Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Darek Drzazga
Darek Drzazga , 51 lat

Stwardnienie rozsiane odebrało mu sprawność... Prosimy o pomoc dla Darka!

Pan Darek to 50-letni mężczyzna, który ze względu na swój stan zdrowia zmuszony jest spędzać dni w swoim łóżku, nie mogąc się samemu podnieść. Od trzech lat choruje na stwardnienie rozsiane, które pozbawiło go sprawności… Bardzo proszę o wsparcie dla tego potrzebującego mężczyzny! Ojciec pana Darka ma już 81 lat. Nie jest w stanie pomóc synowi. Pan Darek jest osobą leżącą. Nie potrafi sam jeść, potrzebuje całodobowej pomocy. Niestety nie ma środków na to, żeby korzystać z rehabilitacji… Nie posiada też łóżka rehabilitacyjnego. Takie łóżko pomogłoby z pewnością w codziennej opiece nad panem Darkiem i podniosło jego komfort życia. Obecnie 24 godziny na dobę leży, trudno go nawet pionizować. Koszt łóżka rehabilitacyjnego to jednak około 5 tysięcy złotych… Bardzo chciałabym też, żeby pan Darek mógł pojechać na turnus rehabilitacyjny. Wierzę, że otworzycie swoje serca dla osoby w potrzebie. Jako opiekunka bardzo chciałabym ulżyć mojemu podopiecznemu w cierpieniu. Tylko z Waszą pomocą będzie to możliwe! Wiem, że dobro wraca! Z góry dziękuję za każdą wpłatę. Józefa

3 345 zł
Jan Kowalewicz
Jan Kowalewicz , 5 lat

Zamknięty w świecie autyzmu... Pomóż Jasiowi!

Nic tak nie boli matki, jak choroba własnego dziecka. Tym bardziej, kiedy nie wiesz, jak możesz mu pomóc, bo ciągle odbijasz się od drzwi, gdy tej pomocy szukasz… Nasz synek Jasiu ma zaledwie 4 latka, a w październiku 2022 roku zdiagnozowano go pod kątem autyzmu. Pomimo wielu trudności zrobimy wszystko, by zapewnić mu dobre i spokojne życie.  Tak naprawdę od samego początku zauważaliśmy, że synek nie rozwija się prawidłowo. Bardzo późno zaczął chodzić, nie mówił, na każdym kroku potrzebował pomocy drugiej osoby. Oczywiście wiele razy konsultowaliśmy to z pediatrą, jednak za każdym razem słyszeliśmy, żeby dać mu jeszcze czas i nie martwić się na zapas… Nie zamierzaliśmy jednak tego tak zostawić. Czuliśmy, że dzieje się coś niedobrego, a my nie możemy czekać tak bezczynnie. Kolejne wizyty i konsultacje z innym lekarzem potwierdziły nasze przypuszczenia. U Jasia stwierdzono całościowe zaburzenie rozwoju, czyli autyzm.  Pomimo że od wielu miesięcy podejrzewaliśmy, że coś mu dolega, diagnoza totalnie nas przybiła. Choć Jasiu ma 4 latka nie mówi, nie jest samodzielny, dlatego bardzo trudno nam znaleźć dla niego odpowiednie przedszkole. Cały czas szukamy pomocy i staramy się zapewnić Jasiowi wszystko, to czego najbardziej potrzebuje. Niestety czujemy, że każdy z kim konsultujemy objawy synka, mówi nam co innego i poleca co innego. Sami działamy tak naprawdę po omacku. Wiemy jednak, że Jasiu musi uczęszczać na regularną rehabilitację, zajęcia z logopedą i terapię sensoryczną.  Niestety leczenie, wizyty i konsultacje lekarskie, zajęcia i rehabilitacje pochłaniają wiele pieniędzy, których coraz częściej nam brakuje. Wiemy, że przed nami jeszcze długa droga, dlatego już dzisiaj prosimy Was o pomoc! Każde wsparcie, przekazana złotówka i słowa wsparcia znaczą dla nas wiele! Katarzyna i Marcin, rodzice Jasia

3 345 zł
Karolina Szkiłądź
11 dni do końca
Karolina Szkiłądź , 18 lat

Karolina potrzebuje naszej pomocy, by móc godnie żyć!

Jesteśmy rodzicami Karoliny, która od wieku niemowlęcego cierpi. Choroby od zawsze próbują zawładnąć całym jej życiem, zamknąć ją w swoim świecie i już nigdy nam nie oddać. Walczymy o każdy, nawet najmniejszy postęp...  Nasza córka ma epilepsję lekooporną (padaczkę). W dodatku autyzm i niepełnosprawność w stopniu znacznym. Karolina ma już 17 lat, a nadal potrzebuje stałej opieki. Zawsze ktoś musi przy niej być...  Konieczna w jej życiu jest również rehabilitacji, by w miarę dobrze funkcjonować. Karolcia odczuwa ogromne skutki wielu napadów padaczkowych. Ma opóźnienie mowy i musi przyjmować codziennie cztery rodzaje leków, które mają je wyregulować i nad nimi zapanować. Cały czas walczymy by nasza córka mogła dobrze funkcjonować. By jej codzienność była chociaż trochę lepsza, łatwiejsza. Prosimy o pomoc, o każde wsparcie! Rodzice Karoliny *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

3 344,00 zł ( 13,09% )
Brakuje: 22 188,00 zł
Aneta Tomaszewska
Aneta Tomaszewska , 38 lat

Mama piątki dzieci walczy z okrutną chorobą❗️Pomagamy Anecie❗️

Choroba Buergera prowadzi do zapalenia tętnic i żył obwodowych, dalej do martwicy tkanek i amputacji kończyn. Tak właśnie stało się w moim przypadku. Operacje i zabiegi oczyszczenia żył niestety nie przyniosły efektu i dokładnie 8 maja 2023 roku doszło do amputacji. Wtedy życie naszej rodziny wywróciło się do góry nogami.  Mam 36 lat. Mieszkam z mężem, pięciorgiem dzieci oraz niepełnosprawną teściową, która wymaga stałej opieki z uwagi na jej stan zdrowia. Przez moją chorobę to mąż musi opiekować się domem i dziećmi, co rozbija moje serce na milion kawałków... Schorzenie sprawia, że każdego dnia odczuwam ogromny ból i spadek jakości życia. Jestem pod opieką chirurga naczyniowego, kardiologa, psychologa i psychiatry. Podjęte badanie kardiologiczne wykazało nieprawidłowości i wskazania do dalszej diagnostyki. A nawet wszczepienia bajpasów. Obecnie czekam również na orzeczenie o niepełnosprawności, by móc rozpocząć rehabilitację. Oprócz tego regularnie przyjmuję choćby leki na rozrzedzenie krwi, ale to nie hamuje choroby tak, jakbym chciała. Codziennie boję się o przyszłość. O to, czy choroba całkowicie nie odbierze mi sprawności. Gdyby nie wsparcie rodziny, nie wiem, jak dalibyśmy sobie radę. Codzienność jest dla nas pełna wyzwań. Chcę wspierać moją rodzinę i być dla niej oparciem. Szansą na to jest kontynuowanie rehabilitacji, leczenia i zakup protezy. Niestety, przez trudną sytuację nie jesteśmy w stanie pokryć tak wielu kosztów… Dlatego zwracam się do Was, ludzi dobrego serca, o pomoc.  Każde, najmniejsze wsparcie to dla mnie wielki krok w walce o powrót do zdrowia. Pomóż mi znów być dla mojej rodziny oparciem, jakiego potrzebują. Aneta

3 342 zł
Marcelinka Król
10 dni do końca
Marcelinka Król , 6 lat

Codzienne ataki padaczki... Proszę, pomóż Marcelince!

Moja mała córeczka tak bardzo cierpi… Każdego dnia musi mierzyć się ze strasznym przeciwnikiem – padaczką! Z całego serca proszę Cię o pomoc dla mojej Marcelinki! Problemy córki zaczęły się, gdy miała półtora roczku. Nagle, podczas zabawy, upadła i straciła przytomność. To było przerażające! Nie było z nią żadnego kontaktu… Gdy się ocknęła, krzyczała ciągle „mamo!”. Myślałam, że pęknie mi serce! Rozpoczęła się walka o to, żeby ataki ustały. Niestety pomimo stosowania różnych leków, dalej dochodzi do nich bardzo często… Nawet kilka razy dziennie! Ostatnio córka dostała nowe leki i liczę, że przyniosą one zmianę. Choroba spowodowała opóźnienie rozwoju mojej kochanej dziewczynki. Marcelinka ma stwierdzoną niepełnosprawność intelektualną w stopniu lekkim. Chodzi obecnie do przedszkola, ale czeka ją dużo pracy, żeby poradzić sobie w szkole. Korzystamy z pomocy wielu specjalistów: neurologa, psychologa, logopedy, pedagoga, okulisty. Niedługo czeka nas konsultacja z genetykiem. Moja siostra również cierpi na padaczkę, więc z pewnością jest to w naszej rodzinie dziedziczne.  Marcelinka to grzeczna dziewczynka, która dzielnie walczy z chorobą i o swój rozwój. Uczęszcza na zajęcia ze wspomagania rozwoju. Potrzebuje też rehabilitacji. To wszystko w połączeniu z kosztami leków daje naprawdę ogromną kwotę… Dlatego z całego serca proszę Was o pomoc! Życie mojej córeczki nie jest łatwe, ale dzięki Wam może być trochę lepiej! Z góry dziękuję za każdą wpłatę. Dagmara, mama

3 341 zł
Oliwia Tymińska
Oliwia Tymińska , 26 lat

Choć nigdy nie będzie zdrowa, nie przestanę o nią walczyć❗️Pomocy 🚨

Nasza córeczka urodziła się ze skrajnym niedotlenieniem. Po przyjściu na świat dostała jedynie 1 punkt w skali Apgar. Byliśmy załamani, ale miłość, którą obdarzyliśmy ją od pierwszych chwil, dała nam siłę i energię do walki o ukochane dziecko. Lista diagnoz Oliwii jest bardzo długa… Córeczka cierpi na spastyczne czterokończynowe mózgowe porażenie dziecięce, niepełnosprawność umysłową, dysfazję i afazję, skoliozę nerwowo-mięśniową, padaczkę, deformację stóp i wzmożone napięcie mięśni kończyn. Nasza codzienność jest bardzo trudna… Oliwia nie chodzi, nie siedzi, nie mówi, trzeba ją karmić, przewijać, nosić. Jest całkowicie zależna od pomocy drugiej osoby. Nie ma z nią żadnego kontaktu… Córeczka ma po kilkanaście ataków padaczki dziennie. Po 20. roku życia pogorszyła się również deformacja kręgosłupa. Opieka nad dorosłą córką jest jeszcze trudniejsza, bo Oliwia jest większa i cięższa… Poza intensywną rehabilitacją musimy jej zapewniać również leczenie farmakologiczne – przeciwpadaczkowe. Wszystko, co niezbędne do jej jak najlepszego funkcjonowania, generuje bardzo wysokie koszty… Dotychczas dawaliśmy sami radę, jednak nasz budżet jest niewystarczający, aby pokryć wszystkie niezbędne wydatki... Musimy zwrócić się z prośbą o pomoc! Już nigdy nie uda nam się sprawić, że Oliwia będzie samodzielna, sprawna, zdrowa… Możemy jedynie robić wszystko, by jej funkcjonowanie nie było aż tak trudne. Bardzo prosimy o pomoc! Mama Oliwii ➡️ Pomoc dla Oliwi

3 340,00 zł ( 26,16% )
Brakuje: 9 426,00 zł
Adam Fil
Adam Fil , 36 lat

Adam otarł się o śmierć! Jego żona i dzieci bardzo go potrzebują i proszą o Twój dobry gest !

Prawie umarłem. Nagle, z dnia na dzień choroba odebrała mi całą moją sprawność i zdrowie. Nie tylko ja ucierpiałem, bo moja rodzina także. Żona została z mężem, który dziś potrzebuje całodobowej opieki oraz trójką dzieci, potrzebujących obojga rodziców.  Mam na imię Adam. Chciałbym opowiedzieć Ci moją historię, w nadziei, że zatrzymasz się przy niej, chociaż na chwilę… Jestem mężem Anety, wspaniałej kobiety, będącej dla mnie kimś więcej niż tylko żoną. Mamy trójkę cudownych dzieci, Jessicę, Gabriela i Maksymiliana, które są naszym największym darem od losu.   Przed moją chorobą żyliśmy sobie spokojnie. Byłem aktywny zawodowo i zarabiałem wystarczająco, aby niczego nam nie zabrakło. Rodzina jest dla mnie niezwykle ważna. Tak jak i pomaganie ludziom, na co zawsze starałem się znaleźć czas. Już od dziecka kierowałem się zasadą, że dobro wraca i zgodnie z tą doktryną postępowałem przez całe moje życie. Dzisiaj z sentymentem wspominam, jak będąc małym, robiłem pogrzeb każdemu znalezionemu martwemu zwierzęciu. Przecież każdemu, nie tylko człowiekowi, należy się pomoc i szacunek.  Sierpień 2021 r. przyniósł zmiany, których żniwo zbieram do dzisiaj. Razem z rodziną pojechaliśmy pod namiot. Gdy wróciliśmy do domu nic nie zapowiadało tragedii… Nagle zacząłem źle się czuć - pojawił się okropny ból głowy i 40 stopni gorączki, której nie mogłem zbić przez dwa dni. Okazało się, że był to COVID. Ratownicy medyczni, którzy przyjechali do mnie do domu stwierdzili, że wprawdzie dzieje się coś z lewym płucem, ale pomóc nie mogą… Dwa dni później było już dużo gorzej. Karetka ponownie przyjechała, ale za późno! Nie mogłem oddychać, utrzymać równowagi ani się wysłowić! Natychmiast, na sygnale zostałem zabrany do szpitala i podpięty pod tlen. To było straszne! Duża maska tlenowa oraz ogromne ciśnienie sprawiały, że panikowałem – zrywałem maskę, wymiotowałem i wielokrotnie krztusiłem się własnymi wymiocinami. Do dziś pamiętam moje przerażenie, że zaraz mogę się udusić...  Bardzo szybko lekarze podjęli decyzję, że należy wprowadzić mnie w stan śpiączki farmakologicznej i podłączyć pod respirator. Miałem wrażenie, że to już koniec mojego życia! Jak przez mgłę pamiętam, gdy przed uśpieniem żegnałem się z rodziną i kazałem pożegnać inne bliskie mi osoby. Perspektywa, że już nigdy mogę ich nie zobaczyć była straszna, załamująca, odbierająca ostatnie resztki nadziei... Nawet nie potrafię wyobrazić sobie, co w tamtym czasie odczuwała moja żona i dzieci. Na pewno pojawiały się myśli, że już na zawsze straci męża, a nasze pociechy ojca.  Przeżyłem. Dałem radę. Przez kilka tygodni leżałem w śpiączce, ale słyszałem wszystko, co działo się wokół mnie! Nigdy nie zapomnę, gdy lekarze stojąc obok, rozważali czy odłączyć mnie od respiratora. Chciałem wtedy zerwać się z łóżka i krzyczeć: „Nie! Stop! Nie róbcie tego! Ja chcę żyć!”. Nie potrafiłem się uwolnić z tej okropnej śpiączki, która uśpiła moje ciało, ale nie świadomość! Nagle ja, dorosły mężczyzna, stałem się całkowicie bezwolny i bezbronny… Zostałem wybudzony ze śpiączki. Nie jestem w stanie opisać co wtedy czułem. Z jednej strony radość, że żyję, mam jeszcze szansę i w końcu zobaczę moją Anetę i dzieci. Z drugiej ogromną złość, bo przecież zabrano mi dotychczasowe życie, które zawsze tak bardzo doceniałem. Nie mogłem mówić ani oddychać, maszyna sterowała każdym moim oddechem! Posiłki i płyny przyjmowałem tylko przez dziurkę w nosie! Poruszyć się też nie mogłem, każdy fragment mojego ciała nagle odmówił mi posłuszeństwa!  Przeżyłem piekło, koszmar z najgorszych możliwych. Ten horror niestety ciągle trwa, nie tylko dla mnie, ale także dla mojej rodziny. Oni pewnie jeszcze bardziej to przeżywają, bo okazuje się, że nie potrafią mi pomóc!  Tak jak pisałem, żniwo mojej choroby okazało się wyjątkowo okrutne. Przeszedłem udar niedokrwienny mózgu, wylew krwi do mózgu, sepsę, zakażenie paciorkowcem, śmierć kliniczną. Moja wątroba, nerki i śledziona przestały prawidłowo pracować, a w płucach pojawiły się dziury! Trzy razy zaatakowała mnie też COVID. Ile człowiek może jeszcze znieść? Tak bardzo chciałbym powiedzieć, że to koniec i jestem już zdrowy. Tak jednak nie jest…  Może myślisz, że sam nic nie zdziałasz, ale ja bardzo proszę o Twoją pomoc. Każda złotówka jest dla mnie niezwykle ważna, ponieważ umożliwi mi podjęcie intensywnej rehabilitacji! Pragnę wrócić do pełnej sprawności i samodzielności. Nadal chcę być stabilnym oparciem dla mojej żony, która teraz sama musi zajmować się trójką naszych dzieci. One potrzebują ojca, który będzie się nimi opiekował, a nie odwrotnie.  Zawsze lubiłem pomagać i robiłem to bezinteresowanie. Dzisiaj to ja potrzebuję Waszej pomocy. Proszę, podaruj mnie i mojej rodzinie nadzieję. Adam

3 339,00 zł ( 1,56% )
Brakuje: 209 427,00 zł
Krzysztof Sienkiewicz
Krzysztof Sienkiewicz , 32 lata

Odwróćmy skutki tragicznego wypadku! Pomóż mi znów stanąć na nogi!

Wakacje trzy lata temu. Dzień jak co dzień. Dwa dni po swoich 27. urodzinach Krzysiek skacze do Rzeki Ełk. Na główkę. Ten skok wywrócił jego życie do góry nogami. Po wypadku walczył o życie, teraz walczy o zdrowie. I zapowiada, że w tej walce nie zamierza złożyć broni. "Od razu po skoku, jeszcze pod wodą, wiedziałem, że coś jest nie tak. Nie wiedziałem, co się stało, nie poczułem bólu, myślałem, że uderzyłem w bobra. Nie miałem żadnych obrażeń zewnętrznych, żadnego zadrapania. Z wody wyciągnął mnie kolega. Jak już się obudziłem w szpitalu, to lekarze mówili do mnie, że na 99 proc. zostanę warzywem. Jednak od początku wiedziałem i miałem pewność, że tak nie będzie. Zabolało mnie, że takie słowa padły w obecności mojej rodziny. Moi bliscy przeżywali prawdziwy horror. Gdy po operacji leżałem w śpiączce, dwa razy przeżyłem zatrzymanie akcji serca. Złapało mnie również zapalenie płuc. Lekarze powiedzieli moim bliskim, że nie przeżyję... Wygrałem walkę o życie, ale nie zachowałem jednak zdrowia. Poważny uraz kręgosłupa sparaliżował mnie i przykuł do łóżka. Nie zamierzam się poddać. Nie godzę się z takim losem. Już w szpitalu wyznaczyłem sobie cel – powrót do zdrowia – i zmobilizowałem do walki wszystkie siły! Zauważyłem po jakimś czasie, że zaczynam ruszać dłonią. Z czasem wychodziło to coraz lepiej i lepiej. Najbardziej pomogła mi silna wola. Mocny charakter odziedziczyłem po ojcu. Tata nie odstępuje mnie na krok i dba o mnie 24/h. Przygotowuje posiłki i pomaga we wszelkich czynnościach dnia codziennego, od karmienia po zabiegi higieniczne. Również bardzo sobie cenię pomoc znajomych i sąsiadów. Wierzę, że dobro wraca, dlatego sam również staram się pomagać innym. To kolejna cecha, jaką odziedziczyłem po ojcu – jeszcze przed wypadkiem często pomagałem sąsiadowi. Teraz sam potrzebuję pomocy. Na ten moment kluczowa jest rehabilitacja i pomoc specjalistów. Nieustannie pracuję nad nogami i staram się je wprawiać w ruch. Mam plan, którym jest powrót do sprawności. Jestem przekonany, że dzięki systematycznej pracy i nieustannej wizualizacji siebie w zdrowiej formie, prędzej czy później odzyskam pełnię władzy w nogach. Na razie jestem pionizowany na maszynie w pokoju. Pomimo tego, że większość dnia jestem unieruchomiony, nie mam czasu na nudę. Czas płynie mi szybko, głównie dzięki rehabilitacji. Nie mogę doczekać się kolejnej sesji, bo wiem, że każda przybliża mnie do wyznaczonego celu. Jedyne, na co mógłbym się poskarżyć to fakt, że nie można przyśpieszyć czasu. Do rehabilitacji podchodzę jak do obowiązku i chciałbym po prostu wypełniać owe obowiązki częściej i szybciej. Czuję, że jestem na dobrej drodze i myślę, że dam radę. Niektóre mięśnie nóg działają – czuję je, ale tak jakby były zabetonowane. Rehabilitacja kosztuje, a jej wydatki cały czas rosną. Środki, jakimi dysponuje moja rodzina, nie wystarczają na zapewnienie płynności procesu odzyskiwania zdrowia. Każda złotówka pomoże mi stanąć na nogi!" Krzysiek

3 338 zł
Marta Kusz
Marta Kusz , 14 lat

Siostra bliźniaczka jest w niebie! Zawalcz z nami o codzienność Marty!

Silne zapalenie przełyku zmusiło lekarzy do operacji antyrefluksowej i założenia PEG-a mojej córeczce. Przez komplikacje (ostry nieżyt jelitowy i ostrą infekcję dróg oddechowych) Martusia niemiłosiernie cierpiała i chudła w oczach. Doszło do pierwszego ataku padaczki… Za każdym razem mogłyśmy liczyć na Waszą pomoc – wsparcie wspaniałych, uczynnych ludzi. Znów musimy o nią prosić. Martusia wymaga dalszego leczenia. Tak bardzo chcę zapewnić jej spokojną codzienność… Z Tobą będzie o niebo łatwiej! Poznaj historię Marty: Ciąża bliźniacza, w którą udało mi się zajść, oznaczała podwójne wyzwanie, ale i podwójne szczęście. Niestety już po pierwszej wizycie u lekarza dowiedziałam się, że jedna z córeczek w wyniku zbierającego się płynu owodniowego nie doczeka terminu porodu i umrze. Chciałam wierzyć, że mimo utraty jednego dziecka, druga córeczka będzie zdrowa. Każdy dzień dłużej pod serduszkiem mamy był ważny. Bo to każdy dzień więcej dla dzielnej i silniejszej córeczki. W 29 tygodniu ciąży życie Julki się zakończyło. Jej ciało przestało się rozwijać. Wywołanie przedwczesnego porodu groziło utratą drugiej córeczki, której organizm nie zdążył się w pełni rozwinąć. Rozwijanie nowego życia Marty tuż obok martwego ciała Julki mogło wpłynąć na prawidłowy rozwój dziewczynki. Chciałam wierzyć, mimo że utraty nienarodzonego dziecka nic nie zwróci – druga córeczka będzie zdrowa. Ta myśl pozwalała mi przetrwać najtrudniejsze 60 dni. Przez kolejne 2 miesiące Marta walczyła o każdy dzień. W 8 miesiącu urodziły się obie. Julka, której życie w łonie mamy skończyło się 2 miesiące wcześniej i Marta – uratowana przez lekarzy. Radość i łzy, gdy usłyszałam głośny płacz, zobaczyłam zdrowy kolor skóry, gdy poczułam radość, że udało się uratować drugą córeczkę. Choć i ten czas radości szybko się skończył. Jeszcze tego samego dnia, w dniu narodzin, na oddział przyszła Pani doktor, która poinformowała, że w wyniku niedotlenienia okołoporodowego oraz zakażenia wewnątrzmacicznego Marta będzie niepełnosprawna. Jakie zakażenie? Jej życiu miało nic nie zagrażać.  W 2016 roku Marta przeszła 6 operacji stawów biodrowych, podczas których wdało się zakażenie gronkowcem. Była 8 miesięcy unieruchomiona w gipsie – teraz musimy nadrobić ten czas! Dla Marty najważniejsze jest to, aby się nie pogorszyło. By przykurcze wraz z jej wzrostem nie stawały się coraz silniejsze, a rączki bardziej sztywne. By postępy, jakie udało się osiągnąć po kolejnych turnusach, nie cofnęły się. Dla swojego dziecka zrobię wszystko. Zjem mniejszą porcję obiadu, nie opłacę na czas kolejnego rachunku, by rehabilitacja nie została przerwana. Niestety to wszystko to wciąż za mało. Martusi potrzebna jest systematyczna rehabilitacja. Tylko dzięki niej napięcie mięśni i ogromny ból, który temu towarzyszy się zmniejsza. Bardzo chciałabym wysłać córkę na kolejny kompleksowy turnus rehabilitacyjny. Jedyną barierą są pieniądze. A właściwie ich brak. Dla mnie nawet niewielka wpłata oznacza szansę na życie bez bólu dla mojego dziecka. Wierzę, że pewnego dnia Martusia za okazaną pomoc będzie mogła powiedzieć „dziękuję”. Violetta, mama Kwota zbiórki jest szacunkowa. ➡️ Poznaj bliżej Martę KLIK

3 337,00 zł ( 5,31% )
Brakuje: 59 429,00 zł