Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jan Sulkiewicz
Jan Sulkiewicz , 4 latka

Nieuleczalna choroba małego Jasia... Walczmy o niego razem!

Jasiu jest wesołym, pogodnym 3-latkiem, który cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne'a. Ta straszna choroba kawałek po kawałku zabiera nam naszego synka… Z całego serca prosimy o pomoc! Schorzenie jest bardzo rzadkie i prowadzi do postępującego i nieodwracalnego zaniku mięśni… Do kardiomiopatii i niewydolności oddechowej! Nie da się go wyleczyć!  Tak bardzo boimy się o naszego synka. U chłopców między 8 a 14 rokiem życia dochodzi do utraty zdolności samodzielnego poruszania się. Śmiertelność choroby w młodym wieku jest niestety wysoka… W celu opóźnienia choroby Jaś jest systematycznie rehabilitowany. Wszystko po to, aby zapobiegać powstawaniu przykurczów stawowo-mięśniowych, deformacji kręgosłupa. Nasz kochany synek będzie musiał być wspomagany sterydami, które będziemy sprowadzać dla niego z Niemiec. Mają one najmniejsze skutki uboczne. Jasiowi będą potrzebne również ortezy. Musimy być pod stałą opieką wielu specjalistów m.in. neurologa, kardiologa, pulmonologa, ortopedy, okulisty, logopedy, psychologa oraz rehabilitanta. Czasami są to lekarze z zagranicy. Niestety wiąże się to z dużym nakładem finansowym… Mamy nadzieję, że te wszystkie działania i pomoc wielu specjalistów pomoże Jasiowi utrzymać jak najdłużej sprawność ruchową. Zyskać czas i nadzieję na wynalezienie leku na tę straszną chorobę. Wierzymy, że będziecie z nami i pomożecie Jasiowi w tej trudnej walce! Rodzice ➡️ Facebook ➡️ Instagram

27 023 zł
Filip Namysłowski
Filip Namysłowski , 7 lat

Filip – gladiator, który został niewolnikiem własnego ciała. Pomoc ponownie potrzebna!

Jestem ogromnie wdzięczna za to, że pomagaliście i pomagacie Filipkowi! Dziękuję ze wzruszeniem za każdą wyciągniętą do nas pomocną dłoń. Dzięki poprzedniej zbiórce zakupiliśmy kilka specjalistycznych sprzętów, w tym wózek. Nasza historia Filip ma 6 lat i cierpi na genetyczną chorobę o nazwie – Zespół Lescha-Nyhana. Wszystko, co udało się nam osiągnąć w zakresie rozwoju, to zasługa systematycznej, ciężkiej pracy Filipa i specjalistów. Nasz wojownik jest dzieckiem głównie leżącym, więc cały czas musimy dbać o kondycję jego mięśni, stawów, kręgosłupa. Wypracowaliśmy system edukacji i komunikacji, dzięki czemu pojawiły się pierwsze, liczne słowa.  Filip z dnia na dzień zmienia się, rośnie, przez co boryka się z coraz to nowymi problemami. Ma kłopoty gastryczne, ograniczenia ruchowe, słabą odporność (dodatkowo nawracające afty i jęczmień) oraz problemy ze wzrokiem.  Choroba, na którą cierpi nasz synek, jest nieuleczalna. Jedyne, co możemy zrobić to dbać o jego komfort psychiczny i fizyczny. W odpowiedniej chwili podać lek przeciwbólowy lub udać się do szpitala. Filip nie powie, co go boli... Nie powie, co by mu pomogło... W ostatnich miesiącach choroba pokazała dodatkowe objawy, o których wcześniej czytaliśmy i liczyliśmy, że u syna nie wystąpią. Chodzi o zachowania autoagresywne… Trudno znieść ten widok i emocje, jakie nam wtedy towarzyszą. Choroba zaskakuje nas każdego dnia. Nasz budżet nie jest w stanie pokryć wszystkich potrzeb Filipa. Dlatego założyliśmy zbiórkę, żeby nasz bohater mógł mieć zapewnioną najlepszą opiekę specjalistyczną, leki, badania oraz rehabilitacje. Dzięki Waszemu wsparciu nasz zeszłoroczny cel został osiągnięty. Nie możemy pozwolić na przerwę, brak rozwoju, czy regres u naszego gladiatora. Dlatego prosimy, pomóżcie mu w walce! Razem możemy więcej! Pomimo ciężaru życia, Filipek potrafi cieszyć się z wszystkich pozytywnych rzeczy i zarażać swym uśmiechem innych. Wiemy doskonale, że jest mnóstwo innych zbiórek, że chciałoby się pomóc każdemu... Pamiętajcie, że nawet jedna złotówka wpłacona przez odpowiednią ilość osób sprawia, że jesteśmy bliżej celu. Z góry dziękujemy za wsparcie! Rodzice

26 841,00 zł ( 16,96% )
Brakuje: 131 372,00 zł
Bogdan Panek
Bogdan Panek , 54 lata

Jedna chwila zmieniła życie w walkę i ból! Pomóż Bogdanowi!

Do początku lipca prowadziliśmy z mężem szczęśliwe życie. Jeden telefon zmienił wszystko. Dowiedziałam się, że mąż trafił do szpitala, ponieważ doszło do tragedii – upadku z drabiny. Po przyjeździe do szpitala okazało się, że wypadek Bogdana był tak poważny, że lekarze nie dawali mu na przeżycie więcej niż 72 godziny… Męża wprowadzono w śpiączkę farmakologiczną i poddano bardzo ciężkiej operacji odbarczania krwiaków w mózgu i móżdżku. Tak naprawdę, pomimo upadku z niewielkiej wysokości, dostałyśmy informację, że Bogdan przy tak poważnym urazie powinien zginąć na miejscu. Najtragiczniejszym momentem dla nas była chwila, w której lekarze powiedzieli nam, abyśmy się z nim pożegnały, bo nie dają mu szans na przeżycie!  Wówczas dominował w nas lęk, strach, niesamowity ból i tysiące pytań! Dlaczego taka tragedia spotkała właśnie naszą rodzinę? Dlaczego my? Dlaczego tak się stało? Do tej pory się nad tym zastanawiamy, jednocześnie dziękując Bogu za to, że dał Bogdanowi szansę na walkę. Mijały godziny, mąż walczył, a my razem z nim. Byłyśmy przy nim w każdej możliwej chwili. Nasza wiara była i jest tak silna, że nie dopuszczałyśmy do siebie żadnej złej myśli, mimo, że codziennie dostawałyśmy informacje, że stan męża jest  ciężki, a zagrożenie życia nie ustawało.  Po kilku dniach walki mąż zaczął oddychać bez respiratora, jednak to nie trwało długo. Niestety, doszło do kontaktu z bakterią – gronkowcem… Po kilku dniach z następną, szpitalną bakterią, która okazała się bardzo groźnym zapaleniem płuc, co uniemożliwiło samodzielne oddychanie Bogdana i z powrotem konieczne było uruchomienie respiratora.  Lekarze nie dawali mu żadnych szans, a jednak mąż częściowo się wybudził! Reaguje na dotyk, ból i otwiera oczy. Największym problemem jest to, że ciągle nie jest w stanie oddychać sam... Po przebytym zapaleniu płuc zbiera mu się tam wydzielina. Przez to narażony jest na kolejne powikłania w postaci np. zapalenia płuc. Chcąc pomóc mężowi powoli wracać do zdrowia musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy! Aby dać mu szansę na życie, musimy oddać go w ręce najlepszych specjalistów, którzy wiedzą jak postawić go na nogi, a co najważniejsze, nauczyć go samodzielnego oddechu. Do tego potrzebna jest rehabilitacja oddechowa i ogólnousprawniająca. Niestety taka rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku jest bardzo kosztowna. Z tego powodu zwracamy się do Was z ogromną prośbą o pomoc dla Bogdana. On się nie poddał, więc my też nie możemy się poddać!  Żona Joanna z córkami

25 002,00 zł ( 23,5% )
Brakuje: 81 381,00 zł
Justyna Wilk
Justyna Wilk , 32 lata

Straciłam nogę, ale nie stracę woli walki! Pomocy!

Jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci. To moje największe skarby, którym uchyliłabym nieba. Niestety, od 6 lat walczę z okrutnymi chorobami. Chorobami, w wyniku których straciłam nogę…  Moja nierówna walka zaczęła się w 2018 roku. Kiedy byłam w 17. tygodniu ciąży, trafiłam do szpitala. Lekarze zdiagnozowali małopłytkowość, a potem skrzepy we krwi. Straszono mnie, że nie przetrwam ciąży, ale się nie poddałam! Urodziłam zdrową córeczkę. Niestety, moja choroba się nasilała. Pojawiły się też kolejne diagnozy i leczenie. Łącznie przeszłam ponad 30 zabiegów, ale nogi nie udało się uratować. Lekarze podjęli decyzję o amputacji. Nie mogłam w to uwierzyć! Byłam już mamą, bałam się, że nie poradzę sobie w opiece nad dziećmi, ale wiedziałam, że nie mogę się poddać! Od lipca 2024 roku poruszam się na wózku inwalidzkim. Codzienne funkcjonowanie sprawia mi wiele trudności, nie jestem w stanie wykonywać nawet najprostszych czynności. Na szczęście mam wspaniałe dzieci, dwa skarby, które bardzo mnie wspierają. Szczególnie starszy synek – dzięki niemu mogę przejechać kilometr do sklepu… Walka o sprawność jest bardzo trudna. Moim jedynym ratunkiem są proteza i nowy wózek, ale ich koszt przewyższa moje możliwości. Mimo to wiem, że nie mogę się poddać! Chcę zapewnić moim dzieciom jak najlepszą opiekę, ale by to zrobić, najpierw muszę zadbać o swoje zdrowie.  Bardzo proszę o Wasze wsparcie, bo tylko dzięki niemu będę mogła walczyć dalej. Straciłam już nogę, ale nie chcę stracić woli walki...  Justyna 🎥 Reportaż o Justynie

23 645,00 zł ( 55,56% )
Brakuje: 18 909,00 zł
Artur Ciesielski
Artur Ciesielski , 47 lat

Możesz pomóc mu odzyskać dawne życie – Potrzebne wsparcie dla Artura❗️

Artur był zawsze wesołym i ambitnym człowiekiem. Jest tatą dwójki dzieci, od niedawna instruktorem nauki jazdy. Praca stała się jego pasją, bezpieczne poruszanie po drodze nawykiem. Ale nawet to nie wystarczyło, by zapobiec tragedii… W połowie kwietnia zdarzył się wypadek komunikacyjny, w wyniku którego doszło do uszkodzenia płata czołowego, a potem amputacji nogi powyżej kolana! Lekarze przez dwa miesiące walczyli o życie Artura… Teraz my walczymy o jego zdrowie i samodzielność. Artur cudem odzyskał świadomość. To pomogło i perspektywa powrotu do rodziny dała mu motywację do ćwiczeń. Ale ponieważ poważna infekcja w amputowanej nodze spowodowała, że do tej pory miał tylko rehabilitację przyłóżkową – wciąż jest całkowicie zależny od innych. Wśród nieszczęść i niepewności pojawiła się jednak nadzieja – noga w końcu zaczęła się goić! Teraz kolejnym krokiem jest kompleksowa rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku. Usprawnienia wymaga całe ciało: odzyskanie sprawności w lewej ręce z niedowładem, ćwiczenia wzroku, by zwiększyć pole widzenia… Niedługo będziemy też na etapie, na którym trzeba przygotować kikuta pod protezę, a końcowym etapem będzie nauka chodzenia, która pozwoli Arturowi ostatecznie wrócić do normalnego funkcjonowania. W całej tej tragedii zaświeciło dla nas Słońce, dając nadzieję, że Artur wróci do nas sprawny i zdrowy. Tego chcemy teraz najbardziej na świecie i wiemy, że turnus rehabilitacyjny może bardzo pomóc. Tym, co nie pomaga, jest rachunek za turnus. Potrzebujemy pomocy, by Artur mógł walczyć o powrót do rodziny, do swoich dzieci już całkowicie. Nasze życie jednego dnia zmieniło się o 180 stopni, ale Wasza pomoc może przywrócić je choć w części na właściwe tory. Każda pomoc jest dla nas nieoceniona. Natalia, narzeczona Artura

22 473,00 zł ( 11,77% )
Brakuje: 168 442,00 zł
Filip Nowaczyk
Filip Nowaczyk , 5 lat

Wraz z diagnozą rozpoczęła się walka Filipka. Pomóżmy mu ją wygrać!

Kiedy Filipek przyszedł na świat, wydawał się takim zdrowym i silnym chłopcem! Dostał 10 punktów w skali Apgar, a ja byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Patrzyłam na niego godzinami i nie mogłam wyjść z zachwytu. Niestety, szczęście prysło niczym bańka mydlana niecałe dwa lata później. Usłyszałam wtedy diagnozę, która zmieniła wszystko – raz na zawsze… Przez pierwsze paręnaście miesięcy życia Filipek rozwijał się jak każde inne dziecko. Zaczął chodzić i mówić w tym samym czasie, co reszta jego rówieśników. Niestety, tuż przed jego 2. urodzinami zaczęłam dostrzegać coraz więcej niepokojących objawów.  Nagle przestał mówić, utrzymywać kontakt wzrokowy, uśmiechać się… Zaczął za to potykać się o własne nogi, wpadać na przedmioty wokół niego oraz na innych ludzi. Byłam przerażona, nie wiedziałam co się dzieje! Po wizytach u neurologa i psychiatry okazało się, że Filipek ma autyzm. Dodatkowo występuje u niego także obniżone napięcie mięśniowe – tak bardzo, że groziło mu poruszanie się na wózku. W tej chwili ze względu na bardzo silną wybiórczość pokarmową synek musi być karmiony strzykawką – nie jest w stanie przyjąć stałego pokarmu. Moje dziecko nie je samodzielnie, nie mówi, nie zgłasza potrzeb fizjologicznych. Potrzebuje pomocy przy wszystkich czynnościach – nawet tych najbardziej podstawowych. Ku mojej rozpaczy Filipek choruje również na epilepsję. Aktualnie trzeci rok czekamy na badanie tomograficzne – ze względu na odległe terminy.  Wraz z usłyszeniem diagnozy zaczęła się walka – walka o jego funkcjonowanie. Filipek uczęszcza do przedszkola specjalnego, jak również na terapię karmienia, integracji sensorycznej oraz rehabilitację. Od dwóch lat jeździ na cotygodniowe zajęcia hipoterapii. Ze względu na brak rozwoju mowy objęty jest także pomocą logopedy. Jesteśmy pod stałą opieką alergologa, okulisty, neurologa, psychologa oraz psychiatry. Niedawno okazało się też, że synek ma koślawość obustronną szyjek kości udowych – musieliśmy więc rozpocząć rehabilitację, by wspomóc jego sprawność.  Niestety, koszty opieki specjalistów oraz terapii są bardzo wysokie. Nie jestem w stanie udźwignąć takiego obciążenia finansowego samodzielnie. Proszę Was o pomoc i wsparcie. Filipek jest jeszcze malutkim dzieckiem, co sprawia, że dzięki regularnej i nieprzerwanej terapii można naprawdę bardzo dużo u niego wypracować. Wspólnie możemy dać mu szansę na rozwój i lepszą przyszłość.  Mama Filipka

22 292,00 zł ( 46,56% )
Brakuje: 25 581,00 zł
Magdalena Swat
Pilne!
Magdalena Swat , 45 lat

Nie chcę być własnością raka

Magdalena choruje od 2013 roku. To wtedy od lekarza usłyszała: „ma pani raka trzustki, zostało pani pół roku życia”. Magda żyje do dziś, prawdopodobnie tylko dlatego, że – jak sama powtarza – nigdy się nie poddała temu, co słyszała na temat swojego zdrowia.  Leczy się w Niemczech. Wydała już oszczędności swoje i rodziny, dziś w zbieraniu pieniędzy pomagają ludzie dobrej woli. Diagnozę usłyszała 9 lat temu. Musiała przejść pięć operacji, podczas których część jej narządów została usunięta. 2/3 trzustki, cała śledziona i woreczek żółciowy. Jej trzustka pracuje, ale musi być cały czas wspomagana. Przez ostatnie kilka lat wiele się wydarzyło, rozrywający ból fizyczny po każdym otwieraniu jamy brzusznej, dreny, sonda, cewnik, stawianie pierwszych kroków w balkoniku, strach i niepewność jak będzie tym razem i jak długo będę zależna od osób trzecich. To wszystko  połączone z uczuciem totalnej niemocy i bezsilności, kiedy chce się krzyczeć z bezradności, bo przecież umiera się, bo nie ma ratunku, bo nie ma leku na świecie, ale czy łatwo jest odejść ze świadomością, że jest leczenie, a nie ma na nie pieniędzy? Rak jest w stanie uśpienia. Magda nie jest zdrowa, bo tak naprawdę nie ma ani w Polsce, ani na świecie pacjenta, któremu oficjalnie udałoby się w pełni wyzdrowieć z nowotworu trzustki. Stan uśpienia choroby pozwala jej żyć, ale gdyby rak nagle zaatakował inne narządy, to dalsze leczenie nie byłoby już możliwe.  W Niemczech rozpoczęła kilka terapii, m.in. immunoterapię komórkami dendrytycznymi i terapię wirusami onkolitycznymi. Nie ma już innych metod leczenia, a terapia eksperymentalna jest przerażająco droga. Jeden wyjazd kosztuje 30 tysięcy złotych i zbiórka pieniędzy jest dla niej ratunkiem.  Na początku leczenia bardzo pragnęłam przeżyć jeszcze trzy lata. Przeżyłam. Gdy minęły te trzy lata, to bardzo chciałam przeżyć kolejne trzy. Przeżyłam dziewięć. I tak sobie myślę, że szkoda by było teraz umierać… Tak jak żołnierz wraca z pola bitwy czasem okaleczony, pozbawiony  kończyn, kaleki to jednak zwycięski i bohaterski tak ja powracam ze swojego pola minowego, pozbawiona kilku narządów i okaleczona jednak otwarcie mówię iż każde życie jakie by ono nie było jest lepsze, niż śmierć. Kiedyś lekarze odradzali mi robienia planów na przyszłość, moje życie było tu i teraz, po latach wyswobodziłam się z koszmarnych myśli i nauczyłam się cieszyć drobiazgami. Nabrałam apetytu na życie i dziś tak trudno mi z tego zrezygnować. Żyję dzięki eksperymentalnym lekom które zapobiegają rozsiewowi raka. Każda dawka w kwocie 30 tys. zł. Straciłam śledzionę, woreczek i większą cześć trzustki, jeśli przerwę terapię rak zaatakuje moją wątrobę i nerki. Bez zdrowych nerek i wątroby toczenie leków onkologicznych już nie będzie możliwe. Każda infekcja osłabia mój układ odpornościowy. Cały grudzień chorowałam na zapalenie ostre oskrzeli, jestem po 2 antybiotykach. Mój organizm po latach choroby i licznych operacjach jest bardzo słaby. Przejście 200 metrów powoduje zmęczenie a w nocy oblewają mnie poty. Po usunięciu dużej części trzustki zmuszona jestem brać leki na cukrzycę, która niszczy dno oka i powoduje że z każdym miesiącem coraz gorzej widzę. Cały czas przyjmuje leki wspomagające mój niewielki kawałek trzustki, leki wspomagające odporność, leki regulujące cukier i wiele innych. Bez Was nie poprowadzę dalej tej walki, zwyczajnie nie dam rady, nie mam na to sił. Kiedyś napisał do mnie młody mężczyzna niepracujący, uzależniony od używek i narkotyków, po odbytej karze więzienia. Podziękował mi w swojej wiadomości za pomoc.  Byłam bardzo zaskoczona, gdyż nic dla tego człowieka nie zrobiłam. Na to on mi odpowiedział, iż moja historia jest dla niego inspiracją i z niej czerpie siłę na zmianę swojego życia. Rzucił narkotyki, podjął pracę i dziś studiuje psychologię. Dotarło do mnie wtedy, iż najprościej zawsze jest się poddać to przecież to nic nie kosztuje, ale ja walczę już nie tylko dla siebie, ale dla tych wszystkich chorych z rakiem trzustki, aby każdemu z nich dać nadzieję na zwycięstwo i pokazać, że zawsze warto podjąć wyzwanie! Magda ––––––––––––––––––  Zbiórka w prasie:  portal.abczdrowie.pl polki.pl/magazyn  bydgoszcz.naszemiasto kobieta.wp.pl

21 397,00 zł ( 8,19% )
Brakuje: 239 773,00 zł
Grzegorz Ciszek
Grzegorz Ciszek , 37 lat

Mojemu mężowi pękł tętniak❗️ Bez rehabilitacji do nas nie wróci! Pomóż!

Grzegorz zawsze był filarem naszej rodziny. Jako kochający mąż i ojciec dwójki naszych synów, był dla nich całym światem. Nigdy nie uskarżał się na zdrowie, poza drobnymi problemami z ciśnieniem i cukrzycą, które były pod stałą kontrolą lekarską. Nic nie zapowiadało tragedii, która miała wkrótce nadejść… 18 marca nasz świat rozpadł się na kawałki. W jednej chwili wszystko się zmieniło – Grzegorz doznał pęknięcia tętniaka, który wywołał masywny krwotok podpajęczynówkowy i rozległy udar lewostronny. To, co stało się później, było prawdziwym koszmarem! Przez dwa miesiące Grzegorz walczył o życie na oddziale intensywnej terapii, podłączony do aparatury, która podtrzymywała jego oddech. Niestety, do dziś nie odzyskał pełnej świadomości i przebywa w ośrodku specjalistycznym, gdzie każdego dnia toczy się walka o jego przyszłość... Grzegorz musi nauczyć się wszystkiego na nowo – od najprostszych czynności po komunikację z nami, jego rodziną. Czeka go jeszcze poważna operacja wstawienia zastawki komorowo-otrzewniowej, która daje nadzieję na poprawę jego stanu, ale to tylko początek drogi. Mąż pracował od lat jako kierowca. Lubił swoją prace. Był szanowany przez współpracowników i pasażerów, z którymi podróżował przez ostatnie lata. Dziś nie może kontynuować swojego dawnego życia... Aby Grzegorz miał szansę na powrót do sprawności, potrzebuje turnusu rehabilitacyjnego, którego koszt przerasta nasze możliwości finansowe. Dlatego zwracamy się do Was z gorącą prośbą o pomoc. Każda złotówka przybliża nas do tego, by Grzegorz mógł wrócić do życia, do rodziny, do nas. Nasze mieszkanie również wymaga dostosowania do jego potrzeb. Wasza darowizna to dla nas nie tylko wsparcie finansowe – to też nadzieja, że Grzegorz odzyska choć część swojego dawnego życia. Prosimy, pomóżcie nam w tej trudnej walce. Razem możemy dać Grzegorzowi szansę na przyszłość. Emilia, żona

21 185,00 zł ( 10,65% )
Brakuje: 177 645,00 zł
Bartek Lewandowski
Pilne!
Bartek Lewandowski , 23 lata

Czy podarujesz szansę na życie❓ Bartosz walczy z NOWOTWOREM❗️

Choroba, która dotknęła mojego syna 3 lata temu, dzisiaj zaczyna go pokonywać. Próby leczenia nie przyniosły efektów, jego stan się pogarszał… Dawnej pełen planów i marzeń młody człowiek zaczął gasnąć… Teraz gdy pojawiło się światełko nadziei, proszę Cię, pozwól mojemu synowi mieć nadzieję, by żyć. Zaczęło się w 2020 roku, kiedy Bartosz zaczął chodzić do lekarza z problemami jelitowymi. Przepisali mu antybiotyki, potem skierowanie na USG, ale badania nic nie wykazały. W marcu 2021 roku syn dostał skierowanie na kolonoskopię. Stawiliśmy się na nią 9 sierpnia i wtedy nasz świat się zawalił.  Lekarz był w szoku. Nie mógł nawet przebić się endoskopem przez guz – nowotwór esicy! Natychmiast pobrano próbkę i na drugi dzień byliśmy już u chirurga-onkologa, a operacja odbyła się 3 września. Usunięto wtedy jelito i 15 węzłów chłonnych. Wszystko działo się tak szybko…  Niestety, każda nadzieja, jaką mieliśmy, w ciągu tych trzech lat była brutalnie gaszona. Pojawiły się przerzuty na wątrobę, kręgosłup, płuca… Nowotwór, najgorsza plaga rozsiewała się po organizmie Bartka! Ostatni tomograf również jednocześnie dał nam nadzieję i część niej odebrał. Nastąpił regres z płuc, ale nowotwór „rozlewa się” po kręgosłupie! Bartek jest teraz na trzeciej chemioterapii. Przechodzi ją bardzo źle… Przy poprzedniej nie był w stanie nawet utrzymać łyżki. Stan syna jest stabilny, lekarze mówią, że jego stan jest paliatywny. Sytuacja spowodowała, że postanowiliśmy prosić Państwa o pomoc. Koszty leczenia są ogromne, a w przyszłości mogą być jeszcze większe, ponieważ szukamy pomocy nawet za granicą. Nie chcę, żeby bezsilność psychiczna i finansowa zakończyła młode życie mojego syna... Bartek wciąż walczy, by żyć jak rówieśnicy. Czy pozwolą mu Państwo mieć nadzieję, by żyć? Anna, mama

20 466 zł