Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marcin Stachowiak
Marcin Stachowiak , 41 lat

Marcin walczy o powrót do sprawności po udarze! Potrzebne wsparcie!

„Życie to nie bajka” – te słowa nigdy nie były bardziej prawdziwe niż teraz, gdy patrzymy na trudną sytuację, w jakiej znalazł się Marcin. To wyjątkowy mężczyzna, przede wszystkim kochający ojciec, oddany brat i wspaniały człowiek, który zawsze był gotów nieść pomoc innym. Dziś jednak to on potrzebuje naszej pomocy! Po zakupach w sklepie Marcin miał trudności z wejściem na rower. Coś niepokojącego zaczęło się dziać – nagle nie rozpoznał kolegi, który przybiegł z pomocą. Lewa strona jego twarzy zaczęła się wykrzywiać. Szybko wezwano pomoc, a Marcin został przetransportowany do szpitala. Tam dowiedzieliśmy się, że doznał rozległego udaru niedokrwiennego mózgu! To był szok dla wszystkich – z trudem patrzyliśmy na bliskiego człowieka, który nagle przestał nas rozpoznawać i stracił logiczny kontakt z otoczeniem. Udar spowodował paraliż prawych kończyn, a także konieczność przeprowadzenia operacji serca. Dzięki nieustępliwym staraniom rehabilitantów, lekarzy, wsparciu rodziny oraz własnemu wysiłkowi, Marcin nauczył się z powrotem chodzić! Jednak życie nigdy nie wróciło do dawnej normy. Marcin nadal potrzebuje pomocy przy wykonywaniu podstawowych czynności, ma ogromne problemy z mówieniem i nie jest w stanie mieszkać samodzielnie. Najbardziej jednak boli go fakt, że nie może spędzać tyle czasu z synem, ile by chciał. Sześciolatek, Filip, bardzo przeżywa stan ojca, a Marcin tęskni za normalnym czasem spędzanym ze swoim synem... W obliczu niespodziewanych wyzwań Marcin musi stawić czoła przeciwnościom losu, z jakimi żaden człowiek nie powinien mierzyć się sam. Dlatego zwracamy się do Was – do tych, którzy mogą i chcą wesprzeć go w tej trudnej drodze. Istnieją turnusy rehabilitacyjne, które mogłyby znacząco pomóc Marcinowi w powrocie do zdrowia. Niestety, ich koszt przekracza nasze możliwości finansowe. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie, by Marcin mógł odzyskać choć część utraconej niezależności i cieszyć się życiem z Filipem. Każda pomoc jest na wagę złota! Rodzina

48 407,00 zł ( 56,87% )
Brakuje: 36 700,00 zł
Jan i Antonina Łuszczyk
Jan i Antonina Łuszczyk , 8 lat

Dzielne rodzeństwo walczy z kolejnymi diagnozami! Prosimy, POMÓŻ❗️

Tosia i Jaś to rodzeństwo wojowników. Są dziećmi pogodnymi i praktycznie wcale nie płaczącymi. Niestety, los okazał się wobec nich wyjątkowo okrutny – każde z naszych dzieci od samego początku musi z całych sił walczyć o zdrowie i lepsze jutro.  Antosia choruje na przepuklinę oponowo-rdzeniową, rozszczep kręgosłupa, wady wrodzone układu moczowego oraz wrodzoną wadę serca. Była intubowana już po urodzeniu i przy cewnikowaniu przeszła zakażenie układu moczowego, z racji leków, jakie miała podawane oraz intubacji jest w grupie ryzyka utraty słuchu. Tosia dużo już przeszła jak na tak malutką istotkę, ale dzielnie walczy każdego dnia razem ze swoim rodzeństwem. Oboje z Jasiem codziennie stawiają czoła przeciwnościom losu i walczą o niewykluczenie ich z normalnego życia w społeczeństwie, choć nie jest to łatwa i lekka praca.  Wszyscy terapeuci, lekarze i specjaliści zaangażowali się w pomoc nam na 1000% – nie tylko ze wsparciem medycznym, ale i psychicznym. Wypis ze szpitala Tosi miał aż 36 stron! To właśnie w momencie opuszczania placówki usłyszałam słowa lekarza, które sprawiły, że gardło zacisnęło mi się z rozpaczy… „Musi Pani cewnikować Tosię, bo bez tego ona w pewnym momencie będzie umierała w mękach… Bez tego jej nerki staną, dializy nie pomogą, a Pani będzie cierpiała razem z nią, patrząc, jak kilku lub kilkunastoletnia córeczka umiera”. Takie słowa są niewyobrażalnie bolesne, ale dla mnie jeszcze bardziej motywujące do walki… Bałam się jak to będzie i co będzie, płakałam nad jej inkubatorem i łóżeczkiem codziennie… Przed Tosią zabieg wszczepienia zastawki do główki. Bardzo walczyliśmy, by móc tego uniknąć, bo to kolejna ingerencja w jej malutkie ciałko i organizm. Niestety, punkcja okazała się niewystarczająca. O zdrowie walczy nie tylko Tosia, ale także jej starszy brat – Jaś. Do tej pory pamiętam dokładnie, jak to wszystko zaczęło się u synka… Pojawił się niewinny krwotok z nosa, po czym po 20 minutach syn zaczął się skarżyć na ból głowy, zsiniał na twarzy i połowie ciała. Zaniosłam go do łóżka, a syn tam zesztywniał, potem stracił świadomość na pewien czas. Zaczęłam, dogłębnie szukać przyczyny i zaczęliśmy jeździć i robić badania, byliśmy u wielu specjalistów. Neurolog zaczął podejrzewać padaczkę, w badaniu EEG pokazały się również zmiany padaczkowe w mózgu do tego doszła neurobolerioza i dodatkowe badania oraz wizyty u specjalistów. Diagnoza padaczki i postępujące zmiany cały czas są i nie odpuszczają. Kolejnym punktem po wizytach było zachowanie i rozwój Jasia od dziecka, co skierowało nas na wizytę u cudownego psychiatry dziecięcego, lecz diagnoza okazała się już mniej sympatyczna, ponieważ Jaś po zleconych specjalistycznych badaniach otrzymał diagnozę autyzmu oraz ADHD. Dodatkowym problemem stało się u Jasia jedzenie – jest bardzo wybiórczy pokarmowo i nie je tak, jak inne dzieci w jego wieku. Nie mówi, jak dzieci w wieku 7 lat, co jest dużym problemem w komunikacji zarówno z rówieśnikami, jak i dorosłymi. Nie czyta, nie głoskuje i nie wykonuje wszystkich typowych czynności adekwatnie do swojego wieku. Hałas, duże skupiska ludzi oraz nowe osoby to także bardzo duże wyzwanie dla synka. Jaś nie uczestniczy w np. andrzejkach, jak koledzy z klasy. Często potrzebuje także wyjść z zajęć, aby się wyciszyć z opiekunem. U synka występują kłopoty z koncentracją. Nie rozumie dłuższych i złożonych pytań oraz wypowiedzi, ma również problemy z pamięcią. W walce o zdrowie i lepsze funkcjonowanie zarówno Jaś jak i Tosia potrzebują stałej opieki wielu specjalistów oraz kosztownej rehabilitacji. Niestety, wiąże się to z wysokimi kosztami finansowymi, które ciężko jest udźwignąć naszej rodzinie samodzielnie. Z całego serca prosimy Was o wsparcie Jasia i Tosi. To właśnie teraz, gdy są jeszcze małymi dziećmi – możemy wypracować najwięcej! Nie pozwólmy tej szansie przepaść… Każdy gest Twojego dobrego serca może zaważyć na lepszej przyszłości naszych dzieci. Z wdzięcznością,  Rodzice Jasia i Tosi

1 353 zł
Wiktoria Ostrowska
Wiktoria Ostrowska , 16 lat

Potrzeba niewiele, by pomóc w drodze po zdrowie❗️Wspieramy Wiktorię❗️

Wiktoria urodziła się w ciężkiej zamartwicy i z mózgowym porażeniem dziecięcym. Dziś jest już nastolatką, ale pokłosie jej pourodzeniowej walki są wciąż widoczne. Jej rozwój psychomotoryczny jest opóźniony, córka wymaga częstych wizyt kontrolnych u specjalistów: neurologa, ortopedy, psychologa, logopedy, okulisty, gastrologa, terapeutów… Jest niesamodzielna, nie chodzi. Wymaga stałej opieki, ale to nie przeszkadza jej rozpromieniać swoim uśmiechem każdy nasz dzień. W 2023 roku ze względu na mocny przykurcz Wiktoria musiała przejść poważną operację prawej nogi, co do dzisiaj wymaga ciągłej fizjoterapii i specjalistycznego sprzętu – lekarze musieli łamać kości i wstawiać śruby. Obecnie jeździmy na turnusy, ćwiczymy, rehabilitujemy się, udało nam się zakupić walker. Ale nasze oszczędności i możliwości w końcu się wyczerpały. Dlatego teraz kiedy dobrze byłoby kupić dla Wiktorii pionizator, by zwiększyć szanse, że złapie tę pionizację, koszty nas pokonały. Ostatecznie nie mamy innego wyjścia niż prosić o pomoc w uzbieraniu środków na pionizator, sprzęt oraz dalsze leczenie i rehabilitację, by móc walczyć o sprawność Wiktorii. Każde wsparcie, wpłata i udostępnienie to ogromny gest, za który już teraz dziękujemy i nigdy nie przestaniemy być wdzięczni. Rodzice

5 080 zł
Paweł Fryszkowski
Paweł Fryszkowski , 45 lat

Diagnoza SLA brzmiała jak wyrok śmierci wydany na Pawła... Pomóż w walce o życie – RATUJ❗️

W momencie diagnozy runął cały nasz świat. Nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego to na nas spadło, do ostatniej chwili łapaliśmy się strzępków nadziei, że to wszystko jakaś ogromna pomyłka. Do końca chcieliśmy wierzyć, że dolegliwości mojego ukochanego męża mogą być objawami innej choroby. Niestety, los okazał się niewyobrażalnie okrutny i bezlitosny. SLA – te trzy litery na wynikach badań nie pozostawiały najmniejszych złudzeń. Paweł umiera.  Pierwsze niepokojące objawy choroby pojawiły się w październiku 2023 roku. To właśnie wtedy u Pawła pojawił się niedowład w jego lewej ręce. Coraz więcej czynności sprawiało mu trudność, lecz rezonans nie wykazał żadnych zmian. Odetchnęliśmy wówczas z ulgą. Niestety, trwała ona jedynie krótką chwilę… Stan męża pogarszał się w zastraszającym tempie. Zaledwie parę miesięcy później nie był już w stanie pracować. W maju był już tak słaby, że trafił do szpitala. Obraz kliniczny i wyniki przeprowadzonych badań przyniosły diagnozę, która była jednocześnie wyrokiem. Stwardnienie zanikowe boczne.  To postępująca, nieuleczalna i śmiertelna choroba. Atakuje mięśnie i prowadzi do ich paraliżu. Wpierw SLA odbiera sprawność i samodzielność, a na końcu przychodzi po ostatni oddech.  Już 3 miesiące po postawieniu rozpoznania mój mąż nie może już samodzielnie chodzić – porusza się jedynie za pomocą balkonika. Mieszkamy z mężem sami, codziennie po powrocie z pracy uczę się jak rehabilitować go na własną rękę, jak mu pomóc… Jednak im bardziej choroba postępuje, tym mniej pozostaje mi złudzeń.  Jedyną szansą, by spowolnić postęp tej zabójczej choroby jest stała opieka specjalistów oraz intensywna rehabilitacja. Niestety, koszty z tym związane są zawrotne. Pomimo tak potwornej diagnozy staramy się nie poddawać i wierzyć, że będzie nam dane doczekać przełomu medycyny. Walczymy, by Paweł mógł jak najdłużej być samodzielny, by choroba zadała mu jak najmniej bólu. Z całego serca proszę Was o ratunek. Bez rehabilitacji i kosztownych leków mój mąż nie ma szans w starciu z tym zabójczym przeciwnikiem. Każda wpłata, każde udostępnienie jest dla nas jak zapalenie światła nadziei na kolejny wspólny rok, miesiąc, dzień… Kochająca żona, Dorota

35 310,00 zł ( 63,1% )
Brakuje: 20 648,00 zł
Adaś Wojtaś
Pilne!
Adaś Wojtaś , 6 lat

Trwa walka o życie 6-letniego Adasia❗️Pomóż pokonać rzadki nowotwór❗️

Nasz koszmar rozpoczął się w styczniu. Adasia bardzo bolała główka, miał nudności i wymiotował, dlatego rozpoczęliśmy pielgrzymkę od szpitala do szpitala, w poszukiwaniu źródła tych problemów. Przez miesiąc tkwiliśmy w poczuciu nieświadomości, aż w końcu trafiliśmy na oddział. Wtedy świat runął. Poznaliśmy diagnozę śmiertelnej choroby ukochanego dziecka… Przeprowadzono tomograf, który wykazał, że w główce Adasia jest ogromny, potężny guz. Niezwłocznie została wykonana operacja usunięcia wodogłowia. Kilka dni później synek ponownie trafił na stół operacyjny, gdzie usunięto guza – niestety nie w całości. Próbki trafiły do badań, a my pełni strachu i obaw czekaliśmy na wynik. Dzień, w którym lekarze przekazali nam konkretną diagnozę, chcielibyśmy wymazać z pamięci… Potworem, z jakim się mierzymy, jest pineoblastoma – guz okolicy szyszynki. Nie mogliśmy w to uwierzyć... 9. lutego rozpoczęliśmy chemioterapię, która była kilkukrotnie przekładana ze względu na fatalne wyniki Adasia… 21. maja rozpoczęliśmy radioterapię, a teraz znów chemię, która wykańcza maleńki organizm naszego synka… Adaś ma problemy z poruszaniem, z mową, nie funkcjonuje już tak, jak kiedyś… Po naszym radosnym, energicznym chłopcu pozostał tylko cień. Kiedyś uwielbiał jazdę na rowerze, czytanie bajek, aktywnie spędzony czas… Dziś cykl jego dnia wyznaczają kolejne dawki chemioterapii i walka z tym potworem… Oddalibyśmy wszystko, żeby Adaś wyzdrowiał. Niestety dojazdy, zakwaterowanie, rehabilitacja i wszystko, co związane z leczeniem, znacząco obciąża nasz budżet. Sami nie damy rady…  Bardzo prosimy o wsparcie! Twoja pomoc może się okazać ratunkiem dla naszego dziecka. Nie przechodź obojętnie… Rodzice

208 726,00 zł ( 65,4% )
Brakuje: 110 423,00 zł
Andrzej Marzęcki
Andrzej Marzęcki , 49 lat

Kazano nam pożegnać się z tatą… On jednak chce żyć! Pomóżcie!

4 lipca zdarzyła się tragedia – w wyniku wypadku samochodowego nasz tata doznał ciężkich obrażeń ciała i głowy! Stan był krytyczny, więc od razu z miejsca wypadku przetransportowano go na SOR, a później trafił na oddział intensywnej terapii! Kiedy wydawało się, że sytuacja się stabilizuje, doszło do ostrej niewydolności oddechowej! Lekarze nie dawali tacie szans na przeżycie i kazali nam się z nim pożegnać… Nie mogliśmy w to uwierzyć! Tata miał jednak ogromną wolę życia i przetrwał kryzys! Przez kilka tygodni leżał podtrzymywany przy pomocy leków, a my codziennie dojeżdżaliśmy do niego, by wesprzeć go chociaż swoją obecnością przy szpitalnym łóżku. Mamy z tatą wyjątkową więź – już od dzieciństwa to on wspierał wszystkie nasze plany i marzenia. Był dla nas, małych chłopców, wzorem do naśladowania! Niestety, tata po wyprowadzeniu ze śpiączki farmakologicznej nie odzyskał na razie świadomości i nie ma z nim kontaktu, co świadczy o uszkodzeniu mózgu. Mimo to wierzymy, że tata kiedyś do nas wróci, a my jako synowie musimy mu w tym pomóc!  Na szczęście tata oddycha już bez pomocy respiratora, jednak walka o powrót do dawnego zdrowia i sprawności może potrwać wiele miesięcy. Dotychczas staraliśmy się zapewnić mu rehabilitację z własnych środków, jednak teraz, gdy zadanie lekarzy na OIOMie już się kończy, musimy przenieść go do wyspecjalizowanego ośrodka. To będzie długa i trudna rehabilitacja, która jest niestety bardzo kosztowna. Dlatego zwracamy się o pomoc i wsparcie w walce o przyszłość Andrzeja! Zrobimy wszystko, aby tata do nas wrócił! Synowie z rodziną

61 564,00 zł ( 32,14% )
Brakuje: 129 926,00 zł
Grzegorz Kowal
Grzegorz Kowal , 50 lat

Rak doprowadził do amputacji – To nie musi być wyrok❗️

W marcu 2024 roku byłem szczęśliwym mężem, aktywnym fizycznie facetem spełniającym się zawodowo. A w kwietniu 2024 roku czas się zatrzymał. Diagnoza – rak złośliwy kości, chondrosarcoma kości ramiennej lewej. W tamtej chwili wszystkie plany, marzenia i pasje przestały być istotne. Od tamtej chwili każdy dzień to emocjonalny rollercoaster i wyścig z czasem. Rezonans, tomografie, badania histopatologiczne, wizyty u specjalistów… Dzień za dniem wzloty i upadki. Od najczarniejszych scenariuszy, w których został mi rok, do uśmiechów losu, bo może to tylko złośliwy miejscowo i bez przerzutów. Cały czas wspierali mnie lekarze, rodzina i przyjaciele, dzięki którym miałem siłę, by nie poddać się rozpaczy. I tak 3 lipca w szpitalu w Piekarach Śląskich przeszedłem operację amputacji ręki i wyłuszczenia stawu barkowego. Co dalej? Dalej były pytania: Jak się odnaleźć w nowej codzienności? Będę mógł dalej realizować pasje? Jak radzić sobie bez ręki? I wtedy zdarzył się mały cud – artykuł w internecie, który znalazła moja szwagierka. Opisywał nowoczesne protezy rąk. Znowu trafiłem na wspaniałych, empatycznych profesjonalistów z krakowskiego oddziału. Uświadomili mnie, że mamy XXI wiek, brak ręki to nie wyrok, a proteza to nie tylko atrapa, ale w pełni funkcjonalne narzędzie. Proteza może ułatwić życie. Od prozaicznych czynności jak otwarcie butelki, pokrojenie chleba po jazdę na rowerze! Ale to kosztuje i to niemało, bo ponad 200 000 złotych! Dlatego, PROSZĘ, pomóż mi zebrać potrzebną kwotę. Każda złotówka i każde udostępnienie jest niezwykle cenne i ważne. Dziękuję. Grzegorz

91 347,00 zł ( 42,93% )
Brakuje: 121 419,00 zł
Andrzej i Tadeusz Możejko
Andrzej i Tadeusz Możejko , 64 lata

Tragiczny pożar odebrał braciom dach nad głową... Pomóż w walce o lepsze jutro!

Andrzej i Tadeusz to bracia, którzy od dawna stawiają czoła licznym przeciwnościom losu. Przez wiele lat walczyli zdrowie i sprawność Tadeusza, a dzisiaj mierzą się ze skutkami straszliwego pożaru…  Tadeusz zmaga się ze znaczną niepełnosprawnością – w wyniku amputacji stracił lewą nogę poniżej kolana. Na co dzień wsparciem był dla niego ukochany brat Andrzej, z którym mieszkali w jednym domu. Niestety, los po raz kolejny okazał się wobec nich niezwykle okrutny… 9 lipca 2024 roku o 7:00 bracia wyszli do domu i pojechali do miasta załatwić swoje codzienne sprawy. Nic nie zapowiadało zbliżającej się tragedii. Już około 9:00 sąsiedzi zobaczyli wstrząsający widok – z domu braci unosiły się obłoki czarnego, gęstego dymu. Do gaszenia budynku wysłano aż 6 oddziałów straży pożarnej! Strażacy, po przybyciu na miejsce, w jednym z mieszkań zastali silnie zadymione pomieszczenia. Do środka została wprowadzona rota ratowników, która zlokalizowała i ugasiła źródło pożaru oraz dokonała przeszukania pomieszczeń. Okazało się, że w budynku nikt nie przebywał. Ponadto z mieszkania wyniesiono dwie butle gazowe. Tylko cudem Andrzeja i Tadeusza nie było w tym czasie w domu. Nie chcemy nawet myśleć, co mogłoby się zdarzyć, gdyby znajdowali się wtedy w budynku… Obecnie bracia znajdują się w schronisku, ponieważ ich dom jest doszczętnie zniszczony. Niezbędny jest całkowity remont, lecz koszta z nim związane są niezwykle wysokie. Andrzej wraz z niepełnosprawnym Tadeuszem nie są w stanie udźwignąć tak dużego ciężaru finansowego samodzielnie… Prosimy, pomóż odzyskać braciom bezpieczny dach nad głową… Każda złotówka i każde udostępnienie dają im szansę na lepsze jutro! Wierzymy, ze dobro wysłane w świat – wraca z podwójną mocą… Najbliżsi

292,00 zł ( 0,54% )
Brakuje: 52 900,00 zł
Ewa Lis
Ewa Lis , 33 lata

Z Twoją pomocą codzienność Ewy może stać się lepsza! Proszę, pomóż!

Ewa od urodzenia zmaga się z chorobami neurologicznymi. Moja żona porusza się z pomocą wózka inwalidzkiego. Zawsze staram się pomagać jej najlepiej, jak mogę, jednak z każdym dniem jest coraz trudniej… Na co dzień wspieram żonę w wykonywaniu wielu podstawowych czynności. Ewa potrzebuje też regularnej rehabilitacji i częstych wizyt u specjalistów. Mimo to stara się żyć tak, jakby nie było ograniczeń, nie tracąc optymizmu i pogody ducha!  Niestety, dużym utrudnieniem jest dla Ewy stary wózek, z którego korzysta już od ponad dekady. Nie pozwala żonie poruszać się tak swobodnie. Ogromnym ułatwieniem jej codzienności byłby nowy wózek, jednak to wielki koszt… Chciałbym zapewnić żonie wszystko, czego potrzebuje, by jej życie było lepsze i wygodniejsze. Niestety, przeszkodą są pieniądze… Sami nie damy rady uzbierać środków na nowy wózek inwalidzki. Proszę, wesprzyjcie Ewę w walce o lepsze jutro! Piotr, mąż

2 603 zł