Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mateusz Gemsa
Mateusz Gemsa , 23 lata

Nierefundowana operacja pilnie potrzebna! Pomagamy Mateuszowi!

Mam na imię Mateusz i mam 22 lata. Zamiast jak moi rówieśnicy patrzeć z nadzieją w przyszłość, boję się, czy będę sprawny. Mimo młodego wieku moje lewe kolano jest w fatalnym stanie. Wszystko przez schorzenie o podłożu genetycznym… Jedynym ratunkiem jest kosztowna operacja. Pomocy! Gdy miałem 12 lat dowiedziałem się, że cierpię na nawykowe zwichnięcie rzepek i dysplazję typu B wg. Dejoura. Chorobę ma też moja 13-letnia siostra, która przeszła specjalistyczne operacje kolan. Gdy byłem w jej wieku, takich zabiegów niestety jeszcze nie robiono. Wielka szkoda, bo moja sytuacja mogłaby być dziś inna. Byłem jednak operowany wielokrotnie. Pierwszy zabieg lewego kolana miałem już w 2014 roku, później były kolejne. Ostatnia w marcu 2021. Pomimo tego stan kolana jest fatalny. Lekarz powiedział, że wszystko ledwo się trzyma. Czekam na kwalifikację do zabiegu trochleoplastyki. Niestety, za operację muszę zapłacić bardzo dużo, bo aż 35 tysięcy! Do tego dochodzi 4 tysiące na rehabilitację. A być może konieczna będzie też endoprotezoplastyka stawu rzepkowo-udowego.  Dzięki operacji mam szansę na 10 lat spokoju z problemami z kolanem. Pomimo tego, że pracuję, nie stać mnie na taki wydatek. Bardzo proszę o pomoc. Moje funkcjonowanie to codzienny strach, ponieważ w każdym momencie kolano może nie wytrzymać i nie będę mógł chodzić. Wystarczy, że się pośliznę… Chciałbym normalnie żyć! Proszę, pomóżcie mi! Mateusz

2 931 zł
Wiktoria Garsztka
Wiktoria Garsztka , 16 lat

Lista diagnoz nie ma końca – Pomóż Wiktorii w walce o lepsze życie❗️

Dnia 22 stycznia 2008 roku, w 27 tygodniu ciąży na świat przyszła moja Wiktoria. Niestety, szczęście szybko zamieniło się w tragedię… Po porodzie u mojej córeczki oprócz skrajnego wcześniactwa stwierdzono między innymi niewydolność oddechową III stopnia, niewydolność krążeniową, wodogłowie, potem niedowład czterokończynowy… Każdego dnia walczę o jej zdrowie. Wiktoria jest cały czas pod opieką specjalistów: neurologa, neurochirurga, okulisty, gastrologa, ortopedy i rehabilitantów. Obecnie ma 15 lat i zamiast być zwykłą nastolatką, jej codzienność zamyka się w domu i na rehabilitacji. A jest coraz trudniej. U Wiki stwierdzono cechy autystyczne, wady rozwojowe mózgu, zachowania agresywne i autoagresywne oraz opóźnienie rozwoju psychoruchowego. Córeczka jest dziewczynką niesamodzielną, pampersowaną i wymagającą stałej opieki. Komunikuje się pojedynczymi słowami, które wcześniej usłyszała, na co dzień porusza się na wózku inwalidzkim i ma problemy ze stawami i podwichnięciami. Uczęszcza do specjalnej szkoły podstawowej, a w swoim 15-letnim życiu przeszła już tak wiele: zabieg założenia zbiornika Rickhama, zabieg laseroterapii, implant drenażu, operacje biodra, rekonstrukcja stawu, osteotomia… To tylko kilka pozycji z listy, która zdaje się nie mieć końca.  A w międzyczasie pobytu w szpitalach jest intensywnie rehabilitowana. Ja nieustannie walczę o poprawę jej zdrowia. Niestety, utrzymujemy się tylko ze świadczeń, zasiłku oraz funduszy. A nie mogę podjąć pracy, ponieważ Wiki potrzebuje stałej opieki. Dlatego postanowiłam założyć zbiórkę i zwrócić się do Państwa o pomoc w zakupie podnośnika sufitowego z montażem. Sprzęt ten odciąży mi dźwiganie córeczki, pozwoli jej przemieszczać się po mieszkaniu, korzystać z łazienki i spełni funkcje rehabilitacyjne.  Wierzę, że nie pozostaniecie obojętni na nasze wołanie o pomoc i razem z Wami nasza codzienność stanie się choć trochę łatwiejsza. Za każde, nawet najmniejsze wsparcie finansowe już dziś serdecznie dziękujemy! Kinga, mama Wiktorii ➡️ Licytacje Kwota zbiórki jest szacunkowa.

56 817,00 zł ( 66,75% )
Brakuje: 28 290,00 zł
Joanna Brodowska
Joanna Brodowska , 14 lat

Urodziła się z wadami... Ale dla mnie jest największym skarbem❗️ Pomóż Asi❗️

Asia ma 13 lat, a przeszła tak wiele. Została sama, kiedy choroba ułożyła jej życie. A przecież to nie jej wina. Jest nastolatką, która chciałaby żyć tak jak jej rówieśnicy… Moja wnuczka urodziła się z wodogłowiem i naprawdę ogromną skoliozą – 80 stopni w skali cobba. Do szóstego miesiąca życia była hospitalizowana z powodu wylewu krwi do mózgu i innych powikłań wcześniactwa. Przeszła zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych.  Po czasie wystąpiły u niej wady rozwojowe mózgu, przez co Asia wolniej się rozwija. Jest po kilku operacjach bioder z powodu nieprawidłowego ukształtowania i przykurczy. Do 4 lat nie chodziła i nie była w stanie samodzielnie ustać na nogach. Gdy Asia miała półtora roku, zmarła moja synowa, jej mama. Nie musiałam nawet walczyć o opiekę, ponieważ nikt z rodziny nie chciał zająć się chorym, niepełnosprawnym dzieckiem. Ja wiem, że chociaż było ciężko, nie oddałabym jej za nic w świecie. Dlatego została ze mną, a od 3 lat jestem jej opiekunem zastępczym.  Radziłyśmy sobie przez 13 lat. Asia chodzi teraz do szkoły integracyjnej. Przez konsekwencje wodogłowia ma krótką pamięć, musi ćwiczyć i uczyć się znacznie więcej niż inne dzieci. Jest cały czas intensywnie rehabilitowana. Aby było łatwiej z dojazdami, przeniosłam Asię na leczenie w Bydgoszczy. Dzięki systematyczności były efekty! Wnuczka daje radę chodzić sama, powoli schodzi ze schodów, a specjalistyczny gorset pomaga jej utrzymać równowagę. Ale ostatnio stan Asi się pogarsza, a jej wady pogłębiły. Doszły też podejrzenia problemów psychiatrycznych… Lekarz twierdzi, że może być to kwestia jej wieku i dorastania, ale cały czas trzymamy rękę na pulsie.  Życie Asi to ciągła walka. Rehabilitacja, korepetycje i wizyty u specjalistów. Utrzymujemy się tylko z mojej emerytury i niestety, jest nam coraz ciężej. Koszty leczenia i sprzętu są ogromne. Dlatego proszę o pomoc. Choć symboliczna kwota albo słowa wsparcia znaczą tak wiele... Chciałabym zapewnić mojej wnuczce potrzebne leczenie i nadzieję na przyszłość. Nawet kiedy mnie już zabraknie. Gabriela, babcia Kwota zbiórki jest szacunkowa.

3 486,00 zł ( 22,59% )
Brakuje: 11 940,00 zł
Blanka Pankau
Blanka Pankau , 4 latka

Walka o zdrowie małej Blanki trwa❗️Nie przechodź obojętnie❗️

Blanka przyszła na świat jako zdrowe dziecko, dostała 10 punktów w skali Apgar. Gdy mogłoby się wydawać, że córeczka nie będzie miała żadnych większych problemów zdrowotnych, to wraz z kolejnymi miesiącami pojawiało się coraz więcej niepokojących symptomów. Rozwój Blanki nie przebiegał tak, jak u jej rówieśników. Mimo rehabilitacji wszystkie umiejętności córka zdobywała z dużym opóźnieniem. U Blanki pojawiały się też kolejne nieprawidłowości – małogłowie, asymetria komór bocznych, zmiany w obrazie EEG czy problemy z jelitami. Blanka ma także trudności z mową i czterokończynowe wzmożone napięcie mięśniowe. Za jakiś czas będzie miała wyłanianą stomię oraz mapowanie jelita grubego. Na co dzień Blanka jest pod opieką wielu specjalistów, w tym neurologa, genetyka, gastrologa czy psychiatry. Córeczka cały czas uczestniczy też w terapii logopedycznej i rehabilitacji ruchowej, by walczyć z opóźnieniem psychoruchowym.  Każdego dnia walczymy, rehabilitujemy i diagnozujemy Blankę dalej. Musimy zrobić wszystko, by zapewnić jej odpowiednie leczenie i warunki do możliwie jak najlepszego rozwoju. W wyznaczeniu dalszej drogi leczenia Blance bardzo potrzebne są badania WES. Są to badania genetyczne, które pozwoliłyby sprawdzić, czy córeczka nie jest obciążona inną chorobą. Ta diagnostyka jest koszmarnie droga. Prosimy, pomóż nam! Rodzice Blanki

786 zł
Jolanta Zmysłowska
Jolanta Zmysłowska , 46 lat

Tętniak czekał jak tykająca bomba... Na ratunek Joli!

Jola to pełna dobrej energii, pozytywnie nastawiona do świata i ludzi kobieta. Towarzyska, otwarta i pomocna. Trochę szalona. Zawsze pogodna. Swoim śmiechem zarażała świat. Nigdy nienarzekająca i niemarudząca. Zawsze pozytywnie nastawiona. Kochająca taniec, podróże i ludzi. Zawodowo, nauczycielka z ponad 20-letnim stażem, której praca była jednocześnie pasją. Zawsze dobrze przygotowana do pracy dydaktycznej i wychowawczej w szkole. Mająca ze swoimi uczniami bardzo dobry kontakt. Maksymalnie zaangażowana we wszystko, czego dotknęła.  Wycieczki, wyjścia, łyżwy, spektakle… Nieważne, że po pracy, że po lekcjach czy w niedzielę. Prywatnie, oddana żona i kochająca mama, koleżanka i przyjaciółka, na której zawsze i wszędzie można było polegać. Nie zostawała obojętna na ludzką krzywdę.  Swój czas i energię poświęcała na pomoc drugiemu człowiekowi. Ciekawa świata i nowych wyzwań. Kochała przebywać wśród ludzi i dzielić się swoim uśmiechem. 4 lutego szykując się do kolejnego wyjazdu, poczuła nagły ból głowy. Straciła przytomność.  Diagnoza zszokowała nas wszystkich – krwotok mózgowy o mnogim umiejscowieniu. Pękł tętniak, o którym nikt nie wiedział! Od tego czasu zaczęła się prawdziwa walka o życie Joli. Najpierw o przeżycie a teraz o powrót do zdrowia. Przed naszą kochaną Jolą wielomiesięczna praca o powrót do normalności. W poniedziałek rozpoczęliśmy rehabilitację, która daje nadzieję na lepsze jutro. Tylko regularna i profesjonalna terapia może przynieść pozytywne efekty. Dlatego liczy się każdy mały gest, który umożliwi Joli normalne funkcjonowanie. Rodzina i przyjaciele

87 657,00 zł ( 54,6% )
Brakuje: 72 875,00 zł
Tymek Jędrzejczak
Tymek Jędrzejczak , 2 latka

Tymek ważył zaledwie 700 gramów❗️Wygrał życie, dziś walczy o sprawność...

Wszystko rozegrało się nie tak, jak planowałam. Tak nagle, w pełnym stresie, z zagrożeniem życia, przyszedł na świat mój mały wojownik. Dzień jego narodzin stał się jednocześnie najgorszym i najpiękniejszym dniem w naszym życiu. W życiu naszej 7-osobowej rodziny.  Te chwile pamiętam jak przez mgłę. Czułam się bardzo źle. Doskwierały mi okropne bóle, wysoka gorączka i dreszcze. Przez cały czas byłam w kontakcie z moim lekarzem prowadzącym, który uważał, że prawdopodobnie zaraziłam się koronawirusem. Gdy objawy nie ustępowały i doszło do zatrzymania moczu, przepisano mi silny lek, który niestety doprowadził do tragicznych skutków.  W jednej chwili dostałam drgawek, których nie dało się opanować. Z minuty na minutę mój stan się pogarszał. Dalej bardzo mało pamiętam. Wiem, że zabrano mnie do szpitala, gdzie ze względu na krwotok wewnętrzny podjęto natychmiastową decyzję o rozwiązaniu ciąży poprzez cesarskie cięcie. I tak, zupełnie niespodziewanie, na świat przyszedł nasz Tymek, ważąc zaledwie 700 gramów! Zaraz po porodzie przetransportowano go do szczecińskiego szpitala, gdzie dalej walczono o jego życie. Ja w rozłące, nie wiedząc nic, przebywałam w szpitalu w Gryficach. Ten czas i chwile niewiedzy były jak koszmar. Odchodziłam od zmysłów. Tak bardzo bałam się wtedy o mojego maluszka.  W końcu, gdy wróciły mi pierwsze siły, pojechałam do drugiego szpitala. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Tymek był tak malutki, że jego paznokcie wyglądały jak ziarenka maku, przez skórę widać było każdą żyłkę, a najmniejsze pieluszki wyglądały jakby były co najmniej kilka rozmiarów za duże. Nie mogłam w to uwierzyć. Miał zaledwie 35 cm długości a jego główka była mniejsza od pięści! Niestety, synek urodził się z licznymi chorobami: wodogłowiem, zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych, z przepukliną mosznową prawostronną, z przepukliną pępka, z zaburzeniami metabolicznymi, zaburzeniami jonowymi, subkliniczną niedoczynnością tarczycy, niedokrwistością wcześniaków oraz niedrożnością wodociągu Sylwiusza. W dodatku podczas pierwszych tygodni przeszedł zakażenie rota norowirusowe.  Od tamtej chwili, każdy kolejny dzień był dla nas wielką niewiadomą. Gdy siadałam przy ogromnej aparaturze, prosiłam o cud. Lęk mieszał się na zmianę z przerażeniem i poczuciem żalu. W kółko zadawałam sobie pytanie, dlaczego moje kochane maleństwo musi tak bardzo cierpieć. Nie przestawałam jednak wierzyć w to, że damy sobie radę. Podczas 6-miesięcznego pobytu w szpitalu Tymek przeszedł aż trzy operacje – założenie zbiornika Rickhama, następnie drenu, a na samym końcu implantację układu zastawkowego. Ze względu na odklejenie siatkówki oka, konieczne było także dwukrotne przeprowadzenie laseroterapii.  Ostatnie pół roku życia to czas nieustającej walki, chwile pełne rozpaczy i zwątpienia, ale także czas ogromnej miłości i wzruszenia. Dziś jestem wdzięczna, że możemy być już w domu i razem z resztą rodziny dzielić się naszym szczęściem.  Obecnie skupiamy się na zapewnieniu Tymkowi odpowiedniej opieki specjalistycznej i systematycznej rehabilitacji. W planach są jeszcze kolejne dwie operacje, jednak za radą lekarzy odłożyliśmy je w czasie. Stan Tymka jest stabilny, a ostatnie miesiące były dla niego bardzo wyczerpujące. Teraz najważniejsze jest, by mógł odetchnąć i nabrać sił do dalszej walki.  Wiemy, że to nie koniec i przed nami jeszcze wiele trudności. Wiemy też, że leczenie, specjalistyczna opieka medyczna i regularne zajęcia z rehabilitantem będą generować zawrotne kwoty. Nie chcemy, by to właśnie pieniądze stały się przeszkodą nie do pokonania, dlatego pełni nadziei prosimy o Waszą pomoc! W tej sytuacji każda złotówka ma znaczenie, a każde słowo wsparcia doda nam siły i jeszcze większej wiary w to, że walka o naszego Tymka nigdy nie zostanie przerwana! Joanna i Daniel, rodzice Tymka

11 734 zł
Aleksander Bamber
Aleksander Bamber , 12 lat

W sidłach wielu chorób! Pomóż Olkowi się z nich wyrwać!

Od naszej poprzedniej zbiórki minęło sporo czasu i choć zmieniło się wiele, jedno pozostało niezmienne – nadal potrzebujemy wsparcia ludzi o wielkich sercach, Oluś cały czas zmaga się z wadą, z którą przyszedł na świat. W dodatku wiele lat badań i diagnostyki potwierdziły, że choruje także na zespół asocjacji VACTERL. Aleksander cierpi także na inne schorzenia, które nie podlegają pod asocjację, są to m.in. niedoczynność tarczycy, padaczka, tiki, pęcherz i jelito neurogenne. Z tego względu konieczne jest cewnikowanie pęcherza co 3 godziny. W 2021 roku Oluś miał wyciągniętą przetokę MALONA, przez którą obecnie musimy robić wlewy, aby wypłukać jelito z kału. Aleksander także zmaga się częstymi bólami wszystkich stawów i wadami ortopedycznymi. Synek ma również bardzo duże nadżerki w dwunastnicy i żołądku.  W tym roku wykonaliśmy również badanie genetyczne mikromacierzy pełnopłatne. Konieczne jest jednak poszerzenie diagnostyki przez badania genetyczne WES trio, ponieważ wiele dolegliwości, do dzisiaj nie zostało wyjaśnionych.  Obecnie przebywamy w Poznaniu w szpitalu na oddziale rehabilitacyjnym, ponieważ Olek zmaga się z bardzo silnymi bólami i przykurczem stawów. Każdego dnia przyjmuje wiele leków stałych. Cały czas jesteśmy także pod opieką wielu specjalistów i rehabilitantów. Staramy się zapewnić mu wszystko, to, czego potrzebuje, jednak długotrwałe leczenie mocno nas obciąża. Dlatego pełni nadziei ponownie prosimy Was o wsparcie! Każda złotówka ma dla nas ogromne znaczenie! Poznaj naszą historię: Mój synek jest jeszcze mały, więc na szczęście się nie wstydzi. Jednak już coraz częściej pyta, dlaczego nie jest taki, jak inne dzieci. Dlaczego, zamiast do szkoły czy kina, znowu jedziemy do szpitala. Czemu inni wytykają go palcami? Nie wiem, co mam mu odpowiedzieć tak samo, jak nie wiem, co będzie dalej. Czy jego życie będzie już zawsze naznaczone chorobą, czy uda nam się z nią wygrać? Ciąża przebiegała wzorowo, ale nasz wyczekany jedynak przyszedł na świat przez cesarskie cięcie. Odwrócił się do góry nogami – nic takiego, często się zdarza. Jednak od razu po porodzie, zamiast dać mi go w ramiona, lekarze szybko porwali go ze sobą. Nie rozumiałam, co się dzieje. Nikt nic nie mówił, lekarz miał przyjść później wszystko wytłumaczyć. Nie przyszedł, nie przynieśli mi dziecka. Odchodziłam od zmysłów. Co jest nie tak, co się stało mojemu Olusiowi? Dlaczego nikt nic nie mówi, dlaczego nie mogę go zobaczyć? Gdy kolejny raz spytałam o Olka, usłyszałam, że synek został przetransportowany do innego szpitala. Jakiego? Nie wiadomo. Dostałam tylko numer telefonu. Dzwoniłam, odezwała się izba przyjęć. Nikt nic nie wiedział, a ja szalałam z rozpaczy. Kolejne numery telefonów i ciągle nic: “nie ma u nas takiego dziecka”. Nie wierzyłam w to, co się dzieje. Sądziłam, że to jakieś nieporozumienie, jakiś koszmar – zupełnie jakbym trafiła na plan filmu “Incepcja”. Gdy w końcu znaleźliśmy naszego syna, pojechaliśmy do właściwego szpitala. Olek miał już dwa dni, a ja ani razu go nie widziałam, nie trzymałam za rączkę, nie poczułam ciepła jego ciałka. Nie wiedziałam nawet, jak wygląda! Mimo wszystko kochałam go z całych sił i znalazłabym go nawet na końcu świata. W końcu go zobaczyłam – malutkiego, bezbronnego, ukrytego za ścianami inkubatora. Gdy przyszedł lekarz, wszystko stało się jasne – maluszek urodził się ze zrośniętym odbytem, konieczna była natychmiastowa operacja. Jak się później okazało – pierwsza z wielu.  Minął prawie rok, podczas którego walczyliśmy o zdrowie przewodu pokarmowego Olusia. Sądziliśmy, że już teraz będzie wszystko dobrze – stomia została usunięta, a synek był jak inne dzieci. Nie wiedzieliśmy, że tak naprawdę to dopiero początek naszych zmagań o jego zdrowie. Okazało się, że lewa nerka dziecka nie funkcjonuje prawidłowo, że trzeba ją usunąć… To tylko jedna z wielu trudności, z którymi się zmagamy. Aleksander cierpi także na wadę serca, pęcherz neurogenny, ma bardzo duży pęcherz moczowy i zwężoną cewkę. Na domiar złego kolejne badania wykryły zakotwiczony rdzeń kręgowy, brak kości guzicznej i skróconą kość krzyżową. Zwykłe czynności, którymi my nie zaprzątamy sobie głowy, są dla Olka nieosiągalne. Nie czuje, gdy chce mu się kupkę lub siusiu, dlatego cały czas chodzi w pampersie. Wada kręgosłupa powoduje rosnąca skoliozę, która jest sprawczynią dodatkowego cierpienia. Oluś się nie poddaje, chociaż prawie codziennie musi być rehabilitowany – to jedyna droga, by choroba nie postępowała i szansa na to, że kiedyś będzie zdrowy. Staramy się ze wszystkich sił, jednak koszty leczenia nas przerastają. Musimy prosić o pomoc, bo sami nie damy rady. Prosimy, pomóż walczyć Olusiowi o sprawność – jego uśmiech to największa nagroda za cały trud. Synek właśnie nim chciałby Ci podziękować – najlepiej jak potrafi. Rodzice Olka ➡️ Licytacje dla Olka

35 866 zł
Ignacja Słońska
Pilne!
Ignacja Słońska , 2 latka

Pomóż uratować życie małej Ignacji ❗️

Nasza córeczka ma zaledwie rok i już musi mierzyć się z przeciwnikiem, który może wyssać z niej życie… Pod koniec października 2022 r. zauważyliśmy pewne zmiany w ciele naszej Iguni. Lekarz rodzinny od razu dał nam skierowanie do szpitala. Wtedy się zaczęło… Już drugiego dnia wykonano szereg badań. USG potwierdziło guza nadnerczy w wielkości 4.5 cm! Samolotem przetransportowano nas do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.  Tam wykonano szereg dodatkowych badań i potwierdzono tę przerażającą diagnozę! Z drżeniem serca czekaliśmy na operację. W międzyczasie Ignacja przeszła zapalenie płuc i zakażenie gronkowcem. Termin zabiegu musiał zostać przesunięty… Nasz strach przedłużał się w nieskończoność. W końcu 21 listopada 2022 r. córka przeszła operację usunięcia guza, który wtedy miał już ponad 5 cm! Wyniki badań histopatologicznych potwierdziły, że jest to nowotwór złośliwy kory nadnerczy, jeden z bardzo rzadkich przypadków. Taki trafia się raz na kilka lat. Zabrakło nam słów… Leczenie polega na doustnym przyjmowaniu chemii codziennie i to minimum przez rok. Niestety lek powoduje niewydolność nadnerczy i dlatego Igunia musi przyjmować hormony.  Potrzebujemy Waszego wsparcia finansowego na pokrycie kosztów dojazdu z naszego miasta do Warszawy oraz kosztów jakie niosą za sobą leczenie, badania i rehabilitacja naszej Ignaśki. Dziękujemy za każdą złotówkę. Rodzice

19 899 zł
Mateusz i Łukasz Szmyd
Mateusz i Łukasz Szmyd , 3 latka

Dwaj bracia walczą o własną sprawność. Bliźniaki potrzebują Twojej pomocy!

Mateusz i Łukasz urodzili się zdecydowanie za wcześnie, bo w 23. tygodniu ciąży! Okazało się, że szew na szyjce macicy, który miał pomóc, nagle zaczął puszczać… W końcu doszło do zakażenia wewnątrzmacicznego. Zagrożone były 3 życia – bliźniaków oraz moje, ich matki.  Wydarzyła się historia jak z najgorszego koszmaru. W drugiej dobie życia naszych dwóch synów miało wylew krwi do mózgu! Od porodu przebywali w szpitalu przez pół roku! Wtedy też zdiagnozowano te wszystkie choroby: mózgowe porażenie dziecięce, niedowład spastyczny, padaczkę. To było okropne. Nie mogliśmy zabrać naszych maleńkich dzieci do ich własnego domu! To był okres epidemii COVID-19. Panowały surowe restrykcje. Wizyty w szpitalu mogły trwać maksymalnie godzinę! Przez 6 miesięcy widzieliśmy nasze nowo narodzone dzieci raz dziennie, tylko przez 60 minut! Dla rodziców to straszne przeżycie. Chłopcy zostali wypisani, dopiero gdy mogli samodzielnie oddychać oraz poprawiła się praca serca i płuc, które po porodzie nie były w pełni rozwinięte.  Nadal jednak nie potrafili samodzielnie jeść, więc karmieni byli przez sondę. Nigdy wcześniej nie mieliśmy z nią do czynienia. Nie wiedzieliśmy, jak nakarmić własne dzieci! Stanęliśmy jednak na głowie, zapisaliśmy się na specjalistyczne szkolenie i opanowaliśmy tę medyczną wiedzę.  Bliźniaki były karmione sondą przez rok. Mateusz wcześniej mógł zostać od niej odłączony. Łukasz natomiast dopiero 2 miesiące temu… No właśnie… Stan zdrowia Łukaszka jest dużo gorszy. Syn ma czterokończynowe porażenie. Nie siedzi, nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie chodził. Przeszedł zdecydowanie więcej wylewów, które odcisnęły na nim duże piętno. Doszło m.in. do uszkodzenia nerwu wzrokowego.  Jesteśmy pod stałą kontrolą okulistyczną. Niezbędna jest też terapia wzroku. Proces diagnostyczny cały czas jednak jest w toku, więc nie wiadomo jak to się skończy. Istnieje ryzyko, że konieczna będzie operacja… Zarówno Łukasz, jak i Mateusz mieli zdiagnozowaną retinopatię. Zastosowano względem nich terapię laserem, a także wykonano zastrzyki prosto do oka! Wzrok Mateusza poprawił się, jednak nie pomogło to Łukaszowi… Mateusz ma troszeczkę mniej problemów, ale i one są poważne. Wylew uszkodził jego lewą półkulę mózgu, wobec czego doszło do prawostronnego niedowładu. Potrafi jednak utrzymać równowagę przy siedzeniu i to daje nam nadzieję.  Jesteśmy pod stałą kontrolą wielu lekarzy, zwłaszcza neurologopedy. Nasi synowie potrzebują specjalistycznej pomocy (rehabilitacji, terapii SI, terapii wzroku), a także sprzętu – pionizatora i ortezy.  Potrzeb jest dużo, niestety okazuje się, że nasz budżet domowy nie daje rady pokryć wszystkich kosztów. Oprócz bliźniaków jesteśmy także rodzicami trzech synów, którzy mają 8, 14 i 17 lat. To trudne dla nas wszystkich… Robimy naprawdę dużo dla naszych dzieci. Szukamy pomocy tam, gdzie się da. Konsultujemy się z wieloma specjalistami, aby dostosować jak najlepsze formy leczenia. Na przeszkodzie stoją nam tylko pieniądze… Będziemy wdzięczni, jeżeli pomożecie nam w tej ciężkiej walce o zdrowie bliźniaków!  Rodzice Mateusza i Łukasza  Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

15 278,00 zł ( 9,57% )
Brakuje: 144 297,00 zł