Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kacper Biernat
Pilne!
Kacper Biernat , 18 lat

Kacper kontra wznowa! Pomóż nastolatkowi w walce z nowotworem!

Wszyscy mówią, że mój wiek, to najpiękniejszy okres w życiu człowieka. Byłem pewien, że tak będzie również w moim przypadku. Niestety, nowotwór skutecznie krzyżuje każdy z moich planów… Mam na imię Kacper. Rok temu trafiłem do szpitala z powodu powiększonych węzłów chłonnych. Lekarze, który mnie przyjmowali, byli bardzo zaniepokojeni. Bałem się, co ze mną będzie. Niestety, przyszłość okazała się okrutna… Po wykonaniu szczegółowej diagnostyki oraz pobraniu węzła celem badania histopatologicznego otrzymałem tragiczne rozpoznanie… Dowiedziałem się, że choruję na chłoniaka złośliwego. Nowotwór nie dawał żadnych objawów, oprócz powiększonego węzła pod pachą. Zastanawiałem się, jak to możliwe, że mała kulista zmiana może być zwiastunem śmiercionośnej choroby. Po rozpoznaniu natychmiast rozpoczęto leczenie chemioterapią. Mój organizm uporał się z tym zaskakująco szybko. Niestety, remisja trwała tylko krótką chwilę… Po świętowaniu sukcesu przyszedł czas na smutek. Z początkiem sierpnia 2024 roku, na kolejnej ze szpitalnych kontroli, lekarze przekazali mi informację o wznowie. Patrzyłem na ich twarze, nie mogąc w to uwierzyć. Przed chwilą byłem zdrowy, a dziś znów nowotwór kawałek po kawałku odbiera mi życie… Kolejny raz czeka mnie droga do onkologicznego piekła i z powrotem. Znów zobaczę smutek w oczach moich bliskich. Obiecałem sobie, że to nie koniec walki. Niestety, potrzebne mi będą środki na dalsze leczenie. Jeśli zechcecie pomóc mi w tym trudnym okresie, będę ogromnie wdzięczny. Wierzę w Wasze dobre serca. Każda złotówka daje mi nadzieję i przybliża mnie do zdrowia! Kacper

4 325 zł
Rafał Szeląg
Rafał Szeląg , 48 lat

Złośliwy nowotwór chce odebrać mi męża❗️POMOCY❗️

Mąż zawsze był bardzo pracowity i zaradny. W domu ciężko mu było usiedzieć na miejscu, nie było dnia, żeby nie znalazł czegoś do zrobienia. Wiedliśmy normalne życie. Aż do momentu, w którym usłyszeliśmy najgorszą możliwą wiadomość… Rafał skarżył się na ból w jamie ustnej. Podejrzewaliśmy, że to afty. Jednak mimo stosowanych preparatów ból nie ustępował. Mąż udał się do stomatologa, który niezwłocznie skierował go do lekarza onkologa. I tak otrzymaliśmy diagnozę. W jamie ustnej pojawił się nowotwór złośliwy. Niestety jest już za późno, żeby go zoperować. Nasza codzienność drastycznie się zmieniła. Mąż zawsze był szczupły, a teraz dodatkowo bardzo schudł. Obecnie jest żywiony dojelitowo przez PEG. Rafał każdego dnia doświadcza niewyobrażalnego bólu. Jesteśmy pod opieką hospicjum domowego i w tych najgorszych momentach możemy liczyć na pomoc pielęgniarki. Tak bardzo się martwię o męża… Radioterapia jedynie nieznacznie zmniejszyła guz. Czekamy na dalsze decyzje lekarzy i staramy się nie tracić nadziei. Rafał pomimo tego, że ma różne dni, nie poddaje się. Ponad wszystko chce żyć.  Leki, antybiotyki i dojazdy wciąż zwiększają naszą niekończącą się listę wydatków… Każda wizyta w szpitalu to dla nas ponad 70 km w jedną stronę! Musimy jednak walczyć i chwytać się każdych dostępnych możliwości.  Wraz z całą rodziną wspieramy Rafała w jego walce z chorobą. Nasze możliwości są jednak ograniczone, dlatego zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Będziemy wdzięczni za każdą wpłatę. Żona Jolanta

4 320 zł
Nikola Dębińska
Nikola Dębińska , 23 lata

Cukrzyca zabiera mi najlepsze lata młodości. Pomóż mi zawalczyć o przyszłość!

Mam dopiero 20 lat, a już ponad połowę życia zmagam się z cukrzycą. Ta podstępna choroba zabrała mi już naprawdę dużo. Nie pozwolę zabrać więcej. Insulina śni mi się po nocach. Mam już tego dość. Chcę żyć swobodniej i cieszyć się latami młodości i tym, co może mnie jeszcze spotkać. Dlatego proszę o pomoc w zakupie nowej pompy insulinowej.  Przed postawieniem diagnozy chodziłam do różnych lekarzy. Żaden z nich nie był w stanie określić, co było bezpośrednią przyczyną wzmożonego pragnienia, częstego płaczu i krótkotrwałego otępienia. Teraz wiem, że chodziło o spadek cukru. Moi rodzice szukali pomocy wszędzie. Jak tylko skończyłam kilka miesięcy, odwiedzałam różnych specjalistów. Diagnoza wystraszyła rodziców, ale nie dali tego po sobie poznać. Musieliśmy działać jak najszybciej.  Przebieg choroby był różny. Bywało tak, że przez kilka lat byłam na penach insulinowych, czyli specjalistycznych strzykawkach, które w bardzo prosty sposób pomagają dawkować roztwór. Gdy byłam w przedszkolu i w zerówce moja mama musiała zrezygnować z pracy. Przychodziła do mnie kilka razy w ciągu dnia, by zmierzyć mi cukier glukometrem i podać insulinę. Nie mogłam tego zrozumieć. Przecież innych dzieci nikt nie odwiedzał tak często… Ale jeszcze trudniejsze było dla mnie zrozumienie tego, że dzieci mogą zjeść ciastko w szkole, a ja nie. Gdy ktoś częstował mnie urodzinowymi cukierkami, musiałam odmawiać… Bardzo to przeżywałam. Nie radziłam sobie z emocjami. W pierwszej klasie szkoły podstawowej zemdlałam na wycieczce. Wtedy inne dzieci nabrały do mnie dystansu. Nie mogłam znaleźć w grupie nikogo, z kim moja więź by się zacieśniła. Z czasem nie miałam wyboru i musiałam zmienić szkołę. Oprócz problemów z relacjami z rówieśnikami szkołę podstawową wspominam także jako moment, w którym dostałam pompę insulinową. To było jak wyrwanie mnie z sideł choroby! Mogłam przesypiać całą noc, a moja mama nie musiała już wstawać o późnych godzinach, by robić mi zastrzyki.  Mimo to szpital był moim drugim domem. Oddział diabetologii dziecięcej odwiedzałam bardzo często. Prawidłowy poziom cukru we krwi wynosi od 70 do 100. U mnie bywały dni, kiedy poziom wynosił po 300, 350… niekiedy nawet 600. Teraz częściej zdarzają mi się niedocukrzenia, chociaż w dalszym ciągu są momenty, że wysoki poziom cukru utrzymuje się u mnie kilka dni.  Moja pompa w przeciwieństwie do nowszych modeli nie wyświetla powiadomienia, że insulina nie jest podawana. Dren infuzyjny często się zapycha, powstają pęcherzyki. Chciałabym mieć sprzęt, który pozwoli mi funkcjonować swobodniej i nie czuć, że cukrzyca zabiera mi cenne chwile młodości. Dlatego bardzo proszę o wsparcie i pomoc. Każda złotówka będzie na wagę złota. Nikola

4 317,00 zł ( 50,78% )
Brakuje: 4 183,00 zł
Jolanta Makowska
Pilne!
Jolanta Makowska , 57 lat

Nowotwór nie ma litości. Nie mam siły nawet jeść... Proszę, pomóż mi❗️

Życie postanowiło nie być dla mnie łaskawe. Od 4 lat zmagam się z chorobą, którą lekarze zdiagnozowali po wielu badaniach. I być może było to najgorsze, co mogłam usłyszeć – nowotwór trzustki. Przed chorobą w miesiąc schudłam 15 kg. Rozpoczęły się badania, ale tak szybka utrata masy ciała skutkowała atakami wymiotów, bólami kręgosłupa i ogólnym złym samopoczuciem.  Leczenie rozpoczęłam od 2021 roku na Oddziale Onkologicznym w Warszawie. Lekarze zalecili przyjmowanie płynnych posiłków i leków w formie płynnej. Nie jestem w stanie jeść jak inni ludzi, bo wiąże się to z powrotami ataków, które mnie wcześniej dręczyły. Ważę 42 kilogramy i na chwilę obecną waga dalej spada. By utrzymać masę ciała, potrzebuję właśnie żywności w formie płynnej i leków, ale dla mnie to bardzo drogie. Do lekarzy dojeżdżam 80 kilometrów i po powrocie nie mam sił na funkcjonowanie. Jest bardzo trudno. Nowotwór nie jest operacyjny, silnej chemii również nie mogę przyjąć przez małą wagę ciała. Moja jedyna nadzieja i odpowiedź na to co ze mną będzie może przyjść po następnych badaniach TK. Ale do tego czasu bardzo potrzebuję pomocy… Ciężko nam z mężem, 10 miesięcy temu tragicznie straciliśmy ukochanego syna, nie mogę pracować i nie posiadam żadnych dodatkowych świadczeń. Wasze wsparcie i odruch dobrego serca znaczy tak wiele w tej ciężkiej sytuacji. Bardzo proszę o pomoc. Jolanta

4 314 zł
Ewa Łyszczarz
Ewa Łyszczarz , 67 lat

Ewa zawsze udzielała innym wsparcia. Dzisiaj ona potrzebuje pomocy!

Mama zawsze była wesołą, energiczną kobietą. Służyła pomocą i starała się każdego pocieszać, choć sama miała ciężko. Przez 17 lat opiekowała się swoim niepełnosprawnym synem, co wiązało się z wieloma wyrzeczeniami. Taka właśnie jest mama.  W kwietniu 2021 r., wstając w nocy z łóżka, nagle upadła. Doznała wtedy ciężkiego udaru. Pomimo szybkiej pomocy medycznej udar był bardzo rozległy. Mamę przewieziono  do szpitala, gdzie przebywała 2 tygodnie. Nie było z nią żadnego kontaktu...  Jej stan był ciężki. Wystąpiła także zatorowość płucna. Wszyscy byliśmy przerażeni, tym bardziej że lekarze nie dawali nam żadnych nadziei... Mama była jednak uparta i walczyła o życie. Udar odebrał jej pamięć i mowę. Sparaliżowana została też prawa strona ciała. Po uzyskaniu minimalnego kontaktu została skierowana do Kliniki Rehabilitacji Poudarowej, gdzie zaczęto intensywną rehabilitację. Nie chcieliśmy tracić ani chwili. Wiedzieliśmy, że jak najszybciej trzeba podjąć działania, aby przywrócić jej sprawność.  Niestety zdarzyła się kolejna tragedia! W lewej nodze mamy wystąpiła zaawansowana martwica. Stopa była w opłakanym stanie. Mimo walki, lekarze nie uratowali nogi. Ze względu na głęboką martwicę i ryzyko wystąpienia sepsy, kończynę amputowano… Mama została całkowicie przykuta do łóżka. Udar, amputacja, niewładność prawej strony ciała oraz utrata mowy doprowadziły do jej załamania psychicznego...  Dzisiaj wymaga całodobowej opieki i pomocy drugiej osoby. Mieszka w starym bloku bez windy. Nie ma nawet możliwości wyjścia na świeże powietrze. Koszty leczenia są bardzo wysokie. Przez pierwsze pół roku po udarze była rehabilitowana prywatnie w domu, miała także zajęcia z logopedą. Wszystko przebiegało wolno, ale w dobrym kierunku.  W styczniu zeszłego roku musieliśmy zaczynać od początku. Mama przeszła covid, który spowodował regres tego, co udało się z nią  dotychczas wypracować.  Musimy zrobić wszystko, aby mama mogła w końcu wstać z łóżka. Ona ma ogromną siłę i wolę życia. Prosimy o pomoc w zapewnieniu jej dalszej rehabilitacji, która jest bardzo kosztowna i długotrwała. Mamy nadzieję, że dzięki codziennym ćwiczeniom jej stan się polepszy. Sami nie damy rady, dlatego potrzebujemy Waszych dobrych serc. Rodzina Ewy

4 309,00 zł ( 5,78% )
Brakuje: 70 160,00 zł
Dominik Woźnikowski
1 dzień do końca
Dominik Woźnikowski , 13 lat

Największe marzenie Dominika - odzyskać normalne dzieciństwo! Pomóż!

Tych kilku chwil nie zapomnę już nigdy. Był środek czerwca, poranek, gdy nasz świat się zatrzymał. Serce mojego syna w trakcie snu przestało bić. Słowa nie opiszą przerażenia, które mi wtedy towarzyszyło. Zaczęła się walka o życie i zdrowie! Najpierw ja, następnie ratownicy medyczni i lekarze - robiliśmy wszystko, aby ratować Dominika!  Po czasie bicie serca wróciło, ale Dominik wciąż nie odzyskiwał przytomności. Konieczne było wprowadzenie go w stan hipotermii na kilka dni, a następnie w stan głębokiej sedacji. Nie obyło się bez poważnych konsekwencji. Wskutek nagłego zatrzymania krążenia doszło do niedotlenienia, co poskutkowało uszkodzeniem centralnego układu nerwowego, porażeniem czterokończynowym, zaburzeniami mowy, pamięci i wzroku. Syn ponad 40 dni był podłączony do respiratora. Od końca sierpnia 2021 ma też wszczepiony kardiowerter-defibrylator. Z tego typu urządzeniem będzie żył już zawsze. Bez niego i różnego rodzaju leków kardiologicznych jego serce nie ma szans na normalne funkcjonowanie.  Po pół roku ciągłego pobytu w szpitalu, syn mógł wreszcie wrócić do domu. Dominik na ten moment jest całkowicie zależny od drugiej osoby. Porusza się jedynie na wózku i nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Powoli, w większym lub mniejszym stopniu, wracają mu podstawowe umiejętności potrzebne do codziennego funkcjonowania. Potrafi już m.in. pić z kubka bez użycia słomki, powoli czyta krótkie teksty. Przed nim wciąż jednak długa i wyczerpująca droga. Rehabilitacja nie jest ani łatwa, ani tania, ponieważ potrzebna jest pomoc wielu specjalistów. Wspólnie wierzymy, że przyjdzie taki dzień, w którym Dominik znów stanie na własne nogi i postawi samodzielne kroki, że znów będzie mógł przejechać się na rowerze czy hulajnodze ze swoimi braćmi. Syn marzy o powrocie do swojej klasy na normalne lekcje wśród przyjaciół. Każda pomoc z Waszej strony jest dla nas nieoceniona. Dominik wygrał już swoją najważniejszą walkę o życie. Pozwólmy mu teraz zawalczyć o sprawność! Dorota, mama Wesprzyj Dominika poprzez licytacje

4 306,00 zł ( 8,09% )
Brakuje: 48 886,00 zł
Beata Wasieczko
Pilne!
Beata Wasieczko , 53 lata

Diagnoza przyszła zbyt późno... Nowotwór miał już przerzuty❗️Pomóż Beacie❗️

Powiedzieć, że droga do diagnozy była długa i skomplikowana, to jak nie powiedzieć nic. Podczas pierwszych niepokojących objawów od razu postanowiłam zgłosić się do lekarza. Przez dwa lata nikt nie wiedział, co mi dolega! Diagnoza przyszła zbyt późno… Nowotwór miał już przerzuty! Początek mojej walki nie należał do najłatwiejszych. Pierwszym symptomem choroby był uporczywy ból brzucha. Wiedziałam, że w moim organizmie dzieje się coś złego, a mojego stanu nie wolno bagatelizować. Tak zaczęła się moja tułaczka po lekarzach najróżniejszych specjalizacji. Szukałam pomocy u gastrologów i ginekologów, którzy kierowali mnie na szereg skomplikowanych badań. Wyniki każdego z nich były zadowalające. Ból stawał się jednak coraz silniejszy, a ja nie dawałam za wygraną. Podczas jednej z kontroli okazało się, że w moim brzuchu jest płyn, który powinien zostać usunięty. Kolejne rozpoznania dotyczyły zmian w obrębie jajnika. Wszystko to doprowadziło do decyzji o laparoskopii. Jadąc na zabieg, byłam pełna nadziei, że stan mojego zdrowia wreszcie się poprawi. Szczęście trwało zaledwie kilka chwil. Na badaniach przed laparoskopią okazało się, że mój organizm zaatakował złośliwy nowotwór jajnika z przerzutami. Wymagałam pilnej, poważnej operacji! Byłam przerażona. Jakim cudem rak tak długo się ukrywał? Kolejne noce spędziłam w strachu i poczuciu zagrożenia… Emocje te towarzyszą mi do dziś. Guzy rozsiane były we wszystkich narządach rodnych. Lekarze zdołali usunąć większość z nich, ale mój stan wymagał intensywnej chemioterapii. Po pierwszym wlewie chemii czułam się tragicznie. Powiedziałam do córki, że skoro i tak umrę, to nie chcę jej przyjmować. Ból i osłabienie były nie do zniesienia… Nie poddałam się tylko dzięki wsparciu mojej ukochanej rodziny. Przetrwałam dwadzieścia dwa wlewy chemii, która uratowała moje życie. Mój stan nadal jest poważny. Co miesiąc przechodzę rutynowe kontrole. Kontynuuję także leczenie. Okrutna walka spowodowała, że codziennie boję się, że mój stan zdrowia się pogorszy… Uchronienie mnie przed śmiercią pochłonęło wszystkie nasze rodzinne oszczędności. W tym momencie tylko drogie leczenie, rehabilitacja oraz suplementacja powstrzymają proces rozrostu guza. Mam wielką nadzieję, że pomożecie mi w nierównej walce. Boję się, że nie przetrwam kolejnych, złych informacji… Błagam Was o wsparcie! Beata

4 305,00 zł ( 5,49% )
Brakuje: 74 053,00 zł
Matylda Zmuda Trzebiatowska
Matylda Zmuda Trzebiatowska , 2 latka

Walka o lepsze jutro, która będzie trwać już zawsze... Pomagamy Matyldzie!

Matylda jest całym naszym światem. Światem, który daje nam bezgraniczną miłość i ogromną ufność. Jej rozwój będzie różnił się od rówieśników, a naszym zadaniem na całe życie jest wsparcie jej możliwości i potencjału. Dzieci, które rodzą się z Zespołem Downa zmagają się z wieloma innymi schorzeniami. Córeczka ma wadę serduszka oraz wodonercze. Zaopiekowanie się nią pod kątem medycznym to zaledwie wierzchołek potrzeb i trudności, które ją czekają.  Możemy jedynie przewidywać jej rozwój i wspierać go od samego początku. Będzie to wymagało regularnej rehabilitacji, a także wielu konsultacji. Część z nich na pewno będziemy musieli realizować w sektorze prywatnym – chociażby ze względu na terminy. Już dzisiaj proszę o wsparcie, które będę mogła przeznaczyć na jak najlepszą pomoc dla mojej małej kruszynki. Matylda nie ma nawet roku, ale ten rok – ten i następne będą najważniejszymi, by nauczyć ją jak najwięcej umiejętności. Na pewno czekają nas pewno trudne chwile, ale ze świadomością pomocy, tego, że nie jesteśmy sami – będziemy mieć siłę, by stawić im czoła. rodzice Matyldy

4 302 zł
Wojciech Peczak
Wojciech Peczak , 30 lat

Boję się dnia, w którym nie będę już w stanie pomóc Wojciechowi... Ratunku❗️

Wojciech od urodzenia zmaga się z chorobami neurologicznymi. Syn ma duże problemy z samodzielnym poruszaniem się, dlatego przez całe życie się nim opiekuję. Zawsze staraliśmy się radzić sobie jak najlepiej, jednak z każdym dniem sytuacja jest coraz trudniejsza… Mój syn nie jest w stanie samodzielnie wykonać wielu codziennych czynności. Muszę pomagać mu przy ubieraniu, myciu czy jedzeniu. Ze względu na swoje schorzenie Wojciech musiał też przejść kilka różnych operacji. Po każdej z nich potrzebował jeszcze intensywniejszej opieki! Niestety, wieloletnie podnoszenie syna odcisnęło piętno również na moim zdrowiu… Z każdym dniem pogłębiają się moje problemy z kręgosłupem i sama zaczęłam potrzebować leczenia. Boję się, że nadejdzie moment, w którym nie będę już w stanie dłużej pomagać synowi… Staram się zapewniać Wojciechowi wszystko, czego potrzebuje. Zajęcia rehabilitacyjne tylko nieznacznie poprawiają jego sprawność, dlatego jedyną nadzieją na ułatwienie naszej codzienności jest podnośnik sufitowy. Znacznie odciążyłby mój kręgosłup, dzięki czemu mogłabym nadal opiekować się synem. Podnośnik jest niestety bardzo drogi. Sama nie dam rady uzbierać tak ogromnej kwoty… Z roku na rok jestem coraz starsza i mam coraz mniej siły, by opiekować się Wojciechem. Nie chcę, by syn stał się przykuty do łóżka bo nie będę w stanie go podnieść! Z całego serca proszę, pomóżcie mi w walce o lepszą codzienność! Ewa, mama Wojciecha

4 300,00 zł ( 11,54% )
Brakuje: 32 935,00 zł