Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Gertruda Stryjecka - Łata
Gertruda Stryjecka - Łata , 46 lat

Mama 3 dzieci walczy z rakiem o życie! Potrzebne Twoje wsparcie!

Są tacy ludzie, których zawsze możesz zapytać o radę i poprosić o pomoc, a oni nigdy nie odmówią. Są tacy ludzie, którzy serce mają na dłoni - nigdy nie proszą o nic dla siebie, zawsze są dla innych. Taka jest właśnie Greta. Świetny pedagog, niezawodna przyjaciółka i najwspanialsza mama, jaką znam. I właśnie ją, naszą Gretę, dopadł rak... W takich chwilach wydaje nam się, że nie ma sprawiedliwości ta świecie. Osoby takie jak Greta powinny żyć wiecznie, a przynajmniej 100 lat - przecież ona nigdy nie zrobiła nic złego... Wrażliwa na problemy innych zawsze spieszyła z pomocą. Dziś takiej pomocy potrzebuje sama... Kiedy usłyszała diagnozę, jej świat się zatrzymał. Nowotwór złośliwy piersi z przerzutami do węzłów chłonnych wdarł się do jej życia bez żadnego ostrzeżenia. Kiedy my zdezorientowani i pogrążeni w strachu zastanawialiśmy się, co możemy zrobić, ona pełna mobilizacji przygotowywała plan walki na śmierć i życie. Wie, że musi walczyć, dla męża, dla dzieci, dla rodziców, dla nas wszystkich! Greta nadal systematycznie jeździ na zabiegi chemioterapii, a po ich zakończeniu planowana jest radioterapia. W dalszym ciągu korzysta też z zabiegów rehabilitacyjnych. Wspomaga się leczeniem wzmacniającym, m.in. suplementami, zabiegami w komorze tlenowej, wlewami z wit. C oraz specjalistyczną dietą, ułożoną dla niej przez dietetyka. Skutki uboczne wynikłe po chemioterapii spowodowały, że musi korzystać z licznych konsultacji i leczenia u specjalistów. To niestety generuje ogromne koszty, dlatego ponownie proszę o pomoc, w imieniu swoim, Grey, jej rodziny i przyjaciół.  Przyjaciółka ➡️ Licytacje dla Gertrudy

10 294 zł
Marcin Kubiak
Marcin Kubiak , 6 lat

Nie dawano mu szans na przeżycie... Wspomóż tego dzielnego wojownika!

Dziękujemy za dotychczasowe wsparcie naszego dzielnego, walecznego synka! Do tej pory dzięki Wam – ludziom o ogromnych sercach, Marcinek miał zapewnioną roczną rehabilitację. Dziś jednak znów stajemy przed Wami z nadzieją w sercu na Waszą dobroć. Chcemy wyjechać z synkiem na turnusy rehabilitacyjne, po których robi ogromne postępy! Jednak bez Waszej pomocy, nie damy rady… Nasz mały wojownik musiał walczyć o przetrwanie jeszcze zanim się urodził. Dziś chodzi, uśmiecha się i patrzy kochającym wzrokiem na mnie, swoją mamę... To wynagradza mi większość cierpień, niepewność, cały strach. Jednak codziennie musimy o niego walczyć – o jego utracone zdrowie... Będąc w ciąży, byłam niezwykle szczęśliwa. Nasze oczekiwane dziecko! Pewnie duża część mam poczuła to, co ja po pozytywnym teście. Gdy usłyszeliśmy bijące serduszko, odetchnęliśmy z ulgą... Tak bardzo chcieliśmy, żeby wszystko było dobrze. Jednak niedługo po tym przekonaliśmy się, że życie potrafi być okrutne. Wszystkie problemy, które wtedy wydawały nam się duże, pomniejszyły się do wielkości ziarenka maku... W 9. tygodniu ciąży usłyszałam, że moje dziecko najprawdopodobniej umrze. Zauważono uogólniony obrzęk płodu. „To musi być poważna choroba, na pewno prowadząca do obumarcia płodu” – usłyszałam. Wystarczy wpisać w wyszukiwarce „uogólniony obrzęk płodu”, a wszystkie marzenia o zdrowym dziecku odpływają nagle z całą wcześniejszą euforią... Przeżywalność: kilkanaście procent... „Opuchlizna utrudnia rozwój płodu i prowadzi do jego śmierci”. Takie właśnie informacje otrzymałam przy pierwszym zetknięciu z danymi na temat mojej własnej ciąży. Byłam w szoku… Moje życie zmieniło się wtedy całkowicie. Jedyna myśl, która pojawiała się wtedy w głowie, to ta, czy moje dziecko jeszcze żyje? Czy już umarło? Pewnie większość mam czeka na pierwsze badania prenatalne... Dla mnie były one wielką traumą. Dowiedziałam się, że obrzęk ciała zaczynał się od głowy, szedł przez kark oraz plecy i kończył się na pupie. Był ogromny. Kolejne badanie miało nastąpić w 15. tygodniu. „Ale tego niemal na 100% nie dożyje”... Powstrzymując łzy, starałam się odnaleźć w sobie siłę, by wytrzymać. Czekałam na amniopunkcję jak na szpilkach... W 15. tygodniu poczułam ruchy mojego maluszka! To był znak – „jestem tu, mamo, nie poddam się”. Zdarzył się cud – obrzęk sięgał już tylko karku mojego synka, będąc wielkości jego głowy. Mimo to lekarz ostrzegł: „Zapewne nie dożyje następnego badania...”. Tak bardzo potrzebowałam wtedy chociaż jednej dobrej wiadomości. Niestety – niedługo później otrzymaliśmy informację o zespole Noonan, na który najprawdopodobniej cierpi Marcin. Poza tym okazało się, że synek ma duże problemy z serduszkiem – kardiomiopatię przerostową mięśni sercowych.  Choć mało kto w to wierzył, Marcin przeżył! Przeżył i przyszedł na świat w 36. tygodniu ciąży. Po narodzinach czekało nas wiele gorzkich chwil... Podejrzenia były naprawdę okrutne – śmiertelne choroby, szereg strasznych badań, moja depresja (dziękuję pani psycholog!), codzienne zmaganie się z myślą o tym, jak pomóc tak choremu dziecku... Tuż po porodzie cały czas trzymano mnie w niepewności – nie wiedziałam, w jakim dokładnie Marcin jest stanie. Każda mama w takich chwilach pragnie zobaczyć swoje dziecko... Ja nie liczyłam nawet na imponującą punktację w skali Apgar, ale po prostu chciałam wiedzieć, co z nim, czy żyje... Pytałam pielęgniarek, one spuszczały wzrok... Nie mogłam spać, normalnie funkcjonować. Aż około 3:00 nad ranem usłyszałam, że otwiera się winda i ktoś z niej wychodzi. Zmroziło mi krew w żyłach z przerażenia, ale pracownicy medyczni przeszli do kobiety z sali obok. Jedyne, co usłyszałam tej nocy, to przeraźliwy płacz tej matki... Do dziś dziękuję Bogu, że to nie o Marcinka chodziło. Marcin to moje oczko w głowie. Jest radosny, śmieje się, chodzi, czyni naprawdę duże postępy. Nie przeskoczy jednak swej choroby, gdyż zaawansowane badania genetyczne potwierdziły zespół Noonan. Nasz kochany Synek zaczął się tak naprawdę rozwijać, gdy usunięto mu naddatek skóry w wieku 14 miesięcy. Nadal musi być poddawany rehabilitacjom, poza tym kosztowne turnusy rehabilitacyjne stabilizują jego rozwój. Na to wszystko potrzebujemy niestety pieniędzy... Oprócz rehabilitacji, którym poświęcam całe swoje życie, Marcinka niestety czeka operacja czaszki. Lekarze muszą ją rozłożyć i poskładać od nowa. Wydaje się przerażające? Dla nas to nadzieja na życie naszego Synka, którego kochamy najmocniej na świecie. Dziękujemy wszystkim Darczyńcom, jesteśmy Wam niezmiernie wdzięczni. Dla nas to naprawdę wiele znaczy, każdy Wasz gest, każda złotówka... W szczególności dziękuję Wam ja – Mama

10 292,00 zł ( 48,37% )
Brakuje: 10 985,00 zł
Krystyna Pieczyńska
Pilne!
Krystyna Pieczyńska , 54 lata

RAK❗️Nasza mama potrzebuje wsparcia w leczeniu!

Mama wiodła zwyczajne życie. Jednak niestety 2 lata temu, siedząc przy rodzinnej kolacji, niespodziewanie, w ekspresowym tempie, zaczęła puchnąć jej ręka!  Na początku żaden z lekarzy nie wiedział, gdzie leży przyczyna. Potem jednak, w toku kolejnych badań, potwierdziło się to, czego usłyszeć nie chciał nikt: RAK PIERSI! Z początku do nikogo ta wiadomość nie docierała, nikt nie chciał jej zaakceptować, jednak z czasem nie mieliśmy innego wyboru, jak przekroczyć drzwi szpitala i stanąć twarzą w twarz z tą śmiertelną chorobą! Na początku mama przyjmowała chemioterapię, najpierw najmocniejsze dawki, a z czasem coraz słabsze. Niestety sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna! Lekarze stwierdzili, że z powodu ułożenia i mutacji guza, mastektomia (która ulżyłaby mamie), nie może zostać przeprowadzona! Pozostało nam leczenie immunologiczne, przyjmowanie dalszych kroplówek, suplementów. Na tle walki z chorobą toczyło się codzienne życie i obowiązki: opieka na naszym nastoletnim bratem, gotowanie, sprzątanie, opłacanie rachunków...  Wydajność mamy jednak bardzo się zmieniła. Jest słaba i potrzebuje pomocy. Jedna z nas, na co dzień opiekuje się mamą i jest z nią cały czas. Tak jak kiedyś mama poświęcała się nam, tak dzisiaj my robimy wszystko, aby pomóc pokonać jej chorobę! Przez cały czas starałyśmy się same opłacać wszystkie koszty leczenia, ale staje się to już zbyt trudne. Mama potrzebuje wielu form wsparcia: biorezonansów, plazmoterapii, a także stałych wizyty u neuropaty oraz fizjoterapeuty. Wszystko to wzmacnia jej słaby organizm.  Prosimy o pomoc, abyśmy dalej mogły wspierać mamę w leczeniu. Każda wpłata, nawet złotówki, jest tak cenna! Za każdy gest pomocy jesteśmy ogromnie wdzięczne! Weronika i Joanna, córki

10 292,00 zł ( 16,12% )
Brakuje: 53 538,00 zł
Nela Rykowska
Nela Rykowska , 7 lat

Kolejna tragedia w życiu Neli… Na pomoc!

Nelunia urodziła się z rzadką chorobą genetyczną. Jej mama poświęca wszystko, by pomagać córeczce, za wiele rzeczy musi płacić sama, a koszty są gigantyczne… Na domiar złego niedawno Nelę i jej mamę na pasach potrącił samochód! Połamane kości, zniszczony wózek inwalidzki… Pilnie potrzebna pomoc dla dziewczynki! Mama Neli: Moja 4-letnia córeczka przyszła na świat z wagą genetyczną – bardzo rzadkim Zespół Grouchego. Przez to jej rozwój jest zaburzony. Nela nadal nie siedzi, nie chodzi. Porusza się tylko na wózku inwalidzkim. Niestety, w marcu tego roku doszło do wypadku… Przechodziłam z córką przez przejście dla pieszych, gdy potrąciła nas taksówka! Najbardziej ucierpiała moja córeczka… W wyniku wypadku miała poważną operację złamanej kości udowej z przemieszczeniem. Wózek został zniszczony podczas wypadku. Na szybko kupiliśmy przejściowy kubełkowy, ale Nela wyrasta już z niego i nie ma w nim prawidłowej pozycji. Dlatego pilnie potrzebujemy nowego wózka, na który nas nie stać… Koszt nowego wózka inwalidzkiego to ok. 20 tysięcy złotych. Myślimy o modelu z firmy Hoggi, takiego z budką, podnóżkiem, który wystarczyłby nam na kilka lat.  Bardzo prosimy o wsparcie. Nela nigdy nie wyzdrowieje, ale my, jako jej rodzice robimy wszystko, by jej życie było jak najlepsze, szczęśliwe i pozbawione bólu. Los niestety rzuca nam kłody pod nogi... Tylko z Waszą pomocą będziemy mogli je przeskoczyć!

10 290,00 zł ( 60,45% )
Brakuje: 6 732,00 zł
Boguś Bessarab
Boguś Bessarab , 13 lat

To leczenie może odmienić życie mojego syna! Pomocy!

Boguś cierpi na bardzo poważną formę autyzmu. Jego rozwój jest mocno zaburzony. Teraz pojawia się jednak szansa, żeby jego los się odmienił! Proszę o pomoc w zebraniu środków na terapię komórkami macierzystymi! Gdy synek miał cztery latka, opiekunka z przedszkola, zwróciła nam uwagę, że bardzo różni się od innych dzieci. Jest zamknięty w sobie, nie zwraca uwagę na rówieśników, na każde dotknięcie reaguje agresywnie. Zaczęłam odwiedzać wielu specjalistów. W końcu poznałam diagnozę – autyzm.  Mój kochany chłopiec ma 12 lat. Nie potrafi mówić, czytać i pisać. Kiedy czuje się niezrozumiany, bardzo się denerwuje. Chodzi do szkoły specjalnej. Ma zajęcia z psychologiem, logopedą, rehabilitantem. Dzięki temu widać u niego postępy. Jest mniej agresywny, potrafi pokazać, że czegoś chce lub coś go boli. Nauczył się też nawiązywać kontakt z rówieśnikami, bawi się z nimi. Nikt nie dawał mi nadziei na znaczne polepszenie sytuacji syna, ale stał się cud. Lekarz w Gruzji zgodził się na przeprowadzenie terapii komórkami macierzystymi. Jest przekonany, że to leczenie przyniesie wielką poprawę stanu Bogusia. Koszty są jednak ogromne… Mój zawsze uśmiechnięty chłopiec jest nietypowym dzieckiem. Ale chciałby żyć tak, jak inne dzieci w jego wieku! Uwielbia czasopisma i kartki z pieskami. Lubi też makramy. Ma młodsze rodzeństwo, brata i siostrę.  Wierzę, że leczenie będzie ogromnym krokiem Bogusia do normalnego życia. Mam ogromną nadzieję, że pomoże mu stać się bardziej samodzielnym. Nie będziemy żyć wiecznie, a ja boję się nawet pomyśleć, czy syn będzie w stanie beze mnie przetrwać. Bardzo proszę, nie odwracajcie wzroku od mojego chłopca! Błagam o pomoc w uzbieraniu środków! Z góry dziękuję! Mama

10 279,00 zł ( 16,43% )
Brakuje: 52 275,00 zł
Mariusz Duczek
Mariusz Duczek , 48 lat

Żyję w ogromnym bólu i boję się o sprawność. Ten kombinezon może mnie uratować!

Jestem Mariusz i mam 47 lat. W 2019 r. stwierdzono u mnie stwardnienie rozsiane pierwotnie postępujące. Dotychczas leczono mnie na neuroboreliozę, więc nowa diagnoza spadła na mnie, jak grom z jasnego nieba! Ponoć tylko 10% chorych ma jedną z najcięższych postaci tej choroby. Niestety, jestem wśród nich. Czuję potworne bóle głowy i nóg. Pomocy szukałem już wszędzie, ale choroba dalej chce odebrać mi sprawność. Spastyczność, zmniejszony zakres ruchu, utrata funkcji motorycznych i równowagi oraz związany z tym przewlekły ból – każdego dnia muszę stawiać im czoła. Mój wróg chce posadzić mnie na wózek, a z czasem położyć do łóżka... Kiedyś byłem pełen życia, teraz mam trudność z przejściem kilkudziesięciu metrów. Każdego dnia żyję nie tylko w bólu, ale i w lęku o swoją przyszłość. Dalej staram się pracować, ale nie wiem, jak długo będzie to możliwe...  NFZ odmówił mi finansowania leczenia jedynym dostępnym lekiem, który u 30% chorych spowalnia postęp choroby. Dostałem się jednak do programu badawczego i mogłem zacząć terapię. Myślałem, że jestem uratowany!  Już od 2 lat mam podawany lek. Niestety, choroba postępuje. Nie było mi dane być w grupie szczęśliwców, u których ta terapia działa… Nie straciłem jednak wiary. Trafiłem do Fundacji Dzielny Miś, która prowadzi rehabilitację specjalnym kombinezonem Exopulse Mollii Suit. Po pierwszym użyciu kombinezonu czułem rewelacyjne efekty. Moje ruchy były bardziej zintegrowane, szybsze, poprawiła się moja motoryka.    Kombinezon to urządzenie do domowej rehabilitacji. Należy korzystać z niego co 2 dni. Elektrody rozmieszczone w całym kombinezonie stymulują mięśnie i powodują ich rozluźnienie. Ta stymulacja jest nieinwazyjna, niefarmakologiczna i ma ograniczone działania niepożądane w porównaniu z innymi znanymi metodami leczenia spastyczności. Łagodzi również ból. Kombinezon jest moją szansą na jak najdłuższe utrzymanie moich nóg i rąk w sprawności. Pozwoli też wyzwolić się od bólu. Jego zakup jest jednak poza moimi możliwościami finansowymi. Dlatego zwracam się o pomoc. Dopóki stan zdrowia mi na to pozwalał, sam starałem się pomagać każdemu, kto mnie o to poprosił. Mam nadzieję, że pomożecie mi w walce o moją sprawność i życie bez bólu!  Mariusz

10 272,00 zł ( 37,13% )
Brakuje: 17 388,00 zł
Leon, Teodor, Matylda Kopińscy
Leon, Teodor, Matylda Kopińscy , 9 lat

Potrójna walka o lepsze życie! Leon, Teodor i Matylda czekają na Twoją pomoc!

Leon, Teodor i Matylda to nasze wspaniałe dzieci w spektrum autyzmu, dodatkowo u Matyldy zdiagnozowano mutyzm wybiórczy. Każdego dnia staramy się zapewnić im wszystko to, czego najbardziej potrzebują do prawidłowego rozwoju. Nie jest łatwo, ale ich uśmiech i radość wynagradzają nam wszystkie troski i codzienne trudy. Nasze dzieci funkcjonują wysoko, jednak wymagają cotygodniowych terapii na wielu poziomach m.in. logopedycznej, sensorycznych, psychologicznych, treningu umiejętności społecznych, zajęć dodatkowych, które wspierają ich rozwój i pomagają w regulowaniu emocji. Niestety z końcem maja 2023 skończy się nasz budżet na terapie dzieci. Powoli zaczyna brakować nam środków.  Aby zapewnić im ciągłość terapeutyczną, z całego serca prosimy Was o wsparcie naszej zbiórki. Każdego dnia widzimy, jak wiele daje regularność wspomagania naszych dzieci, dlatego prosimy o Wasze wsparcie i zebranie kwoty, która pozwoli nam na opłacenie wszystkich terapii naszych dzieci do końca roku. Rodzice Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

10 256,00 zł ( 48,2% )
Brakuje: 11 021,00 zł
Gertruda Calik
Gertruda Calik , 39 lat

Rodzeństwo walczy o lepsze jutro! Choroba zabrała im wszystko.

Krzysztof i Gertruda to dorosłe dzieci pana Zbigniewa. Niestety każde z nich jest niepełnosprawne. Obydwoje zmagają się z dystrofią miotoniczna typu I, na którą chorowała też ich mama i babcia. Dystrofia miotoniczna jest chorobą dziedziczoną genetycznie, a ta rodzina dowiedziała się o tym, kiedy Gertruda i Krzysztof byli małymi dziećmi.  1,5 roku temu, w wyniku powikłań po COVID-19, zmarła żona Pana Zbigniewa. Pan Zbigniew nie jest w stanie pracować, ponieważ zajmuje się całodobową opieką nad dorosłymi dziećmi. Utrzymują się z renty.  4 lata temu, Krzysztof spadł ze schodów podczas wycieczki klasowej do muzeum i w wyniku tego doszło do krwawienia podpajęczynówkowego, ubytku czaszki i niedowładu prawej strony ciała. Rok później z tych samych schodów, również na wycieczce klasowej, spadła Gertruda i tutaj skończyło się na przezkrętarzowym złamaniu kości udowej. Jej chód znacząco się pogorszył. Nie jest w stanie samodzielnie wychodzić na zewnątrz. Wejście na niewielki stopień bez osoby trzeciej jest niemożliwe. Zanikowi ulegają poszczególne mięśnie kończyn dolnych, które odpowiadają za unoszenie stóp. Gertruda potrzebuje ortez, pasów derotacyjnych i innych sprzętów, żeby poprawić jakość swojego chodu.   2 lata temu u syna Pana Zbigniewa doszło do wielonarządowej niewydolności w wyniku pęknięcia wrzodu. Krzysztof spędził wtedy 3 miesiące w szpitalu, gdzie 3-krotnie był operowany przez powłoki brzuszne — usunięto część żołądka i jelit, następnie doszło do krwawienia do górnej części przewodu pokarmowego, ponownej operacji, podejrzenia nieszczelności i kolejnej operacji. Rozwinęła się posocznica i doszło do martwiczych zmian w lewej stopie. Stopę udało się uratować od amputacji, ale to, co obumarło, spowodowało, że stopa jest dużo mniejsza, ma ubytki masy mięśniowej i siły. Potrzebna jest orteza, żeby Krzysztof mógł być pionizowany w specjalnych chodzikach czy pionizatorze. Ze szpitala wrócił z sondą dojelitową, rurką tracheotomijną, ogromnymi przykurczami i zanikami mięśni. Przy postępującej chorobie nerwowomięśniowej każdy taki szpitalny incydent powoduje, że choroba przyspiesza i osłabia pacjenta. Zabiera to, o co pacjent walczy każdego dnia.  Zarówno Krzysztof, jak i Gertruda potrzebują rehabilitacji i sprzętu, który choć trochę ułatwi im tak trudną codzienność. Rodzina żyje skromnie, a nawet bardzo skromnie. Rzadko narzekają. Mają w sobie ogromną siłę, wiarę i szacunek do życia. I potrzebują pomocy, ale nie potrafią o nią prosić… Aktualizacja: Z głębokim smutkiem i żalem przyjęliśmy informację o śmierci Krzysztofa. Wierzymy, że jest już w świecie, w którym nie ma bólu i cierpienia... Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje, a Darczyńców prosimy o dalsze wsparcie dla Gertrudy, która wciąż walczy o zdrowie. Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

10 230,00 zł ( 19,23% )
Brakuje: 42 962,00 zł
Kacper Woźniak
Kacper Woźniak , 14 lat

Marzę, by Kacper postawił pierwszy krok! Jesteśmy coraz bliżej!

Dziękuję za dotychczasowe wsparcie. Wspaniale jest wiedzieć, że los Kacperka nie jest obojętny dla tak wielu ludzi! Już od 13 lat walczę o zdrowie synka i nigdy się nie poddam! Po przebytej operacji pojawiło się światełko w tunelu, nie możemy tego zmarnować. Sama wychowuję syna i po raz kolejny proszę Was o pomoc! Nasza historia: Kacper zaraz po urodzeniu, zamiast trafić w moje objęcia, trafił do inkubatora. Syn urodził się z niewydolnością oddechową. W 3 tygodniu życia zachorował na zapalenie płuc. Oprócz tego lekarze zdiagnozowali odmę płucną, kwasicę metaboliczną i niedokrwistość wtórną.   W efekcie zaburzony został układ nerwowy, co doprowadziło do Dziecięcego Porażenia Mózgowego – choroby, która do dziś zabiera sprawność i skazuje Kacperka na codzienne zmaganie się z bólem. Pomimo wielu lat intensywnej rehabilitacji postępy były bardzo powolne. Synek nie mógł samodzielnie chodzić. Nagle, w 2022 roku pojawiła się szansa na poprawę jego losu – specjalistyczna operacja w Paley European Institute. Jej koszty były jednak ogromne.  Wtedy stała się rzecz niesamowita. Dawid Tomala – mistrz olimpijski z Tokio w chodzie na 50 km – przekazał swój złoty medal na licytację, z której dochód został przeznaczony właśnie na Kacperka! Zwycięzca licytacji zapłacił za krążek 280 tysięcy! Kacperek przeszedł operację 8 czerwca 2023 roku w Warszawie. Była to obustronna osteotomia waryzujaco-derotacyjna bliższego końca kości udowej. Zakończyła się ona sukcesem. Niestety walka Kacperka o zdrowie wciąż trwa. Za nami już bardzo wiele trudnych chwil, dni pełnych ciężkiej pracy rehabilitacyjnej, bólu i łez. Patrzenie na cierpienie dziecka to najgorsze, co może spotkać matkę. Ostatnio odbyliśmy kolejną konsultację pooperacyjną. Okazało się, że potrzebna jest pilna operacja stóp i łydki. Kosztuje ona jednak bardzo dużo... Po przebyciu tej operacji Kacperek będzie w 100% anatomicznie zdolny do prawidłowego chodzenia bez bólu i cierpienia! Dlatego po raz kolejny proszę Was o pomoc. To jedyna szansa, aby Kacperek mógł przejść swoje kolejne lata na zdrowych stópkach! Agnieszka, mama

10 223,00 zł ( 11,52% )
Brakuje: 78 443,00 zł