Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Lena Krupka
2 dni do końca
Lena Krupka , 4 latka

O zdrowie Lenka będzie walczyć już do końca życia... POMOCY❗️

Lekarze podejrzewali, że z naszą córeczką dzieje się coś niedobrego już w 7. miesiącu ciąży. Nie podobał im się kształt i wielkość główki Leny. Niestety wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, z jakimi problemami będziemy musieli się zmierzyć. Córeczka przyszła na świat w 2020 roku. Już chwilę po urodzeniu przeszła pierwszą operację z powodu wyłonienia stomii. Niedługo później została poddana dwóm kolejnym… U Lenki stwierdzono zarośnięcie dolnego odcinka przewodu pokarmowego z przetoką i przedwczesne skostnienie szwów czaszkowych. Przeszła również trzy operacje główki. Kolejne zabiegi przed nią, to dopiero początek naszej walki! Lena ze względu na obniżone napięcie mięśniowe, wymaga ciągłej rehabilitacji i wsparcia wielu specjalistów, między innymi neurochirurga, logopedy, okulisty, gastrologa i genetyka. Córeczka jest bardzo pogodną, wesołą dziewczynką. Chcielibyśmy, aby w przyszłości była osobą samodzielną, która będzie radziła sobie z różnymi codziennymi czynnościami. Niestety wszystko, co niezbędne do jej możliwie jak najlepszego rozwoju, jest bardzo kosztowne. Nie jesteśmy w stanie sami zapewnić jej wszystkiego, czego potrzebuje. Musimy poprosić o pomoc. Porzucamy lęk i wszelkie obawy, bo chodzi o zdrowie i przyszłość naszego dziecka. Prosimy o wsparcie. Dzięki Wam nasza Lenka ma szansę na sprawność i samodzielność. Rodzice

12 505 zł
Tomasz Winszczyk
Tomasz Winszczyk , 46 lat

Pomóż mi odzyskać wzrok! Tak bardzo chciałbym znów widzieć...

To miały być wakacje życia. Tomek cieszył się na ten wyjazd od wielu tygodni. Wyjeżdżał do Indonezji, na drugi koniec świata, odwiedzić mieszkającego tam kuzyna. Wspaniały kraj, tyle rzeczy do zobaczenia. Gdy jechał na lotnisko, był jeszcze zdrowy, szczęśliwy, pełen sił. To był ostatni raz, gdy rodzina widziała go w takim stanie. Nikt nie wie, co dokładnie się wydarzyło. 14 lutego 2019 roku Kasia, siostra Tomka, odebrała telefon. Dowiedziała się, że jej brat jest w szpitalu w krytycznym stanie. Razem z nim na OIOM-ie znaleźli się kuzyn i ich wspólny kolega. Oboje przegrali walkę o życie. Przeżył tylko Tomek. - Będąc tysiące kilometrów od niego, nie wiedziałam, co się dzieje, dlaczego Tomek trafił do szpitala ani co się w ogóle wydarzyło – opowiada Kasia. - Ta bezsilność, bezradność i brak możliwości jakiejkolwiek pomocy nas przygniatała. Po kilku dniach bez jakiegokolwiek zastanowienia spakowałam walizkę i poleciałam do Indonezji. Nie myślałam o tym, jak to będzie i co mnie czeka. W głowie miałam tylko jedno – mój brat rozpaczliwie potrzebuje pomocy… Kilkadziesiąt godzin później Kasia trafiła do indonezyjskiego szpitala. Tam przeżyła szok. Tomek leżał podłączony do licznych urządzeń, podtrzymujących jego życie. Nie mógł się ruszyć, nie był w stanie nawet podnieść głowy z poduszki. Nie kontrolował potrzeb fizjologicznych, miał cewnik, pampersa. Nie umiał mówić. Nic nie widział. Po rozmowie z lekarzem Kasia dowiedziała się, że brat trafił do szpitala z silnym zakwaszeniem metabolicznym, migotaniem przedsionków i niewydolnością oddechową. Przeżył szok septyczny. Badania wykazały, że Tomek, jego kuzyn i kolega zostali otruci alkoholem metylowym. To, co sprzedano im jako lokalny trunek, okazało się śmiertelną trucizną. Metanol zabił kuzyna i kolegę. Tomek ocalił życie, ale stracił wzrok. Indonezja jest najludniejszym państwem muzułmańskim na świecie. W wielu kwestiach obowiązują tu bardzo restrykcyjne przepisy. Islam bezwzględnie zabrania m.in. picia alkoholu. W Indonezji bardzo trudno kupić nawet zwyczajne piwo. W miejscach, w których jest dostępny, alkohol jest – ze względu na wysokie podatki – horrendalnie drogi. Wielu mieszkańców stara się obejść panujące przepisy. Na terenie kraju działa mnóstwo nielegalnych gorzelni. Część z nich nielegalnie zaopatruje też sklepy czy restauracje, sprzedające alkohol turystom. Policja od wielu lat walczy z przestępcami, niestety, bezskutecznie. W kwietniu 2018 roku z powodu zatrucia domowej roboty alkoholem na indonezyjskiej wyspie Jawa zmarło ponad 100 osób. Władze ogłosiły wtedy stan wyjątkowy w związku z zagrożeniem zdrowia publicznego. W nielegalnych miejscach do produkcji alkoholu często stosowane są trucizny – środki do zabijania owadów czy właśnie metanol. Alkohol metylowy w smaku, zapachu i wyglądzie w niczym nie różni się od zwykłego alkoholu. W żaden sposób nie można go odróżnić. Jest substancją silnie trującą. Podczas jego metabolizacji dochodzi do powstania silnie toksycznych substancji. Uszkadzają układ nerwowy, nerki, serce i wątrobę. Wystarczy nawet kilka mililitrów, by doszło do porażenia nerwu wzrokowego i utraty wzroku. Po wypiciu 15 ml następuje śmierć. Objawy zatrucia rozpoznaje się dopiero wtedy, gdy jest już za późno. Lekarze zrobili wszystko, by wyczyścić organizm Tomka, zrobili mu dwie hermodializy. Przez tydzień Tomek był w śpiączce, pod respiratorem. W końcu udało się go wybudzić. Z młodego, silnego mężczyzny, który wylądował kilka dni temu na lotnisku, nie zostało nic. Tomek oślepł, nie chodził, nie potrafił mówić. Potrzebne były 2 dni intensywnej rehabilitacji, by Tomek w ogóle był w stanie usiąść, by można było posadzić go na wózek inwalidzki, a potem umieścić w samolocie. - Wróciliśmy do kraju, ale żaden szpital nie chciał przyjąć Tomka, mimo że jego stan był wciąż zły. Mówili, że w przypadkach zatruć mogą pomóc tylko od razu. Po wielu trudach udało mi się umieścić brata w Polskim Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej VOTUM w Krakowie, gdzie uczył się życia od nowa. Do dzisiaj sztab specjalistów pracuje nad tym, aby Tomek odzyskał wszystko, co stracił – umiejętność chodzenia, mowę oraz pamięć. Po przebadaniu przez lekarzy okazało się, że Tomek miał dwa wylewy do mózgu i przestał widzieć. Po blisko pół roku żmudnej rehabilitacji z Tomkiem jest coraz lepiej. Dzisiaj chodzi prowadzony za rękę, mówi, ale wciąż nie jest samodzielny. Nie umie poruszać się w ciemności, nie zrobi sobie jedzenia, nie ubierze się sam. Wciąż nie widzi. Jedyną nadzieją, by to zmienić, jest przeszczep komórek macierzystych. To eksperymentalna, nowa metoda leczenia. Choremu przeszczepia się zdrowe komórki, które mają odbudować w mózgu to, co uszkodzone. Tomek otrzyma 10 podań, każde z nich co 3 tygodnie. Na pierwsze udało nam się uzbierać środki, nie mamy na kolejne, a powinny odbywać się w odstępie 4 tygodni! To ogromna nadzieja na to, że choć częściowo uda się odzyskać wzrok. Badanie nerwu wzrokowego wykazało, że znikome przewodzenie zostało zachowane. To szansa, że Tomek cokolwiek zobaczy! Niestety nie udało się odnaleźć ludzi ani miejsca, w którym sprzedano zatruty alkohol. Tomek ma zaniki pamięci. Nie wie, co stało się w Indonezji. Dopiero po jakimś czasie dotarło do niego, że nie widzi. Na początku nie wiedział nawet, gdzie jest. Myli zdarzenia, nie pamięta czasem, co jadł na obiad, co robił przed chwilą. Pierwsze podanie komórek macierzystych odbędzie się już w poniedziałek, 5 sierpnia. Rodzina błaga o pomoc w uzbieraniu na kolejne. To jedyna szansa, że uda się odwrócić skutki działania trucizny i że Tomek kiedykolwiek coś zobaczy.

12 501,00 zł ( 10,61% )
Brakuje: 105 264,00 zł
Maksiu Duda
Maksiu Duda , 11 lat

Niepełnosprawny chłopczyk prosi o szansę❗️Pomóż Maksiowi!

Pomocy! Kończą się środki na rehabilitację Maksia! Wystarczy ich tylko do marca... Chłopczyk jest niepełnosprawny, bez Twojej pomocy nie ma szansy na rozwój! Mama Maksia walczy o to, by synek dalej mógł mógł chodzić, czytać, pisać i liczyć... Walka o zdrowie i życie dziecka to ogromne wyzwanie. Bez pomocy jest naprawdę ciężko, dlatego prosimy Cię o nią w imieniu Maksia i jego mamy! Mama Maksia: Pamiętam, jaka byłam szczęśliwa, kiedy Maksiu miał przyjść na świat. Myśl o tym, że już za chwilę obejmę swojego synka, przepełniała mnie radością. Oprócz szczęścia czułam jednak też coś jeszcze – strach. Już w trakcie porodu okazało się, że coś jest nie tak… Maks urodził się niedotleniony… Miałam urodzić zdrowego chłopca… Niestety stało się inaczej. W wyniku komplikacji okołoporodowych synek cierpi na Dziecięce Porażenie Mózgowe, ma obniżone napięcie mięśniowe, jest opóźniony w rozwoju. Ma także stwierdzone upośledzenie w stopniu umiarkowanym. Choroba dziecka to ogromne brzemię od losu. Nie było jednak czasu, by siedzieć i się załamać, trzeba było zacząć walkę. Walkę o sprawność synka… Do swoich pierwszych urodzin Maksiu nawet nie raczkował… Dzięki ciągłym zajęciom w Ośrodku Wczesnej Interwencji zaczął poruszać się na czworakach, kiedy miał 13 miesięcy. Intensywna rehabilitacja, wyjazdy na turnusy rehabilitacyjne postawiły go na nóżki. Zaczął chodzić, gdy miał 2,5 roku. Mowa pojawiła się dopiero, gdy miał 5 lat. Rzeczy, które innym dzieciom przychodzą łatwo, u Maksia są efektem ciężkiej walki... Niestety, jego rozwój fizyczny się zatrzymał. Stopy uciekają do wewnątrz, synek utyka na prawą nogę… Bez rehabilitacji będzie coraz gorzej. Brak działania skaże Maksia na ból, operacje, a może i trwałe kalectwo. Martwię się bardzo, co czeka synka, gdy będzie nastolatkiem. Czy wyląduje na wózku inwalidzkim, o kulach lub przy balkoniku? Bardzo się tego boję… Porażenie dziecięce niestety wraca i ciało dziecka musi być wciąż rehabilitowane. Walczymy też o to, by Maks nauczył się czytać, pisać i liczyć. Muszę dbać, by synek miał ciągłą rehabilitację, by podtrzymać wszystkie efekty, jakie mamy do tej pory. Maksio uczęszcza na prywatne zajęcia rehabilitacyjne i edukacyjno-terapeutyczne w każde soboty. Niestety, środków wystarczy nam tylko do marca... W kwietniu planujemy pojechać do ośrodka rehabilitacji dzieci i młodzieży Tratwa oraz w lipcu na turnus rehabilitacyjny tygodniowy do Łeby. Gdybyśmy mieli więcej środków, turnusy byłyby częstsze. Tylko dzięki ciężkiej pracy, którą umożliwiają ludzie o dobrych sercach - tacy jak Ty - Maksiu uzyskuje małe i duże sukcesy w poprawie zdrowia. Jest wielka nadzieja na samodzielną przyszłość Maksia, a to dodaje jeszcze wielkiej siły do walki o jego zdrowie.  Rehabilitacja, zajęcia, turnusy, sprzęt do rehabilitacji...  To wszystko kosztuje. Nie chcę, by rozwój Maksia się zatrzymał! Niestety bez rehabilitacji tak się stanie… Nie mogę na to pozwolić! Jestem mamą, która chce tylko jednego - szansy dla swojego niepełnosprawnego synka. Proszę o pomoc, wierzę, że z Wami nam się uda. Aukcje charytatywne dla Maksia *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

12 488,00 zł ( 33,34% )
Brakuje: 24 959,00 zł
Michaś Borkowski
14 dni do końca
Michaś Borkowski , 12 lat

Środki na leczenie są pilnie potrzebne! Pomoc dla Michasia!

Michaś przeszedł już tak wiele… Urodził się jako skrajny wcześniak. Cierpi na niedobór wzrostu, ma zespół Aspergera i wadę wzroku. Prosimy Was o pomoc w uzbieraniu funduszy na leczenie naszego synka hormonem wzrostu! Nasz kochany chłopiec przyszedł na świat 10 września 2012 roku. Był to dopiero 23, tydzień ciąży! Od początku dzielnie walczył, by być dziś na tym świecie. To, że żyje, jest cudem medycyny! Lekarze mówili nam, że ma 3% szans na przeżycie! Za nami wiele ciężkich pobytów w szpitalach…  Michaś ma zdiagnozowany zespół Aspergera i ADHD. Zawsze był też niższy, niż jego rówieśnicy, ale mieliśmy nadzieję, że to nadrobi. Niestety tak się nie stało. Dziś synek ma skończone 11 lat i tylko 118 centymetrów wzrostu. Według prognoz, bez wdrożonego leczenia urośnie do 145 cm. Sytuacja już teraz bardzo go dotyka, a w kolejnych latach będzie mu tylko trudniej... Jest jednak nadzieja. To terapia hormonem wzrostu! Michał dobrze zareagował na jego podanie. Niestety nie udało nam się zakwalifikować do refundowanego programu leczenia. Dostaliśmy propozycję rozpoczęcia terapii na własny koszt. Niestety cena jest ogromna i znacznie przekracza nasze możliwości finansowe. Codziennie pracujemy nad sprawnością i dalszym rozwojem syna. Do tej pory udawało się nam to bez pomocy finansowej rodziny, bądź innych osób. Tym razem jednak jesteśmy zmuszeni założyć zbiórkę i poprosić Was o wsparcie. Marzymy tylko o tym, żeby pomóc synowi. Chcemy dodać mu pewności siebie i dać jak najlepsze perspektywy dalszego rozwoju. Pomożesz nam mu to zapewnić? Rodzice

12 484,00 zł ( 5,86% )
Brakuje: 200 282,00 zł
Ewa Kłos
Ewa Kłos , 16 lat

Rana po oparzeniu zrobiła dziurę w ręce mojej córki❗️POMOCY!

Ewa miała niesamowitego pecha. Uległa nieszczęśliwemu wypadkowi, który sprawił, że od kilku miesięcy nieprzerwanie walczymy o jej zdrowie.   Pod koniec maja zeszłego roku córka doznała oparzenia chemicznego przedramienia prawego. Wtedy był tylko czerwony ślad, ale i tak udałyśmy się do lekarza, gdzie poparzenie zostało zabezpieczone. Jednak z dnia na dzień, na jej ciele, zaczęła powstawać duża, czarna dziura!  Po wizycie na pogotowiu okazało się, że sytuacja jest poważniejsza – to III stopień poparzenia. Rozpoczęło się leczenie, które polegało na oczyszczaniu rany z martwicy przez miesiąc. Gdy rana została oczyszczona, konieczny był przeszczep skóry, ponieważ rana była zbyt głęboka, aby mogła sama się zagoić.  Operacja odbyła się 26.06.2023 roku, co wiązało się z dłuższym pobytem w szpitalu. Na szczęście przeszczep przyjął się i rana zaczęła się goić, choć potrzebowała czasu. Niestety, pewnego dnia zaczęły się pojawiać malutkie dziurki na bliźnie po przeszczepie… Rozpoczęły się nasze wędrówki po wielu lekarzach, ale żadna metoda leczenia nie pomagała. Rany nie chciały się goić i niestety było ich coraz więcej i stawały się coraz większe! Obie, moja córka i ja, byłyśmy przerażone! Podjęto więc natychmiastową decyzję o konieczności operacji wycięcia martwicy. Po zabiegu okazało się jednak, że dziury były bardzo głębokie i uszkodzone zostały nerwy i mięśnie! Córka musiała pozostać w szpitalu, gdzie zastosowano opatrunek podciśnieniowy z opatrunkiem barierowym.  Wszędzie szukałam pomocy dla mojego dziecka! W końcu zakwalifikowano Ewę do leczenia w komorze hiperbarycznej, które rozpoczęto 11 stycznia br. Na razie zaplanowano 30 sesji, być może ich liczba się zwiększy… Wszystko zależy od uzyskanych rezultatów.  Od momentu opuszczenia szpitala córka ma podłączony do ran specjalistyczny opatrunek, którego celem jest przyspieszenie procesu gojenia ran. Regularnie, co kilka dni, trzeba go wymieniać.  Nie byłam przygotowana na takie koszty, jednak są one niezbędne, ale Ewa mogła w końcu wyzdrowieć. Wiadomo także, czekać ją będzie także długa rehabilitacja. Całe leczenie trwa już bardzo długo, co jest dla nas obu dużym obciążeniem.  Będę wspierać moją córkę i nie pozwolę się jej poddać. Proszę jednak o pomoc w zapewnieniu jej specjalistycznego leczenia oraz późniejszej rehabilitacji. Dziękuję za każdy dobry gest, wykonany w naszą stronę.  Mama Ewy

12 482,00 zł ( 33,52% )
Brakuje: 24 753,00 zł
Agnieszka Kłysińska
3 dni do końca
Agnieszka Kłysińska , 33 lata

Muszę wyzdrowieć dla córek! Pomożesz mi?

Moja choroba dotyka moją całą rodzinę. Ból i cierpienie już zbyt często zabrało nam wspólne chwile i radość. Nie chcę, by dzieci pamiętały swoją mamę smutną, obolałą i przestraszoną. Chciałabym móc być zawsze do ich dyspozycji — do zabawy, szaleństw, rozmowy i wsparcia.  Choruje na endometriozę 4 stopnia głęboko naciekająca. Podstępna choroba atakowała całe moje młodzieńcze życie. Zawsze jednak powtarzano mi klasyczne słowa: ‚‚przejdzie, jak urodzisz. To taki urok". Ja jednak zostawałam sama z ogromnym bólem.  Na co dzień staram się nie pokazywać swojego cierpienia, jestem osobą pełna optymizmu i cieszę się każdym dniem. Czasem jednak brakuje sił.   Jestem 1,5 roku po drugiej operacji, a czeka mnie kolejna, której ogromnie się boję. Jajnik (nieaktywny) zrósł się z szyjką macicy, a problemy żołądkowo jelitowe nie odpuszczają. Z tego powodu czekam też na rezonans miednicy mniejszej, by zobaczyć zmiany na jelitach.  Wiem, że operacja będzie ciężka, gdyż istnieje ryzyko uszkodzenia jelit, dlatego też przesuwam tę decyzję w czasie... Jednak wiem, że będzie konieczna.  Na co dzień robię wiele by poprawić komfort życia swój i swojej rodziny. Jestem na diecie przeciwzapalnej, suplementuję się, ale z każdym dniem brakuje mi środków, by działać dalej. Wiem, że gdy przestanę uważać na siebie wszelkie objawy i moje cierpienie wróci.  Jestem mamą dwójki dzieci i dla nich chcę funkcjonować najlepiej jak to możliwe. Choroba nie może przejąć nad nami kontroli…  Wstydzę się prosić o pomoc, ale nie mam wyjścia! Pracuje tylko dorywczo, a całą naszą rodzinę utrzymuje mąż. Miesięcznie na dietę i suplementację przeznaczam dużo środków — każdy z nas wie, ile kosztuje teraz życie. Życie z chorobą niestety jeszcze więcej.  Leki, fizjoterapia i dojazdy — nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Dlatego jestem tutaj i proszę o wsparcie każdemu, kto może sobie na to pozwolić.  Jestem już z góry bardzo wdzięczna. Odmieniasz życie moje, mojego męża i naszych dzieci! Agnieszka

12 476 zł
Gunay Israfilova
Gunay Israfilova , 12 lat

Kosztowna operacja w USA jedynym ratunkiem❗️

Nasza córeczka urodziła się 14. czerwca 2012 roku. W momencie jej przyjścia na świat nasze życie wypełniło się niewyobrażalną radością i miłością. Niestety od samego początku musieliśmy mierzyć się z trudnościami, które spadły na nasze dziecko... Gunay urodziła się w 7. miesiącu ciąży. Niedługo po narodzinach zdiagnozowano u niej dziecięce porażenie mózgowe. Od tamtej pory trwa walka, by zapewnić jej możliwie jak najlepszy rozwój. Nie jest łatwo... Dziś córeczka ma 11 lat i chodzi do szkoły. Jest bardzo dobrze rozwinięta intelektualnie, wiele rozumie, komunikuje się, łatwo przyswaja wiedzę. Niestety jej rozwój ruchowy jest bardzo mocno ograniczony. Nie chodzi zbyt dobrze samodzielnie, bardzo często zdarza jej się upaść. Gunay wymaga bardzo kosztownej i wymagającej operacji selektywnej rizotomii grzebietowej w USA. Dzięki niej jest szansa, że mogłaby poruszać się swobodniej, bez bólu! Niestety sami nie będziemy w stanie zebrać takiej kwoty... Musimy poprosić o wsparcie, choć nie jest nam łatwo. Chcielibyśmy móc zapewnić jej wszystko, co niezbędne, sami... Niestety ta kwota znacząco przekracza nasze możliwości finansowe. Otwórz swoje serce dla naszej córeczki. Każdy nawet najmniejszy gest ma ogromne znaczenie! Rodzice

12 459,00 zł ( 5,45% )
Brakuje: 215 979,00 zł
Nikodem Żydzik
Nikodem Żydzik , 11 lat

Nikodem nie może przestać chodzić... Potrzebujemy pilnego wsparcia!

Nikodem obecnie ma 9 lat. Od samego dnia narodzin walczy o lepsze życie i o swoją sprawność. Choć każdego dnia zmaga się z wieloma przeciwnościami losu, jego uśmiech i radość z każdego sukcesu daje siłę do działania. Pragniemy wesprzeć go i choć częściowo odebrać towarzyszący każdego dnia ból. Nasz synek urodził się z zapaleniem opon mózgowo - rdzeniowych. Z tego powodu jest niepełnosprawny fizycznie i głęboko opóźniony intelektualnie. Ma również bardzo dużą wadę wzroku, nadwzroczność znacznego stopnia. Dodatkowych schorzeniem jest padaczka. Na co dzień uczęszcza do przedszkola terapeutycznego, gdzie ma zapewnioną rehabilitację. Jest pod opieką wielu specjalistów: neurologa, okulisty, lekarza rehabilitacji.  Nikodem potrafi przejść samodzielnie parę kroków. Chodzenie jest jednak znacznie utrudnione poprzez duże przykurcze bioderek i kolan. Dłuższa trasa jest dla niego tak naprawdę nie do wykonania, a bez asekuracji jest narażony na ogromne urazy.  Nikodem wymaga stałego leczenia i rehabilitacji. Obecnie najbardziej pilną potrzebą jest zakup specjalistycznych ortez, które pomogą w utrzymaniu prawidłowej postawy ciała oraz wzmocnią nogi. Konieczne jest szybkie działanie, gdyż bez ciągłej rehabilitacji i ortez, może się zdarzyć to czego najbardziej się obawiam, czyli sytuacji, w której Nikodem nie będzie w stanie sam utrzymać pionowej pozycji, nie będzie w stanie sam wstać, chodzić i funkcjonować…  Dlatego z całego serca prosimy o pomoc w zakupie ortez korygujących oraz dedykowanych do nich butów. Ciężko określić całkowity koszt, gdyż są one tworzone indywidualnie na zamówienie. Niestety NFZ refunduje tylko nieznaczna część potrzebnej kwoty na zakup ortez, a nasza sytuacja materialna obecnie nie pozwala na sfinansowanie ich w całości.  Wiemy, że wspólnymi siłami uda się, choć częściowo wesprzeć mojego syna. Za każdą chęć pomocy w tym trudnym dla nas czasie z całego serca dziękujemy. Każda złotówka przybliża Nikodemka do większej samodzielności w poruszaniu się!  Rodzice 

12 452 zł
Paulina Mikita
Paulina Mikita , 33 lata

By obudzić się z tego koszmaru! Proszę, pomóż mi walczyć z bólem...

Marzę o tym, by ból zniknął... By obudzić się z koszmaru, w którym tkwię od miesięcy. Mimo ciągłych zmian leków żadne z nich nie działają. Nic nie przynosi ukojenia. Najgorsze jest to, że mój organizm ich nie toleruje, pojawiają się skutki uboczne. Nie chcę znów wracać do szpitala… Nie chcę też być zmuszona do życia z tak silnym i nieustającym bólem.  Odkąd sięgam pamięcią, zmagam się z mózgowym porażeniem dziecięcym. Ta choroba spowodowała, że w wieku 16 lat przeszłam operację nóg. Gips, który został mi założony, sięgał od najwyższej części uda aż do palców stóp. Po operacji, dzięki intensywnej rehabilitacji nauczyłam się chodzić na nowo - mogłam poruszać się samodzielnie. W pewnym momencie mojego życia pojawił się jednak strach. Strach, że się przewrócę, że znów nie będę mogła chodzić. Dla pewności i poczucia bezpieczeństwa znów sięgnęłam po laskę. Wtedy moje ciężko wypracowane efekty zaczęły zanikać. Kiedy myślałam, że w moim życiu nie spotka mnie już nic złego, los brutalnie mnie zaskoczył.  Marzec był czasem kolejnej fali pandemii. Kiedy obudziłam się z bólem stawów i mięśni byłam niemal pewna, że przez najbliższe dni, będę musiała zmagać się z chorobą COVID-19. Poszłam wykonać test, żeby mieć pewność. Wyszedł negatywny. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo wszystkie objawy się zgadzały. Odczekałam kilka dni, myśląc, że w takim razie to pewnie zwykła grypa. Ból nie ustawał.  Rozpoczęłam diagnostykę pod kątem innych chorób. Miałam robioną diagnostykę ambulatoryjną. Wtedy usłyszałam, co mi jest… Słowami trudno opisać co czułam. Przeżyłam już naprawdę wiele, ale ta diagnoza bardzo mnie załamała.  Reumatoidalne zapalenie stawów, które dokucza każdego dnia. Dokucza do tego stopnia, że wstawanie z łóżka zajmuje mi około godziny. Moje zastygłe po nocy stawy nie są w stanie działać w taki sposób, w jaki bym chciała. Muszę je rozmasowywać, rozruszać. Wszystko trwa naprawdę długo, zanim się podniosę. Udaje mi się po kilku minutach, ale z chodzeniem jest problem - ogromna sztywność trwa ponad godzinę. Staram się jak najbardziej ułatwiać sobie codzienność. Przeprowadziłam się z piętra na parter, aby chodzenie po schodach nie było konieczne. Wcześniej poruszałam się przy pomocy laski, natomiast teraz często muszą pomagać mi w tym najbliżsi. Boję się, że niedługo ból całkowicie uniemożliwi mi chodzenie. Jedyną opcją pozostanie wózek. Od paru tygodni uczęszczam na masaże, które rozluźniają moje mięśnie. Opłacam 3 wizyty w tygodniu. Gdyby tylko pojawiła się możliwość z ogromną chęcią, wzięłabym udział w większej liczbie takich zabiegów. Niestety… Koszty są wysokie, a wydatki cały czas się piętrzą. Potrzebuję też intensywnej rehabilitacji, którą w związku z moim porażeniem mózgowym regularnie wykonuję.  W dzieciństwie bałam się zapytać mamę, jak to jest móc biegać, skakać... Nie chciałam sprawiać jej przykrości. Wiedziałam, jak bardzo przeżywa moją chorobę. Wszelkie pytania, które wtedy miałam, ukrywałam głęboko w sobie. Tak mijały kolejne lata. Podstawówka, gimnazjum, liceum - czas operacji. Następnie ukończyłam szkołę wizażu. Wiedziałam, że jest to coś, co chcę robić w życiu! Malowanie sprawiało mi ogromną radość. To właśnie wtedy zapominałam o wszystkich problemach. Byłam tylko ja - w pełni zaangażowana w swoją pracę. Niestety, im dłużej trwała moja przygoda z wizażem tym było mi trudniej. Gdy zaczynałam, spokojnie mogłam malować na stojąco. Po czasie musiałam siadać, ponieważ nie dawałam rady wystać tyle czasu. Jednak to brak siły w dłoniach sprawił, że musiałam zrezygnować. Naprawdę uwielbiałam malować. Nagle nie mogłam wykonywać czynności, która sprawiała mi najwięcej radości. Nie poddałam się. Zaczęłam zaocznie studiować psychologię. Nie ukrywam, że panująca pandemia ułatwiła mi uczęszczanie na zajęcia. Nie musiałam się nigdzie przemieszczać ze względu na to, że wszystkie zajęcia odbywały się online. Bardzo zainteresowałam się problemami innych ludzi. W przyszłości myślę o pracy związanej z psychologią sądową lub kliniczną. Chciałabym być psychoterapeutką. Myślę, że zupełnie inaczej jest pomagać komuś, bo tak wyczytaliśmy w książkach, a inaczej, kiedy ktoś przeżył wiele w swoim życiu i chce pomagać innym. Ja przeżyłam naprawdę wiele... Obecnie jestem wolontariuszem. Pomagam osadzonym i ich bliskim. Nagroda za działania społeczne, którą dostałam podczas studiów, bardzo mnie podbudowała. Myślę, że robię nie tylko to, co lubię, ale to, w czym czuję się pewnie i dobrze. Mam cel w życiu. Chcę pomagać. Najgorsze, że sama też potrzebuję pomocy. Koszty związane z leczeniem, terapią, rehabilitacją, masażami powoli zaczynają mnie przerastać. Chciałabym znów, jak dawniej, jako wolontariuszka pomagać innym. Obecnie ból nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Nie mam siły działać... Proszę, bardzo potrzebuję Twojego wsparcia! Paulina Paulinę możecie również wspierać poprzez licytację na Facebooku ➡️ Drużyna Pauli :)

12 440,00 zł ( 33,28% )
Brakuje: 24 935,00 zł