Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Edward Bronicki
Edward Bronicki , 71 lat

Udar odebrał tacie sprawność! Proszę, pomóż mu wrócić do dawnego życia!

Tego lata życie mojego taty zmieniło się raz na zawsze...  Kiedyś zawsze radosny, pogodny i nieustannie uśmiechnięty – teraz przykuty do łóżka, z grymasem na twarzy i gasnącym w oczach blaskiem... Jedynym ratunkiem jest dla niego kosztowne leczenie i rehabilitacja…  Jeszcze niedawno tata żył na pełnych obrotach – grał w piłkę ręczną, kochał długie wędrówki po górach i jazdę na rowerze. Był aktywny zawodowo i zarażał innych swoimi pasjami. Czerpał z życia garściami i realizował swoje marzenia. Niestety nagle, bez żadnego ostrzeżenia spadła na nas tragedia, która zmieniła dosłownie wszystko! 25 sierpnia tata źle się poczuł. Szybko został przewieziony do szpitala, gdzie otrzymał straszliwą diagnozę – rozległy udar mózgu.  Tata miał wiele szczęścia – przeżył. Jednak udar był na tyle poważny, że zabrał mu kontrolę nad lewą stroną ciała, zniekształcił mowę, zabrał samodzielność… Przez długi czas nie docierało do nas to, co się wydarzyło. Byliśmy przerażeni i zdruzgotani! Stan taty był naprawdę poważny! Cała lewa strona jego ciała do dziś jest sparaliżowana. Tata w jednej chwili stał się osobą niepełnosprawną,  wymagającą całodobowej opieki. Stracił sprawność i umiejętność wyrażania swoich myśli i potrzeb. Choroba znacznie zaburzyła jego mowę, która jest bardzo zniekształcona i często niewyraźna.  Co gorsza, przez poważną niewydolność serca, tata nie kwalifikuje się do rehabilitacji standardowymi metodami. Jedyną szansą dla niego jest rehabilitacja w wysokospecjalistycznych ośrodkach, przy pomocy sprzętu, który nie obciąży jego serca. Bez leczenia dalsze życie spędzi przykuty do łóżka, bez jakiejkolwiek szansy na samodzielność...   Tata skończył w tym roku 68 lat i mimo poważnego stanu wierzę, że jeszcze wiele dobrego przed nim. Jest szansa, aby znów o własnych siłach stanął na nogi, zaczął  żyć bez stałej opieki. Niestety, na przeszkodzie do jego samodzielności stoją pieniądze. Potrzebujemy zarówno środki na rehabilitację, jak i sprzęt medyczny — wózek inwalidzki, łóżko z materacem przeciwodleżynowym oraz leki. Koszty są ogromne, a czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Im szybciej rozpoczniemy specjalistyczną rehabilitację, tym większa szansa na sprawność! Dlatego zwracamy się do wszystkich osób o wielkich sercach, by pomogli zebrać pieniądze na profesjonalną rehabilitację oraz dalsze leczenie.  Proszę, pomóżcie, abym mogła znów zobaczyć uśmiech na jego twarzy, a jego przyszłość ponownie nabrała kolorowych barw. Córka Magdalena

16 052,00 zł ( 60,95% )
Brakuje: 10 283,00 zł
Sławomir Chrostowski
Sławomir Chrostowski , 70 lat

Chorować nie znaczy przestać żyć... Nauczyciel wychowania fizycznego potrzebuje pomocy!

Swoje życie poświęciłem pracy. Jestem emerytowanym nauczycielem wychowania fizycznego. Całe życie zawodowe krzewiłem ideę „W zdrowym ciele – zdrowy duch”. Każdą wolną chwilę poświęcałem na opracowywaniu planu ciekawych zajęć. Wkładałem ogrom serca i pracy w to co robiłem. Wiedziałem jak sport i ruch jest ważny dla najmłodszych. Wiedziałem też, że profilaktyka może zdziałać cuda. Wśród młodzieży propagowałem każdą formę ruchu, a dziś sam nie mogę chodzić… Wieloletnia choroba zaatakowała mnie na tyle mocno, że lekarze musieli podjąć ostateczną decyzję. Zarostowa miażdżyca tętnic oraz komplikacje po operacji doprowadziły do amputacji nogi na wysokości podudzia i palców drugiej kończyny. Zaczęło się niewinne, jednak z czas ból stał się nie do wytrzymania. Promieniował na całe kończyny, z minuty na minutę traciłem więcej sił…  Widziałem, że choroba wprowadza w moje życie nieodwracalne skutki. Wiem, że gdyby lekarze nie podjęli decyzji o amputacji, mogłoby mnie tu nie być.  Od ponad roku jestem przykuty do wózka inwalidzkiego. Kiedyś szczyciłem się sportowymi statuetkami, medalami, osiągnięciami… Dziś niedowierzam, jak bardzo okrutne może być życie. Całą swoją codzienność poświęciłem na pomaganie innym, a teraz to ja stoję w miejscu, w którym muszę prosić o pomoc.  Mimo mojej trudnej sytuacji nawet na moment nie przestałem wierzyć, że to, co robiłem, pomoże mi dziś walczyć dalej. Los okazał się bardzo przewrotny, jednak wierzę, że jeszcze się do mnie uśmiechnie. Potrzebna jest żmudna i wieloetapowa rehabilitacja oraz proteza, dzięki której będzie mógł wreszcie samodzielnie się poruszać.  Nie chcę spędzić jesieni życia w domu, będą przykutym do łóżka. Chcę, by  takie miejsca jak sala gimnastyczna, hala sportowa czy boisko szkolne, które darzę ogromnym sentymentem, były dla mnie dostępne. Chciałbym obudzić się rano z nadzieją, że jeszcze będzie dobrze, cieszyć się życiem i czerpać z niego pełnymi garściami. Proszę, pomóż mi. Sam nie dam rady!    Sławomir

35 105 zł
Amelka Kalejta
Amelka Kalejta , 9 lat

Autoimmunologiczne zapalenie mózgu odbiera Amelii dzieciństwo... Ratuj!

Kiedy widzisz swoje uśmiechnięte, radosne i zdrowo rozwijające się dziecko – nic innego się nie liczy. Czujesz radość i nagle zauważasz, że coś zaczyna się zmieniać. Dziecko zaczyna budzić się z płaczem, oczka zaczynają uciekać od naszego spojrzenia, zaczyna się od nas oddalać, przestaje wypowiadać słowa, pogarsza się sprawność ruchowa, radość zamienia się w krzyk. To historia Amelii, naszej kochanej córeczki, o którą walczymy każdego dnia.  Amelka rozwijała się książkowo. Z radością obserwowaliśmy jej pierwsze samodzielne kroki, to jak gaworzy, zaczyna zabawy z siostrą. Niestety w pewnym momencie wydarzyła się tragedia. Córka po szczepieniu zachorowała. Zwykła gorączka zamieniła się w rodzinną tragedię. Przez to, że jej odporność znacznie spadła, trafiła do szpitala. Infekcja zadziałała tak mocno, że jej rozwój uległ drastycznemu regresowi. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje…  Jako rodzice byliśmy przerażeni, ale wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać i musimy szukać przyczyny, która niszczy dzieciństwo naszego dziecka. Jednocześnie czuliśmy, że nie mamy chwili do stracenia. Za własne oszczędności rozpoczęliśmy szczegółową diagnostykę w Polsce i za granicą. Badania wysyłaliśmy, gdzie tylko było to możliwe: do Niemiec, USA, Wielkiej Brytanii. Po wielu próbach pomocy i licznych wizytach u specjalistów i hospitalizacjach oraz szeregu kosztownych badań diagnostycznych lekarze wykryli we krwi Amelii przeciwciała antyneuronalne NMDA, a także przeciwciała móżdżkowe. W końcu w wieku 5 lat Amelia otrzymała diagnozę – autoimmunologiczne zapalenie mózgu, zespół Pandas.  Istotą tej strasznej choroby jest nieprawidłowo ukierunkowana odpowiedź układu immunologicznego, który zamiast walczyć z patogenami, niszczy także swoje własne, zdrowe komórki. Ta podstępna choroba, niszczy komórki mózgowe naszej córeczki i nie pozwala jej normalnie się rozwijać. Żeby wygrać z chorobą, potrzebne jest kosztowne leczenie zarówno w Polsce jak i za granicą, które obejmuje wlewy z immunoglobulin. Jeden taki wlew to koszt około 20 tysięcy złotych. Oprócz tego Amelka potrzebuje plazmaferezę, specjalistyczne leki oraz długą, kompleksową neurorehabilitację. Dotychczas wszystkie koszty leczenia i rehabilitacji, którą zdążyliśmy wdrożyć, pokrywaliśmy z własnych oszczędności, z pomocą tylko najbliższej rodziny. Nadszedł jednak moment, kiedy musimy poprosić o pomoc, gdyż sami nie jesteśmy w stanie udźwignąć kosztów leczenia, który na ten moment wynosi 130 tysięcy złotych. Grafik naszej córki wypełniony jest po brzegi rehabilitacją. Fizjotorepia, logopedia, neurlogopedia, mikropolaryzacja, integracja sensoryczna i hipoterapia wymieniają się, z comiesięcznymi wizytami w szpitalu na wlewy. Amelka na widok szpitalnej sali reaguje histerią. Wyrywa się, krzyczy… Potrafi przez kilka dni nie jeść, a po powrocie do domu wymiotuje. Jest to dla niej naprawdę ciężkie, a my jako rodzice czujemy ogromną bezradność…  Choroba zabiera Amelii radość z życia, a nam jej rodzicom nie daje chwili wytchnienia. Amelka ma siostrę, która bardzo tęskni i cały czas czeka na dzień, w którym znów będą mogły się razem bawić. Każda pomoc, nawet pozornie najmniejsza, przybliża nas do celu. Dlatego prosimy – nie bądź obojętny i wesprzyj naszą małą córeczkę! Katarzyna i Mariusz, rodzice 

22 401 zł
Bartek Drobienko
Bartek Drobienko , 7 lat

Nieznany przeciwnik rujnuje życie Bartka! Pomocy!

Mimo że synek skończył już 4 lata, wciąż nie usłyszeliśmy diagnozy. Bartek dopiero po długiej, katorżniczej rehabilitacji postawił pierwsze kroki. Wciąż jednak chodzi niezgrabnie i często się potyka. Wciąż też mówi tylko pojedyncze słowa, przez ponad rok karmiony był sondą. Problemów przybywa, a ich rozwiązań zaczyna brakować. Synek musi też nosić specjalistyczne ortezy, które zapobiegają pogłębianiu się koślawości jego stóp. Dodatkowo Bartek ma obniżone napięcie mięśniowe oraz wiotkość stawowo-mięśniową. Z kolei autyzm odbiera mu szansę na prawidłowy rozwój. Przez wciąż jeszcze niezdiagnozowaną chorobę genetyczną życie naszego synka już kilka razy było zagrożone... Nie możemy wciąż funkcjonować w strachu! Mimo że nie wiemy, z czym przyszło nam walczyć, walczymy i nigdy się nie poddamy, ale dziś wiemy już, że potrzebujemy pomocy! Najważniejsze jest przeprowadzenie badania genetycznego, które pozwoli nam wreszcie usłyszeć diagnozę, a później podjęcie z nią skutecznej walki... Prosimy, pomóż! Rodzice Bartka    

8 495 zł
Karol Kujawski
Karol Kujawski , 33 lata

Guz mózgu zabrał mojemu synowi wzrok i sprawność – ale nie życie! Ratujmy Karola!

Dziecko zawsze będzie najważniejsze dla matki. Nieważne ile ma lat – w jej sercu zajmuje szczególne miejsce. Chce się dla niego jak najlepiej, dba i troszczy na każdym kroku. Myśli o tym, czy czuje się dobrze, czy niczego mu nie brak. Wiadomość o jego chorobie jest tą najgorszą, niszczy wszystko w koło. Nic tak nie boli jak strach i niepewność o to, co będzie dalej…  Karol w tym roku skończył 30 lat. Urodził się jako zdrowy chłopiec i żyłam z wielką nadzieją, że tak zostanie. Niestety, w wieku 4 lat wykryto u niego nowotwór - czaszkogardlaka. Był jeszcze taki malutki i bezbronny, a jego codzienność nierozerwalnie związała się z częstymi pobytami w szpitalu i wizytami u lekarzy. Potrzebna była natychmiastowa operacja, która miała uratować jego życie.  Guz odrastał, a Karol do 8 roku życia przeszedł w sumie trzy poważne operacje, w wyniku których stracił wzrok… Modliłam się, by czarne chmury, które skłębiły się nad naszą rodziną, po prostu uciekły. Niestety było tylko gorzej. Kolejne lata wiązały się z kolejnymi operacjami. Po szóstej w 2007 roku nastąpił obrzęk mózgu, trzy miesiące śpiączki, niedowład i paraliż lewej nogi i ręki. Guz nadal rósł, więc Karol został poddany naświetleniom – pierwszy raz w 2009 roku i ponownie w 2015 roku.  Syna wychowywałam sama. W tym momencie również to ja pełnię nad nim opiekę, pomagam we wszystkich czynnościach, otaczam miłością największą, jaką tylko potrafię. Zrezygnowałam z pracy, by być z nim w każdym momencie. Karol jest pogodnym, inteligentnym i silnym mężczyzną. Uwielbia słuchać powieści, lubi muzykę, interesuje się otaczającym go światem. Chciałby czytać książki, ale paraliż jednostronny znacznie utrudnia mu naukę alfabetu Braille’a. Niestety z powodu swojej niepełnosprawności nie może pracować, a jest to jego największe marzenie.  Karol wymaga ciągłej opieki, badań, podawania leków i rehabilitacji, a to wiąże się z ogromnymi wydatkami, na które brakuje nam pieniędzy. Dlatego proszę o pomoc! Wierzę w ludzi, wierzę w magiczną moc pomagania!  Mama

20 020 zł
Marysia Litoborska
Marysia Litoborska , 7 lat

Burza w główce Marysi niszczy jej życie❗️Błagamy o ratunek!

7 tygodni - tylko tyle szczęśliwego i beztroskiego dzieciństwa dostaliśmy od losu. Później zaczął się nasz koszmar, który trwa do dziś. Strach, który nie przeminie nigdy... Marysia miała tylko 7 tygodni, kiedy dostała pierwszy napad padaczki. Nie da się opisać przerażenia, jakie czuje człowiek, gdy bezsilnie patrzy, jak choroba wyciąga szpony po jego kilkutygodniowe maleństwo... Szpital, badania, my z kilkutygodniową Marysią na rękach i rozpaczliwe szukanie ratunku, który nie nadchodził... Chorobę zdiagnozowano jako padaczkę objawową, zespoły padaczkowe ze złożonymi napadami częściowymi. Każdy napad to ogromne obciążenie dla mózgu, który staje się na chwilę niesprawny... Potem okazało się, że Marysia jest też opóźniona w rozwoju. Wiadomość o chorobie dziecka to ogromny szok i ból... Przewartościowaniu ulega całe życie. Najgorsza jest bezradność - zrobilibyśmy dla tej małej, bezbronnej istotki wszystko, a nikt nie potrafił jej pomóc... Szpital był dla nas jak drugi dom, nie takie życie sobie dla niej wymarzyliśmy... W trakcie hospitalizacji i leczenia testowano łącznie 10 różnych leków, które jedynie zmieniały charakter napadów... Mimo że niedługo skończy już 4 lata, Marysia dalej nie mówi i ma ogromne problemy ze sprawnym poruszaniem się.  Walce o zdrowie naszej córeczki podporządkowaliśmy wszystko. Poszukiwaliśmy przyczyny choroby... Kiedy odbijaliśmy się od ściany, nie poddawaliśmy się i szukaliśmy dalej. Przeprowadzona szeroka diagnostyka - rezonans główki, PET oraz badania genetyczne - nie wyjaśniła, dlaczego Marysia jest chora. Próbowaliśmy wszystkiego. Pomimo zaleconego leczenia i rygorystycznej diety Marysia nadal codziennie walczy z napadami. Nasza dramatyczna walka o ratunek trwa już cztery lata. Przeczesaliśmy cały Internet, szukaliśmy innych przypadków, kontaktu z rodzicami dzieci, cierpiących na to samo co Marysia. Przełom nastąpił dopiero wtedy, gdy - dzięki własnym poszukiwaniom, różnym badaniom i podpowiedziom innych rodziców - przeprowadziliśmy diagnostykę w kierunku autoimmunologicznego tła choroby. Był to strzał w 10 – po prawie 4 latach poszukiwań doszliśmy do źródła problemów. Okazało się, że Marysia cierpi na autoimmunologiczne zapalenie mózgu. To choroba układu nerwowego, objawiająca się stanem zapalnym mózgu i szeregiem objawów neurologicznych... Bardzo ciężka do leczenia i bardzo niebezpieczna. Teraz stoimy przed kolejnym wyzwaniem. Leczenie autoimmunologicznego zapalenia mózgu opiera się na kilkukrotnym podaniu immunoglobulin. Niestety, z uwagi na wysoki koszt całej procedury i brak potwierdzenia przeciwciał w płynie mózgowo-rdzeniowym, Marysia nie została zakwalifikowana do leczenia refundowanego. Proponowane jest leczenie sterydami – o mniejszej skuteczności i dodatkowych skutkach ubocznych... Nasza córeczka już wystarczająco dużo się nacierpiała. Marysia może przejść leczenie, ale prywatnie - musimy za wszystko zapłacić. Tu nie ma na co czekać, każdy dzień jest ważny, aby Marysia mogła szybko nadrobić zaległości i zacząć rozwijać się razem z rówieśnikami! Każdy dzień zwłoki to dla naszego dziecka bezpowrotnie stracona szansa, aby Marysia wróciła kiedyś do szczęśliwego życia, aby rozwijała się jak inni... Nie możemy pozwolić, aby straciła jeszcze więcej! Marysia została zakwalifikowana do podania 7 serii immunoglobulin. Chcemy jak najszybciej zacząć ją leczyć, aby mogła normalnie żyć. To jedyna szansa, innej nie mamy... Prosimy, pomóż nam uratować naszą córeczkę. Rodzice Marysi - Joanna i Marcin

75 855,00 zł ( 58,54% )
Brakuje: 53 720,00 zł
Marcin Starostka
Marcin Starostka , 35 lat

Sprawność – wierzę, że Twoją pomocą Marcin jeszcze ją odzyska!

8 maja 2020 miał być dniem, jakich było wiele... Mąż wybrał się na przejażdżkę motocyklową i ta chwila okazała się być początkiem naszego nowego życia. Kierowca samochodu osobowego wymusił pierwszeństwo i wjechał w motocykl Marcina... Na skutek wypadku mąż doznał licznych stłuczeń głowy i urazu rdzenia kręgowego. Połamane żebra przebiły płuco. Jego stan był bardzo ciężki. Nie zdawałam sobie jednak sprawy jak bardzo... Marcin spędził miesiąc na oddziale intensywnej terapii. Wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. Patrzyłam na twarz męża, która jak zamrożona zastygła w bezruchu i rozrywało mi to serce. Kiedy się wybudził jego wola walki i optymizm sprawiły, że wszyscy uwierzyliśmy, że jeszcze będzie dobrze! Powoli zaczął dochodzić do siebie, chociaż wypadek zabrał mu dużą część sprawności! Marcin to zawodowy żołnierz, pasjonat wspinaczki górskiej, zapalony motocyklista, zdolny saunamistrz. Zawsze imponował mi ambicją i energią, jaką zarażał wszystkich dookoła. Wierzę, że i teraz, dzięki swojej sile, będzie mógł odzyskać zdrowie. Niestety – oprócz siły i determinacji, potrzeba nam jeszcze ogromnych pieniędzy....  Okazało się, że mąż ma uszkodzone obustronnie sploty ramienne i konieczna jest operacja w Niemczech, która wraz z intensywną, regularną rehabilitacją daje duże szanse na powrót do sprawności. Wszystko to generuje jednak ogromne koszty! Marcin ciężką pracą osiągnął już wiele, jednak przed nami jeszcze długa droga. Proszę, pomóż nam dalej walczyć!  Żona Marcina, Iwona –––––––––––––––– Możesz również pomóc, biorąc udział w licytacjach na Facebooku ➡️ Licytacje dla Marcina Starostki

92 522,00 zł ( 42,71% )
Brakuje: 124 096,00 zł
Adam Nawara
Adam Nawara , 56 lat

Adam spadł z koparki, uderzając głową o beton❗️Konieczna pilna pomoc!

Piątek, 20 listopada 2020 roku. To miał być kolejny zwykły dzień w naszym życiu. Okazał się jednak najtragiczniejszym doświadczeniem, jakiemu zostaliśmy poddani przez los. Cios był nagły... Adam, mój mąż, spadł tego dnia z koparki z wysokości niemal 3 metrów. Był operatorem... Z ogromną mocą uderzył głową o beton. Od tego czasu nic nie jest takie jak przedtem... Rano nic jeszcze nie zapowiadało tragedii. W oczekiwaniu na weekend razem z mężem wspólnie spędziliśmy poranek. Standardowa rozmowa, śniadanie… Adam to wspaniały człowiek. Znajomi uwielbiali spędzać z nami czas, a poczucie humoru i pozytywne nastawienie do życia nigdy nie opuszczało mojego męża. Do czasu…  Gdybym tylko wiedziała, co się stanie, zatrzymałabym go w domu. Adam był operatorem koparki, uwielbiał swoją pracę... Tego dnia doszło jednak do wypadku... Mąż wypadł z koparki i uderzył tyłem głowy o beton... Po wezwaniu pomocy bardzo szybko został przetransportowany helikopterem do szpitala, gdzie natychmiast trafił na blok operacyjny. W głowie miał krwiak, walczył o życie... Gdy dowiedziałam się o wypadku, ziemia usunęła mi się spod nóg. Natychmiast pojechałam do szpitala... Kolejne dni były dla mnie i całej rodziny ogromnie ciężkim czasem. Adam został utrzymany w śpiączce farmakologicznej przez 3 tygodnie, czekaliśmy, aż obrzęk mózgu się zmniejszy. Dni mijały bardzo wolno, a każdy kolejny bardzo się dłużył.  Nadszedł dzień jego wybudzenia, dzień, w którym złamano mi serce. Okazało się, że Adam nie może powiedzieć mi, jak się czuje czy jak bardzo cieszy się, że mnie widzi - stwierdzono u niego afazję oraz niedowład czterech kończyn. Diagnozy przedstawiane przez lekarzy były druzgocące - mój mąż miał być osobą leżącą, wymagającą opieki przez 24 godziny na dobę. Nie nawiązywał kontaktu, nie reagował na polecenia... Ku mojemu przerażaniu dzień przed Wigilią przeniesiono go na oddział paliatywny, w którym przestał jeść i musiał być karmiony przez sondę.  Kazano mi przygotować  dom na powrót męża-kaleki... Jeszcze nigdy nie czułam większej rozpaczy... Płakałam, miałam poczucie, że całe moje życie się skończyło, a pozostał tylko ból i bezradność. Stwierdziłam jednak, że nie mogę godzić się z tą diagnozą, muszę walczyć o Adama, o lepsze jutro dla niego i nas. Godziny rehabilitacji, które zorganizowałam i które Adam miał do tej pory, pokazują, że warto walczyć. Stan męża się poprawia! Przeniesiono go na oddział rehabilitacyjny. Adam mnie rozpoznaje, co powoduje ogromną radość i nadzieję. Od pewnego czasu próbuje mówić i mimo że ciężko go zrozumieć, każda próba cieszy i jest wielkim sukcesem.  Adam powoli wraca do życia, przed nim jednak długa droga. Może to już taki jego los, nasz los, bo zawsze mieliśmy pod górkę i tylko ciężką pracą do wszystkiego dochodziliśmy. Lekarze ciągle określają jego stan jako bardzo ciężki. Wierzę jednak w niego, bo zawsze był uparty i niesamowicie pracowity. Każdy, kto go zna, wie, że Adam to człowiek pracy, szalony operator koparki, fajny kumpel i cudowny mąż.  Trudno wyobrazić go sobie przykutego do końca życia do łóżka.... Nie mogę go zawieść, muszę pomóc mu stanąć na własnych nogach i zacząć ruszać obiema rękami. Musi wrócić do czekającego na niego domu, bo bez niego już nic nie ma sensu... Miłość do mojego męża daje mi siłę do działania. Turnus rehabilitacyjny, na który został zakwalifikowany, jest ogromną nadzieją na zniwelowanie niedowładu Adama. Wyjazd ten pozwoli między innymi wzmocnić mięśnie tułowia, zwiększyć samodzielność, poprawić wydolność. Progres, który zauważam ja oraz lekarze jest nadzieją na wyleczenie.  Z góry bardzo dziękuję wszystkim ludziom z wielkim sercem, którzy pomogą nam w zbiórce na turnus rehabilitacyjny i tak jak ja wierzą, że mój mąż wróci do pełni zdrowia. Ewa, żona Adama

35 252,00 zł ( 41,7% )
Brakuje: 49 270,00 zł
Kinga Bekus
Kinga Bekus , 19 lat

Każdego dnia moja córeczka walczy o lepszą przyszłość... – prosimy o pomoc!

Kinia przyszła na świat w 37. tygodniu ciąży przez cesarskie cięcie i od razu trafiła na oddział intensywnej terapii. Dopiero po kilku dniach mogłam wziąć na ręce moje maleństwo. Chwile radości szybko zastąpił jednak przerażający strach o przyszłość Kingi… Kinia była noworodkiem z cechami skrajnej hypotrofii i hipoglikemi, z wagą 1850 gramów i długością 46 cm. Pozwolono mi ją zobaczyć pierwszy raz 12 godzin po porodzie. To był druzgocący widok dla młodej mamy. Mnóstwo rurek, kabelków, ogromny inkubator i moje maleństwo ledwie widoczne wśród całą tej plątaniny. W szóstej dobie życia Kingę na sygnale przewieziono z oddziału noworodkowego na OIOM z powodu bezdechu. Mogłam ją zobaczyć dwa razy dziennie przez 20 min. W 10. dobie jej życia pierwszy raz wzięłam ją na ręce i poczułam zapach noworodka, który pamiętam do dziś. Od urodzenia Kinga była bardzo waleczna, spędziła na OIOMie 17 dni, walcząc o swoje życie. Po polepszeniu się jej stanu zdrowia, kiedy przekroczyła magiczne 2000 gramów, wreszcie przywieźliśmy ją do domu. Nasza radość podszyta była strachem o jej dalszy los. Pierwsza diagnoza neurologiczna to zaburzenia związane z wcześniactwem. Pomyślałam nie jest źle. Rozpoczęliśmy rehabilitacje ruchowa najpierw metodą Bobath, a następnie metodą Vojty. Patrząc na zdjęcia Kingi z okresu niemowlęcego nikt nie powiedziałby, że była wcześniakiem z takim początkiem swojego życia. Była mniejsza od innych noworodków, ale nie było widać innych różnic. Przez kolejne pięć miesięcy Kinga rozwijała się prawidłowo, rehabilitacja przynosiła efekty, zaczęła wypowiadać pierwsze słowa i utrzymywać pozycję siedzącą. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że tak dobrze jej idzie. Niestety w pewnym momencie, dzień po dniu, stan Kingi zaczął się pogarszać. W połowie grudnia 2005 roku dziadkowie, potem my, rodzice, zauważyliśmy pierwsze dziwne zachowania Kini. Zdiagnozowano zgięciowy zespół napadowy. Kinga stała się płaczliwa, nie chciała spać w dzień ani w nocy, budziła się zawsze z płaczem. W 2006 roku nasiliły się ponownie napady padaczkowe i wtedy wreszcie trafiam z dzieckiem do doktor, która wycieńczonej, przerażonej matce wytłumaczyła, że jej 11 - miesięczna córka choruje na mózgowe porażenie dziecięce z niedowładem czterokończynowym i lekooporna padaczkę – Zespół Westa, że stan córki była bardzo poważny, a rokowania bardzo złe. Kinga była krucha, malutka, wyczerpana napadami, rozwój psycho-ruchowy był na poziomie kilkudniowego dziecka. Leżąca kukiełka, bez szans na poprawę. Nie potrafiłam się pogodzić z taką sytuacją i nie godzę się z nią dziś. Od tamtego dnia walczymy o lepsze życie dla naszej kochanej córeczki. Dzięki dobrze dobranym lekom udało nam się ustabilizować napady padaczkowe, na tyle, że Kinia rozwija się emocjonalnie bardzo dobrze, ale z dużym opóźnieniem neurologicznym i ruchowym. Pomogły jej w tym zajęcia z wczesnego wspomagania rozwoju. Kinia bezustannie poddawana była i jest rehabilitacji. Potrafi siedzieć sama w wózku czy foteliku rehabilitacyjnym. Na ostatnim turnusie rehabilitacyjnym w styczniu tego roku Kinia postawiła pierwsze kroki, dzięki odpowiedniemu sprzętowi, po operacji podcięcia przywodzicieli. Moja radość tego dnia była ogromna, chciałam, aby wszyscy cieszyli się razem ze mną. Chociaż rozwój psychiczny Kingi jest na poziomie 3-letniego dziecka, cieszymy się, że rozpoznaje najbliższą rodzinę, przyjaciół i potrafi się do nas uśmiechać. Ten uśmiech jest dla nas nagrodą za karmienie, pojenie, zmianę pampersa, kąpiele, zmianę pozycji podczas snu, podnoszenie z łóżka do wózka, władania i wciągania z samochodu. Kinga wypowiada kilka słów, w tym to najważniejsze „mama”, które oznacza wszystko. Potrzebę jedzenia, picia, przytulenia się czy ból. Potrafi zawołać po imieniu swojego siedmioletniego brata Kubę, który za każdym razem dziękuje jej za to „przytulasem”. To również dzięki pojawieniu się Kuby, zarówno Kinga jak i my rodzice, dostaliśmy „nowy zastrzyk energii” na dalszą walkę o zdrowie córki. Dla naszej Kingi zrobimy wszystko, by zapewnić jej lepsze jutro. Na jej leczenie, rehabilitację i turnusy rehabilitacyjne zbieramy środki i wydajemy każdą zaoszczędzoną złotówkę. Niestety to wciąż za mało, więc szukamy nowych rozwiązań. Prosimy, pomóż nam dalej walczyć o Kinię! Rodzice

7 002,00 zł ( 29,02% )
Brakuje: 17 119,00 zł