Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Antoni Staśkiewicz
Antoni Staśkiewicz , 66 lat

Nieszczęśliwy upadek zniszczył życie Antoniego - pomóż!

Sport i kolarstwo było całym życiem Antoniego. Żadna trasa nie była mu straszna, czy to na zawodach, czy też podczas urlopowej przejażdżki. Antoni nie potrafił rozstać się ze swoim rowerem. Poświęcał pasji tak naprawdę wszystko. Gdyby nie kontuzja, która przydarzyła się wiele lat temu, Antoni pewnie dalej pędziłby na swoim dwukołowcu. Niestety już wtedy z powodu komplikacji zdrowotnych musiał pożegnać przygodę z zawodowym kolarstwem. Gdy na szali leży zdrowie i sprawność nie ma jednak wyboru. Czasem musimy poświęcić coś równie dla nas ważnego, jak właśnie w przypadku Antoniego - ukochany sport. Nie sądziliśmy jednak, że los może okazać się dla niego jeszcze straszliwszy… To miał być spokojny dzień, jak każdy. Antoni wybrał się na zakupy do pobliskiego sklepu, ale gdy wychodził z budynku, poślizgnął się i przewrócił. W szpitalu, po wstępnych badaniach, przyszedł czas na zatrważającą informację - podejrzenie złamania kręgosłupa! Na domiar złego podczas pobytu na oddziale u Antoniego stwierdzono COVID-19, co dodatkowo pogorszyło jego stan. Pojawiły się również odleżyny, które uniemożliwiły po czasie rozpoczęcie rehabilitacji. Byliśmy załamani tym, jak wszystko się potoczyło i w jak trudnych okolicznościach znalazł się Antoni.  Przyszedł w końcu czas na stopniowy powrót do sprawności, a my stoimy przed kolejną barierą - tym razem finansową. Antoni potrzebuje teraz regularnej i intensywnej rehabilitacji, aby podjąć walkę o sprawność, a my sami nie damy rady uzbierać potrzebnych środków. Całym sercem prosimy Was o wsparcie!  Rodzina Antoniego 

8 942,00 zł ( 25,01% )
Brakuje: 26 803,00 zł
Renata Tratkiewicz
Renata Tratkiewicz , 24 lata

Choroba, która przekreśliła szansę na normalne życie... Wspieramy Renatkę!

Renia wyciągnęła zły los. Jej życie to nieustanna walka. Ale mimo bardzo ciężkiej choroby, bardzo dzielnie stawia jej czoła. Stwardnienie guzowate charakteryzuje się szeregiem wielonarządowych objawów. Hamowana jest produkcja białek odpowiedzialnych za powstawanie procesów nowotworowych w organizmie. Dlatego tworzą się guzy. Renia ma je w głowie, w nerkach, wątrobie, na skórze, w oczach. Oprócz tego ma niedowłady wiotkie czterokończynowe, wadę postawy i wzroku. Nie mówi. W wyniku lekoopornej padaczki wystąpiło opóźnienie rozwoju psychoruchowego i Renia wymaga stałej opieki i pomocy osoby trzeciej. A urodziła się jako zupełnie zdrowe dziecko, Potem wystąpiły drgawki, ciężki zespół Westa. Wdrożono leczenie przeciwpadaczkowe i Immunostymulujące, antybiotyki. Ale jej stan zdrowia  pogarszał się.  Szukaliśmy pomocy. Zostałam zaproszona  do programu ,,Rozmowy w toku ,, Tam miałam możliwość konsultacji, gdzie stwierdzono, że mamy złą diagnozę i leczenie. Na początku 2002 roku udało nam dostać się  do Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Tam została postawiona diagnoza. Mimo nieprzychylnego rozpoznania postanowiłam wtedy, że stanę na głowie, by pomóc mojemu dziecku.  W momencie postawienia rozpoznania u Reni napady padaczkowe nasiliły się do 20 na dobę z sinicą i bezdechami. Z normalnie do tej pory rozwijalnego się dziecka, stała się osobą w stanie wegetatywnym. Neurolodzy mówili, że już taka będzie.  W mieście, gdzie mieszkamy, nikt nie chciał podjąć się usprawniania córki. Korzystaliśmy tylko z hydromasażu i masującego fotela. W międzyczasie podjęliśmy leczenie u wielu specjalistów: ortopedy, chirurga, laryngologa, immunologa, gastroenterologa, alergologa... Częste przeziębienia stały się barierą w usprawnianiu córki w zakładzie rehabilitacyjnym. Znalazłam też Instytut ,,Daj Szansę" w Toruniu. Wspaniali specjaliści z tej Fundacji pomogli nam i opracowali program rehabilitacji dla Renatki. Nauczyli nas jak ćwiczyć, więc ćwiczyliśmy trzy razy dziennie po 12 ćwiczeń. Wiązało się to też z zakupem wielu sprzętów do rehabilitacji. Wysiłek się opłacił. Renatka zaczęła chodzić, rozwijać się... Jednak ciężka padaczka spowodowała, że córka nie mówi.  Ponosimy ogromne koszty na leczenie, ale Renatka wciąż walczy, jest wesoła  i mimo tak wielu  negatywnych przeżyć, wciąż się uśmiecha. Wiele było sytuacji, kiedy mogliśmy ją stracić, ale nie poddajemy się. Nie ma lekarstwa na Stwardnienie Guzowate, terapia skupia się na leczeniu objawowym. Renia wymaga częstej konsultacji wielu specjalistów, korzystamy też  z prywatnych wizyt i badań, często w miastach oddalonych od miejsca zamieszkania. Leczymy naszą córkę już wiele lat. Mamy nieduże  dochody: świadczenie pielęgnacyjne i renta socjalna. Mąż nie zarabia dużo. Koniecznością jest remont i adaptacja mieszkania dla potrzeb córki. Jest to cały czas odkładane na dalszy plan. Problemy zdrowotne będą jej towarzyszyć do końca życia, dlatego tak bardzo potrzebna jest stała pomoc i każda złotówka, która choć trochę ułatwi życie naszej córce. Rodzice

800 zł
Oskar Waszak
Oskar Waszak , 5 lat

Dzieciństwo, które nie musi być cierpieniem. Wspieramy walkę Oskara!

Oskarek przeszedł już tak wiele. Za każdym razem, gdy zasypia, patrzę na niego, ciesząc się, że dane nam było dobrze przeżyć dzień. Jednocześnie boję się, co przyniesie jutro, ponieważ wiem, że nie jestem w stanie tego przewidzieć. Oskarek urodził się z wodogłowiem. Operacja odbyła się kilka miesięcy później, jednak nie oznaczała ona zakończenia problemów zdrowotnych synka. Oskarek choruje również na hipoplazję lewej nerki oraz autyzm atypowy. Ma duże problemy z komunikacją, jest agresywny, ma spore zaburzenia mowy. Dwa razy w tygodniu uczęszcza na zajęcia wspomagające rozwój, od października rozpocznie również przygodę w specjalistycznym przedszkolu.  Wiem, że to wciąż może być za mało. Przed Oskarem całe lata walki o sprawne życie. Rehabilitacja, leczenie, turnusy, to wszystko pochłania ogromne pieniądze. Każda przekazana złotówka może sprawić, że codzienność Oskara będzie prostsza! Rodzice

3 801 zł
Paweł Karolewicz
Paweł Karolewicz , 7 lat

By życie z cukrzycą nabrało słodki smak beztroskiego dzieciństwa

Pawełek nie ma jeszcze skończonych czterech lat, a już od dwóch nieustannie zmaga się z cukrzycą. Wiem, że trzeba doceniać to, co się ma, cieszyć się każdym dniem, który dobrze przeżyliśmy w zdrowiu i szczęściu… Jednak choroba zabiera mojemu synkowi najlepszy czas - jego dzieciństwo.  Nie mam pojęcia co, wpłynęło na rozwój choroby… Czy przechorowana wcześniej salmonella, czy uwarunkowania genetyczne? Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Wiem, jednak, że choroba będzie z Pawłem na zawsze i musimy nauczyć się z nią żyć. Początkowo nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak może być niebezpieczna. Każdy nieprzemyślany kęs, kawałek czekolady, posłodzona herbata - wszystko co zje, może poważnie zagrozić nie tylko jego zdrowiu, ale nawet i życiu. Wiem, że istnieją coraz lepsze sposoby, które ułatwiają codzienność z chorobą. W przypadku Pawełka to nie jest to takie proste. Synek nie może korzystać z pompy insulinowej, ponieważ ma uczulenie niemal na wszystkie kleje, a pompę trzeba zmieniać co dwa dni. Koszty takich zmian są ogromne. Do tego dochodzi opóźniony rozwój mowy, wizyty u psychologa, neurologa i logopedy… Paweł zaraz ma rozpocząć edukację przedszkolną. Bardzo się martwimy, że nie podoła bez komunikowania swoich potrzeb.  Choroba Pawełka to nie jedyne zmartwienie. Oprócz niego mam jeszcze dwójkę dzieci. Moja najstarsza córka Klaudia niedawno odeszła. Od urodzenia była  dzieckiem leżącym. Mózgowe porażenie dziecięce, porażenie czterokończynowe i Zespół Westa. Walczyła dzielnie do samego końca... Mam nadzieję, że los przygotował dużo lepszy scenariusz dla Pawełka. Alan, drugi w kolejności, jest zdrowy. Mieliśmy nadzieję, że i z Pawłem tak będzie, że już więcej nieszczęść nie spadnie na naszą rodzinę. Pierwsze 1,5 roku było bezproblemowe, potem wszystko zmieniło się nie do poznania.  Udało nam się znaleźć sposób, dzięki któremu codzienność z cukrzycą nie przeraża tak bardzo. Specjalne sensory, a także leki, choć na chwilę pozwalają zapomnieć o chorobie. Niestety koszty są ogromne. Zarówno ja, jak i mój mąż zrezygnowaliśmy z pracy, by opiekować się naszymi dziećmi. Dlatego jestem tutaj i bardzo proszę o pomoc. Każda wpłata może ułatwić codzienność mojemu synkowi.  Kinga - mama Pawełka    

3 240,00 zł ( 23,19% )
Brakuje: 10 728,00 zł
Emil Marczak
Emil Marczak , 14 lat

Pomóż Emilkowi zrozumieć świat. I być zrozumianym...

Emil - nasze szczęście, wyczekany cud. Od urodzenia był taki cichutki, zamknięty w sobie. Sądziliśmy, że taki po prostu jest - spokojny, nieśmiały. Wielu rodziców może zazdrościć takiego dziecka, które nie sprawia żadnych problemów. Z czasem okazało się jednak, że to nie charakter Emilka, a choroby i dolegliwości, których nikt wcześniej nie podejrzewał… Gdy synek miał 2 latka i nie nawiązywał kontaktu z rówieśnikami, a do tego nie mówił za wiele, zaczęliśmy się niepokoić. Pojechaliśmy do lekarza. Już wstępne badania potwierdziły u synka autyzm, opóźnienie psychoruchowe i nadpobudliwość. To było jak cios prosto w serce... Wiedzieliśmy, że na zaburzenia synka nie ma magicznego lekarstwa, które go wyleczy. Od dnia diagnozy walczymy o każdy postęp i o to, by Emil mógł być kiedyś samodzielny. Cały czas jest pod opieką specjalistów, psychologów i terapeutów, każdy dzień to ciężka praca. Dzieciństwo Emila powinno być pełne beztroski i radości. Jednak jeśli teraz nic nie zrobimy, przyszłość synka będzie zdecydowanie trudniejsza! Choć mogłoby się wydawać, że limit nieszczęść się wyczerpał, dwa lata temu doszła kolejna diagnoza; choroba, która przeraża nas najbardziej - padaczka. Każdy napad sieje spustoszenie, odbierając mozolnie wypracowywane efekty terapii. Po takim ataku Emilek bardzo długo dochodzi do siebie, jego kondycja jest jeszcze bardziej osłabiona... Gdy dowiedzieliśmy się o tym, jak pozytywne skutki niesie za sobą podanie komórek macierzystych, zainteresowaliśmy się tematem. Okazało się, że w przypadku Emilka też byłaby możliwość przeprowadzenia przeszczepu! Syn zakwalifikował się do takiego podania, jednak jego koszty są dla nas ogromnym obciążeniem finansowym. Do tego dochodzą koszty standardowej terapii, które rodzice muszą pokrywać samodzielnie. Sami jesteśmy osobami ze stopniem niepełnosprawności, mamy przyznane rentę i zasiłek. Z tego żyjemy… Przy takich dochodach nie będziemy w stanie sami opłacić Emilowi leczenia, dlatego z całego serca prosimy o wsparcie. Z góry dziękujemy za szansę, jaką dajecie naszemu dziecku! Rodzice Emila

4 705,00 zł ( 6,71% )
Brakuje: 65 359,00 zł
Piotr Kozak
Piotr Kozak , 25 lat

Piotrek uciekł przed śmiercią, teraz musi wrócić do zdrowia. Daj mu szansę!

Choroba przyszła znienacka. Nikt się tego nie spodziewał, nie mogliśmy się przygotować. Śmiertelne zagrożenie, skrajnie niebezpieczny przeciwnik. Źródło strachu, łez, cierpienia, wielu nieprzespanych nocy. Ciężka walka o życie kosztowała mojego syna ogrom sił, pozostawiając mnóstwo blizn na zdrowiu i formie Piotra. Dzisiaj, żeby odbudować te zniszczenia, potrzebujemy wiele intensywnej i kosztownej rehabilitacji.  Przed moim synem była ostatnia klasa technikum, matura i studia. Wszystko to musiał przerwać, a plany i marzenia porzucić. W sierpniu zeszłego roku Piotrek nagle przestał chodzić. U syna znaleziono guza kanału kręgowego. Lekarze podejrzewali też nowotwór. Ostatecznie potwierdził się najgorszy z możliwych scenariuszy. Syn ma chłoniaka B-komórkowego z zajęciem obwodowego układu nerwowego. Trudna nazwa, jeszcze trudniejsze leczenie.  Szpital stał się naszym domem. Mimo natychmiastowej operacji niedowład nóg i kręgosłupa, niestety nie ustąpił. Piotrek poddał się też chemioterapii, ale bardzo źle się po niej czuł. Widziałam jak bardzo cierpi, ale nie mogłam nic z tym zrobić. Nie ma gorszej sytuacji dla matki… Jego stan dodatkowo pogorszyła sepsa, która postanowiła dołączyć do całego zastępu nieszczęść syna.  To był straszny czas, ale najgorsze mamy już mam nadzieję za sobą. Ostatnie wyniki badań pokazały, że choroba jest w stanie remisji. Teraz największym marzeniem Piotra jest znów stanąć na własnych nogach. Syn obecnie porusza się na wózku, a przy pomocy innych jest w stanie przesiąść się na łóżko i ubrać. Dopiero niedawno zaczął ruszać nogami. Rehabilitacja przynosi efekty. Krok po kroku zmierzamy w stronę powrotu do zdrowia.  Przed Piotrkiem jeszcze długa droga do osiągnięcia pełnej sprawności i wiele miesięcy ciężkiej pracy. Jesteśmy na nią gotowi, choć wiemy, że musimy się też uzbroić w cierpliwość. Najgorsze jest jednak to, na co nie mamy wpływu… Roczny koszt rehabilitacji syna to ponad 200 tys. złotych. To ogromne pieniądze… Zaglądam do portfela i wiem, że ich tam nie ma. Dlatego proszę o pomoc. Mój syn ma dopiero 20 lat. Całe życie przed nim i to właśnie teraz decyduje się, jakie ono będzie. Choroba, niszcząc zdrowie Piotrka, pozostawiła po sobie gruzowisko, które staramy się uprzątnąć i odbudować. Potrzeba zastępu specjalistów, rehabilitantów, znających się na swojej pracy, a to kosztuje… Proszę, daj mojemu synowi nadzieję. Daj szansę, by znów zaczął chodzić. Bożena, mama

149 936,00 zł ( 69% )
Brakuje: 67 362,00 zł
Zbigniew Brzezewski
Zbigniew Brzezewski , 66 lat

"Tato, wstań!" Walka o odzyskanie sprawności trwa!

Tata zawsze był podstawą naszej rodziny. Dzielił się energią, uśmiechem, zawsze służył radą. W domu nigdy nie było nudy, mama, rodzeństwo, wnuki - wspólnie zawsze tworzyliśmy niepowtarzalną atmosferę. Mieliśmy mnóstwo pomysłów na wspólne spędzanie czasu. To dzięki rodzicom wiemy, jak wielką wartość ma rodzina, jestem pewna, że gdyby nie oni nie docenialibyśmy tak bardzo każdej chwili.  Początek czerwca ubiegłego roku - ten dzień zapamiętam na zawsze. To była sobota, miał to być dzień radości - rodzice mieli w planach wesele. Przygotowania, codzienna krzątanina i zamieszanie spowodowały, że tata prawdopodobnie początkowo nie zwrócił uwagi na pierwsze symptomy nadchodzącej katastrofy. Siedział i rozmawiał z kolegą w domu. Nagle zaczęło go coś kłuć w klatce piersiowej. W ciągu sekundy serce się zatrzymało.  To wydarzenie na zawsze zmieniło wszystko w naszej rodzinie. Tata był reanimowany kilkadziesiąt minut, najpierw przez brata, później przez ratowników medycznych, którzy robili, co mogli by ratować życie. Nikt nie był w stanie powiedzieć, co spowodowało ten stan. Podejrzewano złe wyniki, ale to nie było nic pewnego. Kilka sekund zwłoki i nie byłoby go z nami. W szpitalu decydujące miały być pierwsze godziny. Godziny przerodziły się w dni, dni w miesiące spędzone na OIOMie.  Mimo śpiączki, mimo tragicznego stanu chcieliśmy utrzymać tatę przy sobie, nagrywaliśmy wspólnie z dziećmi filmy, które włączaliśmy podczas odwiedzin. Czytaliśmy mu książki, opowiadaliśmy o codzienności, przypominaliśmy historie z dzieciństwa. Mimo nawału obowiązków tworzyliśmy harmonogram odwiedzin, by tata wiedział, że nikt z nas z niego nie zrezygnował, że wciąż jesteśmy obok. Tak samo, jak on czuwał przy naszych łóżkach, kiedy byliśmy dziećmi. Lekarze patrzyli na nas ze współczuciem, jak gdyby tata odszedł na zawsze. W pewnym momencie powiedzieli wprost, że nie ma dla niego nadziei. Początkowo delikatnie sugerowali, aż w końcu powiedzieli wprost, że możemy rozważyć odłączenie taty od respiratora. Oni traktowali to jako problem z głowy. A dla nas to był cios - jak można mówić o człowieku, dla którego nic nie jest jeszcze przesądzone?! - to pytanie jeszcze długo nas nie opuszczało. Tata chyba wyczuł nasze napięcie, 4 dni po trudnej rozmowie z lekarzami zaczął oddychać samodzielnie. Pierwsze małe zwycięstwo na drodze do zdrowia. Nadzieja mieszała się z obawą, że jeszcze wszystko może się zmienić.  Proces zdrowienia to nieustanna walka. Zakażenie bakteriami, zapalenia płuc, wszystkie wzloty i upadki pokazały nam, że najlepszym lekarstwem jest cierpliwość. Mogliśmy zrewanżować się tacie za wszystkie lata czułej opieki, pokazywania świata i głaskania zdartych podczas zabawy kolan. Każdy z nas stał się filarem jego powrotu do zdrowia. Niestety, budowany przez miesiące most może znów runąć… Po powrocie z turnusów rehabilitacyjnych niezbędna jest domowa rehabilitacja - wizyty wielu specjalistów, wspierających tatę w powrocie do sprawności, do możliwości mówienia. To koszty, których nie jesteśmy w stanie sami pokryć. Musimy prosić o pomoc. Wiemy, że prosimy o wiele, ale nie możemy pozwolić na to, by wszystko, o co walczyliśmy tak długo przepadło. Wygraliśmy już wiele, dzięki silnej woli tata jest dziś w domu, a nie w hospicjum. Oddycha samodzielnie, wydaje pojedyncze dźwięki. Teraz czeka nas kolejne poważne wyzwanie. Już na starcie wiemy, że nie będzie łatwo, ale każdy najmniejszy postęp przekonuje, że warto.  Na dziadka czekają wnuki, gotowe do zabawy z ukochanym dziadkiem, mama na co dzień poświęcająca wszystko, by tatę odzyskać. Na dobre i na złe. Cena za sprawność taty jest ogromna. Jesteście naszą nadzieją na lepsze jutro! 

15 003,00 zł ( 21,36% )
Brakuje: 55 210,00 zł
Allan Lignar
Allan Lignar , 10 lat

Pilnie potrzebne badanie dla Allanka❗️Ratunku!

Allan jest pierwszym dzieckiem na świecie, który jest leczony w ten sposób. Jeśli uda nam się opłacić i ukończyć terapię, nasz synek może być zupełnie zdrowy! To największe marzenie, jednak chcielibyśmy po prostu, by w przyszłości był samodzielny, by jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Allan ma autyzm. Nie widzi problemu w tym, by wsadzić rękę do wrzątku, wyjść bez ubrania na dwór przy siarczystym mrozie, czy wspiąć się na wiele metrów, a potem… skoczyć. Tak najczęściej umierają ludzie z autyzmem… Każdy dzień to strach i nieustanne czuwanie, by synkowi nie stała się krzywda. Tylko terapia komórkami macierzystymi może uratować moje dziecko, dlatego bardzo proszę, pomóż. Dominik i Allan - nasze pierwsze dzieci, wyczekane bliźnięta, które zawładnęły całym naszym życiem. Miało być szczęście, a przyszła niepewność… Jestem z wykształcenia pedagogiem, dlatego tym bardziej widziałam ogromną różnicę w rozwoju bliźniaków. Dominik był wesoły, kontaktowy, rozwijał się prawidłowo. Z Allankiem było znacznie gorzej… Jeździliśmy od specjalisty do specjalisty, aż w końcu, gdy chłopcy skończyli dwa latka, zapadła ostateczna diagnoza - autyzm wczesnodziecięcy. To była odpowiedź na wszystkie pytania, które zadawaliśmy sobie od miesięcy: dlaczego nasz synek nie chce, żebyśmy go przytulali? Nie uśmiecha się do nas, nie patrzy w oczy, nie mówi. Najchętniej by tylko siedział w kącie, sam, by wszyscy dali mu spokój… Nasze rodzicielskie serca rozdzierały się na pół, bo nie wiedzieliśmy, jak pomóc synkowi. Musieliśmy działać, szukać ratunku… Wtedy kilka zbiegów okoliczności i prawdziwy cud sprawiły, że dla Allanka znalazła się nadzieja! Okazało się, że spodziewamy się kolejnego dziecka. Gdy byłam w ciąży z Mateuszkiem, pewnego dnia oglądaliśmy program na CNN. Zupełnie przypadkiem trafiliśmy na odcinek, gdzie mówili o rewolucyjnej terapii, którą pani doktor prowadzi w USA. Dziewczynce z autyzmem wszczepiono komórki macierzyste pobrane z krwi pępowinowej rodzeństwa. Wyniki były zadziwiające! Po trzech latach od rozpoczęcia terapii u dziewczynki zniknęły wszystkie objawy autyzmu, była zupełnie zdrowa! Pojawiło się światełko w tunelu, jeszcze bardzo odległe, ale to było coś, o co trzeba walczyć! Po miesiącach poszukiwań trafiliśmy na profesora z Przylądka Nadziei. Podjął się terapii, powiedział, że dla Allanka są duże szanse! Polecił nam przy porodzie Mateuszka pobrać komórki z krwi pępowinowej. Po szczegółowych badaniach okazało się coś niesamowitego - komórki braci są zgodne w 100%! To był cud! Rozpoczęły się długie i żmudne procedury i badania, by komisja bioetyczna wydała zgodę na taki eksperyment medyczny. Wszystko trwało półtora roku. Gdy przyszła ta upragniona informacja, że jesteśmy dopuszczeni do terapii, nie posiadaliśmy się ze szczęścia! Nasz profesor potwierdził, że Allan jest pierwszym na świecie dzieckiem z autyzmem, który dostanie komórki o stuprocentowej zgodności. To może być przełom! Wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy na pierwsze podania. Dzięki pomocy lekarzy pół roku temu synek rozpoczął terapię - dostał dwa podania komórek. Chociaż okazało się, że to zdecydowanie za mało, już widać efekty - są niesamowite! Allan, który był dzieckiem zupełnie zamkniętym w swoim świecie, zaczął się do nas przytulać! Czasami bawi się z braćmi, sam wie, kiedy trzeba skorzystać z nocnika (co wcześniej było zupełnie niemożliwe). Właśnie dlatego wiemy, że komórki działają i trzeba pilnie podjąć dalszą terapię. Mój synek ma ogromną szansę być zupełnie sprawnym dzieckiem, jednak żeby tak się stało, konieczne są bardzo duże pieniądze… Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już na początku kwietnia rozpoczynamy terapię. Tak bardzo pragniemy zdążyć… Allan nadal nie mówi, na każdy stres reaguje agresją. Gryzie swoje ręce, uderza głową o ścianę. Jego mózg nie produkuje melatoniny, więc musimy mu ją podawać, by w ogóle mógł zasnąć. Często jednak budzi się po godzinie, dwóch i szaleje całą noc. Na zmianę z mężem nie śpimy, bo musimy być stale na posterunku. Nasz synek, jak inne dzieci z autyzmem, w ogóle nie odczuwa uczucia zagrożenia. Nie ma leku, który może to powstrzymać… Allan może wejść w ogień i spłonąć żywcem albo w siarczysty mróz chodzić boso po śniegu. Nie jest to problemem, nie wiąże odczuwania bólu z tym, co robi. To ogromne zagrożenie. Większość osób z autyzmem nie umiera na poważne choroby, tylko w wyniku ryzykownych zachowań. Mogą wejść na ulicę pod pędzące auto, wspiąć się na ogromną wysokość i po prostu skoczyć. Allan kocha wspinaczkę, wchodzi na wszystko, co jest możliwe. Kiedyś dosłownie na sekundę straciliśmy go z oczu na sali zabaw. Gdy spojrzeliśmy w górę, synek stał na wysokości 8 metrów na cienkiej poprzeczce, pewnie i bez strachu. W każdej chwili mógł zrobić krok do przodu… Mimo ciągłego zagrożenia staramy się żyć normalnie, stwarzać naszym synom szczęśliwe i bezpieczne warunki do rozwoju, choć codzienność nie jest łatwa. Gdy dowiedzieliśmy się o szansie na wyzdrowienie Allanka, dostaliśmy nowych sił i skrzydeł - musimy zrobić wszystko, by dać mu szansę. Nasz synek może być zdrowy! To też niesamowita możliwość dla innych dzieci - jeśli uda się nam, może udać się też innym! W naszym życiu wydarzył się cud, a my z całego serca prosimy, pomóż nam, by nadal trwał. ******** Czytaj także: wyborcza.pl

41 658,00 zł ( 81,57% )
Brakuje: 9 406,00 zł
Artur Subbotin
Pilne!
Artur Subbotin , 11 lat

KRYTYCZNIE PILNE❗️Wznowa białaczki u 11-letniego Arturka❗️

Jestem mamą Artura. Dziś nie proszę, lecz błagam Cię o pomoc! Nasz jedyny synek walczy o życie! Gdy myśleliśmy, że ta bezlitosna choroba go opuściła, przyszła WZNOWA! Artur przeszedł przeszczep szpiku, ale jego organizm go odrzuca! RATUJ! Musimy jak najszybciej opłacić leczenie, żeby ratować życie synka… Żaden rodzic nie spodziewa się takiej diagnozy. Nikt nie chce usłyszeć, że jego dziecko jest śmiertelnie chore. My usłyszeliśmy to dwa razy. Powoli tracimy siły. Strach, że zabraknie nam środków na leczenie, każdej nocy spędza nam sen z powiek. Nigdy nie zapomnę pierwszej chemii synka. Miał wtedy tylko 7 lat. Był taki malutki, przerażony… Zupełnie nieprzygotowany do walki. Ostra białaczka mieloblastyczna w jednej chwili zmieniła całe nasze życie. Patrzyłam, jak Arturek traci włoski. Trzymałam za rękę, gdy płakał, wymiotował. Podczas leczenia synek trzy razy lądował na OIOMie, a ja błagałam, by los pozwolił nam to przetrwać. Po roku wróciliśmy do domu. Pełni nadziei, że nasze dziecko jest już zdrowe. Niestety, na nadziei się zakończyło. Ropne zapalnie ucha było pierwszym niepokojącym objawem. Wkrótce pojawiło się porażenie nerwu twarzowego. Konieczna była operacja, żeby sprawdzić, co kryje się w głowie Artura. Lekarze poinformowali nas, że był to guz, który tylko częściowo udało się go usunąć. Kolejne dni żyliśmy w ogromnym stresie, oczekując na wyniki histopatologiczne. Spełniły się nasze najgorsze obawy – nowotwór złośliwy! Szukaliśmy pomocy wszędzie. Jedyną pozytywną odpowiedź otrzymaliśmy od kliniki w Izraelu. Na miejscu potwierdzono, że guz naszego dziecka, to mięsak granulocytarny. Zaproponowano nam chemioterapię, leczenie biologiczne, przeszczep szpiku i radioterapię.  Dzięki Wam nasz syn przeszedł przeszczep szpiku. Gdy myśleliśmy, że wszystko będzie już dobrze, pojawiała się choroba: przeszczep przeciwko gospodarzowi. Oznacza to, że przeszczep atakuje organizm. W przypadku Artura zaatakowana została wątroba. Lekarze podjęli decyzję o pobraniu biopsji, obecnie czekamy na wyniki… Kosztorys dalszego leczenia zwala z nóg... Nie wiemy, skąd mamy wziąć tak ogromne pieniądze… Wiemy tylko jedno – musimy ratować Artura. Ponownie błagamy Was o pomoc – ratujcie nasze dziecko! Mama Arturka

30 515,00 zł ( 6,61% )
Brakuje: 430 834,00 zł