Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Maciej Zimoch
7 dni do końca
Maciej Zimoch , 61 lat

Wrócić do pasji, wrócić do sprawności… Proszę, pomóż mi znów być aktywnym człowiekiem!

Kiedyś kochałem sport i książki. Teraz tylko książki dają mi radość, tylko one sprawiają, że mogę oderwać się od szarej rzeczywistości i choćby na chwilę zapomnieć o tym, co mnie spotkało. Tęsknię za samodzielnością. Bardzo chciałbym znów wrócić do aktywnego życia. Niedługo minie 9 lat od udaru, który spowodował niedowład lewej ręki i nogi. To był początek mojego nowego, tak innego niż do tej pory życia. Wcześniej nie pomyślałem, że kiedykolwiek będę tęsknił za najzwyklejszymi domowymi obowiązkami. Obecnie jeżdżę na wózku inwalidzkim, ponieważ udar był tylko pierwszym etapem przybliżającym mnie do niepełnosprawności. Miażdżyca spowodowała, że amputacja była konieczna. W sierpniu ubiegłego roku straciłem lewą nogę.  Od tej pory jestem zależny od innych. Mieszkam na pierwszym piętrze w bloku bez windy. Kiedy chcę wyjść z domu, muszę prosić o pomoc sąsiadów. Staram się nie nadużywać ich życzliwości, dlatego większość czasu spędzam w czterech ścianach. Boli mnie to, że nie mogę sam decydować o sobie. Oparcie odnajduję w ukochanej żonie, z którą mieszkam. Niestety teraz, również ona potrzebuje pomocy. Niedawno przeszła operację - zdiagnozowano u niej nowotwór. To dla nas bardzo trudny czas, ale najważniejsze, że mamy siebie, że oboje jesteśmy dla siebie wzajemnym wsparciem. Wierzymy, że będzie już tylko lepiej. Pomału przyzwyczajam się do mojego nowego życia. Wiem, że nie mogę wyjść na spacer wtedy, kiedy mam na to ochotę. Nie mogę pobiegać od rana przy wschodzącym słońcu czy na szybko podejść do sklepu, bo żona pilnie potrzebuje jakiegoś produktu. Myślę, że za sportem tęsknię najbardziej. Od najmłodszych lat woda była moim żywiołem. Niedaleko mojego rodzinnego domu znajdowała się rzeka, w której mogłem pływać godzinami. Od podstawówki grałem w piłkę ręczną. Zawsze miło wspominałem zawody szkolne i tę zaciętą realizację. Kiedy byłem starszy, spotykałem się z kolegami na piłce nożnej halowej. Była to świetna okazja nie tylko do poruszania się, ale także do porozmawiania. Kiedy tak wspominam, te czasy zdaję sobie sprawę, że sport zajmował naprawdę dużą część mojego życia. Ciekawe czy jeszcze kiedyś będzie mi dane uprawiać sport bez obaw o sprawność? Oprócz zamiłowania do aktywności pozostały czas poświęcałem pracy. Byłem ślusarzem. Początkowo pracowałem w kopalni, później już standardowo w zakładzie. Mijał czas, a ja potrzebowałem zmian. Zacząłem podróżować po kraju jako kierowca, po kilku latach zostałem na magazynie. Wykonywałem w swoim życiu wiele zawodów i każdy z nich bardzo lubiłem. Teraz ze względu na mój obecny stan, niestety nie mogę podjąć się żadnej pracy. Mam nadzieję, że niedługo się to zmieni. Zwracam się do Ciebie z prośbą o pomoc w sfinansowaniu zakupu protezy. Wierzę, że dzięki niej będę mógł wrócić do życia sprzed amputacji - do pracy, sportu. Nie chcę do końca życia tkwić w czterech ścianach, wiedząc, że mam szansę na bycie sprawnym, niezależnym człowiekiem. Mogę to osiągnąć tylko dzięki Twojemu wsparciu. Maciej

3 685,00 zł ( 19,68% )
Brakuje: 15 039,00 zł
Wiktor Dudziński
7 dni do końca
Wiktor Dudziński , 64 lata

Strażak walczy o zdrowie – przez lata pomagał innym, teraz sam potrzebuje pomocy!

Wiktor na co dzień pracował na kolei. Całe swoje życie poświęcił pracy, która stała się także jego ogromną pasją. Służba w Ochotniczej Straży Pożarnej była dla niego czymś dodatkowym, ale równie ważnym. Wszystko, co robił w swoim życiu, robił na sto procent! Uczestniczył i pomagał ludziom w wielu akcjach, zarządzał i opiekował się strażnicą i wozami bojowymi. Do momentu wypadku... Tego pechowego dnia Wiktor pojechał przycinać drzewa. W takcie pracy spadła na niego gałąź… Natychmiast został przewieziony do szpitala. Doszło do urazu czaszkowo-mózgowego, a także licznych złamań.  Przed Wiktorem jeszcze wiele operacji, które są szansą na powrót do zdrowia. Zaraz po pobycie w szpitalu powinien trafić do ośrodka specjalizującego się w rehabilitacji osób po tak poważnych urazach. Tylko to daje szansę na powrót do sprawności, samodzielne oddychanie, poruszanie się, czy zwyczajną rozmowę. Rozmowę, za którą tak bardzo tęsknimy. Wiąże się to jednak z bardzo wysokimi kosztami, na które nas nie stać. Zawsze Wiktor pomagał nam. Teraz to my pomóżmy Wiktorowi odzyskać sprawność! Kochająca Rodzina

15 225,00 zł ( 23,08% )
Brakuje: 50 733,00 zł
Piotr Dudoń
7 dni do końca
Piotr Dudoń , 37 lat

Stawić czoło codzienności po wypadku...Piotr potrzebuje Twojej pomocy!

Wciąż mam w głowie jego obraz sprzed kilkunastu lat, zanim doszło do nieszczęśliwego wypadku. Nieustannie przywołuję w myślach wspomnienia, które pozwalają mi usłyszeć jego roześmiany głos. Dzięki temu przez krótki moment czuję się znów, jak wtedy, gdy wspólnie dzieliliśmy się swoimi rozterkami i chwilami szczęścia. Piotr to mój brat i jednocześnie wspaniały przyjaciel. Oddałabym wszystko, aby móc cofnąć się w czasie i jeszcze raz przeżyć z nim wszystkie piękne chwile bez świadomości, tego, co wydarzyło się później i na zawsze odmieniło naszą rzeczywistość... Życie Piotra powoli zaczynało się układać. Spotykał się z dziewczyną, tego dnia miał zacząć nową pracę. Jechał właśnie podpisać umowę, gdy jedna sekunda już na zawsze odmieniła jego rzeczywistość. Kiedy dowiedziałam się, że Piotr miał wypadek i trafił do szpitala, mój świat się zawalił. Początkowo lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Obrażenia były na tyle rozległe, że stan Piotra był krytyczny. Zdiagnozowano m.in. niedowład czterokończynowy, uraz czaszkowo-mózgowy i padaczkę.  Na szczęście praca fizjoterapeutów i lekarzy przyniosła niewyobrażalne efekty. Rok po wypadku, kiedy stan Piotra się ustabilizował możliwe było rozpoczęcie rehabilitacji. Kilkanaście lat wymagających ćwiczeń i zajęć pod okiem specjalistów sprawiło, że Piotr zaczyna powoli chodzić i jest w stanie z nami rozmawiać. To jednak nie koniec, a wciąż zaledwie początek trudnej drogi po dalsze postępy. Brat chciałby stać się samodzielny, nie chce nadwyrężać zdrowia opiekującej się nim mamy, która ma już 71 lat i wiele lat temu sama przeżyła wypadek samochodowy, w którym zginął tata. Dlatego całej naszej rodzinie tak trudno było się pogodzić z wiadomością o wypadku Piotra.  Rehabilitacja to jedyna szansa na sprawną i samodzielną przyszłość Piotra. Brat chciałby nauczyć się utrzymywać równowagę i móc normalnie funkcjonować w codziennym życiu. To obecnie jego największe marzenie, a ja obiecałam, że zrobię, co w mojej mocy, aby pomóc mu w jego realizacji. Koszty są jednak ogromne i wiem, że nie jesteśmy w stanie samodzielnie ich pokryć. Bardzo Państwa proszę o wsparcie, dla mojego brata. Wiem, że teraz nie możemy się poddać… Siostra Piotra

7 336,00 zł ( 66,81% )
Brakuje: 3 643,00 zł
Adam Antoszków
7 dni do końca
Adam Antoszków , 40 lat

By lata walki o sprawność nie przekreśliły pieniądze. Pomóżmy Adamowi!

Już 37 lat, bo od urodzenia, towarzyszy mi mózgowe porażenie dziecięce. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze walczyłem o swoją samodzielność. Moja niepełnosprawność nie przeszkodziła mi w spełnianiu marzeń i pasji, w podróżowaniu, czy w aktywnym życiu. Nie chcę, by przez słabnące ciało, wszystko to, co osiągnąłem legło w gruzach. Systematyczna rehabilitacja to moja jedyna nadzieja. Mózgowe porażenie dziecięce jest jedną z najczęściej występujących chorób przewlekłych o podłożu neurologicznym. Pomimo że jestem osobą dość samodzielną, wiele czynności z życia codziennego sprawia mi trudność. Porażenie lewostronne daje o sobie znać każdego dnia. Niedowład i jedna krótsza noga powodują, że prawa strona ciała jest bardziej obciążona i narażona na uszkodzenia. Mimo to nie poddaję się. Osiągnięcie pewnych umiejętności jest cenniejsze i przynosi więcej zadowolenia, niż to ma miejsce w przypadku osób zdrowych. Dla mnie zdobyciem szczytu jest samodzielne wejście po schodach, czy dłuższy spacer z przyjaciółmi. Wiem, że wkładam ogromny wysiłek w każdą czynność, jaką wykonuję.  Mieszkam sam, z czego jestem bardzo dumny. W trudniejszych czynnościach, jak robienie większych zakupów lub załatwienie spraw urzędowych, pomaga mi asystent osoby niepełnosprawnej. Na co dzień pracuję w Domu Pomocy Społecznej w Knurowie. Ta praca jest jak spełnienie marzeń. Chęć realizacji moich planów i marzeń jest silniejsza niż strach, że coś może się nie udać. Chcę w pełni uczestniczyć w życiu społecznym i zawodowym. Chcę żyć tak, aby moja niepełnosprawność mnie nie definiowała. Renta niestety nie wystarcza na pokrycie wszystkich kosztów prywatnej rehabilitacji. Po latach z chorobą wiem, że turnusy wyjazdowe przynoszą najlepsze efekty. By taki wyjazd się udał, potrzebuję Twojej pomocy!  Wiele razy przekonałem się, że ludzie mają dobre serca i potrafią bezinteresownie pomagać.  Z góry dziękuję za okazane wsparcie! Adam 

10 547 zł
Ksawery Wszelaki
7 dni do końca
Ksawery Wszelaki , 7 lat

Odzyskać to, co zabrał bezwzględny los

Choroba genetyczna, chemioterapia, przeszczep szpiki, autyzm. To tylko skrócona historia naszego dziecka, który nadal potrzebuje wsparcia. Mając 4 miesiące u Ksawerego zdiagnozowano bardzo rzadką chorobę genetyczną, przez którą zaczęła zanikać jego odporność. Nasz synek miał tysiące badań, otrzymał dużo leków, aby mógł przyjąć chemioterapię i przejść zabieg przeszczepu szpiku...  Ten strach, niepewność, które w tamtej chwili przeżywaliśmy całkowicie nas obezwładniały. Musieliśmy być jednak silni za naszego malucha. Wszystko się udało i choć kilka razy w tygodniu jeździmy z nim na kontrolę i podajemy leki, jesteśmy wdzięczni, że udało się go uratować! Zaczęliśmy być coraz bardziej spokojni. W końcu najgorsze za nami – tak wtedy myśleliśmy… Podczas jednej z wielu kontroli okazało się, że Ksawery ma autyzm. Z tego powodu nie mówi i nie bawi się jak inne dzieci. Od razu zapisaliśmy synka na specjalistyczne terapie i zajęcia. To jednak za mało. Nasze dziecko powinno znacznie częściej brać udział w zajęciach oraz turnusach rehabilitacyjnych.  Robimy, co możemy, ale wszystko jest zbyt drogie, abyśmy mogli zwiększyć zakres udzielanej mu pomocy. Będziemy wdzięczni, jeżeli choć trochę przyczynicie się do polepszenia jego funkcjonowania. Rodzice Ksawerego

4 306,00 zł ( 69,77% )
Brakuje: 1 865,00 zł
Angelika Zińkiewicz
7 dni do końca
Angelika Zińkiewicz , 39 lat

"Walczymy, bo ją kochamy!" Pomóż Angelice wydostać się z koszmaru!

Gdy młodzi rozpoczynają swoje życie, dobrym życzeniom nie ma końca. To zawsze jest czas radości, nadziei i nowości. Tak samo było w przypadku mojej córki – Angeliki. Poznała cudownego człowieka, który został jej mężem. Widziałam, że byli szczęśliwi, a ich szczęście było moim. Nigdy bym nie pomyślała, że dojdzie do tragedii, która zrujnuje całe nasze życie… Wszystko wydarzyło się w dniu narodzin mojej wnuczki Oli. Wszyscy czekaliśmy z niecierpliwością, by w końcu móc zobaczyć się z Angeliką i jej nowo narodzoną córeczką. Widziałam, że Angelika była zmęczona, ale szczęśliwa. Tuliła Oleńkę w ramionach, gdy w pewnym momencie dotknęła dłonią głowy, mówiąc, że strasznie ją boli ją. Dostała leki przeciwbólowe, a postanowiliśmy dać jej odpocząć i pojechaliśmy do domu. Nie minęły dwie godziny, jak zadzwonił zięć ze słowami: „Angelika straciła przytomność, zabrali ją na OIOM…”. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ale tamta wizyta była ostatnią, gdy mogłam porozmawiać z córką. Angelika doznała wylewu krwotocznego do lewej półkuli mózgu. Nie mogłam uwierzyć w żadne słowo, które było informacją o krytycznym stanie córki. Myślałam, że to jakiś straszny sen, z którego nie mogłam się obudzić. Wszystko zdawało się nierealne. Śmigłowiec zabrał Angelikę do Lublina, a lekarze mówili, że musimy być przygotowani na wszystko. Baliśmy się najgorszego. Patrzyłam na kilkudniową Oleńkę nie mogąc powstrzymać łez od natrętnych czarnych scenariuszy.  Wkrótce dostaliśmy kolejną informację ze szpitala. Angelika miała kolejny, tym razem niedokrwienny udar drugiej półkuli. To jest moment, gdy wszelka wiara i nadzieja znikają. Nie ma pytań ani odpowiedzi… jest rozpacz, samotność, lęk.  Od tych wydarzeń minęły już trzy lata. Angelika jest silna – żyje. Ostatnie lata to rehabilitacja, długa i żmudna praca – walka o najmniejszy ruch czy uwagę. Córka potrzebuje stałej opieki i wsparcia przy każdej czynności. Koszty rehabilitacji urastają do dziesiątek, jak nie setek tysięcy. Nasze możliwości są właściwie wyczerpane. Szukamy pomocy tam, gdzie jest nadzieja na jej otrzymanie. Muszę zrobić wszystko, by pomóc córce! Nie wiemy kiedy i w jakim stopniu nastąpi poprawa w stanie jej zdrowia. Ale widzę jak patrzy na trzyletnią już Olę, jak na jej twarzy pojawia się uśmiech gdy widzi męża. Ona żyje, jest z nami! Walczymy o nią, bo ją kochamy! Nie przestaniemy, bo wierzymy, że ją odzyskamy! Wciąż jest nadzieja, proszę pomóż nam, byśmy jej nie utracili... Alicja - mama Angeliki

26 068,00 zł ( 19,66% )
Brakuje: 106 507,00 zł
Marta Diduszko
7 dni do końca
Marta Diduszko , 33 lata

Wypadek odebrał mi dziecko, zniszczył zdrowie... Proszę, pomóż mi żyć na nowo!

Myślałam, że jesteśmy na drodze do realizacji marzeń o bezpieczeństwie, rodzinie, stabilizacji. Zdarzenie, które początkowo wydawało się niegroźne, stało się tragedią, która przekreśliła marzenia, odebrała radość i pchnęła w ramiona rozpaczy. Straciłam moje maleństwo… Sama otarłam się o śmierć. Nie straciłam tylko nadziei i siły w walce o jutro…  To był czas, w którym zaczęły się spełniać moje kolejne marzenia. Przygotowywaliśmy się do nowego, ekscytującego etapu, powitania na świecie naszego maluszka. Trwał remont mieszkania, w życiu działo się dużo. W takich momentach człowiek nie myśli o tym, że za rogiem czai się zło…  To był moment, byliśmy w trakcie podróży samochodem, kiedy nagle i niespodziewanie na naszej drodze pojawiło się auto. Szybka reakcja miała nas ratować, sprawić, że nie dojdzie do zderzenia. W tym momencie czas zwolnił i przyśpieszył jednocześnie. Wylądowaliśmy w rowie, a ja zostałam uwięziona w samochodzie. Nie mogłam się ruszyć. W tym momencie, w głowie miałam tylko jedną myśl “co z moim dzieckiem?!”. Instynkt kazał mi się ratować, ale byłam całkowicie bezradna... Uwolniona przez straż pożarną nie ustawałam w pytaniach, czy z moim maleństwem wszystko jest w porządku? To był 29 tydzień ciąży, zostało tylko kilkanaście do planowanego pierwszego spotkania… Powiedziano mi, że moje dziecko jest bezpieczne. To była najważniejsza wiadomość, jaka chciałam usłyszeć. Miałam dodatkową siłę, by zawalczyć o zdrowie i życie. To dało mi energetycznego kopa. Przez półtora miesiąca lekarze o mnie walczyli - przeszłam operację, mnóstwo badań, szereg konsultacji. Byłam zdeterminowana, miałam do kogo wracać!  Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to dopiero początek dramatu.  Ten moment pamiętam jak przez mgłę. Lekarz przekazał mi wiadomość, że serce mojego dziecka nagle przestało bić. Dla niego to jeden z wielu przypadków, dla mnie koniec świata. Nie znajdę słów, by opisać moją rozpacz. Nie jestem w stanie powiedzieć zbyt wiele o tym żalu, poczuciu beznadziei i straty. Czułam się, jakby mój świat rozpadł się na kawałki, jakby nadzieja, którą mam lub dostałam, po kawałku była mi odbierana… Chciałam obudzić się z tego koszmaru. Niestety, okazało się, że to rzeczywistość, od której nie ma ucieczki. Pozostaje tylko wiara, że ten Aniołek gdzieś nade mną czuwa… że patrzy z wysoka i dodaje mi sił, gdy po raz kolejny chcę się poddać.  Wiem, że jeśli poddam się rozpaczy, przegram walkę o przyszłość. Mimo że serce wciąż w rozpaczy, toczę nierówną batalię o to, by móc samodzielnie wstać z łóżka, by móc zacząć życie na nowo. Wypadek nie może przekreślić wszystkiego na zawsze, nie może odebrać mi samodzielności… Błagam, pomóż mi o nią zawalczyć. Koszt jest ogromny - trzy miesiące turnusu to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kwota, której ani ja, ani moja rodzina nie jesteśmy w stanie zdobyć. Wiem, jak to brzmi, ale w mojej sytuacji nie ma innego ratunku. Proszę, ratuj mnie z beznadziei, w której się znalazłam! Dzięki wsparciu rodziny i najbliższych mogę stawać do walki. Jestem całkowicie zależna od innych, a nie skończyłam jeszcze 30 lat. Wciąż jest szansa, że wstanę z łóżka, ale pod warunkiem, że spędzę  Mam takie marzenie, że staję na nogi i idę. Po prostu przed siebie, nie zastanawiając się nad celem… Ja tak bardzo chcę żyć...

20 136,00 zł ( 35,54% )
Brakuje: 36 513,00 zł
Konrad Berowski
7 dni do końca
Konrad Berowski , 23 lata

Gdy wypadek odbiera młodość i niszczy życie

Trudno pogodzić się z utratą sprawności, jeszcze trudniej zrobić to, gdy nie było się sprawcą wypadku, który ją zabrał... Konrad ma tylko 19 lat. Powinien mieć przed sobą całe życie. Niestety, jedna chwila sprawiła, że wszystko się zmieniło, a ten młody chłopak musiał walczyć o to, by przeżyć. To miał być zwyczajny początek dnia. Nic nie zapowiadało tragedii. Konrad wraz z bratem i kolegami wracali z pracy, gdy auto wpadło w poślizg, spowodowany zbyt dużą prędkością. Uderzyło bokiem w słup trakcji kolejowej. To właśnie Konrad siedział z tej strony. W tragicznym stanie trafił do szpitala, gdzie przeszedł szereg skomplikowanych operacji, a jego życie było zagrożone. Miał pękniętą czaszkę, szczękę, kości oczodołowe, policzkowe, kość żuchwową, a także uszkodzone płuca, zapadniętą klatkę piersiową i liczne krwiaki. Dziś stan Konrada jest niezwykle ciężki, ale stabilny. Doszło do rozległych urazów wielonarządowych. Jego rodzina i znajomi nadal nie wierzą w to, co się stało – pamiętają Konrada jako pełnego życia, zawsze chętnego do pomocy, energicznego człowieka. Chcieliby, żeby to był tylko zły sen, koszmar, z którego się obudzą, ale niestety – tak wygląda ich nowa rzeczywistość. Lekarze nie wiedzą, jakich efektów można się spodziewać. Póki co, Konrad musi nauczyć się korzystać z wózka inwalidzkiego i walczyć o utraconą sprawność fizyczną. To ogromne wyzwanie, jednak jest nadzieja – trzymiesięczny, intensywny turnus rehabilitacyjny w specjalistycznym ośrodku to szansa na to, by naprawić to, co zniszczył tragiczny wypadek. Podobno wiara czyni cuda, dlatego w nic tak bardzo nie wierzymy, jak w powrót Konrada do sprawności. Długa i kosztowna rehabilitacja to jedyne, co może sprawić, że Konrad wróci do zdrowia i samodzielnego życia. Prosimy o pomoc!

8 387,00 zł ( 9,87% )
Brakuje: 76 507,00 zł
Julia Stefaniak
7 dni do końca
Julia Stefaniak , 13 lat

By nie stracić wiary w to, że nadejdzie lepsza przyszłość

Dziewięć naznaczonych cierpieniem lat... To ponad trzy tysiące dni, a każdy z nich jest nierówną walką z chorobą. Z przeciwnikiem okrutnym, zabierającym marzenia, siły i przyszłość. Dzieciństwo mojej córki nigdy nie było beztroskie, a moje serce pęka, kiedy myślę o tym, ile nieszczęść spotkało kogoś, kogo kocham najbardziej – moje dziecko. Julka zmaga się z artrogrypozą, wrodzoną sztywnością stawów. Ma założoną rurkę tracheostomijną, oddychanie umożliwia jej respirator, jedzenie – PEG. Choroba zaatakowała niemal całe ciało Julci – ręce, nogi, spowodowała zapadnięcie klatki piersiowej, deformacje kręgosłupa. To rozległe uszkodzenia, które zadają mojej córce ból i skazują ją na niepełnosprawność. Jakby krzywdy było mało, Julka przeszła rozległy udar, który zniszczył wszystko, na co przez lata pracowaliśmy... Jej dominująca i bardziej sprawna prawa ręka, całkowicie odmówiła posłuszeństwa. Pozostała tylko lewa rączka, od zawsze słabsza, którą tak ciężko było się Julce posługiwać... Córeczka nie chodzi, z trudem siedzi bez podparcia. Swoje dni spędza w pozycji leżącej. Tak się bawi, uczy, poznaje cały świat. W zeszłym roku przeszła operację kręgosłupa, polegającą na wszczepieniu prętów magnetycznych, która niestety się nie powiodła. Julka jest chętna do nauki, do poznawania świata. Lubi spacery i podróże w nieznane, jednak nie jest w stanie zbyt długo przebywać w jednej pozycji ani skupić uwagi na jednej rzeczy. Niestety, córka jest już na tyle duża, że dostrzega i bardzo przeżywa to, że różni się od innych dzieci. Coraz bardziej denerwuje ją to, że nie może wstać, wziąć czegoś w ręce, robić tego, na co ma chęć. Widzę, że chciałaby żyć normalnie, biegać i bawić się, jak jej rówieśnicy. Julka jest więźniem swojego ciała, pozostaje całkowicie zależna od innych. Czas płynie nieubłaganie. Córeczka coraz bardziej cierpi przez to, jak bardzo ogranicza ją los. A ja cierpię razem z nią... Jak każda matka, chciałabym przychylić jej nieba, jednak sama nie jestem w stanie zrobić nic, poza opieką. Dla Julki najważniejsza jest intensywna, systematyczna rehabilitacja, której koszt przewyższa możliwości finansowe naszej rodziny. Proszę, pomóż mi zawalczyć o przyszłość mojego dziecka! Ula, mama Julki

8 732,00 zł ( 14,39% )
Brakuje: 51 907,00 zł