Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Michalina Górczewska
4 dni do końca
Michalina Górczewska , 7 lat

Pomóż Misi słyszeć świat!

Michalinka jest taka wesoła i energiczna. Wszędzie jej pełno. Gdzie tylko się pojawi, tam zaraża uśmiechem wszystkich dookoła. Jednak wiem, że będzie jej ciężko i ta myśl rozdziera moje serce... Dzięki wsparciu osób o wielkich sercach, przez najbliższe miesiące mamy zapewnioną specjalistyczną rehabilitację. Michalinka jest po wszczepieniu implantu ślimakowego. Ten niestety okazał się bardzo drogi w utrzymaniu, dlatego ponownie zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Moja córeczka ma 4 latka i obustronny głęboki niedosłuch, który utrudnia jej z dzieciństwo. Na razie Misia nie jest jeszcze do końca świadoma swoich ograniczeń, ale wiem, że niedługo zacznie jej to przeszkadzać. Córeczka nie potrafi komunikować się z nami i rówieśnikami. Życie stawia przed nią coraz więcej barier. Misia przez to, że nie słyszy, nie nauczyła się dobrze mówić i jeśli nie podejmiemy zdecydowanych kroków, będzie to problem na całe życie... Żeby usłyszeć pierwsze słowo, musimy bardzo ciężko pracować! Misia musi poddać się intensywnej rehabilitacji neurologopedycznej, która jest naszą jedyną szansą w walce o słuch. Ma też wszczepiony i założony aparat ślimakowy, jednak musimy ponosić koszt wymiany akcesoriów, a na to niestety brakuje nam środków. Stąd nasza prośba o pomoc dla córeczki. Za każde wsparcie bardzo dziękujemy! Mama Michasi, Kamila   ➡️ Licytacje dla Michalinki

4 771 zł
Janina Prus-Wilk
Janina Prus-Wilk , 76 lat

Codzienność odbiera mi siłę. Proszę o pomoc!

Dzięki ofiarodawcom pierwszej zbiórki jestem na dobrej drodze do odzyskiwania sił i poprawy zdrowia, za co serdecznie dziękuję! Zakup koncentratora tlenu, zabieg na lewe kolano i rehabilitacja oraz podręczny sprzęt medyczny dają mi większe poczucie bezpieczeństwa. Odzyskuję nadzieję, że będę bardziej sprawna... W osiągnięciu tego celu nadal potrzebuję wsparcia innych osób... Dotyczy to zarówno rocznego leczenia, jak i dodatkowych zabiegów... Widząc większą sprawność leczonego kolana, już marzę o zabiegu również na drugie kolano... Ogromną pomocą byłby dla mnie sprzęt rehabilitacyjny, który w warunkach domowych utrwali efekty rehabilitacji, którą obecnie przechodzę... W wyniku udaru mam jedną stronę ciała słabszą. Taki sprzęt pomoże mi odzyskać równowagę fizyczną, wzmocni organizm, poprawi ukrwienie oraz da mi poczucie większej stabilizacji zdrowotnej. Jestem wdzięczna wszystkim osobom, które nie przechodzą obojętnie obok takich historii jak moja. Moja historia:  Jestem po dwóch udarach (zawałach mózgu) wywołanych zakrzepem tętnic mózgowych. Mam ostre nawrotowe uszkodzenie prawego płata czołowego oraz wieloogniskowe zmiany malacyjne mózgu, niewydolność krążenia mózgowego. Przeszłam jeden zawał serca. Chorobami objęty jest u mnie cały organizm. Od wielu lat choruję na cukrzycę typu II, która powoli wyniszcza mój organizm, hypertrójglicerydemię, miażdżycę tętnic domózgowych, nadciśnienie tętnicze, przewlekłą niewydolność serca/choroba niedokrwienna serca, niedokrwistość (okresowo), refluks żółciowy z przewlekłym zanikowym zapaleniem błony śluzowej żołądka, dyskopatię kręgosłupa, artrozę stawów i kolan. Mam retinopatię cukrzycową, zaćmę, znaczny niedosłuch. Gorzej funkcjonują mi płuca po przejściu covid-19 oraz ze względu na POCHP (rozedma śródrazikowa, guzek podopłucnowy w prawym płucu) często mam problemy z oddychaniem, szybko łapię infekcje oddechowe, które ciężko przechodzę. Nerki pracują coraz słabiej i może dojść do ich niewydolności (ciągle blisko granicy niewydolności, ale stan udaje się poprawiać). W nerce lewej torbiel okołokielichowa oraz torbiel korowa. W nadnerczu prawym pojawiła się zmiana ogniskowa. Choruję na niedoczynność tarczycy od wielu lat. Mam dwa spore guzki tarczycy w obu płatach. Kilka miesięcy temu miałam usuwanego polipa żołądka, oraz polipy jelita grubego. Stwierdzono u mnie przy tej okazji przełyk Barretta, który może być zalążkiem nowotworu przełyku i wymaga obserwacji, kontroli. Gastroskopia w marcu wykazała zanik śluzówki w całym żołądku. Dwa lata temu miałam usuwany pęcherzyk żółciowy i bardzo ciężko przeszłam tę operację. Pogłębiły się u mnie problemy kardiologiczne, złapałam zapalenie płuc – wymagałam pobytu na OIOM. Ze względu na cukrzycę rana pooperacyjna nie goiła się prawidłowo... Po miesięcznym pobycie w szpitalu wróciłam do domu. Ostatecznie dopiero po dwóch miesiącach leczenia domowego rana się wygoiła i zabliźniła. Dlatego potrzebuję wzmacniać organizm poprzez suplementację, rehabilitację, właściwą dietę, aby jak najdłużej utrzymywać wystarczająco dobry, jak na mnie stan zdrowia. W moim przypadku najistotniejsze jest hamowanie, spowalnianie pogarszania sytuacji zdrowotnej, aby nie dopuścić do stanu, w którym będą konieczne ryzykowne dla mnie operacje, gdyż może wystąpić kolejny udar, a nawet niebezpieczeństwo utraty życia! Z obawy przed takimi skutkami lekarze od 4 lat nie decydują się na zoperowanie mi 2 kostniaków w zatoce czołowej, które tak się rozrosły, że zajmują praktycznie prawie całą jej przestrzeń, a trzeci z nich jest na sklepistości kości ciemieniowej...  Moją kolejną potrzebą jest poprawa warunków mieszkaniowych. Łazienka wymaga remontu i dostosowania. Od kilku lat nie mam możliwości umyć się pod bieżącą wodą, gdyż ze względu na stan zdrowia nie jestem w stanie korzystać z wanny-wejść do niej. Mycie gąbką w misce wody jest dla mnie bardzo uciążliwe, więc marzę o tym, aby mieć prysznic...  Żeby zmienić wannę na brodzik trzeba przenieść piecyk gazowy. To z kolei wiąże się gruntowny remontem. Konieczne jest również powiększenie otworu i zamontowanie szerszych drzwi, a także ulepszenie odpływu wody, z którym są ciągłe problemy. Spotkałam się kiedyś z opinią, że z tyloma chorobami to ja długo nie pożyję. Cieszę się, że od tamtej rozmowy minęło już dwa lata, a ja – dzięki Bogu i wsparciu wielu osób w leczeniu - nadal żyję... Życie jest tak pięknym darem, że nie chcę się poddawać beznadziei i walczę o przeżycie każdego pojedynczego dnia. Gdy doświadczam ludzkiego wsparcia to jest to dla mnie komunikat, że inni ludzie też chcą, abym żyła... Wiem, że nie da się pomóc wszystkim ludziom na świecie, ale cieszę się bardzo, gdy ktoś dostrzega w tym świecie również moje potrzeby, moje pragnienie życia i na miarę możliwości przychodzi mi z pomocą!  Janina

9 167,00 zł ( 17,23% )
Brakuje: 44 025,00 zł
Wiktoria Włodarczyk
Wiktoria Włodarczyk , 24 lata

Wciąż żyję nadzieją, że będę bardziej samodzielna

Od najmłodszych lat, los nie był dla mnie łaskawy. Byłam wtedy taka malutka, dopiero co skończyłam drugie urodziny. Kilka dni później uległam poważnemu wypadkowi. W jednej chwili moje życie wywróciło się do góry nogami…  Wskutek wypadku stwierdzono u mnie przerwanie rdzenia kręgowego, czego konsekwencją okazał się paraliż całego ciała. Mam 21 lat i nie wiem, jak to jest móc chodzić. Poruszam się jedynie na wózku, a przy codziennych czynnościach pomagają mi rodzice. Nieustannie toczę walkę o swoją przyszłość.  Byłam zbyt mała, aby cokolwiek pamiętać z tego pechowego dnia. Mama opowiadała mi, że wypadek miał miejsce bardzo blisko domu. Zabrakło dosłownie kilkudziesięciu metrów. Mimo że siedziałam w specjalnym foteliku, uderzenie skierowane było wprost na mnie. Wiem, ile bólu sprawia rodzicom powrót wspomnieniami do tej historii. Z jednej strony czują ogromną rozpacz, że przez ten wypadek jeżdżę na wózku, z drugiej natomiast ogromnie cieszą się, że żyję. Emocje i wzruszenie, które widzę w ich oczach, bardzo mi się udzielają. Teraz rozumiem, jak czuli się te kilkanaście lat temu. Rozumiem ich ówczesny strach i obawy o moje życie. Czasem zastanawiam się, dlaczego taki los spotkał właśnie nas? Tak trudno pogodzić się z myślą, że być może już nigdy nie wstanę na nogi o własnych siłach. Bywa ciężko, ale nie poddaję się.  To, że żyję, jest cudem. Czas po wypadku to miesiące spędzone na OIOMie. Kiedy po pół roku mój stan poprawił się na tyle, aby wyjść ze szpitala, rodzice od razu zapisali mnie na rehabilitację. Rokowania na to, że będę chodzić, były bardzo niepewne. Zajęcia z fizjoterapeutą sprawiły, że mimo słabej siły w rękach, mogę pisać, utrzymać sztućce, jestem w stanie sama poradzić sobie z większością obowiązków domowych. Jeśli z czymś sobie nie radzę, wiem, że zawsze mogę liczyć na najbliższych. Są moim ogromnym wsparciem. Na co dzień, uczęszczam do szkoły specjalnej. W ramach lekcji biorę udział w różnych terapiach. Poza zajęciami mam zagwarantowane 10 godzin rehabilitacji miesięcznie. To bardzo mało, by poprawić komfort mojego funkcjonowania. Niezbędne są dla mnie terapie manualne, kinezyterapia, fizykoterapia itp. Moim niespełnionym marzeniem jest wyjść o własnych siłach na spacer z ukochanym psem. Samodzielnie, stawiać kroki po leśnych ścieżkach, uprawiać jogging w parku, tańczyć w rytm muzyki. Żyć jak wszyscy moi bliscy.  Chciałabym w miarę możliwości usprawnić moje ciało i umysł. To pozwoli mi uwierzyć w siebie i otworzyć się na nowe relacje z ludźmi, czego dzisiaj bardzo mi brakuje. Zwracam się do Ciebie z prośbą o wsparcie w zebraniu środków na roczną rehabilitację. Nie znam innego życia, niż to które mam, ale wciąż mam nadzieję, że mogę być bardziej samodzielna. Wiktoria

5 547,00 zł ( 30,17% )
Brakuje: 12 836,00 zł
Tomasz Mikołajczewski
4 dni do końca
Tomasz Mikołajczewski , 43 lata

Tragiczny wypadek i wyboista droga do sprawności....Pomocy!

Kochający ojciec, wspierający syn i wspaniały przyjaciel... Pracowity, chętny nieść pomoc wszystkim dookoła, z uśmiechem stawiający czoła wszystkim problemom. To właśnie nasz Tomek. Dziś, po tragicznym wypadku trwa walka o odzyskanie jego sprawności... Tomek do wszystkiego podchodził z ogromnym zamiłowaniem, zarówno do pracy zawodowej, jak i do swoich zainteresowań. Pracował w branży samochodowej, która była jego wielką pasją. Motto "w zdrowym ciele zdrowy duch" na stałe wpisane było w życie Tomka. Aktywności fizycznej nie odpuszczał nigdy. Niezależnie od warunków pogodowych – zawsze w ruchu i nieustannie uśmiechnięty. Garściami czerpał z życia i wytrwale zdobywał postawione sobie cele. My jednak ceniliśmy go przede wszystkim za to, że był wspaniałym i kochającym ojcem dla swojego synka. W pełni oddawał się ojcostwu. Wspierał i pokazywał swoje dobre serce. Nikt nie spodziewał się, że za chwilę jego życie wywróci się do góry nogami...  To był 21 listopada 2020 roku. Dzień jak każdy inny… Nie przypuszczaliśmy, że będzie najgorszym w naszym życiu… Tego dnia Tomek uległ ciężkiemu wypadkowi samochodowemu. W krytycznym stanie i z poważnym obrażeniami został przewieziony do szpitala w Łęczycy. Były to dla nas straszliwe chwile… Nie wiedzieliśmy, czy Tomasz przeżyje. Mogliśmy tylko wierzyć w umiejętności lekarzy oraz w siłę i wolę walki naszego przyjaciela… Tomasz doznał ciężkich, wielonarządowych obrażeń – seryjne złamania żeber z odmą opłucnową, liczne urazy brzucha, uszkodzenia jelit, złamanie barku.  Wskutek stłuczeń narządów, konieczna była operacja i wiele zabiegów. Dzięki nim stan Tomka stopniowo zaczął się stabilizować. Niestety do dziś nie udało mu się odzyskać sprawności.  Tomek bardzo chciałby wrócić do aktywnego życia sprzed wypadku. Szansą na to jest kosztowna, kompleksowa rehabilitacja. Niestety nie stać nas na jej opłacenie... Zwracamy się do Państwa z prośbą o pomoc w zebraniu potrzebnych środków. Wierzymy, że z Państwa pomocą Tomek będzie mógł podjąć walkę o swoją przyszłość... Rodzina Tomka 

2 339,00 zł ( 4,18% )
Brakuje: 53 513,00 zł
Rafał Żwański
Rafał Żwański , 21 lat

Prosimy, pomóżcie naszemu synowi znów stanąć na nogi!

Rafał to energiczny i pogodny 18-letni chłopak. Jego największą pasją są komputery, dlatego marzy o tym, by w przyszłości pracować jako informatyk wojskowy. Jakiś czas temu wszystkie plany  musiały jednak zejść na boczny tor... Codziennie słyszymy za oknem jadące na sygnale karetki. To często znak, że ktoś bardzo potrzebuje pomocy, a jego życie jest w dużym zagrożeniu. Jednak już po kilku chwilach zapominamy o tym, nasz dzień toczy się dalej. Raczej nikt się nie zastanawia - kim jest potrzebujący, co czuje jego rodzina, jak bardzo potrzebują pomocy i dobrych wieści,  które mogą przekazać jedynie medycy...  Informacja o tym, że Rafał uległ poważnemu wypadkowi wzbudziła w nas paraliżujący strach. Dzięki pomocy lekarzy nasz syn uniknął amputacji nogi, jednak obrażenia, których doznał były bardzo rozległe. Niestety, mimo mijających tygodni Rafał wciąż nie ma czucia w prawej ręce i potrzebuje naszej pomocy przy codziennych czynnościach.  Mimo XXI wieku wciąż nie wymyślono lepszej i skuteczniejszej metody usprawniania uszkodzonego ciała, jak rehabilitacja. Wiemy, że aby syn odzyskał sprawność potrzebuje niezwykle intensywnej i bardzo długiej rehabilitacji. Nauka chodu, pionizacja pod okiem ortopedy i wiele innych A za wszystko trzeba zapłacić, bo terminy NFZ sa niewiarygodnie odległe. Dlatego zwracamy się do Państwa z ogromną prośbą o pomoc w zebraniu środków na turnus rehabilitacyjny dla Rafała. Każdy pomocny gest ma dla nas ogromne znaczenie! Rodzice Rafała

6 187,00 zł ( 9,45% )
Brakuje: 59 239,00 zł
Artur Sochoń
Artur Sochoń , 40 lat

Grudniowa tragedia - w głowie Artura był tętniak, który pękł❗️Błagam o pomoc...

Artur, mój brat, to życzliwy dla innych, wrażliwy i zawsze chętny do pomocy człowiek. Optymista, który prawie nigdy nie narzeka. Bardzo kocha zwierzęta i dba o los naszych mniejszych braci. Stworzył dom dla sześciu bezdomnych kotów, które kochał nad życie. Artur ma też zdolności plastyczne, pięknie rysuje. W swoim małym warsztacie tworzy różne rzeczy z drewna. A w zasadzie powinnam napisać "tworzył"... Niestety ten świat już nie istnieje... Mija dokładnie rok od tragedii, którą wstrząsnęła życiem całej naszej rodziny. To był grudniowy dzień, początek 2020 roku... Myślami byliśmy już razem, przy wigilijnym stole, podczas Świąt... Dzień zaczął się jak każdy inny - skończył, gdy zadzwonił telefon... To była moja mama. Roztrzęsionym głosem przekazała mi informację, że Artur trafił do szpitala. Okazało się, że w jego głowie był tętniak, który nagle pękł... Mój brat jeszcze chwilę przed chwilą rozmawiał, śmiał się, bawił ze swoimi kotami, w drugiej chwili umierał... Uszkodzenia okazały się ogromne. Lekarze kazali przygotować się nam na najgorsze. W tamtym momencie czułam, że czas dla mnie i mojej rodziny po prostu się zatrzymał... Jak można przygotować się na odejście najbliższej osoby? Nie mogłam zrozumieć, jak to się mogło stać... Do dziś nie umiem pojęć tej niesprawiedliwości. Jak taki pełen życia, młody człowiek z pasjami i marzeniami nagle może stanąć oko w oko ze śmiercią? Błagałam ją, żeby zostawiła Artura w spokoju... To był dla nas wszystkich bardzo trudny czas. Mój brat to wojownik - nawet na chwilę się nie poddał... Codziennie mieliśmy na poprawę, która jednak długo nie nadchodziła. Dopiero po miesiącu spędzonym na intensywnej terapii, gdzie Artur leżał pod respiratorem, pojawiło się światełko nadziei. Dzień po dniu było coraz lepiej... Niestety, tętniak spowodował bardzo duże uszkodzenia mózgu. Cała lewa strona ciała brata jest sparaliżowana. Artur nie mówi, karmiony jest dożylnie, ale oddycha samodzielnie. Po pewnym czasie zaczął delikatnie poruszać ręką i nogą. Serce pęka z bezsilności. Nie mogę siedzieć bezczynnie. Rehabilitacja jest dla Artura jedyną szansą, aby odzyskał choć namiastkę dawnego życia... Na NFZ nie ma co liczyć, musimy zapewnić bratu wsparcie prywatne. Nie jesteśmy w stanie opłacić rehabilitacji, dlatego proszę wszystkich dobrych ludzi o pomoc. Wiem, że w dzisiejszych czasach każdemu jest ciężko, ale proszę o każdą, nawet najmniejszą wpłatę dla Artura. Zdaję sobie sprawę, że brat nigdy nie będzie tak sprawny jak kiedyś... Nigdy nie wróci do dawnego życia... Jednak dzięki rehabilitacji jest szansa, że chociaż w jakimś stopniu odzyska sprawność ruchową. Na koniec pragnę podziękować wszystkim, którzy zechcą nam pomóc w tym bardzo trudnym czasie. Pamiętajcie, że życie jest tak piękne i tak krótkie, że należy cieszyć się każdą jego chwilą. Nigdy nie wiadomo, kiedy może dojść do tragedii  - takiej, która spotkała nas... Proszę, nie zostawiaj nas samych!

18 113,00 zł ( 19,23% )
Brakuje: 76 036,00 zł
Daniel Druszcz
11:29:40  do końca
Daniel Druszcz , 25 lat

Sekunda, która zmieniła życie! Pomagamy Danielowi stanąć na nogi!

Sekunda to tak niewiele, a wszystko potrafi zmienić w naszym życiu. I tak dla Daniela mogła być ostatnią chwilą w jego życiu, bo w wieku 21 lat uległ wypadkowi. Jadąc spokojną uliczką, wyświadczając przysługę koledze, nie mógł przewidzieć, że ktoś, zajeżdżając mu drogę, w jednej chwili przekreśli jego marzenia, pasje, radość życia... W wyniku wypadku doznał obrażeń ciała: złamanie kręgów szyjnych na wysokości C3-C4 z jednoczesnym uciskiem na rdzeń kręgowy oraz skręcenie rdzenia, złamanie trzech żeber, złamanie kości przedramienia ręki prawej i złamanie kości udowej nogi lewej. Skutkiem obrażeń jest niedowład kończyn górnych i dolnych, brak możliwości do samodzielnego oddychania. Podczas pobytu w szpitalu pokonał sepsę, ale dzięki szybkiej interwencji lekarzy  przeżył. Po wybudzeniu ze śpiączki, będąc w pełnej świadomości, co się stało, nie zadawał pytań dlaczego to go spotkało, nie było w nim złości. Choć to całe zdarzenie nie było z jego winy,  przepraszał, mówił, jak bardzo nas kocha. W pierwszej kolejności nie martwił się o siebie, tylko o rodzinę i swoją pracę, która była jego drugim domem. To cały Daniel z dobrym sercem, uczynny, pomagający innym( poświęcający swoje potrzeby dla dobra innych ) . Miał też marzenia jak każdy młody człowiek połączone z pasją kucharzenia i gotowania dla innych. Zaczynając swoją przygodę jako uczeń w znanej meksykańskiej restauracji, bardzo szybko stanął na wysokości zadania. Dzięki swojej charyzmie i ciężkiej pracy  dołączył do grona kucharzy, tworząc niepowtarzalny i zgrany zespół. Jego marzeniem był dalszy rozwój  i stworzenie miejsca pracy prowadzonego  z sercem i oddaniem. Zmieniło się tak wiele, ale marzenia, siła  i dobra energia, która pomimo wypadku w nim drzemie, mogą sprawić, że powróci do zdrowia. Od 01.09.2020  do 19.12.2020 przebywał w Polskim Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej w Krakowie gdzie ciężko pracował z rehabilitantami a cel jest jeden ,powrót do samodzielności. Obecnie od 17.01-13.02.2021 Daniel przebywa w Ośrodku Rehabilitacyjnym NEURON w Małym Gacnie gdzie kontynuuje rehabilitację ze świetnymi rehabilitantami. Daniel to ten przypadek silnego, ciekawego życia pełnego marzeń chłopaka ,który wygrał ze śmiercią. Oddycha samodzielnie (nie potrzebuje już respiratora), odzyskał czucie powierzchowne i częściowo głębokie, porusza już palcami lewej ręki, zaczynają pracować ramiona i przedramiona, kontroluje samodzielnie pozycję pionową w siadzie, porusza coraz to mocniej barkami. Tu czas nie ma znaczenia, on biegnie inaczej, najważniejsza jest dobra rehabilitacja, która da mu szansę  stanąć na nogi.  Pomóżmy mu zrealizować jego marzenia, z których nie rezygnuje, wręcz przeciwnie, jest zdeterminowany i pełen chęci do walki o swoją przyszłość. Niech nie będzie sam w tej trudnej walce. W grupie jest siła i moc, której tak bardzo potrzebuje. Jako jego rodzice wiemy  to i czujemy, że się nie podda, że będzie walczył o siebie  i przy naszym wsparciu, naszej miłości i pomocy wielu dobrych ludzi, których Bóg stawia na naszej drodze, za których dziękujemy każdego dnia, powróci do zdrowia,  realizacji marzeń i będzie mógł dalej wspierać tych, którzy będą potrzebować pomocy. Dziękujemy w imieniu  Daniela i swoim.

40 320,00 zł ( 47,51% )
Brakuje: 44 542,00 zł
Karina Szwarc
Karina Szwarc , 15 lat

Ogrom cierpienia zamknięty w młodym ciele... Karina potrzebuje pomocy!

Karinka od pierwszych chwil skradła nasze serca. Kiedy tylko spoglądała na nas swoimi dużymi, pięknymi oczkami, wiedzieliśmy, że zrobimy dla niej wszystko.  Czule całowaliśmy ją w czółko i szeptaliśmy do ucha słowa wyrażające naszą miłość. Śpiewaliśmy piosenki i opowiadaliśmy bajki. Byliśmy pewni, że nasze głosy ją uspokajają, przecież towarzyszyły jej od zawsze... Dziś wiem, jak bardzo się myliliśmy. Żadne dźwięki nie przynosiły jej ukojenie, bo Karinka po prostu ich nie słyszała...  Nasza córeczka urodziła się głucha. Kiedy skończyła 7. miesiąc, otrzymała swoje pierwsze aparaty słuchowe i rozpoczęła pierwszą rehabilitację. Mimo wielkiego szoku i przerażenia, z każdym dniem uczyliśmy się żyć na nowo i oswajać z całkowicie inną rzeczywistością.  Jednak kiedy wszystko zaczęło się pomyślnie układać, los postanowił wymierzyć nam kolejny cios. Po drugich urodzinach Karinki, zdiagnozowano u niej epilepsję oraz problemy kardiologiczne. Znów musieliśmy przeorganizować swoje życie – częste wizyty u lekarzy, badania i leki, które córeczka przyjmuje do dziś...  Niestety, to nie był koniec naszych problemów. 18 listopada 2020 roku, Karina źle się poczuła. Przez dwa dni miała biegunkę, była bardzo osłabiona, na jej plecach pojawiły się wybroczyny, skóra i oczy zrobiły się żółte, a wyniki krwi okazały się tragicznie. Szybko została skierowana na badania, a diagnoza, jaką usłyszeliśmy znów wywróciła nasze życie do góry nogami – atypowy zespół hemolityczno - mocznicowy.  Na początku nie byliśmy świadomi, z czym przyszło nam się mierzyć. Jednak szybko przekonaliśmy się, że choroba jest bardzo podstępna i agresywna. Sieje ogromne spustoszenie w całym organizmie i jest poważnym zagrożeniem dla życia! Byliśmy przerażeni...  Stan naszej córeczki z każdym dniem się pogarszał. Jej nerki niemal przestały pracować! Choroba przez lata niszczyła naczynia krwionośne i powodowała tworzenie się zakrzepów krwi w całym organizmie. Proces ten nazywany jest mikroangiopatią i niesie za sobą uszkodzenia wielu narządów, w tym poważne uszkodzenia mózgu, nerek i serca...  Mimo że od tych tragicznych wydarzeń dzieli nas rok, wciąż nieustannie boimy się o życie naszego dziecka.... Obecnie co dwa tygodnie jeździmy do Gdańska, gdzie córce podawany jest specjalny lek zatrzymujący rozwój choroby. Codziennie musimy kontrolować jej wagę, ciśnienie, dobową ilość moczu. Każdego dnia, Karina musi przyjmować niezliczone ilości leków i odżywek. Jeździmy na rehabilitację, naukę mowy. Serwisujemy aparaty słuchowe. Sprawdzamy stan skóry i temperaturę ciała. Każda drobna zmiana musi być zgłoszona, aby nie doprowadzić do rzutu choroby.  To wszystko generuje ogromne koszty, jednak wiemy, że nie możemy się poddać. Na szali leży przyszłość naszego dziecka! Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak prosić Was o pomoc! Błagamy, wesprzyjcie nas w walce o lepszą przyszłość Karinki...  Rodzice ➡️ Licytacje dla Kariny 💚

15 450 zł
Krzysztof Kulej
Krzysztof Kulej , 66 lat

Powikłania po COVID odebrały mi sprawność Pomóż mi zawalczyć o przyszłość

Z daleka od najbliższych w najpiękniejsze Święta Bożego Narodzenia toczyłem walkę na śmierć i życie. Wygrałem, ale straciłem coś, co zmieniło moją rzeczywistość na zawsze. Tragiczne skutki koronawirusa mogę jeszcze pokonać, ale tylko z Twoją pomocą! Rodzina, pasje, szczęście - tak w kilku słowach oceniłbym moje życie. W czasie emerytury poświęcałem wiele czasu swoim pasjom - podróżom i majsterkowaniu. To pozwalało mi przenieść się do innego świata, do emocji dostępnych tylko dla tych, którzy mają w swoim życiu prawdziwe hobby. W codzienności towarzyszyli mi najbliżsi - dzięki nim czułem, że wszystko jest na swoim miejscu. Z wiekiem człowiek uczy się cieszyć najmniejszymi rzeczami, drobnymi gestami, które mają ogromne znaczenie. Pewnie to byłaby historia jakich wiele, ale niestety moja została brutalnie przerwana pod koniec ubiegłego roku. W grudniu moje samopoczucie zaczęło się pogarszać. Miałem nadzieję, że to chwilowe, ale duszności i gorączka były bardzo niepokojące z uwagi na rozprzestrzeniający się wirus. Chwilę później sprawy przybrały najgorszy możliwy przebieg. W Święta Bożego Narodzenia trafiłem do szpitala - tam usłyszałem potwierdzenie, stwierdzono zakażenie COVID-19. Pozostawało wierzyć, że mój organizm się nie podda, że znajdzie siłę, by pokonać chorobę bez większych konsekwencji. Niestety - wszystkie założenia związane z chorobą były błędne. Koronawirus spowodował ogromne spustoszenie w osłabionym organizmie, na walkę właściwie nie było szans. W środku pandemii z dala od najbliższych toczyłem jedną z najtrudniejszych batalii w swoim życiu. Bałem się tego, że już nigdy nie zobaczę żadnej z życzliwych mi twarzy.  Chwilę później usłyszałem, że doszło do zakrzepicy. Sytuacja była na tyle poważna, że lekarze nie mieli wyboru - podjęli ostateczną decyzję o amputacji obu nóg na wysokości ud. Do szpitala trafiłem jako sprawny człowiek, a wychodziłem, a właściwie wyjeżdżałem jako osoba pozbawiona możliwości wykonywania najprostszych czynności.  Nie mogłem się pogodzić z myślą, że tak będzie wyglądało moje życie już zawsze. Podjąłem decyzję, że stanę do walki i spróbuję odzyskać to, co odebrała mi choroba. Wiem, że nie będzie łatwo. Wiem, że na swojej drodze spotkam jeszcze mnóstwo barier - dosłownie i w przenośni, a jednak wierzę w lepsze jutro. Niestety, moja nadzieja została wyceniona na ogromną cenę - regularna rehabilitacja i zakup protez są w tym momencie poza zasięgiem moim i mojej rodziny. By zdobyć tę szansę potrzebuję pomocy. Twoje wsparcie, to moja nadzieja na lepsze jutro!  Walczę dla siebie, dla mojej Rodziny, dla której nie chcę i nie mogę być ciężarem. Chciałbym zabrać moje wnuki na spacer, pokazać im świat. Nauczyć, że choćby los wystawiał nas na ciężką próbę, nie warto się poddawać. Pomożesz mi? Krzysztof

8 908,00 zł ( 11,46% )
Brakuje: 68 784,00 zł