Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Ola i Sławomir Pochojka
18:09:12  do końca
Ola i Sławomir Pochojka , 7 lat

Ola walczy z białaczką, a jej tata z rakiem❗️RATUNKU❗️

Myśleliśmy, że to tylko kilka siniaków złapanych w czasie zabawy z siostrą, jednak prawda zwaliła nas z nóg... Zabraliśmy Olę do lekarza, a badanie krwi wykonane pod koniec sierpnia nie pozostawiało złudzeń. Stwierdzono ostrą białaczkę limfoblastyczną! Rozpoczęło się leczenie sterydami, chemioterapią dożylną i dolędźwiową, narkozy, przetaczanie krwi, punkcje, kroplówki... Wylądowaliśmy na oddziale onkologii dziecięcej! Patrzyliśmy na cierpienie i łzy naszego dziecka, wiedząc, że nie możemy go przerwać, ponieważ tylko tak, jesteśmy w stanie uratować córeczkę...  Niezbędne było założenie dożylnego centralnego cewnika, który wprowadzony jest bezpośrednio do żyły centralnej na klatce piersiowej, aby móc wprowadzać leki bez uszkadzania maleńkich, delikatnych żył. Każdy dzień spędzony w szpitalu był koszmarem... Jednak w końcu pojawił się promyczek nadziei – choroba Oleńki jest w remisji! Gdy lekarze oznajmili nam dobre wieści, nasze szczęście nie miało końca. Cieszyliśmy się, że w końcu nadeszła chwila wytchnienia. Niestety, byliśmy w ogromnym błędzie... Tata Oleńki, Sławek, zachorował na nowotwór. To ogromny cios – zmagając się z chorobą córeczki, musimy stawić czoła kolejnemu wyzwaniu. Tata, dotychczas silny i pełen energii, nagle sam znalazł się w trudnej sytuacji. Diagnoza przyszła niespodziewanie, a leczenie, które przechodzi, jest bardzo wyczerpujące. Skutki uboczne sprawiają, że czuje się osłabiony i zmaga się z wieloma dolegliwościami. To niełatwe, gdy widzimy, jak ktoś, kogo kochamy, cierpi... Chcemy dalej nawzajem się wspierać, aby Ola i Sławek czuli miłość i wsparcie, które są dla nich niezwykle ważne. Niestety koszty związane z leczeniem obojga są ogromne... Jesteśmy wdzięczni za każdą myśl, modlitwę i pomoc, które mogą dodać nam siły w tej walce. Wierzymy, że mimo iż droga, na której się znaleźliśmy, będzie długa i wyboista, Oli i Sławkowi uda się wyzdrowieć! Dziękujemy za każdą formę wsparcia! Rodzice

24 590 zł
Tymek Zwoliński
18:09:12  do końca
Tymek Zwoliński , 3 latka

720 gramów walczące o życie – Tymuś potrzebuje naszej pomocy!

Początek życia Tymusia był dramatyczny, a my do dzisiaj mierzymy się z konsekwencjami tego, co się stało. Synek urodził się z wagą 720 gramów, przeżył trzy sepsy, lekarze mówili nam, że mamy być przygotowani na najgorsze! Tymczasem Tymuś żyje, a my codziennie walczymy o jego zdrowie. Prosimy, pomóż nam w tej niebywale trudnej walce... W 23 tygodniu ciąży doszło u mnie do silnego krwotoku, który sprawił, że odeszły mi wody. Mój synek podjął walkę, choć specjaliści dawali mu tylko 1% szans na to, że przeżyje. Tamtego dnia mój świat się zawalił… Na szczęście jeszcze przez dwa tygodnie udało się utrzymać ciążę. W 25 tygodniu na świat przyszedł mój Tymuś – z wagą 720 gramów. W 9 dobie przeszedł pierwszą operację usunięcia 20 cm jelit. To niestety nie był koniec naszego dramatu…  W szpitalu zostaliśmy zarażeni gronkowcem, zarówno ja, jak i Tymuś przeszliśmy sepsę. Dwa i pół miesiąca synek był podłączony do respiratora. W tym czasie przeszedł wiele bardzo poważnych chorób, które siały spustoszenie w jego organizmie. Sepsa powtórzyła się jeszcze dwa razy… Tymuś urodził się 21 stycznia, a dopiero 14 lutego mogłam po raz pierwszy wziąć go na ręce i przytulić! Koszmar, który przeżyliśmy, pozostawił niestety po sobie trwały ślad. Tymek ma problemy z oczkami – wiem już, że na lewe nie widzi. Lekarze podejrzewają mózgowe porażenie dziecięce. Synek ma niedosłuch na lewe uszko, jest po zawale śledziony, co skutkuje dużym obniżeniem odporności. Codziennie patrzę, jak mój synek cierpi przez wzmożone napięcie, serce mi pęka, gdy słyszę jego przeraźliwy płacz! Nie poddajemy się jednak i szukamy specjalistów, którzy potrafią zdziałać cuda. Nasz mały wojownik nie rozwija się prawidłowo, potrzebuje codziennej prywatnej i bardzo kosztownej rehabilitacji, by jak najwięcej wypracować. Przemierzamy setki kilometrów, by dostać się do najlepszych specjalistów – jeździmy na konsultacje do Warszawy i Poznania. Wszystko po to, by dać naszemu synkowi jak najlepsze życie. Niestety wszystko to generuje olbrzymie wydatki, dlatego zwracamy się do Was z prośbą o pomoc, gdyż koszty leczenia naszego synka przerastają naszą rodzinę. Obiecałam synkowi, że zrobię dla niego wszystko, proszę, pomóż dotrzymać obietnicy... Monika, mama Zbiórkę możesz również wesprzeć, biorąc udział w licytacjach na Facebooku ➡️ Pomoc dla Tymusia

42 301 zł
Sebastian Rybicki
18:09:12  do końca
Sebastian Rybicki , 44 lata

Guz w oku rozpoczął wciąż trwający dramat! Pomóż!

Nigdy nie myślałem, że to właśnie mnie spotka koszmar, z którego nie jestem w stanie się obudzić. Nie przypuszczałem, że będę musiał prosić o pomoc, choć przychodzi mi to z wielkim trudem. Nie mogę jednak się poddać, muszę walczyć o życie! W czerwcu tego roku przeszedłem poważną operację oka, po której dowiedziałem się, że jest to nowotwór złośliwy. Zabieg przeszedł pomyślnie, nowotwór został całkowicie wycięty. Po dalszych badaniach okazało się jednak, że na oku był już przerzut, bo pierwotnym sprawcą jest nowotwór ukryty w kręgosłupie!  Po badaniach szpiku kostnego okazało się, że jest to szpiczak mnogi –rodzaj raka, który atakuje mój kręgosłup, do tego stopnia, iż powstają samoistne złamania kręgów, przez co muszę chodzić w gorsecie usztywniającym. Choroba sprawia, że nie jestem w stanie pracować, a leczenie pochłania ogromne kwoty. Proszę, pomóż mi uwierzyć, że jeszcze będzie dobrze! Sebastian

2 056 zł
Teresa Malina
18:09:12  do końca
Teresa Malina , 61 lat

By nowotwór nie zabrał tego, co najcenniejsze - życia... Ratujemy panią Teresę!

Chcę wierzyć, że nigdy nie zabraknie mi nadziei, że nawet w tym, co złe, będę w stanie dostrzec to, co dobre... Mam na imię Teresa i choruję na nowotwór otrzewnej z przerzutami na jajniki. Przeszłam trzy operacje oraz cztery chemioterapie. Za każdym razem, kiedy wiedziałam, że już za chwilę lekarze podejmą ponowną walkę o moje życie, oraz za każdym razem, gdy za chwilę miały otworzyć się drzwi prowadzące na blok operacyjny, ja chciałam tylko jednego – by ten koszmar nareszcie się skończył!  Niestety, choroba rośnie w siłę, a ja staję się coraz słabsza... Nie chcę przegrać tej walki. Chcę walczyć, do samego końca! Wiem już, że są dostępne leki, które mogą mi pomóc. Nierefundowane leczenie wiąże się jednak z wielkimi sumami pieniędzy, których po prostu nie mam. Proszę, pomóż mi dalej walczyć, pomóż mieć nadzieję, która może zdziałać cuda! Teresa

734 zł
Katarzyna Hinz
18:09:12  do końca
Katarzyna Hinz , 48 lat

Codzienność z chorobą to udręka, ale nie mogę się poddać!

Są w życiu sytuacje, którym nie jesteśmy już w stanie samodzielnie stawić czoła, które zaczynają nas zwyczajnie przerastać i jest to dla nas trudne do zaakceptowania. Tyle czasu dawałam sobie radę żyjąc sama i miałam siłę do tego, by przezwyciężać przeciwności losu. Dziś, kiedy zdrowie tak bardzo odmawia mi posłuszeństwa, nie mam innego wyjścia niż zwrócić się do Państwa po pomoc… Całe dotychczasowe życie poświęciłam mojej największej pasji - pomocy innym ludziom. Z zawodu i wykształcenia jestem pielęgniarką z wieloletnim doświadczeniem. Pracowałam dopóki stan zdrowia mi na to pozwalał. Starałam się jak najrzetelniej i najuczciwiej wykonywać swoją pracę, aby dzielić się z innymi zdobytą do tej pory wiedzą. Przez 10 lat opiekowałam się osobami niepełnosprawnymi intelektualnie i przewlekle chorymi psychicznie w domu pomocy społecznej, a następnie pracowałam w specjalistycznych poradniach. Moje problemy ze zdrowiem zaczęły się już w 2003 roku, gdy zachorowałam na reumatoidalne zapalenie stawów. Od samego początku przechodziłam je ciężko. Leczenie trwało długo i wymagało corocznych miesięcznych hospitalizacji. Nie przeszkodziło mi to jednak w pracy zawodowej. Dopiero w 2016 roku, gdy złamałam panewkę stawu biodrowego i musiałam przyjmować sterydy, doszło do licznych powikłań. Cierpiałam na początkowo nierozpoznaną niedoczynność nadnerczy, a w 2017 roku zdiagnozowano u mnie również trombofilię genetyczną i postępującą, posterydową miopatię.  Moje mięśnie były coraz słabsze, a ostatecznie doszło do ich zaniku i nie byłam już w stanie poruszać się o własnych siłach. Muszę dalej przyjmować sterydy, ze względu na złe wyniki badań i problemy z tarczycą, a jednocześnie mam poczucie, że to błędne koło, ponieważ powikłania zaczynają się nawarstwiać. Do października 2017 pracowałam zawodowo, ale od tej pory pozostaję w domu. Chciałabym pracować dalej, ale nie mam takiej możliwości. Dopiero z początkiem 2018 roku, po długiej rehabilitacji, byłam w stanie pokonywać krótkie odcinki o kulach. Pojawiły się jednak dalsze komplikacje. We wrześniu zeszłego roku musiałam przejść zabieg usunięcia niezłośliwej zmiany nowotworowej, a miesiąc później zachorowałam na COVID-19 i konieczna była kolejna hospitalizacja.  Obecnie zakończyłam pobyt na Oddziale Rehabilitacji Neurologicznej po przebytym w tym roku udarze mózgu, ale moje częściowo odbudowane przez rehabilitację możliwości ruchowe dodatkowo się zmniejszyły. Starałam się je przywrócić do wcześniejszego poziomu, uczestnicząc w intensywnej fizjoterapii dwa razy w tygodniu. Jestem jednak bardzo osłabiona. Ostatnio bóle mięśni i stawów tak się nasiliły, że mam problemy z chodzeniem, a pani reumatolog zwiększyła mi dawki leków.   Mieszkam sama na drugim piętrze w budynku bez widy, przez co nie mogę samodzielnie wyjść na zewnątrz. Koszty czynszu, rachunków, leczenia pochłaniają prawie całe moje oszczędności i często nie starcza mi już środków na zakup jedzenia, a co dopiero opłacenie sporych kosztów rehabilitacji. Zdarzało się, że pomagała mi rodzina, jednakże ich środki również są bardzo ograniczone. Zostałam bez grosza na walkę o swoje zdrowie i samodzielność, dlatego bardzo proszę o Państwa wsparcie!  Katarzyna

30 984 zł
Małgorzata i Rajmund Domańscy
18:09:12  do końca
Małgorzata i Rajmund Domańscy , 58 lat

By z nadzieją spojrzeć w przyszłość...

Zdrowie - to ono najczęściej kieruje naszym życiem, choć, gdy czujemy się dobrze i nic nam nie dolega, nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dopiero po czasie, gdy pojawiają się pierwsze przeciwności, jesteśmy w stanie docenić jego prawdziwą wartość. Tak było również w naszym przypadku.  Jesteśmy małżeństwem już od wielu lat. Choć nasze życie nigdy nie obrastało w luksusy, staraliśmy się cieszyć z każdej drobnostki, z każdej chwili, która dostarczała nam radości. Wraz z mężem na co dzień pracowaliśmy w pocie czoła, niestety w pewnym momencie piętrzące się problemy zaczęły nas przytłaczać. To było jak ciąg nieszczęśliwych zdarzeń, które po kolei rujnowały nasz poukładany świat.  Mój mąż w wieku 30 lat uległ poważnemu wypadkowi. W wyniku potrącenia przez samochód doznał rozległych obrażeń. Potworną konsekwencją tego zdarzenia okazały się również napady padaczkowe. Później przyszedł czas na kolejny cios - Rajmund doznał udaru, po którym jego stan zdrowia uległ znacznemu pogorszeniu.  Pierwsze problemy ze zdrowiem zauważyłam u siebie tuż po urodzeniu naszej córki. Dokuczał mi silny ból pleców, miałam problem z chodzeniem i kręciło mi się w głowie. Minęło kilka miesięcy zanim udało się znaleźć właściwą diagnozę - zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa, niestety nieoperacyjne z powodu wykrytej u mnie, genetycznej małopłytkowości. W 2015 roku odebrałam wyniki mammografii i markerów nowotworowych. Okazało się, że w mojej piersi znajduje się złośliwy guz. Choroby uniemożliwiły nam podjęcie pracy, a potrzeby związane z leczeniem zdają się nie mieć końca. Nie jesteśmy w stanie pokryć kosztów zakupu leków, od których zależy każdy nasz dzień, dlatego z całego serca prosimy Państwa o wsparcie. Wierzymy, że dobro wraca ze zdwojoną siłą i każdy pomocny gest będzie mógł zostać w przyszłości odwzajemniony. Małgorzata i Rajmund

2 807,00 zł ( 21,33% )
Brakuje: 10 347,00 zł
Mateusz Kaźmierski
18:09:12  do końca
Mateusz Kaźmierski , 21 lat

By na progu dorosłości móc zawalczyć o marzenia

Niedługo wkraczam w dorosłość. Czas na realizację marzeń, które do tej pory były nieosiągalne. Chciałem zacząć życie, jakie jeszcze niedawno planowałem. Niestety, problemy ze zdrowiem mogą uniemożliwić mi ich realizację jeszcze przez długie lata. Chodzę do szkoły samochodowej. Niestety przez pandemię muszę uczęszczać na zajęcia online. Wybór szkoły był naturalnym wyborem, ponieważ od lat interesowałem się motoryzacją. Zawsze pasjonowały mnie szybkie sportowe auta. Oprócz tego, od dziecka najbardziej uwielbiałem tańczyć. Muzyka, którą słyszałem, powodowała, że przenosiłem się w inny świat. Całkowicie oddawałem się swojemu hobby - to były piękne czasy. Niestety, przez problemy ze skórą, musiałem zrezygnować z treningów. Tak bardzo mi tego brakuje... Naprawdę lubiłem to robić.  Kiedy przez problemy zdrowotne straciłem jedno hobby, miałem nadzieję, że nic przykrego już się nie wydarzy. Niestety, rok temu zacząłem kolejną przygodę z wizytami u specjalistów. Zdiagnozowano u mnie szkieletową, silnie nasilającą się wadę doprzednią zgryzu i skrócone wędzidełko języka. Przez całe lata żyłem w nieświadomości. Żaden z dentystów nigdy nie zauważył tego problemu. Najgorsze, że lekarze nie chcieli podjąć się leczenia. Mówili, że jest za późno i w moim wieku już nic się nie da zrobić. Po wielu konsultacjach dowiedziałem się, że konieczne będzie usunięcie dwóch ósemek. Na dzień dzisiejszy, muszę nosić aparat minimum 14 godzin dziennie. Ostatnia wizyta bardzo mnie zaskoczyła i nie ukrywam, że zmartwiła... Pani doktor powiedziała, że wada postępuje, a szczęka się nie cofa. Co gorsze, może być tak, że aparat nie przyniesie oczekiwanych rezultatów i konieczne będzie ściągnięcie go. Na dodatek, niedawno podcięte wędzidełko, znów wymaga zabiegu, ponieważ po pół roku ponownie się zrosło.  Nie proszę zbyt często o pomoc. We wszystkich problemach wspierają mnie rodzice. Wiem, że mam w nich oparcie i jestem za to bardzo wdzięczny. Niestety w ostatnim czasie problemy zaczęły się piętrzyć. U mojej mamy pół roku zdiagnozowano chorobę hashimoto i niedoczynność tarczycy. Przez to, że w szybkim tempie zaczęła nabierać na wadze, pojawiły się u niej duże problemy z chodzeniem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że mama chciała mi pomóc, a sama potrzebowała pomocy. Marzę, by mama nie musiała się więcej martwić o moje zdrowie. Jestem już prawie dorosły, dlatego chciałbym ją odciążyć. Niestety przez to, że nadal się uczę, nie mogę podjąć się żadnej stałej pracy, która zapewniłaby mi opłacenie wszystkich zabiegów. Muszę zwrócić się z prośbą o finansowe wsparcie.  Wiadomość o potrzebie leczenia szczękowo-ortodontycznego była dla mnie szokiem. Koszty związane z operacją, wizytami i leczeniem są naprawdę wysokie. To dla mnie stanowczo za dużo, a nie chcę obciążać kosztami rodziców. Proszę, pomóż mi wkroczyć w dorosłość bez zamartwiania się o dalszą przyszłość.  Mateusz

3 201,00 zł ( 21,49% )
Brakuje: 11 693,00 zł
Aleksandra Chojecka
18:09:12  do końca
Aleksandra Chojecka , 9 lat

Odzyskać to, co zabrał zły los... Na pomoc Oleńce!

Kiedyś Oleńka była zupełnie zdrowa, a dziś nikt nie jest w stanie powiedzieć, co się stało mojemu dziecku, dlaczego nagle przyszła padaczka, która ją torturuje, która zabrała wszystko i przez którą wszystkiego Ola musi uczyć się od nowa! Walczymy o każdy postęp, bo wiemy, że warto! Dlatego prosimy o pomoc dla Oleńki – z Wami musi się udać! Oleńka zaczęła nowy etap w swoim życiu, stała się przedszkolaczkiem. Jest bardzo dzielna, ma dużo zajęć. Oprócz tego raz w miesiącu ma tygodniowy turnus rehabilitacyjny, na który dojeżdża codziennie do Warszawy. Nasze życie to podróże.  Dzięki intensywnym turnusom Ola chodzi za rączkę, oczywiście w asyście, ale to już duży krok do przodu! Niestety przez intensywność zajęć często choruje. Mamy jednak nadzieję, że jej odporność będzie w końcu lepsza. Nadal jesteśmy w trakcie poszukiwania diagnozy. To nasza historia: Ola urodziła się zdrowa, po pierwszym szczepieniu, jeszcze w szpitalu, tylko lekko drżała, ale lekarz powiedział, że to nic. Kolejne 10 tygodni rozwijała się fantastycznie — była taką wesołą, radosną dziewczynką. Wesoło gaworzyła, a jej wielki uśmiech pojawiał się na twarzy zawsze wtedy, gdy nachylaliśmy się nad jej łóżeczkiem. Potem wszystko się cofnęło... Tamten dzień pamiętam, jakby to było wczoraj. Nagle ciałem Oleńki zaczęły wstrząsać drgawki. Wystraszyliśmy się, jak najszybciej pojechaliśmy do szpitala. Tam tylko obserwowali, nie znali przyczyn padaczki. Leżała więc taka malutka, co chwile tracąc kontakt, podczas gdy jej ciało wyginało się we wszystkie strony, a oczy zachodziły mgłą. Jednak gdy atak przechodził, zmęczona, ale uśmiechała się do nas słabym uśmiechem. Do czasu… Pewnego dnia zauważyliśmy, że coś jest nie tak. Nasze dziecko zupełnie się odcięło. Pobiegliśmy po lekarzy, ale ci powiedzieli, że to nic takiego. Błagaliśmy o pomoc, czuliśmy, że z Oleńką dzieje się coś złego... Zareagowali dopiero po ośmiu godzinach. Okazało się, że Ola była w nieustannym ataku padaczki, innym niż dotychczas. Odciął jej zupełnie, szalał w jej mózgu, chociaż z zewnątrz nic się nie działo. Jakie spustoszenia poczyniły trwające tak wiele godzin wyładowania? Jeszcze tego nie wiemy. Po ataku to nie było to samo dziecko. Mówiliśmy do niej, staraliśmy się złapać kontakt — bez efektu. Moja malutka córeczka gdzieś zniknęła, a w ramionach tuliłam dziewczynkę, której umysł był w innym świecie… Całe nasze życiu skupiło się na jednym celu — uratować Oleńkę. Na Facebooku przeczytałam o ukraińskim doktorze, który pomógł dziecku takiemu jak Ola. Cudem udało mi się dostać na turnus. Doktor Vel, gdy tylko zobaczył rentgen jej kręgosłupa, kazał nam zostać na kolejne dni. Okazało się, że moja córeczka ma uszkodzony kręgosłup w odcinku szyjnym. Przez to dopływ krwi, a więc i tlenu do mózgu Oleńki jest ograniczony, a jej rozwój psychoruchowy opóźniony. A końcu mieliśmy jakiś punkt zaczepienia, nadzieję na poprawę… Turnus u dr. Vela zdziałał cuda. Ola nauczyła się nawet bawić, chociaż do tej pory była obojętna na wszystkie bodźce! Intensywne zabiegi, podczas których przepływ krwi do mózgu zostaje usprawniony, pomaga jak nic innego. Teraz pozostaje tylko dalsza, intensywna praca z rehabilitantami. Jeśli nie będziemy kontynuować terapii, mięśnie Oli staną się napięte do granic wytrzymałości... Tylko intensywna rehabilitacja dzisiaj jedyną szansą Oli na jakikolwiek rozwój. Nie ustajemy w walce o diagnozę, bo do dziś nie ma potwierdzenia, że uszkodzony, (prawdopodobnie podczas porodu) kręgosłup powoduje padaczkę i opóźnienie w rozwoju. Coraz częściej brakuje środków, a terapia Oleńki w dużej mierze zależy od dobrych serc osób, które prosimy o pomoc… Ola każdego dnia walczy, nie poddaje się. Potrzebuje tylko troszkę wsparcia...

14 408,00 zł ( 40,42% )
Brakuje: 21 231,00 zł
Jacek Krupa
18:09:12  do końca
Jacek Krupa , 50 lat

Mimo miesięcy na OIOMie w Jacku nie zgasła nadzieja na życie! Pomocy!

Zawsze był moim wsparciem. Cokolwiek by się nie działo, wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Jacek nigdy nie zawiódł. Teraz ja zrobię wszystko, żeby nie zawieść jego, pomóc w najgorszych chwilach i wywalczyć dla niego jak najlepszą przyszłość. Naszą wspólną przyszłość! 3 lata temu mój mąż zachorował na listeriozowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i mózgu. Ze zdrowego mężczyzny w mgnieniu oka zmienił się w osłabionego pacjenta oddziału intensywnej terapii, na którym przebywał aż pół roku – 6 miesięcy strachu o każdy następny dzień, ogromna tęsknota i żal do losu.  Widok Jacka przykutego do szpitalnego łóżka to ten najgorszy w moim życiu. Leżał podłączony do aparatury podtrzymującej go przy życiu, a ja nie mogłam go nawet przytulić... Nie zliczę łez, które wylałam, tęskniąc i wpatrując się w niego przez szybę na oddziale. Nie zliczę nieprzespanych nocy...  Jacek jednak udowodnił, jak bardzo jest silny. Jak bardzo chce żyć! Nie znam drugiej tak bardzo zdeterminowanej osoby jak mój mąż. Z OIOMu dostał się do ośrodka rehabilitacyjnego, w którym po raz kolejny podjął rękawicę w walce o swoją sprawność. Od tego momentu musieliśmy przeorganizować całe nasze dotychczasowe życie. Harmonogram każdego dnia wyznaczają kolejne rehabilitacje. Przed nami jednak wciąż długa droga...  W wyniku choroby doszło do połowicznego niedowładu, porażenia nerwu okoruchowego po stronie prawej oraz porażenia nerwu twarzowego. Tylko intensywna rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku może spowodować w znacznym stopniu powrót do sprawności. Niestety, nasze oszczędności znikają w zastraszającym tempie. Mimo to będziemy walczyć i wiem, że nie zabraknie nam siły, jednak w tej walce potrzebujemy Twojego wsparcia! Pomożesz? Renata - żona

5 944,00 zł ( 18,09% )
Brakuje: 26 903,00 zł