Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Anna Przyłuska
Anna Przyłuska , 58 lat

Obudzić się z koszmaru, który śnię już zbyt długo... Proszę, pomóż!

Od roku budzę się, zastanawiając, co będzie dalej. Od roku żyję ze świadomością, że nowotwór złośliwy zagraża mojemu życiu. Od roku wiem, że nie mogę się poddać, bo bardzo chcę i mam dla kogo żyć! Informacja o tym, że mam nowotwór przewróciła mój świat do góry nogami. Nie potrafię opisać, co czułam kiedy lekarze powiedzieli mi o najnowszej diagnozie. Byłam przerażona, bez nadziei na jakikolwiek pozytywny przebieg wydarzeń. Świadomość choroby pozbawiła mnie możliwości normalnego funkcjonowania. Dni mijały, a ja dzięki wsparciu moich najbliższych, zmieniałam nastawienie. Poczułam, że dam radę zawalczyć o zdrowie. Rozpoczęłam bardzo długą i ciężką przygodę z osteosarcomą, z którą zamierzam wygrać! Każdy kolejny dzień to dla mnie wyzwanie, ale i nadzieja, że tym razem usłyszę dobrą informację, że nowotwór odpuści.  W maju ubiegłego roku przeszłam chemioterapię z nadzieją, że uda mi się uratować nogę. Pierwsze podania przebiegły pomyślnie. Niestety, później ból nogi się nasilił oraz pojawiła się wysoka gorączka. Ból był tak silny, że zostałam przykuta do łóżka i pozbawiona samodzielnego funkcjonowania. W nodze pojawiła się zakrzepica. Guz bardzo się powiększył i osiągnął wymiary 12×19 cm, co doprowadziło do zniszczenia kości. Co gorsza, okazało się, że nowotwór zaatakował również płuca. Czułam, że powoli tracę nadzieję, ale wciąż potrafiłam wykrzesać z siebie wiarę, że nie wszystko stracone.  W przeciągu 3 miesięcy ilość zmian guzkowych zwiększyła się pięciokrotnie! W dniu zaplanowanego trzeciego kursu chemioterapii okazało się, że guz w kości udowej zagraża mojemu życiu i konieczna jest natychmiastowa amputacja nogi. Po operacji było mi bardzo ciężko dojść do siebie zarówno fizycznie jak i psychicznie. Codziennie rano budzę się z myślą, że to tylko sen i zaraz stanę na własnych nogach. Często dokuczały i nadal dokuczają mi bóle po amputacji, które przypominają mi o mojej nodze, a ja niestety zostałam skazana na wózek.  Zmiany w płucach rosną. Lekarze nie są w stanie powiedzieć, jak zadziała kolejna chemia, a ja mam tylko jedno marzenie - znów poczuć, że jestem samodzielnym człowiekiem, otrzymać protezę, która pozwoli mi stanąć na własnych nogach! Dzięki niej mam szansę poczuć się jak dawniej! Będę bardzo wdzięczna za każdą okazaną pomoc, za każdą złotówkę, która przybliży mnie do celu! Anna

12 771,00 zł ( 35,19% )
Brakuje: 23 520,00 zł
Marcelina Kłos
Pilne!
6 dni do końca
Marcelina Kłos , 3 latka

Ta mała, śliczna iskierka nie może gasnąć❗️Walczymy o Marcelinkę❗️

Kilka lat temu przeżywaliśmy koszmar, gdy operowano serce naszego synka. Myślałam, że już nigdy nie będę się tak bała. Dzisiaj strach wraca ze dwojoną siłą. Chcielibyśmy, aby Marcelinka była silniejsza niż potwór, który ją zaatakował...  Wszystko co możemy to być przy niej – trzymać za rękę, śmiać się, gdy nas widzi, bawić się z nią, jednak płakać tylko wtedy, gdy śpi. Nasza córeczka wie, że jest chora, ale nie znieślibyśmy myśli, że boi się, tak samo jak my...  Nasza tragedia zaczęła się od bólu brzuszka, gorączki badań kontrolnych. Wyniki ścięły nas z nóg. Po telefonie, w którym usłyszałam lekarza: proszę pilnie jechać do szpitala, po prostu ruszyłam! Już nawet nie pamiętam, czy zdążyłam ubrać buty. Tak jak stałam, tak wybiegłam z córką z domu. Trafiłyśmy na SOR, tam wykonano pierwsze badania. Kolejnego dnia byłyśmy już w szpitalu w Warszawie, gdzie potwierdziła się najgorsza z możliwych diagnoz – BIAŁACZKA!  Ostra białaczka limfoblastyczna zaatakowała naszą małą iskierkę. Przerażeni i wciąż nie do końca świadomi tego, co się dzieje, rozpoczęliśmy leczenie.  Od kilku dni wychodzimy na korytarz na oddziale onkologicznym i to właśnie tu rozgrywa się nasz koszmar. Widzę codziennie te małe dzieci bez włosów. Słyszę głosy i słowa pocieszenia od wielu mam, które przeżywają tę samą tragedię. I wiem, że wszystkie musimy być teraz nieziemsko silne.  Każdego dnia czujemy również Waszą obecność – dziękujemy za to, że z nami jesteście, dziękujemy za każdy gest wsparcia i chęć pomocy. Za każdą wiadomość i za to co dla nas robicie... W domu na naszą Calineczkę czeka jej brat i cała rodzina, przyjaciele i znajomi. I choć nasza walka zaczęła się tak niedawno, chcemy ją zakończyć jak najszybciej — nim zabierze siły, nim zabierze beztroskę i dzieciństwo... Nim nowotwór zabierze to, co najcenniejsze... Wiemy, że przed naszą córeczką jeszcze niesamowicie długie leczenie.  Dlatego nie mamy wyjścia, prosimy wszystkich o pomoc, o to, by razem z nami ratować życie Calineczki. Chcemy być gotowi na każdą ewentualność, na każdy rodzaj leczenia, który zaproponują lekarze! Rodzice Marcelinki

12 766 zł
Antoni Lewicki
Antoni Lewicki , 5 lat

„Nie poznawaliśmy własnego synka…” – Antoś walczy z zespołem PANS!

Wszystko zaczęło się, gdy Antoś skończył rok. Z dnia na dzień traciliśmy z nim kontakt, nie reagował na otoczenie, ludzi. Przestał jeść rzeczy, które wcześniej uwielbiał, dostał bardzo dużej wybiórczości pokarmowej. Myśleliśmy, że to tylko chwilowe, jednak z biegiem czasu doszły kolejne niepokojące zachowania… U Antosia pojawiły się obsesje, problemy ze snem oraz autoagresja. Nigdy wcześniej nie czuliśmy się w życiu tak bezradni! Zrobilibyśmy wszystko, by pomóc naszemu synkowi, jednak cały czas nie wiedzieliśmy, co mu dolega… Po wielu konsultacjach u Antosia pojawiło się podejrzenie autyzmu dziecięcego i całościowego zaburzenia rozwoju. Później synek trafił do przedszkola terapeutycznego i na zajęcie prywatne wspierające rozwój. Nie dawało nam jednak spokoju, że zachowanie Antosia po każdej przebytej infekcji bardzo się pogarszało... W czasie regresów synek miał większą labilność emocjonalną, lęki, ataki, a nawet furie! Pojawiały się łzy i ból, którego nie umiał nam wyjaśnić ani zlokalizować w ciele. Zaczęliśmy sami badać i szukać. Wykonaliśmy szereg badań w Polsce i za granicą m.in. w Stanach. Ostateczna diagnoza okazała się dużo bardziej złożona… Obecnie znajdujemy się pod opieką kliniki w Warszawie, gdzie u Antosia został zdiagnozowany zespół PANS czyli autoimmunologiczny pediatrycznych zespół zaburzeń neuropsychiatrycznych poinfekcyjnych, borelioza oraz choroba nieszczelnego jelita. Od około 3 lat leczymy Antosia wszystkimi dostępnymi metodami! Dzięki leczeniu pojawiły się pozytywne efekty, ale to dopiero początek naszych zmagań… Antoś ma już 5,5 roku, a nadal nie mówi i wciąż ma bardzo wiele trudności. Lekarz prowadzący zalecił terapię immunoglobulinami, która odbuduje odporność po przewlekłej walce z neurozapaleniem. Niestety, koszty leczenia są ogromne! Samo podanie jednej dawki preparatu wyceniono na ponad 20 tysięcy złotych, a wlewy należy powtarzać co od 4 do 6 tygodni. Nie wiadomo, jak długo potrwa całe leczenie, co więcej musimy wziąć pod uwagę comiesięczne wydatki na leki, nierefundowanie konsultacje oraz badania specjalistyczne, dzięki którym możemy monitorować postępy. Wszystkie te koszty zupełnie wykraczają poza nasze możliwości finansowe, zwłaszcza po wcześniejszych wydatkach związanych z badaniami i diagnozowaniem synka. Apelujemy więc do Was o wsparcie w walce Antosia o zdrowie i szczęśliwe dzieciństwo. Mimo że nie jest to dla nas łatwe, prosimy o pomoc z otwartym sercem. Dotąd radziliśmy sobie sami, ale dziś musimy przyznać, że potrzebujemy wsparcia. Zawalczmy razem o zdrowie naszego synka – Antoś nas potrzebuje! Rodzice 

12 751 zł
Krzysztof Drozd
Krzysztof Drozd , 48 lat

Rak nie może wygrać! Krzysztof walczy, ale potrzebuje pomocy!

Choroba nowotworowa to strach, niepewność i ciągły stres. Paradoksalnie w chwili, kiedy jesteśmy najsłabsi, musimy być jednocześnie najsilniejsi! Od tej walki zależy życie, ale trudno jest walczyć bez pomocy! Proszę Was o pomoc w walce z chorobą nowotworową! W tym ciężkim czasie trudno jest przetrwać leczenie samemu – Krzysiek. Rok 2021 – w październiku mąż pojechał do pracy do Francji z bardzo fajną brygadą, bardzo zadowolony z  pracy, współpracowników, warunków w jakich mu przyszło mieszkać. Do Polski wrócił na Święta Bożego Narodzenia, był bardzo nerwowy, strasznie niespokojnie spał, pytałam, co mu dolega, a on mi odpowiadał – nie wiem, tracę chęci do życia i pracy. Po każdym dniu, kiedy wracałam do domu po pracy, córki mówiły mi, że tata ciągle śpi. Przyglądałam mu się każdego dnia i widziałam, że z dnia na dzień po świętach  robi się bardzo blady i słaby. Zapisałam go lekarza rodzinnego, aby zrobić podstawowe badania. Wyszła niska hemoglobina, lekarz skierował nas na badanie USG brzucha na NFZ na marzec. Nie czekaliśmy, poszliśmy prywatnie 30 grudnia, Pani doktor powiedziała, że nie jest dobrze – Panie Krzysztofie proszę mi obiecać, że jeszcze dziś coś Pan z tym zacznie robić. 31 grudnia 2021 r. wizyta u doktora rodzinnego i decyzja – jeszcze dziś ma Pan jechać do szpitala. Końcówka roku, inni szykują się na zabawy sylwestrowe, myślą o nowym roku, a my wybieramy się do szpitala, tego Sylwestra ja i moje córki nie zapomnimy do końca życia. Po trzech dniach w badaniach wychodzi rak jelita grubego z przerzutami do wątroby. Wkrótce dowiedzieliśmy się, że jest i na płucach. Mąż jest w tym momencie po ciężkiej operacji. 28 lutego rozpoczął pierwszą chemię i dalsze leczenie. Jest nam bardzo ciężko z tym się oswoić, ale będziemy walczyć. Koledze obiecał, że jeszcze na francuskiej ziemi jeszcze wypije z nim lampkę wina. Wierzę w to, że tak będzie, mamy bardzo dużo znajomych rodzinę którzy nas wspierają, dodają siły do walki, mimo że jest ciężko. Dziękujemy Wam za to, że jesteście. Nigdy w życiu nie prosiliśmy z mężem nikogo o pomoc, ale teraz prosimy Was o wsparcie, ponieważ mąż nie zdążył pojechać do Francji i podpisać umowy o pracę, nie jest na chorobowym, jest na bezrobociu bez prawa do zasiłku,  pieniądze są potrzebne na leczenie, a z moimi dochodami nie damy rady. Dziekujemy: Krzysztof i Beata z rodziną

12 744 zł
Wojtek Karwasz
Pilne!
Wojtek Karwasz , 11 lat

Wojtek ma nowotwór! Błagam o ratunek dla mojego synka!

Gdy od lekarza słyszy się „pani syn ma nowotwór złośliwy”, cały świat na chwilę się zatrzymuje… Wojtka czeka ciężka walka z tym okropnym przeciwnikiem. Błagam, pomóżcie mu ją stoczyć! Mój syn do kwietnia 2021 żył normalnie, beztroskim życiem dorastającego dziecka. Wtedy zaczął odczuwać silne bóle nóg i kręgosłupa. Leki przeciwbólowe nie działały, trafił do szpitala. W badaniu stwierdzono między innymi skoliozę, nadmierne wysunięcie barków, przodopochylenie głowy, upośledzoną ruchomość kręgosłupa w odcinku szyjnym. Po wykonaniu rezonansu okazało się, że syn cierpi na jamistość rdzenia kręgowego! To bardzo poważna choroba neurologiczna… Konieczne były wykonanie operacji nacięcia nici końcowej. Wojtek od tego czasu jest po stałą opieką wielu specjalistów. Rehabilitanta, neurochirurga, neurologa, urologa, okulisty, logopedy i psychiatry. Liczyliśmy, że operacja, leczenie i rehabilitacja spowolnią chorobę i złagodzą objawy.  Niestety, w sierpniu 2023 bóle pleców i nóg powróciły. Po wykonaniu rezonansu okazało się, że widoczny jest guz! Wynik przeprowadzonej w listopadzie biopsji był szokujący: gwiaździak włosowatokomórkowy! Mój kochany syn ma nowotwór złośliwy! Nie wiadomo, co będzie dalej. Czekamy na decyzję dotyczącą dalszego leczenia. Jestem przerażona, ale wiem, że muszę być silna dla Wojtka! On jest taki dzielny. Czasami ma momenty załamania i wtedy płacze, ale mówi, że się nie podda! Nie możemy przerywać rehabilitacji. W przypadku Wojtka będzie ona potrzebna zawsze, ponieważ jego mięśnie zanikają. Po wyznaczeniu drogi leczenia dowiemy się też, jakie inne wydatki będziemy musieli ponieść.  Kiedyś Wojtek bardzo lubił jeździć na rowerze, grać w piłkę i uprawiać inne sporty. Teraz z powodu bólu nie może nawet nosić plecaka... Obecnie uwielbia czytać książki i grać w gry komputerowe.  Z całego serca proszę o wsparcie dla Wojtka! Wierzę, że wspólnymi siłami będziemy w stanie zapewnić mu wszystko, czego potrzebuje! Rodzice

12 743,00 zł ( 29,94% )
Brakuje: 29 811,00 zł
Marek Buczek
Marek Buczek , 56 lat

Śmierć dziecka, udar męża... Pomóż przerwać cierpienie!

Śmierć dziecka była dla nas największą tragedią, jaka może spotkać człowieka. Myślałam, że los już dość nas doświadczył, że już nic złego teraz nas nie dosięgnie. Niestety, bardzo się myliłam... Los po raz drugi pokazał mi, że życie jest bardzo kruche... Jednego dnia mój mąż był pełen sił, następnego – obudził się na szpitalnej sali, nie pamiętając, co dokładnie się wydarzyło… Marek doznał udaru niedokrwiennego lewej półkuli mózgu. Przebywał wówczas w Niemczech i to właśnie tam udzielono mu pierwszej pomocy. Kiedy dotarły do mnie te tragiczne informacje, byłam przerażona i zdruzgotana! Stan mojego męża był naprawdę poważny! Marek trafił do szpitala, gdzie przeszedł trombektomię mechaniczną, następnie hemikraniektomię, był wentylowany mechanicznie. Przez najbliższe dni lekarze robili wszystko co, w ich mocy, aby mu pomóc. Niestety, udar był na tyle rozległy, że pozostawił w ogromne spustoszenie w jego organizmie - afazja, niedowład prawostronny ciała, paraliż...  Marek jednak zawsze należał do wytrwałych. Z pełną determinacją walczył o życie i zdrowie... W kolejnych tygodniach. kiedy jego stan się ustabilizował został sprowadzony do Polski i to tutaj rozpoczął walkę o powrót do sprawności.  Niestety, po roku kosztownego leczenia wyczerpały się oszczędności naszej rodziny, a została ostatnie prosta - nauka chodzenia, oraz nauka mowy.  Bez Waszego wsparcie może stać się najgorsze – będziemy musieli przerwać leczenie!  Wiem, że nie mogę do tego dopuścić, dlatego jestem tutaj i proszę Cię o pomoc! Każda złotówka może być tą, która przywróci mojemu mężowi, choć część dawnych umiejętności... Ewa, żona Zobacz wzruszający filmik:  

12 734 zł
Tosia Sujewicz
10 dni do końca
Tosia Sujewicz , 5 lat

Uwięziona w sidłach autyzmu i wielu chorób... Wesprzyj walkę Tosi!

Tosia urodziła się jako wcześniak, bo już w 34 TC. Gdy przyszła na świat w 2018 roku nic nie wskazywało na to, że może być chora. Jak wszyscy rodzice, cieszyliśmy się, że jest już z nami, a my możemy zacząć się spełniać w zupełnie nowej dla nas roli. Wtedy jeszcze nie mieliśmy pojęcia, że życie napisało dla nas zupełnie inny scenariusz, niż moglibyśmy się spodziewać… W październiku 2021 roku zaczęliśmy zauważać, że Tosia różni się od swoich rówieśników – jest bardzo nieśmiała, mało się uśmiecha, częściej płacze, nie słucha, co się mówi, często się złości, chodzi na palcach. Zmartwieni zaczęliśmy szukać pomocy. Najpierw udaliśmy się do psychologa. Po kilku spotkaniach wykonano ADOS-2, czyli badanie wykluczające autyzm. Niestety, wyniki nie były dobre – usłyszeliśmy, że Antosia może być chora. Natychmiast zostaliśmy skierowani do psychiatry.  Zrobiliśmy, jak zalecali lekarze i umówiliśmy się na wizytę do poradni psychiatrycznej. Naprawdę bardzo martwiliśmy się o naszą córeczkę, jednak kolejne wizyty zdawały się tylko potwierdzać nasze obawy. Wkrótce pani doktor udało się postawić diagnozę – to całościowe zaburzenia rozwoju – autyzm.  Byliśmy załamani... Postanowiliśmy skonsultować wyniki Antosi z neurologiem. Otrzymaliśmy zalecenie wykonania rezonansu. Kolejne diagnozy były druzgocące – u Tosi wykryto torbiel na szyszynce o średnicy 8 mm! W dodatku na jej serduszku słychać było szmery, a pozostali specjaliści stwierdzili zaburzenie aktywności i uwagi. Nie mogliśmy uwierzyć w to, co się działo! Przecież nasza kochana Tosia urodziła się jako zdrowa i silna dziewczynka. Teraz siedzieliśmy na korytarzu, zastanawiając się, z czym jeszcze przyjdzie nam walczyć…  Antosia jest pod stałą opieką neurologiczną, psychiatryczną i psychologiczną. Korzysta również z zajęć wczesnego wspomagania, specjalnego kształcenia oraz programu za życiem. Moja córka nie jest samodzielna – wymaga pomocy pod każdym względem. Każda zabawa musi być pod moim nadzorem, nie mogę zostawić jej samej. Tosia potrzebuje dalszej diagnozy neurologicznej, ponieważ fizjoterapia i rehabilitacja nie dają oczekiwanego rezultatu – jej ciało jest ciągle spięte.  Dlatego dziś bardzo proszę wszystkich ludzi o wielkich sercach o pomoc w zebraniu środków na dalsze diagnozowanie córeczki. By poprawić sprawność Antosi, potrzebujemy specjalnego sprzętu medycznego, butów ortopedycznych, pieniędzy na dojazdy do lekarzy. Chcemy zapewnić również to, co dziś wydaje się najważniejsze dla jej rozwoju, czyli dalszą rehabilitację i fizjoterapię. Niestety nie mamy tyle pieniędzy, by pokryć wszystkie koszty leczenia z własnej kieszeni. Wydatki stale rosną, a ja powoli nie wiem, co robić… Marta, mama Antosi

12 723 zł
Kinga Stojecka
Kinga Stojecka , 20 lat

Kleszczowe zapalenie mózgu doprowadziło do tragedii! Pomagamy Kindze!

Jeszcze do niedawna nasza córka tryskała zdrowiem i energią. Była typową nastolatką, cieszącą się życiem i młodością. Choroba, przyszła nagle, bez żadnej zapowiedzi w październiku 2021 roku... To był zwyczajny październikowy dzień, jak każdy inny… Nagle Kinga źle się poczuła. Zaczęła skarżyć się na brak czucia w prawej stronie ciała, mrowienie i złe samopoczucie. Natychmiast trafialiśmy do szpitala, gdzie córka została poddana licznym badaniom. Dopiero po miesiącu poznaliśmy diagnozę. Dowiedzieliśmy się, że za zdrowotne problemy Kingi odpowiada zapalenie rdzenia kręgowego, wywołane kleszczowym zapaleniem mózgu. Ta wiadomość była dla nas szokiem. Od tych chwil dzieli nas wiele tygodni ciężkiej walki – długiej hospitalizacji, badań, rehabilitacji i terapii. Kinga bardzo się stara, wkłada całą swoją siłę w ćwiczenia, dzięki temu widać już ogromną poprawę. Córka już chodzi samodzielnie, wraca do normalnego życia. Jednak jej noga nadal nie jest w pełni sprawna. Dziś już wiemy, że jedyną szansą, aby wrócić do dawnej sprawności jest kontynuacja kosztownej intensywnej rehabilitacji. Znaleźliśmy ośrodek, który może pomóc Kindze wrócić do sprawności. Niestety, miesięczna rehabilitacja to koszt nawet 7 tysięcy złotych, dlatego każda złotówka będzie ważna, by ta walka zakończyła się sukcesem! Jesteśmy wszystkim darczyńcom bardzo wdzięczni za wsparcie. Dziękujemy w imieniu swoim i Kingi i prosimy o dalszą pomoc.  Rodzice Kingi

12 720,00 zł ( 13,76% )
Brakuje: 79 706,00 zł
Szymon Grzybowski
2 dni do końca
Szymon Grzybowski , 8 lat

Uratuj słuch Szymonka! Samotna mama zbiera na operację

Aż PÓŁ MILIONA ZŁOTYCH… Jak mam zebrać takie pieniądze wychowując trójkę dzieci i pracując na pół etatu? Szymek bardzo potrzebuje operacji, a ja wiem, że bez Twojej pomocy nie jestem w stanie mu jej zapewnić. Proszę o pomoc! Szymonek urodził się bez ucha i z zarośniętym przewodem słuchowym. Żadne badania przed porodem nie wskazywały na taką wadę. Dopiero gdy synek przyszedł na świat, zauważyliśmy brak uszka. W tym momencie zaczęła się nasza walka i szukanie specjalistów, którzy nam pomogą.  W Polsce wiem, że niestety nie uzyskamy pomocy. Tego typu operacje zostały wstrzymane. Od lekarza prowadzącego dostaliśmy namiary na klinikę w Stanach Zjednoczonych, która może wyleczyć naszego synka. Jednak kwota zwaliła mnie z nóg – to prawie 500 tysięcy złotych… Synek na prawe ucho słyszy. Jeszcze niedawno słyszał doskonale, choć ostatnie badania wykazują, że sytuacja się pogarsza. Ciągłe zapalenia ucha, infekcje dróg oddechowych, problemy z zatokami i zatkanym nosem, bóle głowy – to wszystko jest konsekwencją niewykształconego uszka. Problemy ze słuchem to też problemy w szkole, zaległości, mniejsza przyswajalność materiału.  Staram się ze wszystkich sił sprostać potrzebom synka, pomagać w osiąganiu samodzielności, finansować leczenie, wizyty u lekarzy, psychologa, logopedy, rehabilitanta, wysyłać na turnusy, jednak ten cel bez Twojej pomocy jest dla mnie nie do osiągnięcia. Bez Ciebie nie uratuję słuchu synka! Angelika, mama Szymka

12 704,00 zł ( 2,33% )
Brakuje: 530 307,00 zł