Mój synek mógł stracić życie! Dziś walczę o jego dobrą przyszłość!
Mój synek urodził się w 31. tygodniu. To było zbyt szybko. Od razu po urodzeniu musiał przejść operację... Wykryto u niego perforację jelit! Sytuacja była poważna, a ja drżałam ze strachu. Lekarze założyli Wojtusiowi stomię. Potem przez dwa tygodnie przebywał na intensywnej terapii, gdzie stoczył walkę o swoje życie! Byłam przepełniona przerażeniem. Patrzyłam na moje maleństwo i po cichu szeptałam, aby był silny. Tak bardzo chciałam go przytulić, zabrać do domu, otoczyć matczyną opieką… Nie zaznałam spokoju. Moje serce zostało jeszcze bardziej rozerwane, gdy synek doznał śródmózgowego wylewu między 3. a 4. stopniem! Wykryto także wrodzoną wadę rozwojową przegród serca. Mój syn poznał swój dom prawie po czterech miesiącach. Wcześniej znał tylko szpital. Zamiast wizyt najbliższych, codziennie musiał znosić badania, wykonywane przez obcych ludzi. Lekarze uratowali mu życie, ale cierpię na samą myśl, że w pierwszych dniach i tygodniach nie mogłam wziąć swobodnie mojego dziecka w ramiona. Dziś Wojtuś ma już roczek. Nadal jednak spędzamy mnóstwo czasu w poradniach, gdzie jesteśmy pod opieką wielu specjalistów. Mój synek potrzebuje rehabilitacji, która wzmocni jego rozwój, pomoże stanąć na nóżki i samodzielnie siedzieć. Nie wiem co będzie jutro. Codziennie modlę się, aby Wojtuś był zdrowy i już nic złego się nie przytrafiło. Bez rehabilitacji i fachowej opieki może być różnie… Proszę, pomóż mojemu dziecku. Ola, mama