Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marcin Sajnog
Marcin Sajnog , 50 lat

Tragiczna śmierć żony i matki trójki dzieci❗️Rodzina Basi potrzebuje pomocy!

Śmierć mamy i żony jest dla nas ogromną tragedią, świat nagle stanął do góry nogami. Trudno opisać bezmiar bólu i chaos. Kiedy taka tragedia spada na barki rodziny, żal żałobny rozdziera i zostawia nas z pustką, której nic nie jest w stanie ukoić.  Basię przygniótł świat, odeszła walcząc z chorobą, ale nadal zbyt nagle, zbyt niespodziewanie, pozostawiając wszystkich z krwawiącą raną w sercu. Była miłością mojego życia, nadawała sens, rozjaśniała każdą chwilę i każdego dnia pokazywała nam jak kochać świat. Pomimo choroby opiekowała się dziećmi i stanowiła opokę. Brak jej wkładu w życie rodziny jest wielką wyrwą i żeby ją wypełnić musimy się zwrócić o pomoc. Zostałem sam, z trójeczką cudownych i zdolnych dzieciaków, 9-letnią Zosią, 5-letnim Stefankiem i niespełna 3-letnią Gosią, których los będzie zależał głównie od tego czy i ile będę mógł pracować oraz łączyć obowiązki dwójki rodziców, a także jedynego żywiciela rodziny. Czuję duże wsparcie emocjonalne od rodziny, która jest wciąż przy nas i robi wszystko by pomóc.  Staję przed olbrzymim wyzwaniem, które dopiero kiełkuje. Wychowanie dzieci, to ogromna odpowiedzialność we dwoje, a co dopiero kiedy jest się samemu.  Do dzieci nie dotarła jeszcze świadomość, że mamy już nie ma... Żałoba, która niszczy nas od środka, niedługo będzie ich codziennością. Moja obecność jako taty musi być im zapewniona do granic możliwości. Oni naprawdę potrzebują ogromnego wsparcia, by znaleźć siły i by iść dalej. Muszę zapewnić dzieciom maksimum bezpieczeństwa i stabilności, aby to traumatyczne zdarzenie przeszły jak najłagodniej, by jak najmniej odczuły stratę... Samemu jest mi ogromnie ciężko. Bardzo tęsknię za Basią, ale wiem, że jest z nas dumna. Muszę zrobić wszystko, by jej nie zawieść. Pomożesz mi? Jej śmierć to dla nas potworna tragedia. Niestety trudna sytuacja finansowa jeszcze pogarsza naszą i tak dramatyczną codzienność. Proszę Cię o pomoc – ja, tata trójki małych dzieci. Pomóż mi zapewnić im wszystko, czego potrzebują... Marcin

33 050 zł
Muhammad Azizov
Muhammad Azizov , 15 miesięcy

Chłopiec, który przeżył. Wesprzyj walkę maluszka, urodzonego 4000 km od domu!

Młoda dziewczyna przyjechała do Polski z mężem odwiedzić pracujących tu przyjaciół... Jej synek podjął decyzję, że urodzi się tutaj. To był dopiero 24. tydzień ciąży... Nikt nie był na to gotowy. Malutki Muhammad wybrał Polskę, jakby czując, że tylko tutaj dostanie szansę na życie. Przeczytaj tę niezwykłą historię i pomóż dopisać do niej szczęśliwe zakończenie! "Mam na imię Kibire. Pochodzę z Tadżykistanu. To kraj w środkowej Azji, piękny, ale niestety bardzo biedny. Mój mąż jeździł co jakiś czas do Europy, by tam zarabiać. Był taksówkarzem w Warszawie. Bardzo lubił tę pracę. W 2022 roku, cierpiąc z powodu rozłąki z mężem, postanowiłam pojechać do niego. Myślałam o tym, żeby podjąć pracę w Polsce, ale nie udało się. Zrezygnowana, wróciłam więc do domu. Uznałam, że będziemy po prostu żyć na dwa kraje i jakoś to będzie. Wkrótce potem okazało się, że jestem w ciąży i najważniejszy był dla mnie już mój malutki synek. Marzyliśmy, żeby zostać rodzicami. Nie było to łatwe. Dwie kreski na teście ciążowym były spełnieniem moich snów! Mąż wrócił wkrótce do domu, by być przy mnie, byłam już wtedy na półmetku ciąży. Urządzaliśmy sobie życie w Tadżykistanie. Nie miałam wtedy pojęcia, że los ma dla nas zupełnie inne plany... To miał być nasz ostatni wyjazd we dwójkę... Byłam w 6. miesiącu ciąży. Pojechaliśmy do Polski na wakacje, mieliśmy załatwić parę spraw, chcieliśmy też odwiedzić pracujących w Warszawie przyjaciół... Wiedzieliśmy, że kiedy urodzi się maluszek, na pewno długo już ich nie zobaczymy. Planowaliśmy zostać w Warszawie maksymalnie do 27. tygodnia ciąży, a potem wrócić do Tadżykistanu, by przygotować wszystko na narodziny synka. Nie miałam pojęcia, że decyzja o wyjeździe uratuje mojemu maleństwu życie...  Środek Warszawy. To był letni, upalny dzień. W jednym momencie rozmawiałam z mężem, że jest gorąco, w drugiej nagle okazało się, że jestem cała mokra... To nie był jednak pot, po prostu odeszły mi wody! Przeraziłam się. Był 7 sierpnia 2023 roku. Tak znalazłam się w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tam właśnie, w 24. tygodniu ciąży, urodził się Muhammad. Gdyby stało się to w Tadżykistanie, myślę, że synek by umarł... W moim kraju medycyna jest na bardzo niskim poziomie. Dziecko urodzone tak wcześnie nie miałoby żadnych szans. Synek walczył o życie od pierwszej chwili, jego stan był bardzo ciężki. Modliłam się żarliwie cały czas, by Bóg nie zabrał go do siebie! Wiedziałam, że może być różnie. Synek spędził w szpitalach 120 dni. Miał trzy operacje... Zmagał się z martwiczym zapaleniem jelit, założono mu stomię. Był skrajnym wcześniakiem. Każda operacja była obarczona ogromnym ryzykiem, każdy dzień mógł przynieść dramatyczne wiadomości... Oczywiście miałam wykupione ubezpieczenie - kupiłam je przed wyjazdem z prywatnego towarzystwa ubezpieczeniowego, na wypadek, gdyby coś się stało. Obejmowało jednak tylko mnie, a nie synka... Nie było go przecież na świecie i nie miał się pojawić na nim aż do końca grudnia. Gdy Muhammad się urodził i stało się jasne, że będzie potrzebować intensywnej opieki medycznej, zwróciliśmy się z prośbą o ubezpieczenie go w NFZ. Udało nam się i od 10. dnia życia synek jest ubezpieczony. Przez pierwsze 9 dni walki o życie był prywatnym pacjentem, więc zrobił nam się dług w szpitalu, który musimy zapłacić... Przedwczesne narodziny Muhammeda wywróciły wszystkie nasze plany do góry nogami. Synek do końca roku był w szpitalu, musieliśmy na szybko urządzać tu życie. Zostajemy w Polsce. Muhammed jako skrajny wcześniak potrzebuje opieki ze strony lekarzy różnych specjalizacji, a medycyna w Tadżykistanie jest na kiepskim poziomie. Tam nie dostanie szansy na dobry rozwój. W marcu odbędą się badania, jeśli wszystko będzie dobrze z jelitami, to stomię zlikwidują - jeśli nie, zostanie, w najgorszym wypadku może zostać na zawsze. Co dwa tygodnie musimy odwiedzać także okulistę. Wiele wcześniaków cierpi na retinopatię, lekarze mówili, że nasz synek również może być niewidomy. Na razie jest dobrze, ale wciąż jest duże ryzyko i możliwe, że konieczna będzie operacja. Kontrolujemy też słuch, z którym również mogą być problemy. Co kilka tygodni robimy EEG, synek jest pod opieką neurologa. Póki co mózg rozwija się prawidłowo. Syn świetnie sobie radzi. Nie jestem na razie w stanie podjąć pracy, bo muszę zajmować się chorym maleństwem. Nie jesteśmy w stanie zapłacić długu w szpitalu, a Muhammad wymaga też leków i rehabilitacji. Wiem, że być może proszę o wiele... Kiedy powiedziano mi, że istnieje taki portal, na którym dobrzy ludzie pomagają chorym dzieciom, byłam w szoku. Jeśli ktoś z Państwa uzna, że mój synek też zasługuje na pomoc, będziemy bardzo wdzięczni. Muhammed urodził się w Polsce, będzie mówił po polsku i wiedział, że to dzięki Polakom dostał szansę, by żyć".

25 500,00 zł ( 45,74% )
Brakuje: 30 238,00 zł
Krzysztof Sosna
Krzysztof Sosna , 52 lata

Bez Twojej pomocy nie mam szans na sprawność i normalne funkcjonowanie❗️

Do pewnego momentu prowadziłem spokojne, poukładane życie u boku żony i dzieci. Pracowałem w kopalni, starałem się zapewnić rodzinie wszystko, czego potrzebowali. Niestety moje problemy zdrowotne zniszczyły naszą codzienność... Miałem wypadek, który rozpoczął moje problemy zdrowotne. Doszło do zatoru, w wyniku którego musiałem mieć usuwaną śledzionę. Jakby tego było mało, niedługo później zostałem porażony prądem – co zapoczątkowało problemy z żyłami i krwią. Cierpię na chorobę serca, miażdżycę kończyn dolnych i cukrzycę insulinozależną. Bardzo się to odbiło na moich nogach – w szpitalu lekarze chcieli amputować je obie! Na szczęście do tego nie doszło, choć problem nie zniknął – musiałem nieustannie jeździć od lekarza do lekarza, na różne zabiegi, operacje, wizyty… Nic nie pomagało. Nie mogłem już dłużej tak funkcjonować – konieczna była amputacja stopy, a niedługo później – nogi. Jeżdżę na wózku, by nie obciążać jeszcze w miarę dobrze funkcjonującej drugiej kończyny. Opiekuje się mną żona i dzieci, ale gdy są w pracy i szkole, nie jestem w stanie poradzić sobie sam. Nasz dom nie jest przystosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych.  Dużym ułatwieniem byłaby dla mnie proteza, ale jej koszt jest tak wysoki, że nie jesteśmy w stanie pokryć go z własnych środków. Na moich barkach spoczywa odpowiedzialność za dzieci i żonę – jest mi potwornie źle, bo nie mogę zapewnić im i sobie wszystkiego, co potrzebują… Bardzo proszę o wsparcie. Każda złotówka będzie na wagę złota! Krzysztof

2 412,00 zł ( 3,77% )
Brakuje: 61 418,00 zł
Anita Joszko
Anita Joszko , 37 lat

Lekarze dają jej pół roku życia...❗️POMOCY 🚨

Prowadziliśmy normalne, spokojne życie. 2 lata temu kupiliśmy mieszkanie, chcieliśmy dać naszemu synkowi wszystko, co najlepsze i cieszyć się wspólnym, magicznym, rodzinnym czasem. Niestety czar prysł – w ciągu jednego dnia. Zawalił nam się świat… U Anity, mojej żony, po kilku miesiącach badań, zdiagnozowano STWARDNIENIE ZANIKOWE BOCZNE. Choroba tak szybko postępuje,  że dziś żona może tylko leżeć... Nie mówi, nie komunikuje się z nami. Tak bardzo brakuje nam jej głosu… Synek jest pod opieką psychologów, by pomogli radzić sobie z tą sytuacją... Jest bardzo trudno. Potrzebujemy wsparcia – Anita wymaga środków codziennej higieny: pampersów, podkładów, kosmetyków. To wszystko jest bardzo kosztowne! Pracuje sam, jednocześnie wychowuje syna. Nasza sytuacja finansowa jest bardzo zła... Lekarze mówią, że nie ma już szans, nie ma lekarstwa. Chcę, żeby Anita zaznała spokoju, nawet jeśli zbliża się nieuchronne… Dają jej pół roku życia. To dla nas prawdziwy koszmar! Nawet jeśli nie ma już ratunku dla mojej wspaniałej żony i mamy naszego cudownego synka, w głębi duszy nadal liczymy na cud… Błagam, pomóż nam w tej potwornej sytuacji! Sebastian

52 386 zł
Gosia Litvinenko
Gosia Litvinenko , 6 lat

By nie pokonało jej SMA, potrzebna jest Twoja pomoc❗️

Dokładnie pięć lat temu szczęście się do nas uśmiechnęło, w postaci narodzin bardzo długo oczekiwanej córki Gosi. Niestety radość nie trwała długo, w wieku 3 miesięcy zdiagnozowano u niej poważną chorobę. Od tamtej pory nieustannie walczymy o jej prawidłowy rozwój i szansę na pokonanie bezlitosnego przeciwnika. Nasza córcia cierpi na SMA – rdzeniowy zanik mięśni typu I. Z powodu osłabienia mięśni bardzo cierpi kręgosłup naszej Gosi, dlatego musi używać specjalnego gorsetu korygującego i ortez. Są to rzeczy wykonywane dla każdego dziecka indywidualnie – bardzo drogie. Ale nie mamy innego wyboru...  Córka musi być pionizowana, w przeciwnym razie pojawią się dość poważne problemy z narządami i stawami, a to przyniesie ból, którego chcemy za wszelką cenę uniknąć. Turnusy rehabilitacyjne mają pozytywny wpływ na rozwój dziecka, jednak ze względu na wysoką cenę – nie jesteśmy w stanie ich samodzielnie opłacić.  By córeczka otrzymała szansę na sprawność, samodzielność i lepszą przyszłość, niezbędna jest rehabilitacja, zakup aparatów ortopedycznych i innego koniecznego sprzętu. Musimy poprosić o pomoc. Zdrowie naszej Gosi jest najważniejsze, musimy zrobić wszystko, by choroba nie odbierała jej tego co najcenniejsze – zdrowia… Pomożesz nam? Rodzice

10 770,00 zł ( 44,01% )
Brakuje: 13 699,00 zł
Bulat Dulat
Pilne!
Bulat Dulat , 6 lat

❗️Każdy atak zbliża mojego syna do śmierci❗️Potrzebna PILNA operacja❗️

Mój syn urodził się przedwcześnie. Od początku był pod kontrolą wielu specjalistów i wszystko było dobrze. Do czasu… W maju 2022 roku, gdy Bulat się bawił, nagle zaczął intensywnie płakać, jakby coś bardzo go skrzywdziło. Następnie pojawił się krwotok z nosa... Niestety ta sytuacja zaczęła powtarzać się dwa, trzy razy dziennie. Nie było na co czekać – natychmiast wykonano USG i rezonans magnetyczny! Lekarze postawili diagnozę: wodogłowie i zaburzenia pracy mózgu! To brzmiało jak wyrok, a ja prawie zasłabłam! Dotarło do mnie, że mój maleńki syn jest ciężko chory! Rozpoczęto cykl badań, ale żaden lekarz nie mógł zaproponować konkretnej terapii. Niestety, w Kazachstanie nie potrafili mu pomóc. Leczenie nie przynosiło rezultatów! Było coraz gorzej i pojawiły się coraz częstsze napady drgawkowe!  Byłam przerażona! Otrzymałam informację, że ratunek możemy otrzymać w klinice w Turcji. Sprzedałam wszystko, co miałam, cały swój majątek, aby ratować syna i opłacić operację przeszczepu komórek macierzystych.  W sierpniu 2023 r. przeprowadzono ww. operację. Nastąpiła poprawa, ale to szczęście nie trwało długo… Niestety, do dzisiaj napady drgawkowe syna nasilają się i sprawiają mu niewyobrażalne cierpienie. Zaczęłam znowu szukać kliniki, która specjalizuje się w dziedzinie neurochirurgii.  Przed nami widmo kolejnej operacji, która będzie polegać ma na wykonaniu drenażu. Lekarze będą się także starali znaleźć w mózgu część odpowiedzialną za drgawki i usunąć ją. To wszystko kosztuje jednak majątek, którego nie mam! Co 3 miesiące lekarze redukują płyn w głowie syna i dają mu zastrzyki. Musimy pilnować tego terminu, ponieważ jeżeli płynu zbierze się zbyt dużo, grozi to obrzękiem mózgu i śmiercią mojego syna! Teraz nie mam już żadnych pieniędzy, aby uchronić moje dziecko przed najtragiczniejszym losem! Niestety, napady syna stały się tak częste, że mogę stracić go w każdej chwili! Lekarze mówią, że mamy bardzo mało czasu i leczenie trzeba zacząć jak najszybciej! Każdy atak zbliża go do śmierci... Jako matka nie mogę bezczynnie patrzeć na jego cierpienia, stukam do wszystkich drzwi, modlę się o pomoc i błagam: proszę, pomóżcie uratować moje dziecko, jesteście moją ostatnią nadzieją! Mama

1 274,00 zł ( 1,41% )
Brakuje: 88 939,00 zł
Mariusz Wiaderek
Pilne!
Mariusz Wiaderek , 43 lata

Jestem tatą, chcę żyć❗️Pomóż mi pokonać raka, który zaatakował ponownie!

PILNE! Mam na imię Mariusz, mam 43 lata i od 4 lat toczę walkę z bezlitosnym przeciwnikiem, jakim jest choroba nowotworowa. Mam jeden cel - chcę wyzdrowieć, by żyć i wychować mojego synka. Niestety nowotwór to śmiertelny wróg, który zaatakował ponownie. Kolejne chemie nie przynoszą rezultatu... Potrzebuję pomocy, od niej zależy moje życie i zdrowie. Proszę, przeczytaj moją historię i wesprzyj moją walkę! Roku 2019 nie zapomnę nigdy. Wtedy poznałem, czym jest największe szczęście i największy strach... Szczęście - bo w tym roku na świat przyszedł Szymuś, mój synek. Zostałem tatą i poznałem, czym jest największa miłość - ta do własnego dziecka, któremu chce się przychylić nieba i ochronić przed każdym złem. Niestety, jak to w życiu bywa, najlepsze wydarzenia w życiu przeplatają się z najgorszymi... Szczęście z narodzin synka przeplotło się z rozpaczą, bo okazało się, że ja jestem śmiertelnie chory. Od jakiegoś czasu dokuczał mi przeraźliwy ból w plecach. Niestety przybierał na sile z każdym dniem... Zrobiłem rentgen, który jednak nic nie wykazał. Wysłano mnie na kolejne badania... Dopiero rezonans pokazał okrutną prawdę - ból powodował ogromny guz jelita grubego! Umiejscowił się w tak trudnym miejscu, że - według słów lekarzy - byłem jednym z może stu przypadków na świecie, których coś takiego spotkało. To, że w tak młodym wieku muszę zmierzyć się z rakiem, było ogromnym szokiem dla mnie i dla moich bliskich. Szybko jednak otrząsnąłem się, pełen sił do walki - wiedziałem, że muszę wyzdrowieć, bo liczy na mnie moja rodzina. Rok 2020 rok zaczął się operacją, w trakcie której lekarze usunęli guza. To był ciężki czas, operacja była trudna, prawie 3 miesiące dochodziłem do siebie. Potem czekała mnie radioterapia i chemia. Przez kilka miesięcy było wszystko dobrze i wydawało się, że najgorsze już za mną. Niestety nowotwór wrócił, co więcej - mimo leczenia dał przerzuty na płuca... Tym razem nie dał żadnych objawów. Co 3 miesiące chodziłem na kontrolny rezonans, jeden z nich skończył się właśnie tragicznymi wieściami - jest wznowa. Rak sprawiał wrażenie, że dał się pokonać, po czym uderzył ponownie, jeszcze bardziej podstępny i zdradziecki.! Jestem w trakcie chemioterapii. Kilka miesięcy temu wyłoniono mi stomię. Są dni, w których czuje się lepiej, ale też takie, w których jest ciężko... Chemia to bardzo silne leczenie. Chwilami nie mam na nic sił, a przecież mam 4-letniego synka, który mnie potrzebuje. Nie mogę mu przecież powiedzieć, że tata nie ma siły się z nim bawić, bo źle się czuje i jest chory... Staram się, żeby moja choroba w żaden sposób nie wpłynęło na jego dzieciństwo. Wiem, że przy wznowie choroby jest dużo trudniej wygrać tę walkę. Nie zliczę, ile chemii już dostałem... Cały czas jestem daleki od wyzdrowienia. Mimo leczenia choroba postępuje! Mam kontakt z innymi chorymi, którzy dali mi namiary na klinikę w Niemczech... Tu stosuje się dużo więcej metod leczenia nowotworów. Zacząłem już leczenie, niestety - tu jestem prywatnym pacjentem i za wszystko muszę zapłacić sam... Koszt leczenia to 70 tysięcy euro! Proszę o pomoc. To moja szansa, być może jedyna, jaką mam. W chwili, gdy zostałem ojcem, wszystko to mi chce zabrać RAK. Nie poddam się, chcę zrobić wszystko, by wyzdrowieć i żyć... Mam żonę i synka, którzy mnie potrzebuję. Będę wdzięczny za każdą złotówkę i za każde słowo wsparcie. Obiecuję, że gdy tylko pokonam chorobę, odwdzięczę się za całe dobro, które dostanę. Dziękuję za wszystko i proszę o wsparcie. Mariusz

66 662,00 zł ( 19,76% )
Brakuje: 270 679,00 zł
Karolina Łuczak
Karolina Łuczak , 34 lata

Możemy sprawić, że Karolina wstanie z wózka inwalidzkiego! Potrzebna operacja!

Historia Karoliny potoczyła się zupełnie nie tak, jak miała! Ponad trzy lata temu zapadła decyzja o operacji lewego stawu skokowego, z powodu ciągłych złamań i skręceń. Obie nie przypuszczałyśmy, że ten zabieg stanie się początkiem wielkich problemów! Operacja odbyła się dopiero w maju 2021 r. Wcześniej wszystko komplikowała pandemia COVID-19. Jednak, gdy w końcu Karolina pojechała na blok operacyjny, byłyśmy pełne nadziei… Ta jednak została szybko zniszczona i zaczął się nasz najgorszy koszmar! Nie minęły 24 godziny po operacji, a Karolina została wypisana do domu. Szwy zostały zdjęte po dwóch tygodniach, a kontrola odbyła się po miesiącu. Lekarz zadecydował wtedy o ściągnięciu gipsu. Nie mogłyśmy uwierzyć własnym oczom! Stopa wyglądała gorzej niż przed operacją i była krzywa! Zaniepokojone udałyśmy się na konsultację do innego ortopedy. Wtedy nasz świat się zawalił! Okazało się, że wcześniej powinna zostać wykonana potrójna artrodeza stawu zamiast pojedynczej. Potem stało się najgorsze… Karolina nie mogła chodzić i ostatecznie usiadła na wózek inwalidzki! To z kolei przyniosło potworne konsekwencje… Jej mięśnie zanikały! Dodatkowo zmaga się także z reumatoidalnym zapaleniem stawów, cukrzycą, niedoczynnością tarczycy, zmianami zwyrodnieniowymi kręgosłupa oraz z zaburzenia depresyjnymi… Karolina jest w złym stanie psychicznym i przygnębia ją, że nie może być samodzielna, że nie może pracować, że marnuje swoje najlepsze lata na wózku inwalidzkim… Nie mogę dłużej patrzeć jak cierpi! Ta zbiórka jest naszą nadzieją. Proszę więc o pomoc w zebraniu funduszy na przeprowadzenie prywatnej operacji oraz rehabilitacji. Tylko wspólnymi siłami będziemy mogli sprawić, że Karolina wstanie z wózka inwalidzkiego! Judyta

460,00 zł ( 0,86% )
Brakuje: 52 732,00 zł
Beata Kornas
Beata Kornas , 43 lata

Gdyby nie nasza 10-letnia córka, Beaty mogłoby z nami już nie być… POMOCY!

Beata to wspaniała osoba, pełna ciepła i optymizmu. Oddana żona, kochająca matka, na którą zawsze możemy liczyć. Na co dzień pracowała w pobliskim przedszkolu, gdzie dbała o prawidłowy rozwój i bezpieczeństwo dzieci. Ciężko nam się pogodzić z tym, co nagle spadło na naszą rodzinę… Wszystko zmieniło się 22 października. Moja żona spędzała popołudnie z naszą 10–letnią córką, ja w tym czasie byłem w pracy. Niespodziewanie otrzymałem telefon od córki, z informacją, że żona bardzo źle się poczuła. Kinga, mimo tak młodego wieku była nieocenionym wsparciem dla Beaty – zaopiekowała się nią, wezwała karetkę, zaalarmowała rodzinę. Gdyby nie ona… nawet nie chce myśleć, jak mogłoby się to skończyć. Jak zrelacjonowała mi Kinga, żonę bardzo mocno rozbolała głowa, miała wymioty. Po przyjeździe karetki okazało się, że stan jest na tyle poważny, że konieczny jest transport do szpitala.  U żony stwierdzono udar niedokrwienny mózgu. Natychmiast zostały jej podane leki trombolityczne mające za zadanie rozpuścić zakrzep, który doprowadził do ograniczenia dopływu krwi do mózgu. Początkowo wszystko wskazywało na to, że leki zadziałały i jej stan był stabilny. Byliśmy w stałym kontakcie i myśleliśmy, że najgorsze za nami. Niestety, bardzo mocno się myliliśmy…  Następnego dnia sytuacja diametralnie się zmieniła. Beata nie oddychała już samodzielnie i  zapadła decyzja o wprowadzenie jej w stan śpiączki farmakologicznej. Konieczna była operacja – lekarze musieli założyć dreny, aby odbarczyć płyn gromadzący się w mózgu. Na domiar złego doszło u niej do zakażenia gronkowcem oraz zapalenia opon mózgowych. To były dla nas wszystkich chwilę pełne grozy, o których nie chcemy już pamiętać… To cud, że Beata przeżyła i jest dalej wśród nas!  W tym momencie najgorsze mamy za sobą. Beata przebywała 11 dni w stanie śpiączki. Dziś bardzo powoli odzyskuje siły. W dalszym ciągu znajduje się na OIOMie, jednak jest nadzieja, że już wkrótce zmienimy oddział na neurologiczny. Rurka tracheotomijna, PEG, niedowład prawostronny, do tego mocne osłabienie z powodu antybiotykoterapii – to wszystko, z czym obecnie zmaga się moja żona. Jest niezwykle dzielna i ma ogromną wolę walki. Wie, że jesteśmy w tym razem i wspólnymi siłami przejdziemy przez jej chorobę.  Już teraz rozpoczęliśmy rehabilitację. Staramy się, aby Beata dwa, trzy razy tygodniowo ćwiczyła z fizjoterapeutką. Wierzymy, że to zaprocentuje, kiedy w końcu wyjdzie ze szpitala i będzie mogła rozpocząć fizjoterapię w profesjonalnym ośrodku. To jest nasz główny cel i  na tym  koncentrujemy wszystkie siły.  Ku naszej rozpaczy koszt takiego miesięcznego turnusu znacznie przekracza nasze możliwości finansowe… Dlatego zwracam się do Was z ogromną prośbą o pomoc. Każda, nawet najmniejsza wpłata przybliża Beatkę do powrotu do sprawności.  Moja żona ma jedno marzenie. Uwielbia góry, zawsze kiedy miała wolny czas, wybierała się na górskie wycieczki. Jeszcze przed tym wszystkim, co nas spotkało, obiecała córce, że w przyszłym roku wejdą na Babią Górę. Wiemy, że to nie jedyny szczyt, jaki uda nam się wspólnie osiągnąć. Wierzymy, że wspólny wysiłek sprawi, że Beata zrealizuje swoje marzenie! Mąż Bogusław

90 226,00 zł ( 45,17% )
Brakuje: 109 498,00 zł