Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Dawid Czerniak
Dawid Czerniak , 27 lat

Śmierć synka i choroba drugiego... Błagam, nie pozwól mi stracić kolejnego dziecka❗️

Patryk miałby dziś 26 lat... Miałby tyle, gdyby tylko żył. Zmarł w 2002 roku. Niestety, nie doczekał swoich ósmych urodzin, nigdy nie dorósł... Zabrała mi go śmierć. Przeżyłam najgorszą tragedię, jaka może spotkać matkę. Śmierć dziecka... 19 lat temu medycyna nie potrafiła mi odpowiedzieć na pytanie, na co zachorował mój synek. Dziś już wiem, bo choroba zaatakowała moje drugie dziecko. Rozpaczliwie proszę o pomoc dla Dawida! Nie mogę stracić drugiego dziecka... Wydawało się, że wyczerpałam limit dramatów, jakie mogą przypaść w udziale jednemu człowiekowi. Nie ma dnia, żebym nie myślała o Patryku - o tym, jak by wyglądał, co by robił, kim był, gdyby tylko żył... Dawid miał trzy latka, gdy stracił brata. To, że go miałam, dawało mi siłę, żeby się budzić, wstać z łóżka, przeżyć następny dzień. Mijał czas i wydawało się, że z Dawidem nic się nie dzieje, że jest zdrowy. Wyrósł na wrażliwego na cudzą krzywdę, pomocnego i bardzo pracowitego chłopca. Interesował się wędkarstwem, motoryzacją, muzyką, majsterkowaniem. Byłam z niego dumna. Choroba zaatakowała brutalnie i nagle. Dawid miał wtedy 15 lat i 4 miesiące... Dawid zasłabł, zabrało go pogotowie. To był upalny czas i na początku wydawało się, że to udar słoneczny. Jednak wywiad rodzinny i wiadomość o śmierci Patryka skłoniły lekarzy, żeby przyjrzeć się jego przypadkowi... Po odszukaniu starej dokumentacji medycznej zaczęto diagnozować Dawida pod kątem padaczki lekoopornej. Okazało się, że to, co wzięto za udar, było w rzeczywistości napadem choroby... W nasze życie na stałe wpisał się szpital, wizyty u neurologów, kolejne badania EEG. Skierowano nas do poragni genetycznej, gdzie polecono przebadać syna... Czekaliśmy długo na wynik, który w końcu przyniósł odpowiedź, straszną diagnozę... Dawid cierpi na zespół MERF - chorobę, spowodowaną mutacją genu 8344A7G, której jednym z objawów jest właśnie postępująca padaczka miokloniczna, tj. z ruchami mimowolnymi. To bardzo rzadka choroba, w Europie choruje na nią 1 na 400 000 osób... Byliśmy w szoku. Prawdopodobnie chory był też Patryk, a choroba doprowadziła do jego śmierci. Nasza walka jest trudna... Leki, mające zmniejszyć częstotliwość napadów, spowodowały u syna zaburzenia widzenia. Trzy lata temu choroba zaatakowała wyjątkowo mocno... Dawid miał takie drgawki, że lekarze zdecydowali o wprowadzeniu go w stan śpiączki farmakologicznej... Trafił na OIOM, był pod respiratorem. Powtórka z najgorszych chwil w życiu... Tak bałam się, że stracę również jego. Wszystko przez jeden przeklęty gen... Tamta walka zostawiła na synku ogromne piętno... Dawid nie mógł oddychać, odzwyczajenie organizmu od respiratora trwało bardzo długo. Miał kłopoty z poruszaniem, mową... Dziś jest lepiej dzięki rehabilitacji - wróciła mowa, walczymy o to, by syn znów chodził normalnie. Niestety na tą chorobę nie ma lekarstwa, można jedynie niwelować ilość napadów. Być może, gdyby udało się szybciej ustalić przyczynę, Patryk nadal by żył... Niestety tak się nie stało, medycyna nie zdązyła mu pomóc. Wierzę, że z Dawidem będzie inaczej. Teraz walczę o niego i nie poddam się. Chcę, aby syn otrzymał serię podań komórek macierzystych, które mogą poprawić jego stan. Mają zniwelować licznę napadów, dać oręż do walki z chorobą. Niestety, są bardzo kosztowne... Nie stać mnie na leczenie i ratunek dla własnego dziecka! Nie pozostało mi nic innego jak prosić  Straciłam jednego syna, o drugiego będę walczyć do utraty tchu, a jeśli będzie trzeba sama oddam życie, żeby tylko go uratować... Magdalena, mama Dawida ➡️ Dawidowi możesz pomóc też przez LICYTACJE - klik!

22 341,00 zł ( 10,34% )
Brakuje: 193 619,00 zł
Vanessa Majer
Vanessa Majer , 9 lat

Życie z cukrzycą to walka o przetrwanie! Pomóż Vanessie!

Jeden wieczór. Jeden objaw. To wystarczyło. Beztroska radość z wychowania córki zamieniła się w nieustanną walkę o normalność dla małego człowieka... Vanessa skakała, tańczyła, była pełna sił. Rano nie potrafiła utrzymać główki w pionie. Przestraszyłam się. Szybko pojechałam z córeczką najpierw do lekarza, a później do szpitala. Tam dowiedziałam się, że Vanessa ma cukrzycę. Kwasica ketonowa, bezpośrednie zagrożenie życia. To cukrzyca typu pierwszego. Najbardziej niebezpieczna z dwóch odmian choroby. Wszystko brzmiało przerażająco, ale nie wiedziałam jeszcze, co oznacza to dla mojego dziecka i dla mnie. Podczas ponad dwutygodniowego pobytu w szpitalu zasięgnęłam wszystkich informacji, jakie powinnam posiadać o opiece nad chorym na cukrzycę dzieckiem. Jednak teoria a praktyka to dwie kompletnie różne sprawy... Od tego momentu życie i zdrowie Vanessy zależy wyłącznie ode mnie. Ciągła kontrola cukru, wyliczanie wartości posiłków i godzin ich podania. O chorobie nie możemy zapomnieć nawet na chwilę. Najgorsze są nieprzespane noce. Małe dziecko nie informuje o niskim lub wysokim poziomie cukru. Zagrożenie śpiączką może pojawić się nawet 20 minut od ostatniego pomiaru. Od prawie roku żyję w obawie o życie córeczki. Wahania poziomu cukru są częste, a hiperglikemia wyrządza nieodwracalne szkody w organizmie. Co to oznacza? Chwila mojej słabości może być tragiczna w skutkach. Do powikłań cukrzycowych należą kłopoty z nerkami, zaburzenia wzroku, choroby serca i wiele innych... Nigdy bym sobie nie darowała, gdyby przez choćby najmniejsze zaniedbanie, mojemu dziecku stała się krzywda. Wszelkie powikłania mogą doprowadzić nawet do śmierci. Nie chcę o tym nawet myśleć, ale myślę. Codziennie. Vanessa ma dopiero sześć lat i nie jest w stanie określić tego co faktycznie ją spotkało. Ale wystarczy jej płacz podczas zmian sensora. Wystarczy nagła zmiana nastroju, dogłębny smutek przy wahaniach poziomu cukru. Od razu wiem, że coś jest nie tak i że odczuwa ból w tych momentach. Potem jest długie milczenie. Nie ma siły nawet zapłakać. Przecież ona jeszcze nie jest w stanie tego do końca zrozumieć. Córeczka na stałe przyjmuje leki. Nasz kalendarz jest pełny od zaplanowanych wizyt w szpitalu oraz gabinetach różnych specjalizacji medycznych. Leczenie cukrzycy i powikłań po takim silnym ataku, jaki miała Vanesska to duży koszt. Proszę w imieniu swoim, ale przede wszystkim w imieniu Vanessy o wsparcie. Wierzę, że za jakiś czas Vanessa podziękuje za okazaną pomoc i wsparcie. Kocham ją całym sercem – jest moją radością i szczęściem. Pomimo zmęczenia, jestem w stanie zrobić dla niej wszystko, byle by mogła zacząć żyć i funkcjonować w miarę normalnie jak dzieci w jej wieku. Wiem, czym jest cierpienie i walka o to, by móc rano otworzyć oczy – sama toczę tę walkę codziennie od kilku lat, jako pacjentka onkologiczna. Pomimo tego bólu, zmęczenia i cierpienia – właśnie dzięki mojej córeczce jestem w stanie walczyć o to, by jej życie i dzieciństwo było po prostu szczęśliwe. Entuzjazm i radość w jej oczach jest lekiem i motorem do walki z chorobą. Z Waszą pomocą będzie nam zdecydowanie lżej! Ewelina – mama Vanessy Licytacje dla Vanessy

22 284,00 zł ( 64,44% )
Brakuje: 12 295,00 zł
Anna Kuźnar
Anna Kuźnar , 65 lat

Anna mogła umrzeć przez ukąszenie kleszcza – POMOCY❗️

Rok temu w naszym życiu wydarzyła się tragedia. Jeden malutki pajęczak zniszczył życie mojej żony! Z pozoru zupełnie niewinne ukąszenie kleszcza doprowadziło do dramatu, którego nie sposób opisać słowami… Ania to niezwykle dobra, ciepła i radosna osoba, która zawsze stawiała potrzeby innych ponad swoje własne. Rok temu na spacerze z psami Anię ugryzł zakażony kleszcz. Nikt z nas nie przypuszczał, że ta chwila zmieni jej życie w piekło. Choroba zaczęła się niewinnie – przez cały miesiąc Ania miała objawy grypy. Myśleliśmy, że to nic poważnego i szybko przejdzie. Niestety, to był dopiero początek koszmaru... Okazało się, że w ciele Ani rozwija się kleszczowe zapalenie mózgu, które doprowadziło do całkowitego paraliżu ciała! Moja ukochana żona spędziła dwa miesiące na OIOMie walcząc o życie. Trzykrotnie była bliska śmierci, a lekarze dawali jej minimalne szanse na powrót do zdrowia.  Dzięki niezwykłej sile, woli życia i ogromnej walce całej rodziny, Ania przetrwała. Jednak teraz czeka ją długa i trudna rehabilitacja. Żona jest sparaliżowana czterokończynowo, nie może oddychać samodzielnie i potrzebuje całodobowej opieki. Ma też uszkodzone płuca i przełyk, więc jest karmiona przez PEG. Publiczne placówki rehabilitacyjne nie zapewniają niestety dostępu do respiratora, a ośrodki z respiratorem nie mają profesjonalnej rehabilitacji neurologicznej. Tym samym koło się zamyka... Pozostają nam prywatne ośrodki rehabilitacyjne, w których miesięczne koszty opieki sięgają nawet 40 tysięcy złotych! To dla nas ogromne obciążenie emocjonalne i finansowe. Wierzymy jednak, że z Waszą pomocą możemy dać Ani szansę chociaż na odrobinę samodzielnego funkcjonowania. Przez prawie rok widzi tylko szpitalne ściany, a my pragniemy dać jej szansę na powrót do domu. Każda złotówka, każde słowo wsparcia, każde udostępnienie tego apelu, przynosi nam nadzieję na lepsze jutro i wiarę, że znajdziemy drogę wyjścia z tego koszmaru. Z całego serca dziękujemy za Waszą życzliwość i wsparcie. Mąż Bogdan i rodzina Ani

22 277,00 zł ( 6,98% )
Brakuje: 296 872,00 zł
Sebastian Rot
10 dni do końca
Sebastian Rot , 22 lata

Ta terapia to jedyna szansa na walkę ze śmiertelną chorobą!

Nie mam wątpliwości, że Sebastian żyje dzięki pomocy wielu cudownych darczyńców, którzy kilkanaście miesięcy temu wsparli naszą pierwszą zbiórkę na terapię komórkami macierzystymi. Już po pierwszym podaniu efekty były zadziwiające i gołym okiem widzieliśmy rezultaty. Syn może m.in. samodzielnie trzymać głowę! To tak mało dla zwykłego człowieka, a tak wiele dla kogoś ze śmiertelną chorobą, jaką jest Dystrofia Duchenne'a. Dlatego też moim marzeniem jest podarować mu taką terapię raz jeszcze, ale bez Was i Waszej pomocy mi się to nie uda... Ponownie proszę o wsparcie, oto nasza historia: Kiedy adoptowałem Sebastiana, czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Sielanka trwała jednak bardzo krótko. Po dwóch latach okazało się, że moje dziecko jest chore na najcięższy zanik mięśni - Dystrofię Duchenne’a. Choroba powoli odbiera sprawność ciała i prowadzi nieuchronnie do śmierci. Nie ma na nią lekarstwa.  Trwa wyścig z czasem o każdy dzień mojego syna... Najokropniejszym uczuciem jakiego może zaznać ojciec, patrząc na cierpienie swojego dziecka, jest bezradność. Wiem, że mój syn umiera i nic nie mogę z tym zrobić. Przerzucałbym dwie tony węgla dziennie, wszedłbym boso na Mount Everest, gdyby mogło go to uratować... Przy pierwszej diagnozie lekarze powiedzieli, że chłopcy z tą chorobą nie dożywają 16. roku życia. Sebastian w lipcu skończył 19 lat… Nie wie, co to beztroskie dzieciństwo. Od samego początku słyszy słowo “rehabilitacja” częściej niż własne imię. A choroba bardzo boleśnie niszczy jego ciało powoli i systematycznie. Z każdym mijającym dniem zabiera mu siły i nadzieję, że uda się ją zatrzymać. Przestał chodzić w 8. wiośnie życia. Od tego momentu wózek stał się jego najbliższym przyjacielem. Nie rozstaje się z nim na krok… Wtedy miał jeszcze siły, żeby się nim samodzielnie poruszać. Dzisiaj nie jest nawet w stanie podnieść pełnej szklanki z wodą. Wózek też pozostał już tylko elektryczny... Sebuś, którego od 10 lat wychowuję sam, jest wzorowym uczniem. Dzielnie znosi wszelkie niedogodności związane ze swoją chorobą. Jego kręgosłup wygiął się w literę S, żebra ocierają się o biodro, a stopy uległy zniekształceniu. Czasami wydaje mi się, że ma więcej siły niż ja. W nocy płaczę, zagryzam zębami prześcieradło z rozpaczy, ale w ciągu dnia nie mogę mu tego pokazać - muszę być silny. Widzę jednak, że coraz bardziej dociera do niego, w jak bardzo tragicznej sytuacji się znajduje. Widzę mieszankę złości, frustracji i bezradności, kiedy nie może podnieść “głupiej” szklanki. A będzie jeszcze gorzej... Jedynym światełkiem w tym ciemnym tunelu jest przeszczep komórek macierzystych. Znamy kilku chłopaków, którzy po tej terapii dożyli nawet dwudziestu kilku lat. Wiem jak to brzmi: 24 lata życia - sukces, ale sami widzimy jak wiele dobrego zrobiła pierwsza terapia, którą przeszliśmy w zeszłym roku. Dlatego też tak bardzo wierzę w szybko rozwijającą się medycynę, która osiągnie w najbliższym czasie przełom w walce z tą dystrofią. Że zdążymy z pomocą dla Sebastiana... Pieniądze, które musimy uzbierać, podobnie jak za pierwszym razem, są dla mnie totalnie kosmicznym wydatkiem. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić takiej kwoty. Dlatego raz jeszcze z całego serca proszę o wsparcie dla mojego syna. To wszystko, co mogę zrobić. Wierzę, że wspólnymi siłami damy radę go uratować. On tak bardzo chce żyć. Tomasz - tata Sebastiana

22 271,00 zł ( 9,87% )
Brakuje: 203 261,00 zł
Zosia Dzierzbicka
Zosia Dzierzbicka , 3 latka

Autyzm nie pozwala Zosi się rozwijać! Pomoże tylko rehabilitacja

Zosia urodziła się jako hipotrofik. Ważyła zaledwie 2320 gramów. Nasza córka ma opóźniony rozwój psychoruchowy, co przekłada się między innymi na problemy z jedzeniem i piciem. Córeczka ma zdiagnozowane obniżone napięcie mięśniowe. Dzięki rehabilitacji zaczęła samodzielnie siadać, dopiero w 10. miesiącu życia, w 12. miesiącu zaczęła raczkować i pierwszy raz stanęła na dwóch nóżkach. Z niecierpliwością czekaliśmy na pierwszy krok, który pojawił się w 22 miesiącu życia po żmudnej rehabilitacji. Samodzielność naszej córki jest na niskim poziomie. Zosia jest karmiona i pojona przez nas. Nie potrafi jeść ani pić samodzielnie. Do 14. miesiąca życia wymiotowała trzy, cztery razy dziennie, ponieważ miała refluks. Była praktycznie w permanentnej histerii. Wykonywaliśmy wiele badań, diagnostykę genetyczną, neurologiczną, metaboliczną, panele alergiczne i nic. W końcu u córki został zdiagnozowany autyzm atypowy. Było to we wrześniu 2022 roku, przed ukończeniem 2 roku życia. Oprócz problemów z jedzeniem, na które mamy przepisane leki, Zosia ma problemy ze wskazywaniem swoich potrzeb, nie komunikuje się werbalnie ani niewerbalnie, wszystko wymusza krzykiem. Towarzyszą nam problemy z zasypianiem oraz samym spaniem. Córka uczęszcza na terapię prowadzoną przez psychologa i pedagoga między innymi w celu przygotowania do pracy z logopedą. Zapewniamy jej także stałą i intensywną rehabilitację sensoryczną i ruchową. Staramy się, aby rehabilitacje przynosiły skutek, w tym celu musimy korzystać z prywatnych zajęć rehabilitacyjnych. Zebrane fundusze chcemy przeznaczyć na  powyższe aktywności wspierające rozwój oraz na leki i wizyty u lekarzy. Bardzo prosimy o pomoc. Rodzice Zosi

22 230 zł
Leoś Szczepaniak
Leoś Szczepaniak , 5 lat

Choroba zabrała wiele, ale nie odebrała nadziei! Walka o Leosia trwa!

Nasz synek nigdy nie będzie taki jak inne dzieci. Zawsze będzie zmagał się z poważną chorobą, zawsze w ocenie nieznajomych będzie inny. A dla nas zawsze będzie najdzielniejszym wojownikiem. Człowiekiem, o którego warto walczyć, choćby nikt nie dawał nam szans.  Wciąż oboje pamiętamy ten moment, kiedy potwierdzono, że nasz synek będzie cierpiał na Zespół Aperta. Powiedzieć, że byliśmy przerażeni to za mało. W miarę kolejnych informacji strach rósł do niewyobrażalnych rozmiarów, ale postanowiliśmy przekierować naszą energię i wykorzystać ją do poszukiwania pomocy. Lekarze nie ukrywali, że czeka nas trudna droga, ale nikt i nic nie jest w stanie przygotować rodziców na coś podobnego. Świadomość tego, że nasze dziecko jest chore jest bardzo trudna. Szczególnie że nie możemy przejąć jego bólu, cierpienia, nie możemy pokonać za niego barier, które stawia jego własne ciało. Zespół Aperta to zespół wad wrodzonych, w którym występuje m.in. kraniostenoza, czyli zrost szwów czaszki, syndaktylia, czyli palcozrost, zmiany w kształcie twarzoczaszki. Jeszcze trudniej zaakceptować myśl, że zawsze będzie wzbudzał zainteresowanie przechodniów. Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, dlaczego nasz niewinny synek jest tak bardzo naznaczony chorobą, chorobą przez nas znienawidzoną… A jednak każdego dnia Leoś nas zaskakuje, daje z siebie wszystko podczas regularnych ćwiczeń, rzadko miewa gorsze dni. Czasem to on dodaje nam energii do działania. Właśnie dlatego wszystko stawiamy na jedną kartę i z jeszcze większym zaangażowaniem ruszamy, by zdobyć dla niego niezbędną pomoc. Bo choroba to nie tylko przeszkody i trudności, ale też rosnące koszty. Leczenie, konsultacje i operacje pochłaniają ogromne środki. A przed nami kolejny ważny cel: rehabilitacja. Ta wymaga regularnych spotkań z wieloma specjalistami - każdy z nich odpowiada za inny obszar rozwoju naszego synka. Wiemy jednak, że roczne zabezpieczenie terapii Leosia może kosztować nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych! Po raz kolejny w naszej walce uderzamy w mur, ale wiemy, że z Waszą pomocą możemy go zburzyć i zawalczyć o przyszłość! To wsparcie to dla nas jedyna nadzieja na to, że Leoś, pomimo choroby, będzie osiągał kolejne postępy. Już raz podarowaliście nam najcenniejszy prezent, o jaki mogliśmy walczyć dla naszego synka. Jesteśmy pełni nadziei, że teraz odwrócicie wzroku od walki, którą toczymy od lat…  Przed nami jeszcze wiele operacji, zabiegów i konsultacji. Choroba jest nieprzewidywalna, a każda operacja powoduje, że wiele rzeczy zaczynamy zupełnie od początku - najmniejsza przerwa w prowadzonej rehabilitacji burzy część budowanego miesiącami wzorca. Na to niestety nie mamy wpływu, ale możemy pracować nad tym, by powrót za każdym razem był dla Leosia łatwiejszy. Dla niektórych słowo rehabilitacja brzmi jak nieistotny szczegół, dodatek do leczenia. Dla nas to jedyna możliwość pracy nad ciałem i umysłem Leosia.  Wierzymy w moc pomocy, wierzymy w to, że podarowane dobro wraca ze zdwojoną siłą! Sami zrobiliśmy wiele, dzięki Wam dostaliśmy energię do działania, teraz potrzebujemy nadziei i zabezpieczenia na przyszłość. By Leoś mógł żyć, a my koncentrować się na rzeczach ważnych, bez zmartwień, że terapia, która ratuje rozwój naszego dziecka, zostanie wstrzymana. Nie bój się, wyciągnij do nas pomocną dłoń.

22 211 zł
Krzysztof Niedźwiedzki
Krzysztof Niedźwiedzki , 65 lat

"Każdy zrobiłby to samo dla swojego taty..." - córka Krzysztofa prosi o pomoc!

Mój kochany tata to wspaniały człowiek, oddany mąż, ojciec i dziadek. Całe życie był społecznikiem - pomagał ludziom w potrzebie, na ostatnim miejscu stawiając siebie. Jest niezwykle spokojny, pracowity i sumienny, zawsze dążył do wyznaczonego celu. Dla mnie absolutny autorytet i wzór do naśladowania. Mój kochany tata dostał udaru… To sprawiło, że cały nasz świat się zatrzymał. Walczymy o jego zdrowie, jednak koszty nas przerastają… Bardzo proszę, w imieniu swoim i całej naszej rodziny, o wsparcie. Każda złotówka daje nam nadzieję na lepsze jutro! To był 29 marca tego roku. Gdy rano zaczynaliśmy dzień, nikt się nie spodziewał, że stanie się najgorszym w naszym życiu. Bo czy spodziewamy się nieszczęścia, które dotknie kogoś z naszych bliskich? Wiadomość o tym, że mój tata dostał udaru, była szokiem. Serce podeszło mi do gardła, nogi stały się miękkie jak z waty - zrozumie to tylko ktoś, kto sam tego doświadczył… Okazało się, że skutkiem niedokrwiennego udaru było obumarcie części mózgu. Krew nie dopływała do tkanek… Dziś tata ma niedowład prawostronny i afazję - problemy z mówieniem. Potrzebuje bardzo kosztownej rehabilitacji, by choć częściowo się usamodzielnić i wrócić do dawnego życia! O niczym innym nie marzy… Niestety to, co oferuje NFZ, nie zapewni tacie nawet podstawowej egzystencji, nie mówiąc o walce o odzyskanie sprawności. Za pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym musimy płacić sami, a oszczędności dawno się wyczerpały. Wiem, że zbiórki dla osób starszych nie są najłatwiejsze, więcej osób woli pomagać dzieciom… Jednak musimy spróbować i prosić o pomoc. Przecież każdy z Was zrobiłby to samo dla swojego taty... Koszt pobytu w ośrodku rehabilitacyjnym jest zbyt duży dla naszej rodziny, a musimy zrobić, co tylko się da, by móc, choć częściowo zawalczyć o codzienność, którą jeszcze do niedawna mogliśmy się cieszyć. Wszystkich, którzy znają i znali mojego tatę, bardzo proszę o pomoc. A jeśli jesteś tu i czytasz historię całkiem obcej osoby wiedz, że Twoje wsparcie trafi do fantastycznego człowieka o złotym sercu. Za wszystko dziękujemy.  Natalia, córka Krzysztofa

22 145,00 zł ( 40,81% )
Brakuje: 32 111,00 zł
Maja i Gucio Buszewscy
Maja i Gucio Buszewscy , 9 lat

Maja i Gucio - życie, które nie jest bajką... Pomóż dzielnym Pszczółkom walczyć o życie 🐝

Jesteśmy rodzicami 6-letnich niepełnosprawnych bliźniaków. Maja i Gucio z bajki mają tylko imiona. Zero szans – tylko lekarze dawali im na przeżycie. Dzieci urodziły się 3 miesiące za wcześnie. Mieściły się w dłoni. Zwyciężając śmierć, nasze małe Pszczółki pokazały, jak bardzo medycyna może się mylić… Każdy dzień to jednak dalsza walka o to, by ich życie, cudem ocalone, mogło trwać… Już nieraz okazaliście serce naszym bliźniakom. Byliście przy nas, kiedy musieliśmy zmierzyć się z kupnem nowych sprzętów, opłaceniem rehabilitacji, zajęć logopedycznych oraz specjalistycznych wizyt. Dziś znów doszliśmy do momentu, gdzie musimy Was prosić o pomoc... Prosimy, zostań ciocią i wujkiem tych dzielnych Pszczółek. One bardzo Cię potrzebują...                                Dla osób, które nas jeszcze nie znają,  a chciałyby poznać, przedstawimy w skrócie naszą historię. Mimo że bajkowe imiona naszych dzieci sugerują happy end, to wcale tak nie jest.... Nasze dzieci urodziły się w 25. tygodniu ciąży. Zakażenie wewnątrzmaciczne. Skurcze… Półtora kilo. Tyle dzieci ważyły - nie osobno, lecz razem. Ledwo było je widać w inkubatorze. Rączki i nóżki były mniejsze niż oplatające je kabelki... Narodzinom dziecka powinno towarzyszyć szczęście. Tu był strach. I rozpacz – taka, która sprawia, że nie chce się jeść, budzić, żyć. Przez wiele miesięcy nie było nawet nadziei. Lekarze nie chcieli jej dawać. Mówili, że dzieci nie rokują. Że nie przeżyją. Że najlepsze, co można zrobić, to się pożegnać. Maja i Gucio walczyli o życie przez dziewięć miesięcy. Dziewięć miesięcy w inkubatorze. Dziewięć miesięcy w strachu i codziennej niepewności nauczyły nas, rodziców, dużo pokory do życia oraz cierpliwości. Dziś wiemy, że ćwiczenia maluchów tez wymagają czasu, bo żaden postęp nie dzieje się z dnia na dzień. Doceniamy każdy dzień,  ponieważ wiemy, jak kruche jest życie - pokazały nam to nasze dzieciaki podczas swojej walki na OIOM-ie. Każdego wieczoru modliliśmy się o to, by następnego dnia dzieci jeszcze żyły.  Przez pierwsze dwa lata swojego życia maluchy praktycznie mieszkały w szpitalach. Najpierw na neonatologii, potem, z różnymi schorzeniami, na innych oddziałach. Dla nas były to dwa lata wyjęte z życia. Później zdrowie dzieci, m.in. dzięki założonemu PEG-owi, w miarę się ustabilizowało. Teraz odwiedzamy szpital z 2-3 razy do roku, a nie raz w miesiącu.   Wcześniaki to dzieci mniejsze, słabsze. Gdy jednak dziecko rodzi się przed 28. tygodniem, gdy waży mniej niż kilogram, mówimy o skrajnym wcześniactwie. Narządy u takich dzieci nie zdążyły się wykształcić… Płuca nie zdążyły się jeszcze rozwinąć, więc dziecko nie umie samodzielnie oddychać. Często dochodzi do wylewów krwi do mózgu… Powikłania neurologiczne są straszne, nieodwracalne.  Od momentu wyjścia ze szpitala Maja i Gucio są intensywnie rehabilitowani.  To dla nich jedyna szansa, żeby coś osiągnąć. Bez rehabilitacji dzieci prawdopodobnie by tylko leżały, zapatrzone w jeden punkt, bez ruchu… Opieka nad niepełnosprawnym dzieckiem jest trudna. Nad dwójką to prawdziwe wyzwanie… Dzieci potrzebują opieki 24 godziny na dobę…  Niektórych rzeczy, których zdrowe dzieci uczą się same, Maja i Gucio być może nie nauczą się nigdy… O wszystkie inne trzeba walczyć. O każdy uśmiech, każde podniesienie rączki, włożenie jej do buzi. I tak codziennie, od dnia narodzin. Potrzebna jest codzienna rehabilitacja – tylko ona pozwoli bliźniętom dalej się rozwijać. Udało się wygrać walkę o życie, teraz trzeba zawalczyć o jakość tego życia. Korzystamy z zajęć prywatnych, gdzie koszt jednej godziny jednego dziecka to 150 złotych. Zbieramy 1%, prosimy.o pomoc, ale żebyśmy mogli nadal systematycznie uczęszczać na ćwiczenia, co roku brakuje nam kilkanaście tysięcy złotych. Do tego dochodzą sprzęty, wizyty lekarskie. U nas niestety koszty są podwójne, bo chorych jest dwoje naszych dzieci... Jest nam bardzo trudno wyciągać rękę po pomoc, ale wiemy, że tylko razem możemy więcej i więcej... Kiedy widzisz, że Twoje dziecko robi postępy - milimetrowe kroczki wywalczone Twoją, a przede wszystkim jego ciężką pracą - nie interesuje Cię wtedy, co inni pomyślą, czy powiedzą. Ważne jest tylko to, że to, co robisz, ma sens. Dlatego ponownie chowamy dumę do kieszeni i bardzo prosimy o jakiekolwiek wsparcie dla naszych dzielnych Pszczółek. Rodzice

22 130 zł
Bartosz Dutko
Bartosz Dutko , 10 lat

Umieć i MÓC skakać... Spełnij marzenie Bartosza!

Na pierwszy rzut oka nie powiesz, że Bartek jest chory. Gdy Ci powiemy, że ma mózgowe porażenie dziecięce, popatrzysz z niedowierzaniem… Inaczej wyobrażasz sobie kogoś z taką diagnozą! A jednak Bartek je ma i konsekwencje tego odczuwa na co dzień… U Bartka podczas porodu doszło do niedotlenienia mózgu, które spowodowało głównie porażenie kończyn dolnych. W szpitalu przebywał około miesiąca, gdzie nieustannie walczono o jego życie. Niestety podczas leczenia szpitalnego i śpiączki farmakologicznej miało miejsce kolejne niedotlenienie, które niekorzystnie pogłębiło jego stan zdrowia… Godziny pracy i wylewanych łez ostatecznie zaowocowały w miarę normalnym życiem naszego syna. Jest jednak coś, nad czym musimy nadal działać, aby w przyszłości mógł chodzić, biegać, skakać jak większość z nas. Bartosz ma coś, czego nie zauważysz tak po prostu – to zdeformowane stopy. Owszem, chodzi, ale nie stawia pięty na podłodze. Dociska jedynie palce i śródstopie. Jego chód jest nieprawidłowy, a jeśli nie zaingerujemy teraz operacyjnie w jego mięśnie, jego stan się pogorszy! Już teraz ma przykurcze mięśni, a że jest w fazie intensywnego wzrostu to już ostatni dzwonek, aby to naprawić! W przeciwnym razie straci nieodwracalnie zdolność do normalnego chodzenia!  Musimy niezwłocznie przeprowadzić operację kończyn dolnych naszego synka, tj. artrodezy stępu oraz wydłużenie ścięgna Achillesa metodą Vulpusa i odbyć niezbędny cykl rehabilitacji pooperacyjnych. Ten rodzaj zabiegu jest niezbędny, aby Bartuś w przyszłości mógł sprawnie i samodzielnie funkcjonować, ponieważ dotychczasowa wieloletnia rehabilitacja, stosowanie sprzętu ortopedycznego w postaci ortez nie przyniosła zamierzonego efektu. W opinii profesora, który ma przeprowadzić operację, jest ogromna nadzieja na to, że Bartuś będzie w przyszłości mógł się sprawnie poruszać bez pomocy innych osób i sprzętu ortopedycznego. Żadne inne wiadomości nie cieszyły nas tak bardzo jak ta informacja! Będziemy bardzo wdzięczni jeśli pomożecie nam w zrealizowaniu marzeń naszego syna. Bartuś niejednokrotnie pytany o to, czego najbardziej pragnie, odpowiada, że chciałby umieć skakać. Tak wiele i tak nie wiele, ale dla niego, póki co marzenie poza zasięgiem… Zrobimy wszystko, aby mu pomóc, a z Państwa pomocą na pewno to się uda! Lidia i Piotr, rodzice Bartka

22 087,00 zł ( 69,2% )
Brakuje: 9 828,00 zł