Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Tetiana Bakhurska
7 dni do końca
Tetiana Bakhurska , 51 lat

Pęknięty tętniak prawie odebrał życie Tetianie! Pomóż zawalczyć o jej sprawność!

Niewinny ból głowy okazał się początkiem naszej rodzinnej tragedii. To właśnie ten ból sprawił, że moja żona z pełnej życia kobiety, przed którą świat stał otworem, stała się pacjentką szpitala, przykutą do łóżka, potrzebującą ogromnego wsparcia…  Do niedawna razem z Tetianą wiedliśmy zwyczajne życie, nie spodziewając się, że może zostać to brutalnie przerwane i skończyć się tak szybko... Żonę bardzo bolała głowa. Ból z godziny na godzinę stawał się nie do wytrzymania. Tetiana miała poczucie, że pulsuje jej cała czaszka. Po czasie zaczęła niewyraźnie mówić i przekręcać słowa. Czułem ogromny strach, nie byłem w stanie ocenić, co się dzieje. Nie wiedziałem, jak mogę jej pomóc.  Wiedziałem jednak, że muszę ją ratować – że natychmiastowo powinni się nią zająć lekarze. Po specjalistycznych badaniach okazało się, że w głowie mojej kochanej żony skryła się tykająca bomba – tętniak, który rozlał się na cały mózg.  Gdy usłyszałem taką wiadomość, ugięły się pode mną nogi. Co to oznacza? Czy mam być przygotowany na najgorsze? Żona musiała przejść pilną operację i była w śpiączce przez 3 tygodnie. Rokowania nie były pocieszające. Lekarze dawali tylko ziarnko nadziei, kazali nastawić się na najgorszy scenariusz. Ja i nasze dzieci wierzyliśmy, że będzie dobrze. Nasza miłość i wiara zwyciężyły!  Teraz Tetaiana walczy o życie. Czeka ją długa rehabilitacja, która jest jedyną drogą do powrotu siły i sprawności. Celem terapii jest pozycjonowanie ciała, przystosowanie do wózka, a także profilaktyka po przebytym zapaleniu płuc.  Nie stać nas ani naszej rodziny na samodzielne opłacenie rehabilitacji żony. Robimy, co możemy, by zapewnić jej przestrzeń, w której powrót do zdrowia będzie możliwy. Jeśli nie przejdziesz obojętnie i zechcesz wesprzeć Tetianę w tej walce, może dostać ona szanse na zdrowie i sprawne życie… Prosimy, pomóż!  Yurii, mąż Tetiany

3 716,00 zł ( 4,47% )
Brakuje: 79 263,00 zł
Franio, Józio i Katarzyna Bik
7 dni do końca
Franio, Józio i Katarzyna Bik , 11 lat

Mama wraz z synkami - ramię w ramię w walce o zdrowie!

Trudno jest pokazywać swoje słabości, trudno też przyznać się do tego, że czasem czuję się całkowicie bezradna. Tyle lat próbowałam oszukiwać samą siebie, że to normalne, że każdy ma swoje problemy - mniejsze czy większe. Dziś jednak wiem, że sama sobie z tym wszystkim nie poradzę, że walczę nie tylko dla siebie, lecz o coś znacznie ważniejszego - o szansę na lepszą przyszłość moich synków!  Od wielu lat jestem spełnioną żoną i mamą dwóch wspaniałych chłopców, którzy są dla mnie największym skarbem pod słońcem. Niestety nasza rzeczywistość nie jest tak kolorowa, jak mogłoby się wydawać. Oprócz padaczki zdiagnozowano u mnie jeszcze szereg innych schorzeń, które uniemożliwiają mi życie, o jakim zawsze marzyłam, a teraz dodatkowo utrudniają opiekę nad dziećmi. Co więcej, pojawiło się u mnie również podejrzenie złośliwego nowotworu i teraz codziennie się boję, co przyniesie jutro!  Jeden z naszych synków - Franio - przyszedł na świat jako wcześniak w 37. tygodniu ciąży. Poród musiał odbyć się przez cesarskie cięcie, ponieważ wystąpił u mnie atak epilepsji. Franek urodził się w zamartwicy, ze zdiagnozowaną hipotrofią. Dziś robimy wszystko, by jego codzienność mogła wyglądać tak, jak u innych dzieci, by miał szansę na szczęśliwą i jak najbardziej sprawną przyszłość, ale to często droga przez ciernie.  Franek ma spore problemy z mową i koordynacją ruchową, co uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie i komunikację. U synka zdiagnozowano niepełnosprawność umysłową w stopniu umiarkowanym, a także padaczkę. Franek musi być regularnie poddawany rehabilitacji i specjalistycznej opiece. Co więcej, u Józia - drugiego synka ostatnio zdiagnozowano całościowe zaburzenie rozwoju: autyzm dziecięcy. Moi synowie uczęszczają na zajęcia z zakresu integracji sensorycznej. Specjalista tłumaczy nam, że aby terapia była skuteczna, dzieci muszą wykonywać ćwiczenia w domu. Do tego potrzebne są jednak sprzęty: maty dotykowe, materace, platformy sensoryczne, piłki rehabilitacyjne, równoważnia, trampolina i wiele innych.  Z całego serca prosimy Was o pomoc w zebraniu kwoty potrzebnej na opłacenie niezbędnego sprzętu rehabilitacyjnego, leczenia, kolejnych wizyt lekarskich i konsultacji. Obecnie mąż jest jedyną osobą utrzymującą naszą rodzinę, a ja ze względu na opiekę nad dziećmi i swoje problemy zdrowotne, nie mogę podjąć pracy. Boję się, że sami sobie nie poradzimy, dlatego każdy gest wsparcia z Waszej strony jest dla nas na wagę złota! Wesprzyj Kasię i Frania za pomocą licytacji

14 416,00 zł ( 65,68% )
Brakuje: 7 531,00 zł
Dominik Kaszubowski
7 dni do końca
Dominik Kaszubowski , 31 lat

28 lat i amputacja - nie chcę, by brak nogi zniszczył mi życie❗️Chcę znów wsiąść na rower...

Mam 28 lat i zamiast cieszyć się zdrowiem i żyć pełnią życia, stałem się osobą niepełnosprawną... Jestem po amputacji, straciłem nogę. Znalazłem się w sytuacji, w której muszę prosić o pomoc, bym jeszcze mógł korzystać z życia i mógł być samodzielnym człowiekiem. Mam na imię Dominik. Kiedy byłem małym chłopcem, okazało się, że choruję na cukrzycę... To ciężka choroba autoimmunologiczna - organizm nie produkuje insuliny, niezbędnej do regulacji poziomu cukru. Zbyt niski lub jego wysoki poziom może prowadzić do śpiączki, a nawet śmierci... Moja codzienność stała się podporządkowana walce z chorobą - mierzenie cukru, ważenie posiłków, lekarze, szpitale... Przez wiele lat uczyłem się żyć z chorobą i jakoś dawałem sobie radę. Skończyłem szkołę i zostałem monterem mechanikiem kadłubów okrętowych. Zatrudniłem się w stoczni i przez wiele lat tam pracowałem. Uwielbiałem sport - kajaki, łyżwy, jazdę na rowerze... Wydawało się, że czeka mnie dobra przyszłość. Niestety, podstępna choroba zaatakowała ponownie... Wysoki poziom cukru doprowadził do rozwinięcia się u mnie stopy cukrzycowej - dolegliwości, która występuje nawet u 10% diabetyków...  Doszło do infekcji i owrzodzenia nogi. Kiedy dolegliwości były już na tyle silne, że nie mogłem wytrzymać, na ratowanie nogi było już za późno. Lekarze zmuszeni byli amputować mi lewą nogę. To był dla mnie bardzo trudny czas... Wiedziałem, że nie wrócę już do stoczni i moje życie całkowicie się zmieni. Od roku jestem na rencie, ale jej wysokość w żaden sposób nie daje mi szans na utrzymanie się. Podjąłem się pracy jako stróż, aby cokolwiek dorobić do domowego budżetu. Niestety przez cukrzycę mam też retinopatię i bardzo słabo widzę. Mam dopiero 28 lat i przed sobą całe życie. Wiem, że proteza pozwoliłaby mi funkcjonować normalnie... O sporcie teraz mogę tylko pomarzyć... Jeśli miałbym jednak protezę, mógłbym wrócić do tego, co dawało mi największe szczęście. Mógłbym znowu wsiąść na rower, poczuć wiatr we włosach... O niczym innym nie marzę. Nie wspominając o tym, że dzięki protezie mógłbym wrócić do życia zawodowego i znowu być samodzielny. Koszt protezy jest niestety dla mnie zbyt wysoki. Nigdy nie sądziłem, że będę musiał prosić o pomoc, ale nie mam wyjścia. Znalazłem się w tragicznej sytuacji. Wierzę, że jeszcze mogę mieć dobre życie, potrzebuję tylko wsparcia i kredytu zaufania. Wierzę, że za całe dobro, które dostanę, będę mógł się odwdzięczyć.  Proszę o pomoc! Dominik

2 119,00 zł ( 3,21% )
Brakuje: 63 839,00 zł
Milenka Szczęśniak
7 dni do końca
Milenka Szczęśniak , 17 lat

Potrzebna Pomoc! Wesprzyj Milenkę.

Pod koniec listopada Milenka musi przejść operację biodra. Nie mamy więcej czasu, musimy działać! __________ Narodziny Milenki były dla nas tym najpiękniejszym dniem w życiu. Była wyczekanym dzieckiem, a ciąża i poród przebiegły idealnie. Urodziła się zdrowa i nic nie wskazywało na to, że po pół roku wszystko diametralnie się zmieni…  Do 6 miesiąca cieszyliśmy się pełną życia, książkowo rozwijającą się córeczką. Nagle wszystko się zmieniło, pojawiły się bardzo mocne ataki padaczki, a kontakt z Mileną był coraz słabszy… Ciężko wracać wspomnieniami do tych czasów. Serce łamie się na drobne kawałki, gdy myślę o tym, z jak dużym cierpieniem musiała walczyć.  Po badaniach okazało się, że córeczka zmaga się z bardzo rzadką chorobą metaboliczną, na którą nie ma lekarstwa. Przez 14 lat życie Milenki nie kojarzyło się z beztroską zabawą. Naznaczone było bólem i codzienną rehabilitacją. Mimo intensywnej terapii spastyka i napady padaczki przyczyniły się do uszkodzenia stawów biodrowych. Przepełnia nas strach. Nie wiemy, co będzie z naszą córeczką. Obecnie, najpilniejszą potrzebą jest zoperowanie bioder, które są w fatalnym stanie. Sam rozległy zabieg chirurgiczny jest ogromnym obciążeniem dla nadwyrężonego przez padaczkę układu nerwowego.  Widzimy, ile bólu przysparza jej zwichnięte biodro. To generuje kolejne problemy – kręgosłup wykrzywia się, uciska narządy i sprawia, że Milenka ciężko oddycha. Skolioza postępuje, choroba się rozwija, a nasze ukochane dziecko cierpi. Żebra uciskają na płuco. Milenka jest cierpliwa i dzielna, ale czasami nie ma już sił i płacze.  Córka jest zdana całkowicie na naszą pomoc. Nie siedzi, nie mówi, a jej ciało boleśnie się wykrzywia. Z całych sił pragniemy, żeby już więcej nie musiała cierpieć. Chcemy zapewnić jej godne życie – tyle już przeszła... Widzimy, kiedy jest szczęśliwa. Dla nas jest najmądrzejszym i najpiękniejszym dzieckiem na świecie.  Prosimy bardzo o pomoc i wsparcie leczenia Naszej Córeczki. Jesteśmy wdzięczni za dotychczasową pomoc! Rodzice Milenki

14 958,00 zł ( 27,3% )
Brakuje: 39 822,00 zł
Amelka Twardowska
7 dni do końca
Amelka Twardowska , 13 lat

Pomóż Amelce uwolnić się od okrutnego bólu!

Radosna, mądra i dzielna. Tak opisałabym moją kochaną Amelkę. Mimo, że walczy z całych sił, czasami po prostu nie daje rady. Widok jej zapłakanych oczu rozdziera moje serce. Tak bardzo chciałabym jej pomóc, ulżyć, przejąć na siebie jej ból, ale jestem bezsilna. Okrutny los doświadczył nie tylko Amelkę, ale całą naszą rodzinę.  Miało być dobrze, Amelia miała urodzić się zdrowa. Tak bardzo na nią czekaliśmy, wszystko było już przygotowane na jej przyjście. Uszkodzenie rdzenia kręgowego, którego doznała podczas narodzin, było ogromnym szokiem. Domyślałam się jakie mogą być tego konsekwencje, jednak nie do końca wierzyłam, że okrutny los tak bardzo z nas zadrwił.  Amelka porusza się na wózku inwalidzkim. Choroba nie daje o sobie zapomnieć nawet na moment. Do tego córka jest podatna na różne infekcje. Często zmaga się z zapaleniem płuc, pęcherza i wieloma innymi problemami. Tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co przyniesie każdy nowy dzień.  Za nami już trzy operacje, przed nami jeszcze wiele... W tym momencie udało nam się pokonać skoliozę, musimy dalej działać, by zawalczyć z wybitymi biodrami. Nasz kalendarz po brzegi wypełniają rehabilitacje, konsultacje i terapie.  Mimo że za nami już tak wiele, to długa i wyboista droga nie ma końca. By zapewnić córce jak największe szanse na sprawność, korzystamy z wielu specjalistycznych sprzętów, jednak Amelka rośnie, a takie urządzenia szybko stają się za małe. Amelii bardzo marzy się rower. Niby nic nadzwyczajnego, jednak taki specjalistyczny, z napędem ręcznym to bardzo duży wydatek.  Gdybym tylko mogła, przychyliłabym jej nieba, zrobiła wszystko, by wywołać uśmiech na jej ślicznej twarzy. Niestety moje oszczędności wystarczają na pokrycie jedynie tych podstawowych potrzeb. Wymiana wszystkich sprzętów to ogromne koszty. Proszę, pomóż nam... Anna – mama

8 749 zł
Witek Łytek
7 dni do końca
Witek Łytek , 21 lat

Tylko szybka operacja da mi szansę na powrót do sportu! Pomocy!

Dusza sportowca nie pozwala mi się poddać, jednak czasem tracę siły i nadzieję. Kiedyś potrafiłem godzinami biegać po boisku, dziś wyzwaniem jest dla mnie przejście kilku kroków. Kiedyś, spędzając godziny na treningach, czułem, że żyję, dziś o odzyskanie tego życia walczę. Mam dopiero 18 lat, a ból nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Dlaczego ja? Mój koszmar zaczął się ponad 8 miesięcy temu. Z początku lekki ból zrzucałem na przemęczenie. Częste mecze, w nogach dziesiątki kilometrów – miało prawo boleć. Odpoczynek jednak nie pomagał, a ból nasilał się coraz to bardziej. Wędrówki od lekarza do lekarza nie przynosiły odpowiedzi na spędzające sen z powiek pytania.  Wreszcie trafiłem do specjalisty, który po wykonaniu szeregu szczegółowych badań powiedział, że to zwyrodnienia stawów biodrowych. Dowiedziałem się, że ból nigdy nie przejdzie, a jedynym ratunkiem dla mnie jest operacja. Tak bardzo potrzebna, a niedostępna w Polsce. Wiedziałem, że nie mogę się poddać, że muszę znaleźć miejsce, w którym otrzymam pomoc. Niestety sumy liczone w euro nie są dla mnie osiągalne. Nawet nie chcę myśleć, co może się stać jeśli nie przejdę operacji! Nie wyobrażam sobie siebie za kilka lat z endoprotezami bioder… Nie ma dnia, w którym nie myślałbym o tym, kiedy wrócę do treningów, kiedy znów pod stopami poczuję szorstkość piłkarskiej murawy. Każde moje dziecięce wspomnienie związane jest ze sportem. Piłka nożna była dla mnie wszystkim, pod treningi podporządkowywałem całe moje życie. Teraz wszystko zależne jest od choroby. Ciężko pogodzić się z takim biegiem wydarzeń, ale czuję, że nie mogę się poddać.  Jestem młody, mam mnóstwo planów i marzeń, mam też nadzieję, że zdołam je zrealizować. Wiem jednak, że potrzebuję w tym Twojej pomocy. Każda złotówka przybliży mnie do osiągnięcia sukcesu! Obiecuję, że w pełni wykorzystam daną mi szansę! Witek

27 704 zł
Mariusz Chodyra
7 dni do końca
Mariusz Chodyra , 61 lat

Koronawirus doprowadził do tragedii! Prosimy, pomóż naszemu tacie...

Nasz tata to wspaniały człowiek. Zawsze był wysportowany, zdrowy, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Angażował się zarówno w życie rodzinne, jak i zawodowe. Tata to żołnierz Wojska Polskiego i funkcjonariusz z 30-letnim stażem. Spełniał swoje marzenia i realizował wyznaczone przez siebie cele. W wolnych chwilach poświęcał się swojej największej pasji - gotowaniu.  Żył jak każdy z nas. Spełniał marzenia i realizował swoje cele, cieszył się każdą chwilą. Wszystko zmieniło się w kwietniu tego roku. Tata zachorował na COVID-19. Pojawiło się wiele komplikacji z jego zdrowiem. W końcu doszło do najgorszego - tata przeszedł udar, którego skutki okazały się tragiczne! Lekarze przygotowywali nas na najgorsze, a my nie mogliśmy pogodzić się z tym, że w jednej chwili rozsypał się cały nasz świat… Nieszczęście dotknęło naszego bliskiego - w to zawsze tak trudno uwierzyć. Przecież tragedie dzieją się obok, dotyczą kogoś obcego! Każdy z nas tak pewnie myśli. Do czasu... Zawsze wiedzieliśmy, że nasz tata ma w sobie duszę prawdziwego wojownika. Tak było i tym razem, kiedy nie poddał się i małymi kroczkami zaczął wychodzić z najgorszego. To żołnierz, który na polu bitwy zostaje do ostatniej kropli krwi! Tym razem toczy najtrudniejszą walkę - o swoje zdrowie i sprawność. Wierzymy, że to nie koniec, że dzięki Państwa wsparciu i długiej, ale niezbędnej, rehabilitacji tata będzie mógł zawalczyć o dalsze postępy, że będzie mógł wrócić do sprawności, samodzielności, ale przede wszystkim do nas - dzieci, wnuków i wszystkich, którzy na niego czekają. Dlatego z całego serca o tę pomoc prosimy! Kochający: córka Iza, syn Sebastian, partnerka Renata ➡️ Strona na FB: Po MOC dla Mariusza Chodyry

23 361,00 zł ( 11,46% )
Brakuje: 180 363,00 zł
Weronika Skórzewska
Pilne!
7 dni do końca
Weronika Skórzewska , 23 lata

W dorosłość weszłam z rakiem❗️Pomóż mi go pokonać!

Moja walka o życie trwa, mimo iż nie dawano mi żadnych szans i skierowano na leczenie paliatywne! Mając osiemnaście lat usłyszałam, że mam czekać na śmierć... Na szczęście znaleziono lek, który zadział! Niestety nie był refundowany, ale wtedy z pomocą przyszli wspaniali ludzie, dzięki którym jestem tutaj i żyję!  Niestety – znowu nastąpiła progresja choroby. Doszło do mutacji nowotworu, lek przestał działać! Nadzieją dla mnie są badania molekularne komórek macierzystych w klinice w Niemczech. Bardzo drogie badania, na które nas nie stać, dlatego proszę o pomoc! Mój koszmar zaczął się w lipcu 2019 roku... Trafiłam wtedy do szpitala w Szczecinie z bólem brzucha i wymiotami. Po badaniu USG okazało się, że mam prawdopodobnie guza w jamie brzusznej i miednicy. Bałam się, ale chyba jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy, z jak okrutną diagnozą przyjdzie mi się zmierzyć. Zostałam przewieziona do innego szpitala, gdzie wykonano tomografię komputerową z kontrastem. Następnego dnia leżałam już na stole operacyjnym... Po operacji przez dwa tygodnie czekaliśmy na wynik badania histopatologicznego. Wynik był wstępem do mojego koszmaru. Guz złośliwy… Kolejne cztery tygodnie czekałam na kolejne wyniki stwierdzające, z jakiego rodzaju nowotworem mamy do czynienia. Niestety to mięsak układu krwiotwórczego – bardzo rzadki i bardzo złośliwy nowotwór… W gabinecie lekarskim zwalił mi się świat – usłyszałam, że rokowania są złe. Od razu rozpoczęto chemioterapię i zlecono badania pod kątem białaczki. Kiedy rozpoczynałam pierwszy cykl chemii, bałam się. Nie wiedziałam, jak nią zniosę i jak ciężkie tygodnie mnie czekają... Któregoś dnia usłyszałam od lekarzy, że czeka mnie już tylko leczenie paliatywne, że nic więcej nie da się zrobić... Wtedy stał się cud. Po długich poszukiwaniach znaleziono lek, który zadziałał! Moje leczenie trwało niemal dwa lata. Przeżyłam, choć nie dawano mi szans! Niestety rak znowu wymierzył potężny cios... Kiedy wydawało się, że wszystko ma się ku lepszemu, nastąpiła progresja choroby, czyli mutacja nowotworu.... W ciężkim stanie ponownie trafiłam do szpitala. Znaleziono kolejny lek, który działa, lecz nie wiadomo kiedy znów nastąpi mutacja. W ostatnim czasie znaleźliśmy nową metodę leczenia – badania molekularne komórek macierzystych. Niestety koszty są ogromne, ponieważ są one możliwe tylko w Niemczech, w prywatnej klinice. W Polsce diagnoza nowotworu postawiona jest na jednej płaszczyźnie, w Niemczech rozłożona jest na trzy i jest możliwość wykrycia, dlaczego nowotwór mutuje. Wysłaliśmy całą dokumentację medyczną do kliniki w Heidelbergu. To jedyna szansa na wyleczenie! Lekarze wierzą, że klinika w Niemczech podoła temu nieuleczalnemu nowotworowi, na którego temat wciąż zebrano bardzo mało danych. Badania kliniczne są zatem niezbędne do określenia nowych sposobów leczenia i ich wpływu na jakość życia. Według tego, co na początku mówili lekarze, powinnam już nie żyć... Tymczasem jestem tutaj i dalej walczę.  Chcę żyć – obiecałam to sobie i swoim bliskim. Chociaż czasem odchodzę od zmysłów, wiem, że nie mogę się poddać i muszę z całych sił walczyć z chorobą! Dziękuję za każdą pomoc... Weronika

55 976 zł
Mateusz Feręc
7 dni do końca
Mateusz Feręc , 10 lat

Samotny tata o przyszłość synka! "Obiecałem, że nigdy się nie poddam..."

Mateusz miał nie słyszeć, nie chodzić, nie mówić… W pewnym momencie lekarze nie byli nawet pewni, czy mój syn przeżyje kolejną dobę. Doskonale pamiętam ten strach i rosnącą niepewność przed tym, co wydarzy się za chwilę.  Kiedy ostatnio prosiłem o pomoc, mój syn miał wiele problemów, a choroba stawiała przed nim kolejne bariery. Niektóre, jak zakładali wszyscy były niemożliwe do pokonania… Tymczasem los okazał się przewrotny i pomimo bardzo złych prognoz, tym razem postanowił nas zaskoczyć w zupełnie inny sposób. Mateusz robi niesamowite postępy, a to otworzyło przed nami nowe możliwości walki z trudną chorobą.  Każde podanie komórek macierzystych było dla nas jak zastrzyk ogromnej nadziei na lepsze jutro. Już pierwsze pokazało, że wszystko może się zdarzyć, że Mateusz nie jest skazany na skutki chorób, że mamy jeszcze szansę zawalczyć o przyszłość. Teraz, po konsultacjach ze specjalistami prowadzącymi rehabilitację Mateusza wiem, że potrzeba nam intensywnych ćwiczeń, które pozwolą sięgnąć po więcej. W tym momencie okazuje się, że dotychczasowe zajęcia dają efekty, ale to pierwszy krok na drodze do sprawności.  Musimy wyciągnąć rękę po więcej. Dostaliśmy motywację, dostaliśmy możliwość, której nie możemy zmarnować! Niestety, na drodze stanęła nam poważna przeszkoda, bo zakup sprzętu umożliwiającego dalszą pracę nad sprawnością Mateusza to koszty, których nie jesteśmy w stanie pokryć samodzielnie. Znów walczymy o coś, co wydaje się zupełnie poza naszym zasięgiem… Właśnie dlatego prosimy o pomoc i wsparcie. Już raz podarowaliście nam to, co pozostawało tylko marzeniem. Wierzymy, że teraz znów będzie to możliwe.  Krok za krokiem - ojciec z synem - idziemy razem na przekór diagnozom, wbrew powszechnemu przekonaniu, że nie damy rady. Samodzielne wychowywanie chorego dziecka jest dla mnie niekończącym się wyzwaniem, ale już dawno podjąłem decyzję, że nigdy nie stracę woli walki. I niemalże każdego dnia powtarzam Mateuszowi, że wszystko, co dobre jeszcze przed nami.  Los wiele razy wystawiał mnie na próbę, ale jedyna lekcja, jaką wyniosłem jest taka, że nigdy nie wolno się poddawać. Lekarze dawali Mateuszowi niewielkie szanse, ale nasze zaangażowanie, gra zespołowa udowodniła, że razem możemy wiele. Wiele nie znaczy jednak wszystko. By stoczyć kolejną walkę o zdrowie. By mieć, chociaż małe szanse na zwycięstwo, potrzebujemy pomocy. Twojej pomocy!

22 060,00 zł ( 13,82% )
Brakuje: 137 515,00 zł