Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marcelina Józefowska
Marcelina Józefowska , 15 lat

Wózek inwalidzki to ostateczność! Ratujemy Marcelinkę!

Moje życie podporządkowane jest jednemu - walce o jej zdrowie... Marcelinka miała 2 latka, gdy zdiagnozowano u niej Dziecięce Porażenie Mózgowe. Dziś ma 12 lat, a my wciąż walczymy o jej sprawne kroczki... Nasza walka jest trudna - jest w niej dużo bólu, strachu, pobytów w szpitalu, ale też w nadziei... I o tę właśnie nadzieję Was proszę - nadzieję na zdrowe życie Marcelinki. W tamtym momencie czułam, że trzymam na rękach maleńką istotkę, najważniejszą na całym świecie... 26 marca 2009 roku, ważąc niecałe 2 kilogramy, urodziła się Marcelinka. Od samego początku jej życie nie było usłane różami... Zamiast w moje kochające ramiona, Marcelinka trafiła pod obserwację lekarzy. Okazało się, że moja córeczka jest chora... Już w pierwszej dobie życia córeczka musiała przejść operację niedrożności jelit. Czy już kiedyś tak bardzo się bałam? Nigdy! Nigdy nie czułam strachu o życie własnego dziecka... Potem miałam czuć go jeszcze wiele razy. Kolejne dni przyniosły walkę o życie, a tygodnie kolejną operację. Musiałam nauczyć obsługiwać się urządzenia do karmienia pozajelitowego. Wtedy znów zaczęłam się bać, ponieważ żywienie pozajelitowe jest bardzo inwazyjną formą leczenia, nieprawidłowo przeprowadzone może doprowadzić do śpiączki lub nawet śmierci... W moich rękach było życie mojego ukochanego dziecka. Wiedziałam, że tyle schorzeń zbyt dużo, jak na jedną małą dziewczynkę. W głowie co jakiś czas pojawiały się marzenia, że jeszcze przyjdzie dzień, kiedy będzie lepiej... Niestety, gdy Marcelinka skończyła dwa latka, dodatkowo zdiagnozowano u niej Dziecięce Porażenie Mózgowe. Od tego dnia codzienność córeczki to intensywna rehabilitacja... U dzieci z porażeniem wrogiem jest ich własne ciało, które nie słucha... Porażone rączki nie chwytają, nóżki nie chcą utrzymać ciała... Pięć lat temu nastąpiło małe zwycięstwo - koniec żywienia pozajelitowego... Takie rzeczy jak wyjście na basen czy dłuższy spacer stały się realne. Upragniona normalność była na wyciągniecie ręki, wiedziałam jednak, że przed nami ważniejszy cel - to, by Marcelinka mogła chodzić. Niestety przed córeczką pojawiła się ściana - rehabiltacja przestała wystarczać. Marcelinka musiała przejść operację, by mogła osiągnąć kolejny etap rozwoju. Niestety spastyka była tak silna u córki, że nie była w stanie chodzić. Groził jej wózek inwalidzki... Dzięki Waszemu wsparciu Marcelinka przeszła operację w Paley European Institute, gdzie leczy się dzieci z najcięższymi wadami rączek i nóżek. Lekarze wyprostowali jej nóżki... Teraz najważniejsza jest rehabilitacja. Wygraliśmy bitwę, ale nie wojnę... Operacja bez ciężkich ćwiczeń nie przyniesie efektów. Niestety rehabilitacja to ciężka praca, jest jednak potrzebna, by Marcelinka mogła samodzielnie chodzić, być choć trochę niezależna. Chciałabym, żeby życie mojej córeczki wyglądało inaczej... Szpital to nasz drugi dom. Liczne pobyty tam to już historia... Wracamy tam bardzo często, zazwyczaj z podejrzeniem różnych schorzeń i chorób, które niejednokrotnie odbierają nadzieje na lepsze juto. Marcelinka jest pod stałą opieką neurologiczną, hematologiczną, okulistyczną, ortopedyczną i rehabilitacyjną, logopedyczną. Na to niestety nie mam wpływu, więc muszę koncentrować się na tym, co mogę zrobić - walczyć o to, by córeczka chodziła. Rehabilitacja to jedyna szansa, która uchroni córeczkę przed wizją wózka. Niestety jej koszty są ogromne... Proszę, pomóż nam! Sami nie damy rady... Marta - mama Marceliny  

31 709 zł
Robert Suda
4 dni do końca
Robert Suda , 34 lata

Wypadek odebrał sprawność i pamięć! Odwróćmy skutki tragedii!

Mój brat jest osobą kochającą aktywny tryb życia. Siłownia, taniec, czy jazda na rowerze to rzeczy, bez których nie potrafi żyć. Wśród rodziny i znajomych uchodzi za osobę pogodną, uśmiechniętą, chętną do rozmów. Nigdy nikomu nie odmówił pomocy. Niestety, w  nocy z 20. na 21. października 2023 roku życie Roberta wywróciło się do góry nogami – uległ poważnemu wypadkowi komunikacyjnemu. Doznał obszernego urazu głowy i musiał przejść skomplikowaną operację usunięcia części czaszki i zniwelowania obrzęku.  Zabieg co prawda uratował mu życie, ale obrzęk mózgu zebrał swoje destrukcyjne żniwo w postaci częściowego niedowładu prawej strony ciała oraz afazji – zaniku pamięci do kilkunastu lat wstecz.  Mój brat nie pamięta wielu wydarzeń ze swojego życia, zapomniał czym się zajmował zawodowo, gdzie pracował i co robił. Afazja sprawiła, że nazwy wielu przedmiotów stały się dla niego obce. Widząc, np. widelec potrafi powiedzieć, do czego służy, ale nie zna jego nazwy… Z tego powodu Robert nie jest w stanie pracować i wymaga stałej rehabilitacji, aby przywrócić mu pełną sprawność fizyczną i intelektualną. Każdego dnia opiekuję się nim razem z mamą i dodajemy mu otuchy. Rehabilitacja to tylko częściowa pomoc. 12 marca  Robert będzie musiał przejść operację uzupełnienia wyciętej kości czaszki. Czeka nas kolejny stres…  Nie wiemy, co przyniesie jutro, jednak jednego jesteśmy pewni – pragniemy walczyć o Roberta. Mój brat potrzebuje wsparcia, aby zdołał zapamiętać to, czego nauczył się każdego dnia. Można powiedzieć, że uczy się jednocześnie nowych i starych rzeczy… Otrzymane wsparcie finansowe wspomoże leczenie Roberta, a zwłaszcza zapewni środki na opiekę neurologiczną, neurologopedyczną, okulistyczną, rehabilitację oraz potrzebne leki, sprzęty i pomoce do ćwiczeń. Każda pomoc jest dla nas niezwykle ważna i już teraz bardzo za nią dziękuję! Iwona, siostra

31 682 zł
Amelia Kowalik
Amelia Kowalik , 9 lat

Podstępna choroba zabiera Amelce dzieciństwo - Możesz pomóc!

Amelka to dziecko, które musi kontrolować każde swoje aktywności, działania, każdy ruch. Spontaniczność, beztroska — te określenia nie goszczą w dzieciństwie naszej córki.  Amelka bywała ospała, zmęczona, często rozkojarzona. Od momentu, gdy zaczęło nas to niepokoić, do diagnozy nie minęło wiele czasu.  Wyniki wskazały od razu – cukrzyca typu 1. Choroba, której nie widać, która jest nieprzewidywalna, śmiertelnie poważna, a jednocześnie nie ma na nią leku.  Nasze życie zmieniło się o 180 stopni. Mała dziewczynka musiała przedwcześnie zrezygnować z prawdziwego bycia dzieckiem!  Każda aktywność, jedzenie, zabawa odbywają się po ówczesnym sprawdzeniu poziomu cukru w jej organizmie. Nie ma dnia i nocy, żebyśmy nie drżeli, że coś będzie nie tak! Amelia wstaje wcześnie rano, je o określonych godzinach, jest podłączona do podstawowej pompy, co trzy dni ma zmieniane peny. Bierze leki, ma specjalną dietę... Trudne jest jej dzieciństwo.  Pomóc zdecydowanie może specjalistyczna pompa, która będzie kontrolowała za nas parametry Amelki. Chcielibyśmy też zapewnić jej leczenie, na które miesiącami wydajemy ogromne środki...  Jeśli zechcesz nam pomóc, z góry dziękujemy! Wierzymy, że dobro wraca! Rodzice    

31 647 zł
Elżbieta Tomczyk
Elżbieta Tomczyk , 66 lat

Walczę z rakiem! Dłużej już nie dam rady, dlatego błagam o pomoc!

Jestem Ela. Mam 64 lata. Jestem żoną fantastycznego i kochającego mężczyzny i mamą dwóch dorosłych pięknych dziewczyn. Chcę z nimi być jak najdłużej. Chcę żyć z całych sił, bo świat jest taki piękny! Pomóżcie mi - proszę. Całe życie zawodowe spędziłam trzymając w ramionach nowo narodzone dzieci, opiekując się nimi na oddziale noworodków w Sieradzu jako pielęgniarka, doglądając nocami i dniami by zdrowo i radośnie wchodziły w życie, były rozkoszą swoich rodziców. Do dziś czuję wdzięczność i życzliwość osób, z którymi pracowałam.  Rozumiecie teraz, jak bardzo porywa mnie życie? Dlatego proszę Was o ratunek! Za moim uśmiechem kryje się jedenaście lat walki z rakiem, której towarzyszy lęk, przerażenie, złość, rozczarowanie, cierpienie. Ale także wiara i nadzieja w dobroć ludzi, którzy wesprą mnie finansowo,  bym mogła łagodzić ból choroby rehabilitacją i leczeniem nierefundowanym i bym mogła znów chodzić, bo teraz jestem na wózku... Oto historia mojej choroby:  W 2011 roku wykryto u mnie mięśniakomięsaka gładkokomórkowego pleomorficznego krezki jelita. Po operacji usunięcia guza w czerwcu 2011, przez kilka miesięcy otrzymywałam chemioterapię adjuwantową, a następnie wróciłam do pracy w szpitalu.  W 2014 pojawił się przerzut w wątrobie, co oznaczało kolejną operację i chemioterapię.  W 2018 zidentyfikowano kolejne przerzuty do kręgosłupa i płuc. Otrzymałam kolejną chemioterapię i radioterapię. Z uwagi na dalszą progresję choroby w płucach, kręgosłupie i wątrobie zmieniono terapię na II linię leczenia choroby rozsianej za pomocą specjalistycznego leku. Jednak i to leczenie nie dało spodziewanych rezultatów. Od początku lutego 2021 roku podjęłam kolejne leczenie, jednak ten lek wywoływał bardzo dużą toksyczność wątroby i został odstawiony przez lekarza prowadzącego.  Czerwiec 2021 był dla mnie przerażający – zmiany nowotworowe w kręgosłupie nasiliły się do tego stopnia, że utraciłam władzę w nogach. Ból i cierpienie jest na tyle duże, że trudno mi się poruszać nawet na wózku i jestem całkowicie uzależniona od osób trzecich.  19 lipca 2021 przeszłam operację usunięcia części nowotworu przy kręgosłupie w Narodowym Instytucie Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Operacja nie dała spodziewanych rezultatów: odciążenia kręgosłupa i powrotu do możliwości chodzenia.  Ale ja wierzę, że na zdrowie składają się też te „nadprzyrodzone” siły, zbudowane z ludzkiej życzliwości, pomocy, kochającej rodziny, przyjaciół, cudownych sąsiadów – wstanę, będę jeszcze pielęgnować z mężem nasz ukochany ogródek  mamy oboje na tym punkcie fioła, a z córkami wypiję  w nim kawę w upalne lato. Tylko pomóżcie mi proszę przetrwać ten proces powrotu do zdrowia. Leczenie i rehabilitacja są bardzo kosztowne i przekraczają moje możliwości finansowe. Zbiórka pieniędzy pomogłaby w leczeniu. Bardzo proszę Was o pomoc!  

31 582 zł
Bartosz Kapral
Pilne!
Bartosz Kapral , 37 lat

Ojciec dwójki dzieci walczy o życie! Potrzebne pilne wsparcie!

Jestem Bartek, mam 37 lat i wspaniałą rodzinę, żonę Anię i dwoje cudownych dzieci – 12-letniego Huberta i 7-miesięczną Maję. Ostatnie wyniki badań przyniosły przerażające wieści… Mam nowotwór złośliwy rdzenia kręgowego! I choć rokowania przy glejaku są złe, ja nie zamierzam się poddawać! Potrzebuje jednak pomocy w dalszej walce z okrutną chorobą. Pomocy – nie mogę zostawić mojej wspaniałej rodziny! Półtora roku temu w czasie ćwiczeń wojskowych skręciłem kostkę w stawie skokowym. Po tym zdarzeniu pojawiły się u mnie kurcze i bóle nogi oraz bóle okolicy lędźwiowej kręgosłupa. Zacząłem uczęszczać prywatnie na zajęcia fizjoterapeutyczne. Zostałem też skierowany na MRI kręgosłupa. Okazało się, że mam przepuklinę krążka międzykręgowego. Dostałem leki i zostałem zakwalifikowany do nadtwardówkowego ostrzykiwania korzeni nerwowych.  Mimo że po zabiegu dotychczasowe dolegliwości troszkę zelżały, nadal nie czułem się dobrze. Choroba postępowała, z dnia na dzień pojawiały się kolejne niedowłady… Nie przerywałem rehabilitacji, licząc, że wszystko w końcu ustąpi. Pewnego dnia żona powiedziała mi, że spodziewa się drugiego dziecka! Byliśmy przeszczęśliwi, po latach starań w końcu się udało. Razem z synem dbaliśmy o Anię, tak aby niczego jej nie brakowało. Ciąża przebiegała prawidłowo, termin porodu został wyznaczony na koniec listopada 2023. Planowałem wziąć urlop, aby pomóc małżonce dojść do siebie po porodzie. Niestety... Gdy zbliżał się termin, ja zacząłem mieć kolejne dolegliwości. Początkowo było to drętwienie jednego palca dłoni, później całej dłoni oraz osłabienie mięśni. Z tygodnia na tydzień miałem coraz większe zaburzenia czucia w rękach oraz nogach. Położono mnie w szpitalu, żeby wykonać niezbędne badania. Dostałem leki i zalecenia rehabilitacje. Zamiast cieszyć się narodzinami córeczki, być z rodziną, jeździłem od lekarza do lekarza, z rehabilitacji na fizjoterapię. Objawy nie ustępowały… Minęło ponad pięć miesięcy, w końcu trafiłem na wspaniałego fizjoterapeutę, który zasugerował wykonanie rezonansu magnetycznego kręgosłupa szyjnego. Wynik okazał się przerażający… Okazało się, że mam GUZA NA RDZENIU KRĘGOWYM!!! Świat runął w jednej chwili, nie mogłem poskładać myśli… Przecież mam żonę, dwoje cudownych dzieci, plany, marzenia i całe życie przed sobą… 26 czerwca trafiłem na stół operacyjny. Podczas zabiegu lekarze stwierdzili, że guz jest nieoperacyjny! Wykonano laminektomię, dekompresję kanału kręgowego, plastykę opony z wszyciem łaty oraz pobrano fragment zmiany. 8 lipca dostałem wynik biopsji: nowotwór złośliwy, glejak… Najgorszy z nowotworów… Zostałem zakwalifikowany na radioterapię oraz chemioterapię. Rokowania tej choroby są bardzo złe, ale ja się nie poddaję, walczę każdego dnia i będę walczył, bo nie akceptuję tych okrutnych statystyk. Wierzę w to, że mogę pokonać chorobę i znam historię osób, które z nią wygrały. Potrzebuję jednak pomocy, ponieważ sam nie dam rady uzbierać kwoty potrzebnej na to, aby skorzystać z wszystkich dostępnych możliwości leczenia. Jak do tej pory wszystkie wydatki związane z leczeniem, dojazdami, wizytami u specjalistów, rehabilitacją oraz suplementacji pokrywałem sam. Niestety jestem świadomy tego, że to dopiero początek mojej walki, dlatego dłużej nie poradzę sobie bez wsparcia. Niestety choroba coraz mocniej daje mi się we znaki. Mam problemy z podstawowym funkcjonowaniem, pisaniem, chodzeniem, tracę czucie w kończynach, potrzebuję stałego wsparcia, opieki żony oraz bliskich. Te objawy bardzo ograniczają mnie w codziennych czynnościach, mimo to staram się funkcjonować normalnie. Wierzę, że z pomocą rodziny, przyjaciół oraz dobrych osób uda mi się wygrać z tą chorobą. MAM DLA KOGO ŻYĆ! Z całego serca proszę o pomoc! Bartosz

31 575 zł
Adam Witkowski
11 dni do końca
Adam Witkowski , 43 lata

Ponad ćwierć wieku na wózku. Nie poddaję się!

W 1996 roku doznałem poważnego urazu rdzenia kręgowego po skoku do wody. Miałem wtedy 15 lat i głowę pełną marzeń. Tamtego dnia wykonałem ten ostatni, ten już niepotrzebny i jak się okazało, bardzo brzemienny w skutkach skok do wody. Ta decyzja na zawsze odmieniła moje życie. Od przeszło ćwierć wieku poruszam się na wózku inwalidzkim i potrzebuję stałej opieki. Uraz, którego doznałem w odcinku szyjnym, spowodował paraliż czterokończynowy. Mówiono, że od wczesnego dzieciństwa przejawiałem wiele talentów, szczególnie talent muzyczny. Moim marzeniem była zawodowa gra na gitarze. Większość wolnego czasu poświęcałem na ćwiczenie. Zaczynałem również komponować własne utwory, pisałem teksty. Wypadek raz na zawsze przekreślił moje plany – to było dla mnie i dla całej mojej rodziny ogromnym bólem. Z czasem nauczyłem się żyć z niepełnosprawnością. Nie zmieniła ona mojego sposobu bycia. Zawsze byłem i wciąż jestem uśmiechniętym i optymistycznie nastawionym do życia człowiekiem. Już poruszając się na wózku skończyłem szkołę średnią z wyróżnieniem i dostałem się na Politechnikę Warszawską na wydział Mechatroniki, który też ukończyłem z bardzo dobrymi wynikami. Było to okupione ogromnym poświęceniem ze strony moich rodziców i młodszej o 11 lat siostry. Rodzice ciężko pracowali i rezygnowali z wielu pragnień, aby zapewnić nam ciepły dom, wykształcenie i przede wszystkim dużo miłości. To oni nauczyli nas kochać i dbać o siebie. Nauczyli nas też miłości do zwierząt, zwłaszcza tych potrzebujących opieki człowieka, których nasz wspólny dom zawsze był pełen. Moim największym marzeniem jest to, aby kiedyś jeszcze móc skorzystać z życia i cieszyć się nim tak jak mogą to robić pełnosprawni ludzie. Jestem zdeterminowany i wierzę w to, że dzięki medycynie i rehabilitacji uda mi się odzyskać przynajmniej częściowo utraconą 25 lat temu sprawność ruchową. Najbardziej bym chciał, aby doczekali tego dnia moi rodzice, abyśmy mogli wspólnie się z tego radować. Na wózku inwalidzkim można żyć, ale żeby nie była to tylko wegetacja, potrzebna jest ciągła rehabilitacja i okresowe wymiany sprzętu rehabilitacyjnego i ortopedycznego, którego ceny są horrendalne. Adam

31 573,00 zł ( 65,22% )
Brakuje: 16 832,00 zł
Paulina Migda
12 dni do końca
Paulina Migda , 37 lat

Moja córka dorasta, potrzebuje mnie... Pomóż mi wygrać walkę z chorobą❗️

Zawsze byłam odważną, pełną energii i życia kobietą. Najważniejszą rolą, jaką pełnię, jest bycie mamą dla mojej 9-letniej córeczki. Czy choroba odbierze mi możliwość jej wychowywania? Nie pozwól na to… Zmagam się ze stwardnieniem zanikowym bocznym. Chorobą, która zmusiła mnie do wzięcia udziału w najcięższej bitwie w moim życiu. Tej, o zdrowie… Ta nieuleczalna choroba dotknęła mnie w najpiękniejszym okresie mojego życia, stopniowo odbierając mi zdolności motoryczne. Obawiam się, że niedługo nie będę mogła samodzielnie się poruszać, mówić, oddychać… Mimo tych niewyobrażalnych trudności staram się nie tracić nadziei. Walczę dla mojej córki! Mieszkam w Anglii, gdzie zaoferowano mi jedynie opiekę paliatywną. Na szczęście pojawiła się nadzieja w Polsce! To może być szansa na spowolnienie choroby. Niestety wszystko, co niezbędne, generuje bardzo wysokie koszty… Środki, które muszę zdobyć na pokrycie konsultacji medycznych, leczenia, leków i niezbędnej opieki, stale rosną!  Dziś staję przed koniecznością poddania się szeregowi zaawansowanych badań dostępnych jedynie w prywatnych klinikach. Badania te są kluczowe dla dalszej diagnostyki i zaplanowania leczenia, jednak wiążą się z ogromnymi kosztami, na które nie mogę sobie pozwolić. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że na konsultacje, badania i leczenie muszę za każdym razem dojeżdżać do Polski. Bilety lotnicze to kolejny, ogromny wydatek... Dopóki jestem jeszcze w stanie pracować, chcę zostać w Anglii, by móc, choć w jakimś stopniu pokryć wszystkie niezbędne potrzeby... To walka o życie pełne miłości, troski i radości, którym chce nadal dzielić się ze swoją córką. Bardzo proszę o pomoc…  Każda darowizna – choćby najmniejsza jest dla mnie i Poli promykiem nadziei, krokiem w kierunku powrotu do normalności… Wierzę, że otworzycie dla mnie swoje serca! Paulina

31 537,00 zł ( 9,88% )
Brakuje: 287 612,00 zł
Robert Kubiak
Robert Kubiak , 48 lat

Odzyskać siły i dawne życie

Jest mężem, ojcem, a od miesiąca również dziadkiem. Jest człowiekiem, który jeszcze niedawno miał plany i mnóstwo sił do ich realizacji. Teraz wszystko jednak wygląda zupełnie inaczej... 23 marca 2020 r. Tego dnia Robert, jak zwykle, wyszedł z domu do pracy. Nic nie wskazywało na to, że coś ma się wydarzyć. Jednak po kilku godzinach pracy coś niepokojącego zaczęło się dziać z jego ciałem. Czuł mrowienie w dłoniach i stopach. Pomyślał, że to chwilowe, starał się pracować dalej. Po powrocie do domu niestety było coraz gorzej. Jego ręce i nogi stały się bezwładne. Przerażeni natychmiast wezwaliśmy pogotowie. Ratownicy podejrzewali udar mózgu. Już w szpitalu wykonano badania, wstępna diagnoza się jednak nie potwierdziła. Wyrok zapadł dopiero po kolejnej serii badań - zespół Guillaina-Barrégo. 25 marca Robert został przetransportowany do szpitala w Gdańsku. Jego stan zdrowia z dnia na dzień drastycznie się pogarszał. Choroba sprawiła, że jego ciało stało się całkowicie bezwładne. Nie mógł samodzielnie się poruszać, jeść, oddychać… Lekarze zdecydowali o wprowadzeniu Roberta w stan śpiączki farmakologicznej i podłączeniu do respiratora. Choroba zaskoczyła nas z dnia na dzień. Nasze życie wywróciło się do góry nogami. W całym tym dramacie znalazł się jednak promyk nadziei. Szansa na polepszenie się stanu zdrowia Roberta. Nawet 80% osób chorych na Zespół Guillaina-Barrégo wraca do pełni sił! Aby tak się stało, należało jak najszybciej rozpocząć kosztowną rehabilitację, która może potrwać nawet kilka lat... W chwili obecnej wykorzystaliśmy już cały okres rehabilitacji na NFZ i od 30 września mój mąż przebywa w prywatnym ośrodku. Rehabilitacja, chociaż tak bardzo potrzebna, to całkowicie poza naszym zasięgiem. Pomóż, proszę!  

31 517,00 zł ( 19,63% )
Brakuje: 129 015,00 zł
Dawid Trykoszko
Dawid Trykoszko , 3 latka

Dawidek przeżył udar jako 9-miesięczne dziecko❗️Proszę, pomóż mojemu synkowi!

Dawid nie ma jeszcze roczku, a już spotkała go ogromna tragedia, której konsekwencją jest dramatyczna walka o jego zdrowie. Znów jestem z synkiem w szpitalu i staram się robić, co mogę, by przywrócić mu szansę na dobre życie... Do tego potrzebuję jednak Twojej pomocy. Jestem tatą tego małego szkraba, nie zostawię go nawet na chwilę. Z całych sił proszę Cię o wsparcie... 15 listopada 2021 roku pozostanie datą, której nie zapomnę nigdy... Tego dnia mój ukochany synek trafił do szpitala. Miał wtedy 9 miesięcy... Do tego dnia rozwijał się wspaniale, wszędzie było go pełno, próbował już nawet sam chodzić - stał, trzymając się mebli... W jednym momencie nasza szczęśliwa codzienność została brutalnie przerwana.  Dawid niedawno śmiał się, gaworzył, radośnie bawił się zabawkami... W jednym momencie po takim dziecku nie było śladu. Synek leżał z rączką wyciągniętą przed siebie... Nie było z nim kontaktu, całe ciało drżało, jego oczy były rozbiegane na wszystkie strony... Studiowałem kiedyś ratownictwo medyczne. Wiedziałem, co się dzieje i że trzeba natychmiast działać... Dawid przeszedł udar niedokrwienny mózgu. Zdiagnozowano u niego także zapalenie mózgu i rdzenia kręgowego oraz padaczkę. W szpitalu spędził 2,5 miesiąca - najpierw na pediatrii, potem na OIOM-ie... Każdą możliwą chwilę spędzałem przy jego łóżeczku, licząc na to, że kolejny dzień przyniesie poprawę.  W lutym Dawidek skończy roczek. Walka o życie odcisnęła na nim ogromne piętno... W zasadzie jest tak, jakby znowu był noworodkiem...  Wszystkiego musi uczyć się od początku. Gdy opuszczał szpital, stracił nawet zdolność przełykania... Był karmiony przez PEG-a. Wstawałem co 2 godziny, robiąc mu specjalne kaszki, aby z powrotem nauczył się połykać jedzenie. Połowa jego małego ciała jest sparaliżowana. Synek nie siedzi samodzielnie, nie chodzi, nie raczkuje. Gdy leży, próbuje podnosić główkę, ale na tym się kończy... Nie przewróci się na bok. Słabo porusza nóżką, rączką, nie podniesie nią zabawki... Synek potrzebuje długiej rehabilitacji, która jak wiadomo jest bardzo kosztowna. Niezwykle istotną rolę gra czas, im wcześniej ją rozpocznie, tym będzie miał większe szanse na zwalczenie paraliżu. Sam ćwiczę z nim 5-6 godzin dziennie, stabilizuję sylwetkę, stymuluję ruchowo. Walczę o jego sprawność. Myślę, że by dogonić rówieśników, będzie potrzebował jeszcze minimum 2 lat intensywnych ćwiczeń. Chciałbym, aby mój synek wrócił do sprawności. Wiem, że przede mną ogrom pracy, poświęcam mu mój cały czas. Twoja pomoc pozwoli nam pojechać na turnusy rehabilitacyjne, które są dla niego największą szansą na rozwój. Dziękuję za każdą podarowaną złotówkę, która jest dla synka nadzieją na lepsze jutro. Marcin, tata Dawida   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

31 451,00 zł ( 67,53% )
Brakuje: 15 117,00 zł