Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mirek Knitter
2 dni do końca
Mirek Knitter , 44 lata

Trwa inicjatywa, by wspomóc Mirka❗️Z Twoim wsparciem może się udać❗️

Nasz dobry kolega, sąsiad, mieszkaniec, który niejednokrotnie pomagał innym, teraz sam potrzebuje pomocy. Pod koniec września Mirek uległ poważnemu wypadkowi podczas prac polowych. Tragedia sprawiła, że stracił część nogi. Młody, 43-letni, aktywny, zawsze pomocny i pracowity mężczyzna znalazł się na skraju. Nie może pracować, ciężej mu utrzymać rodzinę, gospodarstwo i funkcjonować. Możliwość powrotu do normalności daje specjalistyczna proteza połączona z wielomiesięczną rehabilitacją. Ale to ogromne koszty, z którymi rodzina Mirka nie poradzi sobie sama. Dlatego my, jako Sołtysi, Rady Sołeckie Kłodawy i Powałek oraz OSP Kłodawa prosimy Was o wsparcie tej zbiórki i naszej inicjatywy, by pomóc Mirkowi. Razem pomóżmy mu spełnić marzenie o normalnym jak kiedyś, pełnosprawnym życiu. Serdecznie dziękujemy za każde wsparcie! Bliscy i przyjaciele

43 420,00 zł ( 23,32% )
Brakuje: 142 751,00 zł
Mateusz Wenclewski
7 dni do końca
Mateusz Wenclewski , 32 lata

29 lat i nowotwór - życie taty dwójki dzieci w śmiertelnym niebezpieczeństwie❗️Ratujmy Mateusza!

Mam na imię Mateusz, mam 29 lat. Nie sądziłem, że w tak młodym wieku przyjdzie mi mierzyć się ze śmiertelną chorobą, jaką jest nowotwór... Stało się jednak inaczej. Od pół roku toczę najważniejszą walkę - tę na onkologicznym ringu. Jestem mężem i tatą dwójki dzieci - mam dla kogo żyć! Moja "przygoda" z nowotworem złośliwym zaczęła się w kwietniu tego roku. Wtedy wykryto u mnie guz prawego jądra. Usłyszenie diagnozy wiązało się oczywiście z ogromnym stresem, jednak słowa, które wtedy usłyszałem od lekarza, uspokoiły mnie. Nadzieję budziło we mnie to, że nowotwór ten jest wyleczalny i wielu mężczyzn już go pokonało. Powiedziano mi, że mam być dobrej myśli i się nie martwić, bo ten rodzaj raka jest "do ogarnięcia". Poddałem się zabiegowi usunięcia jądra i cierpliwie czekałem na wyniki histopatologii. Wiedziałem, że nie mogę się poddać - muszę walczyć o życie i zdrowie! Jestem głową rodziny, mam dwójkę malutkich dzieci - dla nich muszę być zdrowy. Nie spodziewałem się, że czeka mnie aż tak ciężka walka... Na początku byłem dobrej myśli. Niestety, po odebraniu wyników i skontaktowaniu się z lekarzem prowadzącym okazało się, że mój przypadek jest znacznie cięższy niż podejrzewano... W usuniętym jądrze miałem punktacje trzech nowotworów złośliwych! Guz zarodkowy jądra z elementami potworniaka niedojrzałego, guz pęcherzyka żółtkowego i raka zarodkowego. Jedno było pewne - bez chemii się nie obejdzie... Przed przystąpieniem do chemioterapii zrobiono mi tomograf z kontrastem i szereg niezbędnych badań, po których stwierdzono niestety duże podwyższenie markerów nowotworowych. Cierpliwie przechodziłem przez chemię, mając w głowie jeden cel: by wyzdrowieć. Gdy zbliżałem się do zakończenia leczenia, lekarz informował mnie, że jest super, markery spadły do minimum. Wracałem do zdrowia. Znów wróciła nadzieja, jednak nowotwór okazał się nieprzewidywalną chorobą... Zrobiono mi tomograf, by upewnić się, czy na pewno wszystko jest w porządku. Rentgen wykazał niestety znacznie powiększone węzły chłonne w brzuchu. Zamiast dobrych wieści okazało się, że rak znów atakuje! Po skonsultowaniu wyników z chirurgiem onkologiem okazało się, że powiększone są aż trzy węzły chłonne. Muszę przejść kolejną operację, by ich się pozbyć. Tylko tak dostanę szansę na pokonanie raka. Operacja będzie bardzo ciężka - by wszystko usunąć, muszą mnie rozciąć od mostka po pępek... Termin wyznaczono już na 21 października. Potem czeka mnie długa rekonwalescencja i rehabilitacja. Czas, który pozwoli mi wrócić do normalnego trybu życia, to mniej więcej rok. Oczywiście będę pod kontrolą lekarza i stałym gościem oddziału, który staje się powoli niczym drugi dom - onkologii. Ciężko mi z myślą, że praktycznie przez rok będę wyłączony z życia, ale nie mam wyjścia. Teraz mam jeden cel - pokonać raka i wygrać walkę o życie. Bardzo proszę o pomoc dla mnie i mojej rodziny, która znalazła się w bardzo trudnej sytuacji życiowej... Mam na utrzymaniu żonę i dwójkę dzieci, a dojazdy, leki - to wszystko kosztuje. Jeśli ktoś będzie chciał wesprzeć moją walkę, będę bardzo wdzięczny. Mam 29 lat i wierzę, że oddam z nawiązką dobro, które otrzymam. Bardzo dziękuję za wszelkie wsparcie. Mateusz

43 401 zł
Adam Banaszek
Adam Banaszek , 5 lat

Tylko kosztowna terapia może dać Adasiowi szansę na lepsze życie! POMÓŻ!

Na początku nikt nie dawał gwarancji, że Adaś kiedykolwiek usiądzie czy wstanie z łóżka. Zdawaliśmy sobie sprawę z problemów i wyzwań, jakie nas czekają. Jednak nie poddaliśmy się  i każdego dnia walczyliśmy z całych sił o sprawność naszego synka. Chcielibyśmy podziękować Wam za okazane wsparcie i podzielić się z tym, co działo się u nas przez ostatni czas. Niestety działo się naprawdę dużo... Oto nasza historia: Adaś urodził się jako wcześniak w 33. tygodniu ciąży. Pierwszy miesiąc życia spędził na oddziale intensywnej terapii i neonatologii. Zaledwie kilka dni po urodzeniu, u synka zdiagnozowano wrodzoną wadę serca, a kiedy skończył 6 miesięcy, stwierdzono u niego oczopląs. Lekarze zalecili wykonanie rezonansu magnetycznego, który przyniósł kolejne złe wieści – encefalopatię, uszkodzenie mózgu.  Rozpoczęliśmy dalszą diagnostykę genetyczną w celu dokładniejszego rozpoznania schorzeń oraz ich przyczyn. W międzyczasie Adaś rozpoczął intensywną i regularną rehabilitację, która umożliwiła walkę o sprawność. Wyniki badań wykazały u synka nieprawidłowości w dwóch genach, co objawia się m.in. opóźnionym rozwojem psychomotorycznym, zaburzeniami mowy i zachowania, obniżonym napięciem mięśniowym oraz wadą wzroku. To był ogromny cios, ale wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać! Długie godziny spędzone na ćwiczeniach fizycznych, rehabilitacji neurorozwojowej i szeregu specjalistycznych zabiegów przyniosły wspaniały rezultat! Adaś sam usiadł, a tuż przed czwartymi urodzinami postawił samodzielnie pierwsze kroki! Nasza radość była nie do opisania. Nawet dla naszego synka był to ogromny szok – krok milowy w jego rozwoju. Niestety na tym optymistyczne wiadomości się kończą.... Opóźnienie intelektualne i umysłowe pozostawia Adasia daleko w tyle. Wszystkie środki finansowe i cała nasza uwaga skupia się teraz na terapii, która mogłaby pomóc w rozwoju intelektualnym i nauczeniu naszego szkraba porozumiewania się z otoczeniem. Synek nie mówi, swoje emocje i potrzeby komunikuje złością, płaczem oraz krzykiem. Nie rozumie też mowy, nie reaguje na swoje imię ani na słowa skierowane do niego.  Zdecydowaliśmy się na wprowadzenie komunikacji alternatywnej, aby spróbować porozumieć się z naszym synem. Widzimy drobną poprawę, ale to nadal za mało.  Przez długi czas zastanawialiśmy się, co jeszcze możemy zrobić, aby dać mu szansę na lepsze jutro.... Taką szansę Adaś może otrzymać w Bangkoku! W tamtejszej klinice istnieje jedna z najlepszych terapii komórkami macierzystymi. Polega ona na podaniu do płynu mózgowo-rdzeniowego około 400 milionow komórek po to, aby mogły naprawić uszkodzony system nerwowy. Dzięki temu pacjent otrzymuje szansę na przywrócenie części utraconej sprawności umysłowej. Ogromnym atutem tej terapii jest również zapewniona rehabilitacja ruchowa, terapia ręki, akupunktura czy elektrostymulacja mózgu, która pobudza zaaplikowane komórki do działania. Dla Adasia to ogromna szansa. Mimo że jego mózg jest uszkodzony – jest także nadal zdolny do przyswajania i odbierania bodźców. Dla naszego synka jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Niestety, koszt terapii i przelotu jest po prostu dla nas nieosiągalny. Dlatego też zwracamy się z prośbą wsparcie. Dzięki niemu Adam będzie miał możliwość korzystania z terapii, która jest jego jedyną szansą na samodzielność w przyszłości. Będziemy z całego serca wdzięczni za każdą złotówkę podarowaną naszemu małemu wojownikowi. Rodzice Adasia

43 342,00 zł ( 21,4% )
Brakuje: 159 181,00 zł
Ksawery Kosiński
Ksawery Kosiński , 5 lat

Nasz mały synek boi się, ale my jeszcze bardziej! Ksawery już TERAZ potrzebuje pomocy❗️

Za każdym razem ściska nas serce, gdy nasz 4-letni synek, patrząc na inne dzieci na placu zabaw, mówi: „Też chciałbym biegać, ale nie będę. Mamusiu, tatusiu, ja nie chcę być na wózku…”.  Niestety taki scenariusz może się spełnić. Nasze dziecko poważnie zachorowało. Istnieją jednak sposoby, które mogą spowolnić rozwój choroby. I to właśnie musimy TERAZ zrobić! O chorobie dowiedzieliśmy się zaledwie miesiąc temu. Zaniepokoił nas tzw. kaczkowaty chód i udaliśmy się do lekarza. Już pierwsze badania krwi wykazały pewne nieprawidłowości. Wtedy odesłano nas do kliniki w Warszawie, gdzie na ostateczną diagnozę czekaliśmy aż trzy miesiące! Musiało upłynąć ponad 90 długich dni, abyśmy dowiedzieli się, że nasze dziecko cierpi na nieuleczalną dystrofię mięśniową Duchenne'a. Istotą tej choroby jest rozszczepienie włókien mięśniowych, w wyniku czego dochodzi do zaniku i osłabienia mięśni. Objawami tej choroby są problemy z chodzeniem, bieganiem, wchodzeniem po schodach. Ponadto dochodzi do zaniku mięśni barkowych, zmniejszenia siły mięśni, trudności z przełykaniem pokarmu oraz trudności z oddychaniem, które wynikają z osłabienia mięśni przepony.  Niestety część tych trudności już dotknęło naszego synka! Ksawery nie może biegać, a jego chód nie jest płynny, jak u zdrowych dzieci. Nie potrafi sam wejść po schodach, ani podnieść się z pozycji leżącej. Coraz częściej dochodzi do niekontrolowanych upadków oraz dławienia się jedzeniem… Wiemy, że bez specjalistycznej rehabilitacji będzie tylko gorzej!  Statystyki, z którymi nas zapoznano, są przerażające! Chorzy na dystrofię Duchenne'a umierają zwykle przed 30. rokiem życia! Nie dopuszczamy do siebie tej myśli i musimy zrobić wszystko, aby nie dopuścić do tak strasznego scenariusza! Ksawery jest jeszcze małym chłopcem, jednak już teraz ból w łydkach sprawia, że niemożliwy staje się dłuższy spacer, wycieczka czy też zwykła zabawa na placu zabaw. Nasz synek nie rozumie w pełni wszystkiego, co się dzieje, ale już wiele spraw zaczyna pojmować na swój dziecięcy sposób. Za każdym razem, gdy mówi „Mamusiu, ja nie będę chodził” lub „Tatusiu, tak bardzo chciałaby biegać z Tobą, ale nie będę”, nasze serca rozpadają się proch! Odczuwamy ogromną niesprawiedliwość, żal i strach. To jednak nie może nas powstrzymać przed szukaniem ratunku dla naszego malca. Nigdy się nie poddamy!  Choroba Ksawerego jest postępująca i zdajemy sobie sprawę, że w każdej chwili syn może znaleźć się na wózku inwalidzkim. Musimy jednak zrobić wszystko, co tylko możliwe, aby stało się to jak najpóźniej! Niezbędna jest stała i regularna rehabilitacja, która spowolni zanik mięśni. Turnusy rehabilitacyjne, leki, stała kontrola wielu specjalistów sprawiły, że pojawił się przed nami kosztorys obejmujący ponad 200 tysięcy złotych! Takich pieniędzy po prostu nie mamy… Ksawery jest bardzo uśmiechniętym i radosnym dzieckiem, nie znamy osobiście innego bardziej roześmianego i cieszącego się z życia chłopca niż on. Chcemy zrobić wszystko, żeby uratować naszego synka, aby mógł jak najdłużej samodzielnie funkcjonować. Jesteśmy zmuszeni prosić Państwa o pomoc w zbiórce na leczenie i rehabilitację. Będziemy wdzięczni za każdą, nawet najmniejszą kwotę, udostępnienie zbiórki, dobre słowo. Teraz liczy się każdy dobry gest! Rodzice Ksawerego

43 339,00 zł ( 20,36% )
Brakuje: 169 427,00 zł
Mariusz Gorzelańczyk
6 dni do końca
Mariusz Gorzelańczyk , 44 lata

Burzliwe kolory codzienności

By widzieć, sercem trzeba patrzeć… Mariusz nie rozpozna koloru oczu córeczki, za to sercem odkryje jej spojrzenie życzliwe. Nie rozróżni kształtu jej rąk, ale rozpozna pełne ciepła i pomocy dłonie. Pan Mariusz dla swoich córeczek pragnie być najlepszym ojcem. Niestety, problemy ze wzrokiem utrudniały zmniejszenie dystansu i rozbudzenie poczucia bezpieczeństwa. Podczas zabawy, gdy były maleńkie, nie rozróżniał kolorów kloców, na przystanku nie mógł rozpoznać numeru nadjeżdżającego autobusu. Choć nie było łatwo zbudować zaufanie w oczach dziecka, po latach, kiedy córki zaczęły dorastać, dużo łatwiej o zrozumienie choroby taty i wspólną codzienność. Pan Mariusz, od kiedy pamięta, miewał problemy ze wzrokiem. Gdy był jeszcze niezdarnym maluszkiem, pierwszą oznaką było zezujące oczko. W wieku przedszkolnym pojawiły się okularki, które na nosie kilkulatka nie potrafiły zagościć na dłużej. W szkole, mimo odpowiednio dobranych szkieł, rozmazujące się literki podczas czytania i pisania. Od najmłodszych lat jego życie było tułaczką od okulisty do okulisty, od lekarza do specjalisty. Po wielu latach poszukiwań pojawił się pierwszy trop, jak się później okazało prowadzący w ślepy róg. Zanik nerwu wzrokowego to iskierka odnalezionej przyczyny zaburzeń widzenia zderzająca się z murem braku możliwości leczenia, zahamowania choroby. Uszkodzone tarcze blady, zlokalizowane tuż za gałką oczną w nieprawidłowy sposób odbierają obraz, który widzą oczy Mariusza. Zniekształcają i rozmazują obraz, który odbiera gałka oczna. Mariusz nie rozpoznaje twarzy osób, które mija na ulicy. Nie rozpozna numeru nadjeżdżającego autobusu, od lat ma problemy z czytaniem skupionego tekstu książki. Najbrutalniejsze słowa „Nic się z tym nie da zrobić”, to jak sztylet prosto w serce.   ​   Dla wkraczającego dopiero w dorosłość człowieka były to słowa, z którymi Mariusz nie potrafił się pogodzić. Sprzeciw narastający w jego sercu dawał siłę do dalszego poszukiwania sposobu na ratunek oczu, które zawodzą. Po wielu latach bezskutecznych poszukiwań trafił na bloga chłopaka, który odnalazł sposób, dzięki któremu udało się ponownie nasycić barwy życia i odzyskać wzrok.   Pan Mariusz postanowił spróbować. Aby rozpocząć terapię, potrzebował 3 rzeczy. Kliniki i lekarza, który podejmie się próby ratowania wzroku Mariusza – po wielu latach Mariusz znalazł takie miejsce w klinice w Lublinie. Zgody komisji bioetycznej na wykonanie zabiegu, którą Mariusz po miesiącach oczekiwań już otrzymał i zielonego światła w postaci pieniędzy, niezbędnych do opłacenia zabiegu. Zaplanowanych zostało 5 zabiegów. Pierwszy termin był wyznaczony na początek lipca 2015 roku. Niestety, nie udało się zebrać niezbędnej kwoty na czas, aby rozpocząć leczenie. Zabieg został odwołany. Kolejny termin zostanie wyznaczony po zebraniu środków. By widzieć więcej, sercem trzeba patrzeć, tam gdzie oczy poniosą… Oczy Mariusza poniosły go w miejsce, w którym o pomoc łatwiej. Gdzie dobre serca łatwiej odnajdują drugiego człowieka. Mariusz pragnie z dumą przyglądać się dorastającym córkom, towarzyszyć przy wyborach i wspierać. Aby z życia Mariusza na zawsze rozwiać burzliwe kolory codzienności i na nowo wypełnić ostrymi barwami radości i szczęścia u boku kochającej rodziny, pomóżmy zebrać środki na terapię.

43 331,00 zł ( 47,09% )
Brakuje: 48 669,00 zł
Emilka Tecław
Emilka Tecław , 4 latka

Znamy diagnozę, co dalej? Pomożesz nam walczyć?

Nasza Emilka przyszła na świat jako zdrowa dziewczynka. Nic nie zwiastowało, że w przyszłości przyjdzie nam mierzyć się z tyloma przeciwnościami. Wszystko zmieniło się, gdy skończyła 11 miesięcy. Zmartwiło nas to, że choć jest już w wieku, w którym powinna umieć siadać i raczkować, nadal tego nie robi. Staraliśmy się być jednak dobrej myśli i przekonywać samych siebie, że może po prostu potrzebuje na to trochę więcej czasu niż inne dzieci. Jednak, gdy skończyła 11. miesięcy, a my nie widzieliśmy żadnych postępów, natychmiast zaczęliśmy szukać przyczyny.  Początkowa diagnoza, jaką postawili lekarze to obniżone napięcie mięśniowe. Oprócz hospitalizacji na oddziałach neurologicznych i turnusach rehabilitacyjnych Emilka przeszła szereg badań, od tomografu po przewodnictwo. Wyniki były dobre, dlatego wciąż nie wiedzieliśmy, co jej dolega. Lekarze podejrzewali słusznie, że niewyjaśnione objawy mogą mieć podłoże genetyczne bądź metaboliczne. Na ten moment Emilka nie chodzi, nie mówi, nie okazuje przywiązania czy tęsknoty za kimś, cały czas trzyma rączki w buzi.  To zespół Retta. Niestety leczenie i badania pochłaniają wiele pieniędzy. Najważniejsze, by Emilka systematycznie uczęszczała na rehabilitację, a niestety ta refundowana jej tego nie zapewnia. Zajęć jest zbyt mało i za rzadko. Nie mamy innego wyboru, jak prosić Was o pomoc. Tylko w taki sposób będziemy mogli zapewnić Emilce rehabilitację i odpowiednie badania... Karolina i Adrian, rodzice Emilki Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

43 328,00 zł ( 67,88% )
Brakuje: 20 502,00 zł
Natan Grądzielski
Natan Grądzielski , 6 lat

W głowie Natanka rośnie guz❗️Ratujmy 4-letniego chłopca!

W główce 4-letniego Natanka guza pnia mózgu III stopnia! Nowotwór zdążył dać już przerzuty do rdzenia kręgowego. Trwa rozpaczliwa walka o życie chłopca. Przeczytaj łamiący serce apel jego mamy: Chciałabym przestać się bać. Nie czuć lęku, który od dnia urodzenia Natanka nieustannie, coraz bardziej rozgaszcza się w naszym życiu. Wcześniactwo, wodogłowie, a teraz coś znacznie gorszego – rak, który próbuje odebrać życie mojego małego synka! Natanek urodził się w 26 tygodniu ciąży, ważył nieco ponad kilogram, mierzył tylko 32 centymetrów. Pierwsze 3 miesiąca życia spędził w szpitalu, pod stałą obserwacją neurochirurga, neonatologa, pulmonologa i okulisty. Na szczęście konsekwencje wcześniactwa udało nam się pokonać. Niestety, z czasem okazało się, że u synka wykryto wodogłowie. Konieczne były bolesne zabiegi, które pozwoliły poradzić sobie z chorobą. Wierzyłam, że to już koniec długich tygodni spędzanych w murach szpitali, koniec przeszywającego strachu o życie własnego dziecka.  Po tym naprawdę trudnym okresie wszystko zaczęło się układać. Synek zaczął raczkować, powoli stawać na nóżki i robić pierwsze kroczki. Cieszyliśmy się każdym małym sukcesem, byliśmy niemal pewni, że już teraz nic złego nas nie dotknie. Niestety... Los postanowił po raz kolejny bardzo brutalnie nas doświadczyć. Nagle u Natanka nastąpił bardzo szybki przyrost główki! Synek przestał chodzić. Nie potrafił nawet sam siedzieć. Bezzwłocznie przeprowadzono badanie rezonansem, które wykazało, że pojawił się guz... Po raz kolejny ziemia pod nogami nam zadrżała. Diagnoza była przerażająca – glejak, złośliwy guz mózgu.  Kolejne badania wykazały, że są przerzuty na rdzeń kręgowy i są one nieoperacyjne. Wdrożono leczenie chemioterapią. Za Natankiem siedem cykli. Przeprowadzono także radioterapię, w sumie 32 naświetlania, które zostawiły bolesne skutki uboczne w postaci poparzeń pleców, tyłu główki oraz uszu. Leczenie pochłania ogromne sumy, a wciąż nie wiemy, co jeszcze nas czeka. Proszę, pomóż... Agnieszka, mama

43 290 zł
Katarzyna Gniadek
Katarzyna Gniadek , 42 lata

Może dalej pomagać innym, jeśli sama będzie sprawna❗️Kolejny etap walki❗️

Dzięki Państwa pomocy jestem na końcu pierwszego etapu leczenia! Ale to dopiero początek, dlatego znów proszę o pomoc i wsparcie drugiego etapu – korekcji kości udowych, która wyceniona została na ogromną kwotę… Moja historia: Nie mamy wpływu na to, jacy się urodzimy. Jedni urodzą się mali, inni więksi. Jedni przed czasem, drudzy po czasie. Jedni zdrowi, drudzy chorzy. Mnie w loterii życia przypadła dysplazja stawów biodrowych i ciężka krzywica… To, na co mamy jakiś wpływ to to, kim jesteśmy. Ja wybrałam ścieżkę medyczną i od lat leczę ludzi jako lekarz neurolog oraz specjalista rehabilitacji. To trochę paradoksalne patrząc na to, z czym się zmagam całe życie, a teraz zwracam się z prośbą o pomoc. Nie było mi łatwo założyć tę zbiórkę, jednak stając przed wyborem: chwilowa pomoc i ulga w bólu, a skuteczna pomocy i życie bez zwyrodnień – wybieram to drugie, choć kosztowniejsze. Niestety urodziłam się w czasach, kiedy moja deformacja kończyn dolnych nie zareagowała na ówczesne leczenie. Przez lata zwyrodnienie kości postępowało, ale póki nie odczuwałam dolegliwości, starałam się żyć normalnie. Choroby jednak nie lubią o sobie zapomnieć, a zwłaszcza takie z zakresu narządów ruchu… Z roku na rok mój chód był okupiony coraz większym bólem stawów – kolanowych, biodrowych i skokowych. Nasilające się zmiany ostatecznie doprowadzą do konieczności endoprotezoplastyki. Można by pomyśleć „Ok, wiele osób ma endoprotezy i jest to skuteczne, więc w czym problem?”. Niestety w moim przypadku jest i to duży. W sumie muszę przejść aż 4 operacje wstawienia endoprotez – dwóch w biodra i w oba kolana. Sama wada pozostanie bez zmian! Pozbędę się bólu, owszem – ale tylko na jakiś czas! Ponadto nauka jeszcze nie poszła tak daleko, aby umiała odtworzyć stawy kolanowe. Jest to nadal niedoskonałe, a ja mam sobie je wszczepić? Szansa – to operacja w Instytucie Paleya. Tam podczas zabiegu są w stanie wyrównać kość, która jest krzywa. Dzięki temu stawy nie będą się wycierały, ulegały zniekształceniu, co ochroni mnie przed wtórną chorobą zwyrodnieniową!  Dzisiaj, pełna radości mogę powiedzieć, że dzięki Waszemu wsparciu jestem już na końcu pierwszego etapu leczenia! Mam mam wyrównaną długość i wyprostowane podudzia, prawidłowo układają się moje stopy, uczę się chodzić na nowo, tym razem w prawidłowy sposób. Kosz operacji dalej przeraża, ale mam za sobą już pierwszy krok. Dziś znów zwracam się z ogromną prośbą o pomoc w postawieniu kolejnego. Dotychczas funkcjonowałam jako lekarz wykazujący dużo dobrej woli i poświęcający swój wolny czas chorym. Teraz to ja proszę o pomoc… By dalej leczyć, by dalej pracować, by dalej normalnie żyć! Katarzyna

43 278,00 zł ( 13,83% )
Brakuje: 269 574,00 zł
Anastazja, Klara, Laura, Wiktoria i Maksymilian Białeccy
14 dni do końca
Anastazja, Klara, Laura, Wiktoria i Maksymilian Białeccy , 3 latka

Taki poród zdarza się raz na 40 milionów! Pięcioraczki z Gniezna potrzebują pomocy!

Taki poród to ewenement na skalę światową! 17 stycznia na oddziale porodowym Szpitala  Ginekologiczno-Położniczego przy ul. Polnej zrobiło się naprawdę gorąco! 30 osób personelu medycznego, najlepszy sprzęt i ogromne doświadczenie lekarzy – w centrum mama cztrech dziewczynek i jednego chłopca – to dla niej ten dzień był tym najważniejszym w życiu. W Poznaniu to pierwsze pięcioraczki od 14 lat! 15 minut – tylko tyle trwał poród pięciorga dzieci, ale to jak wielką pracę lekarze wykonali wcześniej, jest niesamowite. Anastazja, Klara, Laura, Wiktoria i Maksymilian są już z nami. (fot. Brajan Osiecki) Podczas takiej ciąży, liczy się każdy dzień! Lekrze wiedzieli, że takie ciąże nie kończą się w standardowym terminie – ważne było to, by dzieci pozostały bezpieczne w brzuchu mamy jak najdłużej! Każdy dzień tej ciąży był na wagę życia dzieci. Ciążę udało przedłużyć się o 5 tygodni. Ten czas dla dzieci był zbawienny. W 29 tygodniu ciąży, dzieci mają już ogromne szanse by przeżyć.  Największy urodził się Maksiu – jedyny chłopiec, który ważył ponad kilogram, najmniejsza Anastazja ważyła niecałe 700 gramów! Pod salą na dzieci czekało 5 specjalnych wózeczków,  które w normalnych warunkach służą do 5 oddzielnych porodów. Koniec porodu dla mamy – początek walki dla lekarzy! Po narodzinach trzeba było działać szybko, bo żadne z dzieci nie oddychało samodzielnie. W 29 tygodniu ciąży płuca są jeszcze niedojrzałe, ale lekarze i szpital byli na to doskonale przygotowani. (fot. Brajan Osiecki) Nie możemy się doczekać powrotu do domu! – To niesamowite, że przyjechaliśmy tu we dwoje, a odjedziemy stąd jako wielka 7-osobowa rodzina! Gdy dowiedzieliśmy się o ciąży byliśmy przepełnieni szczęściem i radością. Nie byliśmy jednak gotowi na to, co usłyszymy na badaniu lekarskim. Początkowo lekarz powiedział, że mamy bliźniaki. Cieszyliśmy się ogromnie, ale przy dokładniejszym badaniu okazało się, że słychać bicie czterech serduszek. Nasza radość zamieniła się w ogromną obawę, czy damy sobie radę, a przede wszystkim czy uda się ciążę uratować. W związku z tak liczną ciążą, opiekę nade mną przejął Ginekologiczno-Położniczy Szpital Kliniczny UM w Poznaniu. I znowu przeżyliśmy szok. Ostatecznie lekarze potwierdzili, że będziemy rodzicami pięcioraczków – opowiada mama dzieci Teraz czekamy, bo wiemy, że czas jest naszym sprzymierzeńcem. Dzieci są na dwóch oddziałach i nie możemy się doczekać, kiedy zobaczymy je wszystkie razem! Wiemy, że to, co nas czeka, przejdzie nasze wyobrażenia, ale jesteśmy szczęśliwi, że wszystko zmierza w dobrą stronę.  (fot. Brajan Osiecki) Szok minął – trzeba wybiec myślami w przyszłość. – Rodzice miesiącami przygotowują się na przyjście jednego dziecka – my musimy to wszystko przygotować razy pięć. Nasze dzieci są wcześniakami, dlatego fizjoterapia jest im potrzebna praktycznie od momentu, kiedy opuszczą szpital. Potrzebujemy dla dzieci rehabilitacji, ale i samochodu dla 7 osób, którym bezpieczne zawieziemy je na badania lub zajęcia. Wszystkie wydatki związane z dziećmi też musimy pomnożyć przez 5, dlatego będziemy ogromnie wdzięczni za Wasze wsparcie! Nasze szczęście zawdzięczamy wielu ludziom, wspaniałym lekarzom, rodzinie i znajomym. Chcemy też podziękować Wam z pomoc, bez której byłoby o wiele trudniej. Rodzice ––––––––––––––– EPOZNAN.PL GNIEZNO.NASZEMIASTO.PL Fakt.pl – KLIK Super Express –> KLIK

43 208,00 zł ( 40,61% )
Brakuje: 63 175,00 zł