Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Dorota Krawczyk-Nagłowska
Dorota Krawczyk-Nagłowska , 46 lat

Moja przyjaciółka walczy z nowotworem... Dorotka, nie martw się, wygramy to❗️

Poznałyśmy się przypadkowo i przypadkowo znalazłam też informacje o tym jak bardzo Dorotka jest chora. Zobaczyłam licytacje jej dzieł z ceramiki i wiadomości o nowotworze spadły na mnie jak grom...  Nowotwór złośliwy mózgu — strach o Dorotę był nie do opisania. Mieszkam daleko od Polski, wszystkiego dowiedziałam się od jej męża. Dorotka pewnego dnia dostała ataku epilepsji. Lekarze już po pierwszych szczegółowych badaniach zauważyli dużego guza w jej głowie, którego trzeba było koniecznie zoperować.  Po operacji już nic nie było takie same. Dorota straciła możliwości swobodnego poruszania, mówienia, wszystkiego uczy się na nowo. Jej mąż coraz mniej pracuje, by móc się nią zająć, a Dorota  z oczywistych względów jest całkowicie niezdolna do pracy.  Środków na życie nie starcza, a dochodzą wydatki związane z leczeniem. Jak znaleźć siły i nadzieje, jak na głowę sypie się cały świat? Chciałabym mimo odległości postarać się im pomóc. To ludzie, którzy nigdy nie oczekiwali pomocy, to małżeństwo, które miało ogromne opory przed tym, by przyjąć pomoc. Dzisiaj? Nie mają już wyjścia.  Leczenie, nauka mowy, logopeda, fizjoterapia, specjaliści, środki higieny, leki... To ogromne koszty, których sami nie są w stanie pokryć.  Jeśli czytasz ten apel — proszę, nie zostawiaj obojętny. Tylko z Twoją pomocą uda im się walczyć o Dorotkę...  Przyjaciółka Karolina

13 074,00 zł ( 24,57% )
Brakuje: 40 118,00 zł
Romana Terlecka
Romana Terlecka , 68 lat

"Mamo, zrobię wszystko, żeby Cię uratować..." - dramatyczny wyścig o życie❗️Pomocy!

Nigdy nie sądziłam, że znajdę się tutaj, na tej stronie, błagając o pomoc dla najbliższej mi osoby na świecie... Niestety dotknęła nas straszna tragedia. Moja najlepsza przyjaciółka - moja mama - otrzymała diagnozę, która zabrzmiała dla nas jak wyrok śmierci... Choruje na straszną, nieuleczalną chorobę, jaką jest SLA - stwardnienie zanikowe boczne. Z chwilą, gdy mama dowiedziała się, co jej dolega, nasz świat rozpadł się na kawałki... SLA to bardzo rzadka choroba, na którą cierpią głównie mężczyźni. Chorował na nią znany fizyk, Stephen Hawking. Niestety statystyka okazała się dla mamy bezlitosna. To choroba neurozwyrodnieniowa, polegająca na umieraniu komórek nerwowych, odpowiedzialnych za pracę mięśni.  Chory na SLA przestaje się ruszać, mówić, jeść. Na końcu zaczynają się problemy z oddychaniem... Najgorsze jest to, że nie ma na nią lekarstwa - można jedynie spowalniać jej objawy. Z przerażeniem patrzę, jak stan mamy pogarsza się z każdym dniem... Choroba postępuje bardzo szybko. Jej agresywny atak widać gołym okiem... Mięśnie mamy słabną, ma ogromne problemy z poruszaniem... Bez pomocy już nie opuszcza łóżka. Jej mowa zanika, wypowiedzenie paru zdań to dla niej ogromny wysiłek. Jest karmiona przez PEG-a, ponieważ nie ma apetytu i coraz większy problem sprawia jej przełykanie. Niestety, pierwsza operacja PEG-a skończyła się dramatycznie - infekcją i wielotygodniowym pobytem w szpitalu... Mama jest dobrą, ciepłą, pracowitą osobą, która zawsze troszczyła się o innych... Jest cudowną mamusią i najukochańszą na świecie babcią. Nieba by nam przychyliła. To straszne, że najlepsze osoby spotyka największe zło... Próbowaliśmy wszystkiego, żeby powstrzymać postęp choroby. Ogromną nadzieję pokładaliśmy w przeszczepie komórek macierzystych, mieliśmy nadzieję, że spowolni chorobę i poprawi stan mamy. Dotychczas zbieraliśmy środki właśnie na serię podań. Niestety, SLA okazało się strasznym przeciwnikiem... Choroba postępuje nadal. Potrzebny jest nam specjalistyczny sprzęt medyczny, który ułatwi mamie funkcjonowanie, a nam opiekę nad nią. Błagam o pomoc... Moja córeczka ma raptem 3,5 roku. Kocha babcię nad życie i nie ma dnia, kiedy o nią pyta... Błagam, pomóż nam. Pomóż mojej córeczce tworzyć wspomnienia z jedyną babcią, jak długo się tylko da... Pozwól nam kupić czas, którego mamy coraz mniej. Każdy grosz jest na wagę nie złota, lecz życia...

13 073,00 zł ( 22,75% )
Brakuje: 44 374,00 zł
Julka Jamróz
Julka Jamróz , 9 lat

Pomóż Julce powrócić do pełnej sprawności

Od kilku lat walczymy o pełną sprawność naszej córki. Julka urodziła się z wadą kości udowej. Skrót w momencie przyjścia Julii na świat wynosił 1,5 cm. W trakcie licznych konsultacji medycznych obliczono, że wada bez leczenia doprowadzi do skrócenia prawej nóżki o 11 cm. Niestety obliczenia lekarzy się potwierdziły.  W ciągu kilku lat skrót powiększył się do 4,5 cm. Tak duża różnica wpływała negatywnie na kręgosłup, powodowała nieprawidłowe chodzenie oraz uszkadzała biodro i staw skokowy. Julka dzieciństwo zamiast na placu zabaw spędzała na badaniach, wizytach u lekarzy i w szpitalach.  dodatkowo coraz większe podklejenie bucika nie gwarantowało stabilności podczas chodzenia czy zabawy w przedszkolu z dziećmi.  Julka pierwszą operację przeszła w wieku 6 lat. Operacja była bolesna i długa, czas pooperacyjny trudny i wypełniony bólem oraz cierpieniem. Julce zostały wszczepione nowe więzadła w kolanie, wcześniej jako ścięgna pobrane z jej własnego uda. W dodatku w kolanie pojawiły się śruby.  Julia, a także i my, poznaliśmy trudy poruszania się na wózku inwalidzkim, Julia doświadczała bólu nogi uwięzionej w gipsie a w dodatku pociętej w każdym możliwym miejscu. Rekonwalescencja była trudna i długa. To niestety był dopiero początek. Wada wciąż postępowała, a Julia zamiast nacieszyć się szkołą, zbliżającym się Mikołajem wylądowała w szpitalu i przygotowywała się do kolejnej operacji.  Święta, zamiast na sankach spędziła w łóżku, z 9 śrubami wkręconymi w nogę, mającymi wspomóc chorą kość w wyrównaniu nogi. Czy potrafimy sobie wyobrazić funkcjonowanie w 9 śrubami wystającymi z nogi od biodra do piszczela?  Czy 7-letnie dziecko jest na to gotowe?  My jako rodzice też nie jesteśmy. Trudno patrzy się na ból swojego dziecka, pojawiające się co rusz infekcje wynikające z otwartych ran, które nie zamkną się póki Julka nie zdejmie aparatu… A zdejmie go za pół roku.  Niestety nie będzie to koniec jej przygody, gdyż kość rośnie wolniej i skrót znów będzie się powiększał… Nie chcemy by znów musiała przez to przechodzić…  Operacja w USA pozwala uniknąć tego wszystkiego, niestety przewyższa nasze możliwości finansowe, a nie chcemy by Julia znów musiała przechodzić przez ból i cierpienie, jakiego doświadcza teraz.  Dlatego prosimy Was, w jej i własnym imieniu o drobne wpłaty, które zbiorą się na kwotę potrzebną do przeprowadzenia operacji w USA. Prosimy, wesprzyjcie nas w tym zadaniu, by Julka wróciła do pełni zdrowia.  Rodzice

13 069,00 zł ( 4,6% )
Brakuje: 270 437,00 zł
Barbara Duras
Barbara Duras , 58 lat

Gdy życie boli za bardzo...

Życie tak bardzo mnie doświadczyło. Od dziecka nie było mi dane zaznać bezpiecznego, ciepłego domu. Samotność bolała coraz bardziej, a wraz z nią pojawiało się więcej problemów zdrowotnych. Przez te wszystkie lata mogłam liczyć tylko na siebie, jednak przyszedł moment, gdy muszę prosić o pomoc... Na cukrzycę choruję już 10 lat. Nie myślałam, że choroba tak bardzo pozbawi mnie sprawności. Nikt nie powiedział mi, jakie mogą być jej konsekwencje. Rok 2019 rozpoczął się operacją kręgosłupa. Uciski w pachwinach promieniowały aż do odcinka lędźwiowego. Pierwsza operacja w lutym, druga w październiku. Starałam się wracać do sprawności, ale nie było łatwo. Rok później, w wyniku komplikacji, doszło do częściowej martwicy palców u stopy. Lekarz poinformował mnie, że nie ma ratunku i musimy amputować całą stopę. Pierwszy ogromny cios. Niestety rana się nie goiła. Rokowania były bardzo złe. W konsekwencji kolejna amputacja na wysokości kości piszczelowej i strzałkowej. Cieszyłam się, że udało się ocalić moje kolano. Wierzyłam, że dzięki temu będzie łatwiej wrócić mi co sprawności. Jednak przyszedł ból, a nadzieja odeszła w zapomnienie. Rana się nie goiła, trzeba było oczyszczać tkankę. Bezskutecznie. Pojawił się silny zespół bólowy. Było mi już wszystko jedno. Pomimo otwarcia rany i zastosowania antybiotykoterapii celowanej nic dobrego się nie działo... Poziom amputacji musiał zostać podwyższony na wysokości połowy uda. Dolegliwości bólowe w końcu się zmniejszyły, rana wreszcie zaczęła się goić. Ale to w jak złym stanie psychicznym byłam, nie da opisać się słowami. Czułam się fatalnie. Zastanawiałam się kiedy ta czarna chmura wisząca nade mną zniknie. Poprosiłam o pomoc psychiatryczną… Jedyny ratunek na powrót do codzienności.  Dziś już nic nie wygląda tak, jak kiedyś. Po wyjściu ze szpitala zostałam pozostawiona samej sobie. Pandemia pokazała swoje najgorsze oblicze. Żadnych wskazówek jak zmieniać opatrunki, żadnych wizyt domowych, nic. Dodatkowo druga nogach też zaczyna być w coraz gorszej kondycji. Stopa robi się jak kamień. Bardzo się boję, że to początek najgorszego. Pozostaje mi modlić się i prosić Was o pomoc, bym mogła znów poczuć się niezależnym człowiekiem. Zostałam całkiem sama. Nie mam dzieci ani męża. Niedawno odszedł mój brat, który jako jedyny mnie wspierał… Została mi tylko mama, która ma już ponad 70 lat i nie jest w stanie mi pomagać.  Być może proteza da mi, choć namiastkę samodzielności. Tak bardzo chciałabym móc być szczęśliwa, wierzyć w lepsze jutro, codziennie budzić się z nadzieją w to, że jeszcze będzie dobrze… Barbara

13 062 zł
Kacper Woźniak
Kacper Woźniak , 18 lat

Kacper, każdego dnia walczy o zdrowie - pomożesz❓

Kacper przeszedł operację dzięki Państwa pomocy! Dziękujemy! NIESTETY. Przed nami pojawiają się kolejne przeszkody… Refundowana rekonwalescencja niestety nie jest wystarczająca. Kacpi wymaga zdecydowanie więcej, a to niestety niesie za sobą kolejne wydatki. Ponadto musimy być gotowi na zakup balkonika, poręczy, bieżni i innych związanych z ułatwieniem jego funkcjonowania.  Najbardziej potrzebnych jest wózek aktywny dostosowany do Jego potrzeb. Nigdy takiego nie posiadał… Nigdy nie było mnie na niego stać i niestety przez te kilkanaście lat odłożenie środków nie było możliwe. Wieczne konsultacje, pogorszenie stanu zdrowia, szpitale i rehabilitacje. To nigdy się u nas nie skończy… Nasza historia: Kilkanaście lat ciężkiej pracy może zwyczajnie przepaść. Cierpienie, rehabilitacja i zaangażowanie pójdzie na marne, jeśli nie zareagujemy na czas. Mój syn walczy o szansę na sprawność i samodzielność. A ja jedyne, co mogę zrobić to prosić o pomoc, bo sama nie mam szans go ratować!  Kacper choruje właściwie od zawsze — mózgowe porażenie dziecięce zdiagnozowano u niego, kiedy miał zaledwie 7 miesięcy. To było jak potężny cios, ale jak każda matka nie miałam innego wyboru — musiałam się podnieść i ruszyć w poszukiwaniu ratunku dla mojego dziecka.  To była trudna i długa droga. Wiele godzin na sali rehabilitacyjnej, kolejne konsultacje, chwytanie się każdej możliwości. Kacper jeszcze daje radę poruszać się przy pomocy kul łokciowych, balkonika i wózka inwalidzkiego, ale nie wiem, czy postęp choroby nie odbierze mu tych możliwości już na zawsze!  Już raz pogorszony stan jego stóp odebrał szansę na operację, na którą czekał z ogromną nadzieją.  W momencie, gdy pojawiła się możliwość przeprowadzenia nierefundowanej operacji w odpowiednim terminie, do mojego serca wróciła nadzieja… To wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie Państwa pomoc! Wychowuję Kacpra samodzielnie. Razem z nim, ramię w ramię, pokonujemy kolejne przeciwności, ale znów, kolejny raz trafiliśmy na mur. Wiem, że zburzenie go jest możliwe tylko pod jednym warunkiem — jeśli każdy z Was zdecyduje się na najmniejszy gest wsparcia dla mojego syna. On bardzo zasługuje na tę szansę, a ja zrobię wszystko, by mu ją podarować.  Mama

13 051,00 zł ( 40,89% )
Brakuje: 18 864,00 zł
Leonidas Adamiec
5 dni do końca
Leonidas Adamiec , 23 miesiące

Ataków padaczki jest już niemal 300 dziennie! POMOCY!

Z głębi serca zwracamy się z ważną prośbą o wsparcie dla naszego niesamowitego synka, Leonidasa. Każdego dnia zmaga się z przynajmniej 300. atakami padaczki, a nam z bezsilności krwawi serce! Los niestety postawił wiele problemów zdrowotnych przed naszym dzieckiem. Nie tylko padaczki są trudnością, ale także opóźniony rozwój psychomotoryczny. Obecnie najważniejsze są środki na specjalistyczny sprzęt rehabilitacyjny oraz leki, które są kluczowe dla jego rozwoju i codziennego funkcjonowania. Każdy źle dobrany lek padaczkowy to kolejna cegiełka do muru, który ogranicza zdolność Leonidasa do samodzielnego funkcjonowania! Nie możemy pozwolić, aby ten mur ciągle się powiększał! Wasza hojność i wsparcie są jak promień światła w ciemności. Każda wpłata jest jak kropla do morza, która pomaga zbliżyć się do celu – skutecznego leczenia, a także intensywnej rehabilitacji.  Nasze maleństwo potrzebuje także specjalistycznego sprzętu rehabilitacyjnego, który będzie wspierał jego rozwój. Z całego serca prosimy więc o Wasze wsparcie. Dziękujemy za zrozumienie i pomoc, która oznacza więcej, niż jesteśmy w stanie wyrazić słowami. Rodzice

13 048,00 zł ( 20,44% )
Brakuje: 50 782,00 zł
Hubert Lesiak
Hubert Lesiak , 19 lat

Żyć na przekór wszystkiemu - Kolejny etap walki o Hubcia❗️

Syneczku nasz, choć jesteś już dorosłym mężczyzną, dla nas zawsze będziesz małym słodziakiem. Chcielibyśmy, żebyś wiedział, że nawet jeśli świat o Tobie zapomni, to my zawsze będziemy u Twojego boku, zawsze będziemy walczyć o Twoje zdrowie! Kody przyszedłeś na świat, byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, a już kilka dni później zrozumieliśmy, co to jest bezwarunkowa miłość. Przez pierwsze 3 lata Twojego życia nie mieliśmy pojęcia, z czym przyjdzie nam się zmierzyć, nie rozumieliśmy niepełnosprawności, nie chcieliśmy jej rozumieć. Wydawało nam się, że to wszystko, co widzimy w szpitalach, przychodniach, na terapiach to tylko obok nas się dzieje. Z nami będzie inaczej. Ty wyzdrowiejesz... Kolejne lata to już walka z czasem, przeciwnościami, architekturą. Bo byłeś z nami wszędzie. Raniona Taty nosiły Cię tam, gdzie wózek nie wjechał, po to, żeby pokazać Ci świat, nawet jeśli ten świat nie jest na Ciebie gotowy. Spędziliśmy setki tysięcy kilometrów w samochodzie i samolocie, walcząc o Twoje lepsze jutro. I dziś wiemy, że było warto. 12 lat temu nie śniło nam się, że będziesz rozumiał, że będziesz komunikował swoje potrzeby i zachcianki, okazywał niezadowolenie i złość, kiedy coś nie pójdzie po Twojej myśli... Ale też radość i szczęście kiedy osiągasz zamierzony cel! To właśnie komórki macierzyste rozwinęły w Tobie potrzebę komunikacji. To dzięki nim zacząłeś wykonywać polecenia i uparcie dążysz do celu. Komórki macierzyste to „przyszłość medycyny” – grzmią nagłówki pism medycznych. A Ty jesteś przykładem tego, że mają wielką moc! Ty sam musisz to czuć, że Ci pomagają, bo wszelkimi swoimi sposobami prosisz o kolejny wyjazd. Na samym początku Twojego życia zależało nam na tym, żebyś chodził. Nikt wtedy nie zastanawiał się, jak będziesz funkcjonował w dorosłym życiu. Od lat walczymy o Twój rozwój umysłowy, a Ty cały czas pokazujesz, że warto! Komórki macierzyste to nowatorska i bardzo droga terapia. Ale nikt nas nie pytał, czy chcemy niepełnosprawność w naszych progach,  czy poradzimy sobie z nią, czy podołamy... A my musimy! Musimy walczyć o przyszłość naszą i Twoją! Bo choć świat o Tobie szybko zapomina to wiedz, że masz kochających i oddanych rodziców i całą rodzinę, która jest w Twoim teamie i zrobi absolutnie wszystko, żeby pomóc Ci wspiąć się na Twój własny szczyt sukcesu. Ale wiemy, że to nie wystarczy... I o ile świat kładł nam pod nogi różne przeciwności, o tyle zawsze mieliśmy szczęście do ludzi. Oby ono nas nigdy nie opuściło. Kochamy Cię Rodzice ➡️ Licytacje dla Huberta – Hubert i przyjaciele❤ ➡️ Strona na FB: Pomóż Hubertowi w walce o lepsze jutro

13 025,00 zł ( 6,56% )
Brakuje: 185 280,00 zł
Alan Kędzia
Alan Kędzia , 6 lat

Nie pozwolę, by choroba zabrała moje jedyne dziecko! Błagam o pomoc!

Nie ma słów, które opiszą, co czuje matka, która trzyma na rękach swoje malutkie umierające dziecko! To już ponad cztery lata, jak codziennie walczę o życie i zdrowie synka... Jeszcze raz potrzebuję wsparcia. Proszę, nie przechodź koło nas obojętnie, pomóż nam! Stanę na głowie, by go ocalić... Alanek jest całym moim życiem, bez niego mój świat nie będzie istnieć. Gdy synek przyszedł na świat, byliśmy z mężem naprawdę szczęśliwi. Wierzyliśmy, że mamy zdrowe dziecko. Alanek dostał 10 punktów w skali Apgar, ważył prawie 4,5 kilograma. Tak miało się zacząć nasze piękne życie razem. Myśleliśmy, że nikt nam tego szczęścia nie odbierze. Niestety myliliśmy się... Brutalnie odebrała je nam choroba. Gdy Alan miał 3 tygodnie, trafiliśmy do szpitala z zapaleniem płuc. Z synkiem był coraz gorzej, chwilami w ogóle nie kontaktował... Wyniki krwi pokazały, że ma bardzo poważną bakterię we krwi Staphylococcus aureus oraz obniżone napięcie mięśniowe. Zaczęliśmy rehabilitację. Wierzyłam, że najgorsze mamy już za sobą. Niestety... Trafiliśmy do szpitala, w którym przeżyliśmy najgorsze chwile życia. Stan Alanka pogorszył się na tyle, że nie był w stanie samodzielnie oddychać. W ostatnim momencie dobiegłam do pokoju pielęgniarek, krzycząc o pomoc. Tam, podpięty pod tlenem, przespał resztę nocy... Rano chciałam mu dać mleko, jednak Alanek zaczął znów tracić oddech. Tlen już nie pomógł... Alanek został zaintubowany i przewieziony na Oddział Intensywnej Terapii. Umierał... Lekarze zdecydowali o założeniu tracheotomii i PEG-a. Modliłam się, aby synek przeżył każdą  kolejną godzinę... I tak przez trzy miesiące. Dopiero wtedy zostaliśmy wypisani do domu. Alanek trafił pod opiekę hospicjum domowego. Diagnoza rozsypała moje serce na kawałki... U synka zdiagnozowano miopatię wrodzoną ze zmianą w genie ACTA1. Jest to bardzo rzadka i ciężka postać choroby, objawiająca się wiotkością mięśni. Niestety nie ma na nią lekarstwa... Naszą jedyną deską ratunku jest intensywna rehabilitacja, tylko ona może w jakimś stopniu spowolnić chorobę.  Leczenie synka to proces długi i ciągły. Alanek cały czas wymaga kosztownych sprzętów Intensywnej rehabilitacji oraz wizyt u specjalistów - chodzi do neurologa, kardiologa, gastrologa, logopedy, laryngologa oraz fizjoterapeuty. Jest pod opieką hospicjum dla dzieci, dzięki któremu mamy sprzęty potrzebne do życia Alanka. Są chwilę gorsze, ale też wspaniałe, dla których mamy siłę na walkę z chorobą... Moim największym marzeniem jest zobaczyć, jak syn chodzi, jednak wiem, że jest to bardzo trudny i ciężki cel.  Alan robi jednak duże postępy - od niedawna zaczął trzymać głowę, co bardzo nas to cieszy, bo może patrzeć na świat z innej perspektywy. Na ten dzień czekałam kilka lat. Nigdy nie sądziłam, że będę musiała błagać nieznajomych o wsparcie, ale dla synka zrobię wszystko. Bardzo proszę o pomoc, aby Alan mógł być z nami... Aldona, mama Alanka 

13 014 zł
Jaś i Antoś Smolińscy
Jaś i Antoś Smolińscy , 5 lat

Na święta mamy jedno marzenie – wyjechać na turnus rehabilitacyjny!

Dzięki Wam udało nam się zabrać chłopców, na dwa turnusy rehabilitacyjne! Podarowaliście im szansę, którą wykorzystali najlepiej, jak tylko się dało! Dziś, w tym świątecznym czasie, raz jeszcze zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie.  Nasza historia:  Jesteśmy rodzicami wspaniałej czwórki dzieci. Niestety, dwoje z nich boryka się z niepełnosprawnością. Antoś i Jaś przyszli na świat w 35. tygodniu ciąży. Ich stan wymagał umieszczenia w inkubatorze i wspomagania tlenowego. Lekarze stwierdzili u synków wadę nerek oraz serduszka. Po krótkiej hospitalizacji zostaliśmy wypisani do domu. Myśleliśmy, że to już koniec komplikacji i cały strach mamy za sobą, niestety rzeczywistość okazała się inna…  W okolicach drugich urodzin bliźniaków pojawiła się diagnoza Antosia. Okazało się, że synek cierpi na afazję oraz zaburzenia integracji sensorycznej. Natomiast u Jasia stwierdzono autyzm dziecięcy.  To był dopiero początek ich bitwy o samodzielność. By móc zawalczyć o zdrowie chłopców i jeździć z nimi na rehabilitację, musiałam zrezygnować z pracy. Doświadczyliśmy, jak wielką rolę w rozwoju naszych dzieci odgrywa rehabilitacja. Chłopcy robią ogromne postępy, a to daje nam nadzieję, że w końcu będzie naprawdę dobrze!  Na te święta nie mamy wielkich marzeń. Pragniemy tylko, abyśmy mogli zapewnić chłopcom udział w turnusie rehabilitacyjnym w przyszłym roku...  Jego koszt jest jednak ogromny, bo to aż 22 tysiące złotych za obu chłopców!  Po poprzednich turnusach wiemy jednak, że ten wydatek jest zasadny i warto go ponieść. Jesteśmy pełni nadziei na poprawę funkcjonowania chłopców oraz ich samodzielne życie. Każda złotówka ma ogromne znaczenie. Jesteśmy i będziemy Wam dozgonnie wdzięczni! Rodzice, Basia i Jarek

13 000,00 zł ( 55,54% )
Brakuje: 10 405,00 zł