Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Ania Ustymenko
Ania Ustymenko , 8 lat

Okrutna choroba zabiera dzieciństwo Ani! Pomocy!

Życie naszej córki każdego dnia stoi na krawędzi. Lekooporna padaczka nieznanego pochodzenia od lat odbiera jej dzieciństwo. Każdy napad zmniejsza jej umiejętności i stwarza realne ryzyko dla jej życia. Napady występują codziennie, a żaden lek nie przynosi poprawy! Ponad rok temu uciekliśmy z Irpienia. Zostawiliśmy nasz dom i dobytek. Całe nasze życie legło w gruzach! Ta sytuacja tylko jeszcze bardziej pogorszyła stan Ani. Napady występują kilka razy dziennie!  Codziennie patrzymy jak nasza córka cierpi. Musimy jak najszybciej jej pomóc! Dlatego stoimy przed koniecznością wykonania ogromnej liczby nierefundowanych badań. Lekarze nadal nie mogą znaleźć przyczyny padaczki lekoopornej, a tym samym nie wiedzą, jak ją leczyć!  Moja – jej mamy – sytuacja zdrowotna także jest ciężka. Walczę z nowotworem, ale to zdrowie i życie naszego dziecka jest dla nas najważniejsze!  Błagamy o wsparcie. Nasze rodzicielskie serca pękają przy każdym napadzie Ani! Tylko od pieniędzy zależy czy uda nam się opanować tę okrutną chorobę. Jedyne, o czym marzymy, to dać jej godne życie. Jednak bez waszej pomocy stan naszego dziecka będzie się jedynie nieustannie pogarszał. Ania to najukochańsze dziecko… Uwielbia bawić się z rówieśnikami, jest niezwykle opiekuńcza i przyjazna. To nasze słoneczko, które uśmiechem rozpromienia każdy dzień. Pomóż nam, żeby ten promyk nie stracił swojego blasku.  Rodzice Ani

1 688 zł
Rafałek Szwajgiel
Rafałek Szwajgiel , 7 lat

Mały bohater kontra wielka choroba. Pomóż Rafałkowi w codziennej walce z SMA!

Z całego serca dziękujemy Wam za wsparcie, szczodry gest, okazane serce i słowa otuchy, którymi obdarowaliście nas podczas trwania poprzednich zbiórek. Choć od ostatniej z nich minęły już 3 lata, nasza walka cały czas trwa. Dziś wracamy do Was z dawką nowych informacji, po raz kolejny prosząc o pomoc. Regularna rehabilitacja przynosi naprawdę niesamowite efekty. Gdy po raz pierwszy opisywaliśmy naszą historię, synek był dzieckiem leżącym. Lata walki przyczyniły się jednak do zwiększenia sprawności fizycznej – z czasem Rafałek zaczął siadać i raczkować, kilka miesięcy temu postawił pierwszy krok.  To jednak nadal za mało, Zależy nam na tym, by w przyszłości Rafałek był na tyle samodzielny, aby mógł bez problemu wykonywać codzienne czynności. Gorset i ortezy, z których korzystaliśmy dotychczas, zrobiły się za małe, dlatego konieczny jest zakup nowych. I tu pojawia się nasza prośba. Nie jesteśmy w stanie z własnej kieszeni pokryć wszystkich kosztów, dlatego pełni nadziei prosimy o Wasze wsparcie. Nie raz pokazaliście, jak wielkie i dobre są Wasze serca, dlatego głęboko wierzymy w to, że i tym razem nie będzie inaczej.   Poznaj naszą historię: Pierwsza diagnoza, z którą przyszło nam walczyć to wzmożone napięcie mięśniowe. Mimo, że nasz syn rozwijał się trochę wolniej niż jego rówieśnicy, to robił postępy, pokonując co raz to nowe ograniczenia. Niestety, wszystkie plany i nadzieje przekreśliło spotkanie z lekarzami – dokładnie 19 lutego 2019 roku usłyszeliśmy diagnozę: rdzeniowy zanik mięśni typ 2. Dziś Rafał jest pogodnym sześciolatkiem. Z radością uczęszcza do przedszkola, uwielbia się bawić z innymi dziećmi, zaraża wszystkich swoich uśmiechem i optymizmem. Jest coraz starszy, więc coraz więcej rozumie. Czasami pyta nas kiedy w końcu nauczy się chodzić. Tak bardzo chcielibyśmy odpowiedzieć, że już niedługo, jednak prawda jest o wiele smutniejsza – szansę na to są tak naprawdę znikome.  Choroba wpłynęła niemalże na każdą dziedzinę życia całej naszej rodziny. Nie znamy już normalnego życia. Wiemy, że każdego dnia trzeba zaplanować rehabilitację i niezbędne ćwiczenia, które są w stanie zagwarantować Rafałowi spowolnienie choroby i zapewnić opóźnienie obumierania mięśni.   Wiemy, że nasz synek wkłada w codzienną rehabilitację całe serce w nadziei, że pokona chorobę, która każdego dnia odbiera więcej. Mały wojownik nie może stracić zapału, tak jak my nigdy nie stracimy nadziei. Pomóż nam zapewnić mu przyszłość, dać możliwość budowania samodzielności.  Przed nami długa droga, ale w tym momencie wiemy, że zmierzamy w dobrym kierunku. Ta świadomość daje nam ogromną motywacją do ciągłej pracy. Pomóż nam zawalczyć o kolejne postępy! Jesteś naszą szansą na lepsze jutro! Rodzice Rafałka

35 989,00 zł ( 61,84% )
Brakuje: 22 203,00 zł
Radosław Binek
Radosław Binek , 13 lat

Radek ma w sobie dużo siły... To jednak nie wystarczy❗️

„Proszę, pomóż mi. Smutno mi, że nie jestem zwykłym chłopcem, nie potrafię jeździć na rowerze, grać z kolegami w gry. Zapominam lekcje, często boli mnie głowa, nie wiem, jaka będzie moja przyszłość…” Gdy matka słyszy takie słowa, jej serce rozpada się na milion kawałków. Mój syn Radek ma 12 lat i zdiagnozowany autyzm dziecięcy. Na co dzień ma problemy z emocjami. Jest mu ciężko, ponieważ „nic mu nie wychodzi”, zapomina lekcje, zamyka się w sobie. Materiał, który ma w szkole, szybko zapomina. Musimy pracować w domu po 5-6 godzin, by mógł go utrwalić. Radzio ma też problem ze zrozumieniem poleceń, przebywaniem w głośnych pomieszczeniach i kontaktem z innymi. Wciąż ciężko pracuje, ma świadomość, że chciałby być jak inne dzieci, ale choroba trzyma go w klatce… Radek potrzebuje terapii Emost, Tomatisa, ortopysty, integracji sensorycznej, terapii ręki i fizjoterapeuty. Niestety, nie mamy dofinansowania, ponieważ syn ma już 12 lat i nie jest brany pod uwagę. A przecież dojazdy, leki, suplementy, to wszystko kosztuje ogromne pieniądze. Ze względów finansowych musieliśmy przerwać leczenie i przez to w pewnym momencie, mimo znacznych postępów, rozwój Radka się cofnął! Dlatego zwracam się do Państwa o pomoc. Radek to cudowny, mądry chłopiec. Jest całkowicie świadomy tego, że jest inny od reszty dzieci. I przez to cierpi. Chciałby się z nimi bawić, chodzić do szkoły… Kontynuacja rehabilitacji i terapii da mu szansę, by w przyszłości stał się samodzielny! Ale nasza rodzina nie jest w stanie sprostać tak wielkim wymaganiom finansowym. Proszę, pomóż nam – pomóż Radkowi! Marzena, mama Radka

633 zł
Łukasz Curyło
Łukasz Curyło , 43 lata

Jeden fałszywy ruch zmienił dosłownie wszystko❗️Łukasz nadal nas potrzebuje❗️

Dzieją się cuda i to właśnie dzięki wszystkim, którzy wsparli poprzednią zbiórkę.  Nasz brat będzie walczył dalej o swoje zdrowie. Niestety, w międzyczasie otrzymaliśmy informację o dostępności rehabilitacji na NFZ. Najbliższe terminy — po nowym roku... Proszę, nie pozwól nam czekać. Jeśli możesz, zostań z nami i wesprzyj dalszą walkę o nowe życie dla Łukasza.  Nasza historia:  Nieszczęśliwy wypadek, a właściwie ‚‚upadek" trwający kilka sekund odebrał mojemu bratu panowanie nad własnym życiem. Łukasz od tego momentu jest uzależniony od pomocy innych, a my walczymy o każdy, nawet najmniejszy cień nadziei!  Nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji — szóstka rodzeństwa, tylu nas było w domu. Dzisiaj rozrzuceni po całej Polsce... Jedynie Łukasz został w domu, ze schorowaną mamą. Rolę w kilka sekund się odwróciły, dziś On potrzebuje pomocy. Brat podczas pracy, nieszczęśliwie zsunął się z balkonu o wysokości około 4 metrów. W wyniku wypadku złamał kręgosłup, a żebro przebiło mu płuco! Dzięki Bogu żyje! Lekarze są zgodni — trzeba liczyć na cud. Skala zniszczenia rdzenia jest ogromna. Oczywiście nigdy nie przestaniemy wierzyć, że organizm Łukasza wywalczy regenerację i jeszcze kiedyś stanie o własnych nogach!  Do tego jednak potrzeba środków, rehabilitacji i regularnego leczenia! Niestety, brat nie ma nikogo bliskiego, żony, dzieci. Mieszka na wsi, na której nie ma nawet sklepu. Ośrodki są oddalona o wiele kilometrów.  Brat został zatrudniony 18.05, a 22.05 zdarzył się wypadek! Nie możemy liczyć na żadne środki, które zapewnią mu powrót do zdrowia. Niestety, z każdym dniem trudne informacje spadają na nas, a szczególnie na Łukasza jak lawina... Nie sposób stracić nadzieję, siły i chęci.  Zrobimy jednak wszystko, by mu pomóc — by nigdy nie zwątpił i by nigdy nie przestał walczyć!  Brat jest budowlańcem, ale przecież nie miał potrzeby przystosowywania swojego domu np. do poruszania się na wózku. Ma duży taras, ogród, jednak zwykłym wózkiem nie będzie w stanie wyjechać ‚‚do ludzi". Obecny stan zmusza go do długiego leżenia, dlatego musimy prewencyjnie zapobiec odleżynom. Potrzebne będą środki, leki, wizyty u specjalistów i pobyty na oddziałach rehabilitacyjnych.  Choć rodzeństwa jest dużo, sami nie poradzimy sobie z wydatkami...  Prosimy Państwa o każdą pomoc, nawet najmniejszą. Bo nawet ta, przywróci nam nadzieję!  Edyta, siostra   

8 869,00 zł ( 41,68% )
Brakuje: 12 408,00 zł
Paweł Trzosek
Paweł Trzosek , 32 lata

Paraliż odbiera mi sprawność! Proszę o pomoc!

Moje problemy trwają już od bardzo dawna. Odkąd jestem niemowlakiem borykam się z problemami prawej kończyny dolnej, które zostały wywołane zakażaniem mnie bakterią gronkowca. Doprowadziło to do dużej dewastacji mojego stawu, z czym zmagam się do dzisiaj.  W dzieciństwie przeszedłem bardzo wiele operacji pozwalających mi w pewnym stopniu funkcjonować do momentu, gdy po ukończeniu 30. roku życia moja noga całkowicie odmówiła współpracy!  16 stycznia br. poddałem się zabiegowi polegającemu na wszczepieniu endoprotezy biodra. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie porażanie nerwu strzałkowego i paraliż nogi od kolana do stopy oraz bezwładne opadanie mojej stopy... Przeszedłem kilkumiesięczną bardzo intensywną rehabilitację i fizjoterapię, po których biodro w miarę odzyskuję sprawność, lecz w przypadku mojej stopy nic nie pomogło! Lekarze zalecają mi kontynuować fizjoterapię. Jednak przy tak wysokim stopniu częstotliwości zabiegów, koszty są bardzo wysokie! Dziś kończą mi się oszczędności, a głównym moim celem jest stanąć na nogi i zrobić swobodnie choć jeden krok. Pragnę jak najszybciej wrócić do życia zawodowego i móc samodzielnie funkcjonować!  Całe życie czekałem na poruszanie się bez bólu i w miarę sprawnie jak tylko to możliwe. Niestety pojawił się nowy problem, którego sam nie dam rady rozwiązać.  Stąd moja prośba, że jeśli ktoś mógłby mnie wspomóc, będę niesamowicie wdzięczny. Każda złotówka to dla mnie szansa na dodatkową godzinę niezbędnej fizjoterapii.  Paweł

360,00 zł ( 6,76% )
Brakuje: 4 960,00 zł
Damian Kucharski
Damian Kucharski , 20 lat

Opiekował się prababcią – teraz OPERACJA lub WÓZEK INWALIDZKI!

Damianowi grozi wózek inwalidzki, a ma dopiero 19 lat. Lekarze jednogłośnie orzekli: operacja musi odbyć się już, w przeciwnym razie już NIGDY NIE BĘDZIE CHODZIŁ! Po raz pierwszy w życiu zwracam się z prośbą o pomoc. Damian jest empatycznym, pracowitym, młodym mężczyzną. Przez kilka lat poświęcał się cały dla swojej prababci. Robił wokół niej niemalże wszystko – opiekował się, przenosił i dźwigał. Przez dwa tygodnie po śmierci ukochanej babci męczył go mocny ból kręgosłupa. Aż pewnego ranka nie mógł już wstać.  Na badaniach w szpitalu wykryto u Damiana przepuklinę kręgosłupa odcinka lędźwiowego. Teraz to on potrzebuje pomocy i opieki. Nie może siedzieć, stać, chodzić do szkoły. Większość czasu spędza, leżąc na brzuchu i skręcając się z bólu. Po kilku konsultacjach z lekarzami okazało się, że Damian musi mieć operację na CITO, gdyż w prawą nogę idzie bezwład i zbyt długie czekanie na operację grozi wózkiem inwalidzkim. Najgorsze jest to, że Damian nie kwalifikuje się na zwykłą standardową operację ze względu na swoją wielkość. Mierzy prawie 2 metry, a waży około 130 kilogramów. Jednak nadwaga nie jest jedynym przeciwskazaniem. Damian ma dodatkowe problemy zdrowotne: dna moczanowa, nadciśnienie tętnicze, torbiel pajęczynówki lewego płata skroniowego. Lekarze kierują go na endoskopową operację, ponieważ przy zwykłej standardowej operacji jest narażony na dużo powikłań m.in. poważne zakażenie bakteryjne. Niestety taka operacja nie jest refundowana. Musimy zebrać zatrważającą kwotę…  Próbuję jeszcze zaleźć inne, tańsze rozwiązanie. Z relacji znajomych wiem, że czasami zwykłe wizyty u kręgarza potrafią zdziałać cuda, jednak lekarze jednoznacznie zakomunikowali, że bez operacji się nie obejdzie.  Będę bardzo wdzięczna za każdą formę pomocy. Od tej operacji zależy całe życie Damiana. Przecież dobro wraca… Nie może być tak, że Damian przez tyle lat pomagał przy babci, a teraz będzie musiał za to dodatkowo cierpieć… Jest mi bardzo przykro z tego powodu, że jako mama nie jestem w stanie sfinansować tej operacji, że nie mogę pomóc własnemu synowi. Proszę Cię o pomoc! Violetta, mama Damiana Kwota zbiórki jest szacunkowa.

1 994,00 zł ( 4,68% )
Brakuje: 40 560,00 zł
Wiktoria Sawicka
Wiktoria Sawicka , 2 latka

Zrobimy wszystko, by Wiktoria stanęła na swoich nóżkach. Pomożesz nam?

Z całego serca dziękujemy Wam za wsparcie, szczodry gest, okazane serce i słowa otuchy, którymi obdarowaliście nas podczas trwania poprzedniej zbiórki. Dziś wracamy do Was z dawką nowych informacji, po raz kolejny prosząc o pomoc. Koszmarne dni spędzone w szpitalnych murach są już za nami, co wcale nie znaczy, że Wiktoria wyzdrowiała. Jej choroba już zawsze będzie wymagać stałej opieki lekarzy specjalistów, co wiąże się z dalekimi i kosztownymi wizytami. Córeczka ma wiotkie porażenie nóżek, dlatego nie rusza ani nie czuje stópek. Stan bioder na dzień dzisiejszy jest zagrożeniem jeżeli chodzi o możliwość poruszania się.  Nie możemy zrezygnować z zajęć fizjoterapeutycznych oraz porad lekarzy ortopedów, by nasz największy skarb mógł kiedyś poruszać się na swoich nóżkach. Za kilka miesięcy Wiktoria będzie potrzebować sprzętu wspomagającego poruszanie się. Niestety wymaga to dużych nakładów finansowych, które są dla nas nie do udźwignięcia. Już raz pokazaliście, że razem możemy wiele. Głęboko wierzymy w to, że i tym razem nie będzie inaczej! Poznaj naszą historię: Córka, będąc jeszcze w brzuchu i ważąc niespełna 700 gramów, przeszła swoją pierwszą operację domknięcia przepukliny oponowo-rdzeniowej. Dwa dni po operacji nie mieliśmy wątpliwości, jakie imię jej nadamy – Wiktoria, czyli zwycięstwo. Po narodzinach przez prawie 4 miesiące toczyła walkę ze skutkami swojej choroby. Szpitalne łóżeczko było jej jednym domem. Mimo wszystko dawała świadectwo siły, jaka w niej drzemie. Po urodzeniu musiała stawić czoła wielu przeszkodom: wyciekowi płynu mózgowo – rdzeniowego, który w konsekwencji doprowadził do podejrzenia zapalenia opon mózgowych, wykrytej wadzie serca, problemom oddechowym związanym z wiotkością krtani, a także dysfunkcji zastawki komorowo-otrzewnej. Gdy córka ukończyła 3,5 miesiąca, miała już za sobą 5 operacji. Blisko czteromiesięczny pobyt w szpitalu pokazał, jaką ta mała istota ma wolę walki. Pokazał, że walczy do końca i nigdy się nie podda. Operacje naznaczone bliznami, dziesiątki badań, pobyty na OIOM-ie, 8-tygodniowa antybiotykoterapia. Nie znając innego życia – myślała, że tak po prostu ma być. Nasza ukochana córeczka jest pod opieką kilku specjalistów z różnych dziedzin z całej Polski, co wiąże się z częstymi i dalekimi podróżami. Przed nami tysiące godzin ciężkiej rehabilitacji, zakup sprzętu ortopedycznego, konsultacje u lekarzy specjalistów – ale nasz cel jest jasny – postawienie naszej dziecinki na nogi. Z Państwa pomocą to marzenie może się spełnić. Z serca dziękujemy za życzliwość i prosimy o wsparcie w tej trudnej dla nas walce, aby kiedyś Wiktoria spacer mogła odbyć na własnych nóżkach. Pomóżmy jej zwyciężyć tę walkę. Rodzice Kwota zbiórki jest szacunkowa

11 189,00 zł ( 26,29% )
Brakuje: 31 365,00 zł
Amelia Piotrowska
Amelia Piotrowska , 10 lat

Zostań światełkiem nadziei dla naszej dzielnej córeczki!

Za nami bardzo ciężki czas. Z całych sił walczyliśmy o zdrowie, a potem o sprawność naszej kruszyny, która postanowiła przyjść na świat za wcześnie. Pewnie nie mogła doczekać się poznania nas i całego naszego, pięknego świata.  Dziękujemy, że byliście z nami. Umożliwiliście Amelce udział w bardzo intensywnym turnusie rehabilitacyjnym, który pozostawił trwały, pozytywny ślad. W przypadku choroby naszej córki, to jednak za mało.  Nasza historia:  Amelka przyszła na świat w 27. tygodniu ciąży jako skrajny wcześniak. Córeczka ważyła zaledwie 780 gramów. Nasza malutka dziewczynka wraz z pierwszym oddechem rozpoczęła walkę o każdy dzień swojego życia. My, rodzice podjęliśmy tę walkę razem z nią. Wiedzieliśmy, że nasza codzienność nie będzie wyglądała bajkowo, a mimo to nie poddaliśmy się i podjęliśmy trud, wierząc, że ciężką pracą uda się wywalczyć lepszą przyszłość dla naszej córeczki.  Kurczowe porażenie mózgowe i padaczka to diagnozy, które w jednej chwili zatrzęsły naszym światem. Zabrzmiały jak niesprawiedliwy, okrutny wyrok. Jak każde małżeństwo marzyliśmy o tym, żeby stworzyć szczęśliwą rodzinę. Robimy wszystko, by tak właśnie było.  Patrzymy na naszą Amelkę i widzimy, ile ma siły i determinacji. A my, jej rodzice, będziemy ją wspierać. Nigdy się nie poddamy! Już od 9. lat staramy się, aby nasza córeczka miała lepsze życie. Codzienna rehabilitacja jest niezbędna w poprawieniu jej stanu zdrowia.  Po każdym spotkaniu z rehabilitantem widzimy poprawę jej funkcjonowania. Osiągane postępy są dla nas światełkiem w tunelu i dają nam nadzieję, że Amelkę czeka lepsze życie.  Zwracamy się z prośbą do Was, aby to światełko nie zgasło. Tylko regularna i specjalistyczna rehabilitacja może pomóc Amelce. Wierzymy, że razem z Waszą pomocą nasze dziecko pokona wszelkie przeciwności. Prosimy o każdy, nawet najmniejszy gest dobrego serca.  Rodzice Amelki.  

2 184,00 zł ( 6,84% )
Brakuje: 29 731,00 zł
Mariola Ciok
Mariola Ciok , 36 lat

Proszę nie tylko o pomoc... Proszę O ŻYCIE❗️

Mam 35 lat i NIE CHCĘ UMIERAĆ! Boli mnie całe ciało, każdy mięsień, każda kosteczka... Mam trójkę cudownych dzieci, które chcę wychować. Ale dzień po dniu choroba odbiera mi władzę w ciele, chcąc sięgnąć w końcu po to co najcenniejsze – życie. Zaczęło się w liceum. Tak, jakbym miała początek takiej ciężkiej grypy... Potem żyłam w ciągłym biegu. Studia, dzieci, praca, dom… Po podstawowych badaniach laboratoryjnych nic nie wychodziło i pani doktor zawsze stwierdzała, że jestem przemęczona. Przyszedł rok 2011 i kolejna wizyta. Podczas badania, zaniepokojony lekarz zrobił mi podstawowe badania neurologiczne, po których stwierdził: „Podejrzewam, że jest Pani ciężko chora”. Niestety, wtedy nie mogłam kontynuować leczenia. Rok 2013. Światłowstręt. Pilne skierowanie do neurologa. Tomograf. Punkcja. Wniosek: tętniak tętnicy łączonej i niestety, nic się nie da z tym zrobić. Jeśli założą „klipsy”, mózg obumrze. Wtedy usłyszałam, że przed śmiercią warto pojednać się z Bogiem. To był szok. Jeszcze większy przyszedł po kolejnych badaniach, gdzie okazało się, że to nie tętniak, tylko guz III komory mózgu, ale nieoperacyjny. Dalsze konsultacje z takim samym rezultatem, aż w Warszawie lekarz stwierdził, że: „Zostaje pani dzisiaj na oddziale, chociaż nie ma miejsc. Operacja będzie JUTRO! Pani w każdej chwili może UMRZEĆ!” Operacja trwała 8 godzin. Bliscy czekali 12, ponieważ nie mogli mnie wybudzić. Przeżyłam wtedy śmierć kliniczną, z której wybudził mnie krzyk mojej mamy. Zabieg się udał. Nie miałam niedowładów, tylko zaburzenia czucia. Mogłam nawet chodzić, co zakrawało na cud! Jednak gorzej było z moją pamięcią. Nie pamiętałam, że mam kochanego męża, dzieci, co robiłam przed chwilą… Budziłam się w nocy sparaliżowana ze strachu, nie wiedząc, gdzie jestem. Rok po operacji zaczął zbierać się płyn w głowie i od życia otrzymałam jeszcze wodogłowie. Kolejne lata to rehabilitacja, nauka języka, czytania, ćwiczenie pamięci krótkotrwałej… 2019 rok to pogłębienie się niedowładu prawej strony. Znów badania i panika, że to pewnie nawrót guza mózgu. Wyniki wskazywały na chłoniaka. Po paru miesiącach usłyszałam, że do tego może być choroba reumatologiczna, a kolejne badania dopisały jeszcze przerośniętą grasicę. Złośliwą, więc i kolejną operację.  Przeszłam operację usunięcia guza III komory mózgu, usunięcie grasiczaka, liczne operacje ginekologiczne… Obecnie mam komórki nowotworowe w płynie rdzeniowo-mózgowym i jestem pod opieką licznych poradni specjalistycznych, między innymi onkologicznej, neurologicznej, genetycznej, chorób zakaźnych i tropikalnych…  Po kolejnym konsylium we Wrocławiu usłyszałam, że potrzebna jest dalsza diagnostyka i leczenie poza granicami naszego kraju. Czas ucieka, a ja jestem coraz słabsza! Pilnie potrzebuję badania PET. Nie mogę dostać się na nie na NFZ, ponieważ jestem pacjentką nierokującą i powinnam szukać pomocy za granicą. Czuję, że poruszam się po omacku, ale chcę walczyć dalej. Badanie jest priorytetem, ale każdy wyjazd do kliniki to ogromny koszt, a do tego dochodzą leki, suplementy, dieta, prywatnie wizyty… Błagam, pomóżcie mi. To nie jest tylko prośba o wsparcie. Z każdym dniem jest ze mną coraz gorzej. Proszę Was o ŻYCIE! Mariola Kwota zbiórki jest szacunkowa.

621,00 zł ( 1,66% )
Brakuje: 36 614,00 zł