Los dla Jadwigi był okrutny. Zbyt okrutny... Kiedyś pomagała innym - dziś czas na nas!
Jestem osobą mocno schorowaną. To trwa to już tyle lat, że nie pamiętam, jak to jest być zdrową. Dodatkowo co rusz rzucane mam przez życie kłody pod nogi. Jestem już u kresu sił… Wszystko zaczęło się 30 lat temu, kiedy urodziłam najmłodszą córkę. Przy porodzie nastąpiły komplikacje i lekarze musieli wykonać cesarskie cięcie. Zszywając mnie, przyszyli jajowód do jelita! Skutki tego była katastrofalne już wtedy, ale niestety trwają one do dziś… Wycięto mi połowę jelito, wszyto worek, a potem wyjęto. Po porodzie, zamiast tulić swoje dziecko, byłam przykuta do łóżka. 10 miesięcy leżałam w szpitalu, nie znając własnego dziecka! Nie dość, że cierpiałam fizycznie, to przechodziłam też katusze psychiczne… Moje matczyne serce wyło z rozpaczy! Kolejne lata przynosiły mi następne ciosy tak wielkie, że nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego to wszystko przytrafiło się właśnie mnie! Zawsze starałam się ludziom pomagać i to w sposób bardzo realny, rzeczowy wręcz. Mąż pracował za granicą, ja wychowywałam nasze trzy córki i dorabiałam nieformalnie jako telefonistka – dysponentka w radiu taxi. Mimo że nam się nigdy nie przelewało, to wiązaliśmy jakoś koniec z końcem i potrafiłam dzielić się tym, co mamy z innymi. Dziś mam nadzieję, że karma wróci i inni pomogą również mi… Przez jakiś czas wychowywałam moje wnuki. Jedna z moich córek niestety mocno się pogubiła w życiu. Bardzo mocno. Nie potrafiła między innymi być matką. Ja niestety nie byłam formalnie rodziną zastępczą dla moich wnuków. Nie mogłam, bo byłam zbyt schorowana! Gdyby nie to, być może tragedia, która nas spotkała, nigdy by się nie wydarzyła! Przez 4 lata byłam jak mama dla mojego wnuczka. Po tym czasie moja córka zabrała go jednak do siebie. Miała do tego pełne prawo, bo była jego prawomocnym opiekunem. Przez myśl mi nie przeszło, że wydarzy się aż taka tragedia... W dniu 5. urodzin mój śliczny, cudowny chłopiec – mój wnuczek został zamordowany przez własną matkę… To był moment, w którym rozpadłam się na milion kawałków. Równocześnie straciłam dwie bliskie mi osoby… Nawet teraz, po tylu latach nie jestem w sanie o tym spokojnie mówić i pisać. Żal, rozgoryczenie, smutek rozdzierają moje serce. W głowie kołacze cały czas jedna myśl – gdybym była zdrowa, to być może to by się nigdy nie wydarzyło… Tragedie, które mnie dotknęły, nie pozostały bez wpływu na moje zdrowie. Przeszłam w sumie trzy udary mózgu, choruję na cukrzycę oraz zmagam się z niewydolnością serca i płuca. Mam poważne zmiany kręgosłupa, które powodują u mnie problemy z chodzeniem. W związku z tym poruszam się przy balkoniku. Dzięki niemu mam możliwość wyjścia z domu. Bez niego byłabym zamknięta w czterech ścianach… To jednak nie wszystko. Uległam również wypadkowi, w wyniku którego mam złamanie przezkrętarzowe kości udowej prawej. Przekręciło mi się całe biodro! Miałam założone 28 szwów, 3 śruby i płyto-śrubę. Niestety kość nie chce się zrosnąć, a płyta w biodrze uciska na jelita, przez co jeszcze bardziej cierpię! Moja gastroenterolog rozkłada ręce, bo wyczerpaliśmy wszystkie dostępne metody leczenia. Badania typu kolonoskopia nie wchodzą w grę, bo jest obawa, że rozerwą mi jelita… Na domiar złego uznano mnie za osobę niepełnosprawną najpierw w stopniu znacznym, a później w umiarkowanym, choć mój stan zdrowia przecież nie uległ poprawie… Co rusz muszę walczyć z przeciwnościami losu. Jestem tym taka zmęczona! Odbijam się od drzwi różnych instytucji, aby uzyskać pomoc. Odebrano mi rentę, magicznie „uzdrowiono”, zabrano refundację na insulinę i wiele innych rzeczy… Jedyna moja nadzieja jest w Was – ludziach o złotych sercach. Rodzina niestety nie jest w stanie mi pomóc. Mąż niedawno zmarł, jedna córka mieszka daleko, druga ma niepełnosprawne dziecko i walczy jak lwica, by przywrócić mu zdrowie, trzecia odbywa karę… Utrzymuję się z renty i zasiłku pielęgnacyjnego. Miesięczna kwota moich dochodów jest zaledwie trzycyfrowa… Proszę, pomóżcie mi dalej się leczyć! Powoli tracę wiarę, że uda mi się wykupić leki, pójść prywatnie do lekarza… Tak bardzo tego potrzebuję, aby móc dalej w miarę funkcjonować! Mimo że z jednej strony los tak bardzo odbiera mi siłę do życia, to z drugiej strony nie chcę jeszcze umierać… Będę niewiarygodnie wdzięczna, jeśli zechcesz mi pomóc i wesprzesz moją zbiórkę. Jadwiga