Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Michał Gajewicz
Michał Gajewicz , 35 lat

Chciałbym widzieć jak dorasta moja córka❗️Młody tata kontra rak…

Mam na imię Michał, mam niecałe 33 lata i zdiagnozowano u mnie glejaka wielopostaciowego IV stopnia… Wraz z narzeczoną jesteśmy rodzicami 8-miesięcznej Oliwki, która jest dla nas całym światem, a dla mnie dodatkową motywacją do walki z chorobą. Chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, by jak najdłużej być przy rodzinie! Cała historia rozpoczęła się 14 maja 2022 r. Po krótkiej niedzielnej drzemce na hamaku obudziłem się z wrażeniem wysokiego ciśnienia w głowie. Czułem, jakby mózg nie mieścił mi się w czaszce. Zdrętwiała mi cała lewa strona ciała. Wypiłem 3 duże szklanki wody i sprawdziłem ciśnienie. W tamtej chwili wykazało 142/83.  Objawy po około pół godziny ustąpiły. Zmęczony, ale już bardziej uspokojony położyłem się spać. Kolejnego dnia rano znów się zaczęło! Obudziłem się z wrażeniem, jakby ktoś ściskał mi z całej siły głowę! Zdrętwiała mi lewa noga i ręka. Już nie chciałem czekać.  Zaniepokojony udałem się do szpitala na SOR. Tam po wysłuchaniu moich objawów wykonano tomografię głowy, po której okazało się, że sytuacja nie wygląda wcale dobrze! Coś o dużych rozmiarach mieściło się w mojej głowie i zakładano, że może to być guz mózgu. Nadal w lekkim szoku jak potoczyły się sprawy, trafiłem na Oddział Neurologiczny szpitala w Inowrocławiu. Otrzymywałem leki sterydowe oraz wykonano mi niezbędne badania. Jedno z nich potwierdziło — guz mózgu...  W tym czasie poczułem największe wsparcie i siłę, jaką mam na co dzień. Moja rodzina i najbliżsi. Wszyscy bez zastanowienia zmobilizowali się, żeby znaleźć mi najlepszego neurochirurga, który mnie zoperuje. Ostatecznie zostałem zakwalifikowany na operację do Szpitala Wojskowego w Bydgoszczy.  Rano 8 lipca 2022 roku odbyła się operacja. W godzinach wieczornych zostałem przewieziony na salę pooperacyjną, na której spędziłem prawie 48 godzin. W niedzielę 10 lipca z małą pomocą narzeczonej i brata stałem już na własnych nogach i zrobiłem pierwszy spacer po szpitalnym korytarzu.  Po kilku dniach szczęśliwy mogłem wrócić do moich dziewczyn. Ale to wszystko nie skończyło się tak lekko i prosto jak mogłoby się wydawać… Niestety nie obyło się bez skutków ubocznych. Często źle się czuję, a do tego pojawiają się objawy padaczki skroniowej. To znacznie utrudnia naszą codzienność, z małym, wymagającym opieki dzieckiem.  Lekarze sugerują, abym po wycięciu guza skupił się na leczeniu standardowym, czyli podaniu chemii. Dopiero w zanadrzu mam mieć plan B, czyli leczenie niestandardowe.  Tak też zrobię, chcę być gotowy na skutki uboczne leczenia lub ewentualną konieczność wybrania innych sposobów. Chcę zrobić wszystko, żeby móc każdego dnia obserwować jak moja córeczka się rozwija i dorasta. Cieszyć się z każdego dnia spędzonego razem z moją narzeczoną.  Chcę móc dbać o nie i ich nie zostawiać! Proszę o pomoc, bym mógł zostać z nimi, na tym świecie…  Michał   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

86 252,00 zł ( 27,02% )
Brakuje: 232 897,00 zł
Waldemar Gwizdalski
Waldemar Gwizdalski , 55 lat

Pogotowie zabrało mnie do szpitala za trzecim razem – udar w tym czasie zabrał mi zdrowie!

Tak ciężko mi uwierzyć w to, co się stało. Ciężko oswoić się z myślą, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo... Udar zabrał mi to, co najcenniejsze - zdrowie i sprawność... Dziś, tak bardzo chciałabym odzyskać codzienność, którą wiodłem przed chorobą. Niestety, bez Waszej pomocy to nigdy się nie uda...  W sierpniu zeszłego roku źle się poczułem. Byłem pewny, że to udar - opadający kończyny i kącik ust. Moja rodzina natychmiast zadzwoniła po pogotowie, które odmówiło przyjazdu, twierdząc, że dolegliwości, które mi towarzyszą nie są oznaką udaru...  Po niecałej godzinie, mój stan znacznie się pogorszył. Po raz kolejny rodzina wezwała pomoc. Tym razem ratownicy przyjechali, ale podano mi jedynie leki. Niestety, nie przyniosły one poprawy! W kolejnych godzinach mój stan jeszcze bardziej się pogorszył - nie byłem w stanie stać na własnych nogach, ani nic powiedzieć. Tym razem pogotowie zabrało mnie do szpitala.  Na miejscu stwierdzono połowiczny udar prawostronny i zawał mózgu! W szpitalu leżałem kilka dni, po czym przewieziono mnie do ośrodka rehabilitacyjnego, gdzie przebywałem przez kolejne 3 miesiące. Po tym czasie wróciłem do domu. Rozpocząłem wtedy rehabilitację domową na NFZ, a kiedy ta się zakończyła, rozpocząłem rehabilitację prywatną. Niestety, jej koszty są ogromne... Obecnie mój stopień niepełnosprawności określony jest jako znaczny. Potrzebuję pomocy osoby drugiej, gdyż nie jestem w stanie sam się poruszać, ubrać, wykąpać. Mam też poważne problemy z mową. W domu mieszkam z partnerką i jej córką – to one mi pomagają w codziennych obowiązkach. Do czasu udaru pracowałem, lecz nie mam przepracowanej wystarczającej ilości lat, aby otrzymać rentę. Aby opłacić rehabilitację, a także utrzymać się przysługuje mi dodatek pielęgnacyjny w wysokości zaledwie 216 zł! Jak za to przeżyć, jak opłacić wszystkie wydatki?  Dlatego nie pozostają mi nic innego, jak prosić Was o pomoc. Dalsze leczenie i rehabilitacja to dla mnie jedyna szansa, aby wrócić do zdrowia, sprawności i dawnego życia.  Każda złotówka może być tą, która przywróci mi, choć część dawnych umiejętności...  Proszę, pomóż mi!  Waldek

1 299 zł
Joanna Burek
Joanna Burek , 37 lat

Serce Asi nagle się zatrzymało❗️Pomóż jej wrócić do męża i córeczek!

To był zwykły kwietniowy dzień. Sobota. Joasia spędziła go aktywnie z mężem i córkami. Ma dwoje dzieci, dwie nastolatki - Oliwka ma 14 lat, Klaudia jest 2 lata młodsza. Sprzątała, gotowała, razem mieli malować pokój jednej z córek. W pewnym momencie źle się poczuła i poszła się położyć. W pokoju nagle rozległ się huk... Rodzina pobiegła zobaczyć, co się stało. Okazało się, że Asia straciła przytomność i osunęła się z łóżka. Doszło u niej do zatrzymania krążenia. Jej serce nagle, jakby bez powodu przestało bić... Przerażony mąż reanimował Asię na oczach dziewczynek... Wezwali pogotowie. Zrobili wszystko, co mogli, by udzielić Asi pierwszej pomocy do momentu przyjazdu karetki. Nikt nie wiedział, co się stało... Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Doszło do dużego niedotlenienia mózgu... W jednym dniu, w jednej chwili szczęśliwe życie mojej siostry i jej rodziny posypało się na miliony małych kawałeczków... Lekarze nie wiedzą, co się wydarzyło, dlaczego doszło do zatrzymania krążenia. Są różne tezy. Prawdopodobnie był to atak padaczki... Asia jednak nigdy nie chorowała, na nic się nie skarżyła. Była zdrową, młodą kobietą, ma dopiero 35 lat! Asia przez tydzień leżała w śpiączce farmakologicznej. Doszło do olbrzymich powikłań na tle neurologicznym... Po wybudzeniu potwierdziły się złe diagnozy lekarzy dotyczące uszkodzenia mózgu. Na początku rokowania były przerażające. Lekarze mówili, że Asia będzie osobą leżącą, wymagającą opieki 24 godziny na dobę, karmioną przez sondę... To był dla nas szok. Przecież była młodą żoną i mamą, cieszącą się zdrowiem... Miała tyle planów i całe życie przed sobą. Nagle to wszystko zniknęło... Na szczęście po 2 tygodniach Asia zaczęła się ruszać, a rokowania stały się bardziej optymistyczne. Trafiła na oddział neurologiczny. Teraz najważniejsze, by zaczęła kontaktować i odzyskała świadomość... Musimy robić wszystko, żeby zaczęła reagować. Nie wiemy, czy nas poznaje, ale wierzymy, że tak... Codziennie odwiedza ją nasza mama, która leży na oddziale rehabilitacyjnym, niedawno miała udar... Wiele spadło na nas w ostatnim czasie. Przed Asią i naszą rodziną bardzo długa droga, której cel jest jeden - odzyskać ukochaną żonę, mamę, siostrę... Jedyną szansą jest długotrwała, intensywna rehabilitacja. Tylko ona daje Asi nadzieję na odzyskanie choć części dawnego życia, powrót do sprawności zarówno fizycznej, jak i umysłowej. Asia jest jeszcze tak młoda, nie może spędzić reszty życia przykuta do łóżka! Czekają na nią dwie wspaniałe córki i mąż, każdego dnia modlą się o jej powrót do zdrowia. Na myśl, że jej stan mógłby się nie poprawić, łzy same spływają mi po policzkach... Dziewczynki tak bardzo jej potrzebują i za nią tęsknią. Niestety naszej rodziny nie stać na tak ogromny wydatek, jakim jest rehabilitacja, dlatego błagam, pomóż! Nie bądź obojętnym na los mojej ukochanej siostry! - Ewelina

36 645 zł
Antonina Kisielewska
Antonina Kisielewska , 4 latka

Tosia urodziła się jako skrajny wcześniak! Wywalczyła życie, teraz walczy o sprawność!

Nie tak miało wyglądać dzieciństwo mojej córeczki… Nie tak wyobrażałam sobie jej życie. Zanim Tosia przyszła na świat, codziennie układałam sobie nasze szczęśliwe życie. Snułam plany, marzenia, wyobrażałam sobie jak cudownie będzie po jej narodzinach. Niestety przedwczesny poród zmienił wszystko...  Antosia urodziła się jako skrajny wcześniak już w 27. tygodniu ciąży. Wiedziałam, że to znacznie za wcześnie, wiedziałam, że nie będzie dobrze... Nie myliłam się. Diagnozy, które słyszałam były jak szpilki wbijane w moje serce. Dysplazja oskrzelowo-płucna, retinopatia i stopa końsko-szpotawa, to tylko niektóre z niepełnosprawności, które dopadły moje dziecko. Całe szczęście dobra opieka w szpitalach i usilne starania lekarzy pozwoliły mi w końcu zabrać córkę do domu. Tosia niedawno skończyła 2-latka. Od kiedy pamiętam, nasz kalendarz po brzegi wypełniają wizyty lekarskie, terapie, rehabilitacje… I ten ciągły strach o to, czy na pewno wszystko idzie w dobrym kierunku, czy stan mojej córeczki za chwilę drastycznie się nie pogorszy.  Po wielu zabiegach i próbach leczenia w różnych szpitalach moja córka nadal bardzo potrzebuje pomocy. Dzięki środkom ze zbiórki będę mogła opłacić gipsowanie chorej nóżki,  zagraniczną operację, a także nasz pobyt za granicą. Niestety w Polsce nie znaleźliśmy odpowiedniej pomocy. Całkowitą szansę na wyleczenie dają nam jedynie specjaliści z Wiednia. Pokładam w tym leczeniu ogromne nadzieje, jednak sama nie dam rady zdobyć środków, które pozwolą mi wesprzeć terapię córki.   Chcę dla naszego dziecka jedynie normalności, tych wszystkich zwyczajnych rzeczy, których może jej w życiu zabraknąć, tylko dlatego, że urodziła się chora. Będę walczyć o normalność dla naszego dziecka, do momentu, w którym wygramy. Dzięki ludziom, którzy nas wspierają, wciąż wierzę, że Antosia pewnie stanie na nogi i będzie kiedyś dotrzymywała kroku życiu, koleżankom, kolegom i wyzwaniom, jakie podejmie.  Dlatego z całego serca proszę Was o wsparcie. Wspólnymi siłami możemy zdziałać cuda! Marta, mama Tosi ➤ Antosię można wspierać także poprzez licytacje na Facebook'u

6 384,00 zł ( 18,18% )
Brakuje: 28 723,00 zł
Veronica Franas
Veronica Franas , 19 lat

Dajmy Veronice szansę na leczenie i lepszą przyszłość! Wesprzyj!

Kiedy Veronica przyszła na świat, wydawała się być zdrowym, silnym dzieckiem. Nie spodziewałam się, że chwilę później będzie tak cierpieć... Każdy posiłek, który zjadła, natychmiast zwracała. Słabła i traciła na wadze. W bardzo ciężkim stanie, wymagającym transfuzji krwi, trafiła do szpitala. To były najgorsze 2 tygodnie w moim życiu! Lekarze uprzedzali, że mały aniołek może zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Cierpienie matki było ogromne, ale nie przestawałam wierzyć w cud. Veronica urodziła się we Włoszech, ale jej stan zdrowia spowodował, że wróciłyśmy do Polski. Wygrała tęsknota za ojczyzną i za bliskimi. Poza tym ze straszną diagnozą córeczki łatwiej było zmierzyć się w domu. Lekarze zdiagnozowali mukowiscydozę - postępującą i nieuleczalną chorobę genetyczną. Serce matki pękało z rozpaczy… Ta podstępna choroba genetyczna, niszczy człowiekowi narządy potrzebne, by żyć. Krok po kroku osłabia układ oddechowy. Powoduje nadmierne wydzielanie śluzu, który zalewa płuca, odbiera oddech, niszczy układ pokarmowy i kostny. Normalne funkcjonowanie staje się coraz większym wyzwaniem, a wejście na drugie piętro jest porównywalne ze zdobyciem górskich szczytów. Jak to możliwe, że moja kochana córeczka jest w tak okrutnym niebezpieczeństwie? Niedawno u córki pojawiły się zawroty głowy, nikt nie wie dlaczego. Aby to zdiagnozować, należy wykonać rezonans. Choroba atakuje narządy ruchu jako ostatnie. Zaburzenia te wiążą się z opóźnieniem rozwoju, występowaniem osteoporozy wtórnej oraz z osłabieniem mięśni szkieletowych związanym z niewydolnością oddechową. Takie wiadomości pojawiły się także u Veronici. Choroba doprowadziła do zaawansowanej skoliozy. Jej kręgosłup nigdy nie będzie już tak prosty, jak u zdrowego człowieka! Aby skrzywienie nie postępowało, Veronica musi nosić specjalistyczny gorset. To właśnie dzięki poprzedniej zbiórce udało nam się zebrać środki na tak potrzebny sprzęt ortopedyczny. Z całego serca dziękujemy! Jednak nasza walka trwa... Kiedy tylko choroba nie daje się aż tak we znaki, Veronica tryska energią i jest w ciągłym ruchu. Bardzo chciałaby prowadzić takie życie, jak jej rówieśnicy, ale mukowiscydoza zamyka ją w klatce i nie pozwala uwolnić się od leków i sprzętu pozwalającego jej oddychać. Poświęciłam dla niej całe swoje życie. Wspieram córkę w codziennych czynnościach, oklepuje, wykonuję inhalację 3 razy dziennie. Niestety, koszty życia oraz rehabilitacji córki przerastają moje możliwości finansowe... Błagam o pomoc! Renata

3 037 zł
Filip Gorliński
Filip Gorliński , 6 lat

Kiedyś ta choroba była wyrokiem śmierci❗️W Polsce cierpi na nią tylko kilka osób - pomóż Filipkowi!

Jesteśmy rodzicami 4-letniego Filipa, który jest naszym oczkiem w głowie. Synek od urodzenia zmaga się z bardzo rzadką chorobą genetyczną. Jej nazwa to pseudohipoaldosteronizm. Znamy tylko czworo innych polskich dzieci, chorych na to, co nasz synek, w tym tylko Filipek i jeszcze jeden chłopczyk mieszkają w Polsce. Na całym świecie cierpi na to tylko około 400 osób. Filipek urodził się jako zdrowy chłopczyk - tak się we wszystkim wydawało. Dostał 10 punktów w skali Apgar i nikt nie wiedział, że razem z nim przyszła na świat ciężka genetyczna choroba... Jeszcze w szpitalu synek zachorował na zapalenie płuc. Mimo że jadł sporo, tracił na wadze... Widziałam, że jedzenie sprawia mu ogromny wysiłek, niesamowicie się pocił... Mój niepokój zwrócił uwagę lekarzy. Wyniki badań krwi pokazały, że Filip ma poziom potasu i sodu, zagrażający życiu... Dorosły człowiek miałby już w takim stanie zatrzymanie krążenia. Synek trafił na OIOM... Lekarze zaczęli szukać przyczyny. Mieliśmy to szczęście, że trafiliśmy na świetnych specjalistów. To oni znaleźli przyczynę, jaką okazała się choroba genetyczna. Kolejne dwa lata spędziliśmy praktycznie w szpitalu... Z powodu zaburzeń elektrolitowych i odwodnienia Filipek był wielokrotnie hospitalizowany. Wystarczyła zwykła biegunka czy infekcja jak katar, żeby zmieniał się poziom potasu... Często dochodził do stanów zagrażających życia. Niekiedy rano było dobrze, a wieczorem musieliśmy już jechać do szpitala. Pierwsze lata życia dziecka w przypadku tej choroby są najtrudniejsze. Synek musiał pić mleko o obniżonej zawartości potasu. Zwykłe może być dla takich dzieci zabójcze... Choroba, na którą cierpi Filipek, była prawdopodobnie jedną z przyczyn nagłych śmierci łóżeczkowej. Bez pogłębionej diagnostyki takie dzieci - na pierwszy rzut oka zdrowe, które choroba toczyła od środka - po prostu nagle umierały... Nierozpoznana jest wyrokiem śmierci. Teraz na szczęście jest inaczej. Niestety w tamtym czasie tego typu produkt nie był dostępny w Polsce. Walcząc o zdrowie syna, sprowadzaliśmy je z Niemiec. Opakowanie kosztowało 25 euro. Specjalistyczne mleko było dla Filipa nie tylko źródłem pożywienia, ale także lekiem, który pozwalał utrzymać potas w normie. Mleko oraz wiele przyjmowanych przez syna leków niestety nie była refundowana przez NFZ. Wszystkie wydatki pokrywaliśmy z własnych oszczędności i dzięki pomocy najbliższych. Filip wciąż musi kontynuować leczenie, potrzebuje specjalistycznej diety. Bardzo jej pilnujemy - szczególnie groźne może być dla niego pożywienie bogate w sód czy potas. Staramy się, aby mimo szpitali i przyjmowanych leków żył normalnie. Na szczęście choroba nie wpływa na jego rozwój. Jest wspaniałym chłopcem, naszym cudem. Niestety leki dla Filipka nie są refundowane... Za każdym razem dostajemy odmowę, to za rzadka choroba. Do tej pory radziliśmy sami, ale jeśli zechcesz wesprzeć naszego synka, będziemy bardzo wdzięczni. Z góry dziękujemy za każdą wpłatę. Agata i Borys - rodzice Filipka

5 153 zł
Dariusz Jaskulski
Dariusz Jaskulski , 57 lat

Dariusz ma jedno marzenie – znów zacząć chodzić! Dajmy mu na to szansę...

Tamtego dnia Darek wracał rowerem z cmentarza. Był odwiedzić grób swojej mamy... Nie dotarł do domu. Poważny wypadek przekreślił całe jego dotychczasowe życie! Od tamtej pory trwa walka o sprawność! Darek to mój mąż. Zawsze pozytywna i wesoła osoba. Swoim poczuciem humoru i uśmiechem zarażał wszystkich wokół siebie. Uwielbiał towarzystwo, pomagał każdemu, kto potrzebował pomocy. Wszystko zmieniło się 19 maja 2019 roku... Mimo szybko udzielonej pomocy doszło niestety do uszkodzenia kręgów szyjnych! Darek trafił na wózek... Wcześniej aktywny, silny facet, teraz musiał być uzależniony od innych! W szpitalu rozpoczął rehabilitację, dzięki której widzieliśmy pierwsze małe postępy. Pojawiła się nadzieja całkowitego wyzdrowienia! Pojawiło się światełko w tunelu... Niestety los postanowił nam rzucić kłody pod nogi. Zgodnie z procedurami szpitalnymi Darek wrócił do domu na miesiąc… Później wybuchła pandemia COVID-19. Wraz z pandemią zakończyła się możliwość rehabilitacji męża... Bez regularnych ćwiczeń wszystko, co osiągnął zostało zaprzepaszczone. Darek zaczął się poddawać, zmienił się i stracił chęć do życia… Zdał sobie sprawę z tego, że jest skazany na innych i że sam nie jest w stanie przy sobie nic zrobić.  Codziennie ćwiczę z Darkiem, staram się jak mogę, ale bez specjalistycznego sprzętu i fachowej wiedzy nie mogę zapewnić mu potrzebnej pomocy.  W tym roku wyczerpaliśmy możliwości refundowanej rehabilitacji domowej, następna przysługuje mężowi dopiero za rok. Bez regularnych ćwiczeń i prywatnej rehabilitacji jego stan zdrowia znów się pogorszy, a uruchomione już mięśnie ulegną zanikowi... Aktualnie nasze fundusze nie pozwalają nam pokryć kosztów specjalistycznej pomocy i rehabilitacji męża. Darek jest smutny i zrezygnowany. Wiem, że gdyby zaczął chodzić na jego twarzy znów pojawi się uśmiech. Będę wdzięczna za każdą pomoc. Wierzę, że wspólnie uda nam się sprawić, że Darek wróci do pełnej sprawności. Żona Beata

4 393,00 zł ( 5,4% )
Brakuje: 76 831,00 zł
Rafał Kisielewicz
Rafał Kisielewicz , 13 lat

10 lat złej diagnozy… Pomóżmy Rafałkowi wywalczyć lepsze życie!

Nasz syn ma już 11 lat,  jednak do tej pory nie było mu dane zaznać szczęśliwego i beztroskiego dzieciństwa. Niestety przez złą diagnozę, mamy poczucie straconych aż 10 lat! Leczenie nie dawało efektów, których oczekiwaliśmy. Dziś już wiemy, co jest przyczyną jego stanu zdrowia. Rafał nie ma zaburzeń ze spektrum, a połowicze porażenie dziecięce… Czekają nas kolejne operacje i lata rehabilitacji. Niezmiennie obarczone wielkimi kosztami…  Kiedy syn się urodził, jego lewa nóżka była krótsza aż o 5 cm! Ta różnica była szczególnie problematyczna podczas ćwiczeń i rehabilitacji. Ponadto jego rozwój społeczny różnił się od dzieci w jego wieku. Od zawsze preferował spędzanie czasu w samotności. Był nazywany przez wszystkich „młodym-dorosłym”, bo zabawy z rówieśnikami i zabawki były dla niego nieatrakcyjne.  Diagnoza, jaką postawiono mu w dzieciństwie, nigdy nie dawała nam spokoju. Ale nie podważając kompetencji lekarzy, robiliśmy wszystko według zaleceń. Było tak do momentu, gdy jeden ze specjalistów zaczął mieć wątpliwości. Uświadomił nas, że objawy mogą rzeczywiście wskazywać na coś innego! Tym sposobem po 10 latach wiemy dokładnie, Rafałek ma mózgowe porażenie dziecięce. Rafał ze względu na swój stan zdrowia ma nauczanie domowe. Nie czuł się dobrze wśród rówieśników. Wolny czas spędza najczęściej sam ze sobą. Jego ulubionym zajęciem jest rysowanie. Zastanawiamy się często czy jego wybór samotności jest spowodowany strachem przed oceną, czy kwestią przyzwyczajenia… Wiemy natomiast, że oddalibyśmy wszystko, co mamy, żeby móc powiedzieć — synku, możesz iść na podwórko. Pobiegaj z kolegami i baw się dobrze… W kontekście motoryki, nasz synek zawsze poruszał się na palcach. Mogło to doprowadzić do poważnych problemów z biodrami, miednicą, a nawet kręgosłupem. Według lekarza prowadzącego pojawiliśmy się u niego na ostatnią chwilę. Gdy tylko zaproponował nam szansę zmiany i leczenia wady, postanowiliśmy z niej skorzystać! W tej chwili Rafał jest po pierwszej operacji, która ma mu dać  większą sprawność. Oczywiście nie jest to jego pierwszy ani ostatni zabieg. Po wykonanej blokadzie kolana i wydłużeniu ścięgna achillesa Rafałkiem zajmują się specjaliści. Każdorazowa ingerencja wymaga długiej i kosztownej rekonwalescencji.  Rafał ma pierwszą grupę niepełnosprawności, stąd konieczna jest opieka całodobowa. Między innymi z tego względu tylko jeden z nas może podejmować pracę. Przez pojawiające się lęki, Rafał często potrzebuje mamy nawet w nocy. Jest bardzo wrażliwy emocjonalnie, a towarzystwo innych, a nawet wyjście na zewnątrz nie są dla niego przyjemnością. Liczymy, że poprawa stanu zdrowia pomoże mu się otworzyć! Boli nas to, że syn walczy codziennie o swoje zdrowie. Zamiast żyć beztrosko, czas spędza na kolejnych konsultacjach u specjalistów. Jako rodzice jedyne czego pragniemy, to normalnego życia dla swojego dziecka. Chcielibyśmy ściągnąć z jego barków ciężar niepełnosprawności i podarować mu spokojną przyszłość. Na naszej drodze stoi przeszkoda, której sami nie przeskoczymy — koszty. Prosimy o każde, nawet najmniejsze wsparcie! Bez Państwa pomocy nie możemy obiecać Rafałkowi, że jeszcze kiedyś będzie dobrze…  Rodzice

4 015 zł
Witold Jaguścik
Witold Jaguścik , 15 lat

Pomóż złagodzić ból, pozwól zawalczyć o sprawność!

Najgorsze jest uczucie bezsilności. Świadomość, że możesz tak niewiele. Że nie jesteś w stanie zapewnić swojemu dziecku tego, co najważniejsze – zdrowia. Za każdym razem, gdy widzę ból w oczach syna, moje serce pęka. Robię co w mojej mocy, by mógł normalnie żyć, jednak to wszystko, to wciąż za mało... Witek nigdy nie będzie zdrowy. Nigdy nie osiągnie też pełnej sprawności. A ja jedyne co mogę, to zapewnić mu rehabilitację i wsparcie w tej krętej drodze do lepszej codzienności. Witek urodził się z dużą skoliozą rotacyjną. To niestety niejedyny problem. Synek dodatkowo zmaga się z wadą zgryzu, wadą wzroku i licznymi wadami wymowy. I choć walczymy z całych sił, wciąż jesteśmy krok za wszystkimi chorobami.... Robimy wszystko, aby syn mógł żyć jak jego rówieśnicy, bez barier i ograniczeń, które ciągle pojawiają się na jego drodze. Konieczna jest stała i intensywna terapia, która pozwala utrzymać cały organizm w jak najlepszej kondycji, dodatkowo liczne wizyty u specjalistów, kontrole i badania.  Wiemy jednak, że nie możemy się poddać, bo stawka jest największa – przyszłość naszego dziecka. Każda dodatkowa złotówka zbliży nas do zapewnienia synkowi beztroskiego dzieciństwa.  Aneta, mama

4 895 zł