Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jadwiga Kleczkowska
Jadwiga Kleczkowska , 60 lat

Los dla Jadwigi był okrutny. Zbyt okrutny... Kiedyś pomagała innym - dziś czas na nas!

Jestem osobą mocno schorowaną. To trwa to już tyle lat, że nie pamiętam, jak to jest być zdrową. Dodatkowo co rusz rzucane mam przez życie kłody pod nogi. Jestem już u kresu sił… Wszystko zaczęło się 30 lat temu, kiedy urodziłam najmłodszą córkę. Przy porodzie nastąpiły komplikacje i lekarze musieli wykonać cesarskie cięcie. Zszywając mnie, przyszyli jajowód do jelita! Skutki tego była katastrofalne już wtedy, ale niestety trwają one do dziś… Wycięto mi połowę jelito, wszyto worek, a potem wyjęto. Po porodzie, zamiast tulić swoje dziecko, byłam przykuta do łóżka. 10 miesięcy leżałam w szpitalu, nie znając własnego dziecka! Nie dość, że cierpiałam fizycznie, to przechodziłam też katusze psychiczne… Moje matczyne serce wyło z rozpaczy! Kolejne lata przynosiły mi następne ciosy tak wielkie, że nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego to wszystko przytrafiło się właśnie mnie! Zawsze starałam się ludziom pomagać i to w sposób bardzo realny, rzeczowy wręcz. Mąż pracował za granicą, ja wychowywałam nasze trzy córki i dorabiałam nieformalnie jako telefonistka – dysponentka w radiu taxi. Mimo że nam się nigdy nie przelewało, to wiązaliśmy jakoś koniec z końcem i potrafiłam dzielić się tym, co mamy z innymi. Dziś mam nadzieję, że karma wróci i inni pomogą również mi… Przez jakiś czas wychowywałam moje wnuki. Jedna z moich córek niestety mocno się pogubiła w życiu. Bardzo mocno. Nie potrafiła między innymi być matką. Ja niestety nie byłam formalnie rodziną zastępczą dla moich wnuków. Nie mogłam, bo byłam zbyt schorowana! Gdyby nie to, być może tragedia, która nas spotkała, nigdy by się nie wydarzyła! Przez 4 lata byłam jak mama dla mojego wnuczka. Po tym czasie moja córka zabrała go jednak do siebie. Miała do tego pełne prawo, bo była jego prawomocnym opiekunem. Przez myśl mi nie przeszło, że wydarzy się aż taka tragedia... W dniu 5. urodzin mój śliczny, cudowny chłopiec – mój wnuczek został zamordowany przez własną matkę… To był moment, w którym rozpadłam się na milion kawałków. Równocześnie straciłam dwie bliskie mi osoby… Nawet teraz, po tylu latach nie jestem w sanie o tym spokojnie mówić i pisać. Żal, rozgoryczenie, smutek rozdzierają moje serce. W głowie kołacze cały czas jedna myśl – gdybym była zdrowa, to być może to by się nigdy nie wydarzyło… Tragedie, które mnie dotknęły, nie pozostały bez wpływu na moje zdrowie. Przeszłam w sumie trzy udary mózgu, choruję na cukrzycę oraz zmagam się z niewydolnością serca i płuca. Mam poważne zmiany kręgosłupa, które powodują u mnie problemy z chodzeniem. W związku z tym poruszam się przy balkoniku. Dzięki niemu mam możliwość wyjścia z domu. Bez niego byłabym zamknięta w czterech ścianach… To jednak nie wszystko. Uległam również wypadkowi, w wyniku którego mam złamanie przezkrętarzowe kości udowej prawej. Przekręciło mi się całe biodro! Miałam założone 28 szwów, 3 śruby i płyto-śrubę. Niestety kość nie chce się zrosnąć, a płyta w biodrze uciska na jelita, przez co jeszcze bardziej cierpię! Moja gastroenterolog rozkłada ręce, bo wyczerpaliśmy wszystkie dostępne metody leczenia. Badania typu kolonoskopia nie wchodzą w grę, bo jest obawa, że rozerwą mi jelita… Na domiar złego uznano mnie za osobę niepełnosprawną najpierw w stopniu znacznym, a później w umiarkowanym, choć mój stan zdrowia przecież nie uległ poprawie… Co rusz muszę walczyć z przeciwnościami losu. Jestem tym taka zmęczona! Odbijam się od drzwi różnych instytucji, aby uzyskać pomoc. Odebrano mi rentę, magicznie „uzdrowiono”, zabrano refundację na insulinę i wiele innych rzeczy… Jedyna moja nadzieja jest w Was – ludziach o złotych sercach. Rodzina niestety nie jest w stanie mi pomóc. Mąż niedawno zmarł, jedna córka mieszka daleko, druga ma niepełnosprawne dziecko i walczy jak lwica, by przywrócić mu zdrowie, trzecia odbywa karę… Utrzymuję się z renty i zasiłku pielęgnacyjnego. Miesięczna kwota moich dochodów jest zaledwie trzycyfrowa… Proszę, pomóżcie mi dalej się leczyć! Powoli tracę wiarę, że uda mi się wykupić leki, pójść prywatnie do lekarza… Tak bardzo tego potrzebuję, aby móc dalej w miarę funkcjonować!  Mimo że z jednej strony los tak bardzo odbiera mi siłę do życia, to  z drugiej strony nie chcę jeszcze umierać… Będę niewiarygodnie wdzięczna, jeśli zechcesz mi pomóc i wesprzesz moją zbiórkę. Jadwiga   

1 800 zł
Jan Czerwonko
Jan Czerwonko , 63 lata

Wnuki tak bardzo tęsknią za dziadkiem... Pomóżmy mu do nich wrócić!

Nasz tata to niezwykle pogodny i towarzyski człowiek. Razem z mamą prowadził spokojny tryb życia, w którym realizował się zawodowo, a w wolnym czasie uwielbiał jeździć na ryby. Zawsze optymistycznie nastawiony do życia i empatyczny. Taki typ człowieka, który nigdy nie zostawiał innych bez pomocy. Dziś jednak sam tej pomocy potrzebuje… To miał być dla taty dobry dzień. 18 stycznia 2023 roku przyleciał do Polski, ponieważ dzień później był umówiony na konsultację kardiologiczną. Ma zdiagnozowaną arytmię i zawsze dbał, by była ona pod kontrolą specjalistów. Wiedział, że ma, po co i dla kogo być zdrowy – dzieci i wnuki, to przecież cały jego świat… Od kilku dni czuł się jednak gorzej. Odczuwał duże zmęczenie, ale nie takie jak zazwyczaj. Sam przeczuwał, że to coś więcej, że to coś zupełnie innego...  W dniu przylotu trafił na SOR, gdzie okazało się, że doszło do krwawienia z tętniaka!  Błyskawicznie trafił na stół operacyjny, a myśmy przeżywały najtrudniejsze w życiu chwile. Ten strach, napięcie, czekanie… Nigdy więcej nie chciałybyśmy już musieć tego czuć! Nasze poczucie bezradności potęgował fakt, że rokowania po operacji były niepewne.  Pozostało nam czekać… Wiedziałyśmy, że tata jest silnym człowiekiem, ale właśnie wtedy pokazał jak bardzo! Stan taty, mimo że wciąż niepewny, zaczął się poprawiać. Dziś jest z nim kontakt, potrzebuje jednak rehabilitacji.  Teraz nie mamy innych marzeń, jak te, aby tata wrócił do nas w pełni sił. Jednak niezbędna do tego jest rehabilitacja, a to oznacza ogromne koszty! Dla nas nie do przeskoczenia...  Tato jest bardzo rodzinny i ceni sobie czas spędzany z wnukami, które go uwielbiają. Jest wspaniałym, wspierającym ojcem i dobrym człowiekiem, który zasługuje na szansę.  Dlatego prosimy Was o pomoc. Za każdy, najmniejszy gest i złotówkę, z góry serdecznie dziękujemy! Córki z bliskimi

29 609,00 zł ( 25,39% )
Brakuje: 86 987,00 zł
Wiesława Daroszewska
Wiesława Daroszewska , 59 lat

Mieć za co żyć, czy żyć jak najdłużej... Pomóżmy Wiesi zawalczyć o zdrowie!

Już od 13 lat życie mnie nie rozpieszcza. Nawet jeśli są okresy, gdy wydawać by się mogło, że teraz los idzie ku lepszemu, to następuje jakieś załamanie, które to wszystko niweczy…  Wszystko zaczęło się w 2010 roku, kiedy to zmarł mój ukochany mąż. Miałam wtedy zaledwie 44 lata, a już zostałam wdową! Wszystkie plany, marzenia o wspólnym życiu zostały mi tak brutalnie odebrane. Od tego momentu byłam zdana tylko na siebie, również w aspekcie finansowym. Zaledwie 3 lata później otrzymałam od życia kolejny cios – tym razem zdrowotny. Lekarze zdiagnozowali u mnie szpiczaka mnogiego. Jest to choroba nowotworowa układu krwiotwórczego. Szpiczak przebiega wieloetapowo, a jego pierwszym objawem są bóle kostne wynikające z niszczenia kości przez nowotwór, a także osłabienie i utrata masy ciała.  Pomimo wdrożonego od razu leczenia, a następnie jego kilkakrotnej zmiany, mój organizm na nie nie reagował. Dlatego w 2015 roku miałam wykonany autoprzeszczep komórek macierzystych. To przyniosło pożądany efekt i byłam w remisji! Niestety tylko przez 2 lata… Nie poddaję się jednak i wspólnie z lekarzami szukamy skutecznej metody leczenia. To powoduje, że aż 6 razy w miesiącu jeżdżę do kliniki na różnego rodzaju konsultacje i badania. Dodatkowo muszę często odwiedzać stomatologa, bo z uwagi na fakt, że choroba ta dotyczy kości, utrzymanie w dobrym stanie mojego uzębienia, jest bardzo istotne.  Chyba każdy z nas wie, jak kosztowne jest leczenie u dentysty… Oprócz tego dojazdy do kliniki i zakup leków pochłaniają całkowicie to, co otrzymuję w ramach renty rodzinnej! Stoję więc przed wyborem – mieć za co żyć na teraz, czy zadbać o swoje zdrowie, by żyć jak najdłużej. Proszę, pomóż mi zakończyć ten dylemat! Wesprzyj moją walkę o zdrowie i życie, bo bez Twojego wsparcia, będę zmuszona z niej zrezygnować… Wiesława

4 089 zł
Jacek Ratajczak
Jacek Ratajczak , 60 lat

Zakrzepica zabrała mi nogę... Teraz walczę o powrót do dawnego życia!

Niesamowite, jak jeden dzień, jedna chwila potrafią tak wiele zmienić w życiu. Muszę przyznać, że to, czym pewnego dnia obdarował mnie los, zupełnie się nie spodziewałam. W grudniu wszystko, co spokojne i dobre zamieniło się w ogromną niepewność i żal. Niespodziewanie, w ciężkim stanie trafiłem do szpitala, gdzie w wyniku zakrzepicy amputowano mi nogę.  Początkowo lekarze próbowali zrobić wszystko, by ją uratować. Niestety ponad 12 godzin silnego niedokrwienia, silny obrzęk i postępująca martwica były bezlitosne. Nie można było uniknąć amputacji. Po zabiegu obudziłem się w nowej rzeczywistości – w rzeczywistości, której nie znałem i w której na nowo musiałem nauczyć się żyć.  Mam 58 lat i można powiedzieć, że za mną naprawdę duży kawał życia. Trudno było więc mi się pogodzić z tym, że tak z dnia na dzień po prostu zostałem bez nogi. Mój dom i przestrzeń, w której spędziłem wiele lat przestały być dla mnie funkcjonalne. Poruszanie sprawia mi wiele trudności. Dom nie jest przystosowany do osoby niepełnosprawnej.  W dodatku chciałbym móc w przyszłości pójść na spacer o własnych nogach. Wiem, że jest to możliwe dzięki protezie. Niestety koszty leczenia, przystosowania domu i zakup protezy znacznie przekraczają moje możliwości. Nie jestem w stanie zebrać potrzebnych środków na remont i dalsze leczenie. Choć trudno mi prosić o pomoc, nie mam innego wyboru. Ta zbiórka i wasze wsparcie są dla mnie ostatnią nadzieją na to, że choć w małym stopniu będę mógł wrócić do dawnego życia, za którym tak bardzo tęsknie.  Jacek

5 647 zł
Marcelinka Żulińska
Marcelinka Żulińska , 2 latka

Serce Marcelinki na moment się zatrzymało❗️Pomóż nam w dalszej walce...

Marcelinka jest z nami od listopada 2022 roku. Była długo wyczekiwanym i naszym pierwszym dzieckiem. Wszyscy w rodzinie nie mogli doczekać się jej narodzin, a gdy już powitaliśmy ją na świecie, wniosła w nasze życie radość i szczęście nie do opisania.  W grudniu zeszłego roku, gdy przygotowywaliśmy się do Świąt Bożego Narodzenia… To miały być nasze pierwsze wspólne Święta… Zaniepokoił nas katar i kaszel u córeczki, który utrzymywał się od kilku dni. Skonsultowaliśmy się z lekarzem, ale wykonane badania nie wykazywały nic poważniejszego niż zwyczajne przeziębienie.  Kilka dni przed Wigilią znów próbowaliśmy skontaktować się z lekarzem, ale odmówił przyjęcia z uwagi na brak miejsc i zaprosił nas na wizytę na następny dzień. Niestety, jak się okazało – zaplanowana wizyta nie miała prawa się odbyć. Było już za późno…  20 grudnia około godziny 22.00 postanowiliśmy przewieźć Marcelinkę do szpitala. Poinformowaliśmy szpital w Piszu, że niebawem pojawimy się z niemowlakiem. Podczas transportu, po przejechaniu kilometra, serduszko Marceliny się zatrzymało! To były najdłuższe minuty w naszym życiu! Podjęliśmy próbę reanimacji córki. Trwała ona kilkanaście minut, następnie akcję przejęli ratownicy pogotowia. Nadzieja w nas nie umarła – usłyszeliśmy krótki płacz naszego maleństwa. Marcelinka trafiła do szpitala w Piszu, następnie została przewieziona do szpitala dziecięcego w Olsztynie na oddział intensywnej terapii. Po kilku tygodniach przeniesiono ją na oddział pediatryczny. Częściowo przywrócono jej funkcje życiowe, jednak zbyt długie niedotlenienie sprawiło, że Marcelinka nie oddycha samodzielnie, nie przełyka, nie otwiera oczu, nie reaguje na światło.  Gdy ustabilizowano stan Marcelinki, mała wojowniczka musiała przyjąć kolejny cios – posocznica, czyli sepsa. Marcelinka została wprowadzona w śpiączkę. Swoją postawą już nie raz udowodniła, że ma w sobie ogromną wolę życia.  Niebawem Marcelinka wróci do domu. Przygotowujemy się do tego, by córeczka mogła w nim na co dzień przebywać. Marcelinka wymaga wsparcia respiratora i jest karmiona sondą. Czeka ją długa rehabilitacja. Zwracamy się z ogromną prośbą o wsparcie, które pozwoli nam  pokryć koszty wizyt u specjalistów oraz umożliwi rehabilitację córeczki! Rodzice Marcelinki 

244 288 zł
Krzysztof Derencz
Krzysztof Derencz , 40 lat

Ukochany mąż i tata walczy z SLA! Pomóżmy!

Zderzenie z rzeczywistością bywa bolesne. Zwłaszcza, gdy naszą rzeczywistością okazuje się nieuleczalna choroba. W takich chwilach inne problemy wydają się błahe, a wszystko, co miało miejsce wcześniej, nagle odgradza się od nas kloszem. Zdajemy sobie sprawę, że beztroskie chwile, gdy byliśmy w pełni zdrowi i sprawni, już nigdy nie wrócą… W październiku 2022 roku mój mąż został zdiagnozowany - stwardnienie zanikowe boczne (SLA). Choroba ta jest wywołana uszkodzeniem układu nerwowego i objawia się osłabieniem, a następnie zanikiem mięśni. Wraz z upływem czasu dochodzi do paraliżu całego ciała i organów odpowiedzialnych za przełykanie i oddychanie! Rokowania w przebiegu stwardnienia zanikowego bocznego są bardzo złe. U większości pacjentów do zgonu dochodzi zazwyczaj w okresie 3-5 lat od postawienia diagnozy. Niestety, choroba rozwija się szybko i nie ma na nią żadnego leku. Można jedynie opóźniać jej postępy. Krzysiek ma dopiero 38 lat. Mamy dwie córeczki w wieku 12 i 7 lat. Do tej pory nie mieliśmy na co narzekać. Wiedliśmy szczęśliwe życie, bez większych problemów, aż do momentu, gdy na naszej drodze pojawił się bezwzględny przeciwnik - SLA. Choroba pojawiła się po tym, jak w marcu 2021 roku Krzysiek przechorował infekcję wirusową. Tydzień później zaczęły się problemy z jego kciukiem. Z czasem mąż zaczął tracić czucie w całej prawej ręce. We wrześniu 2021 roku mąż po raz pierwszy trafił na oddział neurologii. Tam otrzymał diagnozę - borelioza, ale leczenie antybiotykiem nic nie zmieniło. Od stycznia 2022 roku pojawiał się ten sam problem, ale już z drugą ręką. Mąż znów przeszedł szereg badań, miesięczną rehabilitację w sanatorium, aż w końcu przyszedł czas na ostateczną diagnozę…  Choroba cały czas postępuje. Krzysztof ma niedowład kończyn górnych, zaczęły się też problemy z mową, kończynami dolnymi i stopniowy zanik mięśni w całym ciele. Mąż nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Potrzebuje pomocy najbliższych w codziennych czynnościach takich, jak spożywanie posiłków, ubieranie się, higiena osobista.  Udało nam się znaleźć klinikę w Niemczech, która podjęła się leczenia męża. Jesteśmy już po pierwszym pobycie w klinice, wszelkich badaniach i rozpoczętej terapii, mającej na celu opóźnianie postępów choroby. W marcu Krzysztof przejdzie następny etap leczenia, a później czekają go kolejne terapie za granicą. W międzyczasie musi przyjmować leki, które nie są refundowane przez NFZ, a są bardzo kosztowne. Choć jest to choroba nieuleczalna, robimy co w naszej mocy, aby ją spowolnić i spróbować zatrzymać. W związku z tym potrzebujemy Waszego wsparcia, aby móc kontynuować leczenie Krzyśka i zapewnić mu kompleksową rehabilitację!  Agnieszka, żona

94 263,00 zł ( 44,3% )
Brakuje: 118 503,00 zł
Ksawery Stofrowski
Ksawery Stofrowski , 3 latka

Choroba może zabić Ksawusia! Podaruj mu nadzieję na długie i piękne życie...

Pragniemy tylko dwóch rzeczy – aby nasze kochane, długo wyczekiwane dziecko nie musiało cierpieć oraz, żeby miało lepsze życie… tak jak jego zdrowi rówieśnicy. Tylko tyle i niestety aż tyle… Nasz Ksawuś już niedługo skończy 2 lata. Od urodzenia choruje na mukowiscydozę.  Jest to nieuleczalna choroba genetyczna, atakująca układ oddechowy oraz pokarmowy. Organizm człowieka wytwarza gęsty śluz, który zaburza pracę wszystkich narządów posiadających gruczoły śluzowe. Średnia długość życia w Polsce to 35 lat!  Zapewniamy synkowi stałą opiekę. Codziennie robimy inhalacje oraz drenaże. Jest to męczące dla takiego malca, który zupełnie nie rozumie, że w ten sposób ratujemy jego życie… Nie możemy zrobić ani jednego dnia przerwy w wykonywaniu ww. zabiegów. Potrzebna jest także regularna rehabilitacja...  Choroba jest bardzo nieprzewidywalna. Ksawery przeszedł już dwa razy zapalenie gardła, zapalenie oskrzeli, zapalenie płuc oraz ospę. Musiał przyjmować mocne antybiotyki oraz być hospitalizowany…  Ze względu na swój wiek, synek nie kwalifikuje się do programu lekowego. Nadal jednak wierzymy, że będzie dla niego nadzieja i otrzyma w końcu lek, który zmieni jego życie na lepsze. Koszty są wysokie. Nie możemy liczyć na niczyje wsparcie, oprócz Waszego… Ksawuś to cudowny, wesoły i mądry chłopczyk. Bardzo prosimy o pomoc dla tego maluszka. Wszystkim z całego serca bardzo dziękujemy. Będziemy już zawsze Wam wdzięczni!  Rodzice Ksawusia

4 412 zł
Wiktor Dobrowolski
Wiktor Dobrowolski , 30 lat

Pozostać samodzielnym... Pomóżmy Wiktorowi spełnić to marzenie!

Wierzę w dobry świat i jeszcze lepszych ludzi, którzy bezinteresowanie umieją pomagać. Dlatego dziś znów ośmielam się prosić o pomoc, bo wiem, że tylko dzięki osobom takim jak Wy, jestem w stanie w miarę funkcjonować. Pokrótce przypomnę moją historię… Przeszedłem na świat z przepukliną oponowo-rdzeniową oraz wodogłowiem. Nigdy nie było mi dane poruszać się na własnych nogach. Od urodzenia poruszam się na wózku inwalidzkim i choć często tak bardzo chciałbym to zmienić, czuję się bezsilny...  Kilka lat temu, poczułem, że choroba nie musi mnie ograniczać! Zrobiłem rewolucję w swoim życiu i zamieszkałem sam w dużym mieście, znalazłem pracę. Mimo że niektóre czynności, jak robienie zakupów, czy przemieszczanie się po mieście są dla mnie wyzwaniem, to staram się nieustannie cieszyć tym, co mam.  Jednak choroba cały czas daje o sobie znać. Jest wpisana w moją codzienność. Dlatego, aby móc dalej żyć tak jak teraz, muszę się cały czas leczyć… Tym, czego najbardziej w tej chwili potrzebuję, jest terapia podciśnieniowa wspomagająca leczenie ran, zabieg chirurgiczny w związku z moim pęcherzem neurogennym oraz nieustanne rehabilitacje. Pomimo że staram się być jak najbardziej samodzielny, to muszę brać pod uwagę bardzo wysokie koszty mojego utrzymania. W końcu muszę nie tylko utrzymać siebie tak jak zdrowe osoby, ale jeszcze wykupić leki, zapłacić za wizyty lekarskie. Dlatego nie stać mnie już na ekstra wydatki, a przecież muszę je ponieść, aby dalej funkcjonować tak dobrze, jak teraz! Proszę Cię, wesprzyj moją zbiórkę i daj mi szansę stać się jeszcze bardziej samodzielnym człowiekiem! Wiktor

1 258 zł
Justyna Motyczyńska
Justyna Motyczyńska , 25 lat

Niewydolność wątroby, chłoniak i wada serca - diagnozy zmieniły życie Justyny w horror❗️

Urodziłam się z wadą serca, przez co liczne pobyty w szpitalu nie były mi obce. Lekarze poinformowali mnie, że jest to zwężenie odpływu lewej komory serca, które musi być bacznie kontrolowane przez kardiologów. Wierzyłam, że los nie wystawi mnie na więcej bolesnych niespodzianek... Niestety, po czasie zdiagnozowano u mnie również autoimmunologiczne zapalenie wątroby. Narząd funkcjonował słabo, a przez leki, które musiałam przyjmować, dodatkowo się osłabiał. Przeszłam na sterydy, które pozostawiły trwały ślad w moim organizmie... Czułam się słabo i potrzebowałam fizjoterapii oraz rehabilitacji, ponieważ woda, która zbierała się w moim organizmie, uszkadzała narząd ruchu. Nabawiłam się skoliozy, czyli wady kręgosłupa. Nagle okazało się, że leki przestały działać, co oznaczało, że moja wątroba również! Dano mi trzy miesiące życia chyba, że znajdzie się dawca. Zostałam wpisana na krajową listę oczekujących na transplantację wątroby. Na narząd czekałam trzy miesiące.  13 listopada 2020 roku przeszłam wyczekiwany przeszczep wątroby! Była to 14-godzinna operacja, po której reoperowano mnie ponownie z powodu krwiaka. Musiałam przejść długą rekonwalescencję na oddziale intensywnej terapii. To był trudny czas zarówno dla mnie, jak i dla mojej rodziny. Z powodu mojej choroby nie mogę pracować, a każdy odłożony grosz przeznaczam na leki. Los nie ma dla mnie litości... W kwietniu 2021 zdiagnozowano u mnie kolejną chorobę - chłoniak rozlany z dużych komórek B. Guz przy jajniku ograniczał mnie ruchowo, a ból był nie do opisania. Pod koniec kwietnia przeszłam operację usunięcia guza przy jajniku oraz kilkucentymetrową resekcję jelita cienkiego. Podczas operacji wdało się krwawienie do otrzewnej, które natychmiastowo zadecydowało o końcu operacji i niestety nie udało się wyciąć całej zmiany. Moje życie wisiało na włosku.  Podczas leżenia na intensywnej terapii byłam bardzo słaba. Okazało się, że nie mogę ruszać lewą nogą. Podczas operacji doszło do przecięcia nerwu w biodrze. Do tej pory nie mam czucia w stopie i nie mogłam sobie pozwolić na rehabilitację. Brak pieniędzy boleśnie dał o sobie znać... Jestem bardzo wdzięczna za dotychczasową pomoc, którą od Was otrzymałam. To dzięki niej aktualnie jestem w trakcie rehabilitacji. Obecnie przyjmuję wiele leków, które pomagają, ale osłabiają mój organizm. Nowotwór wyniszczył moją odporność, a wyniki badań krwi nadal są nieprawidłowe. Chemioterapia pozostawiła ogromny ślad w moim ciele, przez co aktualnie mam wiele problemów zarówno fizycznych, jak i psychicznych. Niestety, wizyty u psychologa oraz psychiatry kosztują bardzo wiele, a leki, które zostały zalecone przez psychiatrę nie są refundowane. Operacje, które przeszłam spowodowały, że w moim ciele pojawiły się zrosty. Powodują one potworny ból, dlatego muszę odbywać regularne wizyty u fizjoterapeuty. Porady u specjalistów najczęściej wymagają form prywatnych z powodu zbyt długiego czasu oczekiwania. Niestety, transplantacja wątroby nie zminimalizowała mojego problemu ze śledzioną która jest ponadgabarytowa i zajmuje większość mojej jamy brzusznej. Splenomegalia, czyli powiększenie śledziony, z którym się zmagam, coraz bardziej daje o sobie znać. Małopłytkowość natomiast, często objawia się osłabieniem oraz brakiem siły. Wciąż muszę być pod opieką kardiologiczną z powodu wrodzonej wady serca i jestem poddawana dalszej diagnostyce. To wszystkie wiąże się z ogromnymi kosztami, których nie mam jak pokryć z własnych środków. Będę wdzięczna za każde okazane wsparcie, które umożliwi mi kontynuowanie działań podjętych w walce z tak licznymi komplikacjami zdrowotnymi! Justyna

973 zł