Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Łukasz Mikołajczak
Łukasz Mikołajczak , 26 lat

Pomóż mi wstać z wózka! Pomóż odzyskać życie sprzed wypadku!

Motoryzacja od zawsze była moją największą pasją. Gdy tylko wracałem z pracy, uwielbiałem naprawiać motocykle. Nie wyobrażałem sobie bez tego życia. Pech chciał, że z tym hobby jest jednocześnie związany bardzo przykry moment mojego życia.  Uległem wypadkowi komunikacyjnemu, przez który doznałem złamania kręgosłupa piersiowego, urazu czaszkowo-mózgowego oraz udaru niedokrwiennego mózgu. Gdy trafiłem do szpitala, wykonano mi operację stabilizacji kręgosłupa. Niestety, uraz spowodował u mnie niedowład kończyn dolnych, przez który teraz mogę poruszać się jedynie na wózku inwalidzkim, a w codziennych czynnościach pomagają mi rodzice.  Kilka chwil zadecydowało o tym, że straciłem niemalże wszystko. Zdrowie, sprawność, samodzielność, możliwość pracy i powrotu do ukochanej pasji. Co więcej, dom, w którym teraz mieszkam z rodzicami, nie jest przystosowany do potrzeb osoby niepełnosprawnej.  Jestem pod opieką lekarza rodzinnego i neurologa. Muszę też na stałe przyjmować leki oraz odbywać systematyczną rehabilitację zarówno w ramach NFZ, jak i prywatnie. Koszty wszystkiego są ogromne, ale lekarze dają mi szansę na to, że jeszcze będę mógł samodzielnie chodzić, więc nie mogę teraz zrezygnować.  Przed wypadkiem pracowałem w firmie ogólnobudowlanej. Dużo się nauczyłem, nawet sam wyremontowałem sobie pokój. Pomagałem też rodzicom w gospodarstwie domowym. Po wypadku moje możliwości są ograniczone. Wszystko się zmieniło, ale się nie poddaję. Chcę zawalczyć o to, co zabrał mi wypadek. Bardzo Cię proszę o pomoc!  Łukasz  Zbiórkę możesz równiez wesprzeć poprzez: Licytacje dla Łukasza Mikołajczaka

90 779,00 zł ( 56,88% )
Brakuje: 68 796,00 zł
Kasia Feruś-Niemiec
Kasia Feruś-Niemiec , 32 lata

Potrzebne wsparcie, by Kasia wróciła do sprawności❗️Walczymy o każdy dzień leczenia❗️

Wciąż walczymy o pobyt Kasi w ośrodku. Pierwszy etap zbiórki pozwolił nam błyskawicznie zebrać część środków. Ale to tylko kropla w morzu. Kasia jest wymarzoną żoną, jedyną córką, wspaniałą przyjaciółką. Ma plany i marzenia, jednak życie zaplanowało wobec niej inny, bolesny scenariusz...  Pojechaliśmy na zasłużony urlop. Góry, narty, świeże powietrze – idealne warunki do odpoczynku. Dzień przed wyjazdem do domu Kasia bardzo źle się czuła i dużo wymiotowała, dlatego zdecydowałem się zadzwonić na pogotowie. Przyjechali ratownicy i podali Kasi kroplówkę, po której poczuła się lepiej. Nie było podstaw, aby zabrać ją do szpitala...  Pół godziny po odjeździe ambulansu Kasia ponownie zaczęła wymiotować, straciła przytomność, dostała skurczów całego ciała. Musiałem ją resuscytować, jednocześnie dzwoniąc na 112. Tym razem na przyjazd karetki czekaliśmy 20 min. 24 lutego 2024 to data, która zapadnie nam na zawsze w pamięci. W wyniku niedotlenienia mózg Kasi uległ uszkodzeniu. Od tego feralnego wydarzenia moja żona pozostawała w śpiączce, jednak ogromna wiara i walka całej rodziny pozwalała nam mieć nadzieję na jej wybudzenie. Przez blisko półtora miesiąca Kasia przebywała na oddziale neurologii w jednym z krakowskich szpitali. Później 20 dni na oddziale chorób wewnętrznych z powodu podejrzenia zakrztuszenia. Dziś jest przytomna, ale świadomość jest u niej znikoma – Kasia oddycha samodzielnie, ale jest karmiona z użyciem PEGa i ma założoną rurkę tracheostomijną. Droga do powrotu do zdrowia jest długa, bolesna i wymaga intensywnej terapii, którą częściowo zapewnia nam ośrodek rehabilitacyjny w Krakowie. Jako mąż zdecydowałem się na zbiórkę pieniędzy, aby pokryć koszty leczenia. Każda wpłata, bez względu na jej wielkość, będzie ogromnym wsparciem dla Kasi. Nasza wiara daje nam nadzieję na powrót Kasi do zdrowia. Perspektywa przyszłości przynosi jedynie więcej kosztów, na które musimy się przygotować. Razem możemy uczynić cuda! Z góry dziękuję za Wasze wsparcie i modlitwy. Mąż Grzegorz

86 632,00 zł ( 88,82% )
Brakuje: 10 900,00 zł
Konrad Damaszke
14:27:13  do końca
Konrad Damaszke , 11 lat

Nowotwór chce zabrać mi dziecko... Potrzebne wsparcie dla mojego syna!

Wyobraź sobie turniej. Twoje dziecko marzy o tym, by go wygrać. Dzielnie i regularnie uczestniczy w treningach przez wiele godzin, by zdobyć szczyt w swoim ulubionym sporcie. Później doznaje kontuzji. Myślisz wtedy, że to tylko uraz w trakcie gry... Ale diagnoza okazuje się brutalniejsza od najgorszych horrorów. Dowiadujesz się, że do Twojego dziecka przyszedł oprawca, który ostrzy kły, by odebrać największą pociechę Twojego życia - mięsak Ewinga kości strzałkowej... Konrad to urodzony piłkarz. Od najmłodszych lat jego największą pasją jest piłka nożna, lecz od stycznia 2023 r. jego plany sportowca uległy diametralnej zmianie. Konrad początkowo grał w MKS Władysławowo i tam jego kariera rozwijała się, lecz ciągle mu było mało. Z tego powodu po testach przeszedł do Arki Gdynia. Na jednym z turniejów uległ kontuzji, po której okazało się, że nie jest to tylko zwykłe złamanie kości strzałkowej, lecz dużo poważniejsza sprawa... Informacja, jaką otrzymałam po rezonansie, zwaliła mnie z nóg. Niestety dalsze badania potwierdziły diagnozę. Gdy myślę o każdej sekundzie, która wtedy mijała, czuję jej przedłużające się trwanie i strugę łez spływających po  moich policzkach.  Świat młodego piłkarza z wielkimi aspiracjami i mój obrócił się o 180 stopni. Jesteśmy po 14 seriach chemioterapii. Od początku leczenia mój silny Konrad tracił na wadze, wiec lekarze podjęli decyzje o założeniu sondy żołądkowej. Przez całe leczenie musiał być dokarmiany w ten sposób. Każdego dnia nikł mi w oczach... 5 lipca tego roku ze wstrzymanym oddechem czekałam na koniec operacji usunięcia guza wraz z marginesem zdrowych tkanek. W czasie zabiegu usunięto kość strzałkową oraz nerw, który uniemożliwia podnoszenie się stopy oraz część mięśni. To, co działo się później to seria przesuwających się wydarzeń, które mogę porównać do klatek w filmie.  11 listopada 2023 roku Konrad otrzymał ostatni wlew chemii i tak się miało zakończyć nasze leczenie. W marcu została mu usunięta sonda i port. Od tej pory wszystkie badania kontrolne wychodziły bardzo dobrze. DO CZASU, gdy oprawca powrócił... 9 października niestety już w badaniu USG radiolodzy znaleźli zmianę zlokalizowaną w tym samym miejscu, co pierwotny guz. Badanie rezonansu potwierdziło prawdopodobieństwo wznowy, a biopsja utwierdziła, że jest to wznowa. W listopadzie ponownie założono Konradowi port i rozpoczęła się kolejna walka...  W naszym planie leczenia przewidziana jest wyczerpująca syna chemia, operacja, radioterapia i  chemia podtrzymująca. Niestety potrzebne jest nierefundowane badanie. Bardzo proszę o pomoc w leczeniu Konrada. Nie pozwólcie, by oprawca po raz kolejny wyciągnął swoje łakome szpony w kierunku naszego dziecka. "Mamo, czy zabija mnie nowotwór?" Nie pozwólcie, bym musiała odpowiedzieć twierdząco synowi na to pytanie... RATUJCIE! Mama Konrada

75 301,00 zł ( 141,56% )
Roman Iwaniuk
Roman Iwaniuk , 49 lat

Tak bardzo brakuje mi rozmowy z nim... Pomóż mi walczyć o tatę❗️

Kilkanaście miesięcy temu mój tata uległ wypadkowi w pracy. Spadł z rusztowania z 5 metrów, w wyniku czego doznał urazu czaszkowo-mózgowego! Pierwsze sześć tygodni spędził w szpitalu, z czego pierwsze trzy na OIOMie w stanie krytycznym! Po wybudzeniu się ze śpiączki został przeniesiony na oddział neurologiczny.  Później tata przebywał parę miesięcy w ośrodku rehabilitacyjnym. Tam postawił ogromny krok – wyjęcie tracheotomii! Po tym zaczęliśmy widzieć ogromny postęp. Tata zaczął bardziej ruszać rękoma i nogami, a nawet próbował już mówić. Później został przeniesiony raz jeszcze. Tym razem do szpitala.  Niestety, wtedy sytuacja zaczęła się pogarszać. Ilość ćwiczeń była zdecydowanie za mała i przez to jakiekolwiek posunięcie do przodu zostało zatrzymane. Od pobycia mojego taty w centrum rehabilitacyjnym nic się nie zmieniło. Do dzisiaj nie mówi ani nie chodzi.  Każdego dnia bardzo brakuje mi możliwość porozmawiania z nim, opowiadania, słuchania… Możemy jedynie komunikować się poprzez kartkę z alfabetem. Tata pokazuje nam wzrokiem, co chce napisać. Lekarze mówią, że są nikłe szanse, by coś mogło się jeszcze poprawić. Wtedy cała nasz wiara jakby wyparowała, ale po rozmowie z prywatną fizjoterapeutką i profesorem pojawiła się iskierka nadziei. Jest jeszcze szansa, żeby pewnego dnia zobaczyć tatę rozmawiającego z nami i stojącego o własnych siłach! Postanowiliśmy zabrać tatę do prywatnego ośrodka w Ełku. Oczywiście pobyt trochę kosztuje... Dlatego proszę Was o pomoc. Każda wpłata, nawet najmniejsza, przybliża nas do celu. Jest jak ta mała, nagła iskierka nadziei, która pozwala nam walczyć dalej o tatę. Julia

65 240,00 zł ( 61,94% )
Brakuje: 40 080,00 zł
Blanka Szaferska-Grabowska
Pilne!
5 dni do końca
Blanka Szaferska-Grabowska , 5 lat

Wznowa nowotworu u malutkiej Blanki❗️Pomocy❗️

Historia problemów zdrowotnych Blanki zaczęła się od zwykłych wymiotów. W najczarniejszych scenariuszach nie mogłabym przypuszczać, że walka o jej zdrowie i życie będzie trwać latami… Ten koszmar się jednak ziścił... 25 grudnia 2021 roku zdiagnozowano u córki guza mózga. Po długiej walce, kiedy wydawało się, że będzie już lepiej – ostatnie wyniki wykazały wznowę! Pomocy! Gdy jesienią 2021 moja córeczka zaczęła wymiotować, udałam się z nią do pediatry. Dostała podstawowe leki i elektrolity, ale torsje nie przechodziły. Gdy w końcu Blania trafiła do szpitala, była tam zaledwie 4 dni, ponieważ wszystkie wyniki były dobre. Początkowo nikt nie widział nic niepokojącego w wielodniowych wymiotach. Ta męczarnia trwała przez 6 tygodni! Nikt nie umiał jej pomóc. Wymioty, senność, brak apetytu, niechęć do zabawy, do rozmów, utrata wagi, uciekanie oczu do środka, utrata równowagi. To straszne obciążenie dla tak małego organizmu! Bardzo się o nią bałam!  Dopiero gdy w dzień Bożego Narodzenia 2021 Blanka ponownie trafiła do szpitala, lekarz skierował ją na badanie tomografem komputerowym. U mojej malutkiej córeczki znaleziono 7-centymetrowgo guza mózgu. Po biopsji okazało się, że to rozległy guz okolicy szyszynki, komory III i komór bocznych (pineoblastoma). Do tego doszło wodogłowie nadnamiotowe.  Zdecydowano o przetransportowaniu Blanki do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, gdzie rozpoczęła leczenie. Początkowo potrzebne było odetkanie komór mózgowych, które zatkał guz. Wdrożono chemioterapię. Niestety, okazało się, że nowotwór dalej rośnie i konieczna jest operacja! Odbyła się ona w lutym 2022. Moja kochana córeczka spędziła na stole operacyjnym prawie 8 godzin! Po operacji była w śpiączce, a po wybudzeniu miała problemy z oddychaniem. Konieczne było wywołanie tracheotomii. Miała też niedowład prawostronny. Po biopsji okazało się, że to jednak inny rodzaj raka, niż stwierdzono w pierwotnej diagnozie, a mianowicie guz AT/RT. Sytuacja była niezwykle ciężka... Po operacji wróciła do przyjmowania chemii. Zastosowano również radioterapię. Sytuacja się poprawiła i w sierpniu 2022 można było wyciągnąć tracheotomię. Niestety, chemioterapia mocno obciążyła organizm córeczki. Jesienią pojawiły się problemy z wątrobą. Blanka musiała przerwać leczenie i poczekać na poprawę wyników. Od grudnia 2022 zaczęła przyjmować chemię podtrzymującą, doustnie. W styczniu 2023 wyniki były okej, liczyliśmy, że najgorsze za nami. Po kilkunastu miesiącach walki, 19 lipca 2023 skoczyliśmy chemię podtrzymującą. Blanka czuła się już dobrze, nie było po niej widać, aby działo się coś niepojącego.  Dlatego 27 sierpnia przeżyliśmy szok... Blanka przeszła kontrolny rezonans magnetyczny. Niestety wyniki zwaliły nas z nóg! Wznowa!!! Guz w główce o wielkości 8 na 9 mm...  Pilnie potrzebuję środków na dalszą walkę o córkę! Leczenie, dojazdy do Warszawy, rehabilitacja, leki, opatrunki to wszystko kosztuje tak dużo! Być może konieczne będzie poszukanie pomocy za granicą. Wierzę, że będziecie z moim ukochanym dzieckiem! Nie mogę jej stracić! Ratunku! Julia, mama ➡️ Licytacje dla Blanki ➡️ Facebook

51 701 zł
Maria Nowak
Pilne!
14 dni do końca
Maria Nowak , 58 lat

Trwa walka o życie wspaniałej mamy, żony i babci❗️Pomóż pokonać NOWOTWÓR❗️

BARDZO PILNE!!! Kochani, nie jest nam łatwo prosić o pomoc, ale nie mamy innego wyjścia... 24. sierpnia 2024 roku nasz świat się zawalił. Dowiedzieliśmy się, że nasza ukochana mama, żona i babcia cierpi na ŚMIERTELNĄ CHOROBĘ… Mamy 2 tygodnie na uzbieranie ogromnych środków potrzebnych na operację! Błagamy o pomoc… Wszystko zaczęło się na początku roku. Mama miewała dość częste bóle głowy, które zmotywowały ją do wykonania kontrolnych badań. Został przeprowadzony rezonans magnetyczny, ale nie wykazał żadnych zmian. Lekarze uznali, że ból, z którym mama się mierzy, to ból migrenowy... Niestety kilka miesięcy później stan mamy drastycznie się pogorszył! Pewnego lipcowego popołudnia zauważyliśmy u niej zaburzenia mowy, widzenia, problemy z utrzymaniem równowagi, wysokie skoki ciśnienia. Bez chwili namysłu udaliśmy się na SOR, gdzie podano kroplówki na wzmocnienie organizmu. Mama kilka dni później leżała już na oddziale neurologii, gdzie po raz pierwszy usłyszeliśmy o dwóch zmianach znajdujących się w jej głowie… Jedna o wymiarach 4,8 cm x 1,3 cm, druga 3 cm x 1,3 cm. Staraliśmy się być dobrej myśli, ale wyniki biopsji nie pozostawiły już żadnych złudzeń… Okazało się, że mama cierpi na najgorszy z możliwych nowotworów mózgu. Diagnoza brzmi jak wyrok: glejak wielopostaciowy w IV stopniu złośliwości. Świat runął. Naszą jedyną nadzieją jest operacja w prywatnej klinice, ale jej koszt przeraża… Musimy w bardzo krótkim czasie zebrać ogromną sumę, która jest dla naszej mamy szansą na życie. Życie, które dla nas jest bezcenne… Niestety teraz mama nie funkcjonuje najlepiej – ma zaburzenia widzenia, a na lewe oko nie widzi praktycznie wcale. Do tego dochodzą bóle głowy, zawroty, problemy z pamięcią i koncentracją. Każdego dnia musi zażywać sterydy, a także leki przeciwpadaczkowe, które bardzo odbijają się na jej zdrowiu i samopoczuciu.  Mama jest cudowną, życzliwą i kochającą osobą – zawsze chętnie pomagała innym... Niedawno została babcią, a malutka Lila jest dla niej całym światem…  Chcemy, żeby miała szansę zobaczyć, jak wnusia dorasta… Kochamy ją najczulej i najgłębiej i nie wyobrażamy sobie, że ten potwór mógłby nam ją odebrać. Poruszymy niebo i ziemię, żeby mama została z nami jak najdłużej. Niestety goni nas czas – operacja musi odbyć się jak najszybciej, ponieważ guz tego rodzaju jest tak paskudny, że w przeciągu 2-3 miesięcy może urosnąć do ogromnych rozmiarów i uniemożliwić przeprowadzenie operacji… 27. września musimy wpłacić pierwszą ratę w wysokości 50. tysięcy złotych! Miesiąc później drugie tyle… Po operacji mamę czeka jeszcze wyczerpująca radio, chemioterapia i rehabilitacja. Bardzo prosimy, pomóżcie nam ocalić jej życie... Sami nie zdołamy uzbierać takich pieniędzy! Nie pozwólcie, by stało się najgorsze... Dzieci, rodzina Marysi

48 588,00 zł ( 22,83% )
Brakuje: 164 178,00 zł
Ania Balcerska
Ania Balcerska , 14 lat

Dołącz do drużyny Ani i pomóż pokonać chorobę❗️

Kochani Darczyńcy! Bardzo dziękujemy za wsparcie poprzednich etapów zbiórki dla Ani! Mamy dla Was mnóstwo dobrych wieści! Proszę, zatrzymaj się na chwilę, przeczytaj: Ania zmaga się z bardzo groźną chorobą metaboliczną, która kryje się pod skrótem AADC. Jej organizm nie wytwarza dopaminy ani serotoniny, czyli ważnych neuroprzekaźników odpowiedzialnych za funkcje życiowe. Kiedy brakuje ich w organizmie, pojawia się obniżone napięcie mięśniowe, trudności z oddychaniem, występują ataki przypominające napady padaczkowe.  Nas los podwójnie doświadczył tą chorobą – nasza pierwsza córeczka zmarła kilka lat temu właśnie na AADC. Miała 13 miesięcy…  Dla Ani pojawiła się jednak nadzieja i 16 kwietnia 2019 przeszła terapię genową mózgu. Jej efekty były niesamowite! Operacja przyniosła znaczną poprawę. Ania utrzymywała główkę, chwytała zabawki, zaczynała się rozwijać. Wcześniej bardzo często leżała z półprzymkniętymi oczami. Po operacji zaczęła żywo reagować i cieszyć! Nasza radość nie miała granic! 30 czerwca Ania przeszła kolejną terapię genową w szpitalu. Jej celem było dopełnienie dopaminy. Jest pierwszym dzieckiem na świecie, które miało podaną serotoninę do mózgu. To dla nas kolejna szansa i kolejny krok do przodu. Nasza wojowniczka zaczęła ładnie jeść, wydaje nowe dźwięki. To kolejny, ogromny krok do przodu! Po operacji córeczka przestała się ślinić. Nie ma też zalegań i przez to mniej choruje. Jednak przed nią jeszcze bardzo dużo pracy. Potrzebna jest codzienna rehabilitacja, zajęcia logopedyczne, wyjazdy na turnusy, co wiąże się z ogromnymi kosztami, na które nas nie stać. Ania z czasem będzie potrzebowała również nowego wózka, ortez i wiele innych sprzętów, które ułatwią jej funkcjonowanie. Dzięki Waszej pomocy nie jest nam AŻ TAK trudno. Dziękujemy za wszystko, co zrobiliście dla nas do tej pory i prosimy: nie opuszczajcie nas! Dla nas rodziców to wspaniałe uczucie wiedzieć, że mamy za sobą ogromną armię wielkich serc, które pomagają nam walczyć o ukochane dziecko. Gdybyśmy tylko mogli, znaleźlibyśmy sposób i słowa, które okażą naszą wdzięczność… Marzymy o tym, co dla innych rodziców jest oczywiste. Żeby Ania poradziła sobie, kiedy nas zabraknie... Ale widzimy, jak ogromne postępy poczyniła! Jest szansa, że Ania dzięki swojej ciężkiej pracy sama usiądzie! Zrobimy wszystko, by tak się stało. Zostaniecie z nami? Wasze wsparcie jest nieocenione i daje nam siłę do dalszej walki! Spójrzcie, uczyniliśmy wspólnie już tak wiele… Rodzice Ani Wojowniczka Ania kontra AADC – Licytacje 💚

46 505,00 zł ( 43,71% )
Brakuje: 59 878,00 zł
Maja Królewicz
Pilne!
Maja Królewicz , 6 lat

Trzymam rączkę córeczki chorej na BIAŁACZKĘ❗️Jednak ja też przyjmuję chemię – mam raka❗️

Ostra białaczka limfoblastyczna – jest to największy przeciwnik, z jakim przyszło mi się mierzyć. Inne, dotychczasowe problemy przestają mieć znaczenie, gdy w grę wchodzi zagrożenie życia własnego dziecka! Problemy ze stanem zdrowia Mai zaczęły się pod koniec listopada ubiegłego roku. Córeczka przewróciła się podczas jazdy na rolkach i początkowo wydawało się, że to zwykłe stłuczenie. Mimo leczenia jej noga cały czas źle wyglądała. Nie przypuszczałam, że jest to podłoże śmiertelnej choroby! Nagle Majka dostała wysokiej gorączki, miała czterdzieści stopni! Nie czekając, pojechałyśmy na pogotowie. Maja otrzymała leki, jednak nadal była bardzo osłabiona, nie chciała wstawać z łóżka i wolała tylko leżeć. Zaczął ogarniać mnie wtedy strach, jednak wszystko starałam się sobie wytłumaczyć... Stan Majki zaczął się pogarszać, a gorączka rosła. Córeczka stawała się też coraz bardziej blada, a jej skóra traciła swój zdrowy wygląd. Lekarz zalecił wykonanie morfologii, po której nasze życie już nigdy nie będzie takie samo! Od badania minęło tylko 30 minut, kiedy otrzymałam telefon z przychodni: „Musicie jak najszybciej jechać do szpitala! Czeka już na Was karetka! Śpieszcie się!”. Czas stanął w miejscu, a ja zastanawiałam się nad sensem tych słów. Co to oznaczało? Dlaczego miałyśmy się spieszyć? Przecież właśnie wróciłyśmy od lekarza… Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałam powagę sytuacji, mimo że nie znałam jeszcze pełnej diagnozy. W pośpiechu spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, wzięłam Maję na ręce i wsiadłam z nią do karetki… Wszystkiemu winna okazała się BIAŁACZKA. To ona stała za tymi gorączkami, bólem nogi, osłabieniem. Do tej pory ciężko uwierzyć mi, że moje małe dziecko tak wcześnie musi rozpocząć WALKĘ O ŻYCIE! A jednak, rzeczywistość nie chciała być inna. Od 5. grudnia Maja przebywa ze mną w szpitalu. Codziennie przyjmuje chemioterapię i właśnie rozpoczęła drugi cykl. Lekarze twierdzą, że leczenie będzie trwało dwa lata, ale i tak wszystko uzależnione jest od wyników… Pierwszy miesiąc pobytu na oddziale był przerażający, zwłaszcza dla mojej malutkiej córeczki. Maja zamknęła się w sobie, nie chciała z nikim rozmawiać, nie chciała jeść i pić, nie miała siły chodzić. Na moich oczach roześmiana, radosna córeczka zmieniała się w smutną i unikającą kontaktu. Żadne słowa, głaskanie po głowie czy przytulanie nie pomagało.  Święta Bożego Narodzenia spędziłyśmy w szpitalu. Maja dostała wtedy zapalenia jelit i ból był tak silny, że lekarze zdecydowali o podaniu morfiny. Pierwszy raz zdarzyło się, że w naszym domu nie było prawdziwych świąt… W tej całej tragedii jest jeszcze jedna – moja śmiertelna choroba. Jakiś czas temu zachorowałam na raka piersi! Bezpośrednie zagrożenie zostało opanowane, ale co trzy tygodnie muszę przyjmować chemię podtrzymującą.  Nie sposób opisać cierpienia, jakie odczuwa nasza rodzina. Najpierw żona i matka zachorowała na raka, a potem u 5-letniego dziecka zdiagnozowano białaczkę! Trzeba więc ratować oba życia!  W domu czeka na nas mąż oraz 15-letnia córka, dla której cała ta sytuacja jest okropnie ciężka! Martyna teraz zajmuje się gotowaniem, codziennymi domowymi obowiązkami i cały czas jest dla nas dużym oparciem. To ona pierze nasze szpitalne ubrania, kiedy na tę krótką chwilę wracam do domu, aby się przepakować… Chciałabym być także przy Martynce, ale nie mogę… Teraz musimy skupić się na ciężkiej walce z białaczką Mai. Wiemy, że stojące przed nami koszty kontynuacji leczenia oraz rehabilitacji będą ogromne. Nie chcemy, aby nasza mała córka musiała jeszcze bardziej cierpieć! Nie możemy pozwolić, aby czegoś jej zabrakło! Dlatego, pełni skruchy, pokory i nadziei, prosimy o pomoc. W naszej rodzinie wykryto dwie śmiertelne choroby, to zdecydowanie za dużo! Pragniemy, aby Maja była w pełni zdrowa, a w naszym domu zapanował w końcu spokój bez panicznej obawy o przyszłość.  Patrycja, mama

45 509 zł
Karolinka Marzec
Karolinka Marzec , 10 miesięcy

Nasza córeczka urodziła się z poważną wadą serca! Pomóż nam w walce o jej zdrowie!

Już podczas badań prenatalnych dowiedzieliśmy się, że Karolinka urodzi się z wadą serduszka. Poczułam się jakbym miała deja vu. Już raz straciłam dziecko, nie przeżyłabym tego ponownie. Niby mieliśmy czas, aby zaakceptować nową rzeczywistość, ale jak pogodzić się faktem, że nasz malutki Skarb od początku będzie musiał walczyć? Żaden rodzic nie umie przygotować się na cierpienie własnego dziecka… Karolinka przyszła na świat, poprzez cesarskie cięcie, na początku stycznia. Łzy radości mieszały się ze łzami smutku. Lekarze od razu potwierdzili przewidywaną diagnozę – wadę serca zwaną tetralogią Fallota. Marzyliśmy, by móc, chociaż przytulić naszą córeczkę, ale lekarze musieli umieścić ją w inkubatorze i zadbać o zdrowie, które od początku było niezwykle kruche.  Po prawie dwóch tygodniach udało nam się zabrać Karolkę do domku. Niestety dziś już wiemy, że za pół roku będziemy musieli wrócić do szpitala. Wada serduszka, z którą zmaga się nasza kruszynka zagraża jej życiu. Z tego powodu konieczna jest operacja na otwartym sercu, która da jej szansę na zdrowie w przyszłości. Na razie córeczka musi być odpowiednio przygotowywana – konieczne jest jej przybranie na wadze oraz dodatkowe badania. Musimy również bardzo skrupulatnie kontrolować jej ciśnienie oraz natlenienie organizmu. Pomimo wszystkich trudności, które spotkały nasze dzieciątko, Karolka jest niesamowicie pogodna i żywiołowa. Jeden jej gest czy przejaw radości potrafi zabrać nam wszystkie troski. Niestety, walka o zdrowie naszej kruszyny nie skończy się wyłącznie na operacji. Konieczna będzie długa i intensywna rehabilitacja, która da jej szansę na sprawność. Już teraz mierzymy się z ogromnymi kosztami, a wiemy, że będzie ich tylko więcej. Zwracamy się z uprzejmą prośbą o wsparcie, gdyż sami nie dajemy już rady. Każda, nawet najmniejsza wpłata będzie dla nas ogromnym wsparciem w walce o przyszłość Karolinki!  Rodzice

43 618,00 zł ( 66,28% )
Brakuje: 22 182,00 zł