Jedyna nadzieja, by wyrwać się ze szponów nowotworu❗️Proszę o wsparcie❗️
Nowotwór to nieproszona zjawa wdzierająca się na scenę, którą jest życie chorego. Bezlitośnie rzuca cień na każdy jego aspekt. Jest bezgłośnym drapieżcą wbijającym swoje szpony w ciało ofiary, siejąc w nim wielkie spustoszenie. Każdy zakamarek umysłu wypełnia mrokiem, odbierając radość, spokój oraz resztki nadziei. Codzienność z tą chorobą staje się walką na śmierć i życie. Światła na tej scenie gasną, a pozostaje tylko ciemność i jedno kluczowe pytanie... Czy czeka mnie śmierć? Był rok 2020. Moje życie toczyło się spokojnym rytmem u boku żony i trójki wspaniałych dzieci. Dom, praca, praca, dom. Czas płynął swoim tempem, a ja cieszyłem się z obecności bliskich. Mijał tydzień za tygodniem w sielskiej atmosferze. Mógłbym porównać ten czas do ciepłego niedzielnego popołudnia. Niestety trwało to do momentu, gdy z moim zdrowiem zaczęło się dziać coś niedobrego... Trafiłem wtedy pod opiekę specjalistów. Po licznych badaniach jak opuszczenie gilotyny usłyszałem słowa, diametralnie zmieniające życie całej naszej rodziny – choruje Pan na nowotwór złośliwy jasnokomórkowy lewej nerki... Pomyślałem wtedy, że to koniec mojego sielskiego życia, radości z zabawy z dziećmi, wspólnych wakacji i bycia podporą rodziny... Poczułem się bezbronny w obliczu choroby, ponieważ szpony nowotworu rozrywają marzenia, a ciężar jego obecności przygniata serce. Miałem wtedy wiele sprzecznych myśli w głowie od rezygnacji i strachu po wielką siłę walki. Kiedy po diagnozie przyglądałem się mojej rodzinie, poczułem, że nie mogę ich zostawić i zrobię wszystko, co w mojej mocy, by być przy nich jak najdłużej. Postanowiłem działać. Musiałem poddać się operacji usunięcia nerki, co było pierwszym krokiem w mojej walce z chorobą. Przez kolejne lata po operacji żyłem w ciągłym strachu i niepewności, regularnie poddając się badaniom kontrolnym. Niestety, w kwietniu tego roku, podczas rutynowej tomografii komputerowej, usłyszałem coś, co brzmiało jak wyrok – przerzuty do płuc i węzłów chłonnych śródpiersia. Jak się wtedy poczułem? Bezradny i zmęczony ciągłą walką o zdrowie... Tym bardziej że podjęcie paliatywnego leczenia chemioterapeutycznego, niestety nie przyniosło oczekiwanych efektów. Każdy dzień jest bólem fizycznym i emocjonalnym, a niepewność o przyszłość mojej rodziny paraliżuje całe ciało. Konsultowałem moją sytuację z najlepszymi specjalistami onkologii w Polsce oraz za granicą. Wszyscy są zgodni, że moją JEDYNĄ NADZIEJĄ na zatrzymanie choroby i przedłużenie życia jest leczenie immunoterapeutyczne w klinice w Niemczech. To ostatnia szansa, aby móc dalej być ojcem i mężem, który z dumą patrzy, jak dorastają jego dzieci. Niestety, koszt tego leczenia jest dla mnie nieosiągalny. Pierwszy etap terapii to suma, której nie jesteśmy z żoną w stanie samodzielnie zgromadzić. Dlatego zwracam się do Was z ogromną prośbą o wsparcie. Pomóżcie mi walczyć o życie, abym mógł dalej czuwać nad przyszłością najbliższych. Wiem, że jeszcze nie nadszedł mój czas. Póki tli się nadzieja, będę walczył do końca. Dla żony i moich ukochanych dzieci... Mimo że wróg jest wyjątkowo silny, nie dając za wygraną, wierzę, że razem możemy go choć trochę obezwładnić i przywrócić odrobinę światła tam, gdzie on sprowadził ciemność. Mariusz