Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Agnieszka Dąbkowska
Pilne!
16:30:25  do końca
Agnieszka Dąbkowska , 38 lat

Miałam nie dożyć porodu... Dziś jestem tu i walczę dalej❗️

"Nie wiemy, czy pani przeżyje. Proszę, być gotowym na najgorsze". Takie właśnie słowa usłyszałam, gdy pod sercem nosiłam jeszcze mojego maleńkiego synka. Radość i szczęście uleciało bezpowrotnie. Pojawił się strach, lęk ogarniał całe ciało, a śmiertelny przeciwnik z każdym dniem osłabiał mnie coraz bardziej.  W mojej piersi wykryto guza – diagnoza: nowotwór piersi. Mniej więcej pod koniec piątego miesiąca ciąży rozpoczęłam chemioterapię. Choć był to bardzo ryzykowny krok, nie miałam innego wyboru. Mój stan był na tyle poważny, że brak odpowiedniego leczenia był po prostu skazaniem mnie na śmierć.  Wycieńczona, pozbawiona siły rozpoczęłam walkę o siebie, ale także o mojego malutkiego synka. I choć bardzo się bałam, każdego dnia powtarzałam sobie, że warto – walczę przecież o dwa życia. Pomimo bardzo złych rokowań ciążę donosiłam niemal do samego końca. Mój mały synek przyszedł na świat w 37. tygodniu ciąży. Niestety urodził się z anemią oraz silnymi niedoborami. To na szczęście “jedyne” skutki silnej chemii, którą synek przyjmował razem ze mną. W trakcie leczenia przeszłam operacyjne usunięcie guza w piersi. Niestety, gdy myślałam, że wszystko zmierza już w dobrym kierunku, dowiedziałam się o przerzutach do płuc i zaatakowaniu węzłów chłonnych. Tych nie dało się już uratować, dlatego lekarze podjęli decyzję o ich wycięciu.  Na szczęście ponownie wdrożona chemioterapia przyniosła oczekiwane rezultaty. Zmiany na płucach zniknęły. Walka, którą podjęłam, okupiona była niezwykłym cierpieniem. Chemioterapia nie tylko pozbawiła mnie włosów, paznokci, zniszczyła wątrobę, ale dotkliwie uszkodziła moje i tak już wyniszczone stawy. Oprócz nowotworu piersi od 6 lat walczę z chorobą, której nikt nie potrafi nazwać i zdiagnozować – przychodzą dni, gdy nagle tracę władzę w ręce i nodze.  Lekarze pozostawali i nadal pozostają bezradni. Nie ma dla mnie lekarstwa, a chemioterapia tylko pogorszyła stan moich stawów. Zachorowałam na neutropenię, która niesamowicie mi dokucza. W październiku nie dużo brakowało, a wysłałaby mnie do grobu.  Cały czas walczę z nowotworem i jego wszystkimi skutkami. Wczoraj zakończyłam radioterapię. Jestem w trakcie hormonoterapii, która ma trwać jeszcze przez kolejne 10 lat. Jakie będą tego konsekwencje, nie chcę nawet myśleć. Mój organizm jest wycieńczony i wszystko przyjmuje z trudem. Koszty związane z opieką, dojazdami, niezbędnymi lekami oraz dodatkowym leczeniem syna sprawiły, że przestaliśmy z mężem w jakikolwiek sposób się bilansować. Skończyły się wszystkie nasze oszczędności, pozostajemy bezradni.  Dziś przychodzę tu, by prosić Was o pomoc! Tak wiele przeszłam, tak wiele wywalczyłam. Nie mogę pozwolić na to, by to pieniądze stały się teraz przeszkodą nie do pokonania! Mam wspaniałego synka i kochanego męża, z którymi chcę dzielić jeszcze wiele szczęśliwych dni.  Proszę, pomóż mi! Agnieszka

31 356 zł
Judyta Czeluśniak
Pilne!
Judyta Czeluśniak , 50 lat

Czerniak wrócił ze zdwojoną siłą! Judyta potrzebuje pomocy, aby wygrać walkę o swoje życie❗️

Moja historia zaczęła się w marcu 2017 r., gdy obraz w lewym oku zaczął się zamazywać. W głowie miałam wtedy tysiące straszliwych myśli. Jedna z nich okazała się prawdziwa…  Stwierdzono czerniaka naczyniówki! Wdrożono leczenie, które na szczęście przyniosło upragniony skutek. Niestety, gdy guz był w remisji, pękła żyłka w nowotworze, zalewając moje oko krwią! Groziła mi utrata wzroku w drugim oku!  Stanęłam przed ogromnie trudnym wyborem, jednak decyzja była jasna – lekarze usunęli moje chore oko… Mijały dni, miesiące, lata. Doczekałam się wnuków i bardzo liczyłam, że już nigdy nie będę musiała wracać do tamtych zdarzeń. A jeżeli już, to tylko w pamięci… W marcu br., po 6. latach, mój KOSZMAR POWRÓCIŁ! Czerniak spowodował przerzuty do wątroby i kręgosłupa! To wszystko wydaje się tak nierealistyczne, a jednak wydarzyło się naprawdę. Ratunku musiałam szukać za granicą. Obecnie razem z mężem przebywam w Hiszpanii w szpitalu, który specjalizuje się w leczeniu czerniaka… Czeka mnie bardzo ciężkie leczenie. Najpierw muszę jednak przejść specjalistyczne badania molekularne, które pozwolą zdecydować, w jaki sposób raz na zawsze zniszczyć tego okropnego czerniaka! Muszę i chce podjąć największą walkę życia, w której stawką jest właśnie moje życie! Mam dla kogo się starać – dla mojego męża, dzieci, wnuków. Oni dają mi siłę i motywację! Muszę wygrać ten pojedynek. Błagam Was o pomoc! Żadna kwota nie jest za mała. Jeśli nie możesz, proszę udostępnij chociaż moją zbiórkę. Dziękuję z głębi mojego serca! Judyta ➡️ Licytuj i pomóż Judycie!

31 288 zł
Agata Kowalska
Agata Kowalska , 3 latka

Agatka ma szansę na rozwój, my nie mamy szans jej tego zapewnić… Proszę, pomóż!

Czekaliśmy z niecierpliwością na narodziny drugiej córeczki. Wiedzieliśmy już, że dziecko to duże wyzwanie. To wielkie szczęście i bezgraniczna miłość, ale również konieczność wzięcia odpowiedzialności za czyjeś życie. Myśleliśmy, że jesteśmy gotowi, ale… Na chorobę dziecka nie da się przygotować. To nauka życia od początku, na nowo.  Niestety nasza księżniczka urodziła się z zespołem Pradera-Williego, który uniemożliwia jej prawidłowy rozwój. Objawia się obniżeniem napięcia mięśniowego, niskim wzrostem, niepełnosprawnością umysłową, niedorozwojem narządów płciowych. Występuje również ryzyko otyłości. Powodem jest mniejsze niż u zdrowych ludzi zapotrzebowanie energetyczne przy jednoczesnym ciągłym i niepohamowanym uczuciu głodu. Moment narodzin okazał się szczęściem przeplatanym z bólem i smutkiem. Wiele stresu i zupełnie nowych informacji, które musieliśmy szybko zrozumieć i przyswoić. Uczyliśmy się życia na nowo! Teraz Agatka ma już roczek. Jest prześliczną dziewczynką o wielkich i przeszywających oczach. Jest naszym promykiem! Pomimo swojej choroby, często się uśmiecha. Wystarczy jej spojrzenie, żeby przypomnieć sobie, po co są wszystkie nasze starania.  Nie ma metody leczenia przyczynowego tej okrutnej choroby. Korzystne efekty daje terapia hormonem wzrostu, ograniczanie dostępu do jedzenia i intensywna rehabilitacja. Na tym etapie choroby i w wieku Agatki, najważniejsza jest specjalistyczna dla tego schorzenia rehabilitacja.  U naszej córki stwierdzono II typ delecji. Oznacza on większą nadzieję i szansę na to, że będzie się lepiej rozwijała psychoruchowo. Agata ma nawet szansę mówić!  Niestety nie wszystkie zabiegi są refundowane. Większa część z nich to koszty, które musimy wyłożyć z własnej kieszeni. Do tego dochodzą ceny paliwa, dojazdy do specjalistów, niekiedy nawet kilka razy w tygodniu. Nasze odłożone kiedyś pieniądze dawno już zniknęły z budżetu rodzinnego, a trudna sytuacja zmusiła nas do rezygnacji z pasji.  W całej tej ciężkiej zarówno finansowo, jak i psychicznie sytuacji dokładamy wszelkich starań, aby nasze życie wyglądało w miarę normalnie. Dzielimy swój czas między rehabilitację, opiekę, leczenie Agatki, a zapewnienie drugiej, starszej córce normalnego rozwoju zainteresowań, spotkań z rówieśnikami, zabaw. Agata już zawsze będzie wymagała stałego leczenia u wielu specjalistów: fizjoterapeuty, dietetyka, okulisty, laryngologa, neurologa, a najprawdopodobniej jeszcze wielu innych... Potrzebujemy pomocy i nie jest nam łatwo o nią prosić.  Tutaj chodzi o lepsze życie Agatki, więc odkładamy na bok nasz komfort i dumę, i prosimy nawet o najmniejszy gest wsparcia.  Rodzice

31 169 zł
Edyta Suchonos
9 dni do końca
Edyta Suchonos , 45 lat

Proteza to moja jedyna szansa na powrót do normalności!

Do tej pory miałam życie, o jakim zawsze marzyłam. Opiekowałam się moimi trzema wspaniałymi córkami, nie miałam też większych kłopotów ze swoim zdrowiem. Mogłam normalnie funkcjonować. Wszystko zmieniło się w marcu tego roku… Niespodziewanie dostałam silnej reakcji alergicznej, a zaledwie półtora tygodnia później wylądowałam na oddziale chirurgii naczyniowej z nieznaną mi chorobą. W ciągu dwóch tygodni przeszłam dwie operacje, które nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. W wyniku silnego ogólnego zakażenia organizmu musiałam podjąć trudną decyzję i zgodzić się na amputację lewej nogi powyżej kolana. To było dla mnie prawdziwym koszmarem… W pewnym sensie świat się dla mnie zawalił. W jednej chwili z osoby całkowicie sprawnej straciłam szansę na normalne funkcjonowanie i potrzebuję wsparcia w wielu codziennych czynnościach.  Nie poddaję się jednak i wierzę, że uda mi się zawalczyć o sprawność. Szansę na to daje specjalistyczna proteza. Jej zakup wiąże się z ogromnymi kosztami, ale to moja jedyna nadzieja na to, by chociaż w pewnym stopniu żyć tak, jak kiedyś, dlatego całym sercem proszę Cię o wsparcie! Edyta Kwota zbiórki jest szacunkowa.

31 148,00 zł ( 29,33% )
Brakuje: 75 023,00 zł
Laura Plech
Laura Plech , 7 lat

Heroiczna walka Laury z nieuleczalną chorobą❗️

To dzięki Waszej pomocy Laura odbyła aż 3 turnusy wielospecjalistyczne, które przyniosły ogromne postępy. Nadal czeka ją ogrom pracy, ale to dzięki Wam Drodzy Pomagacze zrobiła wielki krok w przód. Niestety na tym koniec dobrych wieści. Laura traci wzrok – to nieuniknione, choroba genetyczna, w dodatku nieuleczalna, każdego dnia odbiera jej sprawność! Czasu jest coraz mniej... W dodatku Laury mowa jest na poziomie 2-letniego dziecka – nadal nie ma swobodnej komunikacji dialogu, tylko pojedyncze słowa lub proste dwuwyrazowe zdania.  Turnusy przynoszą wspaniałe efekty. Dzięki nim pojawiają się nowe słowa, nowe rozumienie, nauczyła się wchodzić i schodzić po schodach. Zajęcia grupowe dodały jej odwagi, lecz przed nami nadal wiele pracy. Cały czas córeczka ma kłopoty z równowagą, co wiąże się z problemami z samodzielnym poruszaniem się na trudnym terenie (trawa, piasek, kamienie) a po zmroku nawet i po prostym chodniku. Laurka nie widzi po zmroku. Córeczka bardzo potrzebuje turnusów wielospecjalistycznych, gdzie zajęcia dobierane są indywidualnie. Bez nich nie będzie lepiej, będzie tylko gorzej… Dlatego pełni nadziei, ponownie prosimy Was o pomoc! Poznaj naszą historię: Problemy u Laurki zaczęły się w 2 dobie życia. Praktycznie do zera spadło jej napięcie mięśniowe. W czasie kolejnych badań lekarze zdiagnozowali u niej obniżone napięcie w osi głowa-tułów, a wzmożone w rękach i nogach, co spowodowało asymetrię ciała. Praktycznie od razu zaczęliśmy wozić Laurkę na rehabilitację i tak jest do dziś. Niezmiennie w naszym dniu zawsze jest czas na ćwiczenia naszej córeczki. Laura od urodzenia zmaga się z przeciwnościami losu. Jej życie to ciągła walka nad sprawnością. Jest nieuleczalnie chora, a choroba postępuje każdego dnia. Zespół Ushera typ 1F zabrał jej słuch, a teraz zabiera wzrok, zostało jej niewielkie pole widzenia. W wyniku choroby córka ma poważne problemy z równowagą  oraz chodem. Ma wiotki niedowład czterokończynowy w wyniku przebytej cytomegalii, zaczęła stawiać swoje pierwsze kroczki, mając ponad 3 lata. Niestety nadal nie jest w stanie poruszać się bez wsparcia oraz pomocy, poza domem. Laura widzi tak jak by przez dziurkę od klucza, nie widzi, co ma pod nóżkami, co jest po bokach, choroba odbiera każdego dnia wzrok, nie da się tego zatrzymać, nie ma na to lekarstwa. Moja córeczka przeszła dwie operacje, podczas których wszczepiono jej implanty ślimakowe, dzięki którym słyszy, ale mowa nie rozwija się tak jak u innych dzieci. Córka mówi proste słowa oraz dwuwyrazowe zdania na poziomie 2-letniego dziecka... Dalszy jej rozwój zależy od intensywnej rehabilitacji oraz od kosztownych turnusów. Nie mamy już czasu, Laura uczy się mowy na podstawie obrazów, jeśli straci wzrok całkiem, nie nauczymy jej już niczego. Nie mamy już czasu –  proszę, pomóż nam.  Mama Laury

31 129,00 zł ( 77,82% )
Brakuje: 8 871,00 zł
Paweł Osowski
Paweł Osowski , 48 lat

Wypadek samochodowy zrujnował życie! Żona walczy o Pawła

Jedna chwila może zmienić wszystko, jedna sekunda potrafi zaważyć na całym życiu. Tak też było w naszym przypadku. Paweł tylko jechał autem... Może gdybym zatrzymała go dłużej w domu, dziś cieszylibyśmy się dalej jego zdrowiem. Przez wypadek samochodowych doszło do uszkodzenia mózgu. Przyjechał do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Od razu przewieziono go na oddział intensywnej terapii. Wszystko działo się bardzo szybko. Nim o tym pomyślałam, lekarze wykonali operację ratującą życie.  Mój mąż nadal przebywa na OIOM-ie. Zaledwie od kilku dni jest wydolny oddechowo dzięki wykonanej tracheotomii. Lekarze są w czasie wybudzania go ze śpiączki. Karmiony jest sondą. Na chwilę obecną nie wiadomo jak głębokie są uszkodzenia mózgu. Na pewno występuje niedowład lewej strony ciała.  Mąż musi zostać skierowany do kliniki rehabilitacji neurologicznej dla osób z tracheotomią i karmieniem do jelitowym, ponieważ wymaga całodobowej opieki lekarskiej. Czas oczekiwania do takiej placówki w ramach NFZ wynosi około roku. Nie możemy tyle czekać. Miesięczny koszt pobytu w takiej placówce waha się od 7 000 do 14 000 złotych. Bardzo proszę o pomoc! Martwię się, co będzie dalej, czy starczy nam na to niezwykle kosztowne leczenie… Twoja pomoc będzie dla nas niczym koło ratunkowe – niezbędne na otwartym morzu. Sylwia, żona

31 114 zł
Marcin Boczoń
5 dni do końca
Marcin Boczoń , 36 lat

Tragiczny wypadek zniszczył życie Marcina - potrzebna pomoc!

"Marcin, wstawaj! Dość tego leżenia!" – to częste słowa, które do niego wypowiadamy. Czy słyszy? Mamy nadzieję, że tak. Czekamy na dzień, w którym sam nam to powie. W grudniu miną 3 lata od wypadku, który w jednej chwili zmienił życie Marcina i całej naszej rodziny. Życie, plany i marzenia przekreślił straszny wypadek samochodowy. Zamiast wymarzonego ślubu i zaplanowanego wesela rozpoczyna się walka. Na początku walka o życie, o każdy oddech, o każdą godzinę, o każdy dzień… Potem długotrwała rehabilitacja, która trwa do dziś… Tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2017 roku Marcin, uległ ciężkiemu dla zdrowia wypadkowi samochodowemu. Doznał urazu wielonarządowego, licznych złamań i przez dłuższy czas przebywał w śpiączce. Trafił na oddział dla dorosłych chorych ze śpiączką, gdzie od marca 2018 roku uczestniczył w programie rehabilitacyjnym, gdzie walczył o zdrowie i przywrócenie utraconych funkcji. Niestety nie spełniły się nasze oczekiwania... Jedyne, co nam pozostało to szukać pomocy u najlepszych specjalistów. Dzięki determinacji najbliższych i ofiarności darczyńców Marcin brał udział w kosztownym programie neurorehabilitacyjnym pod okiem światowej sławy profesora Jana Talara. To pozwoliło nam na nowo uwierzyć, że Marcin a właściwie ”Janosik”, bo tak nazywa go Profesor, ma szansę odzyskać swoje zdrowie i realizować swoje marzenia. Niestety rehabilitacja została przerwana, bo kończą się środki finansowe. Dzisiaj Marcinem opiekuje się w domu jego mama. To ona wierzy w niego najbardziej i walczy o niego tak jak potrafi najlepiej z całą swoją matczyną miłością. Ściąga do domu rehabilitanta i logopedę, płaci za dodatkową rehabilitację i terapię logopedyczną, bo wie, jak ważne jest to, aby Marcin ćwiczył każdego dnia. Musimy zrobić wszystko, aby Marcin w przyszłym roku mógł wrócić na intensywną rehabilitację w specjalistycznym ośrodku. To wymaga jednak ogromnych nakładów finansowych, których na dłuższą metę nie udźwignie żadna rodzina. Tylko dzięki Twojej pomocy Marcin ma szansę na dalszą rehabilitację. Nie pozwólmy na to, aby to, co osiągnął do tej pory w trakcie wyczerpujących zajęć i bolesnych ćwiczeń przepadło. Czekamy na pierwsze słowo, na pierwszy krok... Prosimy, pomóż nam dalej walczyć o Marcina. Rodzina Marcina

31 025,00 zł ( 12,7% )
Brakuje: 213 124,00 zł
Bogdan Idzik
Bogdan Idzik , 62 lata

Jedna noc zmieniła całe życie Bogdana. Proszę – pomóż!

Znamy się z Bogdanem 40 lat. To wspaniały i kochający mąż i ojciec. Najlepszy przyjaciel… Tym bardziej ciężko mi zrozumieć, że całe życie ukochanego, ale też naszej rodziny, zmieniło się w jedną noc. Dlatego teraz jestem tu, pisząc te słowa z nadzieją, że po przeczytaniu mojego apelu wesprzesz te niesamowicie trudną walkę o powrót do normalnego życia…  17 czerwca 2022 podczas urodzin przyjaciela, u męża doszło do rozległego udaru mózgu. Po całonocnej walce lekarzy o jego życie ostatecznie badania wykazały rozległe ognisko niedokrwienne w lewej półkuli mózgu z cechami obrzęku. Bogdan po tygodniu wybudził się ze śpiączki, jednak rozległa afazja mieszana, jak i masywny niedowład kończyn prawych do dzisiaj nie pozwalają na samodzielne funkcjonowanie. Bogdan obecnie pomimo miesięcy rehabilitacji, nie chodzi i nie mówi, ma sparaliżowaną prawą rękę i nogę. Dlatego teraz oprócz opieki, którą mu zapewniam 24 godziny na dobę, chciałabym ofiarować mu najlepszą rehabilitację, która pomoże w powrocie do sprawności i zdrowia. Z uwagi na fakt, że Bogdan prowadził własną jednoosobową działalność gospodarczą, ze względu na jego chorobę nasze możliwości finansowe zostały mocno ograniczone.  Ze łzami w oczach oglądam wspólne zdjęcia… Wspominam czas, w którym oboje byliśmy szczęśliwi, pełni życia. W głowie nie pojawiała się myśl o chorobie, utracie sprawności i dotychczasowych umiejętności. To wszystko stało się tak nagle, szybko, bez uprzedzenia…  Mimo trudów dnia codziennego chcemy walczyć ile sił. By to, co zniknęło, zostało nam oddane. Bogdan zasługuje na wszystko, co najlepsze… Proszę, dajmy mu razem tę szansę. Kochająca żona i córka.

31 009,00 zł ( 23,59% )
Brakuje: 100 438,00 zł
Katarzyna Hinz
Katarzyna Hinz , 48 lat

Codzienność z chorobą to udręka, ale nie mogę się poddać!

Są w życiu sytuacje, którym nie jesteśmy już w stanie samodzielnie stawić czoła, które zaczynają nas zwyczajnie przerastać i jest to dla nas trudne do zaakceptowania. Tyle czasu dawałam sobie radę żyjąc sama i miałam siłę do tego, by przezwyciężać przeciwności losu. Dziś, kiedy zdrowie tak bardzo odmawia mi posłuszeństwa, nie mam innego wyjścia niż zwrócić się do Państwa po pomoc… Całe dotychczasowe życie poświęciłam mojej największej pasji - pomocy innym ludziom. Z zawodu i wykształcenia jestem pielęgniarką z wieloletnim doświadczeniem. Pracowałam dopóki stan zdrowia mi na to pozwalał. Starałam się jak najrzetelniej i najuczciwiej wykonywać swoją pracę, aby dzielić się z innymi zdobytą do tej pory wiedzą. Przez 10 lat opiekowałam się osobami niepełnosprawnymi intelektualnie i przewlekle chorymi psychicznie w domu pomocy społecznej, a następnie pracowałam w specjalistycznych poradniach. Moje problemy ze zdrowiem zaczęły się już w 2003 roku, gdy zachorowałam na reumatoidalne zapalenie stawów. Od samego początku przechodziłam je ciężko. Leczenie trwało długo i wymagało corocznych miesięcznych hospitalizacji. Nie przeszkodziło mi to jednak w pracy zawodowej. Dopiero w 2016 roku, gdy złamałam panewkę stawu biodrowego i musiałam przyjmować sterydy, doszło do licznych powikłań. Cierpiałam na początkowo nierozpoznaną niedoczynność nadnerczy, a w 2017 roku zdiagnozowano u mnie również trombofilię genetyczną i postępującą, posterydową miopatię.  Moje mięśnie były coraz słabsze, a ostatecznie doszło do ich zaniku i nie byłam już w stanie poruszać się o własnych siłach. Muszę dalej przyjmować sterydy, ze względu na złe wyniki badań i problemy z tarczycą, a jednocześnie mam poczucie, że to błędne koło, ponieważ powikłania zaczynają się nawarstwiać. Do października 2017 pracowałam zawodowo, ale od tej pory pozostaję w domu. Chciałabym pracować dalej, ale nie mam takiej możliwości. Dopiero z początkiem 2018 roku, po długiej rehabilitacji, byłam w stanie pokonywać krótkie odcinki o kulach. Pojawiły się jednak dalsze komplikacje. We wrześniu zeszłego roku musiałam przejść zabieg usunięcia niezłośliwej zmiany nowotworowej, a miesiąc później zachorowałam na COVID-19 i konieczna była kolejna hospitalizacja.  Obecnie zakończyłam pobyt na Oddziale Rehabilitacji Neurologicznej po przebytym w tym roku udarze mózgu, ale moje częściowo odbudowane przez rehabilitację możliwości ruchowe dodatkowo się zmniejszyły. Starałam się je przywrócić do wcześniejszego poziomu, uczestnicząc w intensywnej fizjoterapii dwa razy w tygodniu. Jestem jednak bardzo osłabiona. Ostatnio bóle mięśni i stawów tak się nasiliły, że mam problemy z chodzeniem, a pani reumatolog zwiększyła mi dawki leków.   Mieszkam sama na drugim piętrze w budynku bez widy, przez co nie mogę samodzielnie wyjść na zewnątrz. Koszty czynszu, rachunków, leczenia pochłaniają prawie całe moje oszczędności i często nie starcza mi już środków na zakup jedzenia, a co dopiero opłacenie sporych kosztów rehabilitacji. Zdarzało się, że pomagała mi rodzina, jednakże ich środki również są bardzo ograniczone. Zostałam bez grosza na walkę o swoje zdrowie i samodzielność, dlatego bardzo proszę o Państwa wsparcie!  Katarzyna

30 984 zł