Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mariusz Wiaderek
Pilne!
Mariusz Wiaderek , 43 lata

Jestem tatą, chcę żyć❗️Pomóż mi pokonać raka, który zaatakował ponownie!

PILNE! Mam na imię Mariusz, mam 43 lata i od 4 lat toczę walkę z bezlitosnym przeciwnikiem, jakim jest choroba nowotworowa. Mam jeden cel - chcę wyzdrowieć, by żyć i wychować mojego synka. Niestety nowotwór to śmiertelny wróg, który zaatakował ponownie. Kolejne chemie nie przynoszą rezultatu... Potrzebuję pomocy, od niej zależy moje życie i zdrowie. Proszę, przeczytaj moją historię i wesprzyj moją walkę! Roku 2019 nie zapomnę nigdy. Wtedy poznałem, czym jest największe szczęście i największy strach... Szczęście - bo w tym roku na świat przyszedł Szymuś, mój synek. Zostałem tatą i poznałem, czym jest największa miłość - ta do własnego dziecka, któremu chce się przychylić nieba i ochronić przed każdym złem. Niestety, jak to w życiu bywa, najlepsze wydarzenia w życiu przeplatają się z najgorszymi... Szczęście z narodzin synka przeplotło się z rozpaczą, bo okazało się, że ja jestem śmiertelnie chory. Od jakiegoś czasu dokuczał mi przeraźliwy ból w plecach. Niestety przybierał na sile z każdym dniem... Zrobiłem rentgen, który jednak nic nie wykazał. Wysłano mnie na kolejne badania... Dopiero rezonans pokazał okrutną prawdę - ból powodował ogromny guz jelita grubego! Umiejscowił się w tak trudnym miejscu, że - według słów lekarzy - byłem jednym z może stu przypadków na świecie, których coś takiego spotkało. To, że w tak młodym wieku muszę zmierzyć się z rakiem, było ogromnym szokiem dla mnie i dla moich bliskich. Szybko jednak otrząsnąłem się, pełen sił do walki - wiedziałem, że muszę wyzdrowieć, bo liczy na mnie moja rodzina. Rok 2020 rok zaczął się operacją, w trakcie której lekarze usunęli guza. To był ciężki czas, operacja była trudna, prawie 3 miesiące dochodziłem do siebie. Potem czekała mnie radioterapia i chemia. Przez kilka miesięcy było wszystko dobrze i wydawało się, że najgorsze już za mną. Niestety nowotwór wrócił, co więcej - mimo leczenia dał przerzuty na płuca... Tym razem nie dał żadnych objawów. Co 3 miesiące chodziłem na kontrolny rezonans, jeden z nich skończył się właśnie tragicznymi wieściami - jest wznowa. Rak sprawiał wrażenie, że dał się pokonać, po czym uderzył ponownie, jeszcze bardziej podstępny i zdradziecki.! Jestem w trakcie chemioterapii. Kilka miesięcy temu wyłoniono mi stomię. Są dni, w których czuje się lepiej, ale też takie, w których jest ciężko... Chemia to bardzo silne leczenie. Chwilami nie mam na nic sił, a przecież mam 4-letniego synka, który mnie potrzebuje. Nie mogę mu przecież powiedzieć, że tata nie ma siły się z nim bawić, bo źle się czuje i jest chory... Staram się, żeby moja choroba w żaden sposób nie wpłynęło na jego dzieciństwo. Wiem, że przy wznowie choroby jest dużo trudniej wygrać tę walkę. Nie zliczę, ile chemii już dostałem... Cały czas jestem daleki od wyzdrowienia. Mimo leczenia choroba postępuje! Mam kontakt z innymi chorymi, którzy dali mi namiary na klinikę w Niemczech... Tu stosuje się dużo więcej metod leczenia nowotworów. Zacząłem już leczenie, niestety - tu jestem prywatnym pacjentem i za wszystko muszę zapłacić sam... Koszt leczenia to 70 tysięcy euro! Proszę o pomoc. To moja szansa, być może jedyna, jaką mam. W chwili, gdy zostałem ojcem, wszystko to mi chce zabrać RAK. Nie poddam się, chcę zrobić wszystko, by wyzdrowieć i żyć... Mam żonę i synka, którzy mnie potrzebuję. Będę wdzięczny za każdą złotówkę i za każde słowo wsparcie. Obiecuję, że gdy tylko pokonam chorobę, odwdzięczę się za całe dobro, które dostanę. Dziękuję za wszystko i proszę o wsparcie. Mariusz

66 662,00 zł ( 19,76% )
Brakuje: 270 679,00 zł
Karolina Łuczak
Karolina Łuczak , 34 lata

Możemy sprawić, że Karolina wstanie z wózka inwalidzkiego! Potrzebna operacja!

Historia Karoliny potoczyła się zupełnie nie tak, jak miała! Ponad trzy lata temu zapadła decyzja o operacji lewego stawu skokowego, z powodu ciągłych złamań i skręceń. Obie nie przypuszczałyśmy, że ten zabieg stanie się początkiem wielkich problemów! Operacja odbyła się dopiero w maju 2021 r. Wcześniej wszystko komplikowała pandemia COVID-19. Jednak, gdy w końcu Karolina pojechała na blok operacyjny, byłyśmy pełne nadziei… Ta jednak została szybko zniszczona i zaczął się nasz najgorszy koszmar! Nie minęły 24 godziny po operacji, a Karolina została wypisana do domu. Szwy zostały zdjęte po dwóch tygodniach, a kontrola odbyła się po miesiącu. Lekarz zadecydował wtedy o ściągnięciu gipsu. Nie mogłyśmy uwierzyć własnym oczom! Stopa wyglądała gorzej niż przed operacją i była krzywa! Zaniepokojone udałyśmy się na konsultację do innego ortopedy. Wtedy nasz świat się zawalił! Okazało się, że wcześniej powinna zostać wykonana potrójna artrodeza stawu zamiast pojedynczej. Potem stało się najgorsze… Karolina nie mogła chodzić i ostatecznie usiadła na wózek inwalidzki! To z kolei przyniosło potworne konsekwencje… Jej mięśnie zanikały! Dodatkowo zmaga się także z reumatoidalnym zapaleniem stawów, cukrzycą, niedoczynnością tarczycy, zmianami zwyrodnieniowymi kręgosłupa oraz z zaburzenia depresyjnymi… Karolina jest w złym stanie psychicznym i przygnębia ją, że nie może być samodzielna, że nie może pracować, że marnuje swoje najlepsze lata na wózku inwalidzkim… Nie mogę dłużej patrzeć jak cierpi! Ta zbiórka jest naszą nadzieją. Proszę więc o pomoc w zebraniu funduszy na przeprowadzenie prywatnej operacji oraz rehabilitacji. Tylko wspólnymi siłami będziemy mogli sprawić, że Karolina wstanie z wózka inwalidzkiego! Judyta

460,00 zł ( 0,86% )
Brakuje: 52 732,00 zł
Beata Kornas
Beata Kornas , 43 lata

Gdyby nie nasza 10-letnia córka, Beaty mogłoby z nami już nie być… POMOCY!

Beata to wspaniała osoba, pełna ciepła i optymizmu. Oddana żona, kochająca matka, na którą zawsze możemy liczyć. Na co dzień pracowała w pobliskim przedszkolu, gdzie dbała o prawidłowy rozwój i bezpieczeństwo dzieci. Ciężko nam się pogodzić z tym, co nagle spadło na naszą rodzinę… Wszystko zmieniło się 22 października. Moja żona spędzała popołudnie z naszą 10–letnią córką, ja w tym czasie byłem w pracy. Niespodziewanie otrzymałem telefon od córki, z informacją, że żona bardzo źle się poczuła. Kinga, mimo tak młodego wieku była nieocenionym wsparciem dla Beaty – zaopiekowała się nią, wezwała karetkę, zaalarmowała rodzinę. Gdyby nie ona… nawet nie chce myśleć, jak mogłoby się to skończyć. Jak zrelacjonowała mi Kinga, żonę bardzo mocno rozbolała głowa, miała wymioty. Po przyjeździe karetki okazało się, że stan jest na tyle poważny, że konieczny jest transport do szpitala.  U żony stwierdzono udar niedokrwienny mózgu. Natychmiast zostały jej podane leki trombolityczne mające za zadanie rozpuścić zakrzep, który doprowadził do ograniczenia dopływu krwi do mózgu. Początkowo wszystko wskazywało na to, że leki zadziałały i jej stan był stabilny. Byliśmy w stałym kontakcie i myśleliśmy, że najgorsze za nami. Niestety, bardzo mocno się myliliśmy…  Następnego dnia sytuacja diametralnie się zmieniła. Beata nie oddychała już samodzielnie i  zapadła decyzja o wprowadzenie jej w stan śpiączki farmakologicznej. Konieczna była operacja – lekarze musieli założyć dreny, aby odbarczyć płyn gromadzący się w mózgu. Na domiar złego doszło u niej do zakażenia gronkowcem oraz zapalenia opon mózgowych. To były dla nas wszystkich chwilę pełne grozy, o których nie chcemy już pamiętać… To cud, że Beata przeżyła i jest dalej wśród nas!  W tym momencie najgorsze mamy za sobą. Beata przebywała 11 dni w stanie śpiączki. Dziś bardzo powoli odzyskuje siły. W dalszym ciągu znajduje się na OIOMie, jednak jest nadzieja, że już wkrótce zmienimy oddział na neurologiczny. Rurka tracheotomijna, PEG, niedowład prawostronny, do tego mocne osłabienie z powodu antybiotykoterapii – to wszystko, z czym obecnie zmaga się moja żona. Jest niezwykle dzielna i ma ogromną wolę walki. Wie, że jesteśmy w tym razem i wspólnymi siłami przejdziemy przez jej chorobę.  Już teraz rozpoczęliśmy rehabilitację. Staramy się, aby Beata dwa, trzy razy tygodniowo ćwiczyła z fizjoterapeutką. Wierzymy, że to zaprocentuje, kiedy w końcu wyjdzie ze szpitala i będzie mogła rozpocząć fizjoterapię w profesjonalnym ośrodku. To jest nasz główny cel i  na tym  koncentrujemy wszystkie siły.  Ku naszej rozpaczy koszt takiego miesięcznego turnusu znacznie przekracza nasze możliwości finansowe… Dlatego zwracam się do Was z ogromną prośbą o pomoc. Każda, nawet najmniejsza wpłata przybliża Beatkę do powrotu do sprawności.  Moja żona ma jedno marzenie. Uwielbia góry, zawsze kiedy miała wolny czas, wybierała się na górskie wycieczki. Jeszcze przed tym wszystkim, co nas spotkało, obiecała córce, że w przyszłym roku wejdą na Babią Górę. Wiemy, że to nie jedyny szczyt, jaki uda nam się wspólnie osiągnąć. Wierzymy, że wspólny wysiłek sprawi, że Beata zrealizuje swoje marzenie! Mąż Bogusław

90 226,00 zł ( 45,17% )
Brakuje: 109 498,00 zł
Nikodem Orankiewicz
Nikodem Orankiewicz , 22 miesiące

Urodził się bez rączki❗️Wspieramy Nikosia❗️

Mój synek urodził się z wrodzoną wadą prawej rączki – brak prawego przedramienia i dłoni. Dowiedzieliśmy się o niej podczas badania i mimo że mieliśmy ten czas, by się przygotować na przyszłość, to widok Nikosia po urodzeniu uderzył prosto w serce. W jakiś sposób byliśmy w stanie pogodzić się z myślą, że tak miało być. Teraz regularnie jeździmy na rehabilitację, by usprawnić rączkę synka. Do tego opieka ortopedy i kontrola nerki. Część jest refundowana, ale resztę naprawdę dużych kosztów musimy pokrywać z własnej kieszeni. W przyszłości planujemy zakup protezy, ale na razie najważniejsze jest, by usprawniać rączkę naszego synka. Do tego potrzebujemy pomocy. Koszty są ogromne, ale tak samo nasza wola walki i wiara w to, że wsparcie Darczyńców jest w stanie nam pomóc. Każda, nawet mała cegiełka to gest, za który już teraz gorąco dziękujemy. Rodzice Nikosia

9 233 zł
Kubuś Nędza
Kubuś Nędza , 3 latka

Śmiertelne zagrożenie podczas snu❗️Pomóż Kubusiowi!

Klątwa Ondyny nie daje o sobie zapomnieć. To choroba nieprzewidywalna. Podczas każdego snu, drzemki podłączamy Kubusia do specjalistycznego sprzętu: respiratora i pulsoksymetru, martwiąc się za każdym razem o te parametry. Nawet zwykła infekcja czy katar wymaga stałego podłączenia do respiratora, a czasami również do koncentratora tlenu. Poznaj historię Kubusia:  W bajce pocałunek prawdziwej miłości może złamać każdą klątwę – nawet tę o śmiertelnym śnie. Gdyby tak było w prawdziwym życiu, nasz Kubuś na pewno byłby już zdrowym chłopcem. Pocałunki mamy i taty niestety tak nie działają… Nasz synek nie umie sam oddychać. Gdy zasypia, umiera. W czasie ciąży nikt nie spodziewał się tak dramatycznej diagnozy. Kuba przyszedł na świat w 35. tygodniu, a jego płuca nie były rozwinięte, choć już powinny. Mieliśmy jednak nadzieję, że to minie. Zamiast poprawy, doczekaliśmy się tragicznej diagnozy… Już w naszym szpitalu w Rzeszowie lekarze podejrzewali Klątwę Ondyny. W szpitalu w Warszawie, gdzie nas wysłano, tylko ją potwierdzili. Doszła jeszcze jedna diagnoza – choroba Hirschsprunga, która często towarzyszy tej pierwszej.  W ostatnim czasie Kubuś przeszedł bardzo ciężką operację brzuszka, już 7. od urodzenia. Chwile po operacji były bardzo ciężkie, a wręcz dramatyczne dla wszystkich. Jednak Kubuś walczył, dzielnie jak zawsze. Walczył kolejny raz o życie i o sprawność. Podczas ostatniej operacji została zamknięta stomia. Wszyscy, a szczególnie Kubuś uczymy się żyć w nowej rzeczywistości. Kubuś nadal wymaga intensywnego wsparcia specjalistów. Aktualnie naszym najważniejszym celem jest walka o pełną sprawność i o mowę. Dlatego też Kubuś dzielnie ćwiczy z neurologopedą. W związku z rurką tracheostomijną rozwój mowy jest znacznie utrudniony. Kubuś potrzebuje nieustannego wsparcia neurologopedy, rehabilitanta, osteopaty, dietetyka, terapeuty karmienia oraz innych specjalistów. Ponadto wymaga również specjalistycznego sprzętu oraz różnych akcesoriów medycznych, które my rodzice musimy w większości kupować sami… Szansę na lepsze życie stwarza także operacja wszczepienia stymulatora nerwu przepony, której koszt to około 500 tys. złotych. Operacja będzie możliwa, gdy Kubuś osiągnie wymagany wiek. Jednak już teraz prosimy o pomoc dla naszego synka w sfinansowaniu aktualnego leczenia i rehabilitacji.  Przed nami daleka droga, pełna strachu i wyrzeczeń. Jednak musi nam się udać, bo Kubuś tak bardzo chce żyć! Niestety, gdy zasypia, zapomina, że ma oddychać, dlatego musimy czuwać nad nim w każdej chwili. Wierzymy, że wspólnie możemy odczarować klątwę i sprawić, że życie Kubusia będzie spokojne i szczęśliwe.  Za okazane wsparcie serdecznie dziękujemy! Beata i Damian, rodzice najdzielniejszego Kubusia ➡️ Obserwuj codzienność Kubusia!

9 831 zł
Marzena Chyła
Marzena Chyła , 39 lat

Moja choroba trwa już 20 lat! Pomóż mi ją zatrzymać...

Choruję niemal od 20. lat! Nie zliczę godzin, ile spędziłam w szpitalach, na badaniach, konsultacjach medycznych. Nie jestem nawet w stanie opisać bólu, który towarzyszył mi przez te wszystkie lata! Pierwsze objawy choroby były bardzo niepokojące. Pojawiły się bóle stawowe, obrzęki, wysypka. Włosy wypadały mi garściami, a paznokcie ciągle łamały. Przez 5 lat nikt nie wiedział, gdzie leży przyczyna!  Minęło dużo czas, zanim postawiono ostateczną diagnozę. Okazało się, że za wszystkie moje problemy zdrowotne odpowiedzialny jest toczeń rumieniowaty układowy! Przez lata szukałam pomocy. Niestety wielu lekarzy rozkładało ręce, twierdząc, że ich możliwości już się skończyły. Byłam załamana i kiedy zaczęłam tracić nadzieję, pojawiła się szansa. Przekazano mi, że co prawda w Polsce nie ma leków, które są w stanie mi pomóc, ale mogę otrzymać je w Niemczech! Musiałam spróbować. Ta ciężka choroba skomplikowała zbyt wiele spraw w moim życiu. Aby móc skutecznie walczyć z toczniem, muszę co 1,5 miesiąca wyjeżdżać do Niemiec, gdzie przez kilka dni przebywam w szpitalu na oddziale. Po przeprowadzanych badaniach otrzymuję leki, które naprawdę mi pomagają!  Niemal już zapomniałam, jak to jest żyć bez bólu. Dzięki zastosowanemu leczeniu nie tylko czuję się lepiej, ale znikają też obrzęki. Boję się, że jeżeli nie będę mogła kontynuować tej ścieżki leczenia, będzie tylko gorzej! Na przeszkodzie stoją tylko i wyłącznie kwestie finansowe. Walka z chorobą okazała się zbyt ciężkim wysiłkiem. Potrzebuję wsparcia w tej bitwie, która trwa już dwie dekady mojego życia. Będę wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy gest dobrego serca! Marzena

632,00 zł ( 5,58% )
Brakuje: 10 688,00 zł
Tadeusz Golec
Tadeusz Golec , 54 lata

Tadeusz cudem przeżył wypadek! Prosimy o pomoc!

Nasz kolega Tadeusz uległ bardzo poważnemu wypadkowi komunikacyjnemu. Było to 10 października, w jego urodziny! Tak naprawdę to cud, że przeżył! Teraz walczy o powrót do zdrowia i sprawności. Bardzo prosimy o pomoc! Tadeusz dostał nową pracę, zaczął parę tygodni temu. Przeprowadził się do innego miasta, wynajął z rodziną mieszkanie. Cieszył się na nowy start, miał dobrze zarabiać. Wszystko zostało brutalnie przerwane przez wypadek. Podczas prowadzenia TIRa, Tadeusz zasłabł. Uderzył w naczepę jadącego przed nim pojazdu. Całe szczęście, że była pusta. Tylko dlatego przeżył! Strażacy musieli ciąć kabinę, żeby go wyciągnąć! Zabrano go na OIOM, gdzie stwierdzono rozległe obrażenia: złamanie żeber i mostka, otwarte złamanie przedramienia, stłuczenie płuc i serca. Doszło do ostrej niewydolności oddechowej, a także zaburzeń przewodzenia przedsionkowo-komorowego! Obecnie Tadeusz jest już w domu, ale nie jest samodzielny. Pilnie potrzebuje rehabilitacji, żeby wrócić do normalnego funkcjonowania. Czas gra tu dużą rolę! Na NFZ terminy są odległe, a ilość terapii jest niewystarczająca. Dodatkowo chcielibyśmy zakupić specjalnego łóżko dla osoby niepełnosprawnej, które umożliwiłoby samodzielne wstawanie i większy komfort funkcjonowania. Bardzo prosimy o wsparcie! Rodzinie Tadeusza jest niezwykle trudno. Wierzymy, że wesprzecie naszego kolegę w walce o powrót do dawnego życia! Przyjaciele

5 286,00 zł ( 24,84% )
Brakuje: 15 991,00 zł
Jan Bieńkowski
Jan Bieńkowski , 16 lat

Janek zachorował na przewlekłą chorobę w tak młodym wieku... Pomóżmy mu w walce o zdrowie!

Mój syn, Janek do niedawna był okazem zdrowia. Nic nie zapowiadało, że w ciągu jednego miesiąca jego życie może zostać wywrócone do góry nogami. Niestety, tak się właśnie stało, a my usłyszeliśmy diagnozę, która zostanie z moim dzieckiem na zawsze…  Pierwsze objawy zaczęły pojawiać się ledwie parę miesięcy temu. Syn początkowo nie zgłaszał dokuczających mu dolegliwości, jednak z czasem, gdy zaczęły przybierać na sile – zdecydował się poprosić mnie o pomoc. Okazało się, że stan mojego syna jest poważny i dochodzi u niego do krwawienia z układu pokarmowego.  Zdecydowaliśmy się działać. Pojechaliśmy do pediatry, skąd dostaliśmy natychmiastowe skierowanie do szpitala. Lekarze nie byli jednak w stanie tam nam pomóc – zostaliśmy przekierowani do kolejnej placówki. Dopiero w drugim szpitalu, po wykonaniu gastroskopii i kolonoskopii usłyszeliśmy diagnozę. Choroba Leśniowskiego-Crohna. Jest to choroba jelit, żołądka i przełyku o podłożu immunologicznym. Zalicza się ją do grupy nieswoistych zapaleń jelit. U Janka miała bardzo agresywny przebieg – w ciągu pierwszego miesiąca choroby schudł aż 10 kilo! Ze względu na rzut choroby nawet jego wyjście z domu jest bardzo utrudnione. Zostanie objęty nauką w formie zdalnej, a z kolegami widzi się jedynie, kiedy przyjdą go odwiedzić. Założono mu sondę pokarmową, dodatkowo może spożywać jedynie małą ilość ograniczonego rodzaju jedzenia. Jest to dla niego bardzo ciężkie, bo jak każdy nastolatek chciałby móc wyjść z domu, chodzić do szkoły czy choćby pójść z kolegami na pizzę.  Janek jednak znosi swoją chorobę bardzo dzielnie. Przyjmuje regularnie leki i zastrzyki, je wafle ryżowe oraz stara się nie poddawać. Codziennie marzy jednak o powrocie do zdrowia, do normalności. Niestety, leczenie jest refundowane tylko częściowo, a pozostałe koszty są dla nas bardzo dużym obciążeniem finansowym.  Choroba mojego syna jest przewlekła, będzie musiał zmagać się z nią do końca życia. Możemy jednak pomóc mu zachować zdrowie jak najdłużej i dążyć do załagodzenia objawów oraz czasowej remisji. Janek jest jeszcze tak młody… powinien pilnie uczyć się w szkolnej ławie razem z rówieśnikami – nie być zamkniętym w czterech ścianach, odżywianym przez sondę, cieniem dawnego siebie. Proszę, pomóżcie mi zwrócić zdrowie mojemu synowi. Mama Janka, Monika

2 453 zł
Seweryna Kuźniar-Dyrda
Seweryna Kuźniar-Dyrda , 39 lat

Udar odebrał mi życie, jakie znałam. Teraz toczę walkę o drugie, godne.

Jestem osobą niepełnosprawną. 4 lata temu przeszłam udar obustronny i moja walka ze zwykłą codziennością przypomina walkę z wiatrakami. Poruszam się na wózku, część ciała mam sparaliżowaną i trudności mam tak naprawdę ze wszystkim. W jedzeniu, dbaniu o czystość, zrobieniem czegokolwiek wokół siebie. Gdyby nie pomoc męża i rehabilitantów, nie wiem, co bym zrobiła. Ale okazuje się, że to wciąż za mało. Mąż pracuje, ja mam niską rentę, a to i tak nie starcza nam na codzienne życie i pokrycie kosztów leczenia i środków pielęgnacyjnych. Dlatego bardzo proszę o każde, choćby najmniejsze wsparcie, które pomoże mi w codziennym życiu. W zakupie leków, środków pielęgnacyjnych i walce o zwykłe, godne życie. Seweryna

1 445 zł