Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Janusz Sobala
18:17:37  do końca
Janusz Sobala , 47 lat

Choroba odbiera mu niezależność... Nie pozwól, by pozostał sam w swojej walce!

Kiedy zakładasz rodzinę, nie myślisz, że twoje życie będzie naznaczone cierpieniem i niepewnością o przyszłość. A tak stało się w naszym przypadku. Byliśmy rodziną, jak każda inna. Nasza codzienność była zwykła. Praca, synek w przedszkolu, córka w szkole. Nasze życie zniszczyła diagnoza. Ta, która doświadczyła nas mocno i sprawiła, że nasze dotychczasowe życie zmieniło się o 180 stopni. A nasza rodzina sprzed choroby miała wiele planów. Wzięliśmy kredyt na mieszkanie, oboje pracowaliśmy, więc przez myśl nam nie przeszło, że kiedykolwiek będziemy mieć problemy w spłacie. Jednak w 2019 roku pojawiły się symptomy, które były pierwszym zwiastunem, że nasze życie już nigdy nie będzie takie, jak wcześniej. Tuż za rogiem czyhała choroba, która każdego dnia odbiera mojemu mężowi sprawność. Choroba Huntingtona to podstępne i straszne schorzenie, które dopadło mojego męża. To choroba śmiertelna, nieuleczalna. Diagnoza, od której nie ma odwrotu. Jest chorobą układu nerwowego o podłożu genetycznym, w której głównymi objawami są tak zwane ruchy pląsawicę, otępienie i zaburzenia osobowości. Mówiąc prościej – niszczy mózg. W Europie choroba dotyka sześć osób na sto tysięcy mieszkańców. Wśród nich znalazł się niestety mój mąż. Rozpoczęła się nasza dramatyczna walka o każdy skrawek normalności. Mój mąż Janusz z każdym dniem słabnie. Niestety nie mógł już dalej pracować, bo stało się to zbyt niebezpieczne. I dla niego, i dla pracodawcy. Zaczęły się tiki nerwowe, które uniemożliwiają mu normalne funkcjonowanie. Ja sama musiałam również zrezygnować z aktywności zawodowej, obecnie zajmuję się mężem. Wychowujemy dwójkę dzieci – 5-letniego Michała i 12-letnią Maję. Wszyscy bardzo chcielibyśmy, by mógł jak najdłużej być sprawny. By mógł chodzić z naszym najmłodszym synem Michałem na spacery. Wiemy, że jednak ta sprawność już nie wróci. A ta, która pozostała wymaga olbrzymiego wysiłku. Dziś mój mąż potrzebuje również niewyobrażalnie kosztownej pomocy. Korzystamy z porad neurologopedy, neurologa, psychiatry i neuropsychologa. Przed nami jednak wizja intensywnej rehabilitacji, która kosztuje ogrom pieniędzy. Tych, których nie mamy. Po stracie pracy przez nas oboje brakuje pieniędzy na codzienne funkcjonowanie, nawet na najniższym poziomie. Wizja dodatkowych wydatków nas przeraża. Już dziś zrezygnowaliśmy niemal ze wszystkiego. Obyśmy tylko mieli co jeść i za co zapłacić za leczenie, będziemy spokojniejsi. Teraz każdy dzień przynosi nową trudność. Taką, z którą sami sobie nie poradzimy. Wierzę, że mój mąż ma szansę na to, by jego życie było łatwiejsze. By mógł jak najdłużej być samodzielny, bo zawsze taki był. Zawsze staraliśmy się być samodzielni. Dziś widzimy, że życie nas przerosło. Nie damy rady sami, tym bardziej że przed nami perspektywa długotrwałej, żmudnej rehabilitacji. Bez Was nie damy rady. Bardzo Was potrzebujemy! Każda wpłata ma dla nas ogromne znaczenie. Lidia, żona

43 056 zł
Ewa Łaczmańska
Pilne!
Ewa Łaczmańska , 56 lat

Ewa jest mamą i żoną - ma dla kogo ŻYĆ❗️Pomóż powstrzymać RAKA!

PILNE❗️Potrzebny lek, by ratować życie Ewy! W tej walce liczy się czas - pomoc potrzebna jest najszybciej! Tylko lek, na który zbieramy, może powstrzymać raka i kupić Ewie kolejne miesiące, lata spędzone z ukochaną rodziną. Prosimy o pomoc, liczy się każdy dzień! Ewa: Zwracam się z gorącą prośbą o wsparcie w mojej walce o życie, walce z zaawansowanym rakiem jajnika... Jestem kochającą żoną, mamą i, niestety, również pacjentką oddziału onkologii. Zabójczy przeciwnik długo nie dawał żadnych objawów. Świat mój i mojej rodziny runął nagle w styczniu 2021 roku. Na kontrolnej wizycie ginekolog zobaczył zmianę na jajniku... Miałam nadzieję, że to tylko niegroźna torbiel do usunięcia, niestety, prawda okazała się zupełnie inna. Badania histopatologiczne pokazały, że to RAK i to w III, czyli przedostatnim stopniu zaawansowania... Gdy słyszy się taką diagnozę, przewartościowaniu ulega wszystko, całe życie. Drobnostki przestają mięć znaczenie... Nie liczy się już nic poza zdrowiem. Po początkowym szoku nabrałam siły do walki. Wiedziałam, że czeka mnie operacja, potem chemia. Miałam ogromną nadzieję, że to wystarczy, że dam radę i wrócę do zdrowia. Niestety, podczas pierwszej operacji okazało się, że rak rozsiał się do jamy brzusznej i węzłów chłonnych...  Dostałam 3 cykle chemii, kiedy lekarze uznali, że konieczna jest reoperacja, aby usunąć też pozostałe zmiany. Chemię musiałam przerwać - znów stół operacyjny, strach, dramatyczne chwile, ból... Kiedy doszłam do siebie po operacji i znów podłączano mi kroplówkę z chemią, myślałam, że najgorsze już za mną. Niestety - bardzo się myliłam. Nastał rok względnego spokoju, rok, w którym cieszyłam się każdą chwilą, każdym dniem z moją rodziną... Wróciła nadzieja, marzenia i plany. Niestety, rak o mnie nie zapomniał... Markery nowotworowe rosły w górę. Choroba wróciła... Trzecią operację przeszłam w lutym 2022 roku w najlepszym ośrodku, to zapewne uratowało mi życie. Operacja była najgorsza i najtrudniejsza ze wszystkich... Na jelicie był guz, który niemal zamknął jego światło, lekarze musieli usunąć mi też śledzionę. Straciłam dużo krwi, którą trzeba było przetaczać... Lekarze musieli mnie reanimować. Kiedy otwierałam oczy, byłam pewna, że nie jestem w szpitalu, ale gdzieś indziej...  Ostatni rok to ciągła walka i wlewy chemii... Przyjęłam ich pięć, ostatni był najgorszy i też ledwo uszłam z życiem, organizm już był tak słaby. Jednak efekty były niesamowite - marker nowotworowy z poziomu 500 spadł w grudniu do 15... Lekarze zgodnie uważają - aby utrzymać ten stan, potrzebuję leku, który niestety nie jest już refundowany! Trzykrotnie zwiększa szanse na przeżycie! Lek jest dla mnie szansą na zdrowie, na ratunek, kupi czas spędzony z rodziną, dla której ciągle walczę. Niestety, koszt miesięcznego leczenia to niemal 17 tysięcy złotych... Nie mamy takich pieniędzy, dlatego proszę o pomoc, nie mam innego wyjścia... Bardzo proszę o każdą, nawet najmniejszą kwotę, która pomoże mi kontynuować leczenie i utrzymać nadzieję na remisję. Każda pomoc jest dla mnie bezcenna. Dziękuję z całego serca za okazane wsparcie. Ola - córka Ewy: Ja również proszę z całego serca - pomóżcie mojej mamie! Byliśmy zwykłą, szczęśliwą rodziną i nagle nasz świat legł w gruzach. Wraz z diagnozą mamy - złośliwy nowotwór jajnika - rozpoczął się koszmar.  Z pomocą i wsparciem całej rodziny mama podjęła walkę o życie. Po wytrwałych zmaganiach mojej cioci mama otrzymała leczenie, które przyniosło efekt w postaci znacznej remisji choroby. Stanęliśmy przed szansą utrzymania tego stanu, a nawet całkowitego wyzdrowienia. Niestety po raz kolejny zderzyliśmy się z murem... Lek, który znacząco może wydłużyć mamie życie, nie jest refundowany w Polsce. Robimy wszystko, co możemy, lecz to za mało, potrzebujemy pomocy... Największym marzeniem mojej mamy było posiadanie rodziny. Jej marzenia się spełniły - ma kochającego męża i mnie - swoją córkę oraz wspaniałą rodzinę, która ją uwielbia. Moim największym marzeniem jest z kolei to, by mama mogła nadal uczestniczyć w najważniejszych wydarzeniach  z mojego życia. By mogła zostać babcią, teściową. By mogła spokojnie zestarzeć się u boku taty. Mama jest dla mnie wszystkim i zrobię co, tylko mogę, aby ją uratować. Jest szansa, jest nadzieja, dlatego bardzo proszę - jeśli możesz, pomóż nam, wesprzyj mnie i moją rodzinę w tej walce o ratunek dla Ewy, mojej mamy.

43 031,00 zł ( 16,17% )
Brakuje: 222 929,00 zł
Karolinka Marzec
Karolinka Marzec , 8 miesięcy

Nasza córeczka urodziła się z poważną wadą serca! Pomóż nam w walce o jej zdrowie!

Już podczas badań prenatalnych dowiedzieliśmy się, że Karolinka urodzi się z wadą serduszka. Poczułam się jakbym miała deja vu. Już raz straciłam dziecko, nie przeżyłabym tego ponownie. Niby mieliśmy czas, aby zaakceptować nową rzeczywistość, ale jak pogodzić się faktem, że nasz malutki Skarb od początku będzie musiał walczyć? Żaden rodzic nie umie przygotować się na cierpienie własnego dziecka… Karolinka przyszła na świat, poprzez cesarskie cięcie, na początku stycznia. Łzy radości mieszały się ze łzami smutku. Lekarze od razu potwierdzili przewidywaną diagnozę – wadę serca zwaną tetralogią Fallota. Marzyliśmy, by móc, chociaż przytulić naszą córeczkę, ale lekarze musieli umieścić ją w inkubatorze i zadbać o zdrowie, które od początku było niezwykle kruche.  Po prawie dwóch tygodniach udało nam się zabrać Karolkę do domku. Niestety dziś już wiemy, że za pół roku będziemy musieli wrócić do szpitala. Wada serduszka, z którą zmaga się nasza kruszynka zagraża jej życiu. Z tego powodu konieczna jest operacja na otwartym sercu, która da jej szansę na zdrowie w przyszłości. Na razie córeczka musi być odpowiednio przygotowywana – konieczne jest jej przybranie na wadze oraz dodatkowe badania. Musimy również bardzo skrupulatnie kontrolować jej ciśnienie oraz natlenienie organizmu. Pomimo wszystkich trudności, które spotkały nasze dzieciątko, Karolka jest niesamowicie pogodna i żywiołowa. Jeden jej gest czy przejaw radości potrafi zabrać nam wszystkie troski. Niestety, walka o zdrowie naszej kruszyny nie skończy się wyłącznie na operacji. Konieczna będzie długa i intensywna rehabilitacja, która da jej szansę na sprawność. Już teraz mierzymy się z ogromnymi kosztami, a wiemy, że będzie ich tylko więcej. Zwracamy się z uprzejmą prośbą o wsparcie, gdyż sami nie dajemy już rady. Każda, nawet najmniejsza wpłata będzie dla nas ogromnym wsparciem w walce o przyszłość Karolinki!  Rodzice

42 975,00 zł ( 65,31% )
Brakuje: 22 825,00 zł
Edyta Korotarz
5 dni do końca
Edyta Korotarz , 55 lat

Mamusiu kocham Cię - razem pokonamy tętniaka!

Mama, jak co niedzielę zaprosiła nas na rodzinny obiad... Wszystko było w zupełnym porządku, czuła się bardzo dobrze, nic nie wskazywało na to, że ten dzień zmieni nasze życie...  Moja mama to prawdziwa bohaterka - od prawie 16 lat jest pracowała w szpitalu, jako salowa. Dla niej niesienie pomocy, to coś zupełnie naturalnego! Teraz to ona potrzebuje pomocy.  Wieczorem, szykując się na dyżur, nagle zsunęła się na łóżko, doznała porażenia prawej części ciała, ogromnego bólu głowy, karetka zabrała ją do szpitala. Nic nie zapowiadało dramatu, jaki czekał na nas kolejnego dnia. Okazało się, że moja ukochana mamusia nosi w swojej głowie paskudnego tętniaka, którego trzeba natychmiast operować. W poniedziałek z samego rana przeszła ciężką operację zaklipsowania tętniaka wewnątrzczaszkowego. Wskutek pęknięcia tętniaka doznała krwotoku podpajęczynówkowego, który stanowi jedynie 5% wszystkich udarów mózgu. Rokowanie w przypadku krwotoku podpajęczynówkowego jest poważne, powikłania pooperacyjne nadal zagrażają jej życiu.  To nie wszystko… u mamy wykryto też drugiego tętniaka, który znajduje się po drugiej stronie głowy. Ze względu na obecny stan zdrowia, operacja nie jest możliwa. Mama przebywa na oddziale intensywnej terapii, na skutek uszkodzenia mózgu utraciła zdolność mowy (Afazja), oraz sprawność prawej ręki.  Prawdziwa walka rozpocznie się, gdy mama zostanie wypisana ze szpitala. Jedyną szansą dla niej jest specjalistyczne leczenie i kosztowna rehabilitacja, NAWET 24 000 zł miesięcznie!! Dziś nikt nie umie powiedzieć jak długo zajmie. Dlatego zwracam się do Was pomoc. Pomóżcie mi zapewnić mamie jak najlepszą opiekę, na którą tak bardzo zasługuje...  Mówimy o szansie na powrót do domu, do rodziny, do ŻYCIA. Błagam o wsparcie dla mojej Bohaterki! Wierzę, że mama wróci do sprawności, a na jej twarzy znów pojawi się uśmiech, który wszyscy kochamy...  Martyna, córka *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.       

42 894,00 zł ( 57,59% )
Brakuje: 31 575,00 zł
Antoni i Stanisław Serbaluk
Antoni i Stanisław Serbaluk , 4 latka

Bliźniaki walczą z białaczką❗️Gdy Antoś wszedł w remisję, Staś zachorował!

2 lata minęły od czasu, gdy nasz synek Antoś zachorował na białaczkę. W końcu, po wielu miesiącach leczenia, na początku listopada dostaliśmy informację o remisji! Tydzień później usłyszeliśmy, że Staś – drugi bliźniak – również ma białaczkę… Nasza walka o życie zaczyna się od początku. Tym razem będzie ją toczył ją drugi synek… Jesteśmy przerażeni i bardzo prosimy o pomoc… Trudno wyobrazić sobie większy koszmar dla rodziców… Śmiertelna choroba dopadła oboje dzieci. Jedno po drugim… Gdy urodzili się chłopcy, wywrócili nasz świat do góry nogami. Pierwsze dwa lata były szalone, ale wspaniałe. Potem Antoś nagle zachorował na anginę. Infekcja nie przechodziła mimo antybiotyków. Badanie krwi pokazało, że to znacznie gorsza choroba… Nasz 2-letni synek zaczął walkę z białaczką! Przez kolejne 2 lata dzieliliśmy życie między szpital w Szczecinie, oddalony 130 km od naszego domu, gdzie Antoś walczył o życie, a dom, gdzie został Staś, także potrzebujący rodziców… Wtedy poprosiliśmy o pomoc pierwszy raz. Mimo że protokół leczenia białaczki jest refundowany, wszelkie dodatkowe koszty musieliśmy ponieść sami, łącznie z dojazdami, które pochłonęły małą fortunę… Łącznie blisko 300 km w obie strony, czasami kilka razy w tygodniu. Gdy na początku listopada tego roku wyniki badań potwierdziły remisję u Antka, mogłoby się wydawać, że w końcu to koniec koszmaru! Wrócimy do domu, do życia, chłopcy odzyskają oboje rodziców, będą w końcu razem i będą mogli cieszyć się dzieciństwem!  Ale los miał dla nas inny plan… Kontrolne wyniki badań tym razem Stasia pokazały, że dzieje się coś bardzo złego. Synka zaczęły boleń nóżki, doszła gorączka. 13 listopada zapadła diagnoza – białaczka!  Znów jesteśmy w znajomym nam szpitalu, do którego mieliśmy  nadzieję już nigdy więcej nie trafić… Tym razem na onkologiczny ring wkracza Staś… My wiemy, co go czeka. Wiedzą to też chłopcy… Mają 4 latka, ale bardzo się już wspierają. Na swój sposób są świadom… Staś wie, że będzie miał to samo, co Antoś. Antoś pociesza braciszka. A my staramy się jakoś na nowo to wszystko poukładać… Staś jest przerażony… Nam jest jeszcze trudniej finansowo, niż za pierwszym razem… Gdy chorował Antoś, większość czasu był w szpitalu. Teraz na oddziale jest bardzo dużo dzieci, więc gdy rano jedziemy na chemię, musimy wyjechać o 5:00. Do domu wracamy przed północą. Prawie 300 km w obie strony, 6 h w samochodzie. Dojazdy kosztują krocie… Do tego dodatkowe leki niepodlegające refundacji, wszystkie rzeczy związane z leczeniem – nie jesteśmy w stanie sami tego opłacić…  Dlatego ponownie tu jesteśmy i bardzo prosimy Was o wsparcie, każdą możliwą pomoc. Za wszystko z całego serca dziękujemy!  Antoś i Staś z rodzicami

42 801 zł
Łukasz Łabuz
1 dzień do końca
Łukasz Łabuz , 35 lat

Sekundy zmieniły cały nasz świat... Walczymy o powrót Łukasza do zdrowia!

Dom, który właściwie tylko czekał aż ktoś przekroczy jego próg i wypełni swym szczęściem. Wnętrza miały zostać wypełnione radością i życiem jego mieszkańców. Niestety, w tym momencie brak tu szczęśliwego zakończenia. Jest tylko nadzieja, a dopóki ona trwa, nie możemy zrezygnować.  Do niedawna miał życie, które dawało uśmiech i satysfakcję. Dziś nawet najmniejszy gest jest dla niego niemalże nadludzkim wysiłkiem, a to, co do niedawna nie stanowiło problemu, dziś jest niczym wspinaczka na najwyższy szczyt.  Jeszcze w grudniu wierzyliśmy, że wszystko jest w zasięgu. Snucie planów, ich późniejsza realizacja dodaje niesamowitej motywacji do działania. Początek roku, ludzie robią postanowienia, a dla naszej rodziny najważniejsze było to, by wspólnie w zdrowiu budować szczęście. Niestety, los zadecydował za nas, a wszystko, co znaliśmy stało się przerażająco odległe. Wypadki samochodowe zdarzają się każdego dnia. Jeden z nich przydarzył się Łukaszowi w styczniu tego roku. Decyduje kilka sekund. Już w pierwszej Łukasz prawdopodobnie wiedział, że na reakcję jest za późno. Chwilę później zdarzyło się nieuniknione - ciężarówka z ogromną siłą uderzyła w auto osobowe, które w takim starciu właściwie nie ma szans. Pierwsza informacja, jaką usłyszeliśmy to, że Łukasz nie żyje. Nikt nie pozostawiał nawet cienia nadziei. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Lekarze zdecydowali się podjąć próbę. Jedyną, od której zależało wszystko. Z zapartym tchem czekaliśmy na wiadomość, sparaliżowani strachem odliczaliśmy godziny, a później dni. Pierwszy oddech po 2 długich tygodniach oczekiwania… Ten czas pamiętamy jak przez mgłę - niepewność, strach, nadzieja.  Od momentu wypadku dla Łukasza każdy dzień to walka. Ze słabościami, ograniczeniami własnego ciała, niechęcią i rozpaczą. Ma jednak dla kogo żyć. Czeka na niego córeczka, która niebawem zapomni jak wygląda tata, czeka żona i my, jego rodzice. Każdy z nas zrezygnował z dotychczasowego życia, by zawalczyć o przyszłość i sprawność Łukasza. Pobyt w ośrodku to dla Łukasza jedyna szansa na walkę o postępy, ale dla nas poważne wyzwanie finansowe. Wydaliśmy wszystkie oszczędności, robiliśmy wszystko, by zapewnić mu opiekę, ale to za mało. Kolejne kosztorysy nie pozostawiły złudzeń, że sami nie damy rady. By syn mógł dalej korzystać z pomocy specjalistów potrzebujemy pomocy! Wszyscy zgodnie twierdzą, że przerwanie rehabilitacji na tym etapie to ryzyko utraty tego, co wypracowano dotychczas. Teraz nie możemy na to pozwolić. Teraz musimy działać ze zdwojoną mocą, by dać Łukaszowi moc!  Nie możemy go zobaczyć, nie możemy powiedzieć, jak bardzo tęsknimy. Nie możemy pokazać mu zdjęć córeczki, która wciąż zdobywa nowe umiejętności. Wciąż nie wiemy, co jej odpowiadać, gdy z nadzieją w głosie pyta o tatę… Tragedia, która nas dotknęła zmieniła wszystko. Nadzieja na to, że będzie lepiej to jedyne, co mamy. Marzymy o tym, że puste mury nowego domu zostaną wypełnione śmiechem. Że tata z córką przekroczą próg domu, za którym nie będzie cierpienia. Trafią do miejsca, gdzie czeka dobra przyszłość. By te pragnienia stały się rzeczywistością, musimy stanąć do walki. Sami nie wygramy, ale jeśli przyłączysz się do nas - szanse będą rosły każdego dnia. 

42 760,00 zł ( 23,22% )
Brakuje: 141 347,00 zł
Jakub Kwiecień
8 dni do końca
Jakub Kwiecień , 22 miesiące

Kubuś walczy o zdrowie od swoich pierwszych dni! Proszę, pomóżcie!

Jestem Dominika i chcę prosić Was o pomoc. Mój mały Kubuś jest na tym świecie tak krótko, a przeszedł już tak wiele... 20 czerwca odbyła się skomplikowana operacja zamknięcia podniebienia. Teraz synek dochodzi do siebie i potrzebuje w tym Waszej pomocy! A problemów jest jeszcze więcej… Już w trakcie ciąży zanosiło się na kłopoty ze zdrowiem Kubusia. Podejrzewano u niego Zespół Downa. Ostatecznie wykryto lżejszą jego formę, czyli mozaikowatą postać trisomii 21 pary, a także wadę serca.  Nie spodziewałam się jednak, że synek urodzi się rozszczepem podniebienia miękkiego oraz twardego. Bardzo się bałam, jakie przyniesie to konsekwencje! U synka występował bezdech, miał problemy z jedzeniem – musiał być karmiony sondą. Później zaczął przyjmować pokarm za pomocą butelki. Karmienie piersią nie wchodziło w grę, bo się dusił! Po wyjściu ze szpitala rozpoczęło się oczekiwanie na operację zamknięcia podniebienia. 20 czerwca 2023 udało się ją przeprowadzić. Zakończyła się ona powodzeniem, jednak to nie koniec kłopotów Kubusia! Podczas operacji wystąpiły problemy z intubacją mojego synka. Kubuś ma zwiotczenie krtani, które może być spowodowane zespołem wad wrodzonych o nazwie: Sekwencja Pierre’a Robina. Czekamy w długiej kolejce na badania genetyczne. Niezależnie od diagnozy Kubuś niedługo musi rozpocząć rehabilitację z neurologopedą. Czeka go walka o to, aby nie mieć problemów z mową i przyjmowaniem posiłków. Synek jest już pod opieką rehabilitantki ze względu na opóźnienie psychoruchowe. Jego nóżki działają bez problemów, ale w górnej części ciała występuje obniżone napięcie mięśniowe. Czekamy też na diagnostykę u neurologa – możliwe, że mój kochany chłopiec cierpi na padaczkę… Długo wahałam się, czy poprosić Was o pomoc. Oprócz mojego małego chłopca wychowuję jeszcze starszych, przyrodnich braci Kubusia. Coraz trudniej jest mi sobie poradzić. Uśmiech synka daje mi jednak siłę! Proszę, pomóżcie mi w walce o jego zdrową i sprawną przyszłość! ➡️ Licytacje dla Kubusia ➡️ Losy Kubusia możesz śledzić także tutaj

42 697,00 zł ( 40,13% )
Brakuje: 63 686,00 zł
Julia Filipczak
Julia Filipczak , 16 lat

Lekarze nie dawali nadziei, że nasza córka wyzdrowieje!

Na przemian czujemy złość, niesprawiedliwość i ulgę. Los najpierw doświadczył naszą córkę dziecięcym porażeniem mózgowym, a potem zesłał na nią kolejne tragedie!  Od samego początku zapewnialiśmy Julce wszystko, co mogło tylko usprawnić jej rozwój. Jej niepełnosprawność jest związana zarówno z rozwojem ruchowym, jak i intelektualnym. Córka nie chodzi, nie mówi i niedosłyszy. Ma również szereg innych problemów zdrowotnych, takich jak: przewlekła niewydolność oddechowa, niewydolność serca i nerek, refluks żołądkowy oraz nawracającą skłonność do anemii. Pomimo swoich problemów, Julka była bardzo wesołą dziewczynką, uwielbiała kontakt z ludźmi, szkołę, podróże. A my byliśmy szczęśliwi i zawsze stawialiśmy jej potrzeby na pierwszym miejscu. Dlatego tym bardziej nie możemy zrozumieć, dlaczego Julia musi być tak drastycznie doświadczana przez życie! W kwietniu tego roku, nasza córeczka zachorowała na zapalenie płuc, z którego nie mogła się wyleczyć przez kilka tygodni. W maju z powodu silnej anemii trafiła do szpitala. W tamtym momencie rozpoczął się prawdziwy koszmar! Julia była osłabiona chorobą i w szpitalu łapała jedną infekcję za drugą. Pod koniec maja trafiła na oddział intensywnej terapii z ciężką niewydolnością oddechową. W ciągu 2-miesięcznego pobytu na OIOM-ie przeszła aż dwa razy sepsę! Nawet lekarze niewiele już mogli zrobić i nie dawali nam nadziei, że Julia wyzdrowieje… Nie mogliśmy dopuścić do siebie myśli, że mógł być to koniec wszystkiego! Nasza ukochana córeczka była przecież w prawdziwym niebezpieczeństwie!  Julka ma jednak w sobie ogromną siłę, którą każdego dnia podziwiamy. Córeczka walczyła z całych sił, aby móc do nas wrócić i przezwyciężyć ciężką chorobę. Udało się, niestety jej stan zdecydowanie bardzo się pogorszył! Wyszła ze szpitala jako dziecko zupełnie leżące, nie potrafiła się nawet przewrócić na bok, nie potrafiła samodzielnie jeść, karmiona była przez sondę... Obecnie wciąż wymaga stałego wspomagania oddechu przez respirator. Na ten moment nawet nie jest w stanie korzystać ze sprzętów, które do tej pory wzmacniały jej sprawność! Musimy zacząć niemal od początku! Juleczka wymaga bardzo intensywnej rehabilitacji oraz nowych sprzętów dopasowanych do jej obecnego stanu zdrowia. Respirator stał się jej nieodłącznym towarzyszem, dlatego potrzebny jest przenośny koncentrator tlenu oraz zestaw baterii.  W najgorszych chwilach nie uwzględnialiśmy takiego dramatycznego scenariusza. Nigdy nie poddaliśmy się w walce o nasze dziecko i nigdy tego nie zrobimy! Pragniemy dać Julii szansę na powrót do takiego stanu, w jakim była przed chorobą, aby znowu mogła cieszyć się życiem. Będziemy wdzięczni za każdą pomoc finansową i udostępnienie naszej zbiórki. Dosłownie, liczy się teraz każdy gest dobrej woli! Rodzice Julki

42 682,00 zł ( 80,24% )
Brakuje: 10 510,00 zł
Łukasz Sowiński
Łukasz Sowiński , 40 lat

Mój mąż nadal nie odzyskał sprawności! Przed nami lata rehabilitacji, ale nie możemy się poddać!

Rok temu mój mąż umierał podczas heroicznej operacji wymiany aorty, którą przetrwał mimo dramatycznego przebiegu. Niestety za życie zapłacił ogromną cenę. Konsekwencją operacji był rozległy udar niedokrwienny i ogromne spustoszenie organizmu… Poprzednia zbiórka osiągnęła docelową kwotę, jednak mój mąż nadal nie odzyskał sprawności. Łukasz tak jak dziecko uczy się teraz wszystkiego od początku. Przed nim lata rehabilitacji… Nasza historia: To był zwykły listopadowy wieczór, który spędzaliśmy pod kocem oglądając film. Tamtego dnia Łukasz miał za sobą bardzo stresujący dzień w pracy i cały dzień powtarzał, że dziwnie się czuje. Nagle poczuł silny ból w klatce piersiowej. Został odwieziony do szpitala i tak oto dowiedział się, że ma na aorcie ogromnego tętniaka, który lada chwila miał pęknąć! Na szczęście lekarze stanęli na wysokości zadania i Łukasz po miesiącu spędzonym w szpitalu wrócił do domu.  Byliśmy szczęśliwi, że lekarze uratowali Łukaszowi życie, a jednocześnie pełni obaw, ponieważ dowiedzieliśmy się również o chorobie genetycznej Łukasza – zespole Marfana. Lekarze nie ukrywali, że w przyszłości tętniaki będą tworzyć się na kolejnych odcinkach aorty, którą trzeba będzie wymienić operacyjnie.  Choroba nakładała na Łukasza mnóstwo ograniczeń, ale nigdy nie pokazywał po sobie, że jest mu źle i nie narzekał. Mimo że przez kolejne lata Łukasz pokornie stosował się do zaleceń lekarzy, w 2021 r. usłyszeliśmy, że ma OGROMNEGO TĘTNIAKA, który ciągnie się przez całą długość aorty i konieczne są aż 2 operacje oraz wymiana całej aorty!  W grudniu 2021 lekarze wymienili łuk aorty, natomiast w październiku 2022 udało się wymienić aortę piersiowo-brzuszną. W tym momencie chciałabym postawić kropkę i napisać, że wszystko przebiegło pomyślnie, ale niestety podczas październikowej operacji Łukasz przeszedł rozległy udar mózgu. Nasz świat ponownie wywrócił się do góry nogami… Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje!  Lekarze nie dawali Łukaszowi wielkich szans na przeżycie. Czekałam i modliłam się, aby najgorsze nie nadeszło. Przecież nie mogłam stracić mojego ukochanego męża! Łukasz, jakby usłyszał moje prośby. Wykazał się ogromną wolą życia, ponieważ wkrótce odzyskał przytomność oraz świadomość! Nadzieja na nowo rozpaliła się w moim sercu! Tylko dzięki Twojemu wsparciu udało się zapewnić leczenie i opiekę – wtedy, kiedy wszyscy spisywali go na straty. Nigdy nie zapomnę, co dla nas zrobiliście. Zawsze będę Wam wdzięczna! Mój mąż spędził miesiące w specjalistycznych ośrodkach rehabilitacyjnych oraz tysiące godzin na zajęciach z fizjoterapeutami, które dały Łukaszowi motywację i szansę na powrót do domu.  Stan Łukasza uległ poprawie do tego stopnia, że wrócił do domu! Przed nami nadal stoi jednak konieczność dalszej opieki I rehabilitacji, które są warunkiem odzyskania sprawności! Jego prawa ręka wróciła do sprawności w 80%. Pojawiło się napięcie mięśniowe w lewej nodze, znacząco poprawiły się zdolności poznawcze, mowa i pamięć. Łukasz lepiej mówi, czyta, pisze oraz obsługuje smartfon. W końcu znowu żartuje jak stary, dobry Łuki.  Niestety przed nami jeszcze mnóstwo problemów do rozwiązania. Łukasz nie chodzi, porusza się na wózku… Walczymy z powikłaniami neurologicznymi, porażeniem kończyn ze spastycznością, zwyrodnieniem stawów i ogólnym bólem, jaki to powoduje. Równolegle staramy się leczyć problemy urologiczne.  Łukasz wymaga holistycznego leczenia. Dzięki Twojemu wsparciu nie musimy wybierać czy przeznaczyć pieniądze na rehabilitację nóg, czy zajęcia z neurologopedą. Łukasz po prostu otrzymuje kompleksowe wsparcie dokładnie wtedy kiedy tego najbardziej potrzebuje! Koszty są ogromne i zdecydowanie przekraczają nasze możliwości finansowe. Przed nami lata kosztownej rehabilitacji, ale oboje wierzymy, że jej wynik będzie pozytywny. Wiara przenosi góry, a wiary i pozytywnego nastawienia nam nie brakuje. Klaudia, żona 🎥 Zobacz postępy Łukasza!

42 643,00 zł ( 26,72% )
Brakuje: 116 932,00 zł