Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Fabian Gierowski
13 dni do końca
Fabian Gierowski , 7 lat

Aby nasz synek mógł żyć tak, jak sobie wymarzy!

Fabianek urodził się jako zdrowy i silny chłopiec. Do pierwszego roku życia wszystko było w porządku, a przynajmniej tak się wydawało. Zaniepokoiło nas jednak specyficzne raczkowanie synka. Każda próba postawienia samodzielnych kroków kończyła się plątaniem nóg i upadkiem. Synek chodził tylko, trzymając się jakiegoś podparcia.  Konsultowaliśmy się z licznym gronem lekarzy. Po wielu badaniach usłyszeliśmy przerażającą diagnozę - niedowład spastyczny kończyn dolnych. To znaczyło dla nas wszystko i nic. Byliśmy świadomi, że musimy jak najszybciej rozpocząć rehabilitację, bo może być tylko gorzej.  Nie wiadomo, co jest przyczyną schorzenia. Jesteśmy przerażeni, bo każda faza wzrostu może spowodować pogorszenie się stanu zdrowia synka. Rehabilitacja jest dla Fabianka szansą na walkę z bolesnymi przykurczami, problemami z bioderkami oraz innymi komplikacjami. Regularne ćwiczenia z każdym dniem przynoszą lepsze efekty. Dziś pracujemy na to, by w przyszłości syn uniknął ciężkich operacji lub co gorsza, nie jeździł na wózku. Fabian potrzebuje również wsparcia logopedy, ortopedy oraz terapii integracji sensorycznej.  Przy regularnych wyjazdach na turnusy rehabilitacyjne Fabian robi niesamowite postępy. Cieszymy się z każdej, nawet najmniejszej poprawy, która motywuje nas do dalszego działania. Mimo, że dziś chodzi bez pomocy, nie jest to taki chód jak jego rówieśników. Kolanka synka są skierowane do środka, brzuch jest wypięty, co powoduje złą postawę. Jesteśmy też w trakcie badań genetycznych, które być może powiedzą nam coś więcej.  Koszty związane z leczeniem synka nieustannie rosną, dlatego zwracamy się do Państwa z prośbą o pomoc w uzbieraniu środków na rehabilitację oraz turnusy rehabilitacyjne, które codziennie pomagają Fabiankowi walczyć o sprawność. Wiemy, że praca, którą teraz wkładamy, zaowocuje w przyszłości. Chcemy, by Fabian żył tak, jak sobie tylko wymarzy. Każda złotówka jest dla nas cenna, za każdą z całego serca dziękujemy! Rodzice Fabiana

10 346,00 zł ( 32,22% )
Brakuje: 21 761,00 zł
Martynka Pudło
13 dni do końca
Martynka Pudło , 18 lat

Martynka nie widzi, ale może być szczęśliwa! Potrzebna pilna rehabilitacja!

Przecież miało być tak pięknie. Upragniona ciąża i plany, całe mnóstwo planów. Tymczasem jedna chwila zaważyła na naszym życiu... Podczas porodu córeczka owinęła się pępowiną. Doszło do niedotlenienia. A to wszystko okazało się być początkiem naszej walki... Po miesiącu córeczka trafiła do szpitala z powodu utrzymywania się żółtaczki. W drugiej dobie pobytu w szpitalu Martynka zaczęła gorączkować. Doszło do zapalenia opon mózgowych. Dodatkowo badania wykazały, że córeczka ma liczne torbiele w główce.  Niecałe trzy miesiące po urodzeniu Martynka przeszła pierwszą operację, z której tragicznymi skutkami walczymy do dziś. Wodogłowie, epilepsja, zaburzenia neurorozwojowe i utrata wzroku. Martynka ma jedynie lekkie poczucie światła.Usłyszałam, że moje dziecko zostanie "roślinką". Długo nie potrafiła samodzielnie jeść, siedzieć... Stale była przestraszona. I wtedy stał się cud! Martynka zaczęła się rozwijać. Dziś potrafi nawet chodzić z pomocą balkonika! Teraz wreszcie miało być dobrze. I wtedy nadszedł kwiecień 2017. Martysia zachorowała na posocznicę. Kolejnym cudem było to, że przeżyła. Wiem, że sama nie zdołam zawalczyć o sprawność mojej córki. Dlatego zwracam się do Ciebie. Proszę, nie bądź obojętny! Mama Martysi, Ela

9 136,00 zł ( 15,06% )
Brakuje: 51 503,00 zł
Tatiana Mykytyn
13 dni do końca
Tatiana Mykytyn , 24 lata

Wypadek zabrał mi samodzielność! Pomóż mi ją odzyskać!

Gdy dwa lata temu zdecydowałam się na przyjazd do Polski, czułam, że świat stoi przede mną otworem. Zawsze byłam ambitna i pełna energii. Nigdy nie bałam się wyzwań, a takim niewątpliwie była przeprowadzka do obcego kraju, w którym jednak szybko poczułam się jak w domu. Ciężko pracowałam, aby poprawić sytuację finansową - moją i mojej rodziny. Nowy pracodawca zaufał mi oraz docenił moje zaangażowanie i znajomość języka polskiego. To była moja szansa na nowe, lepsze życie. Wszystko, co starałam się z mozołem budować, rozsypało się jak domek z kart tego pamiętnego, sierpniowego dnia. Udałam się wówczas na przejażdżkę motocyklową z przyjacielem. Jechałam jako pasażer. Takich przejażdżek było wcześniej wiele i zawsze były bezpieczne. Tym razem było jednak inaczej. Pomimo szoku zapamiętałam wiele szczegółów wypadku. Najpierw samochód, który wymusił pierwszeństwo i rozpaczliwa próba hamowania. Potworna siła uderzenia, która zrzuciła mnie na ziemię. Niewyraźna twarz osoby, która udzielała mi pierwszej pomocy, tamując krew. Wszystko działo się bardzo szybko. Nie wierzyłam, że to może być prawda. Kierowca motocykla zginął na miejscu – tę gorzką prawdę poznałam zaraz po przebudzeniu w szpitalnym łóżku. Kolejnym ciosem była świadomość, że ceną uratowania mojego życia była utrata prawej nogi. W jednej chwili mój świat się zawalił. Byłam sama w obcym kraju, bez kontaktu z bliskimi, bez nadziei i całkowicie niesamodzielna. W tych trudnych chwilach wspominałam moje dawne życie, gdy jako nastolatka uwielbiałam grać w piłkę i tańczyć. Kiedyś było to dla mnie normalne, a teraz stało się całkowicie niemożliwe.  Nadzieja na powrót do normalnego życia pojawiła się po konsultacji, w wyniku której zostałam zakwalifikowana do protezowania i rehabilitacji. Jedyną przeszkodą jest koszt leczenia, bo motywacji mi nie brakuje. Codziennie marzę o chwili, gdy w końcu przystąpię do ćwiczeń z fizjoterapeutą i gdy postawię pierwsze kroki dzięki nowej protezie. Moje życie się zawaliło, ale wiem, że nie mogę się poddać. Wypadek i wszystkie jego konsekwencje były dla mnie ogromnym ciosem, ale pomimo tego co się stało, muszę wierzyć, że wszystko, co najlepsze jest jeszcze przede mną. Wiem, że nigdy nie wrócę do pełnej sprawności, ale dzięki rehabilitacji i protezie będę mogła odzyskać swoją samodzielność. Nigdy nie bałam się wyzwań, więc i teraz nie dam się zatrzymać niepełnosprawności. Proszę Was o pomoc w odzyskaniu mojego życia! Z Waszą pomocą moje marzenia się spełnią! Tatiana

40 626,00 zł ( 21,83% )
Brakuje: 145 470,00 zł
Emilia Favarin
13 dni do końca
Emilia Favarin , 9 lat

Emilkę potrącił samochód! Potrzebna Twoja pomoc!

Rozpędzony samochód potrącił moją małą siostrzyczkę! Ten obraz wciąż i wciąż przewija się w mojej głowie... Przyjechałem niedługo później. Widziałem ją chwilę po wypadku... Podbiegłem do Emilki pierwszy, przypadkowy przechodzień zaczął reanimację. Kilka osób dzwoniło po karetkę, ja po śmigłowiec. Emilka umierała… Nasza mama akurat wracała z zakupów. Była świadkiem dramatu, który się toczył. Nasze serca pękły… Tamtego dnia, 4 czerwca 2020 roku, mogłem stracić moją pięcioletnią siostrę przez roztargnienie kobiety, która siedziała za kierownicą auta... Na szczęście ratownicy przybyli błyskawicznie. Udało im się przywrócić czynności życiowe. Akcja reanimacyjna trwała prawie dwie godziny. Dwie najdłuższe godziny naszego życia… Potem zabrali Emilkę do śmigłowca, do szpitala w Rzeszowie. By czwartek. Lekarze nie dawali nawet cienia nadziei. Mała miała mnóstwo krwiaków w mózgu, była cała połamana i poobijana. Mieliśmy pogodzić się z tym, że moja mała siostra umrze… Przez pandemię nie mogliśmy nawet iść do małej. Mama została wpuszczona tylko na chwilkę. Mogliśmy tylko czekać, a każda minuta ciągnęła się w nieskończoność. Każdy dźwięk telefonu powodował paraliż - a co, jeśli dzwonią z najgorszą informacją? W poniedziałek powiedzieli nam, że Emilka będzie żyła. Po 4 najgorszych dniach dostaliśmy nadzieję! Dzięki profesjonalizmowi lekarzy i ratowników Emilka przeżyła i dziś walczy o to, by stanąć na nogi, biegać, mówić, bawić się wraz z innymi dziećmi. Wiemy, że ma na to dużą szansę! Terapeuci są dobrej myśli. Dzięki intensywnej rehabilitacji moja siostra może być w pełni sprawna - tak jak przed tragedią... Przed wypadkiem Emilka miała marzenia. Była wszechstronnie utalentowana: chciała tańczyć, śpiewać, bardzo szybko się uczyła nowych rzeczy. Zawsze chciała dowiedzieć się jak najwięcej, wszystkiego się nauczyć, każdemu pomóc. Uwielbiała - tak jak wszystkie dzieci - bawić się, skakać na trampolinie w ogrodzie. Miała swój wymarzony domek do zabawy… Teraz to wszystko stoi puste, czekając, aż Emilka znów przyjdzie i swoim śmiechem i pytaniami wypełni przestrzeń. Jej ukochany piesek Charlie bardzo tęskni, my wszyscy tęsknimy… Proszę, w imieniu całej naszej rodziny, pomóż Emilce wrócić do zdrowia!   ➡️ Licytacje dla Emilki 

70 709,00 zł ( 24,86% )
Brakuje: 213 653,00 zł
Mateusz Warakomski
13 dni do końca
Mateusz Warakomski , 32 lata

Dusza sportowca nie pozwala mi się poddać. Walczę o nową protezę!

Przez 26 lat myślałem, że mam wpływ na to jak wygląda moje życie. Tańczyłem, grałem w piłkę, miałem mnóstwo planów i sądziłem, że mam mnóstwo czasu na ich realizację. Wtedy nadszedł czerwiec 2017… Uległem wypadkowi w pracy, w wyniku którego straciłem nie tylko nogę, ale też wiarę w to, że nadejdzie lepsze jutro… Jak bardzo możesz zaplanować swoje życie? Przekonałem się na własnej skórze, że jest ono bardzo ulotne i w jednej chwili może zmienić się nie do poznania.  Podczas pracy w firmie zajmującej się konstrukcjami stalowymi, zostałem uderzony wózkiem do przewożenia materiałów. Doszło do natychmiastowej amputacji nogi powyżej kostki. Nie czułem bólu, jednak gdy zobaczyłem leżący przede mną fragment mojej nogi… Wpadłem w panikę. Wszystko działo się bardzo szybko. Czas ten pamiętam jak przez mgłę.  Przez pierwsze tygodnie byłem załamany. Nie potrafiłem wyobrazić sobie życia bez nogi. Przecież zawsze byłem sprawnym i aktywnym człowiekiem… A teraz? Teraz bałem się wyjścia ze szpitala i zderzenia z rzeczywistością. Przerażała mnie każda najmniejsza rzecz i oceniający wzrok ludzi. Nie wiedziałem jak mam sobie poradzić. Bardzo motywował mnie brat, któremu jestem wdzięczny za każde dobre słowo i pomocną dłoń. Niemal siłą zmuszał mnie do aktywności i kibicował moim postępom, nawet tym najmniejszym.  Czułem, że muszę zawalczyć o siebie. Za namową żony poszedłem na studia. Mechanika i budowa maszyn. Dla mnie to ważny sprawdzian zmierzenia się z niepełnosprawnością. Na zajęcia pojechałem samodzielnie, autobusem, o kulach. Taki powrót do normalnego życia sprawił, że wszystko zaczęło się układać.  Kolega namówił mnie do spróbowania swoich sił w drużynie Amp futbolu. Na początku byłem nastawiony dość sceptycznie, jednak zdecydowałem się spróbować. I to była jedna z najlepszych decyzji jakie podjąłem. Od 3 lat cały czas intensywnie biorę udział w treningach i meczach. Daje mi to niezwykłą radość i spełnienie. Jest odskocznią od codzienności, która w chwilach kryzysu potrafi przybić.  Dziś jest mi trudno wyobrazić sobie życie bez ruchu, bez sportu. Bardzo chciałbym zakupić profesjonalną protezę sportową nogi, dzięki której mógłbym robić to, co kocham. Niestety renta, z której na co dzień się utrzymuję, jest za niska, by pokryć jej koszty. Dlatego proszę Was o wsparcie! Chciałbym móc cieszyć się pełnią życia! Proszę, pomóż mi! Mateusz

9 974,00 zł ( 27,38% )
Brakuje: 26 441,00 zł
Magdalena Szychowiak
13 dni do końca
Magdalena Szychowiak , 51 lat

"Co się z nimi stanie, gdy mnie zabraknie?" Mama dwojga niepełnosprawnych dzieci jest ciężko chora, ratunku!

Umieram ze strachu, bojąc się nie o siebie, ale o swoje dzieci… Co się z nimi stanie, jeśli mnie zabraknie? Kto się nimi zajmie jak mama, która kocha bezgranicznie i bezwarunkowo, która życie dzieci przedkłada nad swoje...? Nie wiem, co to znaczy być zdrowym człowiekiem, nie było to też dane moim dzieciom… Walczymy o zdrowie, o życie. Błagam o pomoc, nie dla siebie, lecz dla nich… Ilość chorób, z którymi zmagam się każdego dnia, powoli mnie przytłacza. Skłamałabym, pisząc, że radzę sobie z codziennymi problemami, tak naprawdę jest coraz trudniej... Cierpię na cukrzycę, mam nadciśnienie, powoli tracę wzrok… Mam zwyrodnienie kręgosłupa i Reumatoidalne Zapalenie Stawów. Boję się, że niedługo będę mogła wymieniać choroby bez końca. Dla matki nie ma jednak większego bólu niż ten związany z chorobami jej dzieci… Tak chciałabym, żeby moja walka o zdrowie wyczerpała limit tragedii, które dotknęły naszą rodzinę. Tak się jednak nie stało… Jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci: Gabrieli i Jonka. Okrutny los pozbawił ich tego, co najcenniejsze – zdrowia. Zarówno Gabrysia, jak i Jonatan są wcześniakami. Gabrysia przyszła na świat w siódmym miesiącu ciąży. Dwa miesiące za wcześnie… Cierpi na porażenie mózgowe, łuszczycę, ma silne problemy astmatyczno-alergiczne. Najgorsze jest jednak to, że Reumatoidalne Zapalenie Stawów, to przekleństwo, z którym przyszło mi walczyć, dotknęło również ją… Rok po Gabrysi urodził się Jonatan. Myślałam, że jego los oszczędzi… Że obdaruje go zdrowiem, którego zabrakło jego siostrzyczce. Niestety… Pomimo złych prognoz lekarzy, syn był silny. Walczył razem ze mną. Tak pozostało do dnia dzisiejszego. Jonek… Nie wiem, od czego nawet zacząć, żeby opisać, z czym musi mierzyć się synek. Jest upośledzony umysłowo, ma autyzm, cierpi na padaczkę. Boryka się też z chorobą tkanki łącznej… Lekarze diagnozują go w kierunku Zespół Enhlersa – Danlosa i Zespołu Petersa Plusa.  Policzyłam, że gdy był niespełna 1,5-rocznym maluszkiem, miał już za sobą 21 wizyt w szpitalu. Centrum Zdrowia Dziecka było jego drugim domem. Moja miłość, w połączeniu z jego siłą i wolą walki, zdziałały cuda i pozwoliły Jonatanowi żyć. Mój synek wie, że jest inny, jednak nie dopuszcza tego do siebie. Walczy o normalne życie. Ma swoje pasje, kocha śpiewać. Dzięki pracy wielu ludzi Jonek rozwija się. Jest teraz na etapie 7-latka. Mam nadzieję, że będzie lepiej. Modlę się tylko, by padaczka nie zniszczyła tego, co osiągnęliśmy. Staram się szukać każdej możliwej metody terapii, która przybliży mu świat rówieśników. Gabrysia również nie ustaje w zmaganiach o normalność, o lepsze jutro… Mimo problemów zdrowotnych zdała maturę i walczy o swoją przyszłość, póki stan zdrowia nie zamknie jej całkowicie w domu. Silne bóle stawów i mięśni potrafią zmienić życie w piekło, córka jednak się nie poddaje. Będzie studiować psychologię. Jestem z niej bardzo dumna. Życie z dwójką chorych dzieci nie jest łatwe. Staram się robić wszystko, co możliwe, aby Gabrysia i Jonek mogli w miarę normalnie funkcjonować. Nasza sytuacja jest ciężka, chwilami wręcz krytyczna. Życie kręci się wokół leczenia – mojego i dzieci. Podupadam na zdrowiu, jestem coraz starsza… A powinnam mieć siłę, żeby walczyć o dzieci, żeby zapewnić im leczenie i rehabilitację. Finansowo też jest ciężko, bardzo. Leczenie jednej chorej osoby pochłania majątek, leczenie trzech – fortunę… Niestety, przyszedł czas, kiedy muszę prosić o pomoc, bo nie starcza mi na leki dla siebie i dzieci. Zostaliśmy zostawieni sami sobie, to trudny czas – jest pandemia, nawet duże fundacje odmówiły nam pomocy. A ja muszę zrobić wszystko, by żyć jak najdłużej. Nie mogę się poddać chorobie. Muszę być sprawna, bo nikt inny nie zajmie się moimi chorymi dziećmi. Mają tylko mnie. To brutalne, straszne, ale niestety prawdziwe… Z ogromną pokorą proszę - pomóż nam. Magda, mama Gabrysi i Jonka  

28 937,00 zł ( 69,84% )
Brakuje: 12 495,00 zł
Krzysztof Horodyłowski
13 dni do końca
Krzysztof Horodyłowski , 57 lat

"Dziadku, wyzdrowiej..." - pomóż Krzysztofowi!

Chcę wyzdrowieć - walczę dla moich wnuków. Chciałabym jeszcze kiedyś zagrać z nimi w piłkę tak jak kiedyś! Od czterech lat walczę o powrót do sprawności po bardzo ciężkiej chorobie. Niestety, pochłania to ogromne środki. Dlatego dziś bardzo proszę o pomoc w opłaceniu rehabilitacji - to moja jedyna nadzieja… Nie proszę o litość, a o zrozumienie... Bardzo potrzebuję rehabilitacji, która jest dla mnie ostatnią deską ratunku. Niestety czas to zdrowie, które ucieka z każdym dniem bez terapii...  Mam 53 lata i do momentu choroby nigdy nie potrzebowałem pomocy. Zawsze byłem aktywny, cały czas pracowałem i nie musiałem się martwić o moje zdrowie. W marcu 2016 roku nagle dostałem paraliżu nóg. Nie mogłem się ruszyć, ani nic zrobić. Wtedy po raz pierwszy poczułem, co to strach o swoje życie... Karetka zabrała mnie do szpitala, gdzie spędziłem blisko 3 miesiące. Lekarze długo nie mogli ustalić, co było przyczyną paraliżu, który odebrał mi władze w nogach, a także w rękach. Gdy udało się w końcu poznać diagnozę, nie mogłem wyjść z szoku. Doznałem ostrego poprzecznego zapalenia rdzenia kręgowego. To był koniec mojego dotychczasowego życia... Gdy wyszedłem, a raczej wyjechałem ze szpitala, miałem niedowład rąk i nóg. Nic nie mogłem zrobić. Dopiero po czasie i systematycznych ćwiczeniach powoli odzyskiwałem czucie. Niestety do tej pory, a minęło już 4 lata, nie odzyskałem pełni sprawności. Zwykła poranna toaleta i ubranie się zajmuje mi godzinę. Mogę stanąć o kulach, ale nigdzie nie pójdę. Używam skutera dla niepełnosprawnych, aby gdziekolwiek dotrzeć.  Pragnę bardzo stanąć na nogi i wrócić do dawnego życia. Do tego potrzebuję intensywnej rehabilitacji. A ta jest bardzo droga… Po 4 latach kosztownej walki wyczerpały nam się możliwości. A ja muszę nadal walczyć, krok po kroku, by odzyskać to, co odebrała mi choroba! By móc znów bawić się z wnukami, które każdego dnia pytają: “dziadku, a kiedy ty wyzdrowiejesz?” Bardzo proszę o wsparcie... Krzysztof

6 084,00 zł ( 4,28% )
Brakuje: 135 872,00 zł
Edyta Kucharczyk
13 dni do końca
Edyta Kucharczyk , 49 lat

Na oczach córeczki Edycie pękł tętniak w głowie... Pomóż jej wrócić do zdrowia, do męża i dzieci!

Siedzę przy szpitalnym łóżku żony, trzymam Edytę za rękę i w myślach błagam ją, by do nas wróciła. Mówię jej, jak bardzo tęsknię, jak brakuje jej w domu i jak tęsknią nasze dzieci. Tak jest od połowy listopada, od kiedy Edyta trafiła do szpitala, po tym, gdy pękł jej tętniak w mózgu. W dzień, kiedy to się stało, w szkole córki było ślubowanie. Laura poszła w tym roku do pierwszej klasy. To był dla niej bardzo ważny dzień. Podczas przygotowań do uroczystości Edyta nagle zasłabła. Upadła na podłogę, nie dając żadnych oznak życia. Wszystko to wydarzyło się na oczach naszej córeczki. Przerażona Laura widziała, jak mama traci przytomność, nie rusza się... Karetka zabrała żonę do szpitala, gdzie od razu trafiła na stół operacyjny. Pamiętam te chwile, choć wydają się nierealne, jak zły sen… Okazało się, że w głowie żony pękł tętniak. Po operacji Edyta nie odzyskała przytomności. Nie było z nią żadnego kontaktu. Oprócz strachu została mi jednak wiara, że kiedy do niej mówię, słyszy mnie i że niedługo otworzy oczy, ściśnie moją dłoń, uśmiechnie się, da znać, że do nas wraca… Tak było jeszcze w listopadzie. Koniec roku był dla naszej rodziny bardzo trudny… Nie było radosnego oczekiwania na Święta, przygotowywania Wigilii... To był czas oczekiwania, bardzo trudny czas. Wszyscy wierzyliśmy, że Edytka nas słyszy. Wykorzystywaliśmy każdą chwilę, jaką mogliśmy z nią spędzić. Mówiliśmy do niej, opowiadaliśmy, co u dzieci… Każdy uścisk, każdy grymas, poruszenie ręką był znakiem, że Edytka wróci, kiedy będzie gotowa. Pewnego dnia stojąca przy łóżku Edytki pielęgniarka rozmawiała z nami o tym, by obciąć Edycie włosy. Nagle żona uniosła rękę i uderzyła o łóżko, jakby chciała wyrazić w swój sprzeciw. To był moment przełomowy. Kilka dni później otworzyła oczy. Wielkie przebudzenie, wielka radość i nadzieja w naszych sercach, że będzie dobrze. Wszystko, co teraz mogę zrobić dla Edyty, to zapewnić jej możliwie jak najlepszą opiekę i leczenie. Potrzebna jest długa, intensywna i niestety kosztowna rehabilitacja. Kontakt z Edytką jest wciąż niewerbalny – odpowiada wzrokiem, gestem, czasem uśmiechem. Nie mówi. Potrzebuje zajęć z neurologopedą, neuropsychologiem, fizjoterapeutą… Uczą ją mowy, skojarzeń, próbują przywrócić pamięć, odzyskać władzę nad ciałem… W styczniu Edytka, wraz z ich pomocą, po raz pierwszy od listopada stanęła na nogi. Do odzyskania przez nią sprawności jednak bardzo długa droga. Edytka jest wspaniałą żoną, troskliwą mamą Laurki i Adriana… Z zawodu jest fryzjerką, bardzo uzdolnioną… Pozytywna i towarzyska, uzdolniona artystycznie, wspaniała gospodyni. Lubi muzykę i taniec. Kocha życie… Wierzę, że jeszcze usłyszymy jej śmiech, zobaczymy, jak tańczy… Że znów będzie z nami. Dlatego proszę - pomóż nam.

56 696 zł
Michał Bazan
13 dni do końca
Michał Bazan , 33 lata

Sekunda zniszczyła to, na co pracował całe życie

Samo szczęście i łyżka dziegciu, po której wydawało się, że nie ma już czego zbierać... Kiedy ostatni raz widziałam go przed wypadkiem, był silny, zdrowy, uśmiechnięty. Pozostał tym samym silnym facetem, choć jest mu zdecydowanie trudniej. Na Wszystkich Świętych Michał sam wrócił do domu – ja nie miałam już ani jednego dnia urlopu. Zostałam sama we Wrocławiu, w piątek w południe zadzwonił telefon – po drugiej stronie usłyszałam głos siostry Michała… Michał miał wypadek. Jechał motocyklem, z prędkością 60 km na godzinę! Tak, cieszył się chwilą, powoli pokonując kilometry. Na zakręcie był rozsypany żwir. Motor wpadł w poślizg i wylądował na płocie, a mój narzeczony wyleciał w powietrze i uderzył kręgosłupem w słupek łączący siatkę w płocie, miażdżąc mu kręgosłup w odcinku piersiowym, łamiąc żebra i obijając płuca. Operacja trwała 5 godzin, ale kręgosłupa nie dało się do końca naprostować ze względu na to, że Michał się wykrwawiał. Cały czas czekamy na informacje czy następna operacja będzie potrzebna. Rdzeń jest zmiażdżony, więc rokowania są takie, że Michał do końca życia będzie sparaliżowany od pasa w dół. W tydzień przeniosłam całe nasze życie z Wrocławia do Rzeszowa. Nie możemy się poddać w tym momencie. W sierpniu mamy ślub i naszym celem jest maksymalne usprawnienie Michała. Potrzebna będzie do tego bardzo kosztowna rehabilitacja z użyciem egzoszkieletu, która przynosi świetne efekty. Życie osoby niepełnosprawnej nie jest proste. Potrzebne są też środki do zakupu wózka inwalidzkiego, dostosowania domu do nowej rzeczywistości i przerobienia samochodu tak, żeby można się nim było poruszać bez używania nóg, żeby Michał mógł wrócić do swojego zawodu farmaceuty i mógł sam po tym wszystkim pomagać innym chorym. Wierzymy, że przy wsparciu bliskich i odpowiedniej motywacji będzie to możliwe. Przed nami miesiące ciężkiej pracy, po których okaże się, czy nasze życie będzie choć trochę podobne do tego, które sobie wspólnie zaplanowaliśmy. Nie godzimy się na to, by krótka chwila, zaważyła na długim życiu. Gdyby Michał szalał, pędził na złamanie karku, ścigał się z kimś, nikt nie miałby takich pretensji do losu. Mój narzeczony miał ogromnego pecha, który sprawił, że jego życie zwolniło w wieku 27 lat. Jedno jest pewne – Michał miał zbyt wiele planów, by odpuścić. Wiem, że będzie walczył z nadludzką siłą o każdy postęp. Wiem, że mu się uda i wierzę w niego, ale potrzebujemy Waszej pomocy. Wszystkie zabiegi usprawniające to ogromny koszt, który musimy jakoś unieść. Sami nie damy rady, z wami tak! 

150 487,00 zł ( 62,97% )
Brakuje: 88 486,00 zł