Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Ania Osińska
Ania Osińska , 27 lat

Rak wyrządził dużo szkód. Mimo to Ania nadal walczy! Pomożesz?

Bardzo Wam dziękuję za wsparcie, które okazaliście mi w poprzedniej zbiórce. Dzięki Wam mogłam korzystać z intensywnej rehabilitacji, która znacząco ułatwiła moje funkcjonowanie. Niestety, musiałam pogodzić się z tym, że będę wymagać ćwiczeń już do końca życia. RAK pozostawił po sobie wiele szkód, nadal potrzebuję wsparcia… Poznaj moją historię: To, co wydarzyło się na początku 2018 roku, wywróciło moje życie do góry nogami. I choć minęło już tyle czasu, wciąż nie mogę w to wszystko uwierzyć… Pewnego dnia zwyczajnie poszłam do okulisty, po okulary korekcyjne. Myślałam wtedy, że nie może się stać nic nadzwyczajnego. A jednak… Okulista zbadał mnie dwa razy i stwierdził oczopląs oraz że coś musi naciskać na nerwy wzrokowe. Dał skierowanie do szpitala. Tam wykonano tomograf, który wykazał coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.  Guz w mózgu – 5 cm. Ta diagnoza sprawiła, że nogi się pode mną ugięły. Ale wiedziałam, że nie mogę się poddać. Miałam przecież przed sobą całe życie, mnóstwo planów i marzeń. Przeszłam długą drogę, kilka operacji, intensywną rehabilitację. I jestem tutaj. Żyję. Jednak było niesamowicie ciężko.  Operacje spowodowały paraliż prawej strony twarzy i lewostronny niedowład ciała, niedoczulicę i ataksje, oraz utratę słuchu po prawej stronie. Nie byłam w stanie ruszać lewą nogą ani ręką. Trzeba było mnie karmić, twarz była napuchnięta i mimo leżenia wszystko mnie bolało. Nie obyło się również bez komplikacji… Gdy rozpoczęłam działania rehabilitacyjne, szybko musiałam je przerwać, bo doszło do zakażenia bakterią Clostridium.  Na szczęście to już przeszłość. Przeszłam długą drogę pełną ćwiczeń, wyrzeczeń… Musiałam walczyć o odzyskanie swojego zdrowia i dawnej sprawności.  Wróciłam do „normalnego” życia: studia, siłownia, rehabilitacja na własny koszt, zdałam licencjat. Jednak, aby mój stan się nie pogarszał, wymagam dalszej, intensywnej rehabilitacji, która jest niezwykle kosztowna. Na co dzień wspomagam się kulami, dzięki którym mogę sama wyjść na spacer, zrobić zakupy. Kocham sport, siłownię, aktywność fizyczną. Przez te parę lat codziennie, małymi kroczkami przybliżałam się do odzyskiwania dawnej sprawności. Wiem jednak, że bez regularnej rehabilitacji – stanę w miejscu.  Chciałabym również korzystać z terapii manualnej twarzy, która polega na masażach i ćwiczeniu mimiki. Widzę efekty tych wszystkich aktywności i chciałabym móc je kontynuować. Niestety ogrom kosztów przekracza moje możliwości finansowe.  Mieszkam na co dzień z rodzicami, którzy przekonali mnie do założenia zbiórki. Samej bardzo ciężko mi prosić o pomoc. Wiem jednak, że już raz otworzyliście dla mnie swoje ogromne serca. Liczę, że zrobicie to ponownie… Być może i ja kiedyś będę mogła pomóc komuś z Was? Ania Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

4 868,00 zł ( 15,25% )
Brakuje: 27 047,00 zł
Nikola Węgrzyn
Nikola Węgrzyn , 7 lat

Wada serca u naszej córeczki! Niech ten lęk o jej życie w końcu się skończy!

Nasza mała dziewczynka ma wadę serca. Boimy się, bo nigdy nie wiemy, jak to się może potoczyć. Dziś robimy wszystko, aby jej teraźniejszość i przyszłość były po prostu spokojne i pozbawione lęku o własne życie.  Nikola urodziła się z poważną wadą serca, która została wykryta dopiero po porodzie. Po konsultacji kardiologicznej została przetransportowana do szpitala w Krakowie, gdzie wykonano szczegółową diagnostykę.  Mając 6 tygodni lekarze podjęli decyzję o odroczeniu operacji i odstawieniu leków. Córeczka wróciła do domu, poznała swoją starszą siostrę i wszyscy razem spędziliśmy najwspanialszy czas.  Nie trwało to jednak długo… Po trzech miesiącach dostała napadów anoksemicznych! Musiała jak najszybciej trafić do szpitala. Z oddziału kardiologii, gdzie wystąpiły kolejne ataki, została przewieziona na intensywną terapię. Tam czekała na swoją pierwszą operację serca, niestety nie ostatnią. Lekarze alarmują, że konieczna jest kolejna operacja! Być może odbędzie się już za rok. Jesteśmy pod stałą opieką kardiologa oraz uczęszczamy na rehabilitację, aby jak najlepiej wzmocnić organizm Nikoli.  Nasza córeczka bardzo szybko się męczy. Nawet najdrobniejszy wysiłek przysparza jej wiele trudności. Cały czas występują także problemy z koordynacją ruchową: Nikola ma trudności z chodzeniem, bieganiem, myciem zębów, ubieraniem się. Na każdym kroku potrzebuje naszej pomocy. Dlatego rehabilitacja jest tak bardzo ważna! Za nami bardzo trudny czas. Pełen lęku i niepewności. Wiemy, że leczenie naszego dziecka jeszcze się nie zakończyło. Przed naszą córką długa droga i niejedna walka do wygrania, a my będziemy jej w tym towarzyszyć. Mimo tego, co Nikola dotychczas przeszła, jest pozytywnym i zawsze uśmiechniętym dzieckiem, które dzielnie radzi sobie z przeciwnościami losu.  Będziemy wdzięczni, jeżeli pomożecie zapewnić Nikoli jak najlepszą opiekę medyczną oraz dostęp do stałej rehabilitacji. Mamy nadzieję, że dobro, które okażecie, szybko do Was wróci! Rodzice

1 766,00 zł ( 3,64% )
Brakuje: 46 745,00 zł
Andrii Kokul
Andrii Kokul , 40 lat

Rosjanie zaminowali jego mieszkanie – zbieramy na protezę!

Zbieramy fundusze na pomoc ofierze wojny na Ukrainie. Adrieii ma 39 lat. Mieszka w Snihurivce, okręg Mikołajewski, niedaleko Chersonia. W latach 2019-2020 służył w ukraińskim wojsku. Wówczas został ranny w głowę.  Od tego czasu pracował jako budowlaniec. Mieszkał razem z mamą. Ojciec zmarł 10 lat temu. W 2022 r. Rosjanie zajęli całą Snihurivkę i okupowali ją przez kolejne 8 miesięcy. W mieszkaniu rodziny przebywali okupanci, a oni sami musieli uciec do znalezionego pustostanu. W trakcie wyzwolenia ich mieszkanie zostało trafione przez rakietę. Po wyzwoleniu chcieli odgruzować swój dom. Okazało się, że cały teren był zaminowany...  W wyniku wejścia na minę Andrii stracił lewą rękę i lewą nogę. W wybuchu zniszczona została cała reszta dobytku. Razem z mamą stracili wszystko, łącznie z dokumentami dotyczącymi służby w wojsku oraz dokumentację medyczną. Dopóki ich nie odtworzą, nie mogą skorzystać z pomocy ukraińskiego państwa. Są zdani na pomoc dobrych ludzi. Na miesięczne przeżycie mają we dwoje ok. 400 zł  emerytury mamy.  Andrii był wysokim i silnym mężczyzną, Teraz oprócz niepełnosprawności zmaga się z syndromem stresu pourazowego i jest zdany na opiekę 64-letniej mamy. Nie mają nic, nawet sprawnego wózka inwalidzkiego. Najważniejsze na tę chwilę dla Andrieja jest zachowanie nadziei i stanięcie na nogach o własnych siłach. Udało nam się skontaktować z zakładami ortopedycznymi, które zadeklarowały gotowość przygotowania protezy nogi dla Andrieja.  Niestety koszt to prawie 30 tysięcy zł. Wiąże się to również z kilkutygodniowym pobytem w Polsce. Dla rodziny, która wspiera Andrieja z Polski, jest to nieosiągalna kwota. Spróbujmy razem im pomóc.

4 206,00 zł ( 14,69% )
Brakuje: 24 412,00 zł
Teresa Latkowska
Teresa Latkowska , 70 lat

Pomóż Teresie walczyć z następstwami UDARÓW!

Gdy Teresa opowiedziała mi o sytuacji, w której upadła i nie mogła samodzielnie wstać, a nie było w pobliżu nikogo, kto mógłby jej pomóc, moje serce rozpadło się na milion kawałków... Jest wspaniałą kobietą, która bardzo potrzebuje pomocy. Jest sama. Jestem przyjacielem Teresy i staram się jej pomagać – na miarę swoich możliwości. Niestety dzieląca nas odległość sprawia, że nie jestem w stanie być u niej codziennie. A ona właśnie tego potrzebuje, 24 – godzinnej opieki! Jest osobą niepełnosprawną w stopniu znacznym, ma orzeczoną niezdolność do samodzielnej egzystencji. Przeszła dwa udary – w 2013 i 2016 roku, których następstwem jest niedowład połowiczy lewostronny. Leczy się również z powodu nadciśnienia tętniczego krwi i napadowego migotania przedsionków. Teresa porusza się przy pomocy lasek łokciowych, chodzika oraz wózka inwalidzkiego, który niestety jej się popsuł. Mieszka w wynajętym domku jednorodzinnym, w którym zajmuje jedno pomieszczenie. Boli mnie serce na myśl, że nie może nawet wyjść sama na zewnątrz i pokonać trzech schodków. Już nie raz zdarzało jej się boleśnie upaść i leżeć kilka godzin, bo nikt jej nie pomógł…  Ma córkę Kasię, która stara się jej pomóc, ale nie jest w stanie zapewnić jej całodobowej opieki. Na co dzień Teresa jest całkiem sama. Czasem dzwoni do mnie i z bezsilności płacze, bo jest jej niezwykle trudno. Pomimo to uśmiecha się, walczy i stara się „iść do przodu…” Moja przyjaciółka otrzymuje zasiłek stały, pielęgnacyjny i świadczenie uzupełniające, jednak to wystarczy tylko na podstawowe potrzeby. Teresa wymaga stałej rehabilitacji, leczenia, sprzętu rehabilitacyjnego, które są niezwykle kosztowne. Nie ma nawet zwykłej piłeczki, którą mogłaby ściskać, by pobudzać mięśnie do pracy.  Jest bardzo dobrym człowiekiem i podziwiam ją za to, że mimo wszystko radzi sobie z niesamowicie trudną rzeczywistością, w której się znalazła. Proszę, pomóż sprawić, że jej codzienność będzie choć trochę prostsza. Niech ciemne chmury znikną i zaświeci dla niej słońce… Przyjaciel, Marcin Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

1 164,00 zł ( 10,94% )
Brakuje: 9 475,00 zł
Maciej Lewandowski
Maciej Lewandowski , 10 lat

Po porodzie mój syn doznał udaru mózgu! Konsekwencje towarzyszą mu do dzisiaj...

Ciąża z moim dzieckiem przebiegała prawidłowo. Nic nie wskazywało, że po jego narodzinach będę musiała walczyć o jego życie i zdrowie! Podczas porodu doszło do komplikacji… Mój malutki synek, NOWORODEK, dostał UDARU MÓZGU! W konsekwencji spowodowało to u niego mózgowe porażenie prawostronne z niedowładem prawostronnym! Skutki tamtych wydarzeń są z nami do dzisiaj. Prawa rączka Maciusia nie jest w pełni sprawna – nie potrafi podnieść jej do góry, dać do tyłu ani nic nią złapać. Dokucza mu przykurcz, który uniemożliwia wykonywanie zwykłych czynności, takich jak np. mycie zębów i ubieranie się! Właściwie nic nie potrafi zrobić prawą ręką… Na szczęście synek samodzielnie chodzi, choć często traci równowagę. Jego nóżka także nie jest w pełni sprawna… Maciek uczęszcza do szkoły podstawowej. Pomimo swoich trudności, radzi sobie na miarę swoich możliwości. Jestem dumna, że się nie poddaje. Mój syn jest mądrym i dobrym chłopcem, który jest gotowy do walki o swoją sprawność.  Robię co mogę, aby zapewnić mojemu dziecku jak najlepszą opiekę i rehabilitację. Jednak powoli zaczyna brakować mi środków. Nie mogę pozwolić, aby Maciek zaprzestał regularnych ćwiczeń! Mój synek potrzebuję bardzo intensywnej rehabilitacji oraz ortezy na rękę. Dobiło mnie, że badania wykazały u niego także małogłowie… To kolejna przeszkoda, która nie pozwala nam iść do przodu. Dlatego proszę o wsparcie. Celem naszej wędrówki jest sprawność mojego dziecka. Proszę spraw, aby ta droga była spokojna i możliwa do przejścia.  Monika, mama

771,00 zł ( 7,24% )
Brakuje: 9 868,00 zł
Lena Lisaczenko
Pilne!
Lena Lisaczenko , 44 lata

NOWOTWÓR nie poczeka... Leczenie potrzebne NA JUŻ!

Prowadziłam spokojne, szczęśliwe życie u boku męża i dwójki wspaniałych dzieci – Aliny i Denisa. Niestety, w pewnym momencie moje życie się rozpadło,  poukładany świat stanął w miejscu, nie wiedziałam, co robić. Do tej pory walczę, choć nie jest łatwo…  Wszystko zaczęło się latem 2020 roku. Pewnego dnia poczułam silny ból w żołądku. Bez chwili namysłu udałam się do lekarza, aby odnaleźć źródło problemu. Okazało się, że cierpię na chorobę wrzodową żołądka. Dostałam kroplówkę, ból minął, ale temperatura ciała nie spadała poniżej 37,3 stopni. Wróciłam do swojej codzienności, którą co jakiś czas przerywały rzadkie ataki bólu. Niestety rok później sytuacja się powtórzyła. Ból był nie do wytrzymania, dlatego znów pojechałam do szpitala. Podano mi kroplówki, które ponownie uśmierzyły ból. Nie dawało mi to jednak spokoju, dlatego wykonałam endoskopię, która wykazała, że choroba już odpuściła. Byłam spokojna. Niestety nie na długo – chwilę później w moim ojczystym kraju wybuchła wojna.  Bóle na moment odpuszczały, ale pojawiały się ponownie i były nie do wytrzymania. Zostałam skierowana do chirurga, który nie zauważył nic niepokojącego, a ja nie mogłam spać, ze względu na nasilający się ból… Wysyłano mnie od lekarza do lekarza. Z jednego badania przychodziłam na drugie. Niestety, pomimo tego, nikt nie potrafił mi pomóc i odnaleźć źródła moich problemów. Polecono, abym zwróciła się do szpitala, w którym przez kolejne trzy dni przyjmowałam jedynie kroplówki. Dopiero w maju 2022 roku po badaniu tomografem, lekarze dostrzegli poważne zmiany w moim organizmie.  Zmęczona, osłabiona i na lekach przeciwbólowych dowiedziałam się, że jestem chora, a moim przeciwnikiem, z którym będę musiała stoczyć walkę, jest nowotwór. Przerażona podjęłam się leczenia, chemioterapii, która już za pierwszym razem pozbawiła mnie włosów. Moim dzieciom wyjaśniłam, że mama dostaje taki lek, przez który ludzie tracą włosy. Nie potrafiłam im powiedzieć, że cierpię na nowotwór. Musiałam jednak te przerażone maluchy zabierać ze sobą do szpitala, ponieważ bałam się zostawiać je same, gdy w kraju toczyła się wojna.  Konieczna była poważna operacja, jednak najpierw powtórzyłam tomografię, która potwierdziła przerażającą diagnozę, ale również zwróciła uwagę lekarzy na jelito grube. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tyle nieszczęść spada na mnie w tak krótkim czasie. Okazało się, że guz przylega do naczyń w żołądku, lewego nadnercza i trzustki, przez co nie można było go usunąć. Stwierdzono również, że cierpię także na nowotwór jelita. Byłam załamana. Przypadkiem dowiedziałam się o możliwości leczenia w Turcji. To była moja nadzieja, musiałam spróbować… Tam, po wielu badaniach, dobrano dla mnie odpowiednie leczenie. Zalecali, abym przeszła 6 cykli chemii, ale wystarczyło mi jedynie na 3. Koszty leczenia były porażające, a musiałam też zapewnić sobie nocleg… Zdecydowałam, że wrócę do domu. Niektóre z leków miałam tu refundowane, dzięki czemu byłam w stanie dokupić również lek immunologiczny i przejść dodatkowo chemioterapię. Po badaniach okazało się, że guz się zmniejszył, ale nie na tyle, żeby można było wykonać operację. Konieczna jest dalsza chemio i immunoterapia, na które mnie już nie stać… Fundusze pozwalają mi na kontynuowanie jedynie chemioterapii, która nie jest wystarczająca. Czas leci bardzo szybko… Potrzebuję pomocy! Walczę o swoje życie już ponad rok. Nie mogę się poddać, mam dla kogo walczyć. Nie zostawię męża i moich dzieci... Pomożesz? Elena 

3 748,00 zł ( 5,98% )
Brakuje: 58 826,00 zł
Aleksander Rumiński
Aleksander Rumiński , 10 lat

Nierówna walka to jego codzienność - pomożesz Olkowi❓

Jesteśmy ogromnie wdzięczni za każdy gest wsparcia przy poprzedniej zbiórce!  Systematyczna rehabilitacja jest najważniejsza w przypadku naszego syna i walki o jego zdrowia. Niestety jej brak powoduje przykurcze i ogromny ból. Skończyły nam się środki finansowe. Terapia i leczenie wyczerpały wszystkie nasze oszczędności i zebrane pieniądze. Syn zaczyna szybciej rosnąć, dlatego potrzebujemy dużo intensywnej rehabilitacji, żeby nie utracić zdobytych dotychczas umiejętności.  Prosimy, nie zostawiajcie nas! Nasza historia:  Moja ciąża nie należała do tych książkowych. Walczyłam ze wszystkich sił, by nosić synka jak najdłużej pod sercem. Niestety nie miał tyle szczęścia co inne dzieci. Olek urodził się ponad 3 miesiące przed terminem, a w wyniku komplikacji okołoporodowych i niedotlenienia zmaga się z mózgowym porażeniem dziecięcym. Ogromny cios. Nie tak miało być! Oluś miał urodzić się zdrowy... Skrajny wcześniak, 650 gramów… Był taki słaby, taki malutki. Walczyliśmy o każdy dzień jego życia, o każdy oddech. Na ręce pierwszy raz wzięłam go dopiero po 55 dniach. Pierwsze 3,5 miesiące swojego życia spędził w szpitalu.  Życie z niepełnosprawnym dzieckiem to zmaganie się z przeciwnościami losu każdego dnia. Nie wiemy, co przyniesie jutro. Dziecku z MPD trzeba poświecić się w całości. Olek nie chodzi i nie siedzi, mówi tylko kilka prostych słów. Porozumiewamy się za pomocą znaków i piktogramów. Walczymy o jego sprawność i samodzielność, ale jest to bardzo trudne. Główną barierą są pieniądze, których potrzeba naprawdę dużo. Jednak wystarczy jedno spojrzenie Olka i znowu nabieramy wiatru w żagle. Chcemy działać!  Szczęście Olusia jest dla nas najważniejsze. Codzienna rehabilitacja i sprzęt medyczny pochłaniają ogromne sumy. Olek jest całkowicie zależny od pomocy innych we wszystkich czynnościach.  Bardzo potrzebujemy waszego wparcia! Kochający Rodzice → Zmagania Olusia możecie także obserwować na Facebook'u → oraz wspierać poprzez licytacje  Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.   

14 557,00 zł ( 36,48% )
Brakuje: 25 337,00 zł
Emilia Adamczyk (Gornowicz)
Emilia Adamczyk (Gornowicz) , 34 lata

Długa droga powrotu do sprawności... Pomagamy Emilii!

Trudno wyrazić słowami wdzięczność, jaka ogarnia nasze serca. Poprzednia zbiórka i zebrana dzięki niej kwota przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Otrzymaliśmy tak wiele ciepłych słów wsparcia i dobroci waszych serc. Czuliśmy, że w tej trudnej sytuacji nie pozostaliśmy sami. Jesteśmy niesamowicie wdzięczni za każdą pomoc! Dziś wracam do Was z nowymi wieściami. Moja Emilia czuje się lepiej. Zapalenie płuc powoli odpuszcza, dzięki czemu jej oddech ustabilizował się i poprawił. Badania ginekologiczne potwierdziły, że stan naszego maleństwa jest na ten moment dobry. Nadal wielką niewiadomą pozostaje poprzeczne zapalenie rdzenia, a tak naprawdę, co jest jego przyczyną. Emilia cały czas jest poddawana diagnozie.  Dzięki zebranym środkom zakupiliśmy koflator, który wspomaga oczyszczanie dróg oddechowych z zalegających wydzielin. Zauważamy też drobne postępy w sprawności Emilii. Obecnie skupiamy się nad nauką siadania, która przygotuje żonę do pozycji stojącej. Delikatnie poprawia się także sprawność w lewej ręce – Emilia potrafi poruszać palcami. Dla nas to wielki sukces! Głęboko wierzymy w to, że dzięki dalszej pracy i wytrwałości uda nam się odzyskać to, co utraciliśmy w jednej chwili. Tylko systematycznymi ćwiczeniami, jesteśmy w stanie uzdrowić Emilię.  Jeszcze raz, chciałbym podziękować Wam za dotychczasowe wsparcie! Jak wiecie, jesteśmy na samym początku naszej trudnej drogi. Przed nami jeszcze wiele wyzwań do pokonania. Wiemy, że tylko z Waszą pomocą uda nam się je pokonać! Dlatego ponownie prosimy o pomoc i wsparcie finansowe. Już raz pokazaliście, jak wielkie są Wasze serca, wierzymy, że i tym razem nie będzie inaczej. Poznaj historię Emilii: Jak dalej żyć, kiedy najważniejsza dla ciebie osoba jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie? Jak pogodzić się z tym, że w jednej chwili mogłeś stracić wszystko to, co najważniejsze? Gdy patrzę na szpitalne łóżko, na którym leży moja żona, moje oczy samoistnie nachodzą łzami. Czuję lęk i wielką niezgodę na wydarzenia ostatnich dni. Nadal trudno uwierzyć w to, co nas spotkało, zwłaszcza że zaledwie kilka tygodni temu cieszyliśmy się z informacji, że nasza rodzina ponownie się powiększy. Dziś siedzę przy żonie, patrzę na jej sparaliżowane ciało, trzymam za rękę i nie wiem, co jeszcze zgotuje nam los... Co właściwie się wydarzyło? Nadal tak naprawdę wiemy zbyt mało, by odpowiedzieć na to pytanie. W środę 15 lutego odebrałem telefon od zaniepokojonej żony, który skarżyła się na silne bóle między łopatkami. Gdy dojechałem do domu ból przeszedł też na prawą rękę, w której z minuty na minutę traciła siłę. Przerażony natychmiast wezwałem pogotowie. Początkowo trafiliśmy na SOR, ale gdy objawy postępowały dalej, a Emilia zaczęła tracić czucie w lewej stronie ciała, przyjęto nas na oddział. Lekarze podejrzewali udar, jednak przeprowadzony rezonans wykazał, że w głowie żony nie ma żadnych zmian. Niestety na wysokości odcinka piersiowego wykryto stan zapalny. Z godziny na godzinę było coraz gorzej. Pojawiła się ostra niewydolność oddechowa, a ciało Emilii było praktycznie w całości sparaliżowane. W dodatku kolejne badania wykazały zapalenie płuc. W końcu usłyszałem ostateczną diagnozę – Emilia doznała czterokończynowego porażenia mózgowego, prawdopodobnie wywołanym po infekcyjnym poprzecznym zapaleniem rdzenia.  Mój świat runął w jednej chwili jak domek z kart. Czułem, że właśnie rozsypuję się na tysiąc kawałków... Nie mogłem uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło. Jak to możliwe? Tak nagle i niespodziewanie zły los wszedł do naszego życia i zburzył wszystko to, co dobre. Niestety nadal nie udało się ustalić dokładnej przyczyny paraliżu żony. Lekarze cały czas ją diagnozują i każdego dnia wykluczają kolejne przypuszczenia. Stan Emilii jest stabilny, poprawił się jej oddech. Na ten moment skupiamy się na wyleczeniu zapalenia płuc, które mocno osłabia jej organizm. Emilia może poruszać jedynie głową i delikatnie prawą ręką. Reszta ciała pozostaje bezwładna. Żona zmaga się także z niedodmą oraz całkowicie zniesioną ruchomością przepony po stronie lewej. Jest także przez cały czas pod kontrolą ginekologów, którzy ustalili, że życia dziecku nic już nie zagraża. Jednak ze względu na ciążę Emilia nie może przyjmować większości leków, dlatego jej leczenie może wydłużyć się w czasie. Nie można przewidzieć, jak będą wyglądały kolejne tygodnie. Nie wiemy, w jakim stopniu rehabilitacja zadziała na Emilię i jakie będą jej efekty. Wszystko wydarzyło się zaledwie kilka dni temu, ale wiemy, że walkę musimy podjąć już teraz. W domu czeka na nas 2-letnia Zuzia, która jest jeszcze zbyt mała, by zrozumieć, co tak naprawdę się stało. Zrobię jednak wszystko, by przywrócić Emilii zdrowie i sprawność. Będę do tego potrzebował waszego wsparcia, ponieważ przed nami wiele miesięcy leczenia i kosztownej rehabilitacji. Jak dotąd pracowała jako fizjoterapeutka gotowa zawsze do pomocy każdemu pacjentowi. Dziś, to ona jak nigdy wcześniej potrzebuje naszego wsparcia. W sierpniu przyjdzie na świat nasze drugie szczęście. Chciałbym, aby moja Emilia, mogła o własnych siłach wziąć na ręce i przytulić nasze maleństwo. Dlatego proszę, pomóż mi zawalczyć o żonę! Artur, mąż Emilii  Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

46 461,00 zł ( 29,11% )
Brakuje: 113 114,00 zł
Kornelia Góralczuk
Kornelia Góralczuk , 6 lat

Bez rehabilitacji Kornelka straci szansę na sprawność i godną przyszłość! Pomóż!

Nasza urocza i kochana córeczka Kornelka już od pierwszych swoich dni mierzy się z wieloma przeciwnościami losu. Jest taka malutka, ma nieco ponad 4 latka i nie do końca jest jeszcze świadoma swojej choroby. Jej uśmiech i radość dodają mi każdego dnia siły do walki. Cierpienie i jej przeszywające łzy utrzymują w pewności, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by zapewnić jej dobrą i godną przyszłość.  Ciąża z Kornelką przebiegała prawidłowo. Może nie książkowo, bo córeczka miała mniejszą wagę, niż powinna, jednak lekarze oprócz tego nie znaleźli żadnych nieprawidłowości. Tym większe było nasze zdziwienie, gdy po narodzinach usłyszeliśmy, że może być ciężko chora. Początkowo lekarzy zaniepokoiły szmery na serduszku oraz zbyt mała głowa. Badania potwierdziły ich przypuszczenia – u Kornelki zdiagnozowano małogłowie i wadę serca. Natychmiast przetransportowano nas do szpitala w Olsztynie, gdzie spędziłyśmy kolejne dwa tygodnie. Tam udało się poszerzyć diagnostykę. Wkrótce usłyszeliśmy, że wady, z którymi Kornelka przyszła na świat są wynikiem stanu po przebytym w okresie prenatalnym krwawieniu do komór bocznych i wrodzoną wadę rozwojową mózgu. Byliśmy w szoku… W dalszym etapie leczenia zdiagnozowano u niej mózgowe porażenie dziecięce z lewostronnym niedowładem ciała. Naprawdę trudno było nam się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Pierwsze chwile to czas wielkiej niepewności, lęku o zdrowie Kornelki i ogromnych wątpliwości, czy damy sobie radę. Wiedzieliśmy jednak, że nigdy nie przestaniemy walczyć o jej zdrowie i sprawność. I tak od ponad 4 lat każdego dnia mierzymy się z chorobą i wszystkimi jej konsekwencjami. Zapisaliśmy córkę do specjalnego przedszkola, gdzie będzie miała rehabilitację i opiekę wszystkich potrzebnych specjalistów. Niestety jest to bardzo kosztowne. Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji materialnej. Dziennie musimy pokonać około 100 km, aby dowieźć i odebrać Kornelię z przedszkola.  Wiemy, że bez rehabilitacji i odpowiedniego leczenia nie będzie mogła w przyszłości samodzielnie funkcjonować. Nie możemy do tego dopuścić… Dlatego wszystkich ludzi dobrej woli prosimy o pomoc! Tylko dzięki Wam będziemy mogli kontynuować dalsze leczenie Kornelki. Za każdą przekazaną złotówkę i słowo wsparcia już teraz dziękujemy! Magdalena i Tomasz, rodzice Kornelki  

591 zł