Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kamil Kulawiak
10 dni do końca
Kamil Kulawiak , 7 lat

W walce z dystrofią mięśniową liczy się każda chwila! Ratunku!

Nie pozwól, aby Kamil przestał chodzić! Jako matka muszę spróbować ratować synka i jak najbardziej opóźnić moment korzystania z wózka inwalidzkiego. Kamil ma 4 lata i choruje na dystrofię Duchenne'a. Dystrofia Duchenne'a ma silny i agresywny przebieg oraz niepomyślne rokowania. Z roku na rok mięśnie stają się słabsze, początkowo słabną nogi i chłopcy muszą korzystać na stałe z wózka inwalidzkiego, potem słabną ręce, a wszystko to prowadzi do niewydolności oddechowej i śmierci. W dniu 15.02.2022 roku wydarzyła się rzecz dla nas niemożliwa. Dzięki wysiłkom wielu ludzi, a także Waszym i naszym udało się po 5 latach walki uzyskać od Ministerstwa Zdrowia refundację leku Ataluren. Była to ciężka walka, ale wygrana. Lek ten pozwoli nam zminimalizować skutki choroby oraz podnieść komfort życia Kamilka, a co za tym idzie także i nasz. Możemy wydłużyć okres chodzenia naszego syna o około 5 lat , a być może i dłużej. W przyszłości być może to zadecyduje, że doczekamy leku, który pozwoli wyleczyć naszego syna. Większość terapii jest skierowana dla dzieci chodzących. Im dłużej syn będzie chodził tym wiele innych problemów związanych z poruszaniem się na wózku, pojawi się dużo później. Większość terapii jest dostosowana do dzieci chodzących, dlatego walczymy o każdy rok chodzenia dłużej. Słyszeliśmy, że nic dla naszego syna nie da się zrobić. Mięśnie z roku na rok będą coraz słabsze i na chwilę obecną nie ma leku, można tylko spowalniać postęp choroby, ale i tak musimy się pogodzić z tym co nieuchronne, że choroba w końcu wygra. Pojawiła się w tej ciężkiej sytuacji iskierka nadziei. Kamilek jest w gronie 10 % „szczęśliwców” i ma mutację punktową nonsensowną, wobec czego możemy mu podać lek Ataluren. Lek nie skoryguje samego defektu genetycznego ale mechanizm jego działania w dużym skrócie polega na tym, że tworzy on „most” nad błędem genetycznym i powoduje, iż produkcja dystrofiny jest zachowana, co zdecydowanie poprawia rokowanie pacjentów Marzy mi się, żeby chociaż raz mój syn mógł pobiegać, podskoczyć, wejść lub zejść sam ze schodów, lub przejechać się rowerem. W chwili obecnej jest to nie możliwe. Mieszkamy na 2 piętrze w bloku bez windy, bez bezpośredniego podjazdu pod klatkę samochodem. Wnosimy i znosimy 16-kilogramowego synka na rękach po schodach, wtedy gdy w budynku nie ma windy i wtedy kiedy mięśnie odmawiają posłuszeństwa i Kamilek siada na środku drogi i mówi „Nie mam siły”. Walczymy każdego dnia o jego sprawność i się nie poddajemy. Nasza historia zaczęła się tak jakich wiele. Mamy dwójkę synów Marcina 9-latka i Kamilka 4 lata. Kamilek urodził się zdrowym chłopcem, dostał 10 punktów w skali Apgar. Nic nie zapowiadało naszego dalszego dramatu. Do pewnego momentu Kamil rozwijał się prawidłowo, problemem był brak chęci do raczkowania. Rehabilitacja nie dawała pożądanych rezultatów, synek mimo osiągnięcia wieku 2 lat nadal nie chodził i nie można go było postawić na nogach. Dosłownie leciał przez ręce, często się przewracał (skutkiem tego są 3 ubite zęby), nie radził sobie nawet na płaskich powierzchniach. Chodziliśmy po różnych lekarzach, bo wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. W końcu trafiliśmy na Panią doktor, która zleciła badania i tak zaczął się nasz dramat i postawienie wstępnej diagnozy miopatia. Pamiętam ten telefon, że mamy się pakować i na następny dzień zgłosić do szpitala. Na początku nie wiedziałam, o czym w ogóle jest mowa, jak przeczytałam, że mój syn nie dożyje 30 lat, to się załamałam i popłakałam. Potem potoczyło się wszystko w szybkim tempie szpitale, badania, płacz, krzyk , badania genetyczne 2 etapowe i w końcu diagnoza Dystrofia Duchenne'a. Dla nas to był ogromny szok. W naszej rodzinie nie było, żadnych osób z chorobami mięśniowymi. Jak się później okazało po badaniach DNA, nie jestem nosicielką wadliwego genu, pomimo tego urodziłam chorego synka. Tak zadecydował los i powstała nowa mutacja. W chwili obecnej zbieramy nadal na rehabilitację i leczenie naszego syna. Kamilek wymaga stałych rehabilitacji, masaży, dodatkowych zajęć i opieki bardzo wielu specjalistów. Jeździmy po kraju i za granicę po pomoc do lekarzy, którzy mają wiedzę i są w stanie nam pomóc w tej rzadkiej chorobie. Liczymy nadal na Wasze dobre serca. W grupie tak wspaniałych ludzi zawsze jest siła i moc. Co udowodniliśmy już nie raz. Dziękujemy za ogromną pomoc, wasze zaangażowanie i brak obojętności. Pozdrawiamy Kamilek z rodziną. –––––––––––––––––––– LICYTACJE –> KLIK STORNA KAMILA –> KLIK PROFIL FB –> KLIK ––––––––––––––––––––– SPORT.LOVEKRAKOW.PL –> KLIK ––––––––––––––––––––– *Szacunkowa kwota zbiórki

163 364,00 zł ( 30,71% )
Brakuje: 368 550,00 zł
Krzysztof Pokrzywnicki
10 dni do końca
Krzysztof Pokrzywnicki , 47 lat

To już trwa ponad DWA LATA! Proszę pomóż mojemu tacie...

Życie mojego taty zostało zniszczone po tragicznym wypadku motocyklowym. Doznał bardzo poważnych obrażeń, przez które codziennie cierpi do dziś. Proszę Was o pomoc, aby jego codzienność była  mniej bolesna oraz żebyśmy my, jako rodzina mogli zacząć w końcu normalnie żyć.  Proszę, pomóżmy mu wyzdrowieć! Proszę o wsparcie, żebyśmy mogli opłacić leki, rehabilitacje, wizyty u lekarzy łącznie z dojazdami, sprzęty ortopedyczne oraz środki higieniczne i wiele innych. Wszystko zaczęło się 17 maja 2020 roku. Kierowca auta pod wpływem znacznej ilością alkoholu wymusił pierwszeństwo i zderzył się czołowo z tatą, który jechał motocyklem.  Liczne otarcia i rany głowy to nic w porównaniu z tym, co miał nam zgotować los przez następny rok. Tata został przetransportowany do szpitala, gdzie postawiono diagnozę: znaczne rozejście spojenia łonowego (9 cm), rozejście w stawach oraz liczne złamania. Podjęto się operacji zespolenia spojenia łonowego, lecz ta była tragiczna w skutkach, ponieważ blaszka spojeniowa uszkodziła pęcherz. Blaszka została zdjęta, ale trwale uszkodziła pęcherz, przez co tata miał założoną obustronną nefrostomię. Brak blaszki oznacza również ponowne rozejście spojenia łonowego, przez co tata ciągle cierpi. Minął już prawie rok, a tata jest w punkcie wyjścia. Podczas tego czasu 7 razy przebywał w różnych szpitalach. Po wielu próbach, bólu i cierpieniu, przez który przechodził tata, udało się w końcu zlikwidować przetokę, która utrudniała leczenie, usunąć pęcherz oraz wyprowadzić jednostronną stomię, która bardzo ułatwiła funkcjonowanie. Nie obeszło się bez komplikacji, bo rana nie chciała się goić, rozchodziła się. Byliśmy przerażeni. Przed wypadkiem tata dużo czasu spędzał aktywnie z moim 5-letnim bratem Dominikiem. Łączył on swoją miłość do sportu z miłością do swoich dzieci, częste wycieczki rowerowe, wycieczki motocyklowe, spływy kajakowe. To była codzienność. Poświęcał nam tyle czasu, ile tylko mógł, często angażując nas w swoje ulubione aktywności.   Tata kochał pomagać ludziom, przez ponad 20 lat pracował w straży pożarnej, gdzie pomógł wielu osobom i był z tego dumny, lecz życie nie było łatwe. W 2017 tata doznał udaru mózgu, przez co z wielkim smutkiem musiał odejść na emeryturę.  Teraz, po ponad 2. latach ciężkiej niepełnosprawności tata nie jest dawnym sobą. Coraz rzadziej z nami rozmawia, przeżywa wewnętrzny kryzys, którym nie chce się dzielić, całe dnie leży i patrzy przez okno lub śpi. Tata wymaga całodniowej opieki (trzeba podawać mu jedzenie, myć, przebierać, prowadzić do toalety). Troskliwie zajmuje się nim żona, która już z trudem godzi opiekę nad bratem i tatą jednocześnie.  Tata wymaga też stałej rehabilitacji, żeby mógł stanąć o własnych nogach. Potrzebuje opieki urologicznej oraz licznych zabiegów. Muszę też wspomnieć o innych potrzebach, bez których tata nie może się obejść np. worki do stomii, opatrunki, odkażacze. Tata jest pod stałą opieką psychiatry oraz bierze silne leki wyciszające, uspokajające, antydepresanty oraz leki przeciwbólowe. Są takie dni, kiedy tata chce żyć, wsiada na wózek lub z trudem wspiera się o kulach i stara się stawić czoła przeciwnościom losu, lecz są też takie dni, kiedy się poddaje, nic nie je, całe dnie śpi. Coraz częściej widzę, że szala przechyla się w drugą stronę, czuję, że się poddaje, a ma dla kogo żyć! Proszę jeszcze raz o pomoc. Mój tata jest jeszcze młody, ma dopiero 45 lat,5-letnie  dziecko, w którego życiu chciałby uczestniczyć, zobaczyć, jak dorasta, idzie do szkoły, jeździ na wycieczki, wygrywa konkursy… Ja zaczęłam studiować, chciałabym, żeby mógł zobaczyć, jak odbieram dyplom, zakładam własną firmę, żeby widział kim będę za kilka lat. Jestem Emilia i mam 19 lat. Piszę tę prośbę w imieniu całej rodziny. Proszę, pomóżcie nam…

6 786 zł
Małgosia Dzamalowa
Pilne!
10 dni do końca
Małgosia Dzamalowa , 7 lat

Walczymy o życie córki❗️Nie będzie już drugiej szansy na ratunek...

Pilne! Refundacja przepadła... Nasza córeczka przekroczyła wagę graniczną, przez co nie może już przyjąć terapii genowej w Lublinie! Teraz zbieramy na kosztowne leczenie w Dubaju! Błagamy o pomoc... Nasza historia: Nasza córeczka ma SMA – śmiertelną chorobę, która zabija mięśnie. Rzuciliśmy wszystko, by ratować Małgosię. Teraz gdy pojawiła się nadzieja na zatrzymanie choroby, zrobimy wszystko, by ją wykorzystać! Nasze wszystko jednak to za mało, bo potrzebujemy cudu… Dlatego błagamy Was o niego, sprawmy go razem! Mamy krytycznie mało czasu! Małgosia waży już 11 kilogramów. Terapię genową w Polsce i większości krajów świata podaje się dzieciom, które nie przekroczyły 13,5 kg. Jednak im szybciej, tym lepiej! Tego, co odbierze choroba, najczęściej już nie da się odzyskać.... Opuściliśmy nasz kraj i w 2018 roku przeprowadziliśmy się do Polski, by ratować życie naszego dziecka... Teraz mieszkamy w Warszawie, to nasz nowy dom. Podjęliśmy tutaj pracę. Porzuciliśmy stare życie, znajomych, rodzinę - wszystko, by Małgosia miała szansę walczyć z nieuleczalną chorobą. Drugi raz zrobilibyśmy to samo… Bardzo prosimy o pomoc, bo walka z SMA przerasta nasze możliwości finansowe... W tej trudnej sytuacji probujemy radzić sobie, jak tylko możemy. Uczymy się języka polskiego oraz poznajemy tutejszą kulturę, bo wiążemy przyszłość naszą i naszych dzieci z Polską. Tu też prosimy o wsparcie dla córeczki… Nieco ponad pół roku - tyle beztroskiego rodzicielstwa dał nam los. Mieliśmy plany, marzenia, ale wszystko to przestało mieć znaczenie kiedy dowiedzieliśmy się, że nasza córeczka jest chora. SMA - rdzeniowy zanik mięśni. Najgorsza postać, typ 1. Nasz świat runął… W naszym rodzinnym kraju nie dostaliśmy żadnej pomocy, żadnej propozycji leczenia. Tam moglibyśmy tylko czekać, aż Małgosia umrze. Z tą chorobą, bez leczenia, nie dożyłaby nawet drugich urodzin. W poszukiwaniu ratunku przeprowadziliśmy się do Polski. Tutaj chcemy żyć. Poruszamy niebo i ziemię, by życie Margaritki było jak najlepsze. Codziennie drżymy ze strachu o życie i sprawność córeczki, ale wiemy, że nie możemy się poddać, że musimy walczyć! Jesteśmy bardzo wdzięczni, że w Polsce nasze ukochane dziecko otrzymuje refundowany lek, który opóźnia postęp choroby. Rehabilitacja, walka o każdy oddech oraz sprawność - to nasza codzienność. Nie poddajemy się dramatycznej chorobie, bo kochamy naszą Margarittke i chcemy dla niej tego, co najlepsze. To mądra i dobra dziewczynka - SMA wpływa tylko i aż na ciało, ale dziecko umysłowo rozwija się znakomicie. Małgosia się nie poddaje. Chciałaby być jak zdrowe dzieci. Móc robić to samo… Prosimy, pomóżcie nam podarować jej terapię, która może zatrzymać chorobę i dać naszej córeczce nadzieję na szczęśliwą przyszłość! Mama Małgosi ➡️ Strona na FB: Małgosia kontra SMA ➡️ Licytacje dla Małgosi ➡️ Tik-Tok Małgosi ➡️ Instagram Małgosi Informacja z dnia 23.08.2022 r.: Zgodnie z decyzją Ministerstwa Zdrowia od 1 września 2022 terapia genowa będzie w Polsce refundowana, jednak TYLKO dla dzieci poniżej 6. miesiąca życia, nieleczonych wcześniej w kierunku SMA. Wedle tych kryteriów Małgosia niestety nie kwalifikuje się do refundacji, dlatego pomoc jest dalej potrzebna. Informacja z 13.05.2022 r.: Zgodnie z decyzją o zniesieniu stanu epidemii na terenie kraju, od 16 maja br. znikają "covidowe" uproszczenia i ulgi zawarte w Rozporządzeniu z 2020 roku. Ma to wpływ także na cenę terapii genowej, która została podniesiona o kwotę 8% VAT. W związku z tym konieczne było zwiększenie kwoty zbiórki o wartość podatku. Informacja z 19.07.2022 r.: Zgodnie z rozporządzeniem z 13 lipca 2022 r. cena leku dla zbiórek rozpoczętych w trakcie stanu epidemii, tj. do 16 maja 2022 roku została obniżona o kwotę VAT (z 8% na 0%). W związku z tym mogliśmy obniżyć kwotę zbiórki o wartość podatku.

2 176 738,00 zł ( 22,59% )
Brakuje: 7 456 012,00 zł
Karolina Tomaszewska
10 dni do końca
Karolina Tomaszewska , 50 lat

Uciekający czas zabiera szasnę na sprawność! Pomocy!

Los uświadomił mi, że wszystko może zmienić się z dnia na dzień, a życie jest bardzo kruche… Jednego dnia moja żona była pełna sił, następnego – obudziła się na szpitalnej sali, nie pamiętając, co dokładnie się wydarzyło… Wszystko za sprawą bezlitosnego udaru, który zmienił całkowicie bieg naszego życia. Wszystkie plany, marzenia zeszły na dalszy plan. Teraz najważniejsza jest walka o jej zdrowie. Od tego zależy, jak będzie wyglądała przyszłość mojej żony i całej naszej rodziny.  Jeszcze niedawno Karolina żyła na pełnych obrotach. Spełniała się jako wspaniała żona i cudowna mama. Zawsze poświęcała się innym. Nie bez powodu wybrała swój życiowy zawód – była pielęgniarką. Wykonywała pracę z ogromną pasją i zaangażowaniem. Codziennie pomagała wielu ludziom zachować  zdrowie, a niekiedy nawet życie! Niestety nagle, bez żadnego ostrzeżenia spadła na nas tragedia, która zmieniła wszystko... Moja żona w grudniu zeszłego roku doznała bardzo rozległego udaru – krwotoku podpajęczynówkowego z pękniętego tętniaka. Udar krwotoczny to fala, która pojawia się nagle i sieje zniszczenie w mózgu. Żaden lekarz nie jest w stanie ocenić tego, jak wielkie będą uszkodzenia... Karolina miała wiele szczęścia – przeżyła. Jednak udar był na tyle poważny, że zabrał jej kontrolę nad prawą połową ciała, mowę, umiejętność czytania i pisania... Przez długi czas nie docierało do nas to, co się wydarzyło. Cała nasza rodzina była przerażona i zdruzgotana.  Karolina w jednej chwili stała się osobą niepełnosprawną, zależną od innych. Straciła sprawność i do dziś nie jest w stanie wyrazić swoich myśli i potrzeb.... Udar zabrał jej możliwość komunikowania się z otoczeniem. Została zamknięta w więzieniu swojego ciała...  Od udaru minęło już kilka miesięcy. Każdy dzień to ciężka walka, jednak moja żona się nie poddaje. Z godną podziwu determinacją walczy o dawne życie.  Karolina przeszła już wiele zabiegów oraz intensywnych rehabilitacji. Dzięki temu stawia już pierwsze kroki! Niestety prawa ręka wciąż jest niewładna. Dodatkowo nauka mowy, czytania i pisania postępuje bardzo mozolnie ze względu na liczne deficyty wywołane uszkodzeniami mózgu.  Żeby pojawiły się kolejne efekty, konieczna jest intensywniejsza, wielostronna rehabilitacja. Koszty są ogromne, a czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Im szybciej rozpoczniemy specjalistyczną rehabilitację, tym większa szansa na sprawność! Konieczna jest zarówno fizjoterapia, jak i terapia logopedyczna, terapia wspierająca regenerację mózgu oraz terapia zwalczająca przykurcze mięśni...  Koszty rehabilitacji przerastają całą naszą rodzinę. Nie pozostaje nam nic innego, jak błagać ludzi dobrego serca o pomoc i wsparcie. Karolina całe dotychczasowe życie poświęciła pomaganiu innym, szczególnie starszym i chorym. Wierzę, że dobro, które każdego dnia rozdawała innym, szybko do niej wróci.  Jarosław - mąż

74 979 zł
Dorota Kola
10 dni do końca
Dorota Kola , 57 lat

Choroba nie pozwala mi zapanować nad własnym ciałem! Błagam, pomóż...

Mimowolne i straszliwie bolesne skurcze męczą mnie każdego dnia. Moje ciało wygina się i skręca wbrew mojej woli. Z dnia na dzień stałam się osobą niepełnosprawną i więźniem własnego ciała. To, co kiedyś było dla mnie prostą czynnością, dziś jest wyzwaniem nie do pokonania. Moje życie zamieniło się w piekło bólu. Nie chcę tak żyć... Wszystko zaczęło się 10 lat temu. Najpierw pojawił się dziwny ból karku i zmęczenie, które każdego dnia się nasilało… Za chwilę, zaczęły towarzyszyć mi mimowolne skurcze, które wykręcały moją głową do tyłu i podnosiły ramiona… Nie wiedziałam, co dzieje się z moim ciałem. Byłam przerażona i zdezorientowana.  Desperacko zaczęłam szukać pomocy. Szybko trafiłam na specjalistów, od których otrzymałam tragiczny wyrok – dystonia szyjna... Nie jestem w stanie opisać smutku i bezsilności, która pojawiła się u mnie wraz z informacją o chorobie. Z każdym dniem dowiadywałam się więcej, a mój poziom lęku drastycznie wzrastał. Tak bardzo bałam się utraty sprawności…   Dystonia szyjna to zaburzenie neurologiczne, charakteryzujące się skurczami mięśni, które prowadzą do przymusowego ułożenie głowy w skręconej pozycji.  Z tygodnia na tydzień było gorzej. Pojawiało się więcej gwałtownych, mimowolnych ruchów, sztywnienia całego ciała i paraliżującego bólu. Moja głowa się trzęsła. Choroba się pogłębiała, a ja traciłem kontrolę nad swoim ciałem. Przestałem normalnie funkcjonować. Byłam załamana... Mimo wielu badań naukowych wciąż nie jest znana metoda, która pozwoliłaby na całkowite wyleczenie dystonii. Istnieją jednak skuteczne sposoby łagodzenia objawów. Jedną z najlepszych metod jest głęboka stymulacja mózgu, którą wykonuje się poprzez wszczepienia specjalistycznych neurostymulatorów. Po wielu latach, w końcu udało mi się zakwalifikować na operację. Jednak zanim do niej doszło, byłam już w tragicznym stanie. Przestałam się poruszać. Miałam ogromne bóle, które zdejmowały mi sen z powiek. Były momenty, że czułam, jakby mięśnie odrywały się od kości. Miałam problemy z wykonywaniem codziennych czynności – nie byłam w stanie przejść samodzielnie do toalety, nie mogłam przygotować sobie jedzenia, podpisać się czy zawiązać butów. Choroba zaburzała mi również mowę. Czułam, że bezpowrotnie tracę panowanie nad własnym ciałem i życiem... W 2017 roku odbył się długo wyczekiwany zabieg wszczepienia stymulatora. Szybko pojawiły się pierwsze efekty. Zabieg ograniczył mój ból i niepełnosprawność. Czułam się lepiej. Powoli zaczęłam wracać do normalnego życia, a na mojej twarzy znów zagościł uśmiech. Mogłam chodzić i wykonywać codzienne czynności. Byłam naprawdę szczęśliwa... Niestety radość nie trwała zbyt długo... Po 3 latach od operacji wszczepiony stymulator zaczął się po prostu zużywać. Co dwa miesiące muszę pokonywać kilkaset kilometrów w celu naładowania popsutej baterii. Sprzęt się osłabił, a ja razem z nim... Pojawiły się dawne dolegliwości. Skurcze mięśni znów przybrały na sile. Obecnie nie jestem w stanie poruszać się bez kul. Przed moimi oczami, znów stanęło widmo straszliwej niepełnosprawności... Boję się, że przyjdzie dzień, w którym bateria całkowicie się zatrzyma, a ja już do końca życia stanę się więźniem własnego ciała i czterech ścian. Potrzebuję nowego stymulatora, który pozwoli mi normalnie funkcjonować, niestety jego cena mnie przerasta. Choroba spowodowała, że nie jestem w stanie pracować. Z ledwością starcza mi na wydatki życia codziennego... Tak bardzo chciałabym móc być szczęśliwa, wierzyć w lepsze jutro, codziennie budzić się z nadzieją w to, że jeszcze będzie dobrze… Błagam Was o pomoc! Dorota 

5 909,00 zł ( 8,54% )
Brakuje: 63 240,00 zł
Kajtek Sosiński
10 dni do końca
Kajtek Sosiński , 10 lat

Jego choroba jest zagadką dla medycyny. Kajtuś potrzebuje wsparcia dobrych ludzi!

To wszystko miało być bajką: ciąża, poród, nasze wspólne życie, długie i szczęśliwe… Jako mama Kajtusia zaprojektowałam okładkę tej bajki, resztę synek miał napisać sam. Niestety, bez Waszej pomocy historia mojego synka będzie bardzo przykra, tragiczna wręcz... Dlatego proszę, poznaj naszą historię i zmień jej rozdziały na same pełne radości i zdrowia… Kajtuś to moje czwarte dziecko, ma jeszcze brata i dwie starsze siostry. Zawsze marzyłam o dużej rodzinie, o tym, że moje dzieci będą miały siebie i wspólne dzieciństwo. Czy choroba Kajtka może to zmienić? Tak naprawdę głęboko wierzę, że nie, ale jej przebiegu nie umie przewidzieć nikt. Dla lekarzy jest niczym zagadka, która ciągle czeka na rozwiązanie… Polimikrogyria jest tak rzadką chorobą, że dla medycyny pozostaje tajemnicą. Nikt nam nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, jak będzie rozwijać się Kajtek.  Polimikrogyria – kiedy pierwszy raz usłyszałam te słowa, kompletnie nie wiedziałam, co to może znaczyć, czego dotyczy ta choroba, jak się będzie objawiać, jak przebiegać. Miałam ogromny żal do losu, do Boga, że Kajtuś jest chory. Wiele łez, pytań, czasem złości. Ale Bóg wiedział, komu dać takie dziecko jak Kajtek, kto będzie je kochać tak mocno i tak bardzo walczyć o jego zdrowie. Choroba Kajtusia sprawia, że ma pofałdowaną korą mózgową - te "falbanki" w mózgu niszczą niektóre obszary. Nigdy nie wiesz, jaka część zostanie zniszczona, jakie umiejętności, które dopiero zostały nabyte, znikną. Kajtuś ma upośledzone funkcje poznawcze, motoryczne, ma padaczkę, drgawki i niedorozwój umysłowy, problemy z mową, czuciem. To bardzo dużo jak na dorosłego, a co dopiero takie malutkie dziecko.  Kajtek urodził się też ze stopą końsko-szpotawą. Każdy jego ruch wymagał pomocy z mojej strony. Serce mi pękało, kiedy Kajtek w przedszkolu nie mógł się bawić z innymi dziećmi. Synek jest po kilku operacjach, musi być cały czas rehabilitowany. Kajtek bardzo dzielnie znosi trudy nauki chodzenia. Bardzo dużo uczy się od taty, który od 30 lat porusza się na wózku inwalidzkim. Kiedy Kajo jest już zmęczony, przesiada się na wózek. A wtedy tata jest dla niego prawdziwym wsparciem i wzorem. W Polsce dzieci chorujące na polimikrogyrię można policzyć na palcach. Każde inaczej się rozwija, każde ma zmienioną korę mózgową w inny sposób... Przez to jednak` nikt nie wie, jak choroba będzie postępować. Bardzo chcę, żeby Kajtek mógł być sprawny.  Do tego jednak niezbędna jest terapia i rehabilitacja... Chcę, żeby synek był jak najbardziej samodzielny, żeby mógł porozumieć się z otoczeniem, bo niestety ciągle nie mówi. Wierzę, że to możliwe. Widzę, jak ogromne postępy robi przy pomocy odpowiednich specjalistów. Trudno jednak płacić za leczenie i rehabilitację ogromne sumy, gdy ma się czwórkę dzieci... Potrzebna jest nam pomoc, aby Kajtuś mógł się rozwijać. Kajtuś od roku chodzi do specjalistycznego przedszkola, które zapewnia mu rehabilitację i wsparcie w realizacji jego edukacji. Synek jest miłym, radosnym, uśmiechniętym dzieckiem. Dzięki Waszej pomocy rozpoczęliśmy kilka form rehabilitacji. Zakupiliśmy „mówika” oraz tablet do nauki alternatywnej komunikacji, uczestniczyliśmy w kilku turnusach rehabilitacji ruchowej, mieliśmy również konsultacje w Europejskim Instytucie Paleya u doktora Feldmana. Dzięki tym wszystkim zabiegom i aktywnościom Kajtuś poprawił swoją sprawność fizyczną oraz usprawnił swoje możliwości intelektualne i komunikacyjne. Nasza walka o sprawność Kajtka nie kończy się, w dalszym ciągu potrzebujemy pomocy i wsparcia.  Musimy wykonać nowe ortezy wraz z butami, przeprowadzić ponowne badania rezonansu magnetycznego i od września rozpocząć intensywną rehabilitację w Instytucie Paleya.  Tyle radości bije od mojego synka, tyle miłości dajemy mu wszyscy, by każdy dzień był odrobinę lepszy od poprzedniego. Tyle strachu każdego dnia chowam w sobie, by nie pokazać mu, jak bardzo się boję. Ile znienawidzonego lęku mam gdzieś tam głęboko za każdym razem, kiedy widzę kolejny atak padaczki… Wiem jednak, że Kajtek jest wyjątkowy. Jedyny na świecie. Dziękuję Bogu, że pojawił się u nas w rodzinie. Każdy dzień jest dla nas wyzwaniem. Nie mogę niczego przewidzieć ani zaplanować. To Kajtek wyznacza rytm życia naszej całej rodziny. Chciałabym któregoś dnia wybrać się ze wszystkimi na spacer. I patrzeć, jak Kajtuś beztrosko biega po trawie. Zrobię wszystko, żeby tak było. Twoje wsparcie będzie dla Kajtka bezcenne. Bo zdrowia nie da się wycenić. Anna, mama Kajtka

7 010,00 zł ( 41,86% )
Brakuje: 9 735,00 zł
Oluś Mikołajczyk
10 dni do końca
Oluś Mikołajczyk , 3 latka

❗️Jeśli zatrzyma się jego serduszko, zatrzyma się nasz cały świat! Ratujemy Olusia!

Oluś jest w niebezpieczeństwie! Bez przeszczepu serca nasz mały synek może nie przeżyć... Lekarze mówili, że Oluś urodzi się zdrowy. W najgorszych snach nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że coś pójdzie nie tak. Cała ciąża przebiegała książkowo, nic nie wskazywało na to, że nasze dziecko chwilę po narodzinach zacznie toczyć największą walkę – o życie! Teraz, trzymając jego zdjęcie w dłoni, proszę o pomoc w tej nierównej walce…  Po porodzie, który trwał prawie 19 godzin i zakończył się cięciem cesarskim, synek otrzymał 10 punktów, a my byliśmy najszczęśliwsi! Trzymaliśmy jego małe rączki, głaskaliśmy główkę, czuliśmy ogromną radość, która mogłaby trwać wiecznie. Niestety była nam dana tylko jedna doba, by ją zapamiętać...  Martwił mnie jego ciężki oddech, jednak nikt inny nie zauważył niczego niepokojącego. Dopiero lekarz, który badał go dzień po narodzinach, od razu wiedział, że nad Olkiem czyha niebezpieczeństwo. Jego kolor skóry mówił wszystko. Usłyszeliśmy, że podejrzewają u Olusia ciężką wadę serduszka. Lekarze zdecydowali o szybkim przetransportowaniu go do innego szpitala, gdzie spędził kilka godzin, a później do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. To wszystko działo się tak szybko, a nasz świat z minuty na minutę walił się bardziej.  Po wszystkich badaniach okazało się, że synek ma zespół hipoplazji lewego serduszka  – HLHS, która jest ciężką i zarazem rzadką wadą. Już w 7 dobie życia odbyła się pierwsza operacja ratująca życie naszego Olusia, a to był dopiero początek… W czasie operacji doszło do komplikacji. Synek stracił parametry życiowe. Niekończące się chwile grozy. Na szczęście udało się przywrócić oddech i Olek jest cały czas z nami.  Najcięższa jest rozłąka. Dzieli nas ponad 300 km, które pokonujemy kiedy tylko możemy. Dopiero niedawno – po 2 miesiącach pierwszy raz można było wziąć go w swoje ramiona, poczuć zapach, miękką skórę, spojrzeć głęboko w oczy, mówiąc, jak bardzo go kochamy i jak bardzo się o niego boimy…  Modliliśmy się i modlimy się nadal, aby tylko wszystko się udało. Oluś to nasz bohater. Walczy każdego dnia. W tym momencie jego stan jest stabilny, jednak cały czas przebywa na oddziale intensywnej terapii kardiochirurgii, podłączony do respiratora. Trwają diagnozy, specjaliści podejrzewają, że z płucami Olka też może być coś nie tak.  Ciężko pogodzić się z myślą, że jego serduszko nie ma siły bić. Przed nami jeszcze wiele wyjazdów, chcemy spędzić jak najwięcej czasu przy naszym synku, dlatego potrzebujemy w tym waszej pomocy. Aleksander walczy, my walczymy razem z Nim!  Marta i Mateusz , rodzice 

166 612 zł
Sebastian Kowol
10 dni do końca
Sebastian Kowol , 48 lat

Kuchnia marzeń dostosowana do potrzeb osoby niepełnosprawnej!

Kochani, bardzo dziękuję Wam za pomoc. Dzięki Waszym wielkim sercom udao się zrealizować zakup przystawki d wózka. Dzięki Wam uwierzyłem w to, że nie muszę wcale rezygnować z marzeń. W tym roku nowy plan i realizacja. Przeczytajcie nowy wpis na zbiórce. Proszę Was o zrealizowanie projektu, który jest dla mnie wielkim marzeniem. Mam nadzieję, że się uda! Serce domu. Kuchnia. Jak wiele wspomnień z dzieciństwa w niej posiadasz? Ja ogrom. Mi najbardziej kojarzy się z moją kochaną babcią. Jak byłem mały, przesiadywaliśmy właśnie w kuchni i rozmawialiśmy godzinami... Kuchnia jest sercem domu, ta w moim rodzinnym domu nie jest wielka, ma raptem 7m, ale bardzo bym chciał, żebym mógł być w niej bardziej samodzielny.  Witam kochani to znowu ja, czyli Sebastian już raz mi pomogliście w zbiórce z przystawkę elektryczną do mojego wózka. Z Wami się udało! Chciałem przedstawić Ci teraz moja nową inicjatywę. Zależy mi, aby wnieść promyk słońca w tak trudnym dla mnie czasie. Potrzebuje Twojej pomocy w odnowieniu kuchni dostosowanej do osoby niepełnosprawnej. Chce, żeby ta kuchnia była dla mnie bardziej funkcjonalna niż dotychczas. Lubię gotować. Jak byłem sprawniejszy, to zawsze już był obiad na stole, gdy moja mama przyszła z pracy. Mam marzenie, aby to pomieszczenie było praktyczną przestrzenią roboczą, ale także, aby było urządzone z pomysłem, kreatywnie i zachęcało do przebywania w nim. Ten pomysł nosiłam w głowie bardzo długo, impuls zadecydował by działać. Mam nadzieję, że i tym razem pomożecie mi zrealizować plan i wilkie marzenie o tym, by być samodzielnym... Sebastian

7 212,00 zł ( 28,24% )
Brakuje: 18 320,00 zł
Mateusz Myślewski
10 dni do końca
Mateusz Myślewski , 17 lat

Serce matki, które od lat pęka ze strachu... Mateusz potrzebuje Twojej pomocy!

Patrzę na niego i nie mogę uwierzyć w to, ile razem przeszliśmy. Godziny na sali rehabilitacyjnej, litry łez, setki uśmiechów, które przyćmił grymas bólu... Mojemu dziecku nie było dane beztroskie dzieciństwo. Mimo wszystko nigdy nie zamierzaliśmy się poddać! Kocham go z całego serca, zrobiłabym dla niego wszystko, dałabym mu gwiazdkę z nieba, ale tego najważniejszego dać mu nie mogę... Nie mogę dać mu zdrowia. Poród - dzień, na który tak długo czekałam, o którym myślałam z matczyną czułością, okazał się koszmarem. Najpierw pojawił się ból i krwawienie, a za chwilę sala porodowa i cesarskie cięcie...  Mateusz urodził się w 28 tygodniu ciąży! To nie miało być tak! Byłam przerażona i tak bardzo bezsilna… Mój synek już w pierwszych chwilach zaczął walkę o swoje życie... Urodził się jako skrajny wcześniak w ciężkiej zamartwicy. Ważył nieco ponad kilogram i nie był w stanie samodzielnie oddychać. Wszystkie inne młode mamy, koleżanki z sali porodowej były szczęśliwe, a ja nie byłam w stanie się nawet uśmiechnąć. Przerażenie paraliżowało całe moje ciało. One nie miały się czego obawiać – ich maleństwa były zdrowe, otrzymały 10/10 punktów w skali Apgar. Mój synek otrzymał zaledwie 1 punkt... Tak niewiele brakowało, bym go straciła, zanim zdążyłabym poznać… Po porodzie Mateusz został skierowany na oddział chirurgii dziecięcej z powodu wodogłowia trójkomorowego. Chwilę później przeszedł zabieg wszczepienia  specjalnej zastawki, a następnie operację obu oczu. Wyroków przybywało – oprócz wodogłowia i wcześniactwa, lekarze zdiagnozowali mózgowe porażenie dziecięce, retinopatię oraz obustronne przepukliny pachwinowe...  Mateusz był tak malutki, a już tak bardzo doświadczony przez życie... Od pierwszych dni zmagał się z bólem, był poddawany licznym operacjom, zabiegom i intensywnemu leczeniu. Obecnie ma niedowład prawej strony ciała, spowodowany mózgowym porażeniem dziecięcym oraz deformację końsko-koślawą stóp. Cierpi na astmę oskrzelową, która znacznie obniża jakość jego życia.   Mateusz nie mówi, nie porusza się. Wymaga całodobowej opieki, a także codziennej intensywnej i kosztownej rehabilitacji, która jest dla niego ostatnią deską ratunku. Rehabilitacja pomaga mu nie tylko walczyć o sprawność, ale także rozwijać umiejętności poznawcze, społeczne, komunikacyjne. Niestety jej koszty są ogromne. Przeszliśmy już tak wiele, jednak przed nami jeszcze długa droga... Przez lata o Mateusza walczyłam sama. Dziś jednak wiem, że bez pomocy nie wygram tej walki.  Moja codzienność od zawsze wiąże się z Mateuszem. Urodził się nieuleczalnie chory i ja, mama, muszę zrobić wszystko, by jego życie było jak najpiękniejsze. Nie mogę zostawić go samego, bo beze mnie sobie nie poradzi. W jego codzienności towarzyszy mu wiele bólu. Leczenie syna prowadzone jest głównie w oparciu o rehabilitację. Niestety koszty są ogromne... Proszę Cię o pomoc, by móc walczyć o lepsze życie dla mojego syna.  Anna – Mama 

5 496,00 zł ( 33,82% )
Brakuje: 10 751,00 zł