Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Monika Mikołajczyk
13 dni do końca
Monika Mikołajczyk , 33 lata

Potrzebuję pomocy! Moja żona jest w ciężkim stanie!

Ostatnio coraz częściej wracam do wspomnień z naszych początków. Monika jest najpiękniejszym i najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Do niedawna byliśmy tak szczęśliwi... Nagłe zatrzymanie krążenia zmieniło wszystko. 20 czerwca 2024 roku pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Już nic nie jest takie samo. Gdy wracałem z zakupów do domu, zastałem nieprzytomną żonę. Nie dostrzegałem żadnych czynności życiowych, więc momentalnie przystąpiłem do reanimacji. Na miejsce przyjechało pogotowie. Resuscytacja trwała dziesięć minut. Po tym czasie serce Moniki zaczęło być. Niestety, skutki tej tragedii są z nami do dziś. Kiedy żona trafiła do szpitala jej stan był krytyczny. Pierwsze tygodnie po wypadku były nieustanną walką o życie. Trzymałem ją w szpitalu za rękę, przeżywając największą tragedię mojego życia. Choć na co dzień staram się być silny, w tamtej chwili płakałem jak bóbr. Mój Skarb był w śpiączce, a każdy jej oddech zależny był od respiratora... Żona do dziś nie oddycha samodzielnie.  W momencie, w którym Monika się obudziła, zyskałem nadzieję na poprawę naszej sytuacji. Po kilku tygodniach zaczynaliśmy widzieć postępy. Zaczęła reagować na głos siostrzeńca, uśmiechać się i ruszać kończynami. Niestety, jej świadomość jest minimalna. Bardzo mnie to martwi. Na całe szczęście lekarze są zdania, że żona ma szansę na powrót do zdrowia. Choć to dobra wiadomość, każdy kij ma dwa końce. Leczenie i rehabilitacja generują ogromne koszty, a ja wydałem już wszystkie moje oszczędności.  Dziś wiem, że nie ma gorszego uczucia niż bezradność. Chcę pomóc Moni, ale nie mogę. Potrzebuję Waszego wsparcia. Błagam, uratujmy moją żonę… Będę wdzięczny za każdy gest! Łukasz z rodziną

179 776,00 zł ( 84,49% )
Brakuje: 32 990,00 zł
Marcel Wąchała
13 dni do końca
Marcel Wąchała , 3 latka

Nie pozwól, by autyzm odebrał Marcelkowi dzieciństwo! Pomóż!

Narodziny dziecka to moment pełen wzruszeń i radości, co trudno porównać do czegokolwiek innego. Obserwowanie, jak maluch rozwija się z dnia na dzień, przynosi rodzicom niezapomniane emocje. Tak było również w przypadku mojego Marcelka. Jego rozwój początkowo przebiegał bez najmniejszych zastrzeżeń. Nic nie zapowiadało żadnych problemów. Każda chwila spędzona z moim synkiem była dla mnie bezcenna. W końcu dla matki nie ma nic cenniejszego niż czas z własnym dzieckiem. Niestety, ten spokojny okres nie trwał długo... Wkrótce zauważyłam, że zachowanie Marcelka zaczęło się diametralnie zmieniać. To wzbudziło we mnie niepokój. W marcu tego roku podczas wizyty u neurologa zdiagnozowano u mojego dziecka autyzm. W październiku synek skończy 3 lata. Obecnie niestety nie reaguje na swoje imię, nie odpowiada na pytania, nie mówi, a kontakt z nim stał się wyraźnie zaburzony. Unika też kontaktu wzrokowego oraz miewa trudności z koordynacją ruchową. Chodzi na paluszkach oraz cierpi przez słabe napięcie mięśniowe.  Dla wielu rodziców diagnoza autyzmu wydaje się przeszkodą w czerpaniu pełnej radości z rodzicielstwa. Ja jednak nie pozwolę, by to zaburzenie odebrało mojemu dziecku radość z życia. Jego szczęście jest dla mnie najważniejsze. Wierzę, że dzięki rehabilitacji Marcelek otrzyma szansę na prawidłowy rozwój i w przyszłości stanie się bardziej samodzielny. Zebrane fundusze zostaną przeznaczone też na specjalistyczną opiekę medyczną oraz terapie. Odgrywają one kluczową rolę w rozwoju mojego synka, pomagając mu lepiej integrować się społecznie. Dzięki wsparciu specjalistów Marcelek będzie mógł pokonać swoje trudności i zrealizować swój pełny potencjał. Dzięki Wam mój syn otrzyma możliwość przystosowania się do codziennego życia. Wierzę, że Wasza pomoc zapewni Marcelkowi lepszą przyszłość. Z całego serca dziękuję za hojność! Mama Marcelka

1 123 zł
Irena Toroń
Pilne!
13 dni do końca
Irena Toroń , 77 lat

Nowotwór zaatakował moje ciało i chce odebrać mi wszystko, co mam! Pomóż❗️

Zachłanny nowotwór jajnika wkradł się w moje życie, nie pytając o zgodę. Jak złodziej, który bezlitośnie burzy spokój, odebrał mi marzenia i wszelką nadzieję. Bezczelnie rozgościł się w moim ciele, pożerając resztki sił. Wszystko się zmieniło po wyniku ginekologicznego badania... Moja trudna historia zaczęła się od niepokojących sygnałów wysyłanych przez organizm. Od jakiegoś czasu zauważyłam, że zaczynam niekontrolowanie krwawić. Im częściej to się powtarzało, tym bardziej się zastanawiałam, co się ze mną dzieje. Oprócz tego co jakiś czas odczuwałam dość silny ból po prawej stronie, w okolicach jajnika. Ból był intensywny, ale nieregularny – pojawiał się i znikał. Wtedy myślałam, że to nic poważnego, więc za każdym razem czekałam, aż minie. W końcu zdecydowałam się na wizytę u ginekologa. Po rutynowym badaniu okazało się, że w moim organizmie pojawiła się duża endometria, co wymagało natychmiastowej interwencji w szpitalu. Zdecydowano o jej usunięciu, a po operacji nadszedł czas na wyniki. To, co usłyszałam, zmroziło krew w moich żyłach. W połowie czerwca, podczas konsultacji z lekarzem, usłyszałam druzgocącą diagnozę - NOWOTWÓR JAJNIKA. Teraz czeka mnie długotrwała walka – chemioterapia, którą zaplanowano na październik. Aby do niej przystąpić, muszę przejść kolejne etapy leczenia, które będą kluczowe dla mojej przyszłości. Zawsze miałam siłę i niosłam uśmiech, tam, gdzie go brakowało. Teraz zmagam się z największym wrogiem swojego życia. Nowotwór atakuje z bezwzględną siłą, jakby chciał zabrać wszystko, co cenne. Pożera w ciszy. Przede mną czas usłany niepewnością. Ale ja się nie poddaję. Niestety, czeka mnie jeszcze wiele etapów trudnej podróży – kolejne badania, terapie i rehabilitacja. Codziennie walczę o to, by być tu, gdzie jestem, czyli z bliskimi. Niestety koszty leczenia, rehabilitacji i specjalistycznej opieki przerastają moje możliwości. Zmaganie się z tą okropną chorobą to nie tylko fizyczne cierpienie, ale i finansowe wyzwanie. Dlatego zwracam się do Was, prosząc o pomoc. Każdy gest wsparcia to dla mnie wielka nadzieja na lepsze jutro. Możecie się przyłączyć, dodając mi siły, by stawić czoła bezwzględnej chorobie. Pomóżcie mi wygrać tę batalię, abym mogła spokojnie żyć – co próbuje mi odebrać nowotwór. Dziękuję za wszystko!  Irena

8 829 zł
Oliwierek Gill
13 dni do końca
Oliwierek Gill , 3 miesiące

Nie pozwól, by maleńkie serduszko przestało bić❗️ Wesprzyj Oliwierka❗️

Już od pierwszych chwil życia walczy o każdy oddech. Po porodzie natychmiast przetransportowano go do szpitala w Rzeszowie, gdzie przez tydzień przebywał na intensywnej terapii, podłączony do maszyn, które pomagały mu oddychać. Jego małe serduszko od samego początku nie pracuje tak, jak powinno... Nasz synek Oliwierek urodził się 16 sierpnia 2024 roku z poważną wadą serca – tetralogią Fallota. Po długim pobycie w szpitalu wróciliśmy do domu, ale nasz koszmar się nie skończył. Oliwierek musi być pod stałą kontrolą – monitorowany pulsoksymetrem, który chwilowo wypożyczyliśmy ze szpitala. Każdy dzień to strach i niepewność. Każde spadki saturacji to momenty, w których nasze serca zamierają z przerażenia. Obecnie czekamy na pierwszą operację serca, która wstępnie ma się odbyć 10 października 2024 roku w Krakowie-Prokocimiu. To dla nas niezwykle trudny czas, pełen obaw, ale i nadziei, że nasz synek będzie mógł kiedyś normalnie żyć. Oliwierek potrzebuje nie tylko operacji, ale także stałej opieki medycznej, rehabilitacji, leków – rzeczy, na które niestety nas nie stać. Nasza sytuacja życiowa jest wyjątkowo trudna. Mamy troje starszych dzieci, z czego dwoje zmaga się z autyzmem. Jedno z naszych dzieci przeszło już poważny zabieg cewnikowania serca w wieku 8 miesięcy, a teraz przed naszym maleństwem operacja, której koszt przerasta nasze możliwości. Oliwierek ma poważniejszą wadę serca, niż jego siostra. Jesteśmy bezradni, wyczerpani psychicznie i fizycznie, ale nie możemy się poddać – musimy walczyć nie tylko dla Oliwierka, ale też dla jego rodzeństwa! Dlatego zwracamy się do Was, kochani, z ogromną prośbą o wsparcie. Każda złotówka, każde udostępnienie tej zbiórki może przybliżyć nas do ratowania naszego synka. Prosimy, pomóżcie nam w tej nierównej walce o życie Oliwierka. Dajcie mu szansę na zdrowe i szczęśliwe dzieciństwo. Rodzice

2 984 zł
Szymon Grzywna
13 dni do końca
Szymon Grzywna , 13 miesięcy

Szymon potrzebuje Twojej pomocy w codziennych zmaganiach!

Trisomia 21, czyli zespół Downa u dziecka, to nie tylko dodatkowy chromosom – to ból, który towarzyszy rodzicom, każdego dnia. Kiedy po raz pierwszy usłyszeliśmy diagnozę, zatrzymał się nasz świat. Marzenia o spokojnym życiu naszej pociechy rozsypały się w drobny mak, zostawiając miejsce na lęk, niepewność i pytania, na które nikt nie zna odpowiedzi.  Te dzieci z tym zaburzeniem, choć niezwykle kochane, często spotykają się z niezrozumieniem i wykluczeniem. Ich uśmiech bywa przesiąknięty samotnością, bo świat nie zawsze potrafi je zaakceptować takimi, jakie są. Rodzice próbują być silni, ale ciężar, który noszą, jest czasem nie do uniesienia. Nasz synek przyszedł na świat z trisomią 21, czyli zespołem Downa, a także ze znacznym osłabieniem napięcia mięśniowego. Już od pierwszych dni życia walczy z przeciwnościami, które wymagają od nas codziennej determinacji i siły. Niestety, jego układ odpornościowy jest bardzo słaby, przez co regularnie zmaga się z poważnymi infekcjami. Ma zaledwie 8 miesięcy, a już czterokrotnie przeszedł zapalenie oskrzeli, z czego dwukrotnie konieczna była hospitalizacja. Codziennie stawiamy czoła nowym wyzwaniom. Rehabilitacja ruchowa jest kluczowa, aby wspierać jego rozwój i wzmacniać mięśnie, które słabną. Chcemy pozwolić mu na samodzielne funkcjonowanie. Każda sesja rehabilitacyjna to dla niego ciężka praca, a dla nas – nadzieja, że pewnego dnia będzie lepiej. Niestety, długotrwała rehabilitacja oraz leczenie wymagają ogromnych nakładów finansowych, które znacznie przekraczają nasze możliwości. Potrzebujemy również gorsetu ortopedycznego, który pomoże mu w codziennym funkcjonowaniu – sprzętu do rehabilitacji, a także sprzętu medycznego, który ułatwi mu oddychanie i pomoże zapobiegać kolejnym infekcjom. Mimo trudności nie poddajemy się, potrzebujemy jednak Waszego wsparcia, by móc dalej walczyć o zdrowie i lepszą przyszłość dla naszego synka. Każda, nawet najmniejsza pomoc, to dla Szymonka ogromna szansa. Dziękujemy z całego serca za Wasze wsparcie – to dzięki niemu nasz synek ma szansę na lepsze życie. Rodzice

1 180 zł
Liwiana Potrykus
13 dni do końca
Liwiana Potrykus , 6 lat

Liwianka cierpi na rzadką wadę genetyczną! Pomocy!

Moja córeczka jest moim największym szczęściem i spełnieniem marzeń. Zrobiłabym dla niej absolutnie wszystko, by rozwijała się prawidłowo. Niestety, nie wiem, czy kiedykolwiek będzie to możliwe… Liwiana cierpi na wadę genetyczną o nazwie CASK. Przerażające symptomy tej mutacji nie pozostawiają wiele nadziei. Córeczka nie reaguje na najprostsze komunikaty. Rozumiem ją w niewielkim stopniu. Wiem na przykład, że kiedy płacze, to jest głodna. Nasze porozumiewanie się oparte jest na domysłach. Na domiar złego, córeczka ma problem z chodzeniem. Potrafi stawiać kroki jedynie, gdy jest trzymana za rękę. Ma sześć lat, a nie jest w stanie samodzielnie jeść, ubrać się, czy umyć. Nie zgłasza również potrzeb fizjologicznych. We wszystkim muszę jej pomagać. Momentami jestem bezsilna… Gdyby tego było mało, wada córeczki zostanie z nią na całe życie. Jest nieuleczalna. Zgodnie z najnowszymi badaniami, wyłącznie intensywna stymulacja rozwoju i rehabilitacja mogą poprawić jej funkcjonowanie psychoruchowe. Specjalistyczne zajęcia dają efekty, ale prawdziwą nadzieją są turnusy rehabilitacyjne. To na jednym z nich, w wieku 6,5 lat, Liwianka postawiła swoje pierwsze kroki. Niestety, ich cena jest przytłaczająca. Gdybym miała możliwość, zapłaciłabym za nie sama. Dziś są poza moim zasięgiem.  Lekarze i specjaliści są zgodni. W przypadku Liwianki liczy się czas przeznaczony na intensywną rehabilitację. Tylko to może przynieść oczekiwane rezultaty. Niestety, walka o jej zdrowie i sprawność kosztuje bardzo dużo. Jeśli są wśród Was osoby, które chciałyby mi pomóc, będę za to ogromnie wdzięczna! Mama Liwianki

8 420,00 zł ( 28,26% )
Brakuje: 21 368,00 zł
Kubuś Homa
13 dni do końca
Kubuś Homa , 6 miesięcy

Bez rehabilitacji nie ma szans na rozwój❗️Wspieramy malutkiego Kubusia!

Zdrowy chłopiec, 10 punktów w skali Apgar. Jego maleńkie, delikatne rączki zaciśnięte na moim palcu – dnia, w którym Kubuś pojawił się na świecie, nie zapomnę nigdy. Nieskończone, czyste szczęście szybko zmieniło się w paraliżujący strach i żal do okrutnego losu… Od samego początku Kubuś zmagał się z niedokrwistością i niedoborem żelaza. Przyjmował leki, dokładnie według zaleceń lekarzy. 15 czerwca 2024 roku moje życie pierwszy raz się zawaliło... Z przerażeniem odkryłam na klatce piersiowej mojego synka ciemne zasinienia. Nie było żadnego upadku, żadnego uderzenia… Trafiliśmy do szpitala, ale po badaniach odesłano nas do domu. Kilka dni później Kubuś przeszedł kwalifikację do szczepienia – znów bez żadnych podejrzeń. Dokładnie 11 dni później rozpętało się piekło! Bezbronnym ciałem mojego synka zaczęły wstrząsać drgawki. Wszystko potoczyło się błyskawicznie – szpital, badania i pilny transport karetką do innej placówki. Kubusia przyjęto na oddziale intensywnej terapii, jego stan był krytyczny i lekarze zadecydowali o wprowadzeniu mojego maluszka w stan śpiączki farmakologicznej! W mózgu Kubusia wykryto zmiany, które okazały się niemal wyrokiem dla jego dalszego rozwoju… Jak przez mgłę pamiętam słowa lekarzy – „synek dzielnie walczy, ale potrzebne jest przetoczenie krwi i osocza”. Później ponowne przetoczenie…  Respirator... Długo nie było żadnych dobrych informacji o moim Kubusiu. Do tej pory nie wiem, co wywołało tę katastrofę… Mam nadzieję, że najgorsze już za nami. Kubuś jest już w domu ze swoim stęsknionym rodzeństwem i walczy ze skutkami tych tragicznych wydarzeń. Jego trudna droga po zdrowie dopiero się zaczyna... Przestał wodzić oczkami, dlatego muszę zbadać jego wzrok. Ma osłabioną prawą stronę ciała i by mieć szansę na dalszy rozwój, potrzebuje intensywnej rehabilitacji! Państwo refunduje część opieki, ale to kropla w morzu potrzeb. Uszkodzenia mózgu są ogromne, a Kubuś wymaga nieustannych konsultacji, specjalistycznych badań i przede wszystkim regularnej, systematycznej fizjoterapii. Proszę, z całego serca – pomóżcie mi uratować przyszłość mojego synka, zanim zostanie całkowicie zaprzepaszczona… Ewa, mama

1 636 zł
Antek Pietrzak
13 dni do końca
Antek Pietrzak , 6 lat

❗️Daliśmy mu nowy dom i miłość – Wciąż walczymy o zdrowie Antka❗️

Nikt na niego nie czekał. Nikt nie cieszył się z jego pojawienia na świecie. W szpitalu był sam. Bez żadnej rodziny, z ogromnym rachunkiem do zapłacenia. Ale pokochaliśmy go od pierwszego wejrzenia. Daliśmy dom, nazwisko, rodzinę i nieskończenie wiele ciepła. Antoś urodził się 2 miesiące za wcześnie w zamartwicy z niedotlenieniem. W pierwszych godzinach stoczył walkę na śmierć i życie. Przeżył cudem… W wieku 8 miesięcy neurolog postawiła diagnozę — mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe. Powiedziała, że nigdy nie będzie chodził, chwytał, całe życie będzie zależny od innych... My się jednak nie poddawaliśmy! Odwiedzaliśmy go codziennie w szpitalu. Zapoznawanie się z dzieciątkiem w towarzystwie personelu. My nieznający się na dzieciach totalnie i Antoś malutki tak bardzo, że żona, widząc go pierwszy raz, powtarzała to kilka razy w kółko. W końcu zabraliśmy Antka do domu. Radość ogromna, nasze dziecko wymarzone. Zaczęła się walka. Dzięki wsparciu ze zbiórek udało nam się odbyć terapię komórkami macierzystymi w Bangkoku, kontynuować rehabilitacje, terapie, masaże, ćwiczenia wzroku, słuchu. Wyprawy na drugi koniec miasta, od wizyty do wizyty. Wszystko po to, żeby mu pomóc. Wszystko po to, żeby spróbować odzyskać jak najwięcej z utraconego zdrowia… Antoś płaci ogromną cenę za nieswoje błędy, a my kochamy go nad życie. To uczucie w połączeniu z niesamowitą siłą naszego synka sprawiło, że zdarzył się cud. Dziecko, które miało być leżące, zaczęło samo siadać, raczkować, interesować się światem i nami. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia, a z nami rehabilitanci i lekarze. Każdego dnia walczymy o kolejne postępy. Ten rok był dla nas i Antka przełomowy. Dziękujemy Wam z całego serca za pomoc w spełnianiu marzeń Antosia i naszych. Po udanej fibrotomii  we wrześniu i intensywnej rehabilitacji Antoś nie dość, że zaczął chodzić to jeszcze zbiega z i pod górkę, przekracza progi, wchodzi i schodzi ze schodów, tańczy i każdego dnia nas zaskakuje! Każda nowa umiejętność to dla niego mega radość i duma! Antek jest najdzielniejszym i najbardziej upartym małym mężczyzną, jakiego znamy. Upada, potyka się, ale wstaje i dzielnie idzie naprzód. Udało nam się w tym roku zrobić 3 turnusy wyjazdowe, ale rehabilitacja trwa cały czas. Antoś zszedł też zupełnie z leków na padaczkę i mamy nadzieję, że ona nigdy nie wróci. Dla mnie największą radością jest to, że Antoś po 6 latach powiedział „mama”  i teraz to słowo jest przez niego powtarzane 1000 razy dziennie, a ja mam łzy w oczach! Wciąż walczymy o mowę i to na niej oraz na intensywnej rehabilitacji chcielibyśmy się teraz skupić. W planach mamy turnusy, rehabilitację logopedyczną, zakup specjalnego roweru... Wszystko przed nami, ale przyszłość maluje się w barwach nadziei. Zrobimy wszystko, żeby pomóc naszemu synowi, ale finansowo sami tego nie udźwigniemy. Kochani po raz kolejny prosimy Was o pomoc finansową w realizacji marzeń naszego niezłomnego cudownego synka, który swoim uśmiechem i determinacją mógłby obdarować cały świat. Rodzice, Anna i Artur ➡️ Możesz pomóc, biorąc udział w LICYTACJACH

8 529,00 zł ( 9,7% )
Brakuje: 79 344,00 zł
Sławomir Kalisiewicz
Pilne!
13 dni do końca
Sławomir Kalisiewicz , 44 lata

Drugie starcie z nowotworem❗️Pomóż Sławkowi przeżyć!

Trzy  lata temu usłyszałem słowa, które wstrząsnęły całym moim światem… Złośliwy rak prawego policzka – WYROK! Stanąłem oko w oko z diagnozą, która próbuje zabrać wszystko, co jest mi tak bliskie… Nie chcę opuszczać mojej rodziny. Chcę żyć!  Rak to brutalny i nieprzewidywalny przeciwnik. Starając się go pokonać, pokonujesz też własne ciało... Chemio- i radioterapia ratują życie, wyniszczając chore, ale także zdrowe komórki organizmu. Jednak to dzięki nim mój nowotwór się zatrzymał… na chwilę. Niedawno wrócił do mnie ze zwiększoną siłą!  Podczas ostatnich badań lekarze odkryli przerzuty w krtani i płucach… Musiałem przejść zabieg tracheostomii i wszczepienia sondy PEG. Choć jestem wykończony walką o życie, nie mam zamiaru się poddawać. Patrzę w oczy moich  dzieci i odnajduję w nich siłę, mimo że przed chwilą niemal zrezygnowałem… Przede mną jeszcze 6 wlewów palącej chemioterapii, a później monoterapia, którą będę musiał przyjmować co 21 dni. By mieć szansę na przeżycie, potrzebuję środków na dojazdy do szpitala, drogie lekarstwa i opatrunki oraz zakup odsysacza do wydzieliny zalegającej w rurce tracheostomijnej.  Każdy kolejny dzień, który będę mógł spędzić z moją rodziną, jest dla mnie na wagę złota. Choć życie nie zawsze jest takie, jakbyśmy chcieli, warto podjąć o nie walkę… Błagam, pomóżcie mi wygrać tę najważniejszą… Sławomir

2 186 zł