Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Oliwia Stanka
Oliwia Stanka , 17 lat

By ból odszedł na zawsze... Czy pomożesz Oliwce?

Walka Oliwki trwa od urodzenia. Jej historia to tragedie pomieszane z nadzieją. Tych pierwszych było niestety więcej... Wiele nieudanych operacji, tygodnie bólu i łez, a w końcu znalezienie właściwej drogi! Niestety, kwota operacji, które są jedyną szansą dla mojej córeczki, jest gigantyczna... Po 5 latach od rozpoczęcia pierwszej zbiórki udało się zazielenić pasek! Gdy traciłyśmy z córeczką nadzieję, pojawiliście się Wy i pozwoliliście na nowo uwierzyć! Oliwka przejdzie kolejne ważne operacje, jednak to nie koniec. Przed nią jeszcze trochę walki, jeszcze ważna rehabilitacja i kolejna operacja – jej kosztorys dopiero poznamy. Dlatego właśnie uruchamiamy kolejną zbiórkę i prosimy o wsparcie dla Oliwki. Za wszystko z całego serca dziękujemy! Oto nasza historia: Ile razy można odebrać dziecku nadzieję? Ile razy można je kroić na stole operacyjnym i obiecywać zdrowie, a potem, bo godzinach bólu, brutalnie sprowadzać na ziemię? “Niestety, operacja się nie udała” - słyszałam już to tak wiele razy, a za każdym kolejnym cierpienie było jeszcze większe. Moja córeczka stała się królikiem doświadczalnym dla lekarzy, którzy tylko obiecywali... Tak było do czasu trafienia do kliniki dra Paley. Gdy ją urodziłam, była idealna. Podali mi ją szczelnie zawiniętą, widziałam tylko słodką buźkę. Mogłam ją tulić tylko kilka chwil, bo lekarze zabrali ja na badania - standardowe, jak wtedy myślałam. Wieczorem przyszli do mnie w komplecie: ginekolog, pediatra i psycholog. Powiedzieli, że moje dziecko jest chore. Wtedy nie wiedziałam, co to artrogrypoza, skupiłam się na tym, by oddychać, by nie rozpaść się na kawałki. Moje dziecko było bardzo chore, niepełnosprawne… Nie mogłam w to uwierzyć! Dzisiaj moja córka nadal jest dla mnie idealna. Nie mogę pogodzić się tylko z tym, że tak bardzo cierpi... Dzień po porodzie po raz pierwszy zobaczyłam jej powykręcane rączki i nóżki, wygięte w nienaturalnej pozycji. Płakałam z żalu.  Rok po urodzeniu Oliwki zostałam sama. Mąż odszedł i od tego czasu nie kontaktuje się z córką, podobnie jak cała jego rodzica. Ta sytuacja ich przerosła, ale ja się nie poddałam - to było moje dziecko i byłam gotowa nawet zejść do piekła, byle tylko ją uratować. Oliwia miała zaledwie dwa lata, gdy trafiła pod skalpel chirurga. Gdybym wtedy wiedziała, że to jej tak bardzo zaszkodzi… Ani jedna, ani druga operacja się nie powiodły. Mało tego! Moja córka została jeszcze bardziej okaleczona… Dlaczego nam nie powiedzieli, że nie są pewni tej operacji? Że ryzyko jest zbyt wielkie, a moja córka może jeszcze bardziej cierpieć? Była dla nich tylko królikiem doświadczalnym, a że operacja się nie udała - trudno, zdarza się. Tylko oni potem umyli ręce, wrócili do domu i położyli się spokojnie spać. Ja nie mogłam zmrużyć oka przez kolejne miesiące, a moje dziecko zostało skazane na niepełnosprawność. Starałam się oswoić z myślą, że moje dziecko już do końca życia będzie skazane na niepełnosprawność, jednak nie mogłam powiedzieć tego Oliwce. Gdy już prawie straciłam nadzieję, spotkałam lekarkę, która także ma chore dziecko. Powiedziała, że do Polski przyjeżdża prof. Paley, lekarz z USA, operujący najtrudniejsze przypadki i mający na swoim koncie prawdziwe cuda. Pojechałyśmy tam i… to było najlepsze, co nas do tej pory spotkało! Profesor przeanalizował całą dokumentację medyczną. Powiedział, że to wszystko da się naprawić! Moja córka może chodzić, bo dr Paley przeprowadzi operacje, które wrócą sprawność zarówno rączce, jak i nóżkom! To najlepsza wiadomość w moim życiu. Profesor powiedział, że moje dziecko zostało skrzywdzone poprzednimi operacjami, że tak operowało się lata temu… To bolało, ale ból zagłuszyła nadzieja. Wtedy zaczęła się zbiórka, bo okazało się, że szansa dla mojej córeczki kosztuje gigantyczne pieniądze... Dla mnie, samotnej matki niepełnosprawnego dziecka, zgromadzenie kilku tysięcy jest misją na kilka lat. A co dopiero kilkuset, ponad miliona?! Zaczęliśmy misję niemożliwą i aż trudno uwierzyć, że się udało! Pierwsza zbiórka zapewniła Oliwce niezbędne operacje, jednak przed nią jeszcze przynajmniej jedna. Jej koszt i koszt długiej rehabilitacji dopiero poznamy, ale wiemy już, że to będą duże środki... Dlatego, jeśli chcecie wesprzeć walkę Oliwki, bardzo prosimy o każdą wpłatę, udostępnienie zbiórki. Obiecałam kiedyś córeczce, że zrobię wszystko, by była zdrowa. I nie zawiodę jej... Monika, mama Oliwki _________________________ ➡️ Weź udział w licytacjach i pomóż: Licytacje dla Oliwki  

820 772,00 zł ( 77,15% )
Brakuje: 243 058,00 zł
Leon Bassa
Leon Bassa , 4 latka

Mój synek przestał mówić! Pomocy!

Leonek to mój mały skarb. Z mężem mamy tylko jego i bardzo go kochamy. Do pewnego momentu synek rozwijał się prawidłowo. Gdy miał niespełna dwa latka zaczęły się niepokojące objawy… Mój kochany chłopczyk przestał reagować na polecenia pań w żłobku. Wydawało się, jakby przestał je w ogóle słyszeć. Nie było z nim kontaktu, nawet wzrokowego. Bardzo się martwiłam… Trafiliśmy do psychiatry, neurologa, foniatry. Okazało się, że ze słuchem Leonka jest wszystko w porządku. Można powiedzieć, że po prostu zapadł się w swój świat, bo diagnoza, jaką usłyszałam to autyzm wczesnodziecięcy z zaburzeniem rozwoju mowy. Niestety, synek w ogóle nie mówi, mimo że wcześniej potrafił wypowiadać proste słowa. Nie sygnalizuje też potrzeb fizjologicznych, a ma już prawie 3 latka. Czasami Leonek próbuje się ze mną komunikować na swój własny sposób, ale są dni, że nie ma z nim kontaktu… Naprawdę jest nam wtedy bardzo trudno. Leon to pogodne dziecko. Lubi książeczki, układać puzzle i klocki. Bardzo dużo się uśmiecha i przytula. Jest taki kochany! Wdrożona rehabilitacja przynosi rezultaty. Leon uczęszcza na terapię logopedyczną i psychologiczną. Korzystamy też z pomocy lekarzy specjalistów. Ostatnio dowiedziałam się, że jest w stanie z tego wyjść! Musi tylko bardzo intensywnie pracować, każda przerwa to ponowny regres. Do tego potrzeba jednak sporej ilości pieniędzy… Wyjazdy rehabilitacyjne i wizyty u specjalistów kosztują bardzo dużo. Trudno jest mi to wszystko udźwignąć. Proszę, wesprzyj Leonka i pozwól mu żyć jak inne dzieci! Maria i Robert, rodzice Szacunkowa kwota zbiórki

1 719,00 zł ( 14,45% )
Brakuje: 10 175,00 zł
Kuba Kubis
Kuba Kubis , 7 lat

Raz na milion – wyjątkowa i niechciana choroba Kubusia

Kubuś do drugiego roku życia rozwijał się normalnie… aż do momentu pierwszego ataku padaczki. Ataki zdarzały się coraz częściej. Lekarze zaczęli przeprowadzać badania, by sprawdzić, czym to jest spowodowane. Zrobili badanie genetyczne. Wyszło, że brakuje części genu, dokładnie jest to delecja chromosomu 2 długiego ramienia prążka 2q22.3-2q23.1 Wada ta powoduje padaczkę, opóźnienie w rozwoju i mowy, autyzm, problemy ze snem, problemy behawioralne. Aktualnie Kubuś jest też diagnozowany pod względem ADHD. Choroba Kubusia jest bardzo rzadka. Zdarza się jeden raz na milion. Nazywa się MAND lub MBD5.  Naszym celem jest zacząć jeździć z naszym synkiem na turnusy rehabilitacyjne, które całościowo pomogłyby w rozwijaniu różnych umiejętności. Takie intensywne zajęcia i ćwiczenia w przypadku Kubusia są niezbędne do dalszego funkcjonowania. Kuba potrzebuje wielu specjalistów, którzy pomogliby mu się rozwijać i okiełznać nerwy. By mógł być kiedyś niezależny. Bardzo prosimy Cię o pomoc. Twoje wsparcie będzie dla nas niczym koło ratunkowe – niezbędne na otwartym morzu.  Rodzice

5 757 zł
Roman Radzik
Roman Radzik , 55 lat

Tragiczne wakacje, z których tata nigdy nie wrócił... Pomóż nam o niego walczyć❗️

Po pracowitym sezonie rodzice postanowili wybrać się na weekend do Budapesztu. Chcieli zasłużenie odpocząć, zwiedzić miasto i oderwać się od codziennych obowiązków. Gdyby tylko mogli przewidzieć co się wydarzy... Gdyby tylko byli w tym samym miejscu, ale kilka sekund wcześniej lub później… Niestety, dziś walczymy o tatę...  Już pierwszego dnia ich wyjazdu, wydarzyła się nasza tragedia. Tata niefortunnie i nagle upadł. Niestety upadł na schody. Uderzył głową o stopień, co spowodowało, że od razu stracił kontakt ze światem.  W konsekwencji doszło do licznych złamań kości potylicznej i piramidy kości skroniowych, krwiaków oraz krwotoku do mózgu, a także uraz odcinka lędźwiowego kręgosłupa. Po dwóch ciężkich operacjach oraz bardzo słabych rokowaniach i praktycznie zerowych szansach na wybudzenie, tata po trzech tygodniach otworzył oczy! Był to ogromny sukces, jednak tata wciąż nie nawiązywał żadnego kontaktu...  Jego stan poprawił się na tyle, że mogliśmy go przetransportować do Polski, gdzie od razu trafił na oddział intensywnej terapii. Po kilku dniach zaobserwowaliśmy, że tata porusza rękoma, lewą nogą i zareagował na nasze głosy. Widząc jakikolwiek postęp, bardzo się ucieszyliśmy. Pomyśleliśmy, że to znak, że nasze troski za chwilę się skończą. Szybciej jednak wróciliśmy na ziemię. Po konsultacji z neurologiem okazało się, że w mózgu nadal nie ma żadnych zmian i to, co obserwujemy to tylko nieświadome odruchy… Niedługo pobyt w szpitalu dobiegnie końca, wiemy, że tata potrzebuje bardzo długiej specjalistycznej, a zarazem kosztownej rehabilitacji neurologicznej. Musi zacząć ją jak najszybciej. Pierwsze miesiące są kluczowe. Jedynie rehabilitacja daje tacie szansę na powrót do zdrowia i sprawności. Rehabilitacja to również nasza nadzieja na powrót taty… Miesięczny koszt takiej opieki i ćwiczeń to ok. 20 tys. złotych. Niestety ta kwota jest poza naszymi możliwościami, a wiemy, że tylko dzięki niej stan taty może się poprawić. Dlatego bardzo prosimy o wsparcie… Rodzina   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

49 635,00 zł ( 31,1% )
Brakuje: 109 940,00 zł
Sebastian Żabski
Sebastian Żabski , 35 lat

Córeczko, dla Ciebie będę walczyć do utraty tchu!

Trudno znaleźć odpowiednie słowa, gdy słyszysz, że w Twoim mózgu właśnie wykryto guza, a Twoje życie wisi na włosku. W jednym momencie czujesz, że tracisz wszystko, ale z drugiej strony wiesz, że nie możesz się poddać. Zwłaszcza jeśli masz u boku ukochaną partnerkę i córeczkę, która urodziła się zaledwie 4 miesiące temu...  Informacja o chorobie totalnie mnie załamała. Wiedziałem jednak, że muszę zrobić wszystko, by jak najszybciej wyzdrowieć. By jeszcze nie raz pokazać Marcelce, jak piękny jest świat. Ona uratowała mi życie...  Byłem także świadomy, że w mojej walce największym wrogiem jest czas. W głowie powtarzałem sobie w kółko, że muszę działać – tu i teraz. Dlatego natychmiast oddałem się w ręce lekarzy. Przeszedłem trzy bardzo trudne operacje embolizacji guza, które miały zmniejszyć jego wzrost. Zabieg miał również uśmierzyć towarzyszące mi silne dolegliwości bólowe. Niestety podczas ostatniego z nich, doszło do krwawienia, przez co mój stan drastycznie się pogorszył.  Wkrótce moja rodzina usłyszała słowa, których z pewnością nie zapomną do końca życia – stało się najgorsze, doszło do obrzęku mózgu, w wyniku czego przestałem oddychać. Ratując moje życie, lekarze natychmiast zdecydowali się na całkowite wycięcie guza. Po operacji zostałem wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną. I tak przez następne tygodnie mój świat zatrzymał się w miejscu. Gdy mijały kolejne dni, a mój stan zaczął się stabilizować, lekarze postanowili mnie wybudzić. Niestety w wyniku przewlekłego leżenia, obrzęku mózgu, krwotoku guza i wodogłowia do dziś zmagam się z zespołem opuszkowym. Odżywiam się za pomocą sondy PEG, mam problemy z mówieniem i poruszaniem.  Nie tak wyobrażałem sobie nasze pierwsze miesiące z córeczką. Gdy tylko dowiedzieliśmy się o ciąży, zaczęliśmy planować, cieszyć się i marzyć, jak to będzie, gdy na świecie pojawi się nasza Marcelka. Miałem wiele planów i marzeń, które nadal zamierzam spełnić. Dlatego walczę dalej. Obecnie przebywam w ośrodku VOTUM, gdzie uczę się na nowo chodzić i żyć w rzeczywistości, którą zastałem po przebudzeniu. Nie jest łatwo, ale świadomość, że mam dla kogo walczyć, sprawia, że znajduje w sobie ogromne pokłady siły i wiary, że jeszcze będzie dobrze.  Pomimo ciężkiego stanu, lekarze dają mi szansę na powrót do zdrowia. Konieczna jednak jest specjalistyczna rehabilitacja. Niestety koszt 4-miesięcznego turnusu jest ogromny – to ponad 100 tys. złotych! Nie stać mnie ani mojej rodziny, by pokryć tak wielką sumę. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie! Pomóżcie mi wrócić do ukochanej córeczki i partnerki! Tak bardzo chciałbym spełniać się w roli ojca, będąc zdrowy i w pełni sił.  Sebastian z rodziną Zobacz poruszający serca film ⬇️

87 943,00 zł ( 74,85% )
Brakuje: 29 547,00 zł
Katarzyna Majewska
Katarzyna Majewska , 40 lat

Cukrzyca wyniszcza mój cały organizm. Proszę, pomóż mi...

Od 32 lat zmagam się z cukrzycą typu I. Tak naprawdę nie pamiętam innego życia. Codzienność z przewlekłą chorobą jest niezwykle trudna. Kosztuje wiele wyrzeczeń i poświęceń. Często wymaga od nas zmiany nawyków, diety i przyzwyczajeń. Niestety, w moim przypadku nie było inaczej. O diagnozie dowiedziałam się, gdy miałam zaledwie 6 lat. Byłam małą dziewczynką, jeszcze wtedy zupełnie nieświadomą, z czym przyjdzie mi się zmagać. Nie było łatwo, jednak nie miałam innego wyjścia. Szybko musiałam pogodzić się z chorobą i nauczyć się z nią żyć. Niestety w ostatnim czasie cukrzyca szczególnie dała mi się we znaki i wyrządziła wiele szkód.  W 2019 roku zupełnie niespodziewanie dostałam krwotoku w oku. Można powiedzieć, że u cukrzyków to normalne i tak się zdarza. Jednak wylew był na tyle mocny, że do dzisiaj męczę się z jego powikłaniami. Trudno mi wykonywać codzienne czynności jak, chociażby czytanie książki. Od kilku lat zmagam się również z częstą utratą przytomności, spowodowaną spadkiem cukru – najczęściej nad ranem. To bardzo uciążliwe dolegliwości, wykluczające mnie z życia. Muszę przyznać, że los nigdy nie był dla mnie łaskawy. Gdy myślałam, że wszystko mam pod kontrolą – na tyle ile mogę, żyjąc z cukrzycą – spotkało mnie największe nieszczęście, jakie można sobie wyobrazić. Zmarł mój ukochany mąż. Dziś, gdy wracam wspomnieniami do tamtych czasów, łzy same napływają mi do oczu. To była bardzo smutna i trudna lekcja... Dla mnie i dla naszej kochanej córeczki. Po śmierci męża wychowuję ją samotnie. I choć minęło już trochę czasu, nadal jest nam naprawdę ciężko pogodzić z tragedią, która nas spotkała. Wiem jednak, że muszę walczyć dalej dla mojego dziecka. Nie tracę nadziei i głęboko wierzę w to, że mogę jeszcze funkcjonować, jak zdrowe osoby. Wiem, że byłoby to możliwe, gdybym mogła korzystać z pompy insulinowej. Niestety nadal mnie na nią nie stać, dlatego zwracam się o pomoc do Was! Przez cukrzycę musiałam zrezygnować z pracy, dlatego obecnie pobieram zasiłek z renty socjalnej. Niestety ze środków, które otrzymuje, nie jestem w stanie odłożyć potrzebnej kwoty na zakup pompy, która tak bardzo poprawiłaby komfort mojego życia.  Jeśli chcesz mi pomóc, pamiętaj, że każda złotówka będzie dla mnie ogromnym wsparciem! Dziękuję. Kasia

5 299 zł
Andrzej Wolniak
Andrzej Wolniak , 60 lat

OKRUTNA KRZYWDA❗️Mąż i tata trójki małych dzieci pilnie nas potrzebuje❗️

Historia mojego męża może przypominać wiele innych podopiecznych... Też się nie spodziewał choroby. Gdy już dostał diagnozę, uznał, że będzie wystarczająco silny. Całą rodziną liczyliśmy, że koszmar minie i wrócimy do normalnego życia. Tymczasem choroba krzywdzi go bezlitośnie, a my nie możemy tak po prostu na to patrzeć…  Jesteśmy małżeństwem i doczekaliśmy się trójki dzieci 14, 8 i 6 lat. Nie spodziewaliśmy się, że spotka nas coś tak tragicznego. A gdyby tylko nasza miłość mogła uzdrowić Andrzeja, choroba nie weszłaby nawet w progi naszego domu...  Mąż nigdy nie chorował, śmiał się nawet, że w szpitalu był raz w życiu — jak się urodził. W czerwcu niepozornie zaczął boleć go ząb, poszedł do dentysty i na tym miało się wszystko zakończyć. Przecież ból zęba nie jest kojarzony z RAKIEM.  Leczenie jednak nie przyniosło rezultatu, więc dentysta zdecydował się na wyrwanie. Pojawił się obrzęk, rana się nie goiła. Pomimo brania antybiotyków nie było poprawy. Dentysta wysłał męża na zdjęcie RTG.  Po tygodniu opuchlizna nadal się utrzymywała. Po kolejnych 2 tygodniach chirurg skierował męża na oddział. Tam pobrali wycinek do badania — po trzech tygodniach przyszedł wynik, który odmienił narze życie… Nowotwór złośliwy, rak środkowego piętra twarzy, po stronie prawej / rak zatoki szczękowej.  Po pobraniu guz zaczął rosnąć. Mąż został przyjęty do szpitala. Wykonano tomograf — guz był już za duży, aby móc operować… Już wtedy było naprawdę źle! Mąż przyjął 2 cykle chemii, która zmniejszyła guza, dzięki czemu odbyła się operacja. Usunięto go wraz z elementami, na których był naciek. Usunięto mężowi połowę twarzy w tym oko, oczodół, sitowie, policzek, węzły chłonne. Wykonali przeszczep policzka z lewej nogi męża.  Tak naprawdę nie trzeba o tym pisać… Widać krzywdę, która mu się dzieje gołym okiem! Andrzej cierpi niemiłosiernie, a nowotwór nadal zbiera swoje żniwo. Jak długo? Co jeszcze mu odbierze?  Obecnie mąż odżywiany jest przez sondę. Musimy ją zamienić na PEG-a, ponieważ rurki od sondy uniemożliwiają mu rozpoczęcie radioterapii.  Obecnie jest na zwolnieniu lekarskim i dostaje 20 zł/dzień… Ja musiałam zrezygnować z pracy zawodowej, aby się nim opiekować. Nie bez powodu nasze oszczędności topnieją w zastraszającym tempie, stają się wspomnieniem… Mamy gospodarstwo i dzieci, boimy się przyszłości...  Wsparcia potrzebujemy na dojazdy (na radioterapię 45 km w jedną stronę). Na leki, na opłacenie neurologopedy (mąż mówi pojedyncze słowa). W późniejszym czasie na fizjoterapeutę, który doprowadzi operowaną nogę do pełnej sprawności…  Potrzebujemy pomocy, by ratować zdrowie męża i ojca… Naszego ukochanego Andrzeja! Żona ikrotoszyn.pl

193 771 zł
Julia Kamińska
Julia Kamińska , 22 miesiące

Serce Juleczki błaga o ratunek❗️Potrzebuje Twojej pomocy❗️

Płakałam ze strachu. Nie chciałam psychologa. Wiedziałam, że z tym bólem muszę  poradzić sobie sama. Po kilka godzin dziennie wyczekiwałam z moją córeczką na neonatologii, aż nadejdą informacje pełne nadziei.  Od początku ciąży lekarze mówili, że wszystko jest w porządku, dziecko jest zdrowe, rozwija się prawidłowo. Tych myśli trzymałam się kurczowo. Urodziłam już 6. zdrowych dzieci, dlaczego tym razem miałoby wydarzyć się coś złego? Gdy nastał 14 listopada, mój świat się zatrzymał. Moje maleństwo urodziło się w zamartwicy, z pępowiną wokół szyi. Julka po porodzie nie oddychała 20 minut! Dygotałam ze strachu. Moja córeczka stała na skraju życia, które dopiero się zaczęło. Łzy ciekły mi po policzkach. Uświadomiłam sobie, że ta istotka, która rozwijało się 9 miesięcy pod moim sercem, zaraz może umrzeć… Był to dla mnie cios prosto w serce. Gdy tylko lekarze ustabilizowali jej stan i zobaczyłam maleńką, bezbronną twarz Julki, uspokoiłam się. Przez 17 godzin leżałam na łóżku szpitalnym, całując jej golutką główkę. Mogłabym tak trwać całą wieczność. Niestety spokój został zakłócony przez badania. Nie odzyskałam potem mojej córeczki przez długie tygodnie. Przez poważną wadę serca została przetransportowana do szpitala w Gdańsku, gdzie ja nie mogłam z nią jechać… Tam przeszłą operację poszerzenia łuku aorty. Operacja szalenie niebezpieczna, z ogromnym ryzykiem, które musiałam wziąć na siebie. Nie miałam wyjścia. Bez niej mojej córeczki już nie byłoby na świecie.  Moje serce roztrzaskane było na milion drobnych kawałków, a każdy z nich chciał tylko jednego, być przy moim dziecku! Nie mogłam jeść, spać, płakałam. Na szczęście teraz już jesteśmy razem w domu. Stan Julki jest stabilny. Co prawda męczy się bardzo już podczas samego karmienia. Musi często odpoczywać. Dostała skierowanie do szpitala na kolejne badania. Obecnie nie ma miejsca. Musimy czekać. Wiem jeszcze, że między 3 a 4 miesiącem będzie musiała przejść kolejną operację, tym razem na otwartym serduszku. Boję się o tym myśleć. Bardzo proszę o pomoc. To dopiero początek walki, ale już Julka potrzebuje Twojego wsparcia. Mój mąż utrzymuje rodzinę, ja zajmuję się domem. Niestety spięcie budżetu z 7. dzieci nie jest najłatwiejsze, tym bardziej, teraz gdy Julka potrzebuje stałych leków i wizyt w szpitalu. Dziękujemy za każdą okazaną dobroć! Agnieszka, mama

3 219 zł
Karolina Pyrka
Karolina Pyrka , 18 lat

Kiedy myślę o przyszłości mojej córki – czuję strach❗️

Kieruję do Państwa moją prośbę o wsparcie leczenia i rehabilitacji mojej niepełnosprawnej córeczki. Karolinka przyszła na świat 1 stycznia 2006 roku. Urodziła się w piękny, zimowy, styczniowy poranek. Jednakże los przygotował jej inną, trudniejszą drogę życia, a nas uczynił rodzicami wyjątkowego dziecka, które każdego dnia uczy nas, jak w pokorze znosić ból i cierpienie, jak cieszyć się z małych rzeczy i jak doceniać każdą chwilę, która jest nam dana. Na początku nic nie wskazywało na jakieś nieprawidłowości... Jednak już w 7 dniu życia Karolinki pojawiły się pierwsze napady padaczkowe, odczytywane wtedy przez lekarza jako tzw. "kolki". W 14 dniu pojawiły się już niebudzące wątpliwości drgawki padaczkowe. Trafiliśmy do Kliniki Intensywnej Terapii i Patologii Noworodka w Zabrzu. Tu przeżyliśmy prawdziwy horror patrząc na bezsilność lekarzy i naszą małą, biedną, targającą całe ciało napadami córeczkę. Lekarze nie potrafili w żaden sposób opanować wciąż narastających ataków padaczki. Po dwóch tygodniach Karolka została przewieziona na oddział neurologii dziecięcej w Chorzowie, gdzie została zdiagnozowana u niej wada rozwojowa mózgu, czego objawem jest padaczka lekooporna. Leczenie farmakologiczne nie daje pożądanych efektów. Oprócz różnorakich kombinacji leków próbowaliśmy innych metod. Karolcia była leczona dietą ketogenną, przeszła operację mózgu. Niestety napady wciąż nie ustępują. Karolcia ma w tygodniu kilka lub kilkanaście napadów padaczki. Chociaż to i tak ogromny sukces po w pierwszym roku życia miała tych napadów kilkadziesiąt dziennie. Karolinka nie potrafi samodzielnie chodzić i mówić, ale powoli osiąga swoje „małe- wielkie” sukcesy. Niestety musi ciężko pracować na to, co zdrowym dzieciom przychodzi tak łatwo.Ale nie mamy pretensji do Boga czy świata, że mamy chore dziecko. Kochamy Karolcie taką jaka jest. Staramy się, aby była szczęśliwa w swoim świecie, czuła się kochana i akceptowana, walczymy o każdy najmniejszy postęp w Jej rozwoju, szukamy sposobów, aby pomóc jej w walce z chorobą. Na szczęście na swej drodze spotykamy wyjątkowych Ludzi, którzy bezinteresownie nam pomagają. Bez tej pomocy nie moglibyśmy tyle osiągnąć. Rokowania na początku były kiepskie. Karolcia była dzieckiem bardzo wiotkim, właściwie lejącym się przez ręce. To, że dzisiaj stawia swoje pierwsze samodzielne kroki to sukces wielu godzin rehabilitacji i wspaniałych terapeutów, dzięki którym możemy się cieszyć takimi postępami. Dziękujemy każdemu z osobna, bo każdy z nich wniósł co ważnego i dobrego w rozwój Karolci. Choroba Karolci wymaga stałej i intensywnej rehabilitacji ruchowej. Niestety, pociąga to za sobą olbrzymie koszty. Oprócz systematycznej rehabilitacji ruchowej wskazane jest uczestniczenie w specjalnych turnusach rehabilitacyjnych, gdzie Karolcia jest poddawana różnorakim formom usprawniającym. Koszt jednego turnusu to około 9000 zł w zależności o zajęć jakie są dziecku potrzebne. Zaleca się, aby dziecko uczestniczyło kilka razy w ciągu roku w takim programie terapeutycznym. Kwoty związane z leczeniem i rehabilitacją przewyższają nasze możliwości finansowe, dlatego prosimy o pomoc. Jeśli spośród tysiąca innych potrzebujących dzieci wybiorą Państwo naszą Karolcię i zechcą wspomóc Jej walkę o lepsze życie, będziemy bardzo wdzięczni. Dziękując Państwu, możemy jedynie obiecać naszą pamięć i modlitwę. Dla nas najlepszą nagrodą jest uśmiech Karolci, bo wyraża miłość i szczęście, którego nie jest w stanie wypowiedzieć słowami i o ten uśmiech będziemy walczyć do ostatnich naszych dni. Jeśli zechcą Państwo wspomóc rehabilitację naszej Karolci będziemy bardzo wdzięczni. Rodzice Karolci- Irena i Marcin

4 658,00 zł ( 25,6% )
Brakuje: 13 534,00 zł