Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Sara Fodrowska
Pilne!
Sara Fodrowska , 28 lat

"Chcę walczyć z nowotworem, nie chcę umierać..." – Ratuj Sarę❗️

To miały być niegroźne torbiele – tak przez pół roku byłam zbywana przez kolejnych lekarzy. Ale ciągle był ból i inne dolegliwości, przez które nawet myślałam, że jestem w ciąży. Niestety – zamiast nowego życia, okazało się, że moje życie jest zagrożone! Złośliwy nowotwór jajnika. Wyrok – właśnie dowiedziałam się, że w Polsce wyczerpali już wszystkie możliwości leczenia, a guzy rosną… Moją ostatnią nadzieją jest niezwykle drogie leczenie zagraniczne. I Wasze wsparcie, bym mogła je podjąć…  Byłam za młoda, by lekarze od razu podejrzewali najgorsze. Może gdybym nie straciła pół roku, gdyby diagnoza została postawiona szybciej, a leczenie szybciej się rozpoczęło – dziś byłoby inaczej. Ale nie mogę teraz gdybać… Patrzę, jak jest teraz – a moja sytuacja jest bardzo ciężka. Staram się nie załamywać, żyć normalnie – jak tylko potrafię. I czekać, wierzyć w cud – w skuteczne leczenie za granicą. To moja ostatnia nadzieja.  Gdy pojechałam na pierwszą operację – wtedy sądziłam, że wycięcia torbieli laparoskopowo, bardzo się bałam. Narkozy, tego jak ją zniosę, bólu po zabiegu. Ale gdy się obudziłam i na brzuchu zamiast 3 małych plasterków zobaczyłam ogromny, po rozcięciu całego brzucha, byłam przerażona… Bolało przy każdym ruchu. Najgorsze jest to, że nikt nie chciał mi nic powiedzieć. Ale w końcu się dowiedziałam… Gdy lekarze otworzyli mnie na stole operacyjnym, zamiast torbieli zobaczyli… guza nowotworowego! Obudziłam się bez całego prawego jajnika, a wkrótce dostałam diagnozę – złośliwy nowotwór jajnika w IV stadium, z odległymi przerzutami! Wtedy się załamałam. Płakałam i nie mogłam uwierzyć… Miałam i wciąż mam wsparcie rodziny i partnera. Nie pozwolili mi się poddać, więc walczyłam. I wciąż walczę.  Przeszłam najróżniejsze chemie, łącznie 4 operacje, w tym wycięcia 2. jajnika i całej macicy. Wypadły mi włosy i wiedziałam, że nigdy nie będę mogła mieć dzieci. Byłam bardzo słaba… W pewnym momencie leżąca, w ciężkim stanie… Szpital w Bydgoszczy w 2020 roku się poddał – nic więcej nie mogli dla mnie zrobić. Uratowała mnie wtedy pani profesor ze szpitala w Gdańsku. Wyłonili mi wtedy stomię. Przez 4 lata walki z rakiem więcej było ciężkich chwil, informacji o nowych przerzutach, o kolejnych zawiedzionych nadziejach, niż tych podnoszących na duchu. Jednak w 2022 roku, w Boże Narodzenie, dowiedziałam się, że jest remisja!  Moje szczęście trwało jednak tylko 7 miesięcy… W końcu markery nowotworowe zaczęły się podnosić, a badanie PET wykazało aktywne przerzuty na węzłach chłonnych…  Kolejne leczenie, kolejny brak rezultatów i możliwości operacji… Cudem w Białymstoku znaleźliśmy lekarza, który w 2023 roku przeprowadził na mnie bardzo ciężką, 10-godzinną operację. Udało się – wyciął wszystkie zmiany, a wraz z nimi cześć przepony, wszczepy w otrzewnej, esicę, odbytnicę, 15 cm jelita grubego, 5-centymetrową zmianę przy ujściu pochwy. Wyłonił także kolostomię końcową.  Miałam nadzieję na chwilę odpoczynku, na nacieszenie się wygraną – choć bardzo ciężką – bitwą z nowotworem. Niestety… Guzy odrosły bardzo szybko i pojawiły się nowe – w płucach i otrzewnej. To oznacza jedno – koniec pomysłów na skuteczne leczenie… Moi lekarze walczą, widząc mój stan i wolę życia. Gdybym była leżąca, już by się poddali. A tak podają mi chemię eksperymentalną (teraz zazwyczaj podawaną mężczyznom na nowotwór jąder), starają się dowiadywać o badaniach klinicznych. Nie ukrywają jednak, że leczenie się wyczerpało i nie ma wielkich nadziei już w Polsce… Razem z rodziną zaczęliśmy szukać innych możliwości za granicą. Jesteśmy w kontakcie z kliniką w Izraelu, która osiąga rewelacyjne na światową skalę efekty w leczeniu nowotworu jajnika. Niestety, koszt leczenia zwala z nóg, ale to moja ostatnia szansa na życie, innej już nie mam. Jako że nie mam czasu do stracenia – bo ja nie mam czasu – już teraz z całego serca proszę Was o pomoc. Ja nie poddaję się, choć coraz ciężej mi się oddycha, coraz szybciej się męczę… Patrzę jednak w lustro, na moją głowę już z odrośniętymi włosami i nie chcę uwierzyć w to, że przegrywam, że moje życie się kończy! Miałam pecha, zachorowałam w bardzo młodym wieku, a nie jestem obciążona genetycznie. Teraz wiem, że choroba może spotkać każdego. A bez pomocy i wsparcia bardzo trudno z nią wygrać… Chcę walczyć. Proszę Was – pomóżcie mi. Sara  

449 423,00 zł ( 28,16% )
Brakuje: 1 146 322,00 zł
Mikołaj Piasta
Mikołaj Piasta , 7 lat

Dobra przyszłość zaczyna się już dziś! Pomóż!

Nie było i do tej pory nie jest łatwo pogodzić się z diagnozą. Gdybym tylko mogła cofnąć czas, zrobić cokolwiek, co sprawi, że Mikołaj urodzi się zdrowy, bez wahania zrobiłabym to. Wiem jednak, że taki cud sam się nie wydarzy, mimo to wierzę, że przyszłość mojego synka może być dobra, jeśli tylko zdecydujesz się nam pomóc... Mikołaj urodził się z obniżonym napięciem mięśniowym, dodatkowo zmaga się z autyzmem. Wierzę, że ze wszystkim jesteśmy w stanie sobie poradzić, jeśli tylko zechcesz nam pomóc... Mikołaj może stawić czoła autyzmowi, spróbować go przechytrzyć, jeśli tylko otwarte, dobre serca zdecydują się nas wesprzeć. To o tę pomoc proszę, pomoc, które może sprawić, że przyszłość Mikołaja będzie po prostu lepsza.   Dorota, mama Mikołaja

6 901 zł
Justyna Wachulak
Pilne!
Justyna Wachulak , 47 lat

Mama trójki dzieci walczy z CZERNIAKIEM❗️Potrzebna pilna pomoc❗️

Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie – w 2020 roku. Wtedy jeszcze nie zdawaliśmy sobie sprawy, że czeka nas tak trudna i wymagająca walka o życie ukochanej mamy. Najważniejsza kobieta w naszym życiu walczy z czerniakiem, a my zrobimy wszystko, żeby ją uratować. Prosimy o pomoc… W listopadzie 2020 roku mama wyczuła na z tyłu głowy pieprzyk, który w bardzo szybki tempie się powiększał. Krótka fryzura, którą wówczas nosiła, pozwoliła nam na szybką reakcję i skonsultowanie sprawy ze specjalistą. Nie minęło zbyt dużo czasu i mama była już umówiona na zabieg usunięcia zmiany. Jest pielęgniarką, uwielbia swoją pracę i jak nikt inny wie, jak cenne jest życie… Próbka natychmiast została wysłana do badań. Staraliśmy się być dobrej myśli, ale wyniki sprawiły, że nasz świat runął. Okazało się, że mama choruje na czerniaka… Konieczne było usunięcie również węzła chłonnego szyjnego, ponieważ choroba dała już przerzut! Mama poddała się też leczeniu uzupełniającemu — immunoterapii, które zostało zakończone w marcu 2022 roku. Niestety remisja nie trwała długo… Naszą radość przerwała informacja o zdiagnozowaniu kolejnej zmiany czerniakowej… Ponownie wdrożono immunoterapię, ale leczenie nie przyniosło zamierzonych efektów. Lekarze zadecydowali o rozpoczęciu radioterapii… Niestety choroba nie odpuszczała! W lutym tego roku mama rozpoczęła chemioterapię, która początkowo działała. Potwór odpuścił, ale niestety – nie na długo… Po krótkim czasie lekarz prowadzący przekazał nam najgorszą wiadomość w naszym życiu: w Polsce dla naszej mamy nie ma już leczenia… Musimy szukać ratunku za granicą! W Izraelu jest klinika, w której lekarze dają naszej mamie szansę na życie. Niestety koszty leczenia są ogromne… Nie jesteśmy w stanie zdobyć ich sami… Mama opiekuje się trójką dzieci, mną, moim młodszym bratem i siostrą. Od zawsze pomagała innym – teraz sama bardzo potrzebuje wsparcia… Jej największym marzeniem jest dożyć 18. urodzin mojej siostry, która dziś ma 15 lat… Wierzymy, że ma przed sobą jeszcze o wiele więcej czasu! Wierzymy, że wspólnie czeka nas jeszcze mnóstwo pięknych chwil… Nie możemy pozwolić, by choroba wygrała i odebrała nam ukochaną mamę! Bardzo prosimy o pomoc i wsparcie… Kwota, którą musimy uzbierać, jest poza naszym zasięgiem, ale zdrowie naszej mamy nie ma ceny… Prosimy, otwórzcie dla niej swoje serca! Z Wami nasza mama ma szansę wyzdrowieć! Dzieci Justyny ➡️ Instagram – walczymy dla Justyny 🩵 ➡️ Licytacje dla Justyny – razem wygrajmy życie 💪🏻 ➡️ Artykuł w TVN24 ➡️ Reportaż w Faktach TVN24  ➡️ Artykuł w TVN24 – Chorująca na czerniaka pani Justyna jedzie do Izraela🙏🏻

620 018,00 zł ( 80,84% )
Brakuje: 146 876,00 zł
Michał Czarnecki
Michał Czarnecki , 13 lat

Wyniszcza go jego własny organizm! Pomóż zakończyć dramat Michała!

Problemy ze zdrowiem naszego syna sprawiły, że długo baliśmy się myśli o posiadaniu drugiego dziecka. Niewyobrażalne cierpienie Michałka, bezsilność, chwiejna nadzieja, że w końcu odkryjemy, co mu dolega, i za każdym razem brutalne zderzenie z twardą ścianą – to fundamenty naszego rodzicielstwa. Dziś jedna, jedyna przeszkoda stoi na drodze do uratowania naszego syna – pieniądze! Z całego serca błagamy Was o pomoc! Michał nadzwyczajnie dużo chorował. Prawie każda infekcja szybko przeradzała się w zapalenie oskrzeli lub płuc. Później przychodziła kolejna choroba. I tak bez końca… Mimo tego synek przez pierwszy rok życia rozwijał się dobrze – padły pierwsze słowa i kroki, z których tak bardzo się cieszyliśmy. B.ył kontaktowy i dużo rozumiał. W listopadzie 2012 roku drugi raz w swoim krótkim życiu musiał być hospitalizowany ze względu na poważną infekcję. Wtedy nasz świat zaczął się rozsypywać. Synek zapominał i tracił umiejętności. Nie potrafił już wskazać paluszkiem, gdzie jest mama albo tata. Przestał naśladować dźwięki, mówić i jeść. Przeszedł ogromny regres! Stał się bardzo pobudzony i agresywny! Życie naszej rodziny zmieniło się w horror! Rozpoczęliśmy poszukiwania chytrego, podstępnego potwora, który przez wiele lat ukrywał się przed nami, przyjmując różne maski i oszukując najlepszych specjalistów! Który porwał naszego synka… Odwiedziliśmy wiele gabinetów lekarskich. Wykonaliśmy szereg różnorakich badań, w tym kompleksowe badania genetyczne i metaboliczne. Usłyszeliśmy kilka diagnoz, a każda z nich rozrywała nasze serca na strzępy. Najpierw u Michała stwierdzono encefalopatię, a następnie autyzm atypowy. Choć za każdym razem wkładaliśmy całe swoje siły, by pomóc synowi, żadna terapia i leczenie nie przynosiły efektów… Martwiliśmy się, tym bardziej że po każdym najmniejszym przeziębieniu funkcjonowanie synka bardzo się pogarszało. Nie poddawaliśmy się jednak, aż wreszcie, po pełnym panelu badań, stanęliśmy twarzą w twarz z niezwykle brutalnym przeciwnikiem.  Dzisiaj wiemy, że Michał ma zespół PANS – autoimmunologiczne zapalenie mózgu i rdzenia kręgowego. Naszemu dziecku wypowiedział wojnę jego własny organizm! Leczenie immunoglobulinami to ogromna i jedyna szansa, by wreszcie mógł żyć jak rówieśnicy. Niestety, w jego wypadku nie zostanie ono zrefundowane… Zdrowie naszego syna wyceniono na pół miliona złotych. Błagamy Was o pomoc! Jesteśmy normalną rodziną, nie mamy takich pieniędzy! Przez lata szukaliśmy właściwej diagnozy. Może gdyby udało się to wcześniej, Michał mógłby dziś chodzić do szkoły z innymi zdrowymi dziećmi! Prosimy, pomóżcie nam ułożyć ten ostatni element układanki… Monika i Darek, rodzice 👉🏼 Licytacje dla Michałka

120 455,00 zł ( 22,28% )
Brakuje: 420 024,00 zł
Emilia Bołdyzer
Emilia Bołdyzer , 10 lat

Moją córeczkę pochłania ciemność❗️Mamy jedną szansę, by to zatrzymać❗️

Pochłania ją ciemność. Każdego dnia coraz gorzej widzi mamę, tatę, rodzeństwo. Kontury otaczającego świata są mniej wyraźne, coraz trudniej dostrzec jego piękno… Emilka traci wzrok. Jeszcze kilka lat temu nie było szansy, by zatrzymać ten okrutny proces – dziś jest nadzieja. Jest nią terapia genowa.  Pierwsze objawy zaczęłam zauważać u córeczki, gdy miała 4 miesiące. Nie wodziła wzrokiem za zabawkami, za rodzeństwem. Wydawało mi się, że niektórych rzeczy nie widzi. Pierwszy okulista, do którego trafiliśmy stwierdził wadę wzroku i zalecił okulary. Niestety, pomimo noszonych okularów, wciąż miałam wrażenie, że Emilka nie na wszystko reaguje, a zapalone ostre światło ją drażni.  Jeździliśmy od specjalisty do specjalisty, by dowiedzieć się więcej. Emilka rosła, a jej wada się pogłębiała. W ciągu kilku lat poszukiwań lekarze stwierdzili u córeczki zwyrodnienie barwnikowe, oczopląs, krótkowzroczność, ale dopiero wykonane rok temu badania genetyczne odkryły prawdziwy powód. Okazało się, że Emilia choruje na wrodzoną ślepotę Lebera. Pamiętam ten dzień. Siedziałam na kanapie trzymając w ręku wyniki badań. Płakałam, próbowałam złapać oddech. Emilka widziała, że coś jest nie tak. Podeszła do mnie i zapytała, co się stało. Potem płakałyśmy już razem. Ślepota Lebera to rzadka choroba genetyczna. Przez mutację w jednym genie moja córeczka traci wzrok, bo jej organizm nie koduje białka, które jest niezbędne, by widzieć. Kiedyś dla takich dzieci jak Emilka nie było ratunku. Do końca życia żyły w mroku, nie będąc w stanie podziwiać tego, jak piękny jest świat.  Wszystko zmieniło się, gdy wprowadzono terapię genową – ogromną szansę dla mojej córeczki. Polega ona na podaniu kopii brakującego genu zwierającego instrukcję inicjująca produkcję białek. W konsekwencji organizm Emilki zacząłby je produkować, a tym samym zatrzymalibyśmy proces utraty wzroku.  Niestety, nie jest ona refundowana. Za leczenie musimy zapłacić sami. Im szybciej Emilka przyjmie terapię genową, tym lepiej. Rozpoczęliśmy więc najważniejszy wyścig z czasem. Emilka bardzo chce widzieć. Gdy dowiedziała się, że jest lek, który może jej pomóc, popłakała się bez szczęścia.  Z całego serca prosimy o pomoc. Dzięki wsparciu szanse na to, że nasza córeczka, która jest niesamowicie otwartą i odważną dziewczynką będzie mogła zobaczyć otaczający nas świat, zdecydowanie wzrosną.  Walczymy o cud i wierzymy w cud i w to, że nasza córeczka nie straci świata, nie utonie w ciemności na zawsze… Rodzice Emilki ➡️ Pomóż Emilce Bołdyzer nie stracić wzroku – grupa na Facebooku 🎥 Reportaż o Emilce w KURIER OPOLSKI

395 519,00 zł ( 23,48% )
Brakuje: 1 288 974,00 zł
Tomasz Szarłat
Tomasz Szarłat , 33 lata

Straciłem kończynę, ale nie chcę stracić cudownego czasu z bliskimi! Pomożesz?

Jedni marzą o wakacjach, ja o normalności. Gdy czasem myślę, że osoby w moim wieku prowadzą spokojne sielskie życie, zawsze coś we mnie pęka... Mam 33 lata, a już jestem po amputacji nogi. Moje życie zmieniło się w 2020 r. gdy zostałem zarażony gronkowcem podczas operacji. W tym czasie zachorowałem na sepsę oraz niewydolność nerek. Ratowanie moich nóg trwało aż 4 lata z przerwami. Lekarze robili, co mogli, niestety nie udało się uratować samej kończyny... Mimo poniesionej straty, lekarze na szczęście zagwarantowali życie! Ryzyko jego utraty było duże, ponieważ infekcja dochodziła już do kolejnej sepsy. Mógłbym już nie przeżyć, a jednak oddycham! Niestety męczę się każdego dnia z powodu utraty nogi. Nie wiem, ile wystarczy mi jeszcze sił... Razem z żoną i dziećmi przeżyliśmy już dużo cierpienia i jesteśmy tym po prostu wyczerpani. Chciałbym prosić Was o pomoc finansową, która pozwoli mi normalnie funkcjonować. Pragnę spokojnego życia. Dzięki odpowiedniej protezie będę mógł lepiej radzić sobie z chodzeniem. Twoje wsparcie pozwoli mi cieszyć się czasem z bliskimi tak, jak kiedyś. Nasza sytuacja jest bardzo trudna. Będę bardzo wdzięczny za każdą formę pomocy. Tomek

6 530 zł
Dariusz Pawluś
Pilne!
8 dni do końca
Dariusz Pawluś , 47 lat

Rak żołądka to trudny przeciwnik! Pomóż mi wygrać walkę o życie!

W sierpniu 2023r. wykryto u mnie nowotwór żołądka, przeszedłem chemię przedoperacyjną, słabo na nią reagując. W lutym lekarze zadecydowali o całkowitej resekcji żołądka, po operacji zastosowano  radioterapię i chemioterapię. Wydałoby się, że jest ok, czułem się dobrze, lecz na  kontrolnym TK pojawiła się wznowa. Lekarze zaproponowali mi terapię Nivolumabem. Ponieważ nie minęło pół roku od mojego ostatniego leczenia, terapia ta nie podlega pod refundacje NFZ i muszę opłacać ją sam. Na obecną chwilę przyjmuję Nivolumab co dwa tygodnie wraz z chemią, cena jednej dawki to 9182,78 zł. Pomimo przeciwności staram się w miarę „normalnie” żyć, uwielbiam spędzać czas z najbliższymi. Dzieci i żona są dla mnie motorem napędowym i nadają sens mojemu życiu. Choroba pokrzyżowała moje plany i marzenia, wywróciła życie do góry nogami i zmieniła priorytety. Nie poddaję się, mam nadzieję, że czeka mnie jeszcze wiele pięknych chwil. Po prostu mam dla kogo i po co żyć. Dariusz

21 549,00 zł ( 9,17% )
Brakuje: 213 345,00 zł
Gaja Starecka
Pilne!
Gaja Starecka , 2 latka

Straszna choroba odbiera nam córeczkę❗️Gaja walczy z zespołem Retta – POMÓŻ❗️

Jestem dorosłym facetem – nie powinienem się bać, ale od kilku dni umieram ze strachu, że nie zdążę na czas… 20 maja 2022 roku na świat przyszła Gaja. Piękna, zdrowa dziewczynka – nasz długo wyczekiwany skarb. Choć od 5 lat jesteśmy rodzicami Olka, Gaja wniosła do naszej rodziny jeszcze więcej miłości i radości. Nie wiedziałem, że można tak kochać… Nie mogłem uwierzyć w moje szczęście – czułem, że mam już wszystko.   Byliśmy pewni, że córeczka jest zdrowa. W takim przekonaniu żyliśmy 9 miesięcy… Z czasem zaczęliśmy zauważać, że Gaja nie rozwija się, tak jak powinna. Nie próbuje siadać, nie umie raczkować ani pełzać. Jej stan zaczęliśmy konsultować z lekarzami, ale wciąż słyszeliśmy to samo. Mówiono nam, by dać córeczce czas, uspokajano, że nic złego się nie dzieje. Dziś wiem, że już wtedy choroba pustoszyła jej malutki organizm… A my żyjąc w niewiedzy, nie mogliśmy jej pomóc…   Od kiedy pojawiły się problemy ruchowe, Gaja pozostawała pod opieką fizjoterapeutów. Wspieraliśmy jej rozwój, jak tylko potrafiliśmy. Ale nie działo się nic… Ćwiczenia niewiele zmieniły. Szukaliśmy więc dalej, co może być powodem tak dużych problemów. Niestety, przez kolejne miesiące odbijaliśmy się od drzwi lekarzy. Córeczka miała już rok i trzy miesiące, a wciąż nie potrafiła chodzić. Próbowała raczkować, ale bardzo niechętnie i nieumiejętnie. Zrozumiałem, że to niemożliwe, by bez powodu na tym etapie nie potrafiła jeszcze tak wielu rzeczy…   Neurolodzy nie widzieli w jej wynikach nic złego. Spotykaliśmy się z niezrozumieniem. Podejrzewaliśmy, że problem może leżeć głębiej. We wrześniu chcieliśmy zrobić badania genetyczne. Niestety, moja żona usłyszała, że powinna leczyć się psychiatrycznie. Zdaniem lekarza doszukiwała się na siłę choroby u zdrowego dziecka. Ale kto znał lepiej Gaję niż my – jej rodzice, niż jej mama? Wiedzieliśmy, że coś jest nie tak…   Pewnego dnia natrafiliśmy na zbiórkę Lenki – dziewczynki z zespołem Retta. Czytaliśmy opis z zapartym tchem – to było, jakbyśmy czytali własną historię. Z każdym słowem rozumieliśmy, że naszej córeczce może dolegać to samo…   W grudniu na własną rękę zrobiliśmy kosztowne badania genetyczne WES, które miały to albo potwierdzić, albo wykluczyć. Na wyniki czekaliśmy do zeszłego wtorku. Przez ten czas stan Gajuni drastycznie się pogorszył. Można powiedzieć, że utraciliśmy córkę.   Gaja nie reaguje już na imię, z trudem łapie kontakt wzrokowy, jej oczka bezwiednie uciekają, zezuje. Nie rozumie, gdy się do niej mówi, często nie zwraca na nas uwagi. Prawie nie raczkuje, niekontrolowanie macha rączkami. Traci wszystkie wypracowane umiejętności. Moja ukochana córeczka znika z dnia na dzień, a ja stoję obok i nie mogę nic zrobić…   Wyniki potwierdziły najgorsze przypuszczenia – u Gai stwierdzono zespół Retta. Gdy pomyślę o tym, jak wiele cennego czasu straciliśmy, pęka mi serce. Gdybyśmy szybciej posłuchali naszej intuicji i zrobili badania już we wrześniu, być może nie doszłoby do takiego regresu. Nie potrafię się z tym pogodzić… Po prostu nie umiem.   Zespół Retta to bardzo rzadka choroba genetyczna, trudna do zdiagnozowania. Dotyka wyłącznie dziewczynki, zamyka je w sobie, odbiera rodzicom. Chore dzieci choć często potrafiły już wypowiedzieć pierwsze słowa, nagle tracą zdolność mowy, choć próbowały chodzić, tracą wszelką sprawność fizyczną… Ich ciało musi walczyć z szeregiem problemów – kłopoty z oddychaniem, ataki padaczkowe, drgawki, choroby serca. Z pozornie zdrowych dziewczynek zostają uwięzione we własnym ciele…   Patrzę na Gaję i pęka mi serce. Moja mała córeczka, nasz promyczek, zawsze taki uśmiechnięty… Dziś nie wie, co się dzieje, jest bardzo zagubiona. Choroba postępuje drastycznie – to również potwierdzili lekarze. Gaja zaczęła mieć napady padaczkowe. To bardzo niebezpieczne, ponieważ niosą one ryzyko zmian w mózgu… Na ten moment możemy powstrzymać rozwój choroby tylko w jeden sposób – podając horrendalnie drogi lek dostępny wyłącznie w Stanach Zjednoczonych. Lek produkowany jest w formie syropu, a jego dawkę oblicza się na podstawie wagi dziecka. W ciągu dnia Gaja powinna przyjąć 50 ml syropu, co kosztuje 1050 dolarów. Jeden dzień leczenia naszej córeczki będzie kosztować około 4200 zł. Jeden dzień…   A takich dni będzie znacznie więcej. Jeśli podamy Gai pierwszą dawkę, nie możemy pominąć już żadnej dawki. Od tego momentu Gaja po prostu NIE MOŻE przerwać leczenia. Musi przyjmować lek aż do momentu przyjęcia terapii genowej, która obecnie jest w bardzo zaawansowanym stadium badań.   Obecnie lekarze pracujący nad terapią podają już testowo lek dziewczynkom w Stanach Zjednoczonych. Wyselekcjonowany gen dostarczany do płynu mózgowo-rdzeniowego za pośrednictwem odpowiedniego wirusa zastępuje ten wadliwy, co całkowicie zatrzymuje postęp zespołu Retta. Wyniki są bardzo obiecujące! Terapia genowa jest ogromną nadzieją dla nas wszystkich…   Nie wiemy, jednak kiedy zostanie zarejestrowana. Do tego czasu musimy utrzymać Gaję w jak najlepszej formie. A to oznacza podawanie niewyobrażalnie drogiego leku, który co miesiąc będę musiał przywozić ze Stanów Zjednoczonych i równoczesne stosowanie wszelkich dostępnych form terapii wspomagającej, jak fizjoterapia, ukierunkowana rehabilitacja, zajęcia z neurologopedą. Do tego dochodzą regularne wizyty u wielu różnych specjalistów z zakresu neurologii, kardiologii czy gastrologii, bo zespół Retta powoduje spustoszenie w całym organizmie. Choroba rozwija się niezwykle szybko i podstępnie, a my jesteśmy świadomi, że Gajeczka musi przyjąć pierwszą dawkę leku w trybie natychmiastowym. Roczny koszt leczenia oscyluje w granicy 380 tys. dolarów! A koszt ten będzie rósł wraz z jej wagą. Przewidujemy, że leczenie może potrwać nawet 3 lata… Nigdy nie będę w stanie zgromadzić tak wielkiej sumy pieniędzy… Są to kwoty zwyczajnie nieosiągalne. Ale mimo wszystko, my nie tracimy nadziei, że uda się zgromadzić te środki, bo przecież walczymy o największą ze wszystkich wartości – życie naszego dziecka.   Nasze serca zawsze były otwarte na innych. Mamy nadzieję, że dziś, gdy sami znaleźliśmy w tak trudniej sytuacji, możemy liczyć na Wasze wsparcie…   Ja – tata chorej Gai, jej mama i starszy braciszek prosimy z całego serca o pomoc. Jeśli chcesz nas wesprzeć, ale zastanawiasz się, czy Twoja wpłata cokolwiek zmieni – zapewniam, że tak. Będziemy wdzięczni za każdą złotówkę. Proszę, opowiedz moją historię komuś bliskiemu, udostępnij zbiórkę w internecie, tak by dowiedziało się o niej jak najwięcej osób. Chciałbym usłyszeć, że to wszystko nieprawda. Chciałbym, by Gajunia była zdrowa, a diagnoza lekarzy to wielka pomyłka… Chciałbym po prostu się obudzić, a to wszystko, żeby okazało się koszmarem. Proszę, pomóż mi zawalczyć o moją córkę…  Adam – tata Gai, Julia – mama i Olek – starszy brat ➡️ Śledź losy Gai na Facebooku! ➡️ Zbiórkę Gai możesz także wspierać poprzez LICYTACJE! ✍🏻 dziendobry.tvn.pl - Mała Gaja walczy z zespołem Retta. Rodzice apelują o pomoc. "Nie mamy czasu" ✍🏻 WP parenting - "Ma syndrom "milczącego aniołka". Lekarz wysyłał mamę do psychiatry" ✍🏻 Fakt.pl - Podstępna choroba zamienia Gaję w "milczącego anioła". "A ja stoję obok i nie mogę nic zrobić…" ✍🏻 Onet - Gaja jest "milczącym aniołem". Potrzebuje kosztownej terapii. Ty też możesz pomóc! 🎥 Fakt: Materiał wideo na temat Gai 🎥 Dzień leczenia Gai kosztuje prawie 5 tys. zł. "Drżymy, czy uda nam się tę terapię kontynuować" 🎥 Dwuletnia Gaja cierpi na zespół Retta. Dzienna dawka syropu, który trzyma ją przy życiu, kosztuje 5000 złotych! ➡️ Gaja walczy z Zespołem Retta - TV Republika ➡️ Dzień Dobry TVN – "Milczące aniołki". Bez leczenia mała Gaja przestanie chodzić i mówić. Rodzice proszą o pomoc ➡️ Choroba, która zmienia dziewczynki w milczące anioły. Rzeczywistość dzieci chorych na zespół Retta – reportaż TVN  

1 773 040,00 zł ( 23,8% )
Brakuje: 5 673 768,00 zł
Mikołaj Specht
Pilne!
Mikołaj Specht , 48 lat

Pilne❗️Pomóż w walce ze złośliwym nowotworem❗️

Moja walka z chorobą rozpoczęła się na przełomie czerwca i lipca tego roku. Właśnie wtedy zacząłem zauważać u siebie wiele niepokojących symptomów. Natychmiast udałem się do lekarza, ale nie spodziewałem się, że wyjdę od niego z tak tragiczną diagnozą... Bardzo proszę o pomoc! Trafiłem na SOR, a z niego natychmiast na oddział szpitalny, ze względu na znaczną utratę mowy, problemy z koncentracją, pamięcią… Już wtedy lekarze przekazali mi informację, że w mojej głowie znajduje się guz… Operację chcieli przeprowadzić natychmiast, ale ze względu na utrzymujący się w organizmie stan zapalny, przełożyli ją na miesiąc później. Mój świat w ciągu kilku godzin wywrócił się do góry nogami! Poznałem diagnozę – glejak złośliwy lewego płata czołowego, nowotwór… Dziś jestem już po operacji usunięcia guza. Udało się go pozbyć aż w 95%. Niestety statystycznie od momentu poznania tej tragicznej diagnozy, mam tylko rok życia… Mam też wspaniałą rodzinę – żonę i dwójkę synków – 9-letniego Janka i 12-letniego Stefana. Muszę walczyć, bo mam dla kogo! Rozpocząłem już chemioradioterapię. Na szczęście dzięki operacji i leczeniu udało się odzyskać mowę, jestem też w stanie funkcjonować samodzielnie. Niestety nasza sytuacja jest bardzo trudna... Potrzebuję pomocy w zdobyciu środków na niezbędne leczenie i walkę z nowotworem! Przed diagnozą uwielbiałem spędzać aktywnie czas z moją rodziną. Moją pasją jest bieganie w górach, uwielbiam też uczestniczyć w zainteresowaniach moich dorastających synów. Chciałbym jak najdłużej obserwować ich rozwój… Dzieciaki wiedzą, że jestem po operacji. Było im bardzo przykro, że nie mogliśmy spędzić wspólnie wakacji. Mam jednak nadzieję, że czeka nas jeszcze wiele wspólnych chwil... Żeby było to możliwe, potrzebuję Twojej pomocy. Proszę, każda złotówka jest dla mnie niezwykle cenna. Mikołaj

147 070,00 zł ( 9,22% )
Brakuje: 1 446 386,00 zł