzinach. Przypadek Zosi pokazuje, że nawet najmądrzejsi potrafią się pomylić. Zosia zaskoczyła wszystkich i w piątej dobie życia razem z rodzicami po prostu wyszła do domu. Wada serca jest częstym towarzyszem Zespołu Downa. I Zosię ten scenariusz nie ominął. Dzięki Wam udało się zoperować Serduszko Zosi i odczarować wyrok, który ciążył na niej od dnia narodzin! Armia ludzi o wspaniałych sercach wsparła to jedno małe serduszko, by mogło bić, żyć i cieszyć się tym życiem!

105 669,00 zł ( 45,14% )
Brakuje: 128 374,00 zł
Łukasz Wysocki
Pilne!
Łukasz Wysocki , 31 lat

Moja córeczka może dorastać bez taty❗️Pomóż mi w walce z nowotworem❗️

Nie pamiętam, jak to jest być zdrowym człowiekiem. Każdego dnia myślę o tym, jak poradzi sobie moja rodzina, gdy mnie zabraknie. Mój stan jest bardzo zły. Nowotwór odebrał mi wszystko. Odkąd skończyłem dziewięć lat walczę z rakiem wątroby. Lekarze dali mi wtedy 1% szans na przeżycie. Przeszedłem ciężką operację, polegającą na wycięciu fragmentów wątroby oraz bardzo wyczerpującą chemioterapię. Kiedy usłyszałem wiadomość o dobrych rokowaniach, znów byłem szczęśliwym chłopcem. W głowie pojawiły się nowe cele, plany i marzenia. Niestety, radość trwała tylko krótką chwilę. 2005 rok przyniósł wznowę na wątrobie i koszmar wrócił. Następna resekcja oraz chemioterapia była jeszcze gorsza. Powstałe powikłania znacznie wpłynęły na jakość mojego życia. Otwarty kanał żółciowy spowodował, że musiałem chodzić z przyklejonym do brzucha workiem stomijnym. Bardzo mi to przeszkadzało. Nie mogłem nadążyć za rówieśnikami. Chciałem grać w piłkę, jeździć na rowerze, biegać… Dziś mogę powiedzieć, że nowotwór zniszczył moje dzieciństwo. Decyzja o kolejnych operacjach, mających szansę poprawić mój stan, okazała się błędna. Powstałe zrosty uniemożliwiły odpłynięcie żółci. Stan ten trwa do dziś. Nawracające zapalenia dróg żółciowych są prawdziwym koszmarem. Lekarze rozkładają ręce. W tak zaawansowanym stadium choroby przeszczep wątroby jest wykluczony… Przeszedłem już niezliczoną ilość zabiegów, które miały poprawić mój stan. Pokładałem w nich wielką nadzieję, jednak ich skuteczność była znikoma. Przez ostatni czas musiałem chodzić z drenażem w brzuchu. Niestety, mój organizm go nie zaakceptował i zaczął traktować go jak ciało obce. Na domiar złego, ostatnio przydarzyła się kolejna tragedia… W okolicach drenu powstał tętniak. Zajmował on miejsce, w którym znajduje się jedyna droga, przez którą krew dociera do wątroby. Na moje nieszczęście tętniak pękł, a lekarze przeprowadzili na mnie zabieg ostatniej szansy. Kolejny raz usłyszałem, że mogę umrzeć. Operacja się powiodła, jednak jeszcze nie wiem, jak potoczy się mój los… Wiem za to, że mam dla kogo żyć. Gdyby nie wspaniała żona i śliczna córeczka, która skończyła w tym roku cztery latka, już dawno bym się poddał… Podczas trwania choroby byłem zdania, że nigdy nie skorzystam z pomocy innych ludzi. Nie dlatego, że byłem zbyt dumny... Po prostu uważałem, że są na świecie osoby, które potrzebują pomocy bardziej. Niestety, jeśli teraz nie poproszę Was o wsparcie, moja córeczka może dorastać bez taty. Jeżeli zechcecie wspomóc mnie w procesie leczenia, rehabilitacji oraz dalszej diagnostyki, będę Wam niezwykle wdzięczny. Łukasz ➡️ Wywiad w ibytow.pl: Miał 1% SZANS na przeżycie. Łukasz dzielnie WALCZY o życie

72 936,00 zł ( 68,55% )
Brakuje: 33 447,00 zł
Natalia Czarniewska
Natalia Czarniewska , 38 lat

Chcę żyć dla mojej rodziny, ale wykańcza mnie choroba...

Lato - czas, w którym wielu razem z rodziną myślami ucieka w stronę urlopu. Planuje, wyczekuje i cieszy się ze zbliżającego się odpoczynku. Niestety, dla mnie początek lata okazał się najtrudniejszym okresem, z jakim kiedykolwiek przyszło mi się zmierzyć… Otrzymałam diagnozę, po której wszystko diametralnie się zmieniło… Jestem mamą dwójki cudownych dzieci, 8-letniej córeczki i 5-letniego synka. Razem z mężem wiedliśmy spokojne i szczęśliwe życie. Na początku moim jedynym zmartwieniem był uraz kręgosłupa, który wydawał się niegroźny. Lekarze szybko wysnuli wnioski, że problem z opadającą prawą stopą jest wynikiem tego urazu.  W badaniach obrazowych kręgosłupa stwierdzono jego przepuklinę. Z czasem jednak zniknęła, a mój stan zdrowia ciągle się pogarszał. W styczniu 2024 roku podobne objawy pojawiły się też w lewej stopie.  Nadszedł czerwiec. Wtedy, podczas jednego z badań, cały mój świat stanął do góry nogami. Usłyszałam już pełną diagnozę - stwardnienie zanikowe boczne (SLA). Mimo różnych opinii lekarzy malały nadzieje na inny werdykt... Choroba jest bezlitosna, a z czasem prowadzi do paraliżu ciała, w tym organów odpowiedzialnych za przełykanie i oddychanie. Jej przyczyny nie są do końca zbadane, objawia się osłabieniem oraz zanikiem mięśni. SLA rozwija się szybko, a skutecznego leku nie ma. Możemy jedynie starać się opóźnić jej postępy. Większość pacjentów odchodzi w ciągu 3-5 lat od diagnozy. Zderzenie z taką rzeczywistością jest szokujące i zmienia życie całej rodziny. Ta choroba wkradła się w moje życie zupełnie niepostrzeżenie i zmieniła wszystko. Każdy dzień to męcząca walka, ale nie poddam się. Wierzę, że odpowiednie leczenie oraz rehabilitacja mogą poprawić jakość mojego życia, a także spowolnić postęp choroby. Chciałabym również spróbować wielu terapii w tym terapii komórkami macierzystymi, ale te wiążą się z ogromnymi kosztami.  Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc. Każda wpłata, nawet najmniejsza, to krok w stronę lepszego jutra dla mnie i mojej rodziny. To nadzieja na więcej wspólnych chwil, na uśmiech moich dzieci, na życie bez bólu oraz strachu.  Natalia z rodziną

302 433,00 zł ( 94,76% )
Brakuje: 16 716,00 zł