W mgnieniu oka straciłam sprawność! Nowotwór zabrał mi wszystko, co kochałam!
Miałam naprawdę piękne życie. Dopiero co skończyłam studia i zaczęłam swoją pierwszą, poważną pracę. Dużo podróżowałam, jeździłam na nartach, miałam marzenia. Nagle, pewnego zwyczajnego dnia, straciłam kompletnie czucie w nodze. Wtedy stabilny grunt mojego życia, rozpadł się na miliony kawałków… Nie rozumiałam co się dzieje. Razem z mamą niezwłocznie udałyśmy się na pobliski szpitalny oddział ratunkowy. Gdy dojechałyśmy na miejsce, zaczęłam tracić czucie także w drugiej nodze. Lekarze szybko rozpoczęli diagnostykę. Na początku mieli problem z określeniem przyczyny paraliżu. Myśleli, że to może rwa kulszowa, ucisk na nerw. Diagnoza okazała się o wiele gorsza… Zaledwie sześć godzin od przyjazdu na SOR musiałam przejść pilną operację. Lekarze wykryli guza, który zajął praktycznie cały rdzeń kręgowy! Mój świat się zawalił w jednej sekundzie. Jeszcze kilka godzin wcześniej byłam sprawną kobietą, a nagle dowiedziałam się, że nie dość, że jestem sparaliżowana, to jeszcze choruję na rzadki nowotwór. To było jak najgorszy sen, z którego mimo najszczerszych chęci, nie mogłam się obudzić. Operacja się udała, niestety nie bez komplikacji. Chociaż guz został wycięty, czucie w nogach nie powróciło. Nie mogłam tego do siebie przyjąć. Jestem przecież młoda, chcę biegać, jeździć na nartach, móc samodzielnie żyć... Choroba odebrała mi wszystko, co kochałam i to w mgnieniu oka. Obecnie przebywam w szpitalu rehabilitacyjnym. Specjaliści mówią, że robię ogromne postępy. Niestety, jest mi w to bardzo ciężko uwierzyć. Nadal nie mogę wykonywać nawet podstawowych czynności. Paraliż bardzo pomału ustępuje, zaczynam czuć dotyk, mogę delikatnie uginać nogę. Jednak droga do upragnionej sprawności będzie jeszcze bardzo długa i wyboista. Rehabilitacja, która jest dla mnie kluczowa, niedługo będzie musiała zostać przerwana ze względu na konieczność przeprowadzenia leczenia onkologicznego. Po przeprowadzonym naświetlaniu i leczeniu celowanym będę musiała wrócić do ośrodka rehabilitacyjnego. Niestety, dalszą walkę o sprawność będę musiała przeprowadzić na własną rękę. Przerwana rehabilitacja nie będzie mogła ponownie odbyć się na NFZ. Chociaż mam wsparcie najbliższych, koszty przewyższają nasze możliwości. Powrót do upragnionej sprawności i zdrowia to dla mnie priorytet. Wierzę, że któregoś pięknego dnia wstanę na nogi, a koszmar szpitalnego łóżka zakończy się raz na zawsze. Do tego momentu przede mną jeszcze długa droga, na którą potrzebuję ogromnych nakładów finansowych. Dlatego zwracam się z uprzejmą prośbą o wsparcie. Jeśli możesz – proszę, wyciągnij do mnie pomocną dłoń. Stańmy w tej walce razem! Julia