Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jaś Pietrzyk
10 dni do końca
Jaś Pietrzyk , 6 lat

Pomóż Jasiowi usłyszeć świat – potrzebna PILNA operacja❗️

Mój synek urodził się bez uszek i z zarośniętymi przewodami słuchowymi. To bardzo rzadko występująca wada wrodzona. Wada, której nikt się nie spodziewał i na którą nikt nie miał wpływu. Ciąża przebiegała bez żadnych, nawet najmniejszych komplikacji. Lekarze informowali, że jej przebieg jest wręcz wzorowy, a regularnie wykonywane badania USG nie wykazywały nawet najmniejszych nieprawidłowości.  Dopiero kiedy ta słodka, mała istota przyszła na świat okazało się, że wcale nie jest tak całkowicie zdrowa, jak zapewniali lekarze i jak myśleliśmy przez całą ciążę. Był to dla wszystkich ogromny szok, że zamiast uszek, Jasiek ma tylko niewielkie fałdki skóry, a przewody słuchowe są zupełnie zarośnięte. Pierwsza myśl i niedające spokoju pytanie to czy Jasio w ogóle słyszy. Czy możliwe, żeby cokolwiek słyszał bez wykształconych uszek? Nikt nie mógł udzielić odpowiedzi na to pytanie. Słyszeliśmy tylko, że mimo to, że sytuacja wygląda bardzo poważnie, to jest szansa, że może nie jest tak źle, że jest nadzieja, że może coś słyszy.  Na to pytanie nie znaliśmy odpowiedzi przez kolejne długie dni, a nawet miesiące. Na badania zostaliśmy umówieni dopiero po dwóch miesiącach od porodu. Po odebraniu wyników, na chwilę odetchnęliśmy z niewielką ulgą, bo okazało się, że ucho środkowe jest dobrze rozwinięte i Jasiek ma znaczny niedosłuch, ale zupełna głuchota nie została zdiagnozowana.  Doraźnym ratunkiem jest specjalna opaska przewodząca dźwięk przez kości, która pozwala Jasiowi słyszeć prawie tak jak zdrowe dzieci. Prawie... Niestety nie daje ona pewności, że nauka mowy i rozwój Jasia będą przebiegać poprawnie. Aparat w opasce nie jest też pozbawiony niedogodności użytkowania, musi być przyłożony w odpowiednim miejscu, a łatwo się przemieszcza, niestety często piszczy. Nie jest to kwestia modelu, nie można kupić lepszego, on po prostu tak działa. I mimo to, że opaska z aparatem obecnie daje szansę Jasiowi prawie normalnie słyszeć  otaczający go świat, to jest rozwiązaniem tylko tymczasowym.  Jasio jest wesołym i pogodnym chłopcem, który jeszcze nie ma świadomości, jak bardzo różni się od innych dzieci. Jak każdy zasługuję na dobre dzieciństwo. Od razu zrodziły się pytania, co możemy zrobić, żeby nie skazywać naszego synka na otaczającą ciszę, problemy w porozumiewaniu się z innymi, docinki i złośliwości innych dzieci oraz problemy w dorosłym życiu. Jedyną szansą okazała się operacja w Palo Alto (USA), gdzie znajduje się jedyna na świecie klinika, wykonująca operacyjne otwarcie kanału słuchowego i rekonstrukcję uszek już w wieku trzech lat. Obudziła się w nas iskierka nadziei, że nasz ukochany Jaś  ma szansę poznawać świat w pełni sprawny, słysząc, mówiąc i nie pamiętając czasów, kiedy nie miał uszek i słyszenie uzależnione było od kapryśnego sprzętu. Nie chcemy skazywać naszego synka na ciszę. Jaś jak każdy zasługuje na szczęśliwe dzieciństwo. Jedyną, ale ogromną przeszkodą na drodze do podarowania Jasiowi normalnego życia jest koszt operacji, który wynosi 170 tysięcy dolarów! Jest to dla nas abstrakcyjna kwota, ale całym sercem wierzymy, że dzięki Państwa pomocy, uda nam się zebrać potrzebną sumę i ofiarować Jaśkowi normalne życie. Joanna - mama

650 109,00 zł ( 63,36% )
Brakuje: 375 891,00 zł
Robert Pawlaczyk
10 dni do końca
Robert Pawlaczyk , 53 lata

W majową noc udar niemal odebrał życie mojego męża... Pomóż nam walczyć!

Śmierć przyszła po niego w nocy, gdy spokojnie spał. Na szczęście byłam obok, nie oddałam jej męża! Nie odpuszczała jednak przez kolejne dni. Gdy odeszła, zostawiła po sobie ślad… Robert, mój mąż, sam chciałby opowiedzieć o tragedii, która go spotkała. Chciałby, ale nie może… Przez udar mózgu dzisiaj nie mówi, ma niedowład połowy ciała. Wierzy jednak, że to nie koniec życia, że ma wiele przed sobą! Bardzo proszę o pomoc, bo ja też w to wierzę… Gdy kładziesz się spać, czujesz się bezpiecznie w swoim łóżku, znajomych czterech ścianach… Komu przyjdzie do głowy, że właśnie tam przyjdzie najgorsze, i to w wieku 46 lat?! Obudził mnie dziwny hałas, pod skórą czułam, że coś jest nie tak. Spojrzałam na męża, nie wyglądał, jakby spokojnie spał… Zaczęłam go budzić, z każdą sekundą czując coraz bardziej paraliżujący strach. Ale Robert się nie budził… Potem wszystko działo się jak w filmie: karetka, szpital, płacz i słowa lekarza, które mnie załamały. Nie wiadomo, czy mój mąż przeżyje, miał udar niedokrwienny. Liczą się godziny. To była ciepła majowa noc, wtedy nasze życie legło w gruzach... W przypadku udaru kluczowe jest błyskawiczne działanie i jak najszybsze podanie leku rozrzedzającego krew, by usunąć skrzep, który zablokował tętnice. Akcja była szybka, Robert na czas trafił do szpitala, ale kolejne trzy dni walczył o życie. Nieprzytomny, bez kontaktu, nieustannie na granicy… Mogliśmy tylko czekać i modlić się, by z nami został. Ta bezradność była najgorsza. W międzyczasie okazało się, że Robert ma wadę serca. To właśnie migotanie przedsionków było przyczyną udaru! Lekarze pilnie przeprowadzili operację wszczepienia stymulatora, by zabezpieczyć męża przed kolejnymi udarami. Powoli odzyskiwaliśmy wiarę, że jeszcze będzie lepiej! W końcu Robert się wybudził, ale nie był już tym samym człowiekiem, co przed wypadkiem... Nie mógł się ruszać, nie mógł mówić. W takim stanie trafił na trzy miesiące na oddział rehabilitacyjny, a my z całą rodziną postanowiliśmy, że zrobimy co w naszej mocy, by wyzdrowiał! To wszystko działo się w maju 2017 roku, wkrótce minie dwa lata. Dwa lata ciężkiej pracy, wyrzeczeń, ale też łez radości z każdego kolejnego postępu! Mąż ma afazję, mówi niezrozumiale, z wielką trudnością. Chociaż chodzi, to z pomocą kuli i tylko na krótkich odcinkach. To wszystko jest możliwe dzięki żmudnej rehabilitacji. Byliśmy już na specjalistycznych turnusach, Robert nieustannie ćwiczy też z neurologopedą. Bardzo pomocne są seanse w komorze hiperbarycznej, Tlenoterapia pomaga odbudować komórki w mózgu, które zniszczył udar. Niestety, to kosztuje mnóstwo pieniędzy, a to, co oferuje NFZ, jest tylko kroplą w morzu potrzeb… Dzisiaj mój mąż ma 48 lat, dopiero 48… Ciężko mu, że nie może wrócić do pracy, porozmawiać ze mną czy z synem, jest zupełnie ode mnie zależny, a to on zawsze chciał być podporą rodziny. Zawsze jest jednak szansa, ludzie z tego wychodzą! Już dzisiaj widzimy ogromny postęp, dlatego musimy walczyć dalej. Nie dajemy już jednak rady finansowo, dlatego bardzo prosimy o pomoc. Robert mocno wierzy, że wkrótce będzie mógł Wam sam podziękować — to będzie największy sukces! Joanna, żona Roberta

56 732,00 zł ( 52,66% )
Brakuje: 50 981,00 zł
Jan Hernik
Pilne!
11 dni do końca
Jan Hernik , 43 lata

Janek walczy o życie❗️Nie możemy stracić ukochanego męża i taty... Ratunku!

Janek walczy o życie - a my walczymy o Janka, walczymy z czasem, walczymy o kolejne chwile razem.  Glejak IV stopnia - złośliwy nowotwór mózgu to zabójczy przeciwnik, ale Janek się nie poddaje - walczy, bo ma dla kogo żyć! Ja - Ania, żona Janka i troje naszych dzieci - Nina, Lila i Iwo - zrobimy wszystko, by ratować życie naszego ukochanego męża i tatusia... Jeśli jest nadzieja, poruszymy niebo i ziemię, żeby Janek mógł z tego leczenia skorzystać. Prosimy o pomoc! 5 czerwca Janek przeszedł kolejną operację mózgu w prywatnej klinice... To już trzecia operacja, kolejna wznowa, trzecia walka o życie. Operujący Janka doktor Libionka uznał, że za 2-3 miesiące konieczna będzie kolejna operacja. Otwieramy kolejną zbiórkę, bo szukamy ratunku - kontaktujemy się z klinikami w Niemczech, staramy o dostanie do programu badań klinicznych w Szwajcarii... Jest nadzieja. Nadzieja na to, by złośliwy nowotwór mózgu na zawsze nie rozbił naszej rodziny, nie zabrał mi Janka, a naszym dzieciom ukochanego taty...  Być może znasz  już naszą historię... Jeśli nie - 17 miesięcy temu nasze życie rozpadło się niczym domek z kart. Diagnoza spadła na nas jak grom z jasnego nieba. To był zwykły dzień, 28 stycznia. Janek był w pracy, ja smażyłam z dziećmi naleśniki i snułam plany na zbliżające się ferie. Telefon z nieznanego numeru, w sekundę zburzył naszą beztroskę. Mężczyzna, który przedstawił się jako ratownik medyczny, zapytał, kim jest dla mnie Jan Hernik. W jednej sekundzie mnie zmroziło... Okazało się, że mój mąż stracił przytomność za kierownicą podczas jazdy samochodem... Dostał ataku padaczkowego i zjechał z drogi. Z samochodu wyciągnęli go inni kierowcy, wezwali pogotowie, które przetransportowało Janka do szpitala. Rozmawiałam z Jankiem przez telefon - mówił nieskładnie, nielogicznie, pytał, gdzie jestem. Wiedziałam, że stało się coś złego... Tomograf komputerowy pokazał zmianę w mózgu, której lekarze nie byli w stanie jednoznacznie zinterpretować. Po rezonansie i spektrografii lekarze nie pozostawili nam złudzeń. Glejak, rozlany, nie w pełni operacyjny, złośliwy,  IV stopień. Bardzo agresywny nowotwór mózgu, jeden z najgorszych, na jakie można zachorować. 90 procent pacjentów nie przeżywa nawet pięciu lat od diagnozy. W jednej sekundzie zaczęła się dramatyczna walka o życie... Choruje nie tylko Janek, choruje cała nasza rodzina. Mamy troje dzieci - Ninę, Lilę i Iwo. Bardzo kochają swojego tatę. Najtrudniej było wytłumaczyć dzieciom, że to nowotwór, na którego nie ma lekarstwa, że to choroba śmiertelna... Kiedy wpisałam do wyszukiwarki "glejak" i przeczytałam o rokowaniach, że Jankowi może zostać kilkanaście miesięcy życia, rozpadłam się na kawałki... Przez wiele tygodni płakałam kilka razy dziennie. Od diagnozy zaczęła się walka. Walczymy każdego dnia o to, by Janek został z nami... Niestety glejak to nowotwór, który odrasta i to w bardzo agresywny sposób... Mimo leczenia atakuje po raz kolejny. Jak tłumaczył to lekarz, to taki rodzaj nowotworu, który, jak wyjaśnił nam obrazowo lekarz, wygląda tak, jakby ktoś na mózg wylał sos do spaghetti. Atakuje struktury mózgu i jest mocno usieciowiony, nie da się go po prostu usunąć. Można wyciąć jakąś część, ale gdzie indziej może pojawić się znowu. Po ostatniej radioterapii u Janka pojawił się obrzęk mózgu oraz wodogłowie, a co za tym idzie problemy neurologiczne, potworny ból, wymioty... Konieczna była kolejna, trzecia już operacja mózgu. Dziękujemy Ci za dotychczasowe wsparcie - to dzięki niemu  Janek przeszedł trzy operacje w prywatnej klinice, gdzie dostał jeszcze szansę na życie. Musieliśmy za nie zapłacić, niestety w publicznej służbie zdrowia nie ma już możliwości pomocy neurochirurgicznej... Po ostatniej rozmowie z profesorem Libionką wstąpiła w nas nadzieja. Są badania kliniczne w Szwajcarii, leki sprowadzane z Niemiec, terapie Car-T Cell... Zrobimy wszystko i pójdziemy wszędzie, gdziekolwiek jest tylko cień szansy, cień nadziei na życie. Niestety, samo rozpoczęcie leczenia zagranicą to koszt kilkudziesięciu tysięcy euro... Janek był głównym żywicielem naszej 5-osobowej rodziny. Niestety powikłania po chorobie i leczeniu uniemożliwiają mu pracę... Stracił wzrok w prawym oku, ma lekką afazję, problemy z pamięcią krótkotrwałą. Potrzebujemy pomocy. Dzieci nadal nie dowierzają. Ja też nie. Nie wyobrażam sobie codzienności bez męża. To mój największy przyjaciel... Walczymy o każdy rok, miesiąc, tydzień, dzień razem. Bardzo prosimy o pomoc. Ania i dzieci Zdjęcie Anny Hernik, pokazujące Janka tuż po operacji z synkiem Iwo, zdobyło nagrodę internautów tegorocznego konkursu Grand Press Photo:

106 109,00 zł ( 19,94% )
Brakuje: 425 806,00 zł
Robert Kosiński
Pilne!
11 dni do końca
Robert Kosiński , 30 lat

Młody tata kontra NOWOTWÓR mózgu❗️POMÓŻ❗️

Toczę walkę z glejakiem! Jestem w śmiertelnym niebezpieczeństwie, ale z Twoją pomocą mam szansę na ratunek i… życie! Ja, tata dwójki wspaniałych maluchów, porzucam wstyd, obawy i błagam Cię o pomoc – robię to dla nich, dla moich dzieci i żony. Nie pozwól mi ich zostawić… Wszystko zaczęło się bardzo niepozornie… Od kilku lat skarżyłem się na uciążliwe bóle kolan, jednak źródło tych problemów nigdy nie zostało zdiagnozowane… Kilka miesięcy temu zacząłem również zauważać coraz częściej pojawiające się bóle głowy. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że to początek mojej walki ze śmiertelną chorobą. Zostałem skierowany na rezonans, który wykazał, że w mojej głowie rozwija się guz… Starałem się nie panikować i być dobrej myśli… Nie mogłem pokazać mojej żonie i dzieciom, jak bardzo się boję… Udałem się do neurochirurga, który zgodził się podjąć operacji. Na szczęście wszystko przebiegło bez komplikacji i już kilkanaście dni później zostałem wypuszczony do domu, do mojej rodziny… Wycinek trafił na badania histopatologiczne… W szpitalu zdiagnozowano u mnie cukrzycę, co wymusiło konieczność przyjmowania leków na stałe. Chwilę później w moim życiu nastał mrok. Wyniki badań nie pozostawiały żadnych złudzeń. Informacja od lekarzy brzmiała jak wyrok, którego nie można poddać apelacji… Nowotwór złośliwy – glejak. Świat runął. Starałem się słuchać, ale nie docierało do mnie to, co mówili lekarze. Radioterapia, chemioterapia? Przecież takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. Teraz ja mam stanąć u bram onkologicznego piekła? Nagle, z dnia na dzień musiałem podjąć walkę o swoje życie. Mam wspaniałą rodzinę, żonę i dwójkę dzieci. Wiedziałem, że to dla nich muszę być silny, to dla nich muszę wygrać. Moi synowie mają 8 i 1,5 roku. Chcę być przy nich, gdy będą dorastali, gdy przyprowadzą do domu swoją pierwszą dziewczynę, chcę grać z nimi w piłkę i uczestniczyć w ich życiu… Czy choroba mi na to pozwoli? W wyniku leczenia zauważyłem znaczące pogorszenie stanu wzroku i częściową utratę węchu i smaku. Choroba odbiera mi już zbyt wiele, nie mogę pozwolić, by siała w moim organizmie jeszcze większe spustoszenie! Poza chemio i radioterapią czeka mnie również kosztowne leczenie, które nie jest refundowane przez NFZ. To terapia Optune, która za pomocą specjalnego urządzenia wytwarzającego zmienne pola elektryczne – hamuje namnażanie się komórek rakowych i powodują ich obumieranie. Czekam na kwalifikację, może się jednak okazać, że niezbędna będzie terapia protonowa lub inne leczenie... Miesięczny koszt terapii Optune i używania tego urządzenia generuje kwotę, której nigdy nie będziemy w stanie uzbierać sami… Do tego dochodzą również dojazdy, konsultacje, suplementy, badania…  Bardzo potrzebuję pomocy… Chcę żyć, bo mam dla kogo – mam 29 lat, to nie czas, by odchodzić. Proszę – otwórz dla mnie swoje serce. Nie pozwól, by moi synowie wychowywali się bez taty… Robert z rodziną

90 485 zł
Kamil Płotka
11 dni do końca
Kamil Płotka , 21 lat

Zróbmy co tylko możliwe, żeby odzyskać Kamila❗️

7 maja miał być dla Kamila kolejnym dobrym dniem. Pracował jako kurier, wyjechał więc pełnić codzienne obowiązki. Tego dnia jednak nie wrócił do domu jak zwykle — auto, które prowadził Kamil, zderzyło się czołowo z ciężarówką na drodze ekspresowej S10, zwanej również „drogą śmierci". W wyniku wypadku złamał siedem żeber i miednicę. Miał mocno obite płuca i pękniętą wątrobę, jednak najmocniej oberwał mózg. Obszerny obrzęk i krwiaki rozlane po wielu ośrodkach dawały ostrożne rokowania...  To wręcz niewiarygodne, że przeżył. To właśnie tego dnia świat mojego brata i całej naszej rodziny rozbił się na miliard kawałeczków.  Stan Kamila po wypadku był na tyle poważny, że lekarze natychmiast wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej. Przez kilka pierwszych dni walczył o życie wraz z fantastycznym zespołem medycznym w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Toruniu, został podłączony do respiratora, kardiomonitora, skorzystał również z pomocy wielu innych, doskonałych sprzętów oraz leków. Stopniowo regenerował się, a obraz mózgu w tomografii komputerowej wyglądał coraz lepiej. Lekarze podjęli próbę wybudzenia, jednakże organizm Kamila nie współpracował tak, jak wszyscy by sobie tego życzyli… Mówi się, że człowiek nie odejdzie, jeśli ma jeszcze coś ważnego do załatwienia na tym świecie. Kamil nie tylko ma tego wiele, jest też potrzebny jako syn, wnuk, brat i szwagier. Zawsze był bardzo towarzyski i otwarty w stosunku do innych ludzi. Dostrzega w innych to, co najbardziej wartościowe. W relacjach przyjacielskich zwraca uwagę na samopoczucie otaczających go osób, jest także dobrym słuchaczem, za co cenią go przyjaciele. Jego dwie największe pasje to motoryzacja oraz komputery. Kamil cenił swoje samochody, przy których lubił majsterkować. Jeden planował wykończyć według autorskiego pomysłu. Niesamowite jak intuicyjne działał, zawsze wiedział, jak rozwiązać problemy elektroniczne... Z pomocą swojego taty zaprojektował, zaprogramował i złożył kokpit imitujący kabinę auta z ręczną skrzynią biegów!  Zróbmy wszystko, żeby odzyskać sprawność naszego Kamila. Niestety ten długi i żmudny proces będzie wymagał dużego nakładu finansowego, ciężkiej pracy oraz ogromnego wysiłku. Każda złotówka się liczy. I Ty możesz przyczynić się do powrotu jego zdrowia.  Najbliższa rodzina Kamila

21 560,00 zł ( 5,73% )
Brakuje: 354 526,00 zł
Maria Łosińska
11 dni do końca
Maria Łosińska , 13 lat

Marysia od lat zmaga się z niepełnosprawnością! Teraz w jej mózgu wykryto torbiel❗️

Każdy doświadczył kiedyś momentu, w którym słowo wypada z głowy i nie sposób sobie go przypomnieć. Marysi zdarza się to cały czas. Afazja nie jest jedyną przyczyną jej dyskomfortu. To tylko wierzchołek góry lodowej życia z niepełnosprawnością… Niedawno dowiedzieliśmy się, że w mózgu naszej córeczki pojawiła się torbiel! Od początku swojego życia Marysia miała trudności z nauką mowy oraz silny niedosłuch. Po licznych konsultacjach lekarze podjęli decyzję o operacji drenażu uszu, którą prawdopodobnie trzeba będzie ponowić. Córeczka nadal niedosłyszy. Przekłada się to na problemy z wyraźną mową i wynikającą z nich frustracją.  Musimy cały czas wzmacniać odporność córeczki, która często choruje. Jej organizm jest słaby i narażony na wirusy. Stan Marysi jest wtedy bardzo ciężki… Wielokrotnie trafiliśmy przez to do szpitala.  Podczas jednego z takich nieprzewidzianych pobytów córeczka dostała paraliżu twarzy. Objął całą jej połowę. Nie potrafiła zamykać oczka. To były dla nas ciężkie chwile, po których problemy ze zdrowiem się nasiliły. Dodatkowo Marysia ma problem z poruszaniem się, drżeniem rąk i nóg. Musi chodzić bardzo wolno, bo każdy większy wysiłek wiąże się z ryzykiem zawrotów głowy i omdlenia. O dłuższym spacerze nie może być mowy. Musi być pod naszą ciągłą opieką. Problem sprawia również pogłębiająca się skolioza. Liczba godzin rehabilitacji jest dla córeczki zdecydowanie za mała. Kręgosłup może niebawem zacząć uciskać organy Marysi! Nie wyobrażamy sobie, co wtedy nastąpi. Tak bardzo boimy się o nasze dziecko. Niedawno okazało się, że w mózgu Marysi jest torbiel! Nie znamy jeszcze dokładnych przyczyn jej powstania. Prawdopodobnie czeka ją operacja. Nie wiemy, co spowodowało liczne choroby i niepełnosprawności córki. Wszystko to przez wysokie koszty związane z pogłębioną diagnostyką... Wydając środki na najpotrzebniejsze leczenie doraźne, nie jesteśmy w stanie pokryć rehabilitacji i kolejnych, specjalistycznych badań. To rozrywające serce uczucie, gdy chcesz pomóc swojemu dziecku, a przygniatające koszty blokują możliwość działania. Jesteście jedyną nadzieją! Bez Waszej pomocy nasza wesoła dziewczynka, kochająca muzykę, sztukę i opiekę nad zwierzątkami, straci całą radość życia… Nie możemy do tego dopuścić. Musimy dowiedzieć się, co jest naszemu dziecku i pomóc mu za wszelką cenę w przezwyciężeniu chorób i niepełnosprawności! Błagamy o pomoc! Rodzice Marysi

5 955,00 zł ( 55,97% )
Brakuje: 4 684,00 zł
Gaja Stawska
11 dni do końca
Gaja Stawska , 16 miesięcy

By Gaja mogła słyszeć, potrzebna jest kosztowna operacja w USA❗️ Prosimy, POMÓŻ❗️

Z niecierpliwością czekaliśmy na dzień urodzin naszych bliźniaczek! Ciąża od początku przebiegała prawidłowo. Wiedzieliśmy tylko, że jedno z dzieci jest znacznie mniejsze od drugiego. Nic jednak nie wskazywało na to, że kiedy dziewczynki przyjdą na świat, jedna z nich będzie miała nieodwracalną wadę! Gaja urodziła się ze zniekształceniem w miejscu uszka. Gdy ją zobaczyliśmy, zaczęliśmy się martwić, czy kiedykolwiek będzie słyszeć… W pierwszych tygodniach życia, córeczka musiała przejść wiele badań. Ich wyniki zburzyły nasze wszystkie nadzieje i plany! U Gai zdiagnozowano atrezję, a także zespół wrodzonych wad rozwojowych, zwany Zespołem Goldenhara! Te diagnozy były dla nas ogromnymi ciosami... Wiedzieliśmy jednak, że trzeba działać szybko, by córeczka miała szansę na jak najlepszy rozwój!  Zamknięty kanał słuchowy i niewykształcona małżowina uszna powodują poważny niedosłuch, który niesie ze sobą trudności w rozwoju Gai. Już w 6. tygodniu życia córeczka rozpoczęła intensywną rehabilitację. Z każdą kolejną wizytą coraz bardziej zdawaliśmy sobie sprawę z tego, ile ciężkiej pracy przed nami… W Polsce dzieci z atrezją poddawane są operacjom dopiero w wieku, gdy najbardziej intensywny rozwój mają już za sobą. Są wtedy już na tyle świadome, że zaczynają zauważać i boleśnie odczuwać przepaść w stosunku do swoich rówieśników. Nie chcemy, by Gaja musiała przez to przechodzić! Na szczęście pojawiła się nadzieja! Nasza córeczka została zakwalifikowana do bardzo skomplikowanej operacji w Stanach Zjednoczonych! Zabieg polega na otwarciu kanału słuchowego i rekonstrukcji małżowiny usznej. Dzięki temu Gaja będzie mogła słyszeć i prawidłowo się rozwijać! Dla nas, jako rodziców, ta operacja to jedyny sposób na zapewnienie naszej córeczce jak najlepszej przyszłości. Chcemy zrobić wszystko co w naszej mocy, by skorzystać z tej szansy. Niestety, koszt operacji jest ogromny… Sami nigdy nie będziemy w stanie uzbierać tak wielkiej kwoty. Nie możemy jednak pozwolić, by pieniądze były przeszkodą w rozwoju Gai! Każda wpłata to krok zbliżający nas do operacji i zmiany życia córeczki na lepsze. Tylko z Waszą pomocą możemy dać naszemu dziecku szansę na zdrowie i możliwość cieszenia się pełnią zmysłów! Rodzice ➡️ Grupa licytacyjna ➡️ Strona „Uszko Gai" na Facebooku

238 666,00 zł ( 44,86% )
Brakuje: 293 249,00 zł
Sylwia i Tomasz Wojnarowscy
Pilne!
11 dni do końca
Sylwia i Tomasz Wojnarowscy , 49 lat

Okrutny los przyparł nas do muru! Musimy prosić o POMOC!

Ostatnio często siedząc wieczorami, oczy zalewają mi się łzami. W głowie tli się tylko jedno pytanie: „czy wyczerpaliśmy z mężem już limit cierpienia, czy okrutny los jeszcze coś na nas zrzuci?" Dając sobie każdego dnia dowód, złożonej wiele lat temu przysięgi małżeńskiej, w zdrowiu i chorobie, trwamy  razem w cierpieniu. Nie rozumiem, dlaczego życie rozdając karty, wciąż życzy nam źle… Na początku roku otrzymałam telefon z pytaniem, czy chciałabym wziąć udział w darmowym badaniu mammografii. Stwierdziłam, że to świetna okazja, bo przecież regularne badanie się jest ważne. Dokładnie 9 lutego 2024 roku udałam się na wizytę, a już po kilku dniach otrzymałam kolejny telefon. Zdanie: „wykryliśmy w Pani piersi guza” już nigdy nie wymaże się z mojej pamięci. Poczułam jak grunt pod moimi nogami gwałtownie osuwa się w dół! Dokładna diagnostyka trochę trwała, jednak tuż po Wielkanocy było pewne, że nowotwór jest złośliwy. Odbyłam konsylium lekarskie, a już niedługo odbędzie się kolejne. Dowiem się wtedy jak będzie wyglądać moje leczenie. Sytuacja nie jest prosta, ponieważ cierpię na wiele chorób współistniejących. Lekarze muszą rozważyć wszystkie możliwości i podjąć decyzję, która mi pomoże, a nie dodatkowo osłabi. Posiadam także orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu znacznym – powoduje to, że nie mogę pracować. Niestety zdrowie mojego męża, również jest niezwykle kruche. W listopadzie 2023 roku Tomek całkowicie stracił wzrok w wyniku choroby genetycznej. Wiedzieliśmy, że tak się może wydarzyć, jednak na takie zdarzenie chyba nikt nie potrafi się przygotować… Życie Tomka wywróciło się do góry nogami, a to nie wszystko… Na początku roku spadła na nas kolejna tragedia. Lekarze odkryli przyczynę złych wyników prób wątrobowych męża. Okazało się, że Tomek został zarażony wirusem typu C,  który poważnie uszkodził wątrobę doprowadził do marskości wątroby. Wszelkie działania prowadzone przez lekarzy muszą zostać wstrzymane do czasu, aż mąż uwolni się od wirusa.  Problemów jest naprawdę wiele, jednak obecnie najbardziej odczuwamy te finansowe. Nie jestem w stanie wykupić całej recepty. Leczenie jest bardzo kosztowne a do tego dochodzą konsultacje, specjalna dieta… Mąż przez utratę wzroku nie może pracować i znaleźliśmy się w położeniu, w którym wcześniej nie byliśmy. Zawsze pomagaliśmy innym, a dziś to my potrzebujemy pomocy… Nie chcemy prosić o dużo, ale jeśli możesz – wesprzyj nas, chociaż najmniejszą wpłatą. Toniemy w morzu potrzeb, ale wierzymy, że ze wsparciem dobrych ludzi będziemy mogli dalej walczyć z przeciwnościami, które zesłał na nas okrutny los! Za każdy przejaw dobrego serca DZIĘKUJEMY! Sylwia i Tomek

18 327,00 zł ( 34,45% )
Brakuje: 34 865,00 zł
Mateusz Wojciechowski
11 dni do końca
Mateusz Wojciechowski , 27 lat

Wojciechowski, powstań! Stawiamy przyszłego żołnierza na nogi.

Wyobraź sobie. Jest trzecia w nocy. Pierwszy ciepły weekend lata. Ktoś budzi Cię z informacją, że Twój syn miał wypadek. Karetka jest już w drodze. Zbiegasz na dół i nie masz jeszcze pojęcia, że to, co za chwilę zobaczysz i usłyszysz, zmieni na zawsze Twoje życie i życie całej Twojej rodziny... Karetka przyjeżdża. Stan Twojego syna jest krytyczny. Potrzebny jest śmigłowiec ratunkowy do transportu. Diagnoza: złamanie kręgosłupa w odcinku szyjnym. Twój syn musi być pilnie operowany. Operacja trwa prawie 7 godzin. Po wybudzeniu słyszysz najgorsze: Twój syn jest sparaliżowany od szyi w dół… Mam na imię Ania, a ta opowieść jest prawdziwa i wydarzyła się 2 czerwca 2024 roku. Mateusz to mój syn. Niefortunny zbieg zdarzeń stał się końcem jego planów, koszmarem, z którego wierzę – można się wybudzić. Od zawsze wszyscy mówiliśmy na niego Malutki. Niski, nie za silny, za to duchem najsilniejszy z nas wszystkich. Osiągnął właśnie to, że wyrósł na najsilniejszego członka naszej rodziny: biegi, smocze łodzie, Runmageddon, rąbanie drewna, morsowanie – to było jego życie. Mateusz ma taki dar, że gdzie się nie pojawi, zaraża optymizmem. Nigdy nie odmówił nikomu pomocy, wysłuchał, poradził, podniósł na duchu. Naprawdę to potrafi. Zawsze na czas, bez marudzenia, bez pytania, z uśmiechem. To cały Mateusz. Wojsko to jego marzenie. Już podczas studiów skończył Legię Akademicką, po czym starał się dostać do szkoły oficerskiej. Dla niego dążenie do celu to podstawa. Dostał się! 1 lipca 2024 miał się pojawić u bram wojska... Malutki to największy wojownik, jakiego nosi ta ziemia. Powrót do pełni sił to pierwsze, co musi zrobić, a my mu w tym pomożemy. Nigdy się nie podda, będzie walczył! Miejsce w wojsku wciąż na niego czeka, nie został skreślony z listy, więc tym bardziej ma realny cel do osiągnięcia. Aktualnie Mateusz przebywa w szpitalu, jednak po wyjściu, będzie wymagał ciągłej opieki i specjalistycznej rehabilitacji. Jest to związane z wysokimi kosztami finansowymi, jednak wierzę, że to się uda. Pieniądze nie mogą stanąć nam na przeszkodzie... Wierzę, że uda się zjednoczyć armię ludzi, aby postawić mojego syna na nogi! Każdy gest dobrego serca, każda wpłata, każde udostępnienie – są na wagę złota! Mama ➡️ Facebook – Wojciechowski, Powstań  ➡️ Licytacje dla Mateusza Wojciechowskiego. #armiaWojciechowskiego

328 561,00 zł ( 77,21% )
Brakuje: 96 971,00 zł