Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Paweł Bonisławski
Paweł Bonisławski , 40 lat

W wypadku rowerowym nie stracił życia, ale stracił sprawność. Pomóż!

Paweł jeszcze do maja tego roku był aktywny i pełen życia. Wiosenna aura tylko sprzyjała planowaniu rowerowych wycieczek, które tak bardzo lubił. Niestety jedna z nich sprawiła, że jego życie legło w gruzach, omal się nie kończąc… Dziś walczymy o jego powrót, jednak koszty są gigantyczne...  Paweł miał 37 lat i mieszkał w urokliwym miasteczku na Mazurach. Uwielbiał organizować sobie rowerowe wycieczki po tamtejszych terenach. Nikt nie przypuszczał, że pewnego majowego dnia nasz syn będzie jechał na rowerze po raz ostatni. W ten ciepły dzień wyjechał i nikt nie wie, jaki był cel jego podróży – dziś on sam nic z tego dnia nie pamięta. Diagnozy lekarskie, jakie słyszeliśmy w tamtych tygodniach, były tak straszne, że bardzo chcielibyśmy o niech zapomnieć, niestety dają o sobie znać każdego dnia. Paweł podczas wypadku doznał ciężkiego urazu czaszkowo – mózgowego. Trafił na oddział ratunkowy z mocnym obrzękiem mózgu, licznymi krwiakami i złamaniami. Jego stan był na tyle krytyczny, że został zakwalifikowany do nagłego zabiegu operacyjnego, a zaraz po nim przewieziony na oddział intensywnej terapii, gdzie pozostał w stanie śpiączki przez 3 tygodnie.  Dla rodziców patrzenie na cierpienie własnego nawet dorosłego dziecka to najgorsze uczucie, którego nie jesteśmy w stanie opisać. Zawsze towarzyszy temu obezwładniające i paraliżujące poczucie bezradności... Po wybudzenie ze śpiączki Paweł trafił na oddział neurochirurgiczny, a następnie na oddział neurologiczny. W tym czasie zaczął nawiązywać z nami kontakt. Jednak liczne urazy nie pozwalały mu na nic więcej, jak krótkie i niezrozumiałe słowa. Wiedzieliśmy, że przed nami długa, ciężka i wyboista droga do sprawności. Bardzo zależało nam, aby Paweł zakwalifikował się na rehabilitację neurologiczną, która pomogłaby mu wrócić do zdrowia. Tak jednak się nie stało... Nasz syn do dziś wymaga całodobowej opieki, którą szpital nie był w stanie wtedy zapewnić. Byliśmy zmuszeni wrócić do domu i szukać dla pomocy na własną rękę.  Wiemy, że intensywna rehabilitacja neurologiczna to jedyna szansa na powrót Pawła do normalnego życia. Syn przejawia ogromne problemy z orientacją czasu i przestrzeni. Nie potrafi określić miejsc, z trudem rozpoznaje osoby. Boryka się z zaburzeniami pamięci krótkotrwałej – nie jest w stanie powiedzieć, co działo się wczoraj. Ma duży problem z nazywaniem podstawowych rzeczy, określaniem danych czynności.  Dziś rozmowa z Pawłem polega na prostym, krótkim dialogu. Syn nie rozumie złożonych komunikatów. Ponadto jego mowa jest znacznie zaburzona, niekiedy cicha i niezrozumiała. Paweł wymaga całodobowej opieki. Z silnego, aktywnego i inteligentnego mężczyzny stał się kruchym, niepełnosprawnym człowiekiem. Zawsze cenił sobie niezależność i sprawność, która tak brutalnie została mu odebrana. Ponieważ odmówiono nam rehabilitacji finansowanej przez NFZ, zmuszeni byliśmy szukać pomocy w placówkach prywatnych. Trafiliśmy na Centrum Neurorehabilitacji przy "Gołębim Dworze''. Wstępne rozmowy z tamtejszymi specjalistami, dały nam nadzieję na powrót naszego syna do zdrowia! Niestety kwota leczenia jest tak wielka, że spędza nam sen z powiek. Skończyły się już wszystkie nasze oszczędności... Oboje z mężem jesteśmy emerytami z orzeczeniami o niepełnosprawności. Jest nam bardzo ciężko odnaleźć się w zaistniałej rzeczywistości. Mimo to nie brakuje nam sił. Mamy też ogromne pokłady miłości i determinacji, przerastają nas tylko kwestie finansowe… Codziennie modlimy się o powrót naszego syna do zdrowia i wierzymy w dobre serca ludzi! Marzymy, żeby Paweł odzyskał swoje normalne życie, mógł być w pełni samodzielny i wrócić do pracy. Nie stać nas na regularną rehabilitację prywatną, są to koszty rzędu kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Pomóżcie nam odzyskać naszego syna! Rodzice z Rodziną

18 025 zł
Wiaczesław Haczka
Wiaczesław Haczka , 49 lat

Upadek z 6 metrów odebrał mi sprawność i dawne życie! Pomocy!

Największe tragedie dzieją się zwykle bez zapowiedzi, zupełnie znienacka. Potrafią w jednej chwili wywrócić życie człowieka do góry nogami. Ta, która spotkała nas, wydarzyła się 13 stycznia, kiedy mąż robił porządki w ogrodzie. Chciał wyciąć suche gałęzie drzew, które mogły zagrażać życiu innych osób. Nie spodziewał się, że chroniąc innych, nie zdoła ochronić siebie... Nazywam się Natalia, a mój mąż to Wiaczesław. Do dnia tragedii, razem z dziećmi wiedliśmy spokojne i szczęśliwe życie w małym ukraińskim miasteczku. Pewnego zimowego dnia cały nasz świat legł w gruzach, a każdy dzień stał się desperacką walką o powrót męża do zdrowia.  Jeszcze kilka miesięcy temu Wiaczesław był zdrowym, silnym mężczyzną. Pracującym i troskliwym ojcem oraz mężem. Jedna chwila pokazała nam, że nic nie jest dane na zawsze... Teraz to człowiek boleśnie doświadczony przez życie, przykuty do wózka, codziennie walczący z bólem. Kiedyś niezależny, samodzielny i chętny do niesienia bezinteresownej pomocy. Dziś sam bardzo jej potrzebuje. Mąż spadł z wysokości 6 metrów, a upadek spowodował złamanie kręgosłupa, które w następstwie pociągnęło za sobą kolejne urazy – uraz rdzenia kręgowego oraz miednicy. Od momentu wypadku stracił sprawność, nie czuje nóg! W mgnieniu oka stał się osobą niepełnosprawną... Cała nasza rodzina była przerażona. Płakaliśmy i nie mogliśmy uwierzyć w to, co się stało. Baliśmy się o męża, ojca, głowę naszej rodziny. Nie wiedzieliśmy, czy jeszcze kiedyś będzie mu dane stanąć na własnych nogach. Nieustannie zadawałam sobie pytania: czy nasze dzieci odzyskają sprawnego tatę? Jak teraz będzie wyglądała nasza przyszłość?  Pierwszym ratunkiem była operacja, którą mąż przeszedł kilka dni po wypadku. Lekarze usunęli fragment złamanego kręgu, a w jego miejsce umieścili implant. Potem mąż trafił do specjalistycznego szpitala, gdzie był poddawany intensywnej rehabilitacji i leczeniu. To jednak nie wystarczyło... Konieczna była druga operacja kręgosłupa. Koszty leczenia niestety wprowadzały nas w osłupienie i przerażenie. Pamiętam, że kiedy zapoznawałam się z kosztorysami, nogi się pode mną uginały. Byłam załamana i zdruzgotana... Mimo to wiedziałam, że nie możemy się poddać.  W maju mąż trafił do specjalistycznego centrum rehabilitacji, gdzie został poddany kolejnej intensywnej rehabilitacji. Przebywa tam do dziś. Wiemy, że to miejsce jest ostatnią szansą na odzyskanie dawnego życia. Widzimy postępy, a każdy z nich to iskierka nadziei na powrót do normalności.  Specjalistyczna opieka może dać mojemu mężowi szansę na rozwój, być może nawet na samodzielność! Lekarze, którzy obecnie z nim pracują, widzą ogromną poprawę. Rehabilitacja sprawiła, że stan zdrowia Wiaczesława znacznie się poprawił. Dzięki regularnym ćwiczeniom prawa noga częściowo odzyskała czucie i zaczęła pracować!  Mąż naprawdę daje z siebie wszystko, dzielnie walczy i pokazuje swój hart ducha. Jednak bez Waszej pomocy to nie wystarczy... Nie stać nas na opłacenie całego pobytu w ośrodku. Żeby utrzymać efekty i dalej walczyć o sprawność, będzie potrzebne co najmniej 180 dni rehabilitacji. Każdy dzień to ogromne koszty, których sami nie jesteśmy w stanie pokryć.  Jest nam ciężko. Sama jestem osobą z niepełnosprawnością i nie pracuję. Mamy na utrzymaniu dwójkę dzieci: córkę oraz syna, który również posiada orzeczenie o niepełnoprawności. Niestety, wszystkie oszczędności naszej rodziny zostały już wyczerpane, a leczenie męża wymaga jeszcze dużego nakładu finansowego, który nie jest przez nas do udźwignięcia! Pobyt w specjalistycznym ośrodku rehabilitacyjnym to nasza jedyna szansa, by Wiaczesław ponownie odzyskał sprawność i stał się samodzielnym człowiekiem. Koszty z tym związane przerażają, dlatego proszę, pomóż nam... Natalia – żona

2 749,00 zł ( 0,88% )
Brakuje: 306 647,00 zł
Filip Mikus
Filip Mikus , 9 lat

Póki tli się życie, nie wolno tracić nadziei. Potrzebne leki dla Filipka!

Kochany Syneczku, Przyszedłeś na świat 25 marca 2015 r. jako zdrowy dzidziuś otrzymując 9 punktów w skali Apgar. Tak bardzo się cieszyłam z twoich narodzin. Byłeś taki śliczny. Stało się jednak coś nieoczekiwanego, co zburzyło nasze szczęście. Mając dwa tygodnie stanąłeś do walki z urosepsą (posocznicą). Byłeś taki malutki, ale bohatersko zwyciężyłeś straszną walkę o swoje życie. Twój płomyk pięknie zabłysnął. Po tygodniu zostałeś przewieziony z OIOM’u na oddział nefrologiczny, z powodu zaburzeń gospodarki elektrolitowej. Każdy kolejny dzień życia był dla Ciebie bardzo trudny i bolesny. Lekarze badali Cię nie wiedząc, jaki jest powód utraty sodu i potasu przez twoje maciupeńkie ciałko. Kochanie przecież sód i potas są niezbędne dla Twojego życia - myślałam. Tak bardzo się o Ciebie martwiłam, cierpiałam. Synku nie czułeś głodu, każde jedzenie było dla Ciebie karą i kończyło się płaczem i wymiotami. Kroplówki z potasem i sodem nie wystarczały, a suplementacja doustna niewiele pomagała. Nie wiedziałam jak mogę Ci pomóc. Zadawałam sobie tak wiele pytań, na które nie znałam odpowiedzi. W końcu okazało się, że nasze nieszczęście ma swoją nazwę - zespół Barttera. Jest to bardzo rzadka choroba. Jedną z głównych jej przyczyn jest defekt, który odpowiada za prawidłowe wchłanianie jonów sodowych i potasowych. Lekarze w Polsce pierwszy raz od wielu lat spotkali się z tym zespołem chorobowym i nie potrafili Ci pomóc. Cierpiałeś i ja również cierpiałam. Od ponad roku przebywałeś w szpitalu, a ja czuwałam przy Tobie nieustannie. Niestety twój stan zdrowia się nie polepszał. Wtedy postanowiłam, że zrobię wszystko, aby ratować Twoje życie. Wyprostowałam się i stanęłam do walki przełamując wszystkie swoje słabości. Bez Ciebie nie wyobrażam sobie życia, Kiedy patrzyłeś jak ja płaczę, pomyślałam Synu, Twoja miłość daje mi siłę do walki! Nie poddam się nigdy... Nauczyłam się wszystkiego od nowa, życie z chorym dzieckiem jest bardzo trudne, wymaga podawania mnóstwa leków, kłucia zastrzykami. Chcę byś żył, a do tego potrzebne są leki, rehabilitacja, sprzęt. Jest mi bardzo trudno. Chciałabym Ci jeszcze tyle powiedzieć i pokazać.  Życie to nie tylko ból, wymioty, płacz i strach. Jest jeszcze tyle dobrego…. Nasza historia musi mieć dobry koniec, przecież bajki zawsze mają dobry koniec, a po burzy zawsze wychodzi słońce. Wierzę, że razem damy radę.  Marzę o tym, że  strach o zdrowie i życie Filipa w końcu zniknie. Wasze dobre serce daje nam nadzieję, że nam się uda. Pamiętajcie kochani, że dobro zawsze wraca!  Mama

6 879 zł
Bartosz Pobiega
Bartosz Pobiega , 22 lata

Bez rehabilitacji nie wrócę do sportu - pomóż mi zachować sprawność!

Moja historia rozpoczęła się w 2016 roku. Gdy miałem 14 lat, podczas zabawy na boisku zerwałem ścięgno w kolanie. Diagnozowanie mojego przypadku trwało około 2 lata. Jako młody i pełen energii chłopiec nie poddawałem się, dalej chciałem trenować. Rozpoczynając naukę w gimnazjum, wymarzyłem sobie karierę wioślarską. Ciężka praca się opłaciła, ponieważ udało mi się zdobyć wicemistrzostwo Polski młodzików. Jedno z największych osiągnięć mojego życia. W tym samym czasie rozpocząłem także karierę biegacza, tam także udało mi się kilka razy stanąć na podium. Jednak ból cały czas dawał o sobie znać. W pewnym momencie był tak silny, że musiałem powiedzieć dość. Kolano często wypadało ze stawu. Skutkowało to przerwami od sportu. Nawet na kilka tygodni. Dla mnie, jako młodego chłopaka, był to niesamowity cios. Jeszcze niedawno byłem jednym z najlepszych sportowców w okolicy - teraz uziemiony w domu z niesprawną nogą, gdy wszyscy najbliżsi trenowali i korzystali z życia.  Musiałem zakończyć karierę wioślarza. Wiedziałem, że nie usiedzę długo na miejscu. I tak w moim życiu pojawiła się siłownia. Starałem się trenować rozważnie, biorąc pod uwagę ograniczenia związane z kontuzją. Dzięki regularnym i dobrze dobranym ćwiczeniom wzmocniłem nogę na tyle, że mogłem swobodnie się poruszać i mój stan zdrowia nieco się polepszył. Mimo to moje więzadło nadal potrzebowało operacji. Po 5 latach od pierwszej kontuzji w końcu otrzymałem pomoc. Pandemia przeciągnęła operację, jednak 13 kwietnia przeszedłem rekonstrukcję więzadła krzyżowego. Teraz najważniejsza jest rehabilitacja.  Marzę o powrocie do pełnej sprawności i zdrowia, do treningów, które tak bardzo kocham. To w końcu całe moje życie! Wszystkie moje dziecięce wspomnienia związane są ze sportem. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze uwielbiałem ruch na świeżym powietrzu. Niewyobrażalnie trudne jest dla mnie teraz zatrzymać się, odłożyć na bok sportowe marzenia i tylko wspominać to co było. Chcę zawalczyć o powrót do sprawności. Niestety koszty rehabilitacji przekraczają moje możliwości. Pochodzę z wielodzietnej rodziny. Jako młody dorosły czuję, że muszę zawalczyć o swoją przyszłość bez obciążania najbliższych. Do tego potrzebuję wasze wsparcia. Każda złotówka przybliża mnie do osiągnięcia sukcesu. Obiecuję, że daną mi szansę wykorzystam w pełni! Bartek

3 253,00 zł ( 24,03% )
Brakuje: 10 279,00 zł
Michał Sojda
Michał Sojda , 8 lat

Tak niewiele brakuje, by ocalić życie Michałka!

Nowotwór złośliwy! Ciężki przeciwnik, który wciąż zagraża życiu 4-letniego Michałka! Trwają konsultacje ze specjalistami, zarówno z Polski, jak i zagranicy. Próbujemy znaleźć odpowiedź na pytanie, co można jeszcze zrobić, by uśpić nowotwór lub na tyle go zmniejszyć, aby była możliwość jego wycięcia, bez trwałego okaleczenia synka. Ostatnia chemia spowodowała dużą remisję guza nowotworowego, jednak w ośrodku, w którym rozpoczęliśmy leczenie, lekarze nie podejmują dalszych działań, czekając na rozwój sytuacji i ewentualne ponowne leczenie przy rozroście nowotworu. Rok 2020 rozpoczął się z diagnozą: Nowotwór złośliwy - mięsakomięsak prążkowanokomórkowy, typ embryonale (Rhabdomyosarcoma, w skrócie RMS). Przerażające słowa… Nikt się ich nie spodziewał… Łzy nie przestawały płynąć. Wciąż zadawaliśmy sobie pytanie: „Dlaczego takie choroby dotykają tak małe, bezbronne dzieci, w tym naszego kochanego synka”... Przecież według lekarzy, okulistów to miał być jęczmień lub gradówka…  Z drugiej strony widoczne położenie nowotworu pozwoliło na szybką diagnostykę, a tym samym w końcu na właściwe rozpoznanie choroby, przed powstaniem przerzutów na inne organy. Lekarze zaklasyfikowali chorobę synka do stadium III. Przy pierwszych blokach chemii Michaś odczuwał ogromne skutki uboczne… Całodzienne wymioty, ogromny ból brzuszka, obciążony pęcherz oraz przeciążona wątroba - to najbardziej widoczne skutki uboczne leczenia… W dalszym czasie doszedł spadek wszystkich istotnych parametrów krwi. Nieuniknionym było jej przetaczanie – wszystko to ze względu na spadek odporności do zera i zapobieganie głębokiej neutropenii, gorączce neutropenicznej i w dalszych konsekwencjach sepsie, do której o mały włos nie doszło po pierwszym bloku chemii.  Dzięki Wam, wspaniałym darczyńcom, którzy w pierwszej zbiórce pomogli zebrać środki na leczenie wspomagające w trakcie prowadzonego protokołu, uniknęliśmy wielu poważnych powikłań leczenia chemioterapeutycznego. Wątroba o wiele lepiej radziła sobie z chemioterapią, uniknęliśmy znaczących problemów urologicznych, Michaś nie potrzebował też przetaczania krwi, a jego parametry same wracały do normy, bez zastrzyków, które sztucznie pobudzają odporność. Nie miał również problemów z chodzeniem, co jest bardzo częstym skutkiem chemii. Przy tym wszystkim utrata włosów wydawała się drobnostką, choć akurat ten fakt Michaś przeżył bardzo emocjonalnie.  W ostatnich cyklach prowadzonego protokołu guz ulegał znacznemu zmniejszeniu, co powinno być kluczowym czynnikiem decydującym o dalszym leczeniu. Jednakże protokół chemioterapii, obejmujący 9 cykli, został zakończony, choć guz stale się zmniejszał! Decyzją lekarza prowadzącego, synek dostał dodatkowo jeszcze jedną chemię, uzupełniającą ostatni cykl, co spowodowało dalsze zmniejszenie rozmiarów nowotworu...  Cieszymy się, że guz jest coraz mniejszy, jednak martwi nas zawieszenie leczenia, bezproduktywne oczekiwanie, brak jakichkolwiek dalszych decyzji i naszym zdaniem ryzyko pozostawienia niedoleczonego nowotworu (aktywnych komórek nowotworowych). Co więcej, niestety leczenie cytostatykami, a szczególnie radioterapia, uszkadza nie tylko komórki nowotworowe, ale również zdrowe, prowadząc do zaburzenia ich funkcji. Jeżeli taka uszkodzona komórka podzieli się i zacznie się replikować, to może powstać inny nowotwór. Taką wznowę leczy się już dużo trudniej, bo najczęściej jest odporna na pierwotną chemię... Tak bardzo chcielibyśmy, by podejście do leczenia naszego synka było indywidualne, a nie tylko według schematów, dlatego konsultujemy się również z lekarzami z zagranicy, by leczenie Michałka poprowadzić jak najlepiej. Wierzymy, że doświadczenie innych lekarzy z zagranicy, mających praktykę z tymi samymi przypadkami, pozwoli dostosować najlepsze rozwiązanie dla naszego synka. Najnowsze trendy w badaniach podstawowych i klinicznych zwracają szczególną uwagę na rozwój celowanych strategii terapeutycznych.  Cały czas poszukujemy odpowiedzi: co możemy jeszcze zrobić. Równolegle analizujemy zarówno alternatywne jak i innowacyjne sposoby leczenia: immunoterapia celowana molekularne, czy terapię komórkami macierzystymi, a także przeszczep autologicznych komórek progenitorowych.  Musimy być przygotowani na każdą wersję i być pewni, że to postać resztkowa, a nie jeszcze aktywna. Póki co, guz jest nieoperacyjny, dlatego też chemia, radioterapia, leczenie alternatywne, innowacyjne czy wspomagające to nasza jedyna szansa.  Ponieważ wciąż musimy walczyć o zdrowie i życie Michałka, w kraju i za granicą, koszty niezmiennie są ogromne. Do wygranej nadal nam daleko, ale Michaś walczy cały czas! Nam samym ciężko sprostać tym wszystkim nakładom pieniężnym, dlatego z całego serca prosimy Was o pomoc!  Musimy być przygotowani do wyjazdu za granicę na dalsze badania i leczenie. Koszty mogą sięgać nawet kilkuset tysięcy złotych. W przypadku Michałka każdy dzień zwłoki może oznaczać niepowodzenie całego dotychczasowego leczenia. Niestety kontynuacja leczenia wspomagającego, suplementacja, a co za tym idzie wzmocnienie i regeneracja organizmu, walka z efektami ubocznymi leczenia cytostatykami, wszelkie dojazdy do szpitali, specjalistów, konsultacje, tłumaczenia, leki, badania komórek macierzystych, środki do dezynfekcji i pielęgnacji Borowiaka (portu do podawania chemii), tyle i jeszcze wiele, by móc całościowo podejść do leczenia Michasia. Dlatego z całego serca prosimy Was o wparcie finansowe, bo to dodatkowe koszty miesięczne w wysokości ok. 7-8 tysięcy. Dla nas te wszystkie kwoty są nie do osiągnięcia.  Takich wojowników, jak małe dzieci walczące z rakiem, nie zobaczy się nigdzie: radość, uśmiech, nawet jak jest źle, pełno miłości i wiara, która nigdy ich nie opuszcza. Prosimy, nie bądźcie obojętni, czasem tak niewiele wystarczy, by uratować małe życie! A tu chodzi o życie naszego synka… Rodzice Michasia Media o zbiórce: ➡️ gazetaregionalna.com - Rusza na rowerze do Watykanu, aby pomóc w zbiórce na leczenie chorego dziecka ➡️ Śledź lokalizację Pana Roberta w podróży do Rzymu dla Michasia - KLIK

120 495 zł
Jakub Foltyn
Jakub Foltyn , 13 lat

Walka o Kubę trwa już kilkanaście lat! POMÓŻ!

Walka o Kubę trwa od narodzin... Nie znamy innej rzeczywistości. Pomogliście nam już na tylu etapach leczenia. Chciałabym w spokoju podziękować Wam za pomoc i z uśmiechem na twarzy oznajmić, że proces leczenia zakończył się sukcesem. Niestety, przed nami jeszcze długa droga… Pierwsza ciąża, wymarzony synek – byliśmy najszczęśliwsi na świecie! Właśnie dlatego, gdy szłam na kolejne, rutynowe badanie, nawet nie spodziewałam się, że za chwilę usłyszę wyrok… W pewnym momencie lekarz zamilkł, a jego skupiony na monitorze wzrok zmroził mi krew w żyłach. Później bez słowa wstępu oznajmił: „Pani dziecko urodzi się z rozszczepem kręgosłupa, nie wiadomo, czy przeżyje”. Te słowa do mnie nie docierały. Nie wierzyłam, ale kolejne badania potwierdziły diagnozę. Odtąd każdy kolejny dzień był prawdziwym koszmarem. Budziłam się i zasypiałam z jedną tylko myślą – czy mój synek, który teraz bezpiecznie śpi pod moim sercem, przeżyje? Zaraz po porodzie, zamiast w moje ramiona, trafił na stół operacyjny. Lekarze zamknęli Kubusiowi przepuklinę. Dwa miesiące później wszczepili zastawkę komorowo-otrzewną, w wyniku której u synka wystąpiło wodogłowie. Właściwie zamieszkaliśmy w szpitalu.  Gdy Kuba zaczął dochodzić do siebie po operacji, zaczęły się straszne wymioty… Nie mógł jeść, dławił się, bardzo cierpiał… Lekarze podjęli decyzję o kolejnym pilnym zabiegu. Znowu sala operacyjna, znowu godziny spędzone pod jej drzwiami i modlitwy, by mój synek to przetrwał. Udało się, ale każdy nasz dzień jest walką z chorobą. Robimy wszystko, by niepełnosprawność synka i związane z nią wszystkie dolegliwości nie zabrały z jego twarzy tego pięknego uśmiechu. Niestety nie jest to łatwe. Konieczna, wielogodzinna rehabilitacja boli, ale Kubuś znosi ją dzielnie, tak samo jak wszystkie operacje. Swoją radością i wolą życia mógłby obdzielić mnóstwo osób! Właściwie od urodzenia Kuby szukam informacji, jak mu pomóc. Na jednym z forów dowiedziałam się o klinice w Aschau. Na konsultacji dowiedzieliśmy się, że oba biodra Kuby są zwichnięte, a operacja jest koniecznością, by synek mógł chodzić! Dzięki Waszej pomocy operacja się udała, jednak nie był to koniec naszej walki. Kolejne zabiegi były niezbędne, by synek mógł zginać kolana i dalej walczyć o sprawność. Dziś najpilniejsza jest rehabilitacja. Wierzę, że dzięki turnusom rehabilitacyjnym stan synka ma szansę się poprawić. Widzę, jak wiele postępów osiągnął dzięki pracy ze specjalistami. Niestety, wszystko to generuje ogromne koszty. Jeśli jesteście gotowi nam pomóc, będę niezwykle wdzięczna za Wasz dobry gest. Teraz liczy się każda złotówka. Wszelkie wsparcie przyczyni się do bezpiecznej i szczęśliwej przyszłości Kuby, o którą walczę każdego dnia. Agnieszka, mama Kuby ➡️ Strona na FB: walczymy o samodzielność Kubusia

770,00 zł ( 3,61% )
Brakuje: 20 507,00 zł
Natalia Wólczyńska
Natalia Wólczyńska , 21 lat

Szansa na dalszy rozwój jest w zasięgu ręki! Pomóż Natalii wyjechać na turnus!

Moja córka jest moim światem! Od ponad 20 lat dbam o to, by mogła rozwijać się i osiągnąć jak największą samodzielność. To trudna i często samotna walka, bo Natalia choruje na mózgowe porażenie dziecięce i każdy krok milowy wymaga ciężkiej pracy… Początkowo Natalka była dzieckiem leżącym, jednak systematyczna i intensywna rehabilitacja pod okiem specjalistów przyniosła pozytywne efekty. Córka potrafi poruszać się przy pomocy balkonika oraz mówić, choć niewyraźnie.  Jestem Wam wszystkim i każdemu z osobna bardzo wdzięczna za wielkie serca i za pomoc, której nigdy mi nie odmówiliście. Dziś ośmielam się poprosić o wsparcie ponownie, ponieważ pojawiła się szansa wyjazdu na kolejny turnus! Natalia ogromnie korzysta na takich wyjazdach – oprócz pracy rehabilitacyjnej, uczy się tam nawiązywania relacji i nie czuje się samotna. Kontakt z ludźmi bardzo pomaga jej rozwijać się psychicznie! Niestety, koszt turnus to kilkanaście tysięcy złotych, co znacznie przekracza moje możliwości finansowe! Nigdy nie poddam się w walce o Natalię – to nie tylko kwestia opieki medycznej czy rehabilitacji, ale ciągła walka o jej rozwój, o jej lepszą przyszłość. Każdy postęp, nawet ten najmniejszy, sprawia, że czuję ulgę, ale też wiem, że to nie koniec... Wierzę, że z Waszą pomocą córka będzie mogła spełnić marzenie o kolejnym turnusie! Dziękuję, że jesteście! Dorota, mama

511,00 zł ( 3,62% )
Brakuje: 13 580,00 zł
Danylo Pryimak
Danylo Pryimak , 10 lat

Nigdy nie zobaczę pierwszych kroków syna ani nie usłyszę upragnionego „mamo"... Proszę, wesprzyj nas!

Danylo jest jeszcze dzieckiem, ale jego codzienność już teraz niewyobrażalnie różni się od świata rówieśników. Gdy synek miał zaledwie 6 miesięcy, usłyszałam pierwszą diagnozę – padaczka spastyczna. Niestety, to był dopiero początek trudnej drogi...  Z czasem okazało się, że Danylo cierpi na choroby neurologiczne, które całkowicie zmieniły nasze życie. Synek nie chodzi samodzielnie, porusza się jedynie pełzając. Dodatkowo nie mówi, komunikuje się ze światem niewerbalnie, na swój własny sposób… Trudno było pogodzić się, że nigdy nie zobaczę pierwszych kroków mojego dziecka, że nigdy nie usłyszę tego upragnionego „mamo”. Pomimo tak ciężkiej sytuacji każde jego ufne spojrzenie i każdy gest bezinteresownej miłości są dla mnie absolutnie bezcenne i dodają siły do dalszej walki o lepsze jutro…  Danylo wymaga stałej, całodobowej opieki i pomocy w najprostszych czynnościach: od ubierania – po mycie. Każdy dzień to wyzwanie, szczególnie że syn rośnie i waży coraz więcej, a ja mam coraz mniej sił. Boję się, jak poradzę sobie z opieką nad synem za rok, dwa, pięć… Nie pozwalam jednak, by ten lęk mnie paraliżował i nie przestaję walczyć o jego przyszłość. Wizyty u lekarzy i specjalistów, rehabilitacja, sprzęt wspomagający – wszystko to daje szansę, by Danylo miał, choć odrobinę, łatwiejsze życie. Niestety, koszty związane z opieką specjalistów oraz terapią są niezwykle wysokie, a moje możliwości finansowe ograniczone… Proszę Was z całego serca – nie przechodźcie obojętnie. Każda złotówka, każde udostępnienie tej zbiórki to krok w stronę lepszego jutra dla mojego syna. Razem możemy pomóc Danylowi zyskać więcej sprawności i radości w codziennym życiu.  Mama

150 zł
Zuzia Piecyk
Zuzia Piecyk , 6 lat

Pojawiła się ogromna szansa w walce o sprawność i samodzielną przyszłość Zuzi... Pomożesz?

Gdy Zuzia przyszła na świat – nie posiadaliśmy się ze szczęścia. Delikatne blond włoski, ufne oczka i zaciśnięta piąstka na maminym palcu… Trzymaliśmy ją w ramionach i wiedzieliśmy, że już zawsze będziemy się o nią troszczyć i zrobimy wszystko, by miała szansę na jak najlepszą przyszłość. Nie wiedzieliśmy jednak, że już niedługo spadnie na nas diagnoza, która sprawi, że o rozwój i funkcjonowanie Zuzi będziemy musieli walczyć każdego dnia. Przez pierwsze miesiące życia Zuzia rozwijała się w pełni prawidłowo, a my beztrosko cieszyliśmy się każdą wspólną chwilą. Niestety, gdy skończyła roczek, zaczęliśmy dostrzegać coraz więcej niepokojących objawów. Nie płakała, gdy przytrzasnęła sobie paluszek, zaczęła tracić mowę, a jakiekolwiek odstępstwa od rutyny wzbudzały w niej coraz silniejsze emocje. Unikała kontaktu wzrokowego i nie reagowała na własne imię. Rozwój córeczki zaczął się cofać… Byliśmy bardzo zaniepokojeni i bez zbędnej zwłoki zaczęliśmy szukać pomocy dla naszej Kruszynki. Niestety, zbiegło się to z czasem pandemii, kiedy dostęp do specjalistów był bardzo ograniczony. Ostateczna diagnoza zapadła dopiero, gdy Zuzia miała 2,5 roku. Autyzm dziecięcy i niepełnosprawność intelektualna w stopniu lekkim. Wiedzieliśmy, że nie ma czasu do stracenia i musimy działać jak najszybciej. Objęliśmy córeczkę wieloma formami pomocy – m.in. terapią behawioralną, integracji sensorycznej, hipoterapią i dogoterapią oraz opieką neurologopedy, neurologa i psychologa. Dodatkowo zadbaliśmy, by mogła uczęszczać do placówek integracyjnych – by jak najbardziej wesprzeć jej rozwój i umożliwić jak najlepsze funkcjonowanie w społeczeństwie. Marzymy, by nasza Zuzia mogła mieć samodzielną i szczęśliwą przyszłość, dlatego chcemy zrobić wszystko, co tylko możliwe, by dać jej na to szansę. Terapie i opieka specjalistów są nieocenione, jednak niedawno pojawiło się kolejne światełko w tunelu… Terapia komórkami macierzystymi, do której Zuzia otrzymała zgodę Komisji Bioetycznej. Terapia ta mogłaby sprawić, że mózg Zuzi byłby w stanie wyprodukować nowe połączenia. Lepsza praca mózgu wpłynęłaby pozytywnie na rozwój naszej córeczki oraz jej całościowe funkcjonowanie. Niestety, terapia komórkami macierzystymi wiąże się z ogromnymi kosztami, które ciężko nam udźwignąć samodzielnie. Ogromną rolę gra tutaj czas – im dziecko jest młodsze, tym więcej może udać się nam osiągnąć. Prosimy Was o wsparcie dla naszej Zuzi. Wierzymy, że pomimo diagnoz możemy wywalczyć dla niej dobrą i samodzielną przyszłość. Nie damy rady jednak zrobić tego sami – potrzebujemy Waszej pomocy! Każda wpłata i każde udostępnienie jest tutaj bezcenne. Rodzice Zuzi

3 745,00 zł ( 4,8% )
Brakuje: 74 128,00 zł