Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Adrian Chwała
Adrian Chwała , 28 lat

By tragiczny wypadek nie był końcem...

Adrian ma zaledwie 26 lat. Do tej pory prowadził zwyczajne życie – miał dobrą pracę, kolegów, plany na przyszłość i piękne marzenia. Zupełnie nic nie zapowiadało, że lada moment dojdzie do straszliwego wypadku, który to wszystko zabierze...  W 2015 roku Adrian brał udział w nieszczęśliwym wypadku samochodowym, w wyniku którego doszło do poważnego urazu mózgu, uszkodzeń wielonarządowych, stłuczenia płuc, złamania kości łokciowej i urazów kręgosłupa... W krytycznym stanie został przewieziony do szpitala, gdzie zaczęła się walka o jego życie. Lekarze natychmiast wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej – inaczej nie wytrzymałby tak silnego bólu...  Jego życie przez najbliższe dni było zagrożone, dlatego specjaliści robili wszystko co w ich mocy, aby go uratować. Adrian przeszedł wiele zabiegów i skomplikowanych operacji. Miał wiele szczęścia – przeżył. Jednak do dziś z wielkim bólem i głębokimi ranami walczy z tragicznymi skutkami tego pechowego wypadku.  Uszkodzenia ciała i liczne urazy spowodowały, że Adrian doznał spastycznego niedowładu lewostronnego i dziś porusza się na wózku. Dodatkowo zmaga się z silnymi bólami głowy, które często utrudniają mu codziennie funkcjonowanie i walkę o sprawność...  Pierwsze miesiące po wybudzeniu ze śpiączki były bardzo trudne. Adrian nie potrafił się odnaleźć w nowej rzeczywistości, związanej z bólem, samotnością i zmianą dotychczasowego stylu życia... Pierwsza rehabilitacja w domu nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, co spowodowało, że Adrian się załamał. Zamknął się na kontakty z innymi ludźmi, tracił energię, motywację do życia... Co dla nas – jego bliskich – było straszliwym widokiem. Pękały nam serca. Wiedzieliśmy jednak, że nie możemy się poddać. Nieprzerwanie szukaliśmy ratunku. W końcu po wielu tygodniach pojawiła się nadzieja, która stała się dla nas światełkiem w tunelu.  Znaleźliśmy prywatny Ośrodek Neurorehabilitacji, w którym Adrian otrzymałby odpowiednią, specjalistyczną i kompleksową rehabilitację. Bez zastanowienia nawiązaliśmy z nimi kontakt i szybko rozpoczęliśmy leczenie.  Trafiając do ośrodka, Adrian był na początku wycofany i nieufny,  Mimo to wciąż był poddawany intensywnej rehabilitacji, która z czasem zaczęła przynosić pierwsze, długo wyczekiwane efekty. To rozpaliło w nim nadzieję i wiarę, że jeszcze może być pięknie! Z dnia na dzień Adrian zaczął odzyskiwać siłę i otwierać się na nowe znajomości.  Jak wspomina jego mama: „Adrian zaczął inaczej myśleć. Wcześniej uważał, że jest samotny, a jego sytuacja bez wyjścia. Teraz widząc innych zdeterminowanych pacjentów, którzy często są w gorszej sytuacji niż jego, zaczął się bardziej starać i poczuł, że nie jest samotny. Sama obecność w ośrodku, daje mu dużą motywację i siły do działania. Trochę się wygada, pośmieje i przede wszystkim chce ćwiczyć!”. Obecnie Adrian łatwiej się porusza. Fizjoterapeuci pracują nad jego kondycją, starają się, aby stopniowo stawał na nogi. Dzięki temu łatwiej wykonuje samodzielne kroki. Niestety, dotychczasowe leczenie i rehabilitacje już teraz pochłonęły wszystkie nasze oszczędności. Przed Adrianem jeszcze wiele godzin ciężkiej pracy, ćwiczeń. Wydatki wciąż będą się piętrzyć i już dziś wiemy, że oprócz leczenia, potrzebny będzie kosztowny specjalistyczny sprzęt...  Dalsza terapia to jedyna szansa, aby Adrian odzyskał sprawność. Niestety, wysokie kwoty przerastają całą naszą rodzinę. Nie pozostaje mi nic innego, jak błagać ludzi dobrego serca o pomoc i wsparcie. Proszę, pomóżcie Adrianowi wrócić do dawnego życia!  Rodzina 

11 641,00 zł ( 36,37% )
Brakuje: 20 359,00 zł
Bernard Szmytkiewicz
Bernard Szmytkiewicz , 6 lat

Bardzo boimy się o samodzielną przyszłość synka... Pomocy!

Chcielibyśmy opowiedzieć Ci o naszym synku Bernardzie. Ma on 6 lat i żyje w świecie pełnym niezrozumienia, cierpienia i samotności. Nie jest w stanie porozumieć się z nikim. Nigdy nie doświadczyliśmy tak codziennej rzeczy jak rozmowy z nim. Bernard cierpi na rzadkie zaburzenia genetyczne, w tym mikrodelecję w 14. chromosomie. Profesor Genetyki powiedział nam, że na całym świecie jest tylko około 1000 osób takich jak nasz syn. Czujemy, że Bernard jest uwięziony w swoim umyśle i mamy wrażenie oraz wielką nadzieję, że on też gorąco pragnie się nami porozumiewać. Niedawno jego życie stało się jeszcze trudniejsze. Latem dowiedzieliśmy się, że ma cukrzycę typu I, co oznacza, że musi codziennie przyjmować insulinę, by przeżyć. To kolejny koszmar, ponieważ przez swój autyzm nie jest w stanie samodzielnie kontrolować poziomu cukru ani podawać sobie leków. Do tego Bernard bardzo boi się igieł. Życie z autyzmem i cukrzycą to nieustanne wyzwanie. Bernard nie może jeść tego, co i kiedy by chciał, ponieważ musimy stale kontrolować poziom glukozy we krwi. Nie potrafi bawić się z innymi dziećmi, ponieważ nie rozumie ich zachowań i emocji. Inne dzieci również go nie rozumieją, a ich rodzice nie chcą, by się z nimi bawił. Nauka jest dla niego bardzo trudna – nie potrafi się skupić ani zapamiętywać. Nawet sen nie jest dla niego spokojny, bo często budzą nas wszystkich alarmy dotyczące stężenia glukozy. Bernard nie może być sam, ponieważ zawsze potrzebuje opieki i pomocy. Cukrzyca typu I może bardzo zaszkodzić Bernardowi, jeśli nie będzie odpowiednio leczona. Może spowodować wiele powikłań, które mogą nawet odebrać mu życie. Cały czas, nawet podczas snu i zabawy, musi nosić pompę insulinową, połączoną z jego ciałem. Pompa musi być często sprawdzana i programowana, a on nie wie jak to robić, dlatego zawsze potrzebuje naszej pomocy. Wkłucia i zbiorniki od pompy muszą być regularnie wymieniane, co jest dla niego bolesne i stresujące. Do pompy potrzebujemy specjalnych materiałów eksploatacyjnych, takich jak wkłucia, igły, zbiorniczki z insuliną i sensory pomiaru poziomu glukozy. Niestety, są one bardzo drogie i nie są w pełni refundowane przez NFZ. Mamy marzenie, że Bernard pewnego dnia zacznie do nas mówić i powie, co czuje i myśli. To byłby dla nas cud. Aby to osiągnąć, potrzebuje specjalnych i bardzo drogich terapii, na które często musimy jeździć bardzo daleko. Niestety, jego cukrzyca sprawia, że udział w wielu terapiach jest obecnie mocno utrudniony, a jego cel jest jeszcze daleki i niepewny. Jesteśmy przy nim dzień i noc. Kochamy go i staramy się zapewnić mu wszystko, czego potrzebuje, ale to jest dla nas bardzo trudne. Nasze życie to nieustanna walka, w której wszyscy staramy się, by Bernard był bezpieczny i miał jak najlepszą opiekę. Codzienne wydatki na jego leczenie i terapie to ogromne obciążenie, a nasze oszczędności szybko się kończą. Jesteśmy nauczycielami i staramy się zapewnić Bernardowi wszystko, czego potrzebuje, ale też ciągle martwimy się by przypadkiem nie poświęcić za mało czasu naszym starszym dzieciom, które również potrzebują naszego czasu i miłości. Marzymy, by Bernard mógł mieć takie same szanse jak jego starsze rodzeństwo. Chcemy, by poznawał świat, rozwijał się i cieszył życiem. Jednakże, wiemy, że jego przyszłość jest niepewna. Prawdopodobnie nigdy nie będzie mógł się usamodzielnić ani prowadzić normalnego życia. Będzie zawsze potrzebował naszej opieki i wsparcia. Jego cukrzyca naraża go na wiele niebezpieczeństw i cierpień, jeśli nie będzie odpowiednio leczona. Autyzm sprawia, że nie rozumie wielu zagrożeń świata wokół niego, trzymamy go ciągle za rękę, bo może wpaść pod samochód albo zeskoczyć z dużej wysokości. Dlatego zwracamy się z prośbą o pomoc. Ta zbiórka charytatywna to szansa i źródło nadziei dla Bernarda i naszej rodziny. Wasze wsparcie może pomóc mu zacząć mówić i lepiej rozumieć otaczający go świat oraz pomóc w walce z cukrzycą typu I. Prosimy, pomóżcie Bernardowi mieć szansę na lepsze życie. Z całego serca dziękujemy za każdą pomoc. Rodzice Bernarda

11 626 zł
Artem Hraczykow
8 dni do końca
Artem Hraczykow , 5 lat

4-letni chłopiec walczy z SMA❗️Potrzebna pomoc❗️

Synek miał 3 miesiące, gdy zaczęły się objawy. Był coraz słabszy, ale kolejni lekarze odsyłali nas z informacją „Jest jeszcze mały. Przejdzie mu.” W końcu zrobiliśmy test i dowiedzieliśmy się co dolega Artemowi. Diagnoza zwaliła nas z nóg – SMA! W wieku 4-5 miesięcy nie mógł już sam jeść. Przez pewien czas musiał być karmiony przez nos i dopiero po przyjeździe do Polski w 2022 roku Artemowi założono PEG-a, ale przez cały czas jest podłączony pod wentylację płuc. Na całe szczęście Artem zakwalifikował się do programu leczenia i raz na 4 miesiące jest mu podawany bardzo drogi lek. Ale zostają jeszcze koszty sprzętu, leków, specjalnych poduszek i witamin. To leży na naszych barkach i robimy wszystko, by ten ciężar nieść. Ja pracuję, żona cały czas opiekuje się naszym synkiem, ponieważ nie może zostać sam nawet na pół godziny – nieodessana ślina grozi uduszeniem. Każde wsparcie z Państwa strony bardzo pomogłoby nam radzić sobie z codziennością. Artem mimo swojego stanu jest wesołym, radosnym dzieckiem i bardzo chcielibyśmy utrzymać jego uśmiech jak najdłużej. Rodzice

11 625,00 zł ( 27,31% )
Brakuje: 30 929,00 zł
Eliasz Katruk
Eliasz Katruk , 6 lat

Wojna zabrała bezpieczny dom i sprzęt niezbędny do walki z SMA. Pomóż!

Nasz świat runął już dwa razy. Za pierwszym, gdy u Eliasza zdiagnozowano śmiertelną chorobę – SMA typu 1. Za drugim, gdy musieliśmy uciekać przed wojną i przerwać leczenie synka… Jeszcze przed wojną trudno było walczyć z potwornie niebezpieczną chorobą synka. Gdy nasze dziecko miało zaledwie 2 miesiące, wydano na nie wyrok. Diagnoza SMA spadła na nas bezlitośnie i bez uprzedzenia. Każdego dnia ramie w ramie stawaliśmy jednak do walki z zanikiem mięśni. Każdego kolejnego dnia żyliśmy nadzieją, że uratujemy Eliasza.  Zaczęliśmy szukać sposobu jak mu pomóc, dzięki czemu dowiedzieliśmy się o badaniach klinicznych we Francji. Udało się, synek został zakwalifikowany i w wieku 4 miesięcy przyjął pierwszą dawkę leku. Po 2,5 roku intensywnego leczenia i niekończących się badań stan synka był na tyle dobry, że mogliśmy wrócić do domu.  W 2021 roku wszystko zdawało się układać, a leczenie nadal przynosiło dobre efekty. Eliasz  mógł nawet samodzielnie stanąć przy podparciu, co dla chorych na rdzeniowy zanik mięśni 1 typu jest ogromnym osiągnięciem! Niestety, w 2022 roku nasze życie przerwała wojna. Mieszkaliśmy w Charkowie, gdzie koszmar wojny spadł na nas z całą swoją mocą. 2 tygodnie spędziliśmy w piwnicy z dwójką dzieci – bez prądu, wody i jedzenia. Lek zaczął się kończyć, nie mogliśmy dotrzeć do niego w żadnej sposób. Zaczął się wyścig z czasem.  Sytuacja była krytyczna, postanowiliśmy uciec z miasta. Wiedzieliśmy, że walczymy o życie. Zagrażały nam nie tylko spadające z nieba bomby – bez podania leku Eliasz znajdował się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wyjechaliśmy z miasta wcześnie rano, pod osłoną wojska, które pełniło rolę tarczy i chroniło nasz samochód przed pociskami. Dotarliśmy do Polski, gdzie kontynuowaliśmy walkę ze śmiertelną chorobą syna.  Na Ukrainie zostawiliśmy cały dobytek naszego życia, w tym aktywny wózek inwalidzki z napędem elektrycznym, fotelik do karmienia czy pionizator. Cały sprzęt, który ułatwiał synkowi i nam zwyczajną codzienność. Aby móc walczyć o zdrowie i jak najdłuższe życie synka niezbędny jest zakup gorsetu, ortez  oraz wózka elektrycznego. Niestety, wiąże się to z ogromnymi kosztami, których nie jesteśmy w stanie udźwignąć samodzielnie.  Nie wiemy, czemu w naszym życiu jest tyle cierpienia. Nie wiemy, czemu los tak bardzo doświadcza nas i naszego niewinnego synka. Eliasz jest tylko małym dzieckiem, a już doświadczył horroru wojny i zmaga się ze śmiertelną chorobą. Prosimy, wyciągnij do nas pomocną dłoń i daj nadzieję na lepszą przyszłość… Rodzice

11 610,00 zł ( 19,84% )
Brakuje: 46 901,00 zł
Ewa Potyralska
Pilne!
11 dni do końca
Ewa Potyralska , 39 lat

Mama czwórki dzieci walczy z nowotworem❗️Ratunku❗️

Jestem mamą czwórki wspaniałych dzieci: Dawida, Nikoli, Jakuba oraz Amelii. Do niedawna nasza codzienność była niemal idealna. Pomimo codziennych trudności czerpałam wiele szczęścia z każdego dnia. I wtedy nadeszła chwila, która zmieniła wszystko… 10 grudnia 2020 roku, podczas kąpieli, odkryłam guzek w piersi. W tamtej chwili mój świat runął w gruzach.  "Ma Pani nowotwór piersi" - usłyszałam w przeddzień Wigilii Bożego Narodzenia. Cała świąteczna atmosfera zniknęła jak bańka mydlana. Przez pierwsze tygodnie płakałam do poduszki, tuląc do piersi niespełna 1,5 roczną Amelkę. Wiedziałam, że mąż zniesie to dzielnie, ale jak wytłumaczyć dzieciom sytuację? Starsze dzieci zaczęły zadawać łamiące serce pytania. Czy umrę? Co się wtedy stanie? Wiedziałam, że muszę walczyć z całych sił – nie tylko dla siebie, ale też dla nich.  Kilka tygodni po diagnozie przeszłam pierwszą operację wycięcia guza. Chciałam wierzyć, że wszystko już będzie dobrze, że najgorsze już za mną. Niestety, los kolejny raz pokazał swoje okrutne oblicze. Pojawiły się przerzuty do węzłów chłonnych. Kolejne miesiące spędziłam na radio i chemioterapii. Robiłam się coraz słabsza, jednak rodzina dawała mi ogromną siłkę do walki!  Szansą na pokonanie nowotworu jest dla mnie nierefundowane leczenie onkologiczne w Niemczech. Niestety, jest ono niezwykle kosztowne i nie jestem w stanie udźwignąć tak dużego ciężaru finansowego samodzielnie.  Nie ma dnia, bym nie zamartwiała się, co będzie dalej. Żyjemy tylko z wypłaty męża, najniższej krajowej. Codzienność jest trudna, jednak ja się nie poddam – mam dla kogo żyć. Proszę, wyciągnijcie do mnie pomocną dłoń… Nie pozwólcie, by straciły mamę, pomóżcie mi … Ewa

11 596 zł
Maksymilian Lewandowski
4 dni do końca
Maksymilian Lewandowski , 4 latka

Pomóż Maksowi powiedzieć pierwsze słowa, a mi usłyszeć "mamo"...

Każda mama z niecierpliwością czeka na pierwsze słowa swojego dziecka. Ja zamiast nich usłyszałam rozdzierającą serce diagnozę… Mój wyczekany syn nie mówi, nie komunikuje się, nie zgłasza swoich potrzeb. Widać, że bardzo chce i  próbuje, jednak nie jest w stanie nauczyć się tego sam. Z Twoją pomocą może to być możliwe! Od samego początku martwiłam się brakiem mowy u Maksa, jednak słyszałam, że wszystko nadejdzie z czasem i nie ma powodu do niepokoju. Niestety, okazało się, że matczyna intuicja się nie myliła. Na bilansie dwulatka pediatra zwrócił uwagę na brak mowy, nadmierną nerwowość oraz ruchliwość mojego syna. Zostaliśmy skierowani do Dziennego Ośrodka Pomocy...  Przez cały proces diagnozy narastał we mnie ogromny strach i lęk o przyszłość mojego dziecka. Do ostatniej chwili żyłam nadzieją, że moje podejrzenia będą błędne. Nadzieja okazała się jednak ulotna. U Maksa zdiagnozowano całościowe zaburzenia rozwoju. Kiedy patrzę na mojego syna, z którym nie ma kontaktu, do którego nie mogę dotrzeć… czuję się bezsilna. Nie jestem w stanie opisać, jak wszechogarniającą niemoc czuję, gdy Maks próbuje mi coś przekazać i pomimo jego ogromnych starań – nie jest w stanie. To ogromne cierpienie także dla niego – w takich chwilach zaczynają targać nim niezwykle silne emocje, nad którymi ciężko zapanować. Tak bardzo chciałabym mu pomóc, złapać za rękę i wyrwać z tego małego świata, w którym jest uwięziony! Dzięki cotygodniowym zajęciom integracji sensorycznej oraz codziennej terapii z psychologiem jest na to szansa. Ze względu na zaburzenia snu Maksa i całodobową opiekę, której wymaga, byłam zmuszona do rezygnacji z pracy. Był to dodatkowy cios, który spowodował, że koszty terapii są dla nas wręcz astronomiczne. Prosimy, pomóżcie Maksowi wypowiedzieć te pierwsze słowa, pomóżcie mi usłyszeć to pierwsze „Mamo…”. Mama Maksa

11 585,00 zł ( 72,59% )
Brakuje: 4 373,00 zł
Emilka Hohorek
14 dni do końca
Emilka Hohorek , 7 lat

Jej wyjątkowość stała się przekleństwem❗️Emilka jest drugim dzieckiem w Polsce z tą diagnozą❗️

Ciąża przebiegała prawidłowo… Nic nie wskazywało na to, że nasza Emilka urodzi się chora. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy jej przyjścia na świat. Chcieliśmy w końcu przytulić naszą małą córeczkę i uchronić przed całym złem… Niestety przed chorobą nie zdołaliśmy… Po porodzie zdiagnozowano u Emilki padaczkę, opóźnienie rozwoju psychomotorycznego i wrodzoną wadę serca. Przetransportowano ją do szpitala w Ostrowie Wielkopolskim. Córeczka spędziła tam około 2 tygodnie, gdzie przeprowadzono szczegółowe badania. Wyniki nie pozostawiały jednak złudzeń... Do listy diagnoz córeczki dołączyła wada genetyczna — zespół Emanuela. Jak się później okazało, zespół jest odpowiedzialny za większość problemów zdrowotnych Emilki! Córeczka jest drugim dzieckiem w Polsce, u którego padła ta diagnoza. Przeszła w swoim życiu już kilka operacji w tym operację serca, założenie PEG’a, założenie rurki tracheotomijnej i zabiegi ortopedyczne.  Niestety ze względu na szczękościsk Emilka nie otwiera buźki. Dzięki swojej ciężkiej pracy i determinacji córeczka potrafi samodzielnie siedzieć. Nie chodzi, ale z naszą pomocą jest w stanie stanąć na nóżki. Aby miała szansę na lepszą przyszłość, poprawę funkcjonowania i sprawności – niezbędna jest dalsza kosztowna rehabilitacja, turnusy, zajęcia usprawniające i logopedyczne.  Bardzo się o nią boimy... Emilka bardzo często łapie infekcje, ma problemy z oddychaniem i trudności w codziennym funkcjonowaniu. Nie mówi, dlatego nie jest w stanie powiedzieć nam, gdy coś ją boli, gdy czegoś potrzebuje. Pękają nam serca, bo nie wiemy, jak jej pomóc... Chcemy zrobić wszystko, by żyło jej się jak najlepiej… Jest dla nas najważniejsza, dlatego porzucamy wstyd, obawy i zwracamy się do Państwa z prośbą pomoc. Każda złotówka przybliży nas do zdrowia Emilki. Jesteście naszą nadzieją! Rodzice Emilki

11 573 zł
Małgorzata Niewiadomska
Pilne!
Małgorzata Niewiadomska , 56 lat

Małgorzata walczy z RAKIEM❗️Pomóż w walce o zdrowie i ŻYCIE❗️

Całe moje dotychczasowe życie zmieniło się w ciągu zaledwie kilku krótkich dni. Nic nie jest w stanie przygotować człowieka na takie wieści, nic nie jest w stanie przygotować na taką diagnozę.  W maju 2024 roku zauważyłam, że mój brzuch nagle zaczął bardzo rosnąć. Początkowo myślałam, że może to kwestia zwalniającego metabolizmu i zbyt dużej ilości słodyczy. Wszystko jednak zmieniło się, gdy pewnej nocy położyłam się do łóżka i nacisnęłam ręką swój brzuch. Poczułam ogromny ból. Byłam przerażona. Natychmiast udałam się do lekarza, który skierował mnie na badania. Gdy przyszły wyniki, usłyszałam wstrząsającą diagnozę. Pierwotny rak otrzewnej i jajnika. Niestety, ze względu na rozsianie – NIEOPERACYJNY.  Mimo tak potwornie groźnego przeciwnika wiedziałam, że nie mogę się poddać. Jestem już po pierwszym cyklu chemioterapii, przede mną kolejnych sześć. Jeżeli dobrze zareaguję na leczenie i rak się zmniejszy, będzie możliwe usunięcie go operacyjnie. Aby zwiększyć swoje szanse, rozpoczęłam leczenie wspomagające chemioterapię. Niestety, koszty z tym związane są niezwykle wysokie. Wiem, że przede mną ciężka walka z rakiem. Wierzę jednak, że z Waszą pomocą mogę ją wygrać. Proszę Was o wsparcie. Każda wpłata i każde udostępnienie są tu na wagę złota i dają mi szansę na życie! Małgorzata

11 567,00 zł ( 54,36% )
Brakuje: 9 710,00 zł
Agnieszka Wicha
Agnieszka Wicha , 49 lat

Jedna chwila zamieniła moje życie w koszmar, odebrała sprawność! Pomocy!

“Pełna życia, aktywna fizycznie, czynna zawodowo kobieta” – tak wspominają mnie moi znajomi, taka byłam przed wypadkiem. Jedna chwila, jedna sekunda zamieniła moje życie w koszmar. Chciałabym choć przez chwilę poczuć się jak kiedyś, nie myśleć o ograniczeniach i barierach jakie stawia mi moje własne ciało.  2018 rok, marzec, piątek. Hałas, chłód, ból. Dzień, który zmienił wszystko. Teraz, po tych kilku latach potrafię bez łez spływających po policzkach, opowiedzieć co się wydarzyło. Miałam wypadek – krwiak mózgu i pilna operacja, po której dostałam udaru i lewostronnego paraliżu. Nie do końca potrafię przypomnieć sobie, co wtedy się działo i jak się czułam. Setki razy probowałam odświeżyć w pamięci każdą chwilę. Pamiętam tylko ból, który przeszywał każdy centymetr mojego ciała. Od tamtej pory poruszam się na wózku inwalidzkim, a każda najdrobniejsza czynność jest dla mnie ogromnym wyzwaniem. Bycie niezależną – to o tym marzę najbardziej. Żyję dzięki pomocy innych, jednak ciągłe proszenie o pomoc tak bardzo boli... Mam 46 lat i cały czas nie mogę uwierzyć w to, że największą przeszkodą w mojej sprawności jestem ja sama. Walczę z całych sił, walczę każdego dnia o to, by odzyskać dawne życie, ale wciąż jest ono jedynie mglistym wspomnieniem.  Mieszkam na trzecim piętrze. W moim bloku nie ma windy. Miejsce, które powinno być moim azylem, kojarzyć się z bezpieczeństwem i spokojem, dziś jest dla mnie więzieniem... Modlę się, o to, bym miała dość siły na dalszą walkę o przyszłość, o swoje życie! Na powrót do tego co tam bardzo kochałam i za czym najbardziej tęsknię!  Schodołaz może znacznie poprawić moją codzienność. Czuję żal i złość, bo wiem, że sama nie dam rady zakupić tak potrzebnego sprzętu. Dlatego jeśli to czytasz – z całego serca proszę Cię o wsparcie!  Agnieszka    

11 522,00 zł ( 47,29% )
Brakuje: 12 840,00 zł