Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Janusz Kot
Janusz Kot , 44 lata

Nieuleczalna choroba zabiera życie Janusza! Pomóż!

Mam na imię Janusz i mam 42 lata. Od 2019 roku choruje na stwardnienie zanikowe boczne – SLA/ALS. Lekarze mówią, że zostało mi kilka lat życia... Chciałbym przybliżyć Wam nieco moją historię. Zaczęło się całkiem niewinnie, od delikatnych drżeń w okolicach przedramienia. Poszedłem więc do lekarza i wkrótce usłyszałem pierwszą diagnozę – miopatia. Niestety te przypuszczenia okazały się błędne. Miesiąc później wylądowałem w szpitalu z kolejnymi objawami. Oprócz fascykulacji pojawiło się osłabienie mięśni palców w prawej dłoni. Po wielu badaniach i konsultacjach lekarze stwierdzili, że cierpię na rdzeniowy zanik mięśni. Po raz kolejny wdrożono leczenie, które nie zakończyło się sukcesem. Mijał kolejny rok, choroba postępowała dalej, nadal doskwierał mi brak sił w prawej ręce. Nikt nie wiedział, co mi jest. Zacząłem więc szukać na własną rękę. Najpierw podejrzewałem boreliozę i konfekcję, czego rezultatem miało być uszkodzenie nerwów obwodowych. Wynik testu okazał się pozytywny – to stara przewlekła neuroborelioza. Dzięki mojej upartości i kolejnym konsultacjom lekarskim udało się poznać kolejną diagnozę. Powodem niepokojących objawów było również SLA – stwardnienie zanikowe boczne. Zszokowany spytałem lekarza, co można zrobić w tej sytuacji. W odpowiedzi otrzymałem informację, że medycyna w tej kwestii jest bezradna, a średnia długość życia u osób z tym schorzeniem wynosi 2-3 lata – "Proszę iść do domu i cieszyć się życiem" – powiedział lekarz. W tamtej chwili mój świat się zatrzymał. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego ja? Co zrobiłem nie tak? Czemu akurat mnie to spotkało? Na pewno znów się pomylili, przecież ja mam tylko kłopoty z prawą dłonią… I zaczęła się walka z czasem, chorobą i objawami. Cały czas nie dopuszczam do siebie myśli, że nie wyzdrowieje. Antybiotyki, komórki macierzyste, wlewy wzmacniające, dieta, suplementy, przeszczep flory jelitowej, akupunktura, biorezonans, lampa rifa, bioenergoterapeuta, detox, rehabilitacja, zioła, liposomy – tak wygląda właśnie moja rzeczywistość i walka z chorobą. Szukam dalej, cały czas testuję nowe leki i terapię w nadziei, że w końcu uda mi się pokonać tę straszną chorobę, która odebrała mi godność i zdrowie. Niestety leczenie, rehabilitacja i szukanie pomocy na własną rękę generują ogromne koszty. Wiem, że nie jestem sam. Mam wsparcie rodziny, znajomych i przyjaciół. Nie jesteśmy jednak w stanie dłużej sami pokrywać wszystkich kosztów, dlatego proszę Was o pomoc! Wielu osób, które mnie wsparły dotychczas, nie miałem nawet okazji poznać. Jestem Wam ogromnie wdzięczny za to, co dla mnie robicie!  Janusz

3 725 zł
Magdalena Struś
Magdalena Struś , 39 lat

Magda przeszła amputację, lecz rany się nie goją! Pomóżmy odzyskać zdrowie!

Żyję z moją chorobą już kilkanaście lat. Nigdy nie podejrzewałam, że będzie w stanie tak wiele mi odebrać i stać się takim utrapieniem. Niestety, pomimo leczenia i stosowania się do zaleceń lekarzy bardzo ciężko jest nad nią zapanować… W 2010 roku w trakcie rutynowych badań krwi zdiagnozowano u mnie cukrzycę. Byłam w szoku, w końcu nic nie wskazywało na to, że z moim zdrowiem dzieje się coś złego. Wiedziałam jednak, że jedyne co mogę zrobić to przyjmować leki, pilnować diety i regularnie się badać. Przez długi czas to wystarczało… Niestety, w 2020 roku stan mojego zdrowia znacznie się pogorszył. Na moich stopach zaczęły pojawiać się rany i owrzodzenia. Pielęgnowałam je i robiłam wszystko, by zaczęły się goić – jednak nic nie przynosiło ulgi, nic nie działało.  Stan obu stóp pogarszał się w dramatycznym tempie. Konieczna była pilna amputacja palców i śródstopia. Co gorsza, pomimo że od tego momentu minęły ponad 3 lata – stopy nadal nie zaczęły się goić! Rany i owrzodzenia po amputowanych fragmentach stóp powodują ogromny ból i uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. Muszę poruszać się o dwóch kulach oraz przez 24 godziny na dobę nosić specjalistyczne ortezy. Ciężko jest mi się także wykąpać, ze względu na to, że rany są bardzo głębokie i rozległe. Codziennie muszę zmieniać bandaże, gazy, opatrunki… Specyfiki do pielęgnacji tak poważnych owrzodzeń są szczególnie kosztowne. Staram się kupować wszystkie te rzeczy przez Internet, aby było jak najtaniej, lecz nadal jest to ogromny koszt. Ze względu na słaby stan zdrowia od czasu amputacji jestem na rencie, z której nie jestem w stanie pokryć wszystkich niezbędnych wydatków. Dojazdy do lekarza, kolejne wizyty u specjalistów czy koszty leków przekraczają moje możliwości finansowe. Poza sobą muszę utrzymać z renty także 17-letniego syna. Pomimo tak młodego wieku jest on dla mnie niesamowitym wsparciem i pomocą. Moim największym marzeniem jest powrót do zdrowia i sprawności. Mam dla kogo żyć i walczyć. Proszę, pomóżcie mi w starciu z chorobą. Wierzę w siłę pomagania oraz że dobro wysłane w świat wróci do Was z podwójną mocą.  Magda

3 722,00 zł ( 17,49% )
Brakuje: 17 555,00 zł
Józek Koczera
14 dni do końca
Józek Koczera , 20 miesięcy

Trwa walka o rozwój Józefa! Proszę o pomoc!

Józef przyszedł na świat w 30. tygodniu ciąży. Na początku jego stan był stabilny. Niestety nie na długo… U Józefa doszło do wylewu III stopnia do wszystkich czterech komór mózgu! Tak bardzo bałam się o mojego malutkiego chłopca… Synek 6 tygodni spędził na OIOMie. Gdy wyszedł ze szpitala, od razu rozpoczęliśmy rehabilitację. Niestety nie przynosi ona znaczącej poprawy. Jego rozwój jest na poziomie czwartego, piątego miesiąca życia. Nie potrafi stać, ani siedzieć. Mój dzielny chłopiec musi odwiedzać wielu specjalistów, między innymi laryngologa, neurologa, kardiologa, audiologa, okulisty. Józef często ma zapalenie płuc, więc jesteśmy też pod kontrolą poradni immunologicznej. Do lekarzy musimy dojeżdżać bardzo daleko, do różnych miast wojewódzkich. To generuje ogromne koszty. Prawdopodobnie synek cierpi na Zespół Krabbego. Konieczna jest dalsza diagnostyka w tym zakresie, ale pierwsze badania wskazują na tę genetyczną chorobę układu nerwowego. W lutym mamy wizytę w szpitalu i wtedy dowiemy się więcej. Niestety, choroba jest nieuleczalna, można ją spowalniać tylko dzięki nieustannej rehabilitacji. Ani myślę się poddawać! Synek jest rehabilitowany aż 6 razy w tygodniu, chodzimy też do logopedy. Coraz częściej brakuje mi jednak środków. Wychowuje jeszcze czwórkę rodzeństwa Józefa.  Bardzo chciałabym zapewnić mojemu chłopcu wszystko, czego potrzebuje. Koszty leczenia, rehabilitacji i dojazdów są jednak bardzo wysokie. Dlatego z całych sił wołam do Was o pomoc! Razem możemy zawalczyć o jak najlepszą przyszłość dla Józefa! Izabela, mama

3 716 zł
Grzegorz Klejment
Pilne!
Grzegorz Klejment , 52 lata

Mój tata miał tragiczny wypadek! Mam 19 lat i trzy młodsze siostry! Proszę o pomoc...

Tata zawsze powtarzał, że będzie opiekował się mną, moimi siostrami i mamą. Wiedziałam, że nadejdzie chwila, gdy rodzice będą potrzebowali mojej pomocy. Nie przypuszczałam jednak, że okoliczności będą tak tragiczne, a ja będę miała tylko 19 lat… Zaledwie kilka dni temu spokój i szczęście naszej rodziny zostały brutalnie zdeptane. Jedna chwila przeważyła, aby wszystko się zmieniło. Boję się, że mogą być to nieodwracalne zmiany… Tamtego strasznego dnia tata był w pracy i realizował jeden ze swoich projektów. Będąc na wysokości czterech metrów, spadła na niego dwumetrowa betonowa belka. Cały ciężar przyjął jego kręgosłup! W stanie krytycznym tata trafił do szpitala, a lekarze dawali mu znikome szanse na przeżycie! Wszystkie cztery: mama, ja i moje dwie młodsze siostry czekałyśmy w szpitalnych murach i modliłyśmy się o cud. Żadna z nas nie mogła w to uwierzyć i dopuścić do siebie tej najmroczniejszej wizji przyszłości! Przyszłości, w której nie było naszego ukochanego taty i męża…  Chciałam krzyczeć, gdy kolejna łza spływała mi po policzkach. Jednak trzymając dłonie moich młodszych sióstr i mamy powtarzałam sobie, że muszę być silna. Choć bardzo się starałam, nie mogłam powstrzymać płaczu… Gdy lekarz przekazał, że tata będzie żył, strach na chwilę nas opuścił. Jednak po chwili na nowo wtargnął z całą siłą do naszej rzeczywistości. Dziura w przełyku, złamane żebra, krwiak przy sercu i kręgosłup połamany w trzech miejscach! Tata ma przerwany rdzeń kręgowy, co oznacza, że nigdy więcej nie będzie chodził!  Już nigdy nie będziemy razem biegać na boisku. Nigdy nie pójdzie na spacer na własnych nogach ani nie wyruszy w górską wędrówkę. Przed wypadkiem tata był pełen życia i energii, teraz nie wiem jak sobie poradzi z taką zmianą...  Tata dalej walczy na OIOMie, ponieważ jego stan nie jest stabilny. Nadal przyjmuje bardzo silne leki, więc jest na wpół przytomny. Na szczęście zaczął już samodzielnie oddychać i odłączono go od respiratora. Są to te małe iskierki nadziei, których tak bardzo chcę się trzymać… Wypadek wywrócił wszystko do góry nogami. W październiku miałam rozpocząć studia, ale zdecydowałam, że tego nie zrobię. Chcę iść do pracy, aby wesprzeć moją mamą i pomóc jej zaopiekować się siostrami. Tata był głównym żywicielem rodziny, a teraz cały ten ciężar spadł na mnie i na mamę.  Wszystko skomplikowały dodatkowe wydatki, które teraz są dla nas nie do pokonania! Nie możemy czekać i cierpliwie oszczędzać, ponieważ tata potrzebuje pomocy właśnie TERAZ! Nie mam innego wyjścia. Muszę szukać pomocy tam, gdzie tylko się da. Przed nami stoi konieczność zapewnienia tacie długiej i mozolnej rehabilitacji oraz zakupu wózka inwalidzkiego. Niestety paraliż od pasa w dół wszystko utrudnił.  Schowałam swoją dumę do kieszeni. Pełna pokory staję dzisiaj przed Wami i proszę o pomoc. Będę pomagać mojej rodzinie jak tylko mogę, ale moje możliwości są ograniczone. Dlatego błagam, pomóż mojemu tacie. Ważna jest każda złotówka, udostępnienie i modlitwa… Amelia, córka

3 715,00 zł ( 8,73% )
Brakuje: 38 839,00 zł
Leo Siernicki
Leo Siernicki , 16 miesięcy

Otwórz swoje serce, by jego mogło bić jak dzwon... POTRZEBNA POMOC❗️

Ciąża przebiegała książkowo, synek po porodzie otrzymał 10 punktów w skali Apgar. Niestety moje szczęście nie trwało zbyt długo i już kilka godzin po narodzinach usłyszałam druzgocącą diagnozę, która zmieniła wszystko. Sprawiła, że już do końca życia będę martwić się o zdrowie i przyszłość Leo. Po kilku godzinach od porodu lekarze zabrali synka na rutynową kontrolę saturacji. Nie oddawali mi go przez 1,5 godziny, co wzbudziło we mnie strach i zaniepokojenie. Przeczucie podpowiadało mi, że coś jest nie tak, bo wiedziałam, ile trwa takie badanie. W końcu, po długim, niekończącym się oczekiwaniu, pani doktor poinformowała mnie, że Leosiowi spada saturacja i nie wiedzą, z czego to wynika. Szpital, w którym urodziłam Leo, nie posiadał oddziału neonatologicznego, więc poproszono o konsultację lekarzy z pobliskiego szpitala. Niestety nie mieli oni dla mnie dobrych wiadomości… Okazało się, że Leo ma złożoną wadę serduszka – Tetralogię Fallota. Nie wierzyłam w to, co usłyszałam... Chwilę później lekarze zadali mi pytanie, czy chcę ochrzcić synka. Na tamten moment nie wiedzieli, czy on w ogóle przeżyje… Nie docierało to do mnie. W trakcie ciąży dwa razy robiłam prywatnie badania prenatalne, które nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Byłam przekonana, że urodzę zdrowego, silnego chłopca… Rzeczywistość jednak nie pozostawiała złudzeń. Przeniesiono mojego Leo do innego szpitala, ja natomiast sama zostałam w tym, w którym go urodziłam. Przepłakałam całą noc, a na drugi dzień wypisałam się na własne żądanie, aby podpisać zgodę na transport dziecka do szpitala w Gdańsku.  Mój mały chłopiec powinien dorastać w domu, blisko swojego starszego rodzeństwa, które nie rozumiało, dlaczego brata nie ma już w brzuszku u mamy, ale z nimi, w domu też go nie ma… W drugiej dobie życia Leo został zaintubowany. Lekarze walczyli o to, aby nie zamknął mu się przewód Botalla. Był wspomagany oddechowo i przebył stentowanie metodą PDA. Ma zarośniętą zastawkę pnia płucnego, ubytek przegrody międzykomorowej, przerośniętą prawą komorę, i niedomykalność zastawki mitralnej i trójdzielczej. Przerażające informacje spadały na nas jak lawina, której moja miłość nie zdołała pokonać.  Po 3. miesiącach pobytu w szpitalach synek wrócił do domu. Od jego pierwszych chwil dzielnie walczymy, aby Leoś miał szansę na szczęśliwe życie. O niczym tak nie marzę jak o tym, by był zdrowy. Każdego dnia, gdy na niego patrzę, przepełnia mnie duma. Jest tak maleńki i bezbronny, a już toczy trudną, nierówną walkę. Zrobiłabym wszystko, by móc go przed tym ochronić. Dzięki zebranym środkom z poprzedniej zbiórki mogliśmy zapewnić Leo specjalistyczne leczenie, liczne konsultacje, urządzenia, które kontrolowały jego funkcje życiowe, konieczne do rozwoju rehabilitacje. W poniedziałek 1 lipca Leo przeszedł też najpoważniejszą i najważniejszą operację – korektę serduszka. Jesteśmy w Centrum Zdrowia Dziecka, wciąż na OIOM-ie. Monitorujemy stan Leo i czekamy na informacje o dalszym leczenu.  Aby jego serce biło jak dzwon, potrzeba nam wielu cegiełek dobroci. Proszę, nie odwracajcie wzroku i otwórzcie swoje serca dla mojego małego Leonka. Jest nam niewyobrażalnie ciężko, a to dopiero początek tej walki. Nie możemy się poddać. Wierzę, że z Waszą pomocą damy radę! Patrycja, mama Leosia ➡️ Licytacje - #piątkadlalwiątka

3 715 zł
Zuzanna Brzuziewska
Zuzanna Brzuziewska , 18 lat

By Zuzia miała szansę, na choć odrobinę samodzielności!

Zuzia jest pogodną, ciągle uśmiechniętą, nie zawsze grzeczną nastolatką, która miała niełatwy start, przed którą życie stawia przez cały czas wiele wyzwań. Zuzia urodziła się w październiku 2005 roku przed terminem, tj. w 25 tygodniu ciąży, z wagą 700 g. Przez długi czas leżała w inkubatorze, dopiero w 43 dobie zaczęła oddychać samodzielnie, bez pomocy respiratora. Tak wczesne narodziny niosą za sobą wiele konsekwencji. Niedługo po urodzeniu Zuzia miała swój pierwszy zabieg, zamknięcie przewodu Botalla, był to zabieg kardiologiczny. Przeszła też krwawienia śródczaszkowe IV stopnia, które ustąpiło po antybiotykoterapii, jednak pozostawiło po sobie pewne spustoszenia w mózgu oraz wodogłowie. Aby zbyt duże ciśnienie płynów nie uszkodziło bardziej mózgu, została wstawiona zastawka, która ma za zadanie odprowadzanie nadmiaru płynu z czaszki. Dodatkowym, przykrym doświadczeniem małej Zuzi była retinopatia wcześniacza. Aby bardziej nie postępowała, potrzebny był kolejny zabieg –  laseroterapia. Dzięki niemu Zuzia widzi, jednak jej wzrok jest bardzo słaby i ciągle się pogarsza. Ponadto ma zeza, oczopląs, uszkodzony nerw wzrokowy.  Zuzia choruje na dziecięce porażenie mózgowe (MPD), wodogłowie, padaczkę oraz bardzo dużą wadę wzroku. Obecnie nosi okulary z soczewkami -7 dioptrii. W okresie dojrzewania i skoku wzrostu została zdiagnozowana szybko postępująca skolioza, która była operowana na początku 2021 roku. Dodatkowo pojawiły się stany lękowe i zaburzona stabilność emocjonalna. Ma stwierdzoną niepełnosprawność w stopniu znacznym oraz upośledzenie umysłowe w stopniu umiarkowanym. Postać MPD, na którą cierpi Zuzia to hemiplegia, czyli jednostronny niedowład kończyny górnej i dolnej. Zaczęła chodzić po skończeniu trzeciego roku życia i niedługo potem zaczęła wymawiać pierwsze słowa. Cały czas potrzebuje intensywnej rehabilitacji, zaopatrzenia w pomoce ortopedyczne i optyczne. Mimo że na co dzień porusza się samodzielnie, Zuzia potrzebuje wózka i balkonika, ponieważ przy dłuższych spacerach szybko się męczy i nierówne tereny sprawiają trudności w swobodnym poruszaniu się. Niezbędne są regularne konsultacje u specjalistów, terapeutów, intensywna rehabilitacja, wyjazdy na turnusy rehabilitacyjne. Poprzez te wszystkie działania dążymy do jak największej sprawności i samodzielności Zuzi, aby miała szansę, chociaż w najmniejszym stopniu zadbać o siebie w przyszłości. To wszystko wymaga bardzo dużo nakładów finansowych, które przekraczają możliwości rodziny. Sam 2-tygodniowy turnus to koszt rzędu 8 tys. zł, a przydałyby się przynajmniej dwa w ciągu roku. Dlatego bardzo prosimy o wsparcie, każda złotówka jest ważna. Rodzice Zuzi ➡️ Poznaj bliżej Zuzię!

3 713 zł
Katarzyna Olczyk
Katarzyna Olczyk , 40 lat

❗️Rak i poważna wada serca – pomóż mamie dwójki dzieci walczyć o życie!

Jestem mamą dwójki cudownych dzieci – 7-letniego Daniela i 12-letniej Julii, mam wspaniały dom i kochającego męża. Prowadzę z pozoru normalne, szczęśliwe życie. Niestety – tylko z pozoru... Bywają dni, kiedy zastanawiam się, czy kupić sobie leki, czy coś do jedzenia. Nasza sytuacja jest bardzo, bardzo trudna, a na mnie spadły dwie śmiertelne choroby... Trzy lata temu usłyszałam pierwszą diagnozę. Wykryto u mnie poważną wadę serca wymagającą przewlekłego leczenia. Mam stałą niezdolność do pracy, ale nie otrzymuję renty, ponieważ w ostatnich latach opiekowałam się dziećmi i nie mam wystarczającego stażu pracy. Po diagnozie życie naszej rodziny stało się znacznie cięższe. Leczenie, dojazdy do lekarzy, wizyty – wszystko to mocno obciążało nasz i tak skromny już budżet... Mimo to radziliśmy sobie jakoś staraliśmy cieszyć się tym, co mamy. Niestety październik 2021 roku przyniósł kolejne tragiczne informacje. Dziś już wiem, że nie poradzimy sobie bez Twojej pomocy... Najpierw pierwsza choroba, a teraz druga, jeszcze gorsza... W maju 2021 roku wyczułam guz pod prawą pachą. Niespełna pół roku temu dowiedziałam się, że choruje na raka! Zdiagnozowano u mnie chłoniaka Hodgkina – rzadki, złośliwy nowotwór krwi, który chce zabrać mi życia. Obecnie jestem w trakcie chemioterapii. Doszły kolejne leki i dojazdy do szpitali, za które również trzeba płacić... Każdego dnia czuję, że słabnę, a przecież dzieci mnie tak bardzo potrzebują... Moja rodzina jest w bardzo złej sytuacji finansowej, brakuje mi środków na leki i wizyty u specjalistów. Bez pomocy będę musiała z tego zrezygnować... Proszę, daj mi szansę na  walkę o życie! Daj mi więcej czasu! Kasia

3 709 zł
Natan Libera
10 dni do końca
Natan Libera , 16 lat

By znaleźć siłę i wciąż walczyć o przyszłość!

Ból nie pozwala mu grać w piłkę i jeździć na rowerze, ale coraz częściej nie pozwala mu też chodzić czy wstać z łóżka. Czy tak już będzie? Czy musimy się z tym pogodzić? Tak nie powinno wyglądać życie nastoletniego chłopca...  13 lat to wiek, w którym powinno się czerpać z życia garściami, łapać każdy dzień, spełniać mniejsze i większe marzenia, przeżywać beztroskie chwile, które w przyszłości jeszcze długo będzie się pamiętać. To nie czas na walkę o zdrowie i sprawność, nie czas na ciągłe konsultacje i wizyty w szpitalach.  Pierwsze niepokojące objawy zauważyliśmy w marcu zeszłego roku. Podczas chodu Natan stawiał stopy wyłącznie na palcach. Po konsultacji ortopedycznej okazało się, że u syna zdiagnozowano nadmierne zgięcie w stawie skokowym stopy. Już wtedy pojawiło się również podejrzenie rodzinnej spastycznej paraplegii. Choroba objawia się wzmożonym napięciem i przykurczem mięśni oraz ścięgien nóg, co uniemożliwia funkcjonowanie bez bólu. Czekamy jeszcze na konsultację w poradni genetycznej, aby mieć całkowitą pewność, że walczymy z właściwym przeciwnikiem.  Natan rozpoczął kinezyterapię obejmującą różne zabiegi nagrzewające i rozluźniające mięśnie, masaże i ćwiczenia mające na celu przywrócenie utraconych sprawności narządu ruchu. Dzięki temu przykurcze się zmniejszyły, Natan zaczął się swobodniej poruszać i dociąża pięty w trakcie stania. Nie możemy teraz przerywać rehabilitacji, która jest niezbędna, aby syn nie stracił wszystkich postępów.  Bardzo prosimy o wsparcie, które umożliwi Natanowi kontynuowanie ćwiczeń pod okiem specjalistów. Rehabilitacja jest nadzieją na sprawną przyszłość naszego syna, dlatego nie możemy się poddać.  Rodzice Natana

3 694,00 zł ( 11,12% )
Brakuje: 29 498,00 zł
Marcel Barzyc
Marcel Barzyc , 22 miesiące

Marcelek przeszedł WYLEW jako noworodek! Pomóż!

Marcelek to nasze 6. dziecko. Wieść o jego istnieniu była dla nas czystą niespodzianką. Byliśmy przeszczęśliwi. I my, jako rodzice, i nasze starsze dzieci. Podczas ciąży wszystko przebiegało prawidłowo. Komplikacje zaczęły się przy porodzie. Był pierwszy dzień 38. tygodnia ciąży. Dostałam oksytocynę, lekarze przebili pęcherz płodowy i zaczął się poród. W pewnym momencie na salę porodową wpadło 3 lekarzy i zaczęli uciskać mój brzuch, by wydobyć Marcelka. Okazało się, że zablokował się barkowo. Gdy już przyszedł na świat, był strasznie siny, aż bordowy. Ciągle kwilił i płakał. Po kilku dniach zaczął mocno gorączkować. Lekarze nic nie mogli poradzić, więc skierowali nas do Centrum Zdrowia Dziecka. Tam przeszedł wiele badań. U naszego synka wykryto dziecięce porażenie mózgowe i kurczowe porażenie obustronne. Jako noworodek Marcelek przeszedł krwotok śródmózgowy 3 stopnia. Konsekwencją jego jest wodogłowie pokrwotoczne. W drugim miesiącu życia Marcelka lekarze musieli zamontować mu w główce zastawkę odprowadzającą płyn mózgowo-rdzeniowy. Aby nasz synek był sprawny fizycznie, wymaga wielu godzin rehabilitacji i konsultacji różnych specjalistów. Jest to naprawdę kosztowne. Marcelek będzie potrzebował bardzo drogich ortez, żeby mógł stanąć na nóżki. Pomoc jest nam niezwykle potrzebna, ponieważ dojazdy, rehabilitacje, wizyty u specjalistów, różne sprzęty rehabilitacyjne są bardzo kosztowne. Z całego serca prosimy o pomoc dla naszego synka! Rodzice Marcelka

3 692 zł