Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Antoni Zielonka
Antoni Zielonka , 3 latka

By choroba nie zmieniła życia Antosia w piekło!

Tego nie da się opisać. Miłość, jaka zalała mnie, gdy po raz pierwszy dostałam Antosia po porodzie na ręce. Jego maleńkie paluszki zaciskające się wokół moich. Jego oczka - gdy w nie spojrzałam cała reszta przestała się liczyć. W tamtej chwili wiedziałam – mój synek, to mój największy skarb, że gdyby cokolwiek mu groziło oddam za niego życie! Nie wiedziałam jeszcze, że najgorsze przed nami…  Ciąża przebiegała prawidłowo. Antoś urodził się terminie - dostał 10 pkt! W pierwszych godzinach zaczęło mnie niepokoić, że nie płacze, że nie ma odruchu ssania, po przyłożeniu do piersi. Nie wierzgał, jak inne noworodki. Pamiętam, jak ogarnęła mnie fala przerażenia - co jest z moim synkiem, co się dzieje!!!!  Czekał nas szereg badań i wizyt u specjalistów, którzy próbowali ustalić, co dolega mojemu dziecku. Po 3 tygodniach przyszły wyniki - największy stres mojego życia… i diagnoza: “Pani syn cierpi na rzadką przypadłość - zespół Pradera Williego”. Zaniemówiłam… na co? Co to znaczy? Co się dzieje z moim synkiem?! Wyobraź sobie, że czujesz wieczny głód. Że mimo jedzenia nie jesteś nasycony, pragniesz więcej i więcej... Twój organizm nie czuje jednak, że coś zjadłeś. I tak codziennie, przez całe życie. Zespół Pradera Williego to okrutna choroba, która każdego dnia chce kierować życiem człowieka. Charakteryzuje się niepohamowanym głodem i niskim napięciem mięśniowym. Z biegiem czasu powoduje kolejne diagnozy, jak cukrzyca otyłość, czy problemy psychiczne. Co najgorsze, właśnie ta choroba dopadła mojego synka.  To nie koniec… u Antosia zdiagnozowano również skoliozę - 47 STOPNI! Jego ciało jest bardzo wygięte. Musi przechodzić intensywną terapię i rehabilitację, żeby jego małe narządy nie zmieniły swojej pozycji i nie doprowadziły go do… żeby w ogóle mógł stanąć na nogi. Dziś Antoś ma już 16 miesięcy. Choroba postępuje, a my robimy co możemy, żeby zapewnić naszemu synowi możliwie normalne życie.  Rehabilitacje, liczne wizyty u specjalistów - nawet 10 w miesiącu. NFZ finansuje tylko część z potrzebnych zabiegów i konsultacji, a mój synek rośnie. Tu liczy się każdy dzień, a koszt jednej takiej wizyty to czasem 200 - 400 zł!  Żeby Antoś zaczął chodzić potrzebujemy specjalnego gorsetu, pionizera - to takie urządzenie, które utrzymuje dziecko w pozycji wyprostowanej), wózka inwalidzkiego, turnusów rehabilitacyjnych - koszt takiego turnusu sięga nawet 7 tysięcy złotych! Ja nie wiem skąd mam na to brać pieniądze, jestem załamana, a to dopiero początek naszej drogi w leczeniu Antosia. Znajdziesz nas na Facebooku: Antoś i jego walka z zespołem Pradera Williego Wesprzyj nas - kochający rodzice Antosia.

44 119,00 zł ( 82,94% )
Brakuje: 9 073,00 zł
Fabianek Ślusarski
Fabianek Ślusarski , 22 miesiące

Pomóż uratować zdrowie mojego synka – Fabianek ma szansę chodzić!

Jestem mamą trójki dzieci, z którymi mieszkam w małej miejscowości nad Bugiem. Moje starsze córki –  piętnastoletnia Ola i pięcioletnia Kaja korzystają z uroków dzieciństwa. Broją, dokazują i rozwijają swoje pasje. Tego samego chcę dla mojego najmłodszego dziecka – Fabianka. Niestety, synek  urodził się z bardzo chorą nóżką i o jego zdrowie muszę jeszcze zawalczyć… Tuż po porodzie u Fabiana  rozpoznano wrodzoną wadę rozwojową prawej nóżki… Po usłyszeniu diagnozy nastąpiła pełna mobilizacja. Szukaliśmy specjalisty, który poprowadzi naszego syna ku zdrowiu. Znaleźliśmy na drugim końcu Polski – w Poznaniu. Okazało się, że niezbędna jest operacja, ale zanim Fabian przejdzie zabieg, musi nosić specjalistyczną ortezę. To okazało się dopiero wierzchołkiem góry lodowej długiego i kosztownego leczenia, na które mnie nie stać. Jako matka zrobię wszystko, by dać swojemu dziecku szansę na zdrowe dzieciństwo i normalne życie. Dlatego, mimo że w naszej miejscowości ani w  jej okolicach nie ma dostępu do specjalistów, nie poddajemy się i jeździmy 550 km co miesiąc, by otrzymać pomoc. Najpierw busem do Lublina. A potem z Lublina pociągiem. Wyprawa z małym dzieckiem wiąże się z koniecznością noclegu. Odliczając koszt konsultacji lekarskiej – wyjazd Fabiana do lekarza kosztuje nas około tysiąc złotych. Lekarze polecili nam dodatkowy zakup butów ortopedycznych. Brzmi jak nic, ale ich koszt, nawet z dofinansowaniem, wynosi 2800 złotych. Niestety, nasza sytuacja materialna nie jest na tyle dobra, abym mogła samodzielnie sfinansować ortezy oraz rehabilitację, która po operacji będzie bardzo długa i kosztowna. Nie mogę pogodzić się z tym, że zdrowie mojego dziecka zależy od pieniędzy, których nie mam. Dlatego zwracam się do ludzi o wielkich sercach z prośbą, by pomogli mi postawić Fabianka na nogi. Bardzo proszę o pomoc w zebraniu pieniędzy na leczenie synka. Zrobię naprawdę wszystko, aby mój Fabianek wiedział, jak to jest chodzić, biegać, grać w piłkę… Każda, nawet minimalna wpłata jest dla nas OGROMNYM wsparciem. Mama Fabianka

44 043 zł
Aneta Zocholl
Aneta Zocholl , 48 lat

Choroba popromienna nie pozwala mi normalnie żyć - proszę pomóż!

Odkąd pamiętam, moim drugim domem jest szpital. Choruję, odkąd skończyłam 3 lata. Wtedy to po raz pierwszy postawiono mi przerażającą diagnozę – nowotwór IV stopnia, guz Wilmsa. Jeszcze wtedy nie rozumiałam co się ze mną dzieje, widziałam tylko, że rodzice płaczą i zadają sobie pytanie: Czy przeżyję? Usunięto mi lewą nerkę i zostałam poddana chemio i radioterapii. Udało się, wygrałam z nowotworem! Radość była ogromna. Jednak nikt nie był gotowy na to, co stanie się później. Niestety skutki leczenia ciągną się za mną do dzisiaj... Wraz z wiekiem jest coraz trudniej. Na to nie byłam gotowa! Cierpię z powodu rozległej choroby popromiennej, która wpływa negatywnie na cały mój organizm. Do dziś często trafiam do szpitala i nie pamiętam, jak to jest żyć bez ciągłego bólu. Wydaję ogromne sumy na leki, które pomagają mi w miarę normalnie funkcjonować. Dodatkowo biorę udział w rehabilitacji, bez której moja sprawność fizyczna byłaby bardzo ograniczona. Dziś lista moich chorób i dolegliwości wydaje się nie mieć końca: niedobiałczenie i brak wchłanialności jelit, Hashimoto, przewlekłe zapalenie wirusowe wątroby typu B po transfuzji… A to nie jest koniec! Zanik lewostronny mięśni, niedowład kończyny lewej, krótsza noga, a także ogromna skolioza i upośledzone czucie. W jednym ciele tak dużo bólu i cierpienia. Jestem wyczerpana fizycznie tym, z czym zmaga się mój organizm. Jestem również wyczerpana psychicznie przez zamartwianie się o finanse, ponieważ koszty leków i rehabilitacji są ogromne. Dlatego potrzebuję Twojej pomocy, by kolejne dni były lepsze, od tych poprzednich. By były bez bólu. To moje marzenie, które tylko dzięki Twojej pomocy mogę spełnić. Aneta

44 010 zł
Agnieszka Dróżka
Agnieszka Dróżka , 43 lata

Mama, żona i rak! Pomóżmy Agnieszce wrócić do normalnego życia...

Mam dopiero 42 lata. Jestem mamą dwóch cudownych dziewczynek i żoną wspaniałego męża. W czerwcu dostałam informację, która wywróciła moje życie do góry nogami. Informację, która wszystko zmieniła... Nagle, pewnego dnia dowiedziałam się, że choruję na złośliwego raka piersi,  który niestety dał już przerzuty do węzłów chłonnych. Moje życie w jedną chwilę zamieniło się w totalny chaos. Nie wierzyłam, że to spotkało mnie i moją rodzinę. Mimo wszystko nie poddałam się, podjęłam walkę! Jestem już po chemioterapii,  która daje mnóstwo skutków ubocznych. Operacja wycięcia zmian już też za mną... Niestety tu zaczęły się schody. Mam 100 km do lekarza, gdy jeżdżę na kontrolę, rehabilitację. Bardzo kosztowne są sprzęty pomagające funkcjonować ręce po operacji. Moje oszczędności powoli się kończą, ponieważ od rozpoczęcia choroby nie pracuję. To nie była łatwa, ale konieczna decyzja o założenie zbiórki. Będę wdzięczna za wsparcie.... Bez dalszej kosztownej rehabilitacji sama operacja nie przyniesie oczekiwanego efektu, a czas leczenia wiąże się z ogromnym bólem. Zawsze angażowałam się w pomoc innym i nie przyszło mi nigdy do głowy, że sama będę musiała prosić o pomoc.  Z góry dziękuję!  Aga

43 772 zł
Oliwier Witek
Oliwier Witek , 4 latka

Oliwier śpieszył się na świat, który tak bardzo go nie oszczędza! Pomóżmy...

Oliwier to 3-letni, spokojny i uśmiechnięty chłopiec. Bardzo wyczekiwany na tym świecie... Niestety w 26 tygodniu ciąży pojawiły się u mnie bóle podbrzusza, które po badaniu okazały się przedwczesnymi skurczami... Przyjmowałam leki na podtrzymanie ciąży. W późniejszym czasie zostałam wypuszczona do domu. Udało się dotrwać do 37 tygodnia ciąży, ale... Poród przebiegał bez komplikacji aż do momentu, kiedy dziecko jakby zaklinowało się i nie było postępu. Dzięki pomocy lekarza, Oliwier został "wypchnięty" z brzucha, co spowodowało u niego pęknięcie prawego obojczyka... Ostatecznie uzyskał 10/10 punktów w skali Apgar. W okresie noworodkowym syn rozwijał się książkowo. Od 13 miesięcy życia uczęszczał do żłobka, gdzie prawidłowo funkcjonował, oprócz samodzielnego chodzenia - ponieważ cały czas musiał mieć podparcie. Dopiero mając 20 miesięcy Oliwier zaczął chodzić sam, jednak te kroki były bardzo chwiejne, niestabilne, a całe ciało wydawało się wiotkie. Po kilku miesiącach nie było znaczącej poprawy. Bawił się samotnie, nie zwracał uwagi na inne dzieci, nawet kiedy zachęcały go do zabawy lub podawały mu przedmioty. Syn nie reagował na polecenia (jak na ten wiek 2 lata przystało), nie potrafił naśladować ruchów innych oraz zaczął wydawać dźwięki, chodził po sali bez celu, machając rękami. Wtedy zgłosiliśmy się na wizytę do neurologa, do którego przyszło nam czekać 8 miesięcy! Tam zostało stwierdzone osłabione napięcie mięśniowe, rozstęp mięśni prostych brzucha oraz cechy autystyczne. Dostaliśmy też skierowanie na oddział neurologiczny we Wrocławiu na cito. Czas oczekiwania w tym trybie to 2 miesiące! W tym czasie rozpoczęliśmy już rehabilitacje, odbyliśmy kilka wizyt w poradni psychologiczno-pedagogicznej, u psychiatry i neurologopedy. Po przeprowadzonych wywiadach i obserwacjach stwierdzono u Oliwiera bezapelacyjnie autyzm dziecięcy. Nie było to dla nas szokiem, ponieważ zauważyliśmy, że w pewnym momencie nasze dziecko jakby się zatrzymało w rozwoju albo chociaż ten proces był spowolniony. Pod koniec stycznia b.r. doczekaliśmy się na przyjęcie w oddziale neurologicznym, by zrobić rezonans magnetyczny oraz EEG i dzięki temu sprawdzić czy w główce dziecka nie ma zmian, które mogłyby powodować problemy z chodzeniem czy z zachowaniem. Po przeprowadzonych badaniach stwierdzono u Oliwierka nowotwór niezłośliwy (Brodawczak), który znajduje się w splocie naczyniastym prawym. Ta wiadomość była dla nas szokiem, ponieważ takiej informacji nie braliśmy nawet pod uwagę... Mimo tego konieczne jest, by działać szybko! Oliwier przeszedł już zabieg resekcji guza. Aktualnie czekamy na potwierdzenie, czy guz był niezłośliwy. Oprócz zajęć specjalistycznych czekają nas dodatkowe wizyty u specjalistów, teraz także u neurologa, by częściej  monitorować główkę Oliwiera. Kilkumiesięczna rehabilitacja syna oraz obklejanie „tape’ami” brzuszka i stóp przyniosły wiele korzyści w jego poruszaniu, syn już prawie biega. Niestety turnusy 10-dniowe na NFZ są co kilka miesięcy. Aby nie tylko utrzymać faktyczny stan, ale tez zrobić postępy Oliwier musi być rehabilitowany co najmniej raz w tygodniu (80 zł/h). Pracujemy z synem także w domu, by jeszcze szybciej przywrócić go do zdrowia i prawidłowego funkcjonowania wśród rówieśników... Mimo tego syn mówi tylko jedno słowo „picie”. Specjaliści są konieczni! Te kilka miesięcy prywatnych — płatnych zajęć i wizyt u lekarzy specjalistów (ze względu na krótszy czas oczekiwania na wizytę) bardzo wpłynęło na nasz budżet domowy. Dlatego zwracamy się z prośbą o wsparcie... Z góry bardzo dziękujemy wszystkim Darczyńcom. Rodzice Oliwierka

43 747 zł
Jagoda Snela
Jagoda Snela , 16 lat

Ma dopiero 15 lat, a już walczy o ŻYCIE... Ratunku!

Jagoda była pełną życia, aktywną fizycznie, wesołą i otwartą dziewczyną. Do 13. roku życia rozwijała się prawidłowo, była okazem zdrowia i wzorem idealnej odporności. Nikt się nie spodziewał, że to akurat ją może dotknąć ta straszna choroba… Zaczęłam się martwić, gdy na podudziach córeczki pojawiły się obrzęki i przybrała na wadze. Usprawiedliwiałam to jednak okresem dojrzewania. Rzeczywistość niestety okazała się inna. Tak naprawdę w organizmie córki zatrzymywała się woda, bo nerki już nie pracowały tak, jak powinny. Zrobiliśmy badania, które niestety nie pozostawiały złudzeń. Lekarz pilnie skierował nas do szpitala, ze względu na wysoki białkomocz. Pierwsze tygodnie były niezwykle trudne, bo Jagoda była w stanie bezpośrednio zagrażającym życiu.  Zostało wprowadzone leczenie, które dawało 50% szans skuteczności. Niestety, w przypadku naszej córki nie zadziałało. Konieczne było wdrożenie 3-miesięcznej kuracji sterydami. Nastąpiła częściowa remisja, stan Jagody był stabilny, ale niestety dalej nikt nie był w stanie powiedzieć nam, co jest bezpośrednią przyczyną problemów zdrowotnych córki. Padła wstępna diagnoza – zespół nerczycowy steroidooporny. Musieliśmy wykonać biopsję nerki i dalej cierpliwie badać i diagnozować Jagódkę… W ciągu ostatnich dwóch lat córka była hospitalizowana ponad 20 razy. Jej kontakty towarzyskie znacznie ucierpiały, bo przez niską odporność, musiała być izolowana. Każda infekcja była dla niej bardzo niebezpieczna, dlatego konieczne było wprowadzenie nauczania indywidualnego.  W tej chwili Jagoda chodzi do szkoły, stara się normalnie funkcjonować, ale jej codzienność wygląda zupełnie inaczej, niż rówieśników. Córka przyjmuje ponad 20 tabletek dziennie, a mimo to, leczenie nie do końca działa. Niestety, konsekwencją choroby, sterydoterapii i leczenia biologicznego, jest astma, podatność na urazy, przerost dziąseł i niezwykłe słaba odporność. Ponadto Jagódka na całym ciele ma bardzo masywne rozstępy, które występują w miejscach niestandardowych – tam, gdzie normalnie nie powinny się pojawiać. Żaden lekarz nie jest w stanie nam powiedzieć, jak długo nerki będą sobie radziły. Na ten moment wiemy, że stale postępujący proces zapalny, może doprowadzić do całkowitej niewydolności i konieczności przeszczepu. Niestety, lekarze przygotowują nas, że choroba najpewniej rozwinęłaby się ponownie – nawet po przeszczepie. Konieczne jest wykonanie badań genetycznych, które być może dadzą nam w końcu konkretną odpowiedź i pokierują – co robić i jak walczyć dalej… Rozpiera nas duma, gdy widzimy jak Jagoda sobie radzi, pomimo że spadło na nią tak wiele w bardzo krótkim czasie. Nie jest łatwo… Córka wykorzystała czas, który musiała spędzić odizolowana i intensywnie uczyła się języka angielskiego. Interesuje się też malowaniem, mangą,  w przyszłości bardzo chce zostać psychologiem.  Na naszą rodzinę spadło już zbyt wiele złego… Ja sama toczyłam nierówną walkę z nowotworem i gdy myślałam, że udało się go pokonać i teraz już wszystko będzie dobrze, niedługo później zachorowała nasza córeczka. Nie pozostaje nam nic innego, jak prosić o pomoc. Jagoda wymaga dalszego diagnozowania, leczenia i terapii. Nie chcemy, by brak środków pozbawił naszą córkę szansy na szczęśliwą przyszłość. Prosimy, otwórzcie dla niej swoje serca. Rodzice Jagody

43 740,00 zł ( 82,23% )
Brakuje: 9 452,00 zł
Anna Tietze
Anna Tietze , 2 latka

Koszmar wielu chorób niszczy zdrowie małej Ani... Pomóż!

Nasza córka Ania urodziła się w styczniu 2022 roku. Pierwsze 5 miesięcy swojego życia spędziła w szpitalu. To był dla nas bardzo trudny i wymagający czas. Na naszą Anusię spadło tak wiele, a ona choć dopiero, co przyszła na świat, musiała podjąć walkę, która trwa do dzisiaj…  U Ani rozpoznano zespół wad wrodzonych, zespół heterotaksji lewoprzedsionkowej, ubytek przegrody międzyprzedsionkowej ASDII, nadkomorowe zaburzenia rytmu serca, brak śledziony (asplenia), anomalię spływu żył systemowych (hipoplazja krążenia wrotnego), patologię rozwojową naczyń trzewnych (niedokonany zwrot jelit). Ania jest po operacyjnym zespoleniu jelitowo-żołądkowym. Karmimy ją wyłącznie przez sondę. Ze względu na liczne wrodzone wady córka wymaga opieki zespołu wielospecjalistycznego, w tym opieki domowej zespołu medycznego hospicjum dziecięcego. Stan zdrowia powoduje, że musimy często wyjeżdżać w celu odbycia niezbędnych konsultacji medycznych oraz hospitalizacji. Ania wymaga starannej i intensywnej rehabilitacji, która przynosi bardzo dobre efekty. Wykonane badania genetyczne nie potwierdziły zespołu heterotaksji, dlatego musimy rozszerzyć diagnostykę. Córka wymaga okresowego podania tlenu, saturacje ma na poziomie 80-90%. W domu potrzebujemy licznych sprzętów takich jak kondensator tlenu, ssak, pulsoksymetr, pompa. Przez całe swoje życie córeczka wymiotuje kilkanaście razy dziennie. Każdy dzień to nieustanna walka z cierpieniem… Na początku lutego mamy zaplanowaną kolejną operację na dwunastnicy. Diagnostyka, leczenie i rehabilitacja są bardzo kosztowne. Dotychczas korzystaliśmy z własnych oszczędności, niestety te już się skończyły. Rokowania co do życia córki są niepewne. Ze względu na brak krążenia wrotnego, nie wiemy, czy w przyszłości nie będzie konieczny przeszczep wątroby. Wiemy jednak, że przed nami jeszcze długa i pewnie bardzo kręta droga, dlatego prosimy o wsparcie! Każda złotówka będzie dla nas odciążeniem i da nam nadzieję na lepsze jutro! Patrycja i Arkadiusz, rodzice Ani 🎥 Zobacz filmik, który wzrusza do łez: 

43 692 zł
Jakub Klawikowski
Pilne!
Jakub Klawikowski , 24 lata

Kuba jak najszybciej musi rozpocząć leczenie!

Kuba choruje na bardzo rzadką chorobę, która ujawniła się u niego w pierwszym roku życia. Syn miał na twarzy znamię, które zaczęło być z miesiąca na miesiąc dużo bardziej widoczne. Wizyty u lekarzy, kontrole,  badania i diagnoza – choroba Sturge'a-Vebera. Objawia się naczyniakiem płaskim, który jest bardzo widoczny, gdyż jest mocno ukrwiony i unerwiony. U Kuby dodatkowo stwierdzono epilepsję lekooporną. Ataki, kilkanaście razy dziennie powodują, że Kuba strasznie cierpi. W czasie napadu jego kończyny okropnie sztywnieją, sprawiając mu potworny ból. Nie możemy dłużej patrzeć na cierpienie naszego dziecka, dlatego postanowiliśmy poszukać dla niego pomocy… Zawsze będę o niego walczyć – mówi Pani Wioletta, mama Kuby, osoba, która od tylu lat cierpi razem z nim. Życie Kubusia nie zawsze wyglądało w ten sposób, bo do drugiego roku życia rozwijał się normalnie. Kubuś chodził, zaczynał mówić… To ataki padaczki, które pojawiły się nagle, zniszczyły to wszystko, co osiągnął. Ku rozpaczy swojej mamy chłopiec zaczął się cofać w rozwoju, a wdrożone leczenie tylko pogarszało jego stan.  Kuba został poddany dwóm operacjom. W trakcie pierwszej rozdzielono jego półkule mózgowe, to miało zatrzymać rozwój naczyniaka i zminimalizować ataki padaczki. Jednak się nie skończyły. Przeprowadzono drugą operację i Kubie wszczepiono stymulator. Ataki jednak nie ustąpiły. Mama Kuby wszystkie je zapisuje w notesie. Małe kropki to niewielkie ataki, te puste w środku, to duże wyładowania w głowie, które wtrącają Kubusia w przepaść, z której coraz trudniej go wydostać. Po leczeniu stan Kubusia się poprawił, próbował nawet od nowa uczyć się chodzić. Niestety choroba okazała się silniejsza. Ataki wróciły i wyeliminowały Kubę z normalnego życia. Czy to ostateczny wyrok? Każdy z takich ataków padaczki, to nie dość, że ogromny krok wstecz w rozwoju Kuby, to jeszcze dodatkowo wiąże się z potwornym bólem, który trudno opisać słowami.  W czasie napadu jego kończyny okropnie sztywnieją, sprawiając mu potworny ból. Nie możemy dłużej patrzeć na cierpienie naszego dziecka, dlatego postanowiliśmy poszukać dla niego pomocy. Szansą na zminimalizowanie ilości ataków i ich osłabienie jest podanie Kubie komórek macierzystych. Chcielibyśmy tego spróbować dla naszego dziecka i ulżyć w jego cierpieniach. Jednak taka forma leczenia jest nierefundowana i jesteśmy zmuszeni prosić o pomoc. Pierwsze podanie Kuba ma mieć już w kwietniu. Proszę, nie dajcie mu dłużej cierpieć. Mama Kuby

43 660,00 zł ( 44,6% )
Brakuje: 54 213,00 zł
Stanisław Pękała
Stanisław Pękała , 4 latka

Chłoniak zmienił dzieciństwo Stasia w piekło! Pomocy!

Od kilku miesięcy nasza rzeczywistość to wciąż powracający koszmar. Mój synek każdego dnia na nowo zaczyna walkę, a ja choć mam ochotę krzyczeć z przerażenia, muszę dodawać mu sił do tego, by pokonać śmiertelną chorobę… Tragedia, która zdaje się nie kończyć. Nie wiem, na ile Stasiowi wystarczy jeszcze sił, by walczyć, ale dopóki jest chociaż iskierka nadziei, jestem gotowa na każde poświęcenie.  Przedłużająca się infekcja w listopadzie ubiegłego roku okazała się nie istnieć. Początkowo błędna diagnoza doprowadziła nas do odkrycia, które całkowicie zmieniło nasze życie. Stasia leczono na zapalenie oskrzeli, ale antybiotyki nie dawały rezultatów. Wreszcie lekarze podjęli decyzję o szczegółowych badaniach - podczas USG w śródpiersiu stwierdzono ogromnego guza! Śmiertelny przeciwnik, z którym od dnia diagnozy prowadzimy nierówną walkę…  Nagle wszystko się rozsypało jak domek z kart. Przedłużające się pobyty w szpitalu, leczenie, które przyniosło efekty jedynie na krótką chwilę. Tuż po jej zakończeniu guz znowu zaczął rosnąć, a my znaleźliśmy się w punkcie wyjścia. Bez pomysłu na to, co dalej. Przerażeni wizją przyszłości, w której Stasiu będzie skazany na rosnące cierpienie. Od listopada w domu bywamy sporadycznie. Planowana jednodniowa wizyta w szpitalu potrafi przedłużyć się do kilku tygodni. Sterylne pomieszczenia, gabinety medyczne, izolatki - dzieciństwo mojego synka to rzeczywistość, której nie życzę nikomu.  Kilka dni temu, przez powikłania, wstrzymano podanie chemioterapii! Wdrożono żywienie pozajelitowe, bo jama ustna jest tak porażona, że podawanie pokarmów jest niemożliwe. Codziennie patrzę jak mój synek traci siły, każdego dnia słyszę pełen bólu krzyk i jedyne, o czym marzę to ratowanie go z piekła.  Walka z chorobą to z jednej strony strach, z drugiej batalia z środkami, których brakuje na pokrycie podstawowych potrzeb. Dojazdy do szpitala, zakup leków, pokrycie kosztów badań i bieżących potrzeb to koszty, na które przestaje nam wystarczać środków. A jeśli leczenie w Polsce zawiedzie - będziemy musieli szukać pomocy w zagranicznych klinikach, a to może się wiązać z kosztorysami już nie na tysiące, a setki tysięcy złotych! Potrzebujemy pomocy, by w walce o zdrowie i życie zapewnić Stasiowi wszystko, co niezbędne.  Cierpienie dziecka to najgorszy widok dla matki… Moje serce pęka wiele razy każdego dnia, ale wierzę z całych sił, że mojego małego bohatera czeka przyszłość. Powrót do domu, chwile bez strachu i pewność, że dla mojego dziecka nie wszystko stracone. Poczucie bezpieczeństwa dla Stasia to jedyne, o czym marzę! Proszę, podaj nam pomocną dłoń… 

43 656 zł