Uciekli przed wojną, uciekają przed niepełnosprawnością! Pomagamy Mironowi!
Narodziny dziecka to prawdziwe szczęście, zwłaszcza gdy dziecko jest długo wyczekiwane. Tak właśnie było i z naszym synem Mironem. Ciężko opisać radość, jaka pojawiła się w naszych sercach, gdy usłyszeliśmy, że za 9 miesięcy na świecie pojawi się nasze wyczekane dziecko. Moment, w którym mogliśmy pierwszy raz spojrzeć w jego piękne oczka, przytulić i pocałować w czoło jest cały czas tym najpiękniejszym. Niestety, nasza radość trwała tylko 2 miesiące… Pediatra zwrócił uwagę, że dziecko nie trzyma głowy. Tak rozpoczęły się nasze poszukiwania diagnozy... Od lekarza do lekarza, z jednego badania na drugie. Po 4 miesiącach usłyszeliśmy, że Miron zmaga się z miopatią. To rzadka choroba mięśni i nerwów, które je znacznie osłabia lub prowadzi do zanikania... Trudno opisać słowami, co wtedy czuliśmy. Łzy płynęły po policzkach… Tak bardzo się baliśmy, ale nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy szybko wziąć się w garść i zrobić wszystko, aby nasz synek samodzielnie trzymał główkę, siedział, chodził, nie miał problemów z jedzeniem posiłków i połykaniem. Niedługo po postawieniu diagnozy rozpoczęliśmy rehabilitację. Znaleźliśmy specjalistę, uczęszczaliśmy na zajęcia z logopedą, regularnie ćwiczyliśmy na basenie. Wszystkie te czynności spowodowały, że Miron, mimo choroby, zaczął samodzielnie trzymać główkę, siedzieć, a gdy miał 1,5 roku zrobił swoje pierwsze samodzielne kroki! Kiedy lekarze zapoznają się z naszą diagnozą, a później widzą synka, nie wierzą i mówią, że to cud. Ale my wiemy, że to nie cud, tylko ciężka codzienna praca, regularne zajęcia i odpowiednio dopasowana rehabilitacja. Najważniejsze to nie przerywać rehabilitacji, jednak po wybuchu wojny w naszej ojczyźnie, musieliśmy uciekać do Polski. Specjaliści, którzy opiekowali się synkiem w Ukrainie, uważają, że nie będzie łatwo, ale jeśli nie porzucimy zajęć, Miron będzie w stanie sam naprawdę dobrze radzić sobie wśród rówieśników. Na razie udaje nam się kontynuować zajęcia na basenie oraz znaleźliśmy centrum rehabilitacji, które zgodziło się nas przyjąć teraz, a nie za kilka miesięcy, co w naszej sytuacji jest bardzo ważne! Niestety, za wszystko musimy płacić sami. Jest nam bardzo ciężko. Nie mamy w Polsce krewnych, znajomych, przyjaciół. Uciekaliśmy w nieznane, walcząc o przyszłość naszego dziecka. Będziemy bardzo wdzięczni za pomoc, wsparcie i wiarę w naszego syna. Prosimy, pomóż! Rodzice Mirona