Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kacper Piechaczek
4 dni do końca
Kacper Piechaczek , 13 lat

Przyszłość Kacpra jest w Waszych rękach ❗️ Wspieramy ❗️

Chcielibyśmy częściej widzieć naszego syna uśmiechniętego. Chcielibyśmy, by Kacper po prostu był zdrowy… Nasz chłopiec mierzy się z wieloma diagnozami, które pozbawiły go codzienności, jaką żyją jego rówieśnicy. Beztroskiego dzieciństwa nie odzyskamy, ale możemy walczyć o przyszłość syna! Prosimy, zawalczcie z nami! Kacper to nasze pierwsze dziecko. Jak wszyscy kochający rodzice, niezwykle cieszyliśmy się, gdy przyszedł na świat. Świętowaliśmy pierwsze słowa i kroczki. Z dumą obserwowaliśmy jego rozwój i czekaliśmy na więcej. „Więcej” jednak nie nadeszło. Przyszedł za to autyzm… W wieku 5 lat Kacper dostał diagnozę spektrum i lekkiej niepełnosprawności intelektualnej. Z bólem w sercach rozpoczęliśmy nowy rozdział życia naszej rodziny. Terapie po brzegi wypełniły naszą codzienność. Od wielu lat, z pomocą specjalistów, walczymy z silnymi atakami agresji i autoagresji. Kacper w momentach dużej złości potrafi zniszczyć sprzęty w domu, ugryźć nas, a nawet samego siebie. Zdiagnozowano u niego także otyłość. W obliczu wszystkich tych problemów czujemy się bezsilni… Niczego w życiu nie pragniemy tak bardzo, jak szczęścia i spokoju dla naszego dziecka. Chcielibyśmy, by nawiązał lepszą relację ze swoim młodszym braciszkiem. By w przyszłości, kiedy nas już nie będzie, byli dla siebie wsparciem!  Dla Kacpra jest NADZIEJA! Szansą na dobre życie jest dla niego uczestnictwo w terapiach, które pomagają mu lepiej rozumieć innych i siebie, a także sprawniej funkcjonować w społeczeństwie. Terapia behawioralna, opieka psychologa oraz terapeuty SI, wizyty w poradni metabolicznej, u diabetologa, psychiatry i innych specjalistów, a także zakup lekarstw – to wszystko generuje koszty, którym nie nie jesteśmy już w stanie sprostać… Musimy zrobić wszystko, by umożliwić mu lepsze życie. Bardzo prosimy o wsparcie. Sami nie jesteśmy w stanie zapewnić Kacprowi niezbędnych terapii i opieki lekarskiej. Z serca dziękujemy za każdą złotówkę! Rodzice

1 206,00 zł ( 4,53% )
Brakuje: 25 390,00 zł
Edyta Woźniak
4 dni do końca
Edyta Woźniak , 38 lat

Edyta potrzebuje kosztownej rehabilitacji, aby móc chodzić... Pomóż w walce o sprawność!

Moja walka o zdrowie i sprawność trwa, odkąd tylko pamiętam. Już na samym stracie los potraktował mnie niezwykle okrutnie. Urodziłam się jako osoba niepełnosprawna, bez szans na przeżycie...  Stało się jednak inaczej i mimo dużego upośledzenia ruchowego rozwijałam się jak rówieśnicy. W wieku 19 lat poddałam się zabiegowi wydłużenia nogi, później operacji kręgosłupa. Niestety, coś poszło nie tak i tak zaczął się mój koszmar... Uciski na nerwy, bóle, kolejne zabiegi. Do tego doszły problemy z oddychaniem, po czym okazało się, że to przepuklina oponowa (nawrotowa), przez co byłam już dwukrotnie operowana. W 2015 roku byłam poddana próbie założenia endoprotezy. Operacja się nie udała, zostałam z połamaną miednicą i kością łonową! Ostatnią szansą była operacja miednicy. Lekarze byli w szoku, że byłam w ogóle w stanie funkcjonować. Ponaglali mnie, tłumacząc, że nie mogę dłużej czekać! Zabieg został przeprowadzony, ale było to możliwe tylko i wyłącznie dzięki Waszej pomocy! Nie wyobrażam sobie, co stałoby się z moim ciałem, gdyby nie Wy... Komplikacje jednak mnie nie opuszczały… Po zabiegu na mojej nodze pojawił się KRWIAK, który pękł! W ciężkim stanie przewieziono mnie do szpitala, gdzie znowu przeprowadzono operację! Nie chciałam w to uwierzyć!  Jeszcze większy szok nastąpił później. Okazało się, że układ ruchu nie jest moim jedynym zmartwieniem. Nagle w trybie pilnym musiałam mieć także wycięty woreczek żółciowy oraz wyrostek robaczkowy. Leżałam wtedy w szpitalu i sama nie wierzyłam w to, co się dzieje… Niestety, konieczny był kolejny zabieg. Dzięki Waszej pomocy w maju 2024 roku przeszłam operację endoprotezy biodra oraz wydłużenie nogi aż o 8 cm! Z całego serca dziękuję Wam za okazane mi dobro i wsparcie. Obecnie moje nogi po raz pierwszy w życiu wydają się być równe, a ja mam szansę na sprawność! Przede mną jeszcze długa i bardzo kosztowna rehabilitacja, a w przyszłości najpewniej także endoproteza kolana. Ostatnia operacja biodra była bardzo poważnym zabiegiem, przez co na nowo uczę się chodzić. Jest ciężko, ale każdy mały krok daje mi nadzieję na lepsze jutro! Terapia wiąże się jednak z ogromnymi kosztami finansowymi, których nie jestem w stanie udźwignąć samodzielnie. Każda wpłata i udostępnienie zbiórki to dla mnie ogromna pomoc. Z całego serca proszę Was o dalsze wsparcie – nie opuszczajcie mnie w tak kluczowym momencie. Tak wiele udało się dzięki Wam osiągnąć. Wierzę, że to już ostatnia prosta na drodze do mojej sprawności...  Edyta BY ZNÓW STANĄĆ NA NOGI LICYTACJĘ NA RZECZ EDYTY

33 050,00 zł ( 16,79% )
Brakuje: 163 738,00 zł
Monica Lewin
Pilne!
4 dni do końca
Monica Lewin , 38 lat

Trwa dramatyczna walka o życie młodej mamy❗️Potrzebna PILNA pomoc❗️

Mam na imię Monika, mam 37 lat, wspaniałego męża i ukochanego 2-letniego synka. Miałam w planach stworzyć wspaniałą rodzinę w miłości i szczęściu. Dziś jednak staję do walki na śmierć i życie i to mój najważniejszy cel – przeżyć. Dla nich, dla siebie... Wiosna 2003 roku, po dwóch latach badań i konsultacji lekarskich, w wieku siedemnastu lat i w stanie skrajnego wyczerpania, zdiagnozowano u mnie chorobę Wilsona. Choroba Wilsona powoduje w organizmie chorych zaburzenia metaboliczne, w wyniku których wątroba przestaje przetwarzać miedź, kumulując ją w tym właśnie organie oraz w innych tkankach.  Moje życie nie należało do łatwych, więc myślałam, że nie może mnie spotkać już nic gorszego. Niestety rok 2017 przyniósł nową, jeszcze gorszą i bardziej okrutną diagnozę agresywnego nowotworu dróg żółciowych. Los zadał kolejny cios... Po diagnozie przeszłam operację resekcji wątroby oraz długie i szalenie agresywne, a więc bolesne radio- i chemioterapie. Po długim cierpieniu nastąpił jednak okres poprawy i nadziei. Wtedy właśnie spełniło się moje największe marzenie – dziecko, ukochany synek, który urodził się wbrew wszystkiemu w grudniu 2021 roku. Miałam nadzieję, że wszystko zaczęło się już układać… Niestety, stan euforii i ogromnej radości macierzyńskiej nie trwał długo. Przeprowadzone badania wykazały bowiem, że nowotwór okazał się silniejszy, rozprzestrzeniając się z wątroby do płuc i węzłów chłonnych. W dalszym ciągu, mimo szalenie bolesnych działań ubocznych, poddaję się konwencjonalnej chemio- i radioterapii. Dotychczasowa kuracja nie daje mi jednak szansy pokonania tej śmiertelnej choroby. Obecnie przyjmuję immunoterapię i przechodzę badania w Izraelu, które będą potrzebne do rozpoczęcia terapii w Niemczech. Zdaniem lekarzy to leczenie ostatniej szansy. Łącząc wszystkie szacunkowe koszty leczenia i badań moje życie wyceniono na MILION złotych. Jestem w stanie zrobić wszystko, by wygrać, dla mojego ukochanego synka, wspaniałego męża, cudownej rodziny i bliskich. Choć dotychczas radziliśmy sobie sami, dziś wiemy już, że nigdy nie zdobędziemy tak ogromnej sumy. Nasze możliwości finansowe to tylko tzw. kropla w morzu. Żyję, choć według statystyk nie powinnam już żyć. Walczę, choć coraz częściej brakuje mi sił. Ale muszę wygrać… Mimo przeciwności będę walczyć dalej. Chcę być przy synku, gdy dorasta, chcę być dla niego najwspanialszą mamą, przyjaciółką, której nie może zabraknąć... Proszę, pomóż mi napisać dobre zakończenie tej historii. Pomóż mi stoczyć ostatnią walkę o życie.  Proszę o każdą złotówkę… Monika

141 938,00 zł ( 13,34% )
Brakuje: 921 892,00 zł
Maja i Alicja Lewandowskie
4 dni do końca
Maja i Alicja Lewandowskie , 11 lat

Pomóż zatrzymać choroby i uchronić mamę i córkę przed wózkiem inwalidzkim!

Odkąd dowiedziałam się o chorobie mojej córeczki wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, by zapewnić jej lepszą przyszłość. Podczas wieloletniej walki o zdrowie mojego dziecka nie zauważyłam, jak bardzo pogorszył się mój własny stan. Teraz, gdy choroba w zastraszającym tempie odbiera nam zdrowie, musimy walczyć ze zdwojoną siłą! Grozi nam całkowita utrata sprawności! Maja od dziecka chciała ćwiczyć gimnastykę akrobatyczną, bieganie, jazdę na rolkach, czy łyżwach. Jednym zdaniem – żyć tak, jak żyją jej rówieśnicy – bez ograniczeń. Wraz z mężem dążyliśmy do tego celu. Niestety, nasza córeczka choruje na postępujący zanik mięśni. Ma problem z utrzymywaniem równowagi i swobodnym staniem w miejscu. Gdyby nie ortezy, sprawy miałyby się jeszcze gorzej. Podczas walki o Maję przesunęłam marzenia o podróżach na dalszy plan. To zdrowie mojego dziecka było dla mnie najważniejsze. Leczenia i rehabilitacja córki pochłonęły mnie do tego stopnia, że zapomniałam zadbać w tym wszystkim o siebie. Postępująca polineuropatia zmusiła mnie do rezygnacji z pracy. Dziś przejście w ortezach kilkudziesięciu metrów stanowi dla mnie wyzwanie. Bez specjalistycznego sprzętu nie dałabym rady zrobić ani kroku. Rzeczywistość, którą obie znamy, nie jest spełnieniem naszych marzeń. Nasze stopy bezwładnie opadają, słabną ręce i nogi, zanikają mięśnie, nerwy oraz czucie, szybko tracimy siły. Bez codziennej rehabilitacji nie będziemy w stanie zrobić kompletnie nic – nawet podnieść szklanki z wodą, żeby się napić… Nie mam siły odkręcić butelki, przenieść zakupów ze sklepu do samochodu, nawet lekkie przedmioty wypadają mi z rąk. Jak w tym stanie pomóc własnemu dziecku? Rozpacz, jakiej codziennie doświadczam, jest dla mnie nie do wytrzymania… Uczucie bezradności powoli mnie pokonuje. Naszych chorób nie da się zatrzymać, można tylko spowolnić ich postęp. Moim największym marzeniem jest wywalczenie dla Majki samodzielności. Muszę być sprawna, żeby jak najdłużej pomagać córce i nie zostawiać naszych problemów na barkach męża… Zawsze byliśmy w tym razem. Teraz to on sam musi się nami zająć. Leczenie generuje ogromne koszty. Choroba postępuje błyskawicznie i niezbędna jest profesjonalna, stała rehabilitacja oraz kosztowny sprzęt medyczny. Potrzeba nam również specjalistycznej diagnostyki dla córki, żeby móc określić, w którym kierunku pójdzie choroba… Wszelka pomoc będzie na wagę złota! Ciągle wzrastające koszty leczenia i rehabilitacji przerastają nasze możliwości finansowe. Każda wpłata pomaga chronić nas przed widmem wózka inwalidzkiego. Pomóżcie, proszę! Alicja mama Mai

12 661 zł
Andrzej Gancarski
4 dni do końca
Andrzej Gancarski , 39 lat

Nowy wózek inwalidzki pozwoli mi odzyskać niezależność! POMOCY!

Jestem osobą po złamaniu kręgosłupa szyjnego, co niestety poskutkowało porażeniem czterokończynowym. Moje życie nagle zmieniło się nie do poznania, ograniczając samodzielność i mobilność. Poruszanie się, które wcześniej było dla mnie rzeczą oczywistą, teraz stało się ogromnym wyzwaniem… Każdy mój dzień wiąże się z wieloma trudnościami i ograniczeniami, które wpływają nie tylko na moją niezależność, ale także na jakość życia. Wózek inwalidzki z napędem elektrycznym, który jest celem tej zbiórki, to nie tylko urządzenie, które pomoże mi się przemieszczać, ale także sprzęt, który umożliwi mi codzienne funkcjonowanie.  Dzięki temu wózkowi będę mógł samodzielnie poruszać się po domu oraz na zewnątrz, uczestniczyć w życiu społecznym i kulturalnym, oraz odwiedzać bliskich i przyjaciół bez konieczności stałego wsparcia opiekuna. A przede wszystkim odzyskam, choć odrobinę niezależności, której bardzo mi brakuje… Niestety koszt wózka jest bardzo wysoki i przekracza moje możliwości finansowe. Dlatego proszę Was o wsparcie w tej trudnej sytuacji. Każda, nawet najmniejsza wpłata, przybliży mnie do celu i da nadzieję na lepsze jutro. Proszę – wyciągnij do mnie pomocną dłoń!  Andrzej

5 393,00 zł ( 84,49% )
Brakuje: 990,00 zł
Vanessa Dawidowska
4 dni do końca
Vanessa Dawidowska , 16 lat

Potrzeba tak niewiele, aby zmienić życie Vanessy na lepsze! POMOŻ!

Nie ma bardziej frustrującego uczucia od bezsilności. Bezsilności, która pojawia się, gdy patrzysz na cierpienie swojego dziecka... Vanesska zmaga się z niepełnosprawnością od urodzenia. Wymaga opieki 24 godziny na dobę. Całe moje życie podporządkowane jest opiece nad córką. Ale, jak każda matka, zrobię wszystko dla swojego dziecka!  Padaczka zniszczyła życie mojej córeczki. Zamknęła ją w pułapce nawracającego bólu, rozpaczy, ciągłego lęku. Niestety postać padaczki, na którą choruje Vanessa, jest lekooporna. Każdy napad to ogromny wysiłek dla mózgu. Działa na niego jak gumka do mazania – gdy przechodzi, nie ma już nic. To przez padaczkę córka jest na poziomie umysłowym malutkiego dziecka... Niestety to nie wszystko. Kilka lat temu u Vanesski stwierdzono także skoliozę. Musieliśmy zmierzyć się z kolejnym trudnym przeciwnikiem... Córeczce zaczął rosnąć garb, konieczna była operacja. Znów przeżyłyśmy bardzo trudne chwile. Vanessa nie zasłużyła na to wszystko... Dziś po wielu dramatycznych chwilach i nieoczekiwanych zwrotach akcji znów muszę prosić o pomoc dla mojego dziecka! Mimo wszystkich swoich schorzeń Vanessa porusza się o własnych siłach, choć musi trzymać kogoś za rękę. Bardzo lubi jeździć na swoim specjalistycznym rowerze. Użytkuje go od wielu lat, dzień w dzień, niezależnie od pogody. Daje jej on poczucie normalności i radości, co niesamowicie mnie wzrusza. Niestety jej rower wymaga wymiany. Mimo wielu prób naprawienia go wiem, że kolejnego sezonu już nie wytrzyma. Jest to rower, na którym Vanesska siedzi i pedałuje, a ja pcham z tylu i kieruję, idąc cały czas za nią. Jest on nam bardzo potrzebny do codziennego funkcjonowania i stanowi dla córki odskocznię od wszystkiego, co złe… Z całego serca proszę o wsparcie!  Agnieszka, mama Vanessy

4 280,00 zł ( 57,47% )
Brakuje: 3 167,00 zł
Gabryś Klębowski
4 dni do końca
Gabryś Klębowski , 9 lat

Każdej nocy boimy się, że silny atak padaczki zabierze naszemu dziecku ostatni oddech... Pomocy!

Kiedy patrzymy na dzieci w podobnym wieku, co nasz synek, łamie nam się serce... Chcielibyśmy, żeby spędzał czas, jak swoi rówieśnicy. Nawiązywał piękne przyjaźnie, mnożył swoje pasje i przeżywał beztroskie dzieciństwo. Niestety, Gabryś nie chodzi ani nie mówi, a każdy nowy dzień wiąże się z ryzykiem pogorszenia jego stanu… Nasz synek przyszedł na świat zbyt wcześnie. Lekarze już na samym początku wykryli u niego obniżone napięcie mięśniowe. Gabryś nie rozwijał się tak, jak inne dzieci. Nie mówił, nie siadał, nie chodził… Trudny start był wierzchołkiem góry lodowej chorób i nieprawidłowości. Kolejne miesiące przyniosły informacje o wirusie CMV, padaczce, mózgowym porażeniu dziecięcym i niepełnosprawności intelektualnej… Byliśmy załamani. W głowie kłębiła się myśl – czy będziemy w stanie pomóc naszemu dziecku? Dbamy o naszego synka najlepiej, jak umiemy, jednak zwyczajna codzienność stanowi dla nas wielkie wyzwanie. Trzeba go karmić i ubierać. Nadal chodzi w pieluchach, bo nie potrafi komunikować swoich potrzeb. Każdej nocy czuwamy nad jego łóżkiem w obawie, że silny atak padaczki zabierze mu ostatni oddech. Sytuacje, w których jedziemy do szpitala z naszym sinym synkiem, zdarzały się wielokrotnie. To przerażające chwile, które zmieniają życie człowieka na zawsze. Gabriel jest pod stałą opieką lekarzy i rehabilitantów. Od czasu rozpoczęcia cyklu terapii w przedszkolu integracyjnym, jego stan znacznie się poprawił. To niestety wciąż za mało. Za każdym razem, kiedy synek jest przeziębiony i nie może uczestniczyć w zajęciach, następuje regres wszystkich dotychczasowych postępów. To właśnie wtedy potrzeba rehabilitacji jest najsilniejsza. Częstsze zajęcia są wówczas kluczowe! Trudno nam patrzeć na synka w takim stanie. Bardzo go kochamy. Widzimy, jak rozpaczliwie potrzebuje kontaktu z innymi. Widok Gabrysia uśmiechającego się do innych dzieci łamie nam serca. Zamknięty w pułapce swojej choroby nie ma możliwości kontaktu ze światem. Swoje proste potrzeby komunikuje rozbudowaną mimiką. Nauczyliśmy się ją czytać, jednak często musimy zgadywać, co synek ma na myśli… Marzymy, by kontakt z Gabrielem był łatwiejszy. Możemy to osiągnąć jedynie przez dalsze leczenie i rehabilitację. Ich wysokie koszty sprawiają, że rozwój synka nie przebiega tak szybko, jakby mógł. Chcemy dla niego jak najlepszej przyszłości. Na ten moment, sami nie potrafimy jej mu zapewnić… Potrzebujemy w tym zadaniu Waszej pomocy. Tylko dzięki Wam nasz Gabryś ma szansę na osiągnięcie kolejnych postępów w rozwoju! Rodzice

6 498,00 zł ( 40,71% )
Brakuje: 9 460,00 zł
Anna Hadryś
4 dni do końca
Anna Hadryś , 25 lat

Nieleczona choroba może prowadzić do kalectwa! Jedyny ratunek to kosztowna operacja... Pomocy!

Cześć, mam na imię Ania i mam 25 lat. Od wielu lat zmagam się z kompleksem nóg, ale rok temu mimo utraty kilogramów zaczęłam dostrzegać, że ich wygląd się nie zmienia, a one same w sobie zaczęły mnie boleć. Całe życie od wielu lekarzy i wśród innych słyszałam, że zapewne zbyt dużo jem i za mało się ruszam. Z czasem gdy zwiększyłam aktywność fizyczną, słyszałam, że za dużo ćwiczę i dlatego nie chudnę. Korzystanie z usług dietetyków, trenerów personalnych na nic się zdało, problem większych nóg pozostał ze mną do dzisiaj. Żadne zalecenia nie przynosiły efektów... W wieku dojrzewania przez bezsilność oraz niemiłe komentarze zachorowałam na zaburzenia odżywiania, ponieważ za wszelką cenę starałam się schudnąć. Od wielu lat terapia oraz leczenie pochłania większość mojej wypłaty. W międzyczasie, kiedy moje zdrowie psychiczne zaczęło się stabilizować, zauważyłam, że mimo utraty kilogramów, moje nogi nadal pozostają większe i zaczynają się robić bolesne.  Po kliku latach poszukiwania przyczyn problemu, niekończących się konsultacjach i badaniach w końcu usłyszałam diagnozę – lipodemia. Niestety, od razu usłyszałam także, że na tę chorobę nie ma lekarstwa – jest nieuleczalna. Lekami i drenażami można zapobiegać pogłębianiu się choroby, ale niestety jej nie cofniemy. Wtedy też pierwszy raz usłyszałam o liposukcji lipodemii. Próbowałam na własną rękę zwalczyć chorobę. Chodziłam na siłownię, uprawiałam dużo sportu, wprowadziłam dietę, uczęszczałam prywatnie na drenaże limfatyczne, ale niestety – to wszystko zdało się na nic. Konsultacje ze specjalistami potwierdziły to, czego tak bardzo się bałam... W moim przypadku pozostaje tylko operacja. Niestety, z czasem padł kolejny cios – nie tylko moje nogi są chore. Ręce również potrzebują zabiegu liposukcji, co dodatkowo komplikuje sprawę.  Tkanka tłuszczowa w lipodemii nie jest możliwa do redukcji, nawet najlepsze dieta czy trening nie pozwolą mi się jej pozbyć. Największym problemem nie jest jednak mój wygląd, a ból, który ta tkanka mi sprawia.  Każda z planowanych operacji jest bardzo kosztowna, ponieważ żadna pomoc w kierunku leczenia lipodemii nie jest w Polsce refundowana. Kobiety takie jak ja, są skazane same na siebie. Niestety, ale sama muszę opłacić operację, rajstopy uciskowe, które pomogą w rekonwalescencji, drenaże, które po operacji są niezbędne. Dlatego zwracam się z prośbą do każdej osoby, która chciałaby mnie wesprzeć w walce z chorobą. Na ten moment choroba jest w stadium drugim, trzecie prowadzi już do kalectwa. Nogi mnie codziennie bolą, boleśnie obcierają się do krwi, puchną i tworzą się bolesne siniaki.  Chcę żyć jak kiedyś. Chcę biegać, spacerować z przyjemnością, zakładać ubrania, które lubię, a przede wszystkim – żyć bez bólu. Sama zawsze chętnie wspieram takie inicjatywy, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek samej mi przyjdzie z niej skorzystać, co nadal jest dla mnie trudne… Będę dozgonnie wdzięczna za pomoc. Każda wpłata czy udostępnienie to dla mnie krok w stronę zdrowia i lepszego jutra. Ania

41 304,00 zł ( 32,35% )
Brakuje: 86 356,00 zł
Marek Mijewski
4 dni do końca
Marek Mijewski , 63 lata

Tata miał się już nigdy nie obudzić❗️Zdarzył się jednak cud...

Po wylewie krwi do mózgu tata był w śpiączce przez prawie 3 miesiące. Stan był bardzo ciężki. Lekarze ostrzegali, że w jego przypadku nie ma szans na poprawę i musimy przygotować się na najgorsze… Pod koniec lutego wydarzyła się tragedia. To był zwykły dzień, rodzice przygotowywali w domu kolację. Mama wspomina, że tata nagle zaczął robić dziwne miny. Była przekonana, że tylko się wygłupia… Okazało się, że był to udar krwotoczny! W głowie taty pękło naczynie krwionośne, co przerodziło się w krwiaka wewnątrz mózgu.  Szybka reakcja służb umożliwiła przeprowadzenie operacji: kraniektomii odbarczającej i ewakuacji krwiaka. Niestety, stan taty był krytyczny. Przez prawie 3 miesiące leżał w śpiączce, a my nie mieliśmy nadziei na poprawę – specjaliści nie dawali mu żadnych szans... Tata jednak się wybudził! Trudno opisać, jak ogromnie się cieszyliśmy. Teraz najważniejsza stała się rehabilitacja, by tata na nowo nauczył się mówić, ruszać i funkcjonować. W jego oczach widzimy walkę! Mruganie to obecnie jedyna forma komunikacji z nim, gdyż na razie nie mówi. Lewa strona ciała jest coraz bardziej aktywna, prawa część niestety dalej sparaliżowana. W szpitalu nie ma niestety możliwości odpowiedniej stymulacji, dlatego zdecydowaliśmy się przenieść tatę do specjalistycznego ośrodka w Olsztynie. Tam będzie miał zapewnione intensywne zajęcia rehabilitacyjne, spotkania z neurologopedą i opiekę lekarską. Koszty pobytu w ośrodku są ogromne, ale musimy spróbować! Prosimy Was o wsparcie, które pomoże mu wrócić do sprawności. Chcemy odzyskać naszego męża, ojca i ukochanego dziadka. Trzymamy się nadziei, że w następne wakacje to on będzie napełniał wodę w basenie dla wnuków i zbierał plony w ogródku. Zrobimy dla niego wszystko, bo to on dotychczas robił wszystko dla nas! Wierzymy, że dzięki Wam uda się pomóc tacie! Syn Wojciech z rodziną

86 171,00 zł ( 25,71% )
Brakuje: 248 936,00 zł