Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marta Dubiel
Pilne!
Marta Dubiel , 40 lat

Wymarzone wakacje zmieniły się w KOSZMAR❗️Ratuj naszą MAMĘ❗️

W piątek Marta wyruszyła na wakacje swojego życia. Jeszcze w sobotni poranek przesyłała nam wszystkim pozdrowienia z Kusadasi w Turcji, nie wiedząc, że już za kilka godzin jej świat zmieni się w koszmar… Około południa, przechodząc przez pasy, Marta została potrącona przez rozpędzone auto. Według raportu samochód jechał z prędkością 80 km/h, a siła uderzenia była tak ogromna, że konieczna była natychmiastowa operacja mózgu, trwająca 6 godzin! Chociaż lekarzom udało się przeprowadzić zabieg, obrażenia były bardzo poważne… Marta obecnie walczy o życie na oddziale intensywnej terapii w tureckim szpitalu. Jej stan jest ciężki – mózg jest poważnie uszkodzony, a życie podtrzymuje respirator. Konieczna będzie też kolejna operacja mózgu w klinice... Koszty dotychczasowego leczenia udało się pokryć z ubezpieczenia biura podróży, ale niestety kolejne wydatki rosną lawinowo. Lekarze zalecają przewiezienie Marty do specjalistycznego szpitala, lecz koszt transportu medycznego wynosi aż 30 tysięcy euro! A to dopiero początek. Marzymy o tym, by zabrać Martę do Polski, gdzie mogłaby kontynuować leczenie i rehabilitację, ale koszty transportu i leczenia w kraju to nawet 200 tysięcy złotych! Partner Marty, który towarzyszy jej w tej dramatycznej walce, jest na miejscu, jednak brak środków na dalszą pomoc stał się ogromnym wyzwaniem. W Polsce na Martę czeka trójka kochających ją dzieci i zrozpaczona rodzina. Wszyscy wierzymy, że Marta wróci do zdrowia – jest silną kobietą, pełną miłości do swoich bliskich. Błagamy o Waszą pomoc. Każda złotówka ma ogromne znaczenie. Każdy gest wsparcia przybliża nas do celu – sprowadzenia Marty do domu, gdzie będzie mogła podjąć walkę o zdrowie i życie. Czeka ją długa, kosztowna rehabilitacja, ale wiemy, że z Waszą pomocą możemy sprawić, że Marta wróci do swoich dzieci, do swojej rodziny. Pomóżcie nam przywrócić nadzieję. Rodzina i bliscy ➡️ Licytacje dla Marty MEDIA O WYPADKU: ➡️ Interwencja POLSAT ➡️ wp.pl ➡️ onet.pl ➡️ FAKT ➡️ gostynska.pl ➡️ Leszno24.pl ➡️ Gostyn24.pl ➡️ Halo Gostyn

339 957,00 zł ( 43,03% )
Brakuje: 449 937,00 zł
Nikodem Witczak
Nikodem Witczak , 8 lat

Co jeśli Nikoś przestanie oddychać, a jego serce się zatrzyma? Proszę, RATUJ!

Wizja sparaliżowanego Nikosia wypełnia każdą z naszych myśli. Choroba postępuje, a my nie mamy środków, by ją zatrzymać. Walka trwa. Proszę, pomóż nam zawalczyć o zdrowie synka! Nikoś urodził się z dystrofią mięśniową Duchenne'a. Niebezpieczną, genetyczną chorobą, która dzień po dniu odbiera jego sprawność. Przebieg choroby jest szybki i bezlitosny. Odbiera siłę każdego z mięśni, doprowadzając do najgorszych scenariuszy. Nikoś ma zaledwie kilka lat, a choroba poczyniła tak wiele postępów. Zazwyczaj, gdy wyobrażamy sobie mięśnie, myślimy o rękach, nogach, czy brzuchu. Zapominamy o tym, czego nie widać. Dystrofia chce odebrać Nikosiowi sprawność wszystkich mięśni, a więc i serca. Niestety, jej działania zaczynają być skuteczne. Choroba zaburza funkcjonowanie zastawki, uszkadzając jego serduszko. Na domiar złego, Nikoś ma również problemy z oddychaniem. Dystrofia zaczyna odbierać mu podstawowe funkcje życiowe. Wszystko dzieje się na naszych przerażonych oczach. Nie możemy doprowadzić do sytuacji, w której nasz ukochany synek zostanie przykuty do wózka inwalidzkiego, a jego oddech będzie podtrzymywał respirator. Choroba została wykryta późno i straciliśmy już bardzo dużo czasu.  Walczymy każdego dnia. Robimy wszystko, co możemy, by wydłużyć mu życie i sprawić, żeby był szczęśliwy. Przed nami bardzo kosztowne rehabilitacje, leki, wizyty w szpitalach i liczne konsultacje. Szukamy rozwiązań w różnych krajach, zbierając coraz więcej informacji. Każda z nich może uratować przyszłość naszego synka. Liczymy na rozwój medycyny i nowe leki. Prosimy o pomoc, by Nikoś mógł cieszyć się życiem jak najdłużej... Dziękujemy za każde wsparcie, Rodzice Nikosia

26 661 zł
Gabrysia Tkaczyk
Gabrysia Tkaczyk , 3 latka

Gabrysia nie chodzi samodzielnie ani nie mówi – trwa walka z rzadką chorobą genetyczną❗️

Tak jak wszyscy rodzice marzyliśmy, by nasze dziecko przyszło na świat zdrowe, a poród przebiegł w pełni bezpiecznie. Niestety, historia naszej Iskierki zaczęła się od trudnych narodzin. Ze względu na nieprawidłowe ułożenie oraz dwukrotne owinięcie szyi pępowiną, konieczne okazało się przeprowadzenie cesarskiego cięcia... Lekarze szybko zauważyli u Gabrysi nieregularny kształt główki i bardzo niskie napięcie mięśniowe. Od 3. miesiąca życia została objęta intensywną rehabilitacją.  Początkowo córeczka nie wodziła wzrokiem za przedmiotami, a specjaliści podejrzewali, że może być niewidoma… Na szczęście to podejrzenie się nie potwierdziło.  Niestety, pomimo rehabilitacji kamienie milowe w rozwoju Gabrysi wciąż przychodziły z dużym opóźnieniem – usiadła dopiero gdy miała prawie roczek. Mówiono nam, że nie mamy powodów do obaw, że z córeczką jest wszystko w porządku... My jednak czuliśmy, że dzieje się z nią coś złego, że coś jest nie tak, dlatego zdecydowaliśmy się na wykonanie badań genetycznych. Na ich wyniki czekaliśmy przez osiem długich miesięcy. Osiem długich miesięcy wypełnionych narastającym lękiem o naszą Kruszynkę. Wyniki badań nie pozostawiły nam złudzeń. U Gabrysi wykryto rzadką chorobę genetyczną: zespół Phelana i McDermita. Objawia się on m.in. opóźnionym rozwojem psychoruchowym oraz mowy. Z jednej strony w momencie diagnozy byliśmy pewni obaw co do zmagań z tym nieznanym nam wcześniej przeciwnikiem – z drugiej zaś poczuliśmy ogromną ulgę, że zespół nie stanowi śmiertelnego zagrożenia dla naszego dziecka. Dodatkowo od tego momentu wiedzieliśmy, jak możemy pomóc Gabrysi.  Córeczka znajduje się obecnie pod opieką wielu różnych specjalistów: rehabilitantów, genetyka, neurologa, psychologa i logopedy. Nasza ciężka praca przynosi kolejne efekty! Gabrysia zaczęła sprawnie chodzić przy meblach, dodatkowo pionizuje się i jest w stanie ustać na nóżkach samodzielnie nawet przez 2-3 minuty! Niestety, w wieku 3 lat nadal nie chodzi samodzielnie ani nie mówi.  Wierzymy, że z Waszą pomocą uda się nam wywalczyć dla Gabrysi lepsze jutro. Kluczowa pozostaje opieka specjalistów, intensywna rehabilitacja oraz regularna kontynuacja badań, by jak najszybciej wykryć jakiekolwiek choroby współistniejące. Prosimy, wyciągnijcie do Gabrysi pomocną dłoń! To właśnie teraz, gdy jest jeszcze maleńką dziewczynką, możemy wypracować najwięcej! Wierzymy, że dobro wysłane w świat zawsze wraca – i to z podwójną mocą! Rodzice Gabrysi

5 911 zł
Alex Nawrot - Ayaba
Pilne!
Alex Nawrot - Ayaba , 5 lat

Alex okrutnie doświadczony przez los... Pomóż uratować jego przyszłość!

Jego przyjściu na świat towarzyszył głośny krzyk. Niestety, dźwięk wydany przez moje dziecko został całkowicie zagłuszony, moją rozpaczą. To, co zobaczyłam po jego przyjściu na świat było dla mnie potwornym szokiem. W najgorszych koszmarach nie mogłam sobie wyobrazić, że mój synek będzie się zmagał z taką chorobą. Najgorsze było to, że w czasie ciąży wielokrotnie słyszałam, że wszystko jest w porządku, że moje dziecko jest zdrowe.  Nie tak wyobrażałam sobie nasze pierwsze spotkanie. Wyczekane szczęście na chwilę zamieniło się w koszmar. Kiedy zobaczyłam, że każda kończyna mojego dziecka została dotknięta chorobą, nie mogłam w to uwierzyć. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jak będzie wyglądało jego życie, jak poradzi sobie z najprostszymi czynnościami. Trudno sobie wyobrazić samodzielność w obliczu takiej tragedii… Alex jest wyjątkowy. Wszystkie jego kończyny mają braki, są zbyt krótkie lub nieprawidłowo zbudowane, każda z nich dotknięta została dotąd niezbadaną chorobą. Właściwie, mój synek ma tylko jedną nóżkę, ale nawet ona jest w złym stanie - brak w niej kości strzałkowej, stopa trójpalczasta rośnie odwrotnie, a kolano jest w ciągłym przykurczu. To wymaga jak najszybszej pomocy lekarzy, bo tak skomplikowana wada może wpłynąć na dalszy rozwój choćby kręgosłupa, a wtedy nawet proces rośnięcia stanie się dla mojego synka niebezpieczny…  Wbrew moim myślom, Alex rozwija się niesamowicie. Jego postępy robią wrażenie nie tylko na najbliższej rodzinie, ale też rehabilitantach, którzy wspierają nas niemalże od samego początku. Mój synek nie widzi ograniczeń, widzi możliwości, obserwuje starszego brata i próbuje naśladować. Niestety, stanięcie na własnych nóżkach jest poza jego zasięgiem, a czworakowanie możliwe tylko przy oparciu na łokciach. Jakiś czas temu Alex wziął do ręki kubeczek i ku zdziwieniu wszystkich sprawnie go utrzymał! Te maleńkie kroki są dla mnie dowodem siły tego maluszka.  Patrząc na Alexa czuję dumę, ale też rosnący strach… Wiem, że to, co jest w jego zasięgu teraz, wkrótce okaże się niewystarczające… Choroba postawi przed nim kolejne bariery, a m skończą się możliwości samodzielnego wsparcia. By ratować Alexa potrzebuję wsparcia najlepszych specjalistów - takich, którzy oferują realną pomoc, a nie tylko amputację. Od lekarzy z  Paley European Institute dowiedziałam się, że Alex ma szansę na stabilizację. Dostałam to, czego potrzebowałam najbardziej - nadzieję! Na to, że życie mojego dziecka nie zostanie całkowicie zdominowane przez chorobę i cierpienie.  Przede mną, przed całą naszą rodziną ogromne wyzwanie - uzbieranie ogromnej kwoty na leczenie synka. Przeraża mnie to, jakiej kwoty potrzebujemy. Przeraża mnie wizja operacji. Wiem jednak, że te myśli muszę od siebie odsunąć, teraz muszę skupić na działaniu. I właśnie dlatego, muszę was prosić o pomoc w zbieraniu środków na operację Alexa! Każde wsparcie to dla nas iskierka nadziei na sprawność.  Wiem, że proszę o wiele, ale zdaję sobie sprawę, że potrzeby Alexa będą coraz większe - rehabilitacja, sprzęt, protezy, operacje, konsultacje. Ta lista zdaje się nie mieć końca… Dla mnie operacja Alexa będzie jak dotknięcie gwiazdki z nieba - czy zna ktoś lepsze uczucie niż to, że dziecko nie będzie cierpieć, że dostanie od życia nową szansę?  Nasza historia będzie pełna wzlotów i upadków. Sięgnęliśmy dna i nigdy nie chcę tam wrócić. Dzięki Wam możemy znaleźć się na powierzchni i walczyć ze wszystkich sił o dziecko doświadczone chorobą w najbardziej bolesny sposób. Ja wiem, że moc twojego dobra to dla nas szansa, która się nie powtórzy - właśnie dlatego proszę z całego serca o pomoc! Dla siebie, dla Alexa, dla całej naszej rodziny! ➡️ #GoAlex aukcje dla Alex Nawrot-Ayaba ➡️ Wyjątkowy Alex Nawrot-Ayaba   ➡️ @wyjatkowy_goalex Media o trudnej walce z chorobą Alexa:  Przeszła dwa badania prenatalne. Nikt nie zauważył wad dziecka Wspólnie uratujmy nóżkę Alexa  Uratujmy nóżkę Alexa! Mały Alex urodził się z niewykształconymi kończynami. Chłopiec potrzebuje prawie 400 tys. złotych na leczenie Mały Alex z podpoznańskiego Zalasewa potrzebuje skomplikowanych operacji nóżek i rączek

167 522,00 zł ( 37,02% )
Brakuje: 284 908,00 zł
Sofia Kolomytsewa
Pilne!
5 dni do końca
Sofia Kolomytsewa , 6 lat

DRAMAT – LECZENIE OSTATNIEJ SZANSY❗️Druga wznowa – RAK powrócił!

Druga wznowa!!! RAK powrócił, nie wierzę, że piszę te słowa, ale wczoraj podczas badań kontrolnych okazało się, że w małym ciele Sofii rośnie 3 cm guz, który zabija moją córeczkę… Lekarze mówią, że szansy na wyzdrowienie są, ale nie duże, ponieważ, to już 2 nawrot... Minęły 2 lata po ciężkim leczeniu, po tym horrorze… Sofijka dopiero zaczynała żyć i cieszyć się życiem. Moje serce jest złamane, chcę krzyczeć do całego świata, błagać o pomoc!!! Życie naszej córeczki znów zależy od pieniędzy, bez których nie będzie leczona, a guz nie zatrzyma się i zabierze ją nam na zawsze… Jesteśmy w Turcji, córeczka już zaczęła pierwszy cykl chemioterapii. Szpital wystawił rachunek na ponad 220 000 USD. Zaplanowane są 12 kursów chemioterapii raz radioterapia, leczenie planowane jest na rok. Załączam też nowe zdjęcia córeczki. Lekarze nie dają nam duża szans, ponieważ to już 2 wznowa, leczenie ostatniej szansy!! Miesiąc temu Sofiyka zaczęła gorzej radzić sobie na rehabilitacji, a tydzień temu zaczęła się źle czuć, nie miała sił, nie miała apetytu, leżała i oglądała bajki. Przestała chodzić i poruszać nogami. Każdej nocy budziła się z płaczem i krzykiem z bólu. Moje Serce czuło, że coś się dzieje z córeczką. Minęły 2 lata od zakończenia leczenia onkologicznego i co 3 miesiące Sofiyka przechodziła kontrolę onkologiczną. Wszystko było w porządku, aż do teraz... Przyjechaliśmy do Turcji do lekarza na badania i do końca wierzyliśmy w dobre wieści. Jednak tym razem ich nie dostaliśmy...lekarz poinformował nas, że RAK POWRÓCIŁ... Badania wykazały 3-centymetrowy guz z tyłu szyi, nad płucami Stałam i nie mogłam uwierzyć w to...kolejny raz spadamy w przepaść, w mroczną i przerażającą, pełną cierpienia i łez ...otchłań choroby nowotworowej... Kuracje ciężkimi lekami, zimne mury szpitala, korytarze i sale szpitalne w których z każdego zakątka wychyla się przerażenie, bezsilność, w których oddycha się powietrzem gęstym od ilości cierpienia i wylanych łez. To horror, który już przeżywaliśmy i który nasza mała dziewczynka, nasze jedyne dziecko musi przechodzić po raz kolejny... Dlaczego? Po co? Za co to spotyka naszą niewinną córeczkę? To pytania, na które nie znamy odpowiedzi, pytania, które rozrywają nasze serca na strzępy,  paraliżują ciało i umysł, obezwładniają. Kolejny raz musimy mieć siłę, musimy wstać, podnieść się z kolan i ratować naszą jedyną córeczkę. Lekarz powiedział, że jest szansa i musimy zrobić wszystko, aby ją wykorzystać... Dlatego nie możemy wracać już do domu, musieliśmy zostać w klinice i jak najszybciej rozpocząć leczenie, bo guz rośnie i zabija naszą jedyną córkę... Nie mamy nic, nie mamy czasu, nie mamy funduszy na opłacenie leczenia... Wszystko, co mieliśmy, zostało wykorzystane na rehabilitację Sofii. Tak bardzo wierzyliśmy w to, że rehabilitacja przyczyni się do sprawności naszej córeczki, że Sofia zacznie chodzić samodzielnie. Teraz wszystkie plany i marzenia runęły, odeszły w bliżej nieznaną przyszłość... Kolejny raz, stajemy do ciężkiej walki z bardzo trudnym przeciwnikiem jakim jest rak... Potrzebujemy Waszej pomocy, potrzebujemy pomocnej dłoni, potrzebujemy wsparcia i słów otuchy. Każda mama mnie zrozumie, teraz w moim sercu jest przepaść, ale muszę i będę silna dla mojej Sofijki, nie chcę, żeby widziała moje łzy i pytała, co się stało. Jak powiedzieć 6-letniemu dziecku, że aby ŻYĆ, musi ponownie, po raz 3 przejść przez to piekło?! Prosimy, dajcie szansę naszej Sofijce, bo zależy ona tylko i wyłącznie od tego czy pomożecie nam zebrać te ogromne pieniądze. Od tego ile osób o cudownych sercach stanie z nami w szeregu do tej walki... Sami jesteśmy bezsilni, a z Wami wszystko jest możliwe. Rodzice

829 201,00 zł ( 88,57% )
Brakuje: 106 969,00 zł
Marcelina Macura
Pilne!
Marcelina Macura , 2 latka

RAK zabiera ją z naszych ramion❗️Prosimy, uratuj Marcelinkę - dramatyczna walka trwa!

Marcysia w sierpniu skończyła 12 miesięcy, a już musi toczyć walkę ze śmiertelnie niebezpiecznie przeciwnikiem - nowotworem złośliwym! Rak zaatakował oczy maleństwa - trwa nie tylko walka o ocalenie wzroku, ale też życia i zdrowia! Nowotwór zajął prawe oczko, którym Marcysia już nie widzi. Rozprzestrzenia się też w oczku lewym. Trwa rozpaczliwa walka! Dzięki wsparciu tysięcy osób o dobrych sercach, których wzruszył los tej malutkiej, ciężko chorej dziewczynki, Marcysia trafiła do szpitala w Nowym Jorku. Tam dzieci z najcięższymi postaciami siatkówczaka leczy doktor Abramson, światowy specjalista, zajmujący się tym rodzajem nowotworu. Niestety nowotwór to trudny przeciwnik, leczenie zapowiada się na bardzo długie i pochłania ogromne koszty. Ta zbiórka to droga odsłona walki z rakiem - prosimy Was o pomoc! Po raz kolejny potrzebujemy zrywu dobrych serc, by ratować Marcysię! Rodzice Marcysi: Jesteśmy w szpitalu w Nowym Jorku, miejscu, w którym - głęboko w to wierzymy - uda się wyleczyć naszą córeczkę. Jesteśmy u najlepszego lekarza, lepszego już nie ma i czekamy na dzień, w którym usłyszymy, że guzy obumarły... Kurczowo trzymamy się nadziei, że nasza księżniczka wygra tę walkę i będzie mogła spokojnie żyć... Chociaż ona, bo my, rodzice, już nigdy. Zawsze będziemy już żyć w strachu przed rakiem. Kilka tygodni temu zostawiliśmy wszystko, całe dotychczasowe życie i przylecieliśmy tutaj, by ratować naszą córeczkę. Gdy Marcysia przyszła na świat, w najgorszych koszmarach nie sądziliśmy, że za chwilę zaatakuje ją nowotwór, a my, umierający ze strachu, znajdziemy się na oddziale onkologii, w dodatku na drugim końcu świata... Nic nie zapowiadało tragedii, aż do pierwszych wspólnych rodzinnych wakacji... W ciemnej łazience w oczku córeczki zauważyliśmy jasny odblask. Kilka lat temu wspieraliśmy na Siepomaga chorą dziewczynkę, cierpiała na siatkówczaka - rzadki nowotwór złośliwy oczu... Pierwszym objawem tej choroby był właśnie taki odblask. Ogarnęła nas panika, że nasza córeczka też choruje na raka. Jak się okazało, mieliśmy rację. To nasza determinacja i poczucie, że coś jest nie tak, doprowadziła do tego, że udało się postawić diagnozę. Niektórzy lekarze uważali, że jesteśmy nadwrażliwi. 1 sierpnia, usłyszeliśmy to, czego tak bardzo się baliśmy. Marcelinka choruje na siatkówczaka, nowotwór złośliwy, postać genetyczną obuoczną. Guz w prawym oczku córeczki zajął 1/3 oczka, doszło do odwarstwienia siatkówki, Marcysia przestała widzieć. W lewym znaleziono kolejne guzy. Świat runął w posadach.  Wiedzieliśmy, że zrobimy wszystko, by uratować naszą jedyną córeczkę. Kiedy pojawiło się światło nadziei na leczenie w USA, poruszyliśmy niebo i ziemię, by Marcysia mogła skorzystać z tej szansy. Dziękujemy wszystkim, dzięki którym stało się to możliwe. W USA małe życie Marcysi nie jest zatruwane chemią ogólną, ale dostanie chemię dotętniczą bezpośrednio do chorych oczek, mają też wieloletnie doświadczenia w leczeniu najcięższych przypadków siatkówczaka. Dziś wiemy już, że Marcela ma szanse na wyleczenie. Aby tak się stało, potrzebujemy Waszej pomocy! Córeczka dostała dwie chemie ogólne w Polsce i dwie chemie dotętnicze w USA. W lewym oku guzy są mniejsze i trzy z nich zareagowały bardzo dobrze, stad decyzja doktora Abramsona, że chemii więcej tam nie zastosują, a spróbuje wyniszczyć je laserami. Prawe oko niestety jest w gorszym stanie, były lasery i druga chemia, przed nami jeszcze trzecia i być może czwarta chemia oraz wiele innych zabiegów wyniszczających nowotwór. Generuje to kolejne ogromne koszty.  Niestety środków z pierwszej zbiórki nie wystarczy na leczenie Marcysi. Koszta nas przerosły... Ledwo przylecieliśmy, a z subkonta Marceliny na leczenie wydaliśmy już prawie 900 tysięcy złotych, nie licząc kosztów pobocznych. To dopiero początek, a gdzie jeszcze pozostałe długoletnie leczenie, rehabilitacja, przeloty do USA... Same kontrole, na które będziemy musieli przylatywać, generują ogromne koszty, a Marcysia będzie musiała być pod opieką doktora Abramsona do 7. roku życia! Niestety potwór, który zagościł w oczach Marceli, jest nieprzewidywalny i może wrócić. Jesteśmy załamani tymi kosztami, ale wiemy, że nie mamy wyjścia. Cieszymy się ogromnie, że są cudowne osoby, które postanowiły stanąć do walki razem z nami. Jeżeli możemy prosić Was kolejny raz o pomoc, wesprzyjcie nasza Marcelkę. Jest taka malutka, a tak musi cierpieć... Chcemy tylko tego, by wyzdrowiała. By zniknął strach, że rak zabierze Marcelince wzrok, a co najgorsze, że zabierze ją nam raz na zawsze... Prosimy o Waszą pomoc. ➡️ Marcysi możesz pomóc też przez udział w LICYTACJACH - klik!

486 275,00 zł ( 91,41% )
Brakuje: 45 640,00 zł
Ezoza Ruzinazarowa
Pilne!
Ezoza Ruzinazarowa , 6 lat

Na tę chorobę umarł już jej braciszek... Nie pozwól, by ją spotkało to samo❗️

15 sierpnia 2008 roku urodził się nasz długo wyczekiwany, pierworodny syn, o którym marzyliśmy przez całe życie! Wszystko było dobrze, aż nagle po chwili zaczął znikać w naszych oczach… Trafiliśmy do szpitala, próbowaliśmy go ratować, ale niestety się nie udało… Wracamy teraz do tych dramatycznych chwil, bo najprawdopodobniej nasza córeczka mierzy się z tą samą chorobą, na którą wówczas cierpiał nasz synek! Błagamy o ratunek, nie możemy stracić drugiego dziecka… Nasza córeczka Ezoza urodziła się 20 stycznia 2018 roku. Byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. W naszych sercach wciąż była pustka po utracie ukochanego synka, ale staraliśmy się cieszyć się z narodzin Ezozy i wierzyć, że nasz dzielny chłopiec jest teraz w lepszym miejscu… Nasza radość trwała jednak tylko przez rok. W maju 2019 roku na ciele Ezozy pojawiły się czerwone plamy, a my przerażeni natychmiast zabraliśmy ją do szpitala. Badania wykazały, że nasza córeczka cierpi na chorobę krwi! Niezwłocznie rozpoczęto leczenie, które trwało do grudnia i niestety nie przyniosło zamierzonych rezultatów… Przez rok lekarze nie postawili konkretnej diagnozy – stało się to dopiero w 2020 roku. Usłyszeliśmy, że nasza córeczka choruje na niedokrwistość aplastyczną! Świat runął… Rozpoczęliśmy leczenie i mieliśmy nadzieję, że teraz, znając diagnozę, uda nam się wyrwać córkę z objęć śmierci. Ezoza co 15-20 dni miała przeprowadzaną transfuzję krwi, osocza i płytek krwi – bez tego nie mogłaby żyć… Przeszliśmy długą drogę od 2019 do 2024 roku. Nie było nam łatwo, ale dzielnie walczyliśmy o każdy wspólny dzień. Niedawno wykonaliśmy kontrolne badania, licząc, że wydarzy się cud. Niestety… Okazało się, że wyniki są jeszcze gorsze, choroba postępuje i jest tylko jedna, jedyna szansa, by uratować nasze dziecko – przeszczep szpiku! Nie mamy takich pieniędzy, które pozwoliłyby na pokrycie operacji. Jesteśmy zdruzgotani! Śmierć ponownie zagościła w naszym domu i chce odebrać nam drugie dziecko! Cały czas się modlimy, by to był tylko koszmarny sen…  Od pięciu lat leczymy nasze dziecko i przez ten czas wydaliśmy wszystkie pieniądze, jakie mieliśmy! Sprzedaliśmy już wszystko, co się dało! Kochani, sami nie damy rady, dlatego musimy błagać o pomoc! Jesteśmy już w Turcji, gdzie nasza córeczka mogłaby przejść operację przeszczepu szpiku. Musimy zdobyć te ogromne pieniądze w ciągu miesiąca! Nie wiemy, co robić, więc pukamy do wszystkich drzwi, mając nadzieję, że któreś z nich się otworzą... Dobrzy ludzie, krzyczymy, błagamy o pomoc w ratowaniu naszej córki! Jesteśmy rodzicami, którzy już raz przeżyli żałobę po stracie dziecka – połowa naszych serc jest rozdarta na kawałki. Błagamy, nie pozwólcie nam przeżyć tego ponownie… Bez Waszej pomocy naszą córeczkę czeka śmierć! Zdruzgotani rodzice

17 271,00 zł ( 6% )
Brakuje: 270 389,00 zł
Amelia Banaszek
Amelia Banaszek , 4 latka

Pomóż, by serce Amelki dalej biło❗️Droga operacja jedyną nadzieją❗️

Każda przyszła mama, marzy tylko o tym, żeby ciąża przebiegła bez problemów i żeby jej dziecko urodziło się zdrowe. Dlatego, gdy po badaniach usłyszałam, że córeczka ma złożoną wadę serca, byłam załamana… Tak bardzo bałam się o Amelkę, a ten strach nie mija do dziś. Przychodzę prosić Was o pomoc. Córeczka potrzebuje drogiej, skomplikowanej operacji serca w USA, a nas nie stać na jej opłacenie… Zaraz po urodzeniu Amelka otrzymała specjalny lek, który utrzymywał ją przy życiu do czasu pierwszego zabiegu. Lekarze z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie zdecydowali o wprowadzeniu stentu. Podczas operacji byłam przerażona, a każda kolejna minuta oczekiwania ciągnęła się w nieskończoność… Na szczęście zabieg się powiódł, ale ten sam strach miałam poczuć jeszcze wiele razy, podczas kolejnych zabiegów i operacji… Gdy Amelka miała 11 miesięcy, odbyła się operacja na otwartym serduszku, która miała uratować życie córki. Metoda Glena prowadzi jednak do utworzenia serca jednokomorowego, które nie pozwala na długie i normalne życie… Byliśmy z mężem przerażeni, ponieważ w Polsce zaproponowano nam tylko takie rozwiązanie…  Zaczęliśmy więc intensywnie szukać miejsca na świecie, które pomoże Amelce. Okazało się, że klinika w Bostonie jest w stanie uratować obie komory serca. Córeczka przeszła kwalifikacje, a my byliśmy przeszczęśliwi! W tej przerażającej sytuacji pojawiła się w końcu nadzieja!  Nasze szczęście nie trwało długo. Gdy otrzymaliśmy kosztorys operacji, załamaliśmy się... Wiedzieliśmy, że istnieje ratunek dla naszej córeczki, a my nie jesteśmy w stanie za niego zapłacić. To okropne uczucie… Po wielu miesiącach smutku i łez w końcu przyszły pozytywne informacje – udało się uzyskać refundację pierwszego etapu leczenia w Bostonie! Na początku maja Amelka przeszła długą i skomplikowaną operację. Strach o życiu Amelki powrócił… Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem! Lekarz wykonał plastykę zastawki mitralnej i umieścił kolejny stent, aby lewa komora mogła urosnąć do odpowiednich rozmiarów. Dzięki temu przy kolejnej operacji będzie można wykonać pełną rekonstrukcję dwukomorową.  Niestety po operacji pojawiły się powikłania. M.in. chłonkotok, czyli poważne problemy z płucami. Z tego powodu Amelia otrzymuje dietę niskotłuszczową, a do niedawna była karmiona wyłącznie dożylnie. Pojawiły się też wymioty… Nasza biedna 4-latka musi znosić okropne rzeczy…  Ale ona jest w tym wszystkim taka dzielna! Czasami wydaje nam się, że jest silniejsza od nas. Często mówi „mamo, nie płacz”, „tato, będzie dobrze”. Serca pękają nam wtedy na tysiące kawałków. Ta mała istotka potrafi nas pocieszać w momencie, gdy sama tak cierpi…  Amelka nie miała łatwego życia. Zaczęła chodzić, dopiero gdy miała 3 latka. Bardzo szybko się męczy, jest rehabilitowana kilka razy w tygodniu, codziennie przyjmuje niezliczoną ilość leków, bardzo często ma infekcje, które osłabiają jej serce. Jako rodzice boimy się i modlimy o każdy dzień jej życia, aby było jej lepiej, aby dać jej normalne, szczęśliwe dzieciństwo. Amelka ma młodszą siostrę Zuzię, która towarzyszy jej przy każdej wizycie u lekarza, podczas każdego pobytu w szpitalu. Dzielnie wspiera siostrę, a nam radują się serca, widząc ich siostrzaną miłość. Nasza księżniczka ma wiele zainteresowań, kocha zwierzęta, a najbardziej konie, psy i koty. Uwielbia motoryzację, a gdy tata nie zabierze jej na przejażdżkę motorem, jest obrażona. Spędza dużo czasu z siostrą w piaskownicy, a gdy przychodzi wieczorny czas kąpieli, to obie bawią się w najlepsze i cały świat dla nich nie istnieje. Amelka jest radosną dziewczynką, która cieszy się z najmniejszych rzeczy. Aby rekonstrukcja serca została ukończona, potrzebny jest drugi etap operacji, który został wyceniony na ponad 2 miliony. Błagamy Was, ludzi dobrej woli o pomoc, o wpłaty, o udostępnienie zbiórki. Bez Was nie uda się nam uratować córki! A jako rodzice, nie możemy pozwolić, aby Amelce stało się coś złego, a Zuzia straciła swoją ukochaną siostrę! Pomocy! Rodzice ➡️ Licytacje na Facebooku ➡️ Strona na Facebooku - SerceAmelki ➡️ Dobry klik  

331 652,00 zł ( 14,94% )
Brakuje: 1 887 692,00 zł
Wiktorek Franczak
Pilne!
7 dni do końca
Wiktorek Franczak , 22 miesiące

PILNE❗️Czy mamy odwiedzać kolejny grób...? 16 milionów za życie Wiktorka - URATUJ NASZEGO SYNKA!

Kilka miesięcy temu skończył się nasz świat… 11 października dowiedzieliśmy się, że Wiktorek - nasz malutki synek - cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne’a, ciężką chorobę genetyczną. Jest to choroba, która stopniowo atakuje mięśnie dziecka, począwszy od szkieletowych, po serce i płuca, co czyni ją śmiertelną. Pacjenci dożywają średnio 20. roku życia… Wiemy już, że w naszej rodzinie były już 3 przypadki takiej choroby i każda z nich kończyła się śmiercią. Jesteśmy przerażeni  i szukamy pomocy, gdzie się da, bo inaczej będziemy patrzeć, jak nasz synek umiera… Mama Wiktorka: Jestem najmłodsza z rodziny. Bracia byli ode mnie kilkanaście lat starsi. Byłam dzieckiem, gdy zmarli. Najlepiej pamiętam Adama… Odkąd pamiętam, poruszał się na wózku inwalidzkim. To było 30 lat temu. Wtedy nie wiedziano, co im dolega. Lekarze uznali, że to zanik mięśni… Mam jeszcze dwie siostry i brata, mają już dzieci, wszyscy jesteśmy zdrowi. Razem z mężem również bardzo chcieliśmy mieć dziecko. Dwie kreski na teście ciążowym były spełnieniem naszych marzeń o rodzinie… Potem okazało się, że będziemy mieć synka. Chciałam tylko jednego - tego, że był zdrowy. Przez całe życie myślałam, że moja rodzina naznaczona jest piętnem SMA. Z nadzieją obserwowałam więc rozwój medycyny, która wprowadziła rozwiązania, by leczyć tę chorobę - terapię genową, badania przesiewowe… Dzień, w którym otrzymaliśmy wynik badań, że synek nie ma SMA, był dla nas najpiękniejszy na świecie. Myśleliśmy, że nie czyha na niego już żadne niebezpieczeństwo. Tata Wiktorka: Gdy urodził się synek, oszaleliśmy na jego punkcie. Przez 5 miesięcy cieszyliśmy się zdrowym dzieckiem… Synkowi w pewnym momencie zaczęły dokuczać kolki. Pediatra na wszelki wypadek wysłał nas do szpitala. Tam Wiktorkowi zrobiono szereg badań, w tym zmierzono poziom CK - kinezy kreatynowej. Wyszedł ponad 300 razy wyższy, niż miałoby to miejsce w przypadku zdrowego dziecka… To był szok… Lekarze zapytali nas, czy w rodzinie były jakieś choroby mięśni. Kiedy usłyszeliśmy to pytanie, zmroziło nas ze strachu… Gdy lekarze dowiedzieli się o zmarłych braciach żony, skierowano synka na dodatkowe badania. Mama Wiktorka: Czekaliśmy na wynik badania genetycznego jak na ścięcie. Nic jednak nie wykazało, a w naszych sercach pojawiła się nadzieja, że to Wiktor jest jednak zdrowy… Lekarze zdecydowali o kolejnym badaniu genetycznym, robionym inną metodą. Tym razem odpowiedź była jednoznaczna i brutalna. 11 października dowiedzieliśmy się, że Wiktorek cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne’a. Na tę chorobę zapewne cierpieli też moi bracia - niestety ciężko dotrzeć do jakiejkolwiek dokumentacji medycznej sprzed 30-40 lat… Mięśnie naszego synka słabną i umierają. Dystrofia mięśniowa Duchenne'a jest rzadką chorobą, atakuje jednego na trzech tysięcy chłopców. Gdyby Wiktorek urodził się dziewczynką, byłby zdrowy… Niestety przegrał w genetycznej loterii. Choroba prowadzi do osłabienia i powolnego rozpadu mięśni, najpierw tych odpowiedzialnych za poruszanie, potem za przełykanie i oddychanie, następnie prowadząc do śmierci. Chłopiec trafia na wózek inwalidzki, a potem pod respirator… Moi bracia w chwili śmierci byli nastolatkami. Jeśli nic nie zrobimy, taki los czeka również Wiktorka. Za kilkanaście lat pochowamy z mężem własne dziecko. Tata Wiktorka: Wiktorek, póki co, rozwija się prawidłowo. Patrząc na niego, można zapomnieć, że jest śmiertelnie chory. Choroba jednak jest z nim cały czas… Informacja o diagnozie była dla nas pierwszym szokiem, drugim na pewno będą pierwsze objawy tej choroby - kiedy Wiktorek zacznie się potykać i mieć problemy z chodzeniem… Dystrofia mięśniowa Duchenne’a kiedyś była nieuleczalna, zostało tylko powolne umieranie. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że medycyna rozwinęła się na tyle, że pojawiło się światełko w tunelu. W zeszłym roku w USA zatwierdzono terapię genową, by leczyć małych pacjentów w DMD! Terapia dostarcza kopię genu, który produkuję mikrodystrofinę, co daje szansę na zatrzymanie lub na znacznie spowolnienie rozwoju choroby. Warunek jest jeden - pacjenci muszą mieć mniej niż 5 lat i być w dobrym stanie. Niestety, terapia jest najdroższą na świecie - kosztuje blisko 16 milionów złotych. Tyle musimy zebrać, by ratować synka! Sami nigdy nie damy rady zebrać takich pieniędzy. Kwota jest niewyobrażalna… Jeśli jednak nic nie zrobimy, naszego synka czeka powolne umieranie. Odejdzie w męczarniach, podłączony do respiratora… My nie prosimy, lecz błagamy o pomoc. Terapia powinna być podana jak najszybciej, zanim choroba zabierze Wiktorkowi kolejne umiejętności. Pomóżcie nam uratować życie naszego synka. ➡️ Wiktorkowi możesz pomóc też przez LICYTACJE - Waleczny Wiktorek Walczy z DMD -  KLIK! ➡️ Wiktorek ponad DMD - śledź walkę Wiktorka na Facebooku ➡️ Wiktorek ponad DMD - bądź z Wiktorkiem na Tik Toku ➡️ Wiktorek walczy ze śmiertelną chorobą. Chłopiec potrzebuje 16 milionów złotych na terapię - Życie Pabianic

733 437,00 zł ( 4,59% )
Brakuje: 15 224 010,00 zł